Mohican19
Nowicjusz
pewne wydarzenia spowodowały utrate wiary ..
róznego rodzau problemy..
róznego rodzau problemy..
ja od pewnego wydarzenia (nie bede rozdrabniać sie ) stwierdziłam , ze Boga nie ma..
chociaż szanuje Go, szanuje ludzi którzy o nim sie wypowiadaja.. szanuje tych, którzy wierza w Niego
ja osoba niewierząca, jednak kościoł odwiedziam bardzo czesto, lubie tam siedzieć.. moze to wydac sie dziwne
nie uciekam od tego, wciąż szukam
ps. brak polskich znaków - problem z klawiaturą..
Solo Lee .. wiem kim jest ateista, tak byłam kiedyś wierząca , 3 lata temu, po pewnym wydarzeniu - zaczełam sie zastanawiac czy On istnieje, istniał .. czy to ma wgl jakiś sens ? nie.. ale cóz, sa rozni ludzie, jedni wierza, drudzi wierza-niepraktykuja, inny wcale nie wierza..
dlaczego podziwiam ? dlatego, że wiara jest czyms trudnym..
ostatnio zadano mi pytanie "Dlaczego wierzymy? "
sam ksiadz mial problem z odpwiedzila..
Agnostycyzm wypisz wymaluj... Zgodnie z wikipedią Teizm agnostyczny. Choć ludzi i ich poglądów nie da się konkretnie zaszufladkować. Według mnie nie jesteś ateistką na 100%gdzies w głebi duszy siedzi czesc, która chce i wierzy lecz wygrywa ta większa częśc,ta czesc nie potrafiąca uwierzyc..
obys miał racje
Niestety musisz się spieszyć ze określeniem siebie, ponieważ wiara w człowieku umiera szybko. Kiedy wdrążysz się w ateizm i jego filozofie już nie będziesz w stanie ponownie uwierzyć. Co najwyżej, jeżeli zobaczysz Boga na własne oczy...
Mimo wszytsko w momencie gdy sama już napisała, ze nie wierzy już nie jest w stanie zrobić niczego zgodnie z rozumem i sumieniem. Na pewno już nie zawrócić na ściężkę wiary, bo co najwyżej wynikało by to ze strachu przed utratą wiary, a tak się nie da. Po prostu trzeba być pewnym w 100% .Wszystko powinnaś robić zgodnie ze swoim rozumem i sumieniem - wtedy i wybór będzie słuszny.
i mam nadzieje, ze z pomoca kilku osob uda mi sie zawrocic.. najgorsze sa jednak wspomnienia, wszystko wraca do tamtych dni i chwil i ciezko uwierzyc ze mozna ..
Nie ma czegoś takiego jak pewność w swojej wierze na 100%. Ludzie nie są zaprogramowanymi robotami. Wiara ulega przemianom. Można wierzyć, mieć wątpliwości, a potem uwierzyć ponownie (wątpliwości wyjaśnione). Ludzie nie rodzą się wierzący. Dopiero w okresie dorastania wiara zostaje dzieciom indoktrynowana i stają się wierzący. Rodzice, duchowni, wpajają dziecku "jedynie słuszną religię" celowo pomijając przy tym wiedzę o innych religiach. Zależnie od miejsca urodzenia może to być Chrześcijaństwo, Islam, Buddyzm etc. Dopiero kiedy dziecko staje się coraz bardziej świadome otaczającej go rzeczywistości poznaje inne światopoglądy. Zaczyna się zastanawiać czy to co mu wpojono w dzieciństwie jest zgodne z rzeczywistością. Stąd bierze się część kryzysów wiary. Zagrożeniem dla wiary jest myślenie. Takie dorosłe już dziecko może zostać przy swojej wierze, może stracić wiarę, może też zmienić wyznanie. Przy czym może też stracić wiarę a potem ją odzyskać.Mimo wszytsko w momencie gdy sama już napisała, ze nie wierzy już nie jest w stanie zrobić niczego zgodnie z rozumem i sumieniem. Na pewno już nie zawrócić na ściężkę wiary, bo co najwyżej wynikało by to ze strachu przed utratą wiary, a tak się nie da. Po prostu trzeba być pewnym w 100% .
