[7th Sea] Piracki przekręt

Status
Zamknięty.

Amano

Nowicjusz
Dołączył
13 Marzec 2007
Posty
171
Punkty reakcji
0
Wiek
38
Pomitain. Najbardziej parszywe z miast południowego Avalonu. Uliczki są tu wąskie i rozrzucone bezładnie niczym kawałek zmiętego nylonowego sznurka. Kamienice przypominają bardzo odległe czasy. Wystarczy jedno spojrzenie na sypiące się tynki, odchodzącą od okien farbę czy rozpadające się bramy by pomyśleć sobie o swoich pra, pra, pra, pra przodkach. Wydaje się, że w Pomitain nawet mgła jest gęstsza niż w innych zakątkach Avalonu, a deszcz pada tu częściej i obficiej.
Swoistą kwintesencją unikalnego stylu miasta jest port. O tym miejscu zdecydowanie zapomina się przy wszystkich remontach, a porządek to słowo, którego nie wypowiada się zbyt często. Na ulicach zalegają puste skrzynie i beczki. Doki sprawiają wrażenie jakby zaraz miały się rozsypać. Drewniane trapy trzeszczą i skrzypią od samego tylko patrzenia. Nawet tutejsza latarnia morska wydaje się stać krzywo. Mimo to, port aż roi się od mniejszych i większych statków, często manewry tutaj wymagają niezwykłych umiejętności. Nie przybywają tutaj największe ładunki, a przynajmniej tak by się mogło wydawać postronnym obserwatorom.
Pomitainski port stał się bowiem miejscem załatwiania wielu najciemniejszych interesów Bractwa Wybrzeża. Nazywani przez możnych i arystokratów złodziejami i mordercami, sami nazywają to co robią próbą poszukiwaniem wolności. Piraci sprzedają w Pomitain zdobyte dobra. To jeden z tych portów, w których nocą dokonuje się szybkich i cichych wyładunków, a pod stołami handlarzy i zarządców, cicho brzeczą sakwy złota, o których nie wspomina się w księgach rachunkowych.
Niezwykle często odwiedzanym miejscem w porcie jest tawerna Bruce'a McManusa. W zadymionych piwnicach miejsce na odpoczynek znajdują wilki morskie z całego świata. Bruce mówi do swoich klientów „Nie mogę zaoferować Ci nic poza twardym stołkiem, cienkim sikaczem. Ach! I trzymaj swoją broń przy sobie, nie ponoszę odpowiedzialności za rany, których doznasz przyjacielu”. Wielu jednak tawerna przyciąga. Jedni szukają zaczepki, inni mogą w zgiełku załatwić wszystkie sprawy bez obawy, że ktoś podsłucha rozmowę.

Mia bujała się na dwóch nogach krzesła spierając stopy o blat stołu i potrząsając nim lekko. Z beztroskim uśmiechem obserwowała piwo zabawnie wirujące w glinianych kuflach. Jeden z kufli chwycił Lusjus i pociągnął solidny łyk. Siedzący nieopodal Orlando zawiązywał swoje długie włosy i spoglądał w kierunku Conrada, który pieczołowicie czyścił ostrze swojego ogromnego miecza o szerokim ostrzu. Conrad wzrok miał utkwiony w biuście Mii, wiedział jednak, że nie warto nawet próbować okiełznać tej kobiety, bo mógłby stracić najwrażliwszy punkt swojego ciała. Przy stole siedział jeszcze jeden mężczyzna, odziany w płaszcz, był jakby nieobecny myślami, a jego nieco ostre rysy zdradzały wschodnie pochodzenie. W pewnym momencie wskazał oczyma na zbliżającą się do stołu postać.
Był to całkiem wysoki mężczyzna o nieco śniadej cerze i jasnych, krótkich włosach wyglądających jakby wiatr potargał je w jedną stronę. Błękitne oczy utwkił w Mii, następnie w każdym z jej towarzyszy. Pogładził swoją krótką, śpiczastą brudkę. Podszedł do stolika spoglądając przy okazji czy nikt na nich nie patrzy. Goście byli dostatecznie zajęci obserwowaniem pojedynku na ręce dwóch osiłków w drugim kącie izby.
Mężczyzna rozpromienił się w uśmiechu.
- Spodziewałem się Was tutaj. W kilku miejscach już o Was słyszano, więc miałem nadzieję, że uda mi się na Was trafić. Można powiedzieć, że mam szczęście – pociągnął nosem i przetarł jego czubek palcami – Nazywam się William O'Connor. Wiem, że szukacie pracy dlatego... – wziął wolne krzesło i przysiadł się do stołu – Czy to piwo ktoś pije? - wskazał na kufel i dokończył – .Dlatego miałbym dla Was propozycję.

