Czy wy nie za bardzo dramatyzujecie w tej chwili?
Elen napisał:
ysle, ze dostalas probke i zapowiedz przyszlego zycia. Wlasnie tak bedzie ono wygladac.
Naprawdę wysuwasz takie wnioski na podstawie jednej w sumie niewinnej sytuacji po alkoholu (w momencie pisania przez Ciebie tego posta autorka nie opisała jeszcze szczegółowo tego jak wygląda jej związek)? Przecież na tej zasadzie można z połowy naszego kraju zrobić jakiś niesamowitych zwyrodnialców i twierdzić, że to ostatnie kanalie i szumowiny. Trochę dystansu. To, że ktoś raz zrobił coś głupiego po alkoholu wcale nie oznacza, że będzie tak postępował cały czas. Błędy się zdarzają - każdemu, nawet tym najlepszym. Nie jest sztuką podejmować pochopne decyzje na ich podstawie. Sztuką jest ocenić czy ten błąd był czymś, co faktycznie sugeruje jakiś głębszy problem, czy też może po prostu zwykłą wpadką.
W takich sytuacjach ważny jest kontekst - jak wygląda dana relacja, jak osoba popełniająca ów błąd do tego wszystkiego podchodzi i jak na to reaguje, etc.
Elen napisał:
Zona tego pana, powiedziala mi po imprezie na boku- "owszem mamy dzieci i wnuki ale nie jestem szczesliwa i nigdy nie bylam, zaluje ze nie mialam odwagi na rozwod za mlodu. Wciaz udaje, takie jest moje zycie."
Jedna rzecz to mieć odwagę zakończyć nieudany związek za młodu, druga to rozbijać rodzinę bez wyczerpania wszystkich opcji na jej uratowanie. A w tym przypadku mówimy de facto o rozbijaniu przyszłej rodziny - w końcu autorka jest w ciąży. Nie mamy tu do czynienia z sytuacją, gdzie jej decyzja wpływa wyłącznie na to jak będzie wyglądać jej życie, ale z sytuacją, gdzie od tego wyboru zależy także to, w jakich warunkach będzie dorastać dziecko. Dlatego też decyzja o rozstaniu musi być bardzo dokładnie przemyślana i w mojej ocenie, poprzedzona próbami naprawienia tej relacji. Zdecydowanie odradzałbym więc podejmowanie jakichkolwiek kroków pod wpływem emocji czy urażonej dumy - jeżeli autorka zdecyduje się zakończyć ten związek to powinna być to decyzja odpowiedzialna i przemyślana, a nie pochopna i emocjonalna.
BOSSY napisał:
w kwestii czy ludzie sie nie zmieniają to bym polemizował
Też bym polemizował. O ile jestem w stanie zgodzić się z twierdzeniem, że ludzie łatwo się nie zmieniają, to już twierdzenie, że "ludzie się nie zmieniają" jest wierutną bzdurą. Ludzie jak najbardziej się zmieniają - także w zakresie charakteru, tyle, że takie zmiany albo przebiegają na zasadzie długotrwałej ewolucji albo są podyktowane naprawdę intensywnymi przeżyciami. Nie jest to łatwe, prawda, i należy zachować daleko idącą ostrożność w liczeniu na to, że ktoś się zmieni, ale moim zdaniem nie powinno się bezwzględnie wykluczać takiej ewentualności jak to robi koleżanka.
Elen napisał:
Moze powiem jeszcze cos- warto rozmawiac i dawac szanse, dla spokoju wlasnego sumienia, ze zrobilo sie wszystko co mozna. Ale nie w nieskonczonosc.
Mówisz tak, jakby on ją cały czas zdradzał, ona dawała mu szanse, rozmawiała i walczyła o ten związek, a on dalej robił to samo. Gdyby tak było to bym się z Tobą zgodził, ale w tym przypadku to była jedna sytuacja, gdzie TYLKO pocałował PRZYPADKOWĄ kobietę PO ALKOHOLU. Raz. Tu nie ma żadnej recydywy, dlatego nie rozumiem w ogóle tej wstawki o "dawaniu szansy w nieskończoność". No chyba, że dla Ciebie raz to już nieskończoność... Moim zdaniem nie.
