P
Poprostu Ja
Guest
Cześć wam wszystkim.
Jestem mężczyzną w wieku około 20 lat.
Chciałbym wam przedstawić moją sytuację z życia... nie liczę tu na współczucie bo całkiem nie wiem jak się czuć. Mam chęć wygadania się i posłuchania jakiś rad? z waszej strony? LICZĘ NA SZCZERĄ PRAWDĘ. Nie piszę tu żeby mieć słowa- "będzie dobrze", wole jak ktoś kto już to wie napisze mi po prostu prawdę może i bolesną.
3 maja 2011 roku poznałem przypadkiem w sieci pewną kobietę. Zaczeliśmy z sobą pisać i "kręcić". Dość szybko złapaliśmy kontakt i zauważyliśmy, że do siebie pasujemy. Ona wyśniona kobieta- idealny wzrost, piękne długie brązowe włosy i niesamowite szare oczy. Uśmiech za który oddałbym wszyzstko, piękne zgrabne nogi, pupa, kształtne piersi... ideał z wyglądu. W moim wieku, patrzy na świat prawie tak samo jak ja chociaż jest pesymistką i mocno spontaniczna. Nie szukałem w ogóle związku ona nie pamiętam, ale jakoś po 1,5-2,5 miesiącu wybuchło potężne uczucie. Zakochaliśmy się w sobie. Jednak ona miała przy sobie też 2 innych facetów, którzy lubili jej mieszać w głowie, nie raz gadaliśmy o tym że oni tylko przeszkadzają i wpieprzają się kiedy jest idealnie. Miałem mnóstwo chwil zwątpienia, gdy ona jak to ona- "spontanicznie" nagle ciągła do jednego/drugiego a potem wracała i ja wybaczałem. W końcu pewnego razu nie wytrzymałem takiej "zabawy" mną, czułem się fatalnie i zdenerwowany "dotknąłem" ją słowami, że zachowuje się jak dziecko, jest niestała, niezdecydowana i bardzo rani mimo iż jej wybaczam i jestem dla niej miły. Ze swojej strony nic nie zawalałem. Uwielbiała spędzać ze mną wieczory, nawet dla niej założyłem zwykłego bloga, gdzie co wieeczór dodwałem notkę z "kącikiem" dla niej. Po moich ostrych słowach- była to końcówka sierpnia, ustaliliśmy że będziemy znajomymi. Mimo iż byliśmy znajomymi, dostawałem od nej sms- "jesteś najważniejszą osobą mimo wszystko" i inne miłe słowa.
Tak do października, w październiku poszła do jednego z tych 2 facetów zaczęła z nim kręcić, nie wiem czy spotykać itp. ze mną utrzymywała znajomość kolega- koleżanka . Sam zakręciłem z jedną z jej znajomych, mieszkających zaraz niedaleko niej, czasami nie wiem czy dobrze ale wyczuwałem zazdrość gdy słyszałem "kiedy znów będziesz na ****" (kropki to nazwa dzielnicy). Czułem że mimo co gdzieś tam jest uczucie. Gdy w nowy rok dostała nóż w plecy od faceta do którego poszła zaraz po mnie... okazało się że kręcił też z inną i zostawił ją w nowy rok samą... ja jako że byłem przy niej pocieszałem ją i pomogłem jej dość szybko stanąć na nogi. Tamtego kochasia oczywiście znienawidziła. Ja od początku roku znalazłem również inną kobietę, jak się potem okazało... brzydko mówiąc- szmatę. Z moją dawną miłością gadałem dalej na relacji kolega-koleżanka. Gdy pod koniec marca poznałem prawdę o "szmacie". Ona też mi "pomogła" ale dziwne... bo mimo iż mnie kochała (czułem to) i tęskniła to motywowała mnie żebym walczył o tamtą. Równo w rok po poznaniu... po tym wszystkim kiedy ustaliliśmy że będziemy tylko znajomymi, wiedzieliśmy że miłość jest w nas... ta prawdziwa, oboje przeżyliśmy nieudane związki i zawiedliśmy się na kolejnych osobach... 3 maja 2012 roku spotkaliśmy się. Poszedłem na spacer mimo iż nigdy nie lubiałem spacerów i co dziwne... ona też! nie była zwolenniczką.
