Nie jesteśmy wolni w sensie ogólnym. Nie możemy jednocześnie pójść w prawo i w lewo, wyjść z domu i nie wyjść z domu, machnąć ręką i nie machnąć ręką, itd.
Nie jesteśmy wolni wewnątrzpsychicznie. Myślimy różne rzeczy, ale to nie my decydujemy, że w danej chwili chcemy pomyśleć o tym, czy o tamtym. To nawykowy ciąg przyczynowo-skutkowy naszych myśli sprawia, że myślimy. Myśli nie wyłaniają się z "ja" tylko z innych, wcześniejszych myśli.
Jesteśmy wolni społecznie. Nasze działania wynikają jedynie z naszych własnych nawyków. Nikt nam nie narzuca swoich nawyków. Nie jesteśmy pod okupacją, nie mówi nam się co mamy robić, co mamy myśleć, itd.
Osobiście uważam, że w temacie wolności ludzie zdecydowanie przesadzają z optymizmem i z... hmm... pozytywizmem. Znakomitej większości rzeczy nie potrafimy zrobić. Nie potrafimy zrobić przynajmniej 50% rzeczy możliwych do zrobienia, ze względu na ograniczenia czysto logiczne. Jeśli realizujemy wariant A, to nie możemy jednocześnie realizować wariantu nie-A, i odwrotnie. Do tych 50% dochodzi jeszcze mnóstwo rzeczy których nie potrafimy zrobić ze względu na nasze ograniczenia umysłowo-fizyczno-technologiczne. Z rzeczy dorzecznych można by wymienić lot w pobliże Alfa Centauri, wydłużenie życia człowieka do 300 lat, przewidywanie przyszłości, itd. A z niedorzecznych - nie potrafimy np. posmakować abstrakcji, powąchać Słońca, itp. Generalnie jesteśmy w 99,99999999999999999999% ubezwłasnowolnieni. Nasza wolność wyraża się w tym ułamku procenta na dwudziestym miejscu po przecinku.
Poza tym czy naprawdę nie wydaje wam się dziwne, że ze wszystkich rzeczy jakie są możliwe do zrobienia w całym wszechświecie, my tylko jemy - śpimy - pracujemy - jemy - śpimy - pracujemy - jemy - śpimy - pracujemy - jemy - śpimy - pracujemy...?
Ludzie zdecydowanie zapominają o całym wszechświecie. Ograniczają się do patrzenia na czubek własnego nosa i widząc, że wisi im gil wnioskują z tego, że są wolni.