Poruszyłeś Gorard temat który działa na Breva jak czerwona płachta na byka, chodzi o ten krzyż. Ale takie odpowiedzi "załamujące, myślalem ze masz 14-16 lat, staraj sie pisać posty o większej wartości merytorycznej..." to typowe dla Breva więc się nie przejmuj. Co do treści merytorycznych to napisze, że kupowanie ziemi przez białych nie miało nic wspólnego z humanitaryzmem, był to raczej swoisty pragmatyzm i europocentryczne podejście do praw własności. Przykładem jest to nieszczęsne kupno Manhatanu. Owszem Holendrzy chcieli legalizować opanowywanie ziemi przez transakcję z Indianami. Tylko znów rozbieżność – Indianie mieli całkiem inne podejście do praw własności i transakcję te traktowali jako pozwolenie na korzystanie z ich ziemi, a nie że pozbywali się jej na zawsze. Stąd biali często oskarżali Indian o łamanie traktatów, które były dla Indian po prostu niezrozumiałe, i nie zdawali sobie oni sprawy z konsekwencji wynikających z podobnych aktów prawnych.Ciekawy temat tylko trochę zbyt oczywisty ; każdy wie,że "biali"z krzyżem w ręku zdobywali co się dało a niewolenie (tudzież eksterminację)lokalnej ludności tłumaczono potrzebą wzięcia "pod opiekę"biednych "zagubionych" dzikusów.
Inna sprawa,że od nich wiele moglibyśmy się nauczyć ale takie prawo historii i ludzka (nazywana gwoli usprawiedliwiania także nieludzką)natura,więc "biały"nie jest wyjątkiem.
Manhattan został (oczywiście za bezcen) sprzedany wiec można się pocieszać,że humanitarne próby przepedzenia prawowitej ludności z ich ziem tam gdzie pieprz rośnie miały miejsce i tym można się pocieszyć...
U większości plemion indiańskich nie było czegoś takiego jak władza centralna, jeśli jeden sachem sprzedał ziemie, to drugi miał to w nosie, bo jego to nie dotyczyło nawet jeśli przewodzili grupom, które należały do jednego plemienia (np. Delaware czy raczej Leni Lenape, byli konfederacją dzielącą się na dziesiątki grup), biali zaś uznawali ze znak odciśnięty na traktacie przez nawet jednego sachema obowiązuje całe plemię, bo traktowali Indian jako bezkształtną masę, i grupowali lub dzielili Indian w zależności od własnych potrzeb stąd znów powodów do wojny, bo Indianie wg nich łamali traktaty. Co ciekawe dokładnie niewiadomo, którzy Indianie sprzedali ten nieszczęsny Manhattan. Mówi się o plemieniu Canarsee, ale z racji że mieszkali oni w pobliżu tej wyspy. Holendrzy jako że mieli z nimi styczność nazywali tak inne grupy. Kiedy w 1637r. plemię Wiechquaeskeck, mający w posiadaniu płn. Manhattan chcieli sprzedać ten obszar, Holendzry zaprotestowali powołując się na traktat z 1626r. twierdząc ze już wówczas stali się posiadaczami całej wyspy. Np. State Island sachemowie sprzedawali Holendrom 6-krotnie, bowiem przewijały się tam różne grupy w dość krótkim czasie. Zresztą Holendrzy zdawali sobie sprawę z nielegalności tych transakcji w świetle własnego prawa, w obliczu którego druga strona umowy handlowej musi dokładnie rozumieć tejże istotę, dlatego nie egzekwowali rygorystycznie owych aktów kupna – sprzedaży. Za to rutynowo karali Indian za wszelkie przewinienia, nawet te niewielkie i łącznie z karą śmierci, przykładem może być morderstwo Indianki przez Holendra, któremu zerwała ona kilka brzoskwiń z sadu. Było to powodem krwawego konfliktu zwanego „wojną brzoskwiniową”.
Jeszcze zapytam Dirka co to "socjalna mentalność" jeśli chodzi o historię.
Pozdrawiam