Witam
Mam 27 lat, jeden powie że dużo, drugi że mało.
Dzieciństwo przebiegło mi w miarę, nie mogłem narzekać. Miałem co chciałem itp, no właśnie i chyba tu był problem.
Pewnie nie raz już tu czytaliście podobne wpisy. Rodzice wychowywali mnie "pod kloszem".
Uwierzcie że to jeden z większych problemów wbrew pozorom. Zawsze wysyłali starszego bratażeby za mnie robił wszystko. Bo ja to "młodszy, to roztrzepany więc zostaw, brat zrobi lepiej".
Nie będę się rozpisywał, wiecie raczej o co chodzi. Dodam że jestem bardzo wdzięczny za wychowanie mnie przez rodziców
Dodam jeszcze że do dziś większość rodziny ma mnie za takiego, znajomi rodziców itp. tzn ROZTRZEPANEGO dzieciaka, mimo ze mam 27 lat.
Przykład: byłem ostatnio na rodzinnej imprezie, częstowali więc i ja poprosiłem o 1 (słownie JEDEN) mały kieliszek, wypiłem go odrazu (piję sporadycznie ale nie krzywi mnie alkohol).
Co było pierwsze? ciotki "ooo a to Ty pijesz?! nie pij więcej bo Cię będzie głowa boleć" i tego typu głupie teksty, dodam ze nie były dla żartu. Cały czas dookoła mnie mają za dzieciaka jakiegoś. Tak już się utarło za dawnych lat i tak zostało. Nawet jak o tym opowiadam to mnie nerwy ponoszą.
Przykład: Sąsiad chciał pomocy przy malowaniu, przyszedł oczywiście po brata, nie było go więc MUSIAŁ mnie poprosić. Ile było gadania że "aaa szkoda że niema brata to by to zrobił szybko", "aaa Twój brat to ma łeb na karku"... a ja pytam tylko KUR..DE mój brat w życiu nie malował nic ale na bank potrafi to najlepiej. Mają go za guru jakiegoś conajmniej, wszystko co by nie robił jest super, a ja to padlina. Nie wiem skąd to się utarło, powiem szczerze że w wielu rzeczach jestem lepszy ale i tak jest taka aura dookoła że to nic, bo brat jest lepszy.
Od dziecka tak było i to przyznam się odbiło na mojej samoocenie. Nie jest zła bardzo, ale wiele mi brakuje. Nie raz jestem za bardzo miły i ludzie to wykorzystują, czemu miły? bo wstyd mi się przeciwstawić jak wiecznie było żebym się nie przeciwstawiał tylko przytakiwał.
Wyniosłem się z domu, mieszkam sam od niedawna. Chciałem zacząć na nowo wszystko... patrzę na ludzi, ooo np w sobotę był mecz, oglądałem jak dzieciaki ganiają z ścierkami, podają piłki, chilriderki tańczą... to mi się przykro zrobiło, że tacy młodzi a już coś robią, nie wstydzą się, COŚ robią w swoim życiu. Ja to zawsze siedziałem cicho, na wycieczki żadko jeździłem. Zawsze na uboczu bo tak mnie wychowano. Trochę sie buntowałem i dzięki temu mam trochę lepszą samoocenę, potrafię się nieraz odezwać ale i nieraz wracają wspomnienia itp. Wystarczy ktoś pewniejszy z wyglądu/zachowania i ja już wymiękam.
Przez to jak było schudłem sporo, dawniej ćwiczyłem teraz już nie i samoocena padła trochę.
Mam pracę, więc się utrzymuję sam. Kupiłem karnet na siłownię, nie jakaś melina tylko bardzo fajny klub. Ale wstyd mi przed sobą ze tak schudłem i ciężko mi iść.
Czuję że Życie przeleci niewiadomo kiedy.. a ja nic nie zrobię. Tak jak mówię, widze jak inni coś robią, ostatnio widziałem chłopaka jak mył swój samochód, widać jakiś pasjonat, dopieszczał, należał do jakiegoś klubu, tutaj młodzi grają w filmach, śpiewają... coś robią, będą mieć wspomnienia. A ja? marzenia i tyle.
Naprawdę mnie to przeraża... szkoda tych lat co już mineły....
