Yoshimitsu napisał:
Wtedy w porównaniu do absolwenta który własnie ukończył niepotrzebne studia, on będzie miał już 3 lata doświadczenia
Żadna szkoła ani żadne studia nie są niepotrzebne ani bylejakie, jednak trzeba posiadać swego rodzaju dojrzałość, ambicję i chęć rozwoju, aby to zrozumieć (bez obrazy). Mówcie, co chcecie, ale na studiach człowiek poszerza zasób słownictwa, poznaje różne teorie i punkty widzenia, uczy się nowych pojęć i w związku z tym bardziej zaczyna dostrzegać pewne prawidłowości i analizować kwestie, których wcześniej nie dostrzegał. Powiecie pewnie, że teraz wszystko można znaleźć w internecie. Owszem, można, ale czy internet powie wam, których rzeczy macie w nim szukać, na co zwracać uwagę, jak je ze sobą zespalać w logiczną całość i jak oddzielać ziarna od plew (artykuły przydatne od nieprzydatnych, ważne od nieważnych, błędne od bezbłędnych, prawidłowo napisane od nieprawidłowo napisanych, zmanipulowane od prawdziwych)? Czy internet zapewni wam bezpośredni kontakt z wykształconymi ludźmi, pokieruje waszą ścieżką rozwoju intelektualnego, nauczy postrzegania otaczającej rzeczywistości w sposób bardziej świadomy? Nie sądzę. To tylko narzędzie, od człowieka zależy, jak nim pokieruje i w jaki sposób szuka w nim informacji. Internet myśleć za was nie będzie i myślenia was nie nauczy, zrobi to tylko szkoła.
Ostatnimi czasy trwa nagonka na studia, szczególnie humanistyczne, że są złe, niefajne, be i fe. Co by jednak, gdyby nikt nie kończył studiów i wszyscy byliby robolami po zawodówkach? Kto by zajmował się językoznawstwem, historią, kulturą, religioznawstwem, badaniem zachowań ludzkich, pewnych schematów występujących w określonych okolicznościach, a co za tym często idzie, wykrywaniem manipulacji, na które nasze społeczeństwo jest szczególnie podatne? No właśnie - nikt. Język by poważnie zubożał, nikt by nie znał historii własnego narodu (bo niby skąd, skoro nie miałby kto jej uczyć?), ludzie mieliby ograniczone horyzonty myślowe i można by wtedy manipulować nimi jak ciemną masą. Nad tymi konsekwencjami nikt się już nie zastanawia, bo właśnie władza usilnie dąży do tego, aby nikt się nad tym nie zastanawiał promując szkoły zawodowe zamiast wyższych. Lansują model człowieka bez ambicji, któremu wystarczy do szczęścia młotek w łapie i spawarka. Przykładem jest chociażby ostatnia reklama w telewizji z mamusią chcącą, by synek był lekarzem, ale on wiedział lepiej i wybrał zawodówkę. Na końcu dowiadujemy się z niej, że szkoły zawodowe mają przyszłość. Następna reklama pewnie będzie pod hasłem: "Młody człowieku, zakończ edukację na podstawówce, po co ci matura, studia, jakieś tytuły? Nie trać czasu na naukę, idź od razu kopać rowy!". Nie mówię, że zawodówki są złe, bo robotnicy w państwie muszą być, jednak jeżeli ktoś jest inteligentny, mądry, ambitny i chce się rozwijać, uczyć, to dlaczego na siłę robić z niego robola i wmawiać, że studia są niepotrzebne?
Brak miejsc pracy? W dzisiejszych czasach pracy nie gwarantuje absolutnie nic, ani studia ani technikum ani szkoła pomaturalna. Nie ma nic pewnego, nawet informatyków i ekonomistów jest teraz od ch*a i jeszcze trochę, a kiedyś te kierunki to były pewniaki. Nawet ochrona środowiska kiedyś była gwarantem pracy i bardzo prestiżowym kierunkiem zarówno w technikach, jak i na studiach. A teraz co? Nigdzie już nie ma dla absolwentów tego kierunku roboty. Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Jeszcze 10 lat temu wszyscy szli na psychologię, socjologię i inne pokrewne dziedziny, bo to miało gwarantować później pracę. Wszystkie mądre gazety w stylu "cogito" czy GW zapewniały, że to strzał w dziesiątkę. Jak jest teraz? Sami widzicie. Nie wierzcie więc w bzdury, że po danym kierunku NA PEWNO będzie praca, nie ma nic pewnego w tych czasach. Najlepszą inwestycją w przyszłość są znajomości, a nie nauka ani nawet już nie doświadczenie (takich z doświadczeniem po stażach, praktykach itp. też jest od groma, więc i konkurencja spora), takie mamy czasy.