Co innego natomiast w kwestii pozostałych problemów występujących w tym związku - jeżeli bowiem autorka czuje się zaniedbywana oraz widzi, że ten związek nie zmierza w dobrym kierunku, a wszelkie próby rozmowy czy naprawy tej relacji z jej strony spotykają się z negatywną reakcją lub odmową drugiej strony to wówczas pełna zgoda - musi w końcu przyjść taki moment, że autorka powie dość.
W tym przypadku jednak nie dramatyzowałbym z tym pocałunkiem - moim zdaniem akurat to jest w tym wszystkim najmniejszy problem i to jest jak najbardziej do wybaczenia, o ile podobne sytuacje nie zdarzały się wcześniej.
K4514 napisał:
Nie można powiedzieć, ze nie było to w żaden sposób zaplanowane, bo było, na trzeźwo. Dobrze wiedział ze bedą dziewczyny, jest dorosły, wie jak jest po alkoholu. Nawet próbowałam go tłumaczyć w myślach, ze był pijany, ale z drugiej strony wszystko było zaplanowane na trzeźwo. nie mam nic do striptizerek, ale pocałunek to juz dla mnie przekroczenie pewnej granicy.
Było zaplanowane? To znaczy, że co - podejrzewasz, że szedł tam z nastawieniem, że pocałuje się z jakąś striptizerką? Że to otwarcie planował i taki był jego zamiar? Wiesz co, jeżeli tak to zgoda - było to świństwo i zdrada, ale jeżeli nie to ja pozostanę przy moim zdaniu i będę uważał ten pocałunek za zwyczajny wybryk po alkoholu, który zasadniczo nie powinien mieć wiekszego znaczenia.
Musisz rozgraniczyć dwie rzeczy - nie możesz go winić za to, że poszedł na ten wieczór kawalerski i że chciał się dobrze bawić, bo miał do tego pełne prawo. Nie jest w końcu Twoim niewolnikiem. Idąc dalej - jeżeli wcześniej zdarzało mu się, że po alkoholu robił głupie rzeczy czy przystawiał się do innych kobiet to owszem, masz prawo być wściekła, że znowu wypił, choć wiedział, że po alkoholu robi głupoty. Masz też prawo oczekiwać od niego, że w związku z tym ograniczy alkohol podczas kolejnych wyjść.
A co do tego pocałunku - jeżeli nic podobnego się wcześniej nie zdarzyło i on na trzeźwo nie planował, że będzie się całował z inną kobietą, to o ile oczywiście możesz mieć pretensje za alkohol to już robienie z tego pocałunku czegoś wystarczającego do rozbicia związku jest moim zdaniem mocno przesadzoną reakcją. I tu jest właśnie te rozgraniczenie - że problemem w takim przypadku nie był sam pocałunek, ale to, że pomimo świadomości, jak działa na niego alkohol, on nie potrafił się powstrzymać i zrobił coś głupiego (znowu). A już to czy to był pocałunek ze striptizerką czy cokolwiek innego ma tu marginalne znaczenie.
K4514 napisał:
Co do tego jak jest na codzień bywa rożnie, była sytuacja, ze mnie okłamał po czym straciłam do niego zaufanie a on nie robił zawiele, zeby je odzyskać, a w zasadzie nie robił nic. Miałam wrażenie jednak, ze cieszy sie z dziecka mimo iż nie było planowane, ale zauważyłam, ze ma większa potrzebę wychodzenia z kolegami. Trochę czuje sie zaniedbana, nie pomaga mi zawiele w pracach domowych, zakupach, często tez jest nerwowy i krzyczy na mnie. Ale juz do wszystkiego przywykłam tylko ta sytuacja zciela mnie z nóg i dała do myślenia. Zdaje sobie sprawę z tego ze jestem atrakcyjna, a przy nim zaczynam mieć kompleksy, zmieniłam sie, zaczęłam byc mniej wesoła, trochę zamknięta w sobie i bardziej nieśmiała. On natomiast jest bardzo otwarty czasem sie ze mnie naśmiewa i uważa mnie za głupszą od siebie. Próbowałam rozmowy na spokojnie wtedy on sie denerwuje i wyczuwam ze nie ma dużej chęci na rozmowy. Zmienił sie kiedys nie widział świata poza mną teraz nawet nie jest zazdrosny
Widzisz, prawdziwym problemem tego związku nie jest ten nieszczęsny pocałunek po pijaku - prawdziwym problemem jest to, co tutaj napisałaś (pozwoliłem sobie pogrubić najważniejsze elementy).