Mam 27 lat, jeden powie że dużo, drugi że mało.
Dzieciństwo przebiegło mi w miarę, nie mogłem narzekać. Miałem co chciałem itp, no właśnie i chyba tu był problem.
Pewnie nie raz już tu czytaliście podobne wpisy. Rodzice wychowywali mnie "pod kloszem".
Uwierzcie że to jeden z większych problemów wbrew pozorom. Zawsze wysyłali starszego bratażeby za mnie robił wszystko. Bo ja to "młodszy, to roztrzepany więc zostaw, brat zrobi lepiej".
Nie będę się rozpisywał, wiecie raczej o co chodzi. Dodam że jestem bardzo wdzięczny za wychowanie mnie przez rodziców
Dodam jeszcze że do dziś większość rodziny ma mnie za takiego, znajomi rodziców itp. tzn ROZTRZEPANEGO dzieciaka, mimo ze mam 27 lat.
Przykład: byłem ostatnio na rodzinnej imprezie, częstowali więc i ja poprosiłem o 1 (słownie JEDEN) mały kieliszek, wypiłem go odrazu (piję sporadycznie ale nie krzywi mnie alkohol).
Co było pierwsze? ciotki "ooo a to Ty pijesz?! nie pij więcej bo Cię będzie głowa boleć" i tego typu głupie teksty, dodam ze nie były dla żartu. Cały czas dookoła mnie mają za dzieciaka jakiegoś. Tak już się utarło za dawnych lat i tak zostało. Nawet jak o tym opowiadam to mnie nerwy ponoszą.
Przykład: Sąsiad chciał pomocy przy malowaniu, przyszedł oczywiście po brata, nie było go więc MUSIAŁ mnie poprosić. Ile było gadania że "aaa szkoda że niema brata to by to zrobił szybko", "aaa Twój brat to ma łeb na karku"... a ja pytam tylko KUR..DE mój brat w życiu nie malował nic ale na bank potrafi to najlepiej. Mają go za guru jakiegoś conajmniej, wszystko co by nie robił jest super, a ja to padlina. Nie wiem skąd to się utarło, powiem szczerze że w wielu rzeczach jestem lepszy ale i tak jest taka aura dookoła że to nic, bo brat jest lepszy.
Od dziecka tak było i to przyznam się odbiło na mojej samoocenie. Nie jest zła bardzo, ale wiele mi brakuje. Nie raz jestem za bardzo miły i ludzie to wykorzystują, czemu miły? bo wstyd mi się przeciwstawić jak wiecznie było żebym się nie przeciwstawiał tylko przytakiwał.
Wyniosłem się z domu, mieszkam sam od niedawna. Chciałem zacząć na nowo wszystko... patrzę na ludzi, ooo np w sobotę był mecz, oglądałem jak dzieciaki ganiają z ścierkami, podają piłki, chilriderki tańczą... to mi się przykro zrobiło, że tacy młodzi a już coś robią, nie wstydzą się, COŚ robią w swoim życiu. Ja to zawsze siedziałem cicho, na wycieczki żadko jeździłem. Zawsze na uboczu bo tak mnie wychowano. Trochę sie buntowałem i dzięki temu mam trochę lepszą samoocenę, potrafię się nieraz odezwać ale i nieraz wracają wspomnienia itp. Wystarczy ktoś pewniejszy z wyglądu/zachowania i ja już wymiękam.
Przez to jak było schudłem sporo, dawniej ćwiczyłem teraz już nie i samoocena padła trochę.
Mam pracę, więc się utrzymuję sam. Kupiłem karnet na siłownię, nie jakaś melina tylko bardzo fajny klub. Ale wstyd mi przed sobą ze tak schudłem i ciężko mi iść.
Czuję że Życie przeleci niewiadomo kiedy.. a ja nic nie zrobię. Tak jak mówię, widze jak inni coś robią, ostatnio widziałem chłopaka jak mył swój samochód, widać jakiś pasjonat, dopieszczał, należał do jakiegoś klubu, tutaj młodzi grają w filmach, śpiewają... coś robią, będą mieć wspomnienia. A ja? marzenia i tyle.
Naprawdę mnie to przeraża... szkoda tych lat co już mineły....