W jednej chwili przypomnieliście sobie wydarzenia ostatnich dni. Wasz pech polegał na tym, że daliście się nabrać. Pochodzicie z różnych stron świata, zdecydowaliście się na piracki tryb życia, a wbrew pozorom nie jest to łatwe zajęcie. Zaciągnęliście się na statek Krwawa Merry, w tym samym porcie, w którym się obecnie znajdujecie. Statkiem przewodził monteńczyk Ludwik Revaloux. Obiecywał Wam wielkie łupy i zdobycze. Jednak wykorzystał was do czarnej roboty. Po abordażu, jednego z prywatnych, handlowych statków Avalonu i przeładunku towaru zlecił części swojej nowej załogi (w tym również i Wam) powrót na napadany statek i splądrowanie go do reszty. Gdy to nastąpiło, rozłączono statki i rozkazano wysadzenie handlowca z jego załogą i Wami na pokładzie. Na szczęście Wasze doświadczenie na morzu pozwoliło uratować się z katastrofy. Wiecie, że niektórzy z załogi również przeżyli, ale czy dotarli do suchego lądu? Wam się to udało i wylądowaliście w karczmie McManusa.
 

Muc13k

Nowicjusz
Dołączył
25 Marzec 2007
Posty
204
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Dukla
Conrad patrząc srogo na przybysza nie odzywał się tylko bacznie śledził wszystkie jego czyny. Posępnym wzrokiem śledził jak mężczyzna bierze kufel, wypija szybko zawartość i mówi. Nie podobał mu się ten nieznajomy. Wydawało się, że oczami Conrad zabija Przybysza. Od pierwszego spotkania Chciał jak najszybciej zapomnieć o przybyszu, ale jego wizerunek coś mu przypominał, nie dawał spokoju.
 

Lusjus

Klawiatury Muszkieter :)
Dołączył
5 Grudzień 2006
Posty
1 229
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Wolsztyn
Słyszac ze jakis jegomosc zaczyna mowic cos miedzy innymi do mnie zakrztusiłem sie piwem.

- ukhm.... znamy sie??......wydaje mi sie ze nie.....Wiec najpierw sie przedstaw , a nie zaczynasz odrazu od interesów. - powiedziałem lekceważąco

Wzrok moj skierował sie na owego człowieka. Spogladnołem na niego przenikliwym spojrzeniem czekajac na odpowiedz. Po chwili znow zaczołem sączyc moj trunek.
 

Kaththea

Nowicjusz
Dołączył
23 Listopad 2006
Posty
1 262
Punkty reakcji
0
Mia miauknęła i przeciągła się, puściła oko do Conrada po czym gwałtownym ruchem postawiła nogi na podłodze popychając przy tym stół tak aby trochę piwa się rozchlapało. Słyszałeś o nas? Niesamowite.. Pół tego miasta o nas słyszało w większości zapewne bajki opowiadane przez tę zgraję po wieczorze zakrapianym alkoholem.- powiedziała ironicznie, mrużąc oczy. Zmierzyła przybysza wzrokiem. Powiedz lepiej kto Cię przysłał się zanim wypijesz mi kolejne piwo.. Przybyszu..- prychnęła. Przez chwilę przyglądała się jeszcze mężczyźnie po czym postawiła jedną rąk na stole i zaczęła oglądać swoje paznokcie..
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Orlando dokończył układać fryzurę. Usłyszawszy słowa przybysza wyszczerzył zęby w milczącym uśmiechu i ostentacyjnie zaczął czyścić paznokcie czubkiem szpady. Po zakończeniu tej czynności jednym kocim ruchem znalazł się za krzesłem nieznajomego. - Fikuśna fryzurka - powiedział mu do ucha aksamitnym tonem, szczerząc zęby. - Może zdradzisz, kto cię przysyła, mój drogi przyjacielu? - dokończył pochylając się nad drugim uchem. Przechadzał się przez chwilę w tę i z powrotem za plecami O'Connora, by wreszcie usiąśc spokojnie na swoim stołku. - Musiałeś zamawiać tyle piwa, zanim sprawdziłeś, czy jest cokolwiek lepsze niż szczyny? - rzucił do Lusjusa. - Możesz zaopiekować się moim kuflem, O'connor, skoro ta ciecz przechodzi ci przez gardło. Widzisz - dodał - za wielu cwaniaczków pogrywało z nami ostatnio. Więc jeśli jesteś jednym z nich, wypij nasze zdrowie i żegnam.
 