Zaczeliśmy się spotykać jako znajomi... gdy w sierpniu nastąpiła eksplozja uczuć. Przeżyliśmy wspaniałe chwile, wymyślaliśmy przeróżne rzeczy, czasem robiłem z siebie lekkiego głupa śpiewając jej do ucha piosenki, żeby zobaczyć jak się uśmiecha... Ale to nie był czas łatwy zanim to nastąpiło. ONA- zraniona przez gnoja, wątpiła często, martwiła się i bała się związku... bała się że wrócę do byłej... że ją zostawie itp. nawet mieliśmy dzień który miał być naszym "ostatnim spacerem". I zachowałem się zimno... nie przytuałem jej itp. Ale pod koniec spaceru to ona przytuliła się do mnie... a gdy odchodziłem prawie płakała. Miłość? W końcu udało się mi ją przełamać... byłem strasznie uparty i walczyłem o nią całym sercem, przez co z:cenzura:a*em sprawę i zaanagażowałem się. Udało się jest sierpień- jesteśmy razem! po ponad roku przerwy. Wierzycie w to? STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE! Minął sierpień, minął wrzesień, i minęła połowa października- jak to wspominam? czas idealny, była tylko jedna bardzo mała kłótnia, którą udało mi się szybko zażegnać. Ogólnie nie kłóciliśmy się, było idealnie, spacery, wspólne chwile, plany na przyszłość, mnóstwo słodkich słów z jej strony. Pochwał dla mnie.... nie da się tego opisać. Zawsze miałem siebie za skur***la bez serca, ona zmieniła moje zdanie, zacząłem się do niej przytulać, mówić jej o tym co do niej czuję otwarcie. Zaczęło mi zależeć... Przyszedł październik, wszystko było okej to był piątek jeszcze rano odprowadzałem ją i widzieliśmy się. Popołudniu zauważyłem ją na mieście i też było dość okej. Przyszedł wieczór i jej nie było, znikła nie zostawiając śladu... napisałem parę smsów bo martwiłem się bo to do niej nie podobne że tak znika. Nie było jej sobotę i niedzielę... przez weekend wypisałem chyba 20 smsów do niej i żadnego nie otrzymałem spowrotem. MOJE PYTANIE- BYŁEM NAHALNY? Czy po prostu się martwiłem i dobrze zrobiłem a ona popsuła sprawę? Po weekendzie w poniedziałek dostaję wiadomość:
"Hej . Mam dla Ciebie taką trochę nie fajną no wiadomość .. Od paru dni myślę nad rozstaniem .. najlepiej by było gdybyśmy zostali tam przyjaciółmi ,albo znajomymi ."
