W jednym na sto przypadków aborcji w Wielkiej Brytanii dokonuje się ze względu na zdiagnozowanie u płodu np. zespołu Downa czy zagrożenia, że dziecko urodzi się z zajęczą wargą. Te ujawnione właśnie dane chcą wykorzystać przeciwnicy liberalnego prawa
Brytyjskie ministerstwo zdrowia opublikowało szczegółową statystykę dotyczącą aborcji z powodów medycznych.
Z ujawnionych danych wynika, że między 2002 a 2010 r. w Anglii i Walii miały miejsce 17 983 aborcje z powodu ryzyka, iż dziecko urodzi się z poważnymi wadami (2290 w samym tylko ubiegłym roku). W 40 przypadkach powodem było ryzyko wystąpienia zajęczej wargi czy też rozszczepienia podniebienia. Kolejnych 27 aborcji dokonano z powodu zagrożenia, że dzieci urodzą się bez jednego oka, ucha czy z krzywą szyją.
Jednak najczęstszym powodem tego rodzaju aborcji było zdiagnozowanie u płodu zespołu Downa (482 w 2010 r.) i zespołu Edwardsa (164) (zespół wad wrodzonych, dzieci z tą chorobą najczęściej umierają w wieku niemowlęcym), a w następnej kolejności rozszczepienia kręgosłupa (128) i zaburzeń układu mięśniowo-szkieletowego (181).
Choć takie kontrowersyjne aborcje to ledwie nieco ponad 1 proc. wszystkich dokonywanych co roku w Anglii i Walii, o przedstawienie tych statystyk ponad sześć lat walczyła organizacja ProLife Alliance, powołując się na brytyjskie prawo dostępu do informacji. Ministerstwo zataiło je w 2003 r. na skutek antyaborcyjnej kampanii anglikańskiej pastor Joanny Jepson.
Jepson sama urodziła się ze zniekształconą szczęką i zanim chirurg plastyczny skorygował jej wadę w późnym dzieciństwie, była przedmiotem drwin ze strony rówieśników (mówi o sobie ironicznie, iż wyglądała jak wiewiórka). W dodatku jej brat cierpi na zespół Downa. Wszystko to sprawiło, że misją pastor stała się walka z prawem do aborcji.
10 lat temu duchowna oskarżyła jednego z lekarzy o "bezprawne zabicie" płodu. W grudniu 2001 r. przerwał on w 28. tygodniu roku ciążę na prośbę matki, diagnozując u płodu rozszczep podniebienia. Po głośnej kampanii w mediach zmusiła sąd, by zajął się kontrowersyjną aborcją. Jednocześnie władze zataiły statystyki dotyczące medycznych powodów aborcji, powołując się na prawo o ochronie danych osobowych.
W 2005 r. Jepson przegrała swą batalię - sędziowie orzekli, że lekarz działał w dobrej wierze i nie może stanąć przed sądem za złamanie ustawy aborcyjnej.
Zaskarżenie w tym samym roku przez ProLife Alliance utajnienia statystyk było odpowiedzią organizacji obrońców życia na przegraną pastor. Trudno się więc dziwić, że Jepson przystąpiła do kolejnej ofensywy, kiedy sąd najwyższy zmusił ministerstwo do ujawnienia danych. - Jestem absolutnie przeciwna aborcji tylko z powodu zajęczej wargi czy rozszczepienia podniebienia. Taką wadę można łatwo zoperować - mówiła cytowana przez wczorajszy "Daily Telegraph". Organizacja ProLife Alliance obwieściła zaś, że ujawnienie "szokujących" ich zdaniem statystyk to "oddanie głosu nienarodzonym".
Przeciwnicy liberalnego prawa do aborcji liczą po cichu na to, że pod wpływem takich informacji opinia publiczna przychyli się do postulatu zaostrzenia przepisów. Na razie nie ma na to odpowiedniego klimatu ani politycznego, ani społecznego. Co więcej, pod koniec czerwca członkowie wpływowej organizacji lekarskiej British Medical Association zagłosowali przeciw zgłoszonej przez jednego z ginekologów z Worcester propozycji, by obniżyć termin dopuszczalności aborcji z 24. do 20. tygodnia życia płodu.
Obowiązujące od 1967 r. brytyjskie prawo aborcyjne uchodzi za jedno z najbardziej liberalnych w Europie. W Anglii, Walii i Szkocji zezwala na przerywanie ciąży do 24. tygodnia, o ile dwóch lekarzy oświadczy, iż zabieg w mniejszym stopniu wpłynie na zdrowie psychiczne bądź fizyczne kobiety niż kontynuowanie ciąży. W Irlandii Północnej możliwe jest tylko w wyjątkowych wypadkach, np. kiedy zagrożone jest życie matki.
Aborcja na Wyspach jest też dozwolona ze względów społecznych - i to takich zabiegów jest zdecydowanie najwięcej (bo aż 60 proc.) spośród blisko 190 tys. dokonywanych rocznie. W wyjątkowych wypadkach, kiedy wada rozwojowa u dziecka lub zagrożenie dla życia lub zdrowia matki zostanie późno stwierdzone, prawo dopuszcza usunięcie ciąży także po upływie 24. tygodnia.
Z ujawnionych właśnie statystyk wynika, że w latach 2002-10 liczba aborcji po 24. tygodniu ciąży zwiększyła się o 29 proc. (w sumie było ich 1189). Ponieważ sama aborcja nie wywołuje wielkich emocji, to przeciwnicy liberalnego prawa skupiają się na kontrowersjach właśnie wokół tego typu przypadków.
Ann Furedi, szefowa urzędu doradzającego kobietom w ciąży British Pregnancy Advice Service, oskarżyła ProLife Alliance o małostkowość. - Aborcja z powodów ryzyka, że dziecko urodzi się z poważnymi wadami, jest legalna - podkreśliła. - Publikacja tych statystyk to wielkie zwycięstwo przejrzystości i wolności wypowiedzi - odpowiedziała jej Julia Millington z ProLife Alliance.
Źródło: Gazeta Wyborcza