gumas

Nowicjusz
Dołączył
16 Styczeń 2007
Posty
458
Punkty reakcji
0
Wiek
21
Miasto
z łona matki
Mężczyzna spojrzał na człowieka oferującego nam nową prace, rozejrzał się po barze i wykrzyczał:
- Barman ! Piwa !... Człowieku, mów czego chcesz, chcieliśmy troche odpocząć, a ty nam głowe zawracasz jakimiś bzdurami.
Wyjął z kieszeni kilka złotych monet i czekał, aż barman przyniesie mu trunk.
 

Amano

Nowicjusz
Dołączył
13 Marzec 2007
Posty
171
Punkty reakcji
0
Wiek
38
Słysząc Wasze słowa William uśmiechnął się lekko, a oczy rozbłysły pełne ciekawości. O'Connor rozsiadł się wygodnie na krześle i bawiąc się resztką spienionego piwa w kuflu rzekł spokojnie.
- Jesteście ostrożni i niewierni, to dobrze. Być może Allende miał rację, że warto się zakręcić w waszym pobliżu. W każdym razie ja przekazuję tylko informacje. Jeśli nie brak Wam odwagi i chęci, być może Allende przyjmie Was na swój okręt. Tylko od Was zależy czy macie szasnę. Znajdziecie Albatrosa to uzyskacie więcej informacji. Przekazałem co miałem przekazać.
Mężczyzna powstał z miejsca uśmiechając się w kierunku zbliżającej się do Waszego stołu dziewki.
- Piwo dla Pana - blondynka schyliła się stawiając kufel i pozwalając Jacquesowi zajrzeć w swój dekolt.

Allende. To imię mówi wiele zarówno na morzach jak i na lądach. Szantymeni przezywają go w pieśniach Królem Piratów. Wiadomo, że jest to człowiek potrafiący zmusić swoich piratów do niewiarygodnych, nadludzkich czynów. Podobno zna wszystkie wody Thei, niektórzy podejrzewają nawet, że odwiedził tajemnicze siódme morze. Niewątpliwie jest żyjącą legendą i jednym z największych piratów świata. Jego imię powtarzane jest od Sułtanatu Półksiężyca po najodleglejsze północne wyspy.

Nagle waszą uwagę skupiła postać barczystego, łysego mężczyzny, o wielkich błyszczących mięśniach. Odezwał się ciężkim głosem:
- Kotku, może zechcesz być jedną z kobiet wielkiego Drake'a? - swój lubieżny wzrok utkwił w Mii , jego ręka powędrowała zaś na ramię Jacquesa i zacisnęła się na nim w żelaznym uścisku. Wielkolud wysyczał przez zęby - A Ty chłopczyku lepiej nie zaczynaj z moimi dziewkami, bo może Ci coś chrupnąć.
- To może być zabawne - odezwał się odchodzący O'Connor
- Tobą też się kiedyś zajmę Willy... - dodał cicho Drake, lecz William odszedł bez słowa, zerkając jeszcze z uśmiechem w Waszą stronę.
 

