B
Blancos
Guest
Z serii: "Blancosa długaśne posty":
Idąc dalej - rób wszystko, co możesz, aby nie być smętna - staraj się walczyć z notorycznym przygnębieniem, odszukaj swoje poczucie humoru (swoje - takie, które Ciebie bawi, a nie takie, które jest popularne), jak piszesz to próbuj nie pisać smętnych, smutnych limeryków albo opowiadań. Ot, postaw sobie od czasu do czasu za cel - dzisiaj napiszę coś wesołego. Ludzie z reguły nie lubią smutnych ludzi, dlatego też dążenie do tego, aby być zabawną (w swoim stylu), pogodną, wesołą i śmiejącą się także z siebie na pewno zadziała na plus. Nie bądź też zawsze poważna - tego też nie lubią młodzi ludzie. Nie bój się - wygłupienie się od czasu do czasu jest w porządku, nawet jak się ludzie z Ciebie pośmieją to szybko o tym zapomną. Pewnie w głowie masz takie wrażenie, że jak zrobisz coś głupiego i ludzie będą się z Ciebie śmiać, albo się z Tobą nie zgodzą, albo nawet wyda im się to dziwne to to zostanie na długi czas. Bzdura. Jeżeli nie będzie to coś naprawdę wielkiego i poważnego to ludzie szybko zapomną o sednie sprawy, a przy Tobie pozostanie opinia osoby wesołej i zabawnej. Jeżeli natomiast zawsze będziesz stonowana i będziesz unikać wszelkiego ryzyka to będziesz się wydawać nijaka i odległa.
Wracając do zainteresowań - po prostu próbuj. Nie lubisz dyskotek? Ok. Ale może polubisz taniec klasyczny? Spróbuj zapisać się na jakiś kurs tańca. Jeżeli to odpada to może jakieś inne rzeczy - np. zajęcia malarskie, rzeźbiarskie, jazda konna, wolontariat - cokolwiek. Po prostu próbuj, a jak coś CI się spodoba to staraj się to rozwijać, nie przejmując się, co powiedzą inni. Twoje zainteresowania i zajęcia mają być przyjemne dla Ciebie. Jeżeli uda znaleźć Ci się znaleźć jakieś pasje i przełamać strach o tym, aby o nich mówić, spora szansa, że albo przy okazji ich rozwijania, albo później poznasz ludzi, którzy lubią to, co Ty i automatycznie będziecie mieli temat do rozmowy A możliwości masz dużo - sztuka, gra na instrumentach, różne sprawy informatyczne, sporty -> do wyboru, do koloru. Musisz tylko próbować Na pewno znajdzie się coś, co polubisz.
Mówisz, że urodziłaś się po to, aby asystować mężowi w sukcesach zawodowych... A jeśli tak to co? Może będziesz miała niesamowicie kochanego i dobrego męża, który będzie osiągał te sukcesy także dzięki Tobie, bo będzie wiedział, że ma w domu kochaną, dobrą żonę, która go wspiera, wierzy w niego i pomaga mu jak tylko może? Może dla tego osiągającego sukcesy męża Twoje dobro i radość będą motorem napędowym do tego, aby się starać? A może to Ty będziesz dla tego człowieka najważniejszym elementem układanki, jaką jest życie? Zastanów się, czy to naprawdę takie złe - owszem, sama może nie osiągniesz nic wielkiego (a może tak - kto to wie), ale będziesz dla kogoś ważna i potrzebna. Dasz komuś życie, etc. W dzisiejszym świecie taka rola kobiety nie jest do końca pożądana, ale pomyśl sobie, czy na pewno jest taka znowu straszna? Oczywiście, jeżeli trafi CI się, że zostaniesz w niej postawiona to staraj się też rozwijać siebie, mieć jakieś swoje pasje i osobowość, ale nie zapominaj, że nawet będąc tylko "tą, która asystuje mężowi" także możesz być ważna, doceniania i potrzebna. A na tym, zdaje się, Ci zależy.
Nie poddawaj się tak na starcie i nie wbijaj sobie do głowy, że jakkolwiek by się Twoje życie nie potoczyło to Ty będziesz albo kulą u nogi, albo służbą, albo tylko asystentką. To bzdura. Owszem, możesz tak skończyć, ale to, co napisałem powyżej miało dać Ci do zrozumienia, że czasami nawet pozornie będąc w czyimś cieniu, można być naprawdę ważnym.
Może warto, zamiast myśleć o śmierci, podejść do tego tak - jest do d...py, trzeba coś z tym zrobić, a że nie mam nic do stracenia to pierniczę, daję z siebie wszystko i przestaję się bać. Bo tak szczerze... Co takiego masz w swoim zyciu teraz, czego boisz się stracić?
