Znajomy Nieznajomych
złomiarz
Dziś rano zapadłem na depresję słysząc kilka słów prawdy o mnie.
Już nikomu nie patrzę w oczy, z nikim nie rozmawiam, z wielkim trudem wypowiadam kilka słów które były wręcz ubłagane przez rodzica. czasami rodzice prubują mnie rozśmieszyć, abym coś powiedział, przedtem to działało teraz, choć mnie śmieszy, to odrazu zmieniam sobie nastrój na negatywny, i nie daję po sobie poznać że pcoś mnie rozśmieszyło.
Przestaję pracować, odmawiam posłuszeństwa, nie lubię mieć jakiego kolwiek kontaktu z jakimkolwiek człowiekiem, chcę być sam.
Wiele razy się obrażałem, szczególnie załamywałem ale poprzednie razy były chwilowe i szybko przemijały.
Zrobiłem już wszystko co w mojej mocy, aby gospodarka miała się lepiej, aby dochód choć minimalny był, a tu nic, ani grosza z mojej inwestycji, w którą włożyłem wszystkie moje oszczędności, i wysiłki.
Pół roku temu skończyłem szkołę, powiedziałem sobie: albo koledzy, koleżanki, imprezy, alkochol albo dom rodzina, gospodarka. Wybrałem to drugie. Teraz okazuje się że nie mogłem gorzej wybrać.
Nie utrzymywałem żadnego kontaktu od tamtego czasu z żadnym kolegą, koleżanką, nawet z nikim nie rozmawiałem, nie próbowałem się nawet spotkać.
Uważałem siebie za człowieka z kamienia, z zasadami. Zasady pozostały, np. to że już nigdy nie zapłaczę, dziś rano strasznie chciało mi się płakać, ale nie zapłakałem.
Straciłem wszystkie marzenia, wszelkie nadzieje. W końcu nadzieja matką głupich, a marzenia są nieosiągalne.
Nie potrafię czasami wykonać prostych poleceń, myślę o czymś innym, i potem się mylę.
Czasami nawet nie potrafię coś porządnie, poprawnie powiedzieć, szczególnie do kogoś kogo nie lubię, nie znam, nie rozmawiałem z tą osobą bądź ta osoba jest ważna lub autorytetem dla innych.
Mógłbym się po prostu powiesić, ale starszy brat mnie wyprzedził, a szkoda.
Wiecie co? Dobjcie mnie kilkoma słowami o mnie bo naprawdę nie ma sensu abym powrócił do tej i tak czarnej rzeczywistości.
Już nikomu nie patrzę w oczy, z nikim nie rozmawiam, z wielkim trudem wypowiadam kilka słów które były wręcz ubłagane przez rodzica. czasami rodzice prubują mnie rozśmieszyć, abym coś powiedział, przedtem to działało teraz, choć mnie śmieszy, to odrazu zmieniam sobie nastrój na negatywny, i nie daję po sobie poznać że pcoś mnie rozśmieszyło.
Przestaję pracować, odmawiam posłuszeństwa, nie lubię mieć jakiego kolwiek kontaktu z jakimkolwiek człowiekiem, chcę być sam.
Wiele razy się obrażałem, szczególnie załamywałem ale poprzednie razy były chwilowe i szybko przemijały.
Zrobiłem już wszystko co w mojej mocy, aby gospodarka miała się lepiej, aby dochód choć minimalny był, a tu nic, ani grosza z mojej inwestycji, w którą włożyłem wszystkie moje oszczędności, i wysiłki.
Pół roku temu skończyłem szkołę, powiedziałem sobie: albo koledzy, koleżanki, imprezy, alkochol albo dom rodzina, gospodarka. Wybrałem to drugie. Teraz okazuje się że nie mogłem gorzej wybrać.
Nie utrzymywałem żadnego kontaktu od tamtego czasu z żadnym kolegą, koleżanką, nawet z nikim nie rozmawiałem, nie próbowałem się nawet spotkać.
Uważałem siebie za człowieka z kamienia, z zasadami. Zasady pozostały, np. to że już nigdy nie zapłaczę, dziś rano strasznie chciało mi się płakać, ale nie zapłakałem.
Straciłem wszystkie marzenia, wszelkie nadzieje. W końcu nadzieja matką głupich, a marzenia są nieosiągalne.
Nie potrafię czasami wykonać prostych poleceń, myślę o czymś innym, i potem się mylę.
Czasami nawet nie potrafię coś porządnie, poprawnie powiedzieć, szczególnie do kogoś kogo nie lubię, nie znam, nie rozmawiałem z tą osobą bądź ta osoba jest ważna lub autorytetem dla innych.
Mógłbym się po prostu powiesić, ale starszy brat mnie wyprzedził, a szkoda.
Wiecie co? Dobjcie mnie kilkoma słowami o mnie bo naprawdę nie ma sensu abym powrócił do tej i tak czarnej rzeczywistości.