Muc13k

Nowicjusz
Dołączył
25 Marzec 2007
Posty
204
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Dukla
Conrad uśmiechnął się pogardliwie w stronę łysielca. Od razu wiedział, że Mia nie pozwoli sobie na taką zniewagę. Psia kość ona jest piratem a nie ladacznicą. Bardzo chciał stanąć w obronie Mii aby się przed nią popisać ale wiedział, że jej umiejętności walki wystarczą na przygłupawego mięśniaka.
Conrad był szczęśliwy, że nieznajomy odszedł. Jeszcze kilka chwil i mogło by dojść do bójki, ale sumienie nie dawało mu spokoju, że puścił bezczelnego nieznajomego wolno.
 

Kaththea

Nowicjusz
Dołączył
23 Listopad 2006
Posty
1 262
Punkty reakcji
0
Nie chcę. Nie wiesz z kim masz Panie do czynienia- powiedziała Mia zaszczycając spojrzeniem wielkoluda tylko na ułamek sekundy, po czym wykrzywiła się z niesmakiem i odwróciła wzrok. Wyrzuciła ponownie nogi na stół i zaczęła bawić się kosmykiem włosów. No spadaj, powiedziałam nie. Uszanuj słowo damy.- Spojrzała ponownie na wielkoluda - I puść tego błazna - dodała wskazując lekkim drgnięcie podbródka że o Jacquesa jej chodzi.
Słysząc szept wielkoluda Mia drgnęła, zmrużyła lekko oczy i przez gęstą zasłonę rzęs zapytała: Nazwałeś go Willy?
 

Lusjus

Klawiatury Muszkieter :)
Dołączył
5 Grudzień 2006
Posty
1 229
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Wolsztyn
Pijąc kolejne piwo patrzałem na cała sytuacje z pogardą. Mało co mnie ona obchodziła ponieważ byłem zajety mysleniem nad tym ile jeszceze piw dzisiaj wypije. Reke oparłem na blacie i przygladałem sie ciagle tej sytuacji. Rzuciłem od niechcenia:

- Zostawcie nas w spokoju. Ja przynajmniej jestem zmeczony, nie wiem jak wy ale ja nie mam zamiaru sie dzis w ogole czyms zajmowac.

Pokreciłem głowa by po chwili moj wzrok utkwił w kuflu piwa i narazie tak pozostał.
 

gumas

Nowicjusz
Dołączył
16 Styczeń 2007
Posty
458
Punkty reakcji
0
Wiek
21
Miasto
z łona matki
Gdy wielkolud puścil Jacquesa, na jego twarzy mozna bylo odczytać slowa *auuuaaa !*. Gdy wielkolud go puścil, młodzieniec obrucił sie za barmanka, gdy stracil ją z pola widzenia, spojrzał na Wiliama.
- Allende ?!
wykrzyczał zaskoczony Jacques
- W moim kraju ten czlowiek jest prawdziwym postrachem, słuzyc u jego boku to prawdziwy zaszczyt !
oczy zaświeciły mu się niczym dwie świece.

Nastepnie zwrócił się do reszty drużyny
- Allende to najlepszy pirat na tym przekletym świecie, gdybysmy podróżowali razem z nim, uzyskalibysmy ogromna sławe, i mnóstwo zlota !
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Parsknąłem, gdy z ust Mii padło określenie "dama". - Słyszałeś wieprzku. No chyba, że masz paru kolegów, bo nie zwykliśmy obijać mordy pijakom, mając przewagę - wygiąłem od niechcenia szpadę. - Wiem, że takim jak ty, przychodzi to z trudem, ale zastanów się. Trochę tu nudno, więc chętnie się przekonam, czyje kobiety zmienią właściciela - dodałem, uśmiechając się paskudnie.
 

Amano

Nowicjusz
Dołączył
13 Marzec 2007
Posty
171
Punkty reakcji
0
Wiek
38
Nikt z Was nie miał pojęcia, że tak wielkie cielsko może poruszać się tak szybko. Ledwie Orlando skończył zdanie, a już zaciśnięta pięść uderzyła z ogromną siłą w jego żołądek. Vodaccianin poszybował nad stołami i z hukiem wylądował w jednym z nich. Podniosła się wrzawa, wszystkie spojrzenia skierowały się w kierunku Waszego stolika. Drake podszedł do Mii i chwycił ją potężną dłonią za twarz. Wyglądała przy nim jak małe dziecko. Z wściekłością w oczach, wysyczał przez zęby:
- Będziesz moja DAMO, czy tego chcesz czy nie!
W tym samym czasie dostrzegliście ruch wśród gawiedzi, kilku innych gości wyszło nieco naprzód wymieniając między sobą złośliwe uśmiechy zrozumienia. Ich dłonie powędrowały na rękojeści noży i szabel. Wyglądało to tak jakby stali w pogotowiu na wypadek gdyby ktoś chciał interweniować.
 