Przykro mi to mówić, ale Twoi rodzice są do bani. Może spróbuj kiedyś im się postawić - powiedzieć wprost, że nie jesteś taką córką, jaką by chcieli, ale masz swoje problemy, nie radzisz sobie z nimi i potrzebujesz ich pomocy, nawet jeżeli uważają, że to bzdury.
Co zaś do tej wypowiedzi - nie wywarła na mnie negatywnych emocji, także spokojnie
To nie jest do końca dobra rada. O ile rozżalanie się nad sobą i rozwlekanie pewnych problemów nie jest dobre, i faktycznie powinnaś się trochę opanować, to nie powinno być to rozwiązanie problemu, ale środek służący umożliwienie wypracowania takiego rozwiązania. Innymi słowy - powinnaś się uspokoić i opanować, ale po to, aby przemyśleć sobie sprawę na spokojnie i poszukać jakiegoś racjonalnego wyjścia.Uwaga, najlepsza rada na świecie od rodziców : opanuj sie i nie rozzalaj nad sobą, a tak wogóle to za dużo wymagasz i nie zawracaj głowy problemami, bo nie chce o nich słyszeć.
Wydaje mi się, że Twój problem polega na tym, że wstydzisz się tego, kim jesteś i starasz się za wszelką cenę dopasować do innych. Jest to dla Ciebie trudne i potrzebujesz czasu, aby się dostosować, co sprawia, że w czasie, w którym Ty analizujesz jak powinnaś się zachować i co powiedzieć, inni już zmieniają temat i zostajesz w tyle. Najlepiej byłoby, gdybyś obracała się w kręgu ludzi, którzy akceptowaliby to, kim jesteś i wśród których sama też mogłabyś kreować tematy rozmowy.Niby coś tam potrafię porozmawiać, ale muszę długo myśleć zanim coś odpowiem i wstydzę sie odezwać. Nie wiem co sądze na wszystkie tamaty, jakie istnieją, dlatego myślę, co sądzę i wtedy kiedy chcę to powiedzieć, okazuje sie to już trochę od rzeczy, bo inni powiedzieli mnóstwo i temat sie zmienil. Nie leje sie za mnie potok słów, jak powinno być.
To absolutnie nic złego.Nie chodzę na imprezy, bo nie lubię.
I to jest właśnie problem. Boisz się, że inni przestaną Cię lubić jak będziesz po prostu sobą i uciekasz w bycie kimś, kim zwyczajnie nie jesteś, co najzwyczajniej w świecie Ci nie wychodzi.Boje sie, ze powiem coś, za co inni przestaną mnie lubić.
Bardzo prawdopodobne. Jeżeli uczysz się dobrze to zapewne w oczach innych uczniów uchodzisz za "kujonicę", co sprawia, że nie jesteś zbyt interesująca towarzysko.Moze miało to związek z tym, że wygrałam konkurs kuratoryjny i nie musiałam pisać testu szóstoklasisty, a wszyscy sie do niego uczyli i nie miałam wtedy o czym rozmawiać.
Nie jesteś głupia i nieudana, bo nie trafiłaś na ludzi, z którymi złapałabyś dobry kontakt. Jedyna rada, jaką tutaj można dać to to, abyś po prostu próbowała za wszelką cenę poznawać nowe osoby, czy to na żywo, czy nawet jak sie wstydzisz to przez internet. Musisz postarać się zidentyfikować rzeczy, które lubisz i przestać się ich wstydzić. Sama mówisz, że lubisz sobie pisać - zawsze coś. Może poszukasz sobie jakiegoś kółka zainteresowań w liceum, gdzie będzie możliwość skupienia się na dziełach uczniów, albo też zarejestruj się na jakimś forum o takiej tematyce, albo też po prostu pisz bloga. Rozwijaj to i nie wstydź się tego, co robisz. To nic złego, że sobie piszesz - nawet jeżeli nie masz wielkiego talentu to zawsze możesz napisać coś, co dla kogoś będzie ciekawe Poza tym, liczy się to, abyś miała z tego satysfakcjęWogóle myślę, że to moje przygnębienie prawie na stałe nie jest fajne. Często czuję sie do niczego, albo że zrobiłam albo powiedziałam coś nie tak. Że jestem głupia i nieudana, bo nie umiem mieć satysfakcjonujących relacji z innymi ludźmi ani nawiązywać kontaktu z każdym dookoła ani nawet znaleźć jakiegoś zajęcia, które bym polubiła.