Po tym spotkalismy się... walczyłem o nią jeszcze cały tydzień rozmawiając z nią... ale ona tłumaczyła to że "nie chce być w związku", "nie ma czasu" i takie błache dość powody... Gdy spotkaliśmy się... po raz pierwszy w życiu uroniłem łzy przez kobietę, żeby nie widziała przytuliłem się do niej i nie jęczałem żeby nie wiedziała... ale ona to czuła że płacze... mimo iż nie widziała mojej twarzy i nie słyszała jęków wzięła moją głowę przytulając do siebie i jeździła dłonią szepcząc cicho głosem "ciiii" siedzieliśmy tak długo... w ciszy nawet nie wiem ile. Po czym wstałem obróciłem się żeby nie widziała łez ale zauważyła... próbowałem skłamać głupio- że wpadło mi coś do oka... ale nie umiem kłamać i nie wyszło... mimo iż nie byliśmy razem wzięła mnie za rękę i odprowadziłem ją na przystanek... powiedziałem jej na koniec "wolę 5 dni życia z tobą niż 50 lat życia bez ciebie". Rozmawialiśmy po tym przez gadu i mówiła że "to że nie jesteśmy razem nie oznacza że nie będę cię kochać." Spotkaliśmy się równo tydzień po tym spotkaniu z rozstania... było niewyraźnie przez 3/4... ale pod koniec gdy zostało nam 30-40min odprawadzałem ją... wzięła mnie za rękę miała pretekst bo miała spuchniętą kostkę ale jednak co czułem że ona tego chciała... brakowało jej tego uczucia... przeszliśmy za rękę tak 3-5min... stanęła przede mną. spojrzała mi prosto w oczy i przytuliła się z całej swojej siły. To był najpiękniejszy moment jaki miałem w ostatnich 2 tygodniach... to było coś pięknego. I powiedziała- "brakowało mi tego"... tak brakowało jej mnie, bliskości, uczucia, przytulenia... nagle jakby ten cały ból który mi zadała znikł... przytuliłem ją mocno do siebie... poszliśmy dalej za rękę. I jak dawniej... oparła mnie o fontannę, usiadłem na skraju a ona stanęła przede mną i prztuliła mnie do siebie... już pamiętam że przy obudywu stuacjach nawet całowaliśmy się. To była sobota... w niedzielę, wyszło tak że również spotkaliśmy się... na początku również był dystans... ale potem to co lubieliśmy co wymyśliłem- gra w karty na buziaki, znów zahaczyliśmy o fontannę. Znów było pięknie.
Pamiętacie mówiłem o 2 facetach? tak jeden ją zdradził a drugi? wykorzystał to że była sama... zakręcił ją, jednego znać nie chciała to został drugi. Nie uwierzyłem że mogła takie coś zrobić. Popadłem w rozpacz... depresję i wiele innych, chciałem odebrać sobie życie. Czułem się fatalnie i jej to powiedziałem... od tego momentu ona zaczynała tracić uczucie do mnie... już nie chciała spacerów, chciała żebym "dał jej spokój", cieszyła się gdy do niej nie pisałem itp. Czułem się fatalnie... a gdy przypomnałem o wszystkich jej słowach, obietnicach słyszałem zimne- "było, minęło" Boli to cholernie i nie życzę tego nikomu. Przyszły jej urodziny na które zostałem zaproszony... jak się okazało mówiła tam o mnie... mówiła, że tęskni, że nie chciała żeby tak wyszło i że gdybym nie był taki nahalny wszystko było by okej. Tak napisała mi jej przyjaciółka. Dała mi wiary i 20 nowych pyań w głowie na które potem nie odpowiedziała. Postanowiłem zebrać się i walczyć o nią dalej, bo w końcu ją kocham a ona mnie też... ona jest strasznie pamiętliwa, wspominalska a ze mną przeżyła cudowne chwile, dostała obrączke która jej miała przypominać o mnie, i co najważniejsze- nigdy jej nie zawiodłem. Walczyłem o nią... ale ona nie chciała mnie już, nie chciała wgl. związków... Ale mimo co była chętna... głodna- głodna nowych/starych znajomych, facetów mężczyzn... miała ich zawsze w okół siebie sporo, ale zawsze jej ufałem. Minął miesiąc po zerwaniu... i nagle "wybaczyła" temu który ją zranił na początku roku... temu którem miała "nigdy" nie wybaczać i którym się brzydziła... Zawiodłem się znów... znów nie dotrzymała słowa, swojego słowa. Zaczęła kręcić z innymi facetami... do dziś nie wiem ilu ich jest/było. A gdy na początku grudnia pytałem czy kogoś ma- "pół na pół"... to cholernie boli... sama mi pisała gdy ten który ją tak zdradził:
"Nie nawrzucał tylko wiesz ,widać ,że mu się układa w tak szybki sposób i wgl . To boli ." Tak było i tym razem... tak jak postąpił tamten tak ona ze mną... rzuciła mnie, prawie bez dobrego powodu. I jak gdyby nigdy nic po 2 tygodniach zaczęła nowe życie, z nowymi i starmi znajomymi, zaczęła się spotykać i flirtować. Nawet zaczęła dawać komuś na swoim photobogu "kąciki" dedykacje dla jakiegoś faceta... czułem się okropnie... czuję się dalej okropnie, jak zabawka? wykorzystany?