gumas

Nowicjusz
Dołączył
16 Styczeń 2007
Posty
458
Punkty reakcji
0
Wiek
21
Miasto
z łona matki
Jacques podniósł krzesło, i uderzył nim Dreka, po oddanym ciosie szybko ukryl sie w cień, by wielkolud nie zauwarzył, że to on. Wyjął szpadle, i czekał aż tylko ktos do niego podszedł.
 

Muc13k

Nowicjusz
Dołączył
25 Marzec 2007
Posty
204
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Dukla
Conrad wyciągnął z za pazuchy swój ogromny miecz. Chwycił dobrze w obie ręce i zgrabnym ruchem machnął w stronę Drako, jednak zwinny umięśniony mężczyzna omijał miecz bez najmniejszego wysiłku. Mała kotwiczka, która zakańczała ostrze Conrada wbiła się w nogę przeciwnika i poważnie mu ją uszkodziła. Drako poruszał się od tej pry dużo mniej zwinnie.
 

Kaththea

Nowicjusz
Dołączył
23 Listopad 2006
Posty
1 262
Punkty reakcji
0
Oczy Mii zaszkliły się łzami.. Ale.. Panie..- zaczęła łkać drżąc delikatnie. Zależało jej aby Drake’a skupił się na jej twarzy i oczach.. Dłonie Mii które pozostały powędrowały do broni przytwierdzonej do pasa.. W chwili gdy Jacques uderzył Drake’a krzesłem w podbrzuszu Drake’a wylądowała kula wystrzelona z krótkiego pistoletu. (nie ma bata żebym nie trafiła! :p )
Cholera! Zbierajmy się stąd byle szybko! - krzyknęła Mia do reszty kompanów i sięgnęła po nóż.
Szybko oceniła sytuację - zbyt wielu na naszą 4.. Orlando.. Przemknęło jej przez myśl i w kilku krokach znalazła się tuż koło niego. Ruszaj się bo inaczej zostanie z Ciebie siekany kotlet- syknęła.
 

Lusjus

Klawiatury Muszkieter :)
Dołączył
5 Grudzień 2006
Posty
1 229
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Wolsztyn
Wstałem z miejsca, Szybko wyciagnołem szable i uwaznie obserwowałem wszystko co sie dookoła dzieje. Szabla była gotowa do boju. Zauwazyłem ze ten wielkolud dostaje ciosy od kompanów a inni chcą pomoc temu wilkoludowi. Wiec nie patrzac juz jak Drake'a dostaje lanie od pozostałych . Wziołem sie za ludzi stojacych przy wyjsciu by oczyscic droge ucieczki.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Przeleciałem niekiepski kawałek. Ale brałem udział w zbyt wielu pojedynkach na pięści, żeby długo pozwalać sobie na odpoczynek wśród połamanych stołów. Dobry jest - pomyślałem. Ale nie tak dobry jak mu się zdaje... Rozsądnie oceniając sytuację i nie mogąc sobie odmówić tego pirackiego akcentu, wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w sznur kandelabra, zachęcająco zwieszającego się nad głowami popleczników Drake'a. Następnie, nie czekając na poczucie efektów jego ciosu, zerwałem się na równe nogi. - Spokojnie złotko - szepnąłem do Mii - przecież widziałaś nieraz jak zbieram gorsze ciosy. A teraz pozwół, jestem coś winien temu panu. Doskoczyłem do Drake'a z obnażoną szpadą. - Widzę, że rozdrażniłeś byczka, Conrad, ale on jest mój. I bez dalszych ceregieli ciąłem szpadą, starając się zafundować wielkoludowi dodatkowy uśmiech pod brodą.
 