Idąc dalej - rób wszystko, co możesz, aby nie być smętna - staraj się walczyć z notorycznym przygnębieniem, odszukaj swoje poczucie humoru (swoje - takie, które Ciebie bawi, a nie takie, które jest popularne), jak piszesz to próbuj nie pisać smętnych, smutnych limeryków albo opowiadań. Ot, postaw sobie od czasu do czasu za cel - dzisiaj napiszę coś wesołego. Ludzie z reguły nie lubią smutnych ludzi, dlatego też dążenie do tego, aby być zabawną (w swoim stylu), pogodną, wesołą i śmiejącą się także z siebie na pewno zadziała na plus. Nie bądź też zawsze poważna - tego też nie lubią młodzi ludzie. Nie bój się - wygłupienie się od czasu do czasu jest w porządku, nawet jak się ludzie z Ciebie pośmieją to szybko o tym zapomną. Pewnie w głowie masz takie wrażenie, że jak zrobisz coś głupiego i ludzie będą się z Ciebie śmiać, albo się z Tobą nie zgodzą, albo nawet wyda im się to dziwne to to zostanie na długi czas. Bzdura. Jeżeli nie będzie to coś naprawdę wielkiego i poważnego to ludzie szybko zapomną o sednie sprawy, a przy Tobie pozostanie opinia osoby wesołej i zabawnej. Jeżeli natomiast zawsze będziesz stonowana i będziesz unikać wszelkiego ryzyka to będziesz się wydawać nijaka i odległa.
Wracając do zainteresowań - po prostu próbuj. Nie lubisz dyskotek? Ok. Ale może polubisz taniec klasyczny? Spróbuj zapisać się na jakiś kurs tańca. Jeżeli to odpada to może jakieś inne rzeczy - np. zajęcia malarskie, rzeźbiarskie, jazda konna, wolontariat - cokolwiek. Po prostu próbuj, a jak coś CI się spodoba to staraj się to rozwijać, nie przejmując się, co powiedzą inni. Twoje zainteresowania i zajęcia mają być przyjemne dla Ciebie. Jeżeli uda znaleźć Ci się znaleźć jakieś pasje i przełamać strach o tym, aby o nich mówić, spora szansa, że albo przy okazji ich rozwijania, albo później poznasz ludzi, którzy lubią to, co Ty i automatycznie będziecie mieli temat do rozmowy A możliwości masz dużo - sztuka, gra na instrumentach, różne sprawy informatyczne, sporty -> do wyboru, do koloru. Musisz tylko próbować Na pewno znajdzie się coś, co polubisz.
A ja bym bardzo chętnie coś Twojego przeczytał. Sam też lubię pisać - swego czasu napisałem dramat romantyczny, kiedyś też pisałem powieść. Może też jestem polonistycznym antytalenciem, ale wiesz co? Chrzanić to! Ja tam lubię sobie od czasu do czasu coś napisać, albo wysmarować bardzo długiego posta na tym forum z nadzieją, że może komuś pomogę. Dla wielu ludzi może wydawać się to głupie i śmieszne, a efekty mojego czasu po prostu puste i nijakie, ale mi to sprawia przyjemność i tylko to się liczy Nie przejmuj się tym, co mówią rodzice - lubisz pisać do szuflady, pisz śmiało. A jak się odważysz to przepisz coś na komputerze i podeślij do mnie przez wiadomość prywatnąOprócz pisania do szuflady, ale rodzice sie wściekają jak sie dowiadują o tym, że "sobie pisałam", bo mają mnie za polonistyczne antytalencie (w rzeczywistości może Hemingway ze mnie nie jest, ale piszę znośnie i mam dobre oceny z polskiego).
To trochę przykre. Nie daj się sprowadzić do roli osoby bezwartośćiowej, głupiej i niechcianej. Nie warto. Masz pełne prawo mieć własne zdanie i mówić to, co chcesz powiedzieć. Następnym razem, gdy rodzice zaczną Cię tłamsić to powiedz im wprost, że oni też nie są takimi rodzicami, jakich byś chciała, bo nie pozwalają Ci być tym, kim Ty chcesz być i cały czas próbują nakładać na Ciebie jakąś maskę, tak jakby się Ciebie wstydzili. Walcz o siebie, dziewczyno.Wogóle nie chcą słyszeć, co mam do powiedzenia, bo to nie jest to, co by chcieli.
Nie, moja droga, urodziłaś się po to, aby żyć. Nie będę Ci wciskał kitu, że zmienisz świat i w ogóle możesz wszytko, jeżeli tylko się postarasz, bo to brednie. Niemniej, jeżeli trochę się przyłożysz to możesz powalczyć o to, aby coś z tego życia jednak mieć i... aby być dla pewnej grupy ludzi naprawdę ważna. Człowiek nabiera bowiem znaczenia i sensu przez innych ludzi, sam z siebie i dla siebie zazwyczaj jest nikim.Z miesiąc temu tematem mojego rozżalenia było to, że jestem kobietą i urodziłam się tylko po to, żeby umrzeć podczas porodu (Mojej mamie mało sie to nie zdarzyło), asystować mężowi w sukcesach zawodowych albo niańczyć dzieci i dbać o dom.