Dziś jej na ręke jest to, że nie piszę do niej... ustaliliśmy przerwę od siebie na 1-3 miesiace żeby zobaczyć czy zatęskni... Ona? Oficjalnie mówi, że nie tęskni... ale jednak gdzieś tam w kręu najbliższych znajomych- żałuje że tak wyszło, ale oboje popełniliśmy błędy. Dziś nie gadamy ze sobą już ponad 2 tygodnie... a ona nie wiem czy flirtuje, a jak już to ilu ich jest...
Zawiodłem się na niej... wszystkie te cechy- szczerość, wierność obietnice itp... poszły z dymem. Ostatnio dostałem dowód na to że postąpiła jak zupełnie inna kobieta... po ponad 1,5 roku znajomości czuję się jakby to nie była ona... z resztą nie tylko ja tak mówię/myślę. Czuję że na ręke by było gdybym w ogóle zniknął z jej życia...
Co zrobić? Przerwa jest dobra? Zatęskni? Czy jak mówi wypalone uczucie to nie wróci... i zaczyna z kimś nowym... Może dać jej wolną rękę? może olać ją totalnie? czy po prostu być znajomym? Może powalczyć dalej?
Dodam że jest pamiętliwa, spontaniczna... ale ja byłem może trochę nahalny i mi zależało... przez co byłem "przegrany".
W tekście jest mega dużo pytań... proszę o odpowiedź na jak największą liczbę z nich.
Dziękuję wam! .
Jestem mężczyzną w wieku około 20 lat.
Chciałbym wam przedstawić moją sytuację z życia... nie liczę tu na współczucie bo całkiem nie wiem jak się czuć. Mam chęć wygadania się i posłuchania jakiś rad? z waszej strony? LICZĘ NA SZCZERĄ PRAWDĘ. Nie piszę tu żeby mieć słowa- "będzie dobrze", wole jak ktoś kto już to wie napisze mi po prostu prawdę może i bolesną.
3 maja 2011 roku poznałem przypadkiem w sieci pewną kobietę. Zaczeliśmy z sobą pisać i "kręcić". Dość szybko złapaliśmy kontakt i zauważyliśmy, że do siebie pasujemy. Ona wyśniona kobieta- idealny wzrost, piękne długie brązowe włosy i niesamowite szare oczy. Uśmiech za który oddałbym wszyzstko, piękne zgrabne nogi, pupa, kształtne piersi... ideał z wyglądu. W moim wieku, patrzy na świat prawie tak samo jak ja chociaż jest pesymistką i mocno spontaniczna. Nie szukałem w ogóle związku ona nie pamiętam, ale jakoś po 1,5-2,5 miesiącu wybuchło potężne uczucie. Zakochaliśmy się w sobie. Jednak ona miała przy sobie też 2 innych facetów, którzy lubili jej mieszać w głowie, nie raz gadaliśmy o tym że oni tylko przeszkadzają i wpieprzają się kiedy jest idealnie. Miałem mnóstwo chwil zwątpienia, gdy ona jak to ona- "spontanicznie" nagle ciągła do jednego/drugiego a potem wracała i ja wybaczałem. W końcu pewnego razu nie wytrzymałem takiej "zabawy" mną, czułem się fatalnie i zdenerwowany "dotknąłem" ją słowami, że zachowuje się jak dziecko, jest niestała, niezdecydowana i bardzo rani mimo iż jej wybaczam i jestem dla niej miły. Ze swojej strony nic nie zawalałem. Uwielbiała spędzać ze mną wieczory, nawet dla niej założyłem zwykłego bloga, gdzie co wieeczór dodwałem notkę z "kącikiem" dla niej. Po moich ostrych słowach- była to końcówka sierpnia, ustaliliśmy że będziemy znajomymi. Mimo iż byliśmy znajomymi, dostawałem od nej sms- "jesteś najważniejszą osobą mimo wszystko" i inne miłe słowa.
