*Madzia*
Neurotyczna sadystka
- Dołączył
- 17 Październik 2006
- Posty
- 1 521
- Punkty reakcji
- 25
Giorgio Bongiovanni, największy żyjący obecnie stygmatyk, posiada na swoim ciele, podobnie jak św. Franciszek czy ojciec Pio - stygmaty, czyli krwawiące rany. Najczęściej pojawiają się one w miejscach, gdzie zraniony i przebity gwoździami był Chrystus. Według tradycyjnych poglądów, stanowi to oznakę "Łaski Bożej" i szczególnego wyróżnienia. Nauka nie zajęła jeszcze w tej kwestii oficjalnego stanowiska, choć są czynione różne próby wyjaśnienia tego zjawiska.
Wcześniej Bongiovanni spotykał się z przywódcami wielu państw, między innymi z Królową Hiszpanii Zofią, prezydentem Rosji - M. Gorbaczowem, wiceprezydentem Paragwaju R. Seifartem, przedstawicielami świata nauki, sztuki, mediów oraz tysiącami ludzi na wszystkich kontynentach. Po raz pierwszy oficjalnie gościliśmy go w Polsce. Odwiedził dwa miasta: Wrocław i Kraków. W drodze powrotnej na lotnisko w Warszawie zboczyliśmy do Oświęcimia, miejsca, które Bongiovanni szczególnie chciał zobaczyć. We Wrocławiu przebywał tylko jeden dzień - 27 listopada (Sobota) jako główny uczestnik jednodniowego sympozjum pod hasłem: "OBJAWIENIA - PRZEKAZY Z INNYCH ŚWIATÓW"
Sprawa Giorgio Bongiovaniniego znana jest milionom ludzi na świecie. W Polsce poza miesięcznikiem „Nieznany Świat” i obecnie redakcją wrocławskiego dziennika Słowo Polskie nikt nie poruszał tego kontrowersyjnego tematu. Autentyczność jego stygmatów została wielokrotnie potwierdzona przez wielu zagranicznych lekarzy, choć podaje się oczywiście różne wyjaśnienia tego fenomenu. Na kontrowersyjność słynnego Włocha wpływa również przesłanie jakie głosi. Otóż, podjął się on misji głoszenia światu treści Trzeciej Przepowiedni Fatimskiej a ta z kolei, jak twierdzi, ma związek z aktywnością istot z poza naszego świata.
Stygmaty są jego „wizytówką” i pewnym potwierdzeniem podawanych przez niego informacji. Wielu z nas chciałoby się jednak naocznie przekonać o prawdziwości krwawiących ran, choć zapewne nawet pozytywna weryfikacja nie będzie tu ostatecznym dowodem na głoszone przez niego poglądy. Zostanie on poproszony przez organizatorów sympozjum o poddanie się badaniom na miejscu przez naszych lekarzy. Przypomnijmy, że pierwsze rany u tego człowieka pojawiły się 2 września 1989 roku w czasie jego pobytu w Fatimie, w miejscu, gdzie przed ponad 70 lat temu trójka portugalskich pastuszków doznawała słynnych objawień fatimskich. Bongiovanni pojechał tam wiedziony wcześniejszą paranormalną wizją. Klęcząc przed słynnym dębem w Fatimie doznał na oczach świadków (min. Ramona i Giuliany Mourino) ekstazy a na rękach pojawiły się małe krwawe stygmaty. Niedługo potem powiększyły się one znacznie a jeszcze później podobne do nich pojawiły się na jego nogach, oraz na boku. Na koniec zaskakując wszystkich duża, otwarta rana w kształcie krzyża wyłoniła się na jego czole. Dla wielu lekarzy Bongiovanni był jedynym w swoim rodzaju królikiem doświadczalnym. Nie będąc osobą zależną od kościelnej hierarchii pozwalał się niejednokrotnie filmować w czasie krwawień i poddawać różnym badaniom medycznym.