Pamiętamy.Mój dziadek był oficerem MO ,św. obchodził (babcia była osoba wierzącą )do kościoła latała prawie co dziennie .Dziadka nikt z tego powodu nie dyskryminował .
ale nie zmienia to faktu ,że było to "Sanatorium "
Papierze też byli więzieni ,jakoś tego nie pamiętacie :021:
Źle skonstruowałem swoją myśl. Na szczęście *Madzia* zwróciła uwagę na to, iż chodzi o czas potrzebny na przemyślenia. Chodziło o to, iż na dzień dzisiejszy nie jest w stanie podjąć żadnych decyzji związanych z Bogiem, bądź niewiarą, ponieważ nie jest nawet w 50% pewna, a co dopiero w 100%. Wszystko też zależy jaką postawę osoba, która porzuciła wiarę ( może chwilowo) przyjmie. Bo niestety jeżeli zacznie studiować filozofie realistów itd. to powrotu to wiary raczej nigdy nie będzie, co innego jeżeli z miejsca będzie się zastanawiała tylko nad istotą samej jej wiary.'Mohican19'
Jeśli masz przyjaciół to zwrócenie się do nich jak najbardziej jest sensownym rozwiązaniem. Sami czasem się gubimy w swoich myślach a ktoś o innym spojrzeniu może podsunąć nam rozwiązanie.
Nie ma czegoś takiego jak pewność w swojej wierze na 100%. Ludzie nie są zaprogramowanymi robotami. Wiara ulega przemianom. Można wierzyć, mieć wątpliwości, a potem uwierzyć ponownie (wątpliwości wyjaśnione). Ludzie nie rodzą się wierzący. Dopiero w okresie dorastania wiara zostaje dzieciom indoktrynowana i stają się wierzący. Rodzice, duchowni, wpajają dziecku "jedynie słuszną religię" celowo pomijając przy tym wiedzę o innych religiach. Zależnie od miejsca urodzenia może to być Chrześcijaństwo, Islam, Buddyzm etc. Dopiero kiedy dziecko staje się coraz bardziej świadome otaczającej go rzeczywistości poznaje inne światopoglądy. Zaczyna się zastanawiać czy to co mu wpojono w dzieciństwie jest zgodne z rzeczywistością. Stąd bierze się część kryzysów wiary. Zagrożeniem dla wiary jest myślenie. Takie dorosłe już dziecko może zostać przy swojej wierze, może stracić wiarę, może też zmienić wyznanie. Przy czym może też stracić wiarę a potem ją odzyskać.
Ja też tak to widzę ,jak Ty.Pamiętamy.
Sanatorium to nie było, bo nie było dansingów, masaży i kąpieli, a gdyby nawet były, to przecież nie o tym pisze, a o próbach wpływania na Kościół, a przetrzymywanie jego Prymasa, który ma rozliczne obowiązki, jest oczywiście takim naciskiem.
Szpaku ja nie twierdzę, że PRL poza pewnymi lokalnymi i epizodycznymi przypadkami prześladował KK. Poważnie się z nim liczył. Jednak o pewnej dyskryminacji i prowadzeniu gry z Kościołem można mówić.
Co do tej pracy. Nie znam przypadku. Co robiła jego żona, to nie odpowiadał. Wszystko zależy od warunków lokalnych jaki okres PRLu to był, od tego jak patrzyły lokalne władze partyjne, o ile był członkiem partii, bo przecież nie musiał. Wtedy jednak jak i w przypadku uczęszczania na msze daleko by nie zaszedł w karierze. Takie były realia. Nie zmienia to faktu, że można było być katolickim posłem.
Szpaku ja nie patrze na PRL czarno biało. Mijają się z prawdą ci, którzy wyznają patetyczne legendy o prześladowaniu księży w PRL jak i Ty pisząc, że PRL głaskał Kościół. Czasami może głaskał w ramach prowadzonej gry. SB ostro próbowało, wchodzić w struktury. Każdy ksiądz miał być obowiązkowo werbowany do SB jeszcze w seminarium. To pokazuje jak wielką troską władza otaczała Kościół. Nie mogła go zniszczyć, ale próbowała opanować. Nie znaczy, to, że docelowo nie dążono do społeczeństwa ateistycznego.
Parę razy była zgoda .Lobo to mądry człowiek,cos jak ten ksiądz co mu zabronili mówic :021: .pełna zgoda między wami w sprawie krk? kredą w kominie chyba trzeba by zapisać, tego to jeszcze (jak mi się wydaje) nie było