Tak do października, w październiku poszła do jednego z tych 2 facetów zaczęła z nim kręcić, nie wiem czy spotykać itp. ze mną utrzymywała znajomość kolega- koleżanka . Sam zakręciłem z jedną z jej znajomych, mieszkających zaraz niedaleko niej, czasami nie wiem czy dobrze ale wyczuwałem zazdrość gdy słyszałem "kiedy znów będziesz na ****" (kropki to nazwa dzielnicy). Czułem że mimo co gdzieś tam jest uczucie. Gdy w nowy rok dostała nóż w plecy od faceta do którego poszła zaraz po mnie... okazało się że kręcił też z inną i zostawił ją w nowy rok samą... ja jako że byłem przy niej pocieszałem ją i pomogłem jej dość szybko stanąć na nogi. Tamtego kochasia oczywiście znienawidziła. Ja od początku roku znalazłem również inną kobietę, jak się potem okazało... brzydko mówiąc- szmatę. Z moją dawną miłością gadałem dalej na relacji kolega-koleżanka. Gdy pod koniec marca poznałem prawdę o "szmacie". Ona też mi "pomogła" ale dziwne... bo mimo iż mnie kochała (czułem to) i tęskniła to motywowała mnie żebym walczył o tamtą. Równo w rok po poznaniu... po tym wszystkim kiedy ustaliliśmy że będziemy tylko znajomymi, wiedzieliśmy że miłość jest w nas... ta prawdziwa, oboje przeżyliśmy nieudane związki i zawiedliśmy się na kolejnych osobach... 3 maja 2012 roku spotkaliśmy się. Poszedłem na spacer mimo iż nigdy nie lubiałem spacerów i co dziwne... ona też! nie była zwolenniczką.
Zaczeliśmy się spotykać jako znajomi... gdy w sierpniu nastąpiła eksplozja uczuć. Przeżyliśmy wspaniałe chwile, wymyślaliśmy przeróżne rzeczy, czasem robiłem z siebie lekkiego głupa śpiewając jej do ucha piosenki, żeby zobaczyć jak się uśmiecha... Ale to nie był czas łatwy zanim to nastąpiło. ONA- zraniona przez gnoja, wątpiła często, martwiła się i bała się związku... bała się że wrócę do byłej... że ją zostawie itp. nawet mieliśmy dzień który miał być naszym "ostatnim spacerem". I zachowałem się zimno... nie przytuałem jej itp. Ale pod koniec spaceru to ona przytuliła się do mnie... a gdy odchodziłem prawie płakała. Miłość? W końcu udało się mi ją przełamać... byłem strasznie uparty i walczyłem o nią całym sercem, przez co z:cenzura:a*em sprawę i zaanagażowałem się. Udało się jest sierpień- jesteśmy razem! po ponad roku przerwy. Wierzycie w to? STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE! Minął sierpień, minął wrzesień, i minęła połowa października- jak to wspominam? czas idealny, była tylko jedna bardzo mała kłótnia, którą udało mi się szybko zażegnać. Ogólnie nie kłóciliśmy się, było idealnie, spacery, wspólne chwile, plany na przyszłość, mnóstwo słodkich słów z jej strony. Pochwał dla mnie.... nie da się tego opisać. Zawsze miałem siebie za skur***la bez serca, ona zmieniła moje zdanie, zacząłem się do niej przytulać, mówić jej o tym co do niej czuję otwarcie. Zaczęło mi zależeć... Przyszedł październik, wszystko było okej to był piątek jeszcze rano odprowadzałem ją i widzieliśmy się. Popołudniu zauważyłem ją na mieście i też było dość okej. Przyszedł wieczór i jej nie było, znikła nie zostawiając śladu... napisałem parę smsów bo martwiłem się bo to do niej nie podobne że tak znika. Nie było jej sobotę i niedzielę... przez weekend wypisałem chyba 20 smsów do niej i żadnego nie otrzymałem spowrotem. MOJE PYTANIE- BYŁEM NAHALNY? Czy po prostu się martwiłem i dobrze zrobiłem a ona popsuła sprawę? Po weekendzie w poniedziałek dostaję wiadomość:
"Hej . Mam dla Ciebie taką trochę nie fajną no wiadomość .. Od paru dni myślę nad rozstaniem .. najlepiej by było gdybyśmy zostali tam przyjaciółmi ,albo znajomymi ."