Stygmaty, czyli otwarte rany na ciele człowieka w miejscach, jakie miał znany nam z kościelnych wizerunków Jezus Chrystus po ukrzyżowaniu, są zjawiskiem znanym od stuleci. Mieli je: słynny św. Franciszek z Asyżu, św. Teresa, ojciec Pio i wielu innych. Jest wiele hipotez tłumaczących powody ich pojawiania się. Trzeba od razu zaznaczyć, że nie ma w tym względzie pogłębionych badań naukowych. Mówi się, więc o cudzie pojmowanym jako zjawisko nadnaturalne. Stanowisko to bliskie jest religijnemu pojmowaniu tego fenomenu. Dana osoba tak bardzo przejęta jest duchem Chrystusa, że wskutek działania Ducha Świętego Chrystus daje jej te stygmaty. Inne tłumaczenie odwołuje się do wiedzy parapsychologicznej. Sugeruje się tu istnienie pewnych paranormalnych zdolności stygmatyka, który za pomocą siły zwanej często psychokinezą, czasami nawet podświadomie, wytwarza sobie takie rany. Zdarzać się również mogą osoby niezrównoważone emocjonalnie, które z tych czy innych powodów same mogą okaleczyć w ten sposób swoje ciało. Ten trzeci przypadek daje się łatwo zdemaskować i nie jest on z naszego punktu widzenia godny zainteresowania. Generalnie ugruntowało się przeświadczenie, że prawdziwe stygmaty powstają u osób szczególnie mocno przeżywających swoją wiarę, co w niektórych przypadkach może doprowadzić do zmian psychosomatycznych. Krwawiące miejsca mające odpowiadać ranom ukrzyżowanego Jezusa znajdują się na dłoniach stygmatyków, które według opinii lekarzy nie są w stanie utrzymać na gwoździach ludzkiego ciała. Jezus musiałby zostać przybity do krzyża powyżej nadgarstków. Wszyscy stygmatycy mają rany na dłoniach, a nie powyżej nadgarstków. Tak też przedstawiają to znane wizerunki ukrzyżowania. Stąd wniosek, że osoby przeżywające bardzo emocjonalnie mękę Chrystusa przedstawianą wszędzie tak samo, siłą swojego umysłu wytwarzają takie zjawiska. To dość przekonywujące rozumowanie nie pasuje jednak do przypadku Bongiovanniego. Nie był on i nie jest żarliwym wiernym. Określał siebie jako niepraktykującego katolika. Co więcej, po pewnym czasie pojawiła się na jego czole, co widać na wielu zdjęciach, wielka rana w kształcie krzyża. Tego nie ma w żadnych wizerunkach Jezusa. Pojawia się więc furtka do przyjęcia hipotezy, że przynajmniej niektóre fenomeny stygmatów zostały wytworzone przez inteligentne siły z poza naszego świata. Do tego zresztą sprowadzały się wyjaśnienia wszystkich słynnych właścicieli tych niezwykłych znamion. Ciekawe, że właśnie ich opinie są z reguły kompletnie ignorowane przez uczone autorytety. Jeżeli rozważać hipotezę o zewnętrznej, boskiej sile powodującej pojawienie się na ciele człowieka krwawiących przez całe lata ran, to dlaczego uaktywniane są one na dłoniach a nie powyżej nadgarstków. Tak, by było to do zaakceptowania z medycznego punktu widzenia. Wyjaśnienie tej pozornej nielogiczności może być dość proste. Stygmaty generowane przez te zewnętrzne wobec człowieka siły nie są celem samym w sobie. To ma być tylko poświadczenie, że obcuje się z jakąś cudowną siłą.
Mario Martinez idzie krwawym śladem w kierunku rozwiązania jednej z największych tajemnic religijnych - ludzkiej zdolności do wywoływania stygmatów, "ran chrystusowych" na rękach, stopach i czole.
Martinez jest pochodzącym z Nashville (USA) psychologiem klinicznym, który przebył pół świata, badając przypadki stygmatów.
"Jako naukowiec, przekreślam możliwości", powiedział Martinez. "Pozostaję jednak otwarty. Jeżeli wchodzę i mówię, że wierzę w to lub nie, wprowadzam uprzedzenie".
Demaskatorzy powiadają, że stygmatycy fałszują rany, być może przez używanie substancji chemicznych lub samookaleczanie. W każdej chwili ma świecie stwierdza się około 30 przypadków stygmatów.
Martinez, który wychował się w Miami w tradycji rzymskokatolickiej, mówi, że nie może udowodnić, że stygmaty oznaczają boską interwencję, sugeruje jednak istnienie rzadko występującej u niektórych osó, pozwalającej identyfikować się z Jezusem poprzez cierpienie, jakiego on sam doświadczył.