Spójrzmy na sprawę obiektywnie - gdyby wasz związek był względnie udany, a ten pocałunek byłby jednorazowym wybrykiem po alkoholu, to robienie z tego powodu afery byłoby niepoważne. Co innego wkurzyć się i dać mu odczuć, że nie akceptujesz takich zachowań, a co innego rozważać zakończenie związku z powodu takiej w sumie głupoty.
W Twoim przypadku jednak, obawiam się, tak naprawdę problemem nie jest to, że on pocałował się z jakąś striptizerką na wieczorze kawalerskim, ale to, że nawet gdyby to w ogóle nie miało miejsca, wasz związek nie wygląda na zbytnio udany. Z tego, co piszesz wynika, że brakuje wam umiejętności prawidłowej komunikacji oraz to, że on nie wykazuje odpowiedniego zaangażowania. Dlatego też w pełni rozumiem, że możesz w tym związku nie czuć się najlepiej. Jeżeli ta cała sprawa jest po prostu kroplą przelewającą w Tobie czarę goryczy to jestem w stanie zrozumieć to, że masz teraz dylemat, ale wówczas powodem ewentualnego rozstania nie powinno być to, co stało się na tym wieczorze kawalerskim, ale to jak ogólnie wyglądał wasz związek (w ujęciu całościowym).
Elen napisał:
Skoro jest tak jak piszesz, to uwazam ze sama lub przy pomocy rodziny z powodzeniem wychowasz dziecko.
Widzisz, Elen... Niby masz trochę racji, ale nie do końca. Zasadniczo dla dziecka lepiej jest jeżeli jest wychowywane w pełnej rodzinie. Jeden rodzic nigdy, choćby nie wiem jak się starał, nie jest w stanie czy to sam czy z pomocą rodziny i przyjaciół, do końca zastąpić tego drugiego. Stąd też, z perspektywy dziecka najlepiej jest, aby dorastało ono i było wychowywane w pełnej rodzinie - niczego lepszego tu zwyczajnie nie ma.
To, co Ty sugerujesz... Powiem tak - jeżeli pełna rodzina jest dysfunkcyjna lub patologiczna to wówczas rozbicie jej i wychowywanie dziecka w pojedynkę to po prostu mniejsze zło. I w takim przypadku jestem w stanie pochwalić taki wybór. Nie jestem jednak pewien, czy sytuacja autorki warunkuje natychmiastowe zwijanie żagli - owszem, jej partner zachowuje się nie w porządku, ale musimy wziąć poprawkę na to, że faceci mimo wszystko też mają jakąś konstrukcję emocjonalno-psychiczną i w różny sposób przechodzą okres ciąży oraz czasami dość dziwacznie dostosowują się psychicznie do roli ojca.
W tym, co napisała autorka ja nie widzę absolutnie niczego, co już w tej chwili przekreślałoby tego mężczyznę. Czasami bowiem zdarza się, że widok własnego dziecka bardzo wpływa na faceta - że to jest coś, co go w jakimś tam stopniu zmienia. Dlatego też ja osobiście radziłbym autorce poczekać aż urodzi i będzie mogła zobaczyć, jak jej mężczyzna podejdzie do całej sprawy, gdy już będzie ojcem. Jeżeli nic się nie zmieni i ten związek dalej będzie miał tyle problemów, co teraz, a on w dalszym ciągu będzie zamknięty na rozmowę i szukanie "pokojowego" rozwiązania, wówczas autorka będzie mogła moim zdaniem ze spokojnym sumieniem podjąć decyzję o tym, aby ten związek zakończyć.