Po tym spotkalismy się... walczyłem o nią jeszcze cały tydzień rozmawiając z nią... ale ona tłumaczyła to że "nie chce być w związku", "nie ma czasu" i takie błache dość powody... Gdy spotkaliśmy się... po raz pierwszy w życiu uroniłem łzy przez kobietę, żeby nie widziała przytuliłem się do niej i nie jęczałem żeby nie wiedziała... ale ona to czuła że płacze... mimo iż nie widziała mojej twarzy i nie słyszała jęków wzięła moją głowę przytulając do siebie i jeździła dłonią szepcząc cicho głosem "ciiii" siedzieliśmy tak długo... w ciszy nawet nie wiem ile. Po czym wstałem obróciłem się żeby nie widziała łez ale zauważyła... próbowałem skłamać głupio- że wpadło mi coś do oka... ale nie umiem kłamać i nie wyszło... mimo iż nie byliśmy razem wzięła mnie za rękę i odprowadziłem ją na przystanek... powiedziałem jej na koniec "wolę 5 dni życia z tobą niż 50 lat życia bez ciebie". Rozmawialiśmy po tym przez gadu i mówiła że "to że nie jesteśmy razem nie oznacza że nie będę cię kochać." Spotkaliśmy się równo tydzień po tym spotkaniu z rozstania... było niewyraźnie przez 3/4... ale pod koniec gdy zostało nam 30-40min odprawadzałem ją... wzięła mnie za rękę miała pretekst bo miała spuchniętą kostkę ale jednak co czułem że ona tego chciała... brakowało jej tego uczucia... przeszliśmy za rękę tak 3-5min... stanęła przede mną. spojrzała mi prosto w oczy i przytuliła się z całej swojej siły. To był najpiękniejszy moment jaki miałem w ostatnich 2 tygodniach... to było coś pięknego. I powiedziała- "brakowało mi tego"... tak brakowało jej mnie, bliskości, uczucia, przytulenia... nagle jakby ten cały ból który mi zadała znikł... przytuliłem ją mocno do siebie... poszliśmy dalej za rękę. I jak dawniej... oparła mnie o fontannę, usiadłem na skraju a ona stanęła przede mną i prztuliła mnie do siebie... już pamiętam że przy obudywu stuacjach nawet całowaliśmy się. To była sobota... w niedzielę, wyszło tak że również spotkaliśmy się... na początku również był dystans... ale potem to co lubieliśmy co wymyśliłem- gra w karty na buziaki, znów zahaczyliśmy o fontannę. Znów było pięknie.