"Nie wierzę w to, że Chrystus wybierał i wybiera ludzi, którzy mają cierpieć. Chrystus otwiera ludziom wszystkie możliwości odnalezienia siebie", powiedział Martinez.
Martinez ma misję większą, niż zjawiska paranormalne. Sądzi, że zjawisko stygmatów wskazuje na głębszą psychiczno-duchową prawdę - władzę umysłu i wiary pozwalającą oddziaływać na ciało, lepiej lub gorzej, i umiejętność poprawienia stanu zdrowia poprzez zrozumienie "kodu ciała i umysłu".
"Mamy zdolność do robienia rzeczy niewiarygodnych. Interesuje mnie to, w jaki sposób myśli, emocje i wiara oddziałują na system immunologiczny. Jeżeli umysł może zranić lub uszkodzić ciało, to może je również uleczyć".
Co wy o tym myślicie ? Czy stygmaty rzeczywiscie są zjawiskiem nadrzyrodzonym , czy tylko świadomym fałszerstwem ?
Wcześniej Bongiovanni spotykał się z przywódcami wielu państw, między innymi z Królową Hiszpanii Zofią, prezydentem Rosji - M. Gorbaczowem, wiceprezydentem Paragwaju R. Seifartem, przedstawicielami świata nauki, sztuki, mediów oraz tysiącami ludzi na wszystkich kontynentach. Po raz pierwszy oficjalnie gościliśmy go w Polsce. Odwiedził dwa miasta: Wrocław i Kraków. W drodze powrotnej na lotnisko w Warszawie zboczyliśmy do Oświęcimia, miejsca, które Bongiovanni szczególnie chciał zobaczyć. We Wrocławiu przebywał tylko jeden dzień - 27 listopada (Sobota) jako główny uczestnik jednodniowego sympozjum pod hasłem: "OBJAWIENIA - PRZEKAZY Z INNYCH ŚWIATÓW"
Sprawa Giorgio Bongiovaniniego znana jest milionom ludzi na świecie. W Polsce poza miesięcznikiem „Nieznany Świat” i obecnie redakcją wrocławskiego dziennika Słowo Polskie nikt nie poruszał tego kontrowersyjnego tematu. Autentyczność jego stygmatów została wielokrotnie potwierdzona przez wielu zagranicznych lekarzy, choć podaje się oczywiście różne wyjaśnienia tego fenomenu. Na kontrowersyjność słynnego Włocha wpływa również przesłanie jakie głosi. Otóż, podjął się on misji głoszenia światu treści Trzeciej Przepowiedni Fatimskiej a ta z kolei, jak twierdzi, ma związek z aktywnością istot z poza naszego świata.
Stygmaty są jego „wizytówką” i pewnym potwierdzeniem podawanych przez niego informacji. Wielu z nas chciałoby się jednak naocznie przekonać o prawdziwości krwawiących ran, choć zapewne nawet pozytywna weryfikacja nie będzie tu ostatecznym dowodem na głoszone przez niego poglądy. Zostanie on poproszony przez organizatorów sympozjum o poddanie się badaniom na miejscu przez naszych lekarzy. Przypomnijmy, że pierwsze rany u tego człowieka pojawiły się 2 września 1989 roku w czasie jego pobytu w Fatimie, w miejscu, gdzie przed ponad 70 lat temu trójka portugalskich pastuszków doznawała słynnych objawień fatimskich. Bongiovanni pojechał tam wiedziony wcześniejszą paranormalną wizją. Klęcząc przed słynnym dębem w Fatimie doznał na oczach świadków (min. Ramona i Giuliany Mourino) ekstazy a na rękach pojawiły się małe krwawe stygmaty. Niedługo potem powiększyły się one znacznie a jeszcze później podobne do nich pojawiły się na jego nogach, oraz na boku. Na koniec zaskakując wszystkich duża, otwarta rana w kształcie krzyża wyłoniła się na jego czole. Dla wielu lekarzy Bongiovanni był jedynym w swoim rodzaju królikiem doświadczalnym. Nie będąc osobą zależną od kościelnej hierarchii pozwalał się niejednokrotnie filmować w czasie krwawień i poddawać różnym badaniom medycznym.
