Bishop986
King of Mars
-Wiesz... jeśli nie przeszkadza Ci ciało jakiejś szumowiny... takiego mogę kropnąć bez wyrzutów sumienia... - poprawił okulary i ruszył za sondą
Czerwona Siatka była jedną z tych spelun, do których nie wchodzi się bez kilku kumpli za plecami. Na pierwszy rzut oka dało się poznać, że tutaj bez problemu znaleźli by jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, który mógłby posłużyć za ciało dla Lamera.
John najpierw dyskretnie rzucił okiem na broń jaką mieli przy sobie goście. Strzelby plazmowe, broń soniczna. "Całkiem 'zaawansowany' sprzęt jak na te czasy" - pomyślał. Drugą rzeczą jaką spostrzegł (całkiem przy okazji) był fakt, że w barze znajdowało się kilku przemienionych. Nie zachowywali się agresywnie, wręcz przeciwnie asymilowali się z otoczeniem zaskakująco dobrze. Nagle na jednym z holograficznych wyświetlaczy pojawiła się twarz pięknej blondynki:
-Przerywamy by nadać komunikat. Za godzinę obowiązkowe karmienie emigrantów z Konglomeratu. Obecność obowiązkowa. Koniec transmisji.
Krótka wiadomość trochę wytrąciła go z równowagi, ale zaraz doszedł do siebie gdy usłyszał interesującą go rozmowę:
-Nie martw się Bart. Nakarmią was i nie będziesz musiał się martwić, że ześwirujesz nam jak ci z pustyni co nie?
-Tamci przyjechali nielegalnie i bez krwi im odbiło...
-No właśnie a jak tam na froncie? Nie żal ci strzelać do "swoich" - człowiek obarczył ostatnie słowo wyjątkową dawką ironii
-Nie... jacy to "moi"?
Dalej już nie słuchał, stał zbyt blisko pijących mężczyzn i bał się, że zauważą jego wścibskość. Postanowił podejść do baru. Zamówił whisky i spytał o dostęp do jakiejś bazy danych. Barman spojrzał na niego leniwie choć z lekkim zdziwieniem w oczach.
-Ty nie stąd co?
-Nie, jestem Wolnym...
-Dobra... dobra... Dostęp do zasobów impranetu są płatne. 30 sztuk złota za godzinę. Tam są konsole - wskazał palcem kilka modułów z wyświetlaczami - Drogo, ale wojsko wykorzystuje prawie wszystko i dla cywili nie wiele zostaje.
-Aha... a skąd mogę wziąć pieniądze? - uśmiechnął się głupkowato i przypadkowo ukazał kły - Ja nie stąd... że tak powiem... ekhm...
-No widzę... Emigrant z Konglomeratu i jeszcze do tego poleciałeś do autonomii... Karmią cię tam? Nie chce żebyś ześwirował w moim barze...
-Spokojnie. Nie jestem głodny - w przypadku Johna "ześwirowanie" było by na całe szczęście niemożliwe - To gdzie można zdobyć kasę
-Walki organizują po drugiej stronie ulicy. Lokal się nazywa "Pustynny Pies". Albo możesz sprzedać ten twój złom. 30 sztuk złota jak nic. A i za whisky 1 sztuka.
Czerwona Siatka była jedną z tych spelun, do których nie wchodzi się bez kilku kumpli za plecami. Na pierwszy rzut oka dało się poznać, że tutaj bez problemu znaleźli by jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, który mógłby posłużyć za ciało dla Lamera.
John najpierw dyskretnie rzucił okiem na broń jaką mieli przy sobie goście. Strzelby plazmowe, broń soniczna. "Całkiem 'zaawansowany' sprzęt jak na te czasy" - pomyślał. Drugą rzeczą jaką spostrzegł (całkiem przy okazji) był fakt, że w barze znajdowało się kilku przemienionych. Nie zachowywali się agresywnie, wręcz przeciwnie asymilowali się z otoczeniem zaskakująco dobrze. Nagle na jednym z holograficznych wyświetlaczy pojawiła się twarz pięknej blondynki:
-Przerywamy by nadać komunikat. Za godzinę obowiązkowe karmienie emigrantów z Konglomeratu. Obecność obowiązkowa. Koniec transmisji.
Krótka wiadomość trochę wytrąciła go z równowagi, ale zaraz doszedł do siebie gdy usłyszał interesującą go rozmowę:
-Nie martw się Bart. Nakarmią was i nie będziesz musiał się martwić, że ześwirujesz nam jak ci z pustyni co nie?
-Tamci przyjechali nielegalnie i bez krwi im odbiło...
-No właśnie a jak tam na froncie? Nie żal ci strzelać do "swoich" - człowiek obarczył ostatnie słowo wyjątkową dawką ironii
-Nie... jacy to "moi"?
Dalej już nie słuchał, stał zbyt blisko pijących mężczyzn i bał się, że zauważą jego wścibskość. Postanowił podejść do baru. Zamówił whisky i spytał o dostęp do jakiejś bazy danych. Barman spojrzał na niego leniwie choć z lekkim zdziwieniem w oczach.
-Ty nie stąd co?
-Nie, jestem Wolnym...
-Dobra... dobra... Dostęp do zasobów impranetu są płatne. 30 sztuk złota za godzinę. Tam są konsole - wskazał palcem kilka modułów z wyświetlaczami - Drogo, ale wojsko wykorzystuje prawie wszystko i dla cywili nie wiele zostaje.
-Aha... a skąd mogę wziąć pieniądze? - uśmiechnął się głupkowato i przypadkowo ukazał kły - Ja nie stąd... że tak powiem... ekhm...
-No widzę... Emigrant z Konglomeratu i jeszcze do tego poleciałeś do autonomii... Karmią cię tam? Nie chce żebyś ześwirował w moim barze...
-Spokojnie. Nie jestem głodny - w przypadku Johna "ześwirowanie" było by na całe szczęście niemożliwe - To gdzie można zdobyć kasę
-Walki organizują po drugiej stronie ulicy. Lokal się nazywa "Pustynny Pies". Albo możesz sprzedać ten twój złom. 30 sztuk złota jak nic. A i za whisky 1 sztuka.