Pamiętacie mówiłem o 2 facetach? tak jeden ją zdradził a drugi? wykorzystał to że była sama... zakręcił ją, jednego znać nie chciała to został drugi. Nie uwierzyłem że mogła takie coś zrobić. Popadłem w rozpacz... depresję i wiele innych, chciałem odebrać sobie życie. Czułem się fatalnie i jej to powiedziałem... od tego momentu ona zaczynała tracić uczucie do mnie... już nie chciała spacerów, chciała żebym "dał jej spokój", cieszyła się gdy do niej nie pisałem itp. Czułem się fatalnie... a gdy przypomnałem o wszystkich jej słowach, obietnicach słyszałem zimne- "było, minęło" Boli to cholernie i nie życzę tego nikomu. Przyszły jej urodziny na które zostałem zaproszony... jak się okazało mówiła tam o mnie... mówiła, że tęskni, że nie chciała żeby tak wyszło i że gdybym nie był taki nahalny wszystko było by okej. Tak napisała mi jej przyjaciółka. Dała mi wiary i 20 nowych pyań w głowie na które potem nie odpowiedziała. Postanowiłem zebrać się i walczyć o nią dalej, bo w końcu ją kocham a ona mnie też... ona jest strasznie pamiętliwa, wspominalska a ze mną przeżyła cudowne chwile, dostała obrączke która jej miała przypominać o mnie, i co najważniejsze- nigdy jej nie zawiodłem. Walczyłem o nią... ale ona nie chciała mnie już, nie chciała wgl. związków... Ale mimo co była chętna... głodna- głodna nowych/starych znajomych, facetów mężczyzn... miała ich zawsze w okół siebie sporo, ale zawsze jej ufałem. Minął miesiąc po zerwaniu... i nagle "wybaczyła" temu który ją zranił na początku roku... temu którem miała "nigdy" nie wybaczać i którym się brzydziła... Zawiodłem się znów... znów nie dotrzymała słowa, swojego słowa. Zaczęła kręcić z innymi facetami... do dziś nie wiem ilu ich jest/było. A gdy na początku grudnia pytałem czy kogoś ma- "pół na pół"... to cholernie boli... sama mi pisała gdy ten który ją tak zdradził:
"Nie nawrzucał tylko wiesz ,widać ,że mu się układa w tak szybki sposób i wgl . To boli ." Tak było i tym razem... tak jak postąpił tamten tak ona ze mną... rzuciła mnie, prawie bez dobrego powodu. I jak gdyby nigdy nic po 2 tygodniach zaczęła nowe życie, z nowymi i starmi znajomymi, zaczęła się spotykać i flirtować. Nawet zaczęła dawać komuś na swoim photobogu "kąciki" dedykacje dla jakiegoś faceta... czułem się okropnie... czuję się dalej okropnie, jak zabawka? wykorzystany?
Dziś jej na ręke jest to, że nie piszę do niej... ustaliliśmy przerwę od siebie na 1-3 miesiace żeby zobaczyć czy zatęskni... Ona? Oficjalnie mówi, że nie tęskni... ale jednak gdzieś tam w kręu najbliższych znajomych- żałuje że tak wyszło, ale oboje popełniliśmy błędy. Dziś nie gadamy ze sobą już ponad 2 tygodnie... a ona nie wiem czy flirtuje, a jak już to ilu ich jest...
Zawiodłem się na niej... wszystkie te cechy- szczerość, wierność obietnice itp... poszły z dymem. Ostatnio dostałem dowód na to że postąpiła jak zupełnie inna kobieta... po ponad 1,5 roku znajomości czuję się jakby to nie była ona... z resztą nie tylko ja tak mówię/myślę. Czuję że na ręke by było gdybym w ogóle zniknął z jej życia...
Co zrobić? Przerwa jest dobra? Zatęskni? Czy jak mówi wypalone uczucie to nie wróci... i zaczyna z kimś nowym... Może dać jej wolną rękę? może olać ją totalnie? czy po prostu być znajomym? Może powalczyć dalej?
Dodam że jest pamiętliwa, spontaniczna... ale ja byłem może trochę nahalny i mi zależało... przez co byłem "przegrany".
W tekście jest mega dużo pytań... proszę o odpowiedź na jak największą liczbę z nich.
Dziękuję wam! .