Ja sobie dwa razy rozkaleczyłem palec nożem...
Za pierwszym razem:
1) Kroję bułkę, przy czym widzę plamki czerwieni.
2) Myślałem, że po prostu na nożu był dżem.
3) Lewy palec wskazujący zaczął mnie piec.
4) Rana była duża, krwi dużo więcej, więc nie brałem tego do buzi.
5) Wtem wchodzi mama! Bierze palec pod bierzącą wodę.
6) Wylewa pół wody utlenionej
7) Przykłada chusteczkę
8) Zakleja plastrem
9) Zmeinia opatrunek
No i jest blizna, nawet duża. W tym przypadku zachowywałem się prawie tak, jak przykład mężczyzny skaleczącego sobie palec. Ale kurde. Serio to była duża rana. Myślałem, że się wykrwawie, a ryk można było słyszeć w najbliższej okolicy.
Za drugim razem (teraz nie wiem na jakim palcu to było, nie ma blizny nawet
):
1) Kroję bułkę, czuję skaleczenie.
2) Myślę: "KURDE!", wkładam palec do buzi i biegnę do kranu.
3) Odkręcam wodę i wkładam tam palec.
4) Szukam jakiejś apteczki, opatrunku. No kurde ni ciula, ni wody utlenionej, ni plastra.
5) Biorę chusteczkę stołową i owijam palec.(Przy okazji, teraz sobie przypomniałem, był to lewy kciuk)
6) Przeżyłem,nie panikuję, jem tosta.
7) Przyjechał tata, wtem ja pytam się go, czy nie ma jakiś plastrów. Palec z bólu mi sztywnieje.
8) W domu był tylko tata i ja, tata poszedł szukać plastrów do samochodu.
9) Ja z bólu prawie sraki dostaje, ale mężnie siedzę i zaciskam palec.
10) Tata przychodzi, daje mi plaster.
11) Sytuacja opanowana, zakleiłem sobie palec.
Blizna malutka, nie było ryku. Doświadczenie, taaa