Mówisz, że urodziłaś się po to, aby asystować mężowi w sukcesach zawodowych... A jeśli tak to co? Może będziesz miała niesamowicie kochanego i dobrego męża, który będzie osiągał te sukcesy także dzięki Tobie, bo będzie wiedział, że ma w domu kochaną, dobrą żonę, która go wspiera, wierzy w niego i pomaga mu jak tylko może? Może dla tego osiągającego sukcesy męża Twoje dobro i radość będą motorem napędowym do tego, aby się starać? A może to Ty będziesz dla tego człowieka najważniejszym elementem układanki, jaką jest życie? Zastanów się, czy to naprawdę takie złe - owszem, sama może nie osiągniesz nic wielkiego (a może tak - kto to wie), ale będziesz dla kogoś ważna i potrzebna. Dasz komuś życie, etc. W dzisiejszym świecie taka rola kobiety nie jest do końca pożądana, ale pomyśl sobie, czy na pewno jest taka znowu straszna? Oczywiście, jeżeli trafi CI się, że zostaniesz w niej postawiona to staraj się też rozwijać siebie, mieć jakieś swoje pasje i osobowość, ale nie zapominaj, że nawet będąc tylko "tą, która asystuje mężowi" także możesz być ważna, doceniania i potrzebna. A na tym, zdaje się, Ci zależy.
Nie poddawaj się tak na starcie i nie wbijaj sobie do głowy, że jakkolwiek by się Twoje życie nie potoczyło to Ty będziesz albo kulą u nogi, albo służbą, albo tylko asystentką. To bzdura. Owszem, możesz tak skończyć, ale to, co napisałem powyżej miało dać Ci do zrozumienia, że czasami nawet pozornie będąc w czyimś cieniu, można być naprawdę ważnym.
Nie, to wina Twojego strachu i braku wiary w siebie. Jesteś czarnowidzką, z góry zakładasz najgorsze, boisz się ryzykować. Tak nie można żyć. Czasami trzeba postawić wszystko na jedną kartę, odważyć się i iść na całość. Czasami trzeba nawet tak buńczucie stwierdzić: "mogę wszystko", albo złapać taką pozytywną złość pt. "zrobię to, albo zginę (oczywiście nie dosłownie) próbując". Będąc taką małą, schowaną dziewczynką, która boi się odezwać nigdzie nie dojdziesz - to prawda. I to jest ten problem, który wynika tylko z tego, że boisz się go zmienić. Nie wiesz nawet, czy gdybyś stwierdziła "pierniczę, idę na całość" ludzie by przestali Cię lubić, nie wiesz, czy byłoby gorzej, bo, jak mniemam, za bardzo nie spróbowałaś.Zawsze coś takiego jest, więc wnioskuję, że nie w problemie problem, tylko we mnie. I następny wniosek: tak, to moja wina, jestem do niczego.
Może warto, zamiast myśleć o śmierci, podejść do tego tak - jest do d...py, trzeba coś z tym zrobić, a że nie mam nic do stracenia to pierniczę, daję z siebie wszystko i przestaję się bać. Bo tak szczerze... Co takiego masz w swoim zyciu teraz, czego boisz się stracić?
Ja tam przeczytałem dokładnie wszyściutko, wypowiedziałem się tak jak umiałem najlepiej i powiem Ci jedno - te problemy nie są nieważne, nie są nic nie warte i nie są głupie. To są poważne problemy, z którymi trzeba walczyć i nie możesz ich lekceważyć, albo uznawać za bzdury. Im dłużej będziesz to robić, tym bardziej będziesz zapędzać się w kozi róg i tym trudniej będzie Ci kiedyś z tego wyjść.Jak już pisałam, rodzice nie chcą słyszeć tych bzdur (bo moje problemy i potrzeby są nieważne i nic nie warte) a moja przyjaciółka nie umie słuchać (ale oprócz tego jest ok).
Przykro mi to mówić, ale Twoi rodzice są do bani. Może spróbuj kiedyś im się postawić - powiedzieć wprost, że nie jesteś taką córką, jaką by chcieli, ale masz swoje problemy, nie radzisz sobie z nimi i potrzebujesz ich pomocy, nawet jeżeli uważają, że to bzdury.
Co zaś do tej wypowiedzi - nie wywarła na mnie negatywnych emocji, także spokojnie