Najpierw to wieża miała minima, po przekroczeniu których NIE WOLNO BYŁO KONTROLEROM ZEZWOLIĆ NA PRÓBNE PODEJŚCIE. Co więcej kontrolerzy okłamali pilotów, podając odległość Tu od pasa o 800 metrów mniejszą niż rzeczywista. Co więcej nie poinformowali pilotów o zejściu ze ścieżki lądowania. To jest raz.
Co do minimów - PADŁA KOMENDA DRUGIEGO PILOTA O ODEJŚCIU NA DRUGI KRĄG! Co więcej zaraz po tej komendzie piloci wcisnęli "UCHOD", nie ma innej technicznej możliwości wyjaśnienia toru lotu Tupolewa. MAK kłamie, piloci MUSIELI zacząć wyrównywać na 100 metrach, bo tuż nad ziemią Tupolew zaczął się wznosić. W instrukcji Tupolewa jest wyraźna informacja, że samolot do wyrównania lotu potrzebuje ok 40 metrów pod sobą, plus wznoszący się teren, plus kilka sekund na reakcję na słowa drugiego pilota jak byk dają 100 metrów! A nie wiadomo, czy przypadkiem nie dostrzegli snopów światła reflektorów APM, co by też dawało moment zawahania. A mgła zwykle nie jest jednolita, o czym już ci zapewne pseudoekperci biorący w łapę od Tuska zapomnieli wspomnieć. Nie było cię wtedy w kokpicie, więc jedyne na co cię stać to kretyńska gadka o żelaznych minimach, tak jakby rzeczywistość była czarno-biała. Nie było żadnego lądowania, po prostu piloci nie wiedzieli, jak blisko są pasa startowego BO KONTROLER ICH OKŁAMAŁ. Gdyby wiedzieli, zaczęliby manewr wcześniej i nie rozbiliby się.
Około 100 metrów była komenda drugiego pilota "odchodzimy", więc o co ci chodzi z tym lądowaniem? Nie było lądowania.