Amano

Nowicjusz
Dołączył
13 Marzec 2007
Posty
171
Punkty reakcji
0
Wiek
38
Drake przysuwał swoją twarz coraz bliżej ust Mii. Jej oczy zaszły łzami, z ust dało się słyszeć tylko ciche: "Ale.. Panie...". Wydawać by się mogło, że jest bez szans, ale była sprytniejsza niż wielkolud mógłby przypuszczać. Sięgnęła płynnie po pistolet, jednak Drake dostrzegł to. Szybko złapał lufę pistoletu i skierował ją w dół. Nim jednak dokończył ruch Mia pociągnęła za spust. Huk wystrzału połączył się z hukiem krzesła roztrzaskującego się na głowie mężczyzny. Jaques odrzucił oparcie, jedyną część, która pozostała po meblu i zgrabnie dobywając szpady odsunął się kilka kroków. Drake wył jak zarzynana bestia:
- Ty suko! Strzeliłaś mi w stopę! Zabiję Cię jak wieprza!
Błysnęło szerokie ostrze. Conrad stanął na drodze rozwścieczonego opryszka ze swoim wielkim mieczem. Z furią wpatrywał się w oczy oponenta. Zacisnął ręce mocniej na rękojeści.
- Cholera! Zbierajmy się stąd byle szybko! - krzyknęła Mia podbiegając do leżącego Orlando.
Ten jakby nigdy nic powstał i szepnął
- Spokojnie złotko przecież widziałaś nieraz jak zbieram gorsze ciosy.
Orlando strzelił w linę podtrzymującą kandelabr, który runął na kilku nadchodzących popleczników Drake'a.
- A teraz pozwól, jestem coś winien temu panu. - ruszył szybkim krokiem w kierunku łotra.
Nie czekając na to co nastąpi Carlos ruszył w kierunku wyjścia by zrobić drogę swoim kompanom. Wskoczył szybko po drewnianych schodach i błyskawicznym pchnięciem obalił jednego z zagradzających mu wyjście. Drugiego przycisnął drzwiami do ściany. Podtrzymując je nogą, zatrzymał oponenta między ścianą a drzwiami tak, że ten mógł tylko krzyczeć na pomoc. Jednocześnie dostrzegł, że znajomkowie Drake, próbują otoczyć jego kompanów.

Orlando właśnie stanął przed Drake'iem rzucając szybkie: "Widzę, że rozdrażniłeś byczka, Conrad, ale on jest mój." Po czym natarł na wielkoluda. Ten jednak odchylił się zwinnie. Był sprawny, nawet bardzo sprawny. Ale cofał się, aż w końcu znalazł się przy kolumnie. Sięgnął po pochodnię i próbował się nią zdystansować od nacierającego szermierza.
- Myślisz, że pójdzie CI tak łatwo ze starym Drake'iem? Mylisz się żołnierzyku! - machnął kolejny raz pochodnią przed twarzą vodaccianinia.
Nagle przestał, odrzucił pochodnię i uśmiechnął się dumnie. W tym momencie Orlando został zaatakowany przez dwóch popleczników łotra. Jeden drasnął go w udo, ale szermierz szybko przeszedł do obrony i zgrabnie bronił się przed ciosami. Kątem oka dostrzegł oddalającego się w cień izby Drake'a, ktoś mu pomagał, a kilku z jego ludzi ubezpieczało drogę do tylnego wyjścia.
 

Kaththea

Nowicjusz
Dołączył
23 Listopad 2006
Posty
1 262
Punkty reakcji
0
Szlag by to!- mruknęła Mia pod nosem. Ratować własny tyłek czy tyłek przemądrzałego ale uszkodzonego kompana..- krążyły myśli. - na dodatek ten idiota ucieka.. phi.. Złotko… Mia naładowała pistolet. - Do wyjścia.. Podjęła decyzję. Skuliła odrobinę ramiona i podbiegła do miejsca gdzie Carlos trzymał oprycha. Poczuła się jak we śnie.. Nienawidziła takich walk. Wszystko przesuwało się w zwolnionym tempie.
Ilu ich jest w ogóle?
 
Status
Zamknięty.
Do góry