Jestem Lidia.
W związku jestem od 3 lat. Zauroczenie, młodzieńcza miłość, później związek.
Duszę się. Nie wiem co robić.
Proszę o chwilę uwagi.
Na przestrzeni, choćby ostatniego roku, wiele razy miałam wątpliwości czy to ten, lecz przez ostatni miesiąc nie było dnia, żebym nie popadła w głęboką refleksję i tym samym głębokie przygnębienie.
Czuję, że powinnam rozpocząć coś nowego. Odkąd stałam się dorosłą i dojrzałą kobietą, nigdy nie byłam sama. Nie znam siebie, tak jak znać bym chciała.
Szarpię się, bo nie jestem w stanie zaakceptować rzeczy, którymi on się zajmuję i jego trybem życia, co może silnie oddziaływać na naszą przyszłość razem. Ma lekki pociąg do hazardu, choć nazywa to hobby, pociąg do używek, nie zna granic w alkoholu. Pewnie można to tłumaczyć wiekiem, który swoje prawa ma, ale mnie to stresuje wszystko.
Jest jeszcze wiele innych kwestii.
Ciągle jestem smutna. Miotam się. Nie wiem czy go kocham, nie wiem czy mu ufam. Jestem do niego przyzwyczajona, tak, wiem. Powiecie, rozstań się z nim póki nie jest za późno. Ale ja nie wiem czy tego chcę. Dlatego pisze tutaj. Chcialabym w końcu być czegoś pewna. Boję się ryzykować. Boję się, że gdy się z nim rozstanę, dojdę do wniosku, że porzuciłam fajnego faceta przez swoje wymyślanie itd. Niczego nie jestem pewna, czy chcę z nim być, czy nie chcę.
Patrząc na niego, ciągle się nad tym zastanawiam. Tracę energię.
Potrzebuje pomocy...
Mówiłam mu trochę o moich odczuciach. Że będąc moim pierwszym facetem, skazuje mnie tym samym tylko na jednego człowieka w życiu. Że już niczego nie poznam. On to zrozumiał. I w sumie tyle... A ja chyba chciałabym jeszcze czegoś spróbować w życiu. Ale też nie chcę go tracić. Czuję, że traktuję go jak plan B. Jestem świadoma, ze to podłe.
Jestem coraz bardziej zmęczona. Boli mnie brzuch, nic nie mogę jeść, nie mogę się skupić na niczym. Wygasam.
On pewnie nie domyśla się niczego, bo potrafię świetnie udawać. A mi już nie chce się udawać wesołej.
Boję się samotności.
proszę o szczere odpowiedzi..
W związku jestem od 3 lat. Zauroczenie, młodzieńcza miłość, później związek.
Duszę się. Nie wiem co robić.
Proszę o chwilę uwagi.
Na przestrzeni, choćby ostatniego roku, wiele razy miałam wątpliwości czy to ten, lecz przez ostatni miesiąc nie było dnia, żebym nie popadła w głęboką refleksję i tym samym głębokie przygnębienie.
Czuję, że powinnam rozpocząć coś nowego. Odkąd stałam się dorosłą i dojrzałą kobietą, nigdy nie byłam sama. Nie znam siebie, tak jak znać bym chciała.
Szarpię się, bo nie jestem w stanie zaakceptować rzeczy, którymi on się zajmuję i jego trybem życia, co może silnie oddziaływać na naszą przyszłość razem. Ma lekki pociąg do hazardu, choć nazywa to hobby, pociąg do używek, nie zna granic w alkoholu. Pewnie można to tłumaczyć wiekiem, który swoje prawa ma, ale mnie to stresuje wszystko.
Jest jeszcze wiele innych kwestii.
Ciągle jestem smutna. Miotam się. Nie wiem czy go kocham, nie wiem czy mu ufam. Jestem do niego przyzwyczajona, tak, wiem. Powiecie, rozstań się z nim póki nie jest za późno. Ale ja nie wiem czy tego chcę. Dlatego pisze tutaj. Chcialabym w końcu być czegoś pewna. Boję się ryzykować. Boję się, że gdy się z nim rozstanę, dojdę do wniosku, że porzuciłam fajnego faceta przez swoje wymyślanie itd. Niczego nie jestem pewna, czy chcę z nim być, czy nie chcę.
Patrząc na niego, ciągle się nad tym zastanawiam. Tracę energię.
Potrzebuje pomocy...
Mówiłam mu trochę o moich odczuciach. Że będąc moim pierwszym facetem, skazuje mnie tym samym tylko na jednego człowieka w życiu. Że już niczego nie poznam. On to zrozumiał. I w sumie tyle... A ja chyba chciałabym jeszcze czegoś spróbować w życiu. Ale też nie chcę go tracić. Czuję, że traktuję go jak plan B. Jestem świadoma, ze to podłe.
Jestem coraz bardziej zmęczona. Boli mnie brzuch, nic nie mogę jeść, nie mogę się skupić na niczym. Wygasam.
On pewnie nie domyśla się niczego, bo potrafię świetnie udawać. A mi już nie chce się udawać wesołej.
Boję się samotności.
proszę o szczere odpowiedzi..