Stygmaty, czyli otwarte rany na ciele człowieka w miejscach, jakie miał znany nam z kościelnych wizerunków Jezus Chrystus po ukrzyżowaniu, są zjawiskiem znanym od stuleci. Mieli je: słynny św. Franciszek z Asyżu, św. Teresa, ojciec Pio i wielu innych. Jest wiele hipotez tłumaczących powody ich pojawiania się. Trzeba od razu zaznaczyć, że nie ma w tym względzie pogłębionych badań naukowych. Mówi się, więc o cudzie pojmowanym jako zjawisko nadnaturalne. Stanowisko to bliskie jest religijnemu pojmowaniu tego fenomenu. Dana osoba tak bardzo przejęta jest duchem Chrystusa, że wskutek działania Ducha Świętego Chrystus daje jej te stygmaty. Inne tłumaczenie odwołuje się do wiedzy parapsychologicznej. Sugeruje się tu istnienie pewnych paranormalnych zdolności stygmatyka, który za pomocą siły zwanej często psychokinezą, czasami nawet podświadomie, wytwarza sobie takie rany. Zdarzać się również mogą osoby niezrównoważone emocjonalnie, które z tych czy innych powodów same mogą okaleczyć w ten sposób swoje ciało. Ten trzeci przypadek daje się łatwo zdemaskować i nie jest on z naszego punktu widzenia godny zainteresowania. Generalnie ugruntowało się przeświadczenie, że prawdziwe stygmaty powstają u osób szczególnie mocno przeżywających swoją wiarę, co w niektórych przypadkach może doprowadzić do zmian psychosomatycznych. Krwawiące miejsca mające odpowiadać ranom ukrzyżowanego Jezusa znajdują się na dłoniach stygmatyków, które według opinii lekarzy nie są w stanie utrzymać na gwoździach ludzkiego ciała. Jezus musiałby zostać przybity do krzyża powyżej nadgarstków. Wszyscy stygmatycy mają rany na dłoniach, a nie powyżej nadgarstków. Tak też przedstawiają to znane wizerunki ukrzyżowania. Stąd wniosek, że osoby przeżywające bardzo emocjonalnie mękę Chrystusa przedstawianą wszędzie tak samo, siłą swojego umysłu wytwarzają takie zjawiska. To dość przekonywujące rozumowanie nie pasuje jednak do przypadku Bongiovanniego. Nie był on i nie jest żarliwym wiernym. Określał siebie jako niepraktykującego katolika. Co więcej, po pewnym czasie pojawiła się na jego czole, co widać na wielu zdjęciach, wielka rana w kształcie krzyża. Tego nie ma w żadnych wizerunkach Jezusa. Pojawia się więc furtka do przyjęcia hipotezy, że przynajmniej niektóre fenomeny stygmatów zostały wytworzone przez inteligentne siły z poza naszego świata. Do tego zresztą sprowadzały się wyjaśnienia wszystkich słynnych właścicieli tych niezwykłych znamion. Ciekawe, że właśnie ich opinie są z reguły kompletnie ignorowane przez uczone autorytety. Jeżeli rozważać hipotezę o zewnętrznej, boskiej sile powodującej pojawienie się na ciele człowieka krwawiących przez całe lata ran, to dlaczego uaktywniane są one na dłoniach a nie powyżej nadgarstków. Tak, by było to do zaakceptowania z medycznego punktu widzenia. Wyjaśnienie tej pozornej nielogiczności może być dość proste. Stygmaty generowane przez te zewnętrzne wobec człowieka siły nie są celem samym w sobie. To ma być tylko poświadczenie, że obcuje się z jakąś cudowną siłą.
Mario Martinez idzie krwawym śladem w kierunku rozwiązania jednej z największych tajemnic religijnych - ludzkiej zdolności do wywoływania stygmatów, "ran chrystusowych" na rękach, stopach i czole.
Martinez jest pochodzącym z Nashville (USA) psychologiem klinicznym, który przebył pół świata, badając przypadki stygmatów.
"Jako naukowiec, przekreślam możliwości", powiedział Martinez. "Pozostaję jednak otwarty. Jeżeli wchodzę i mówię, że wierzę w to lub nie, wprowadzam uprzedzenie".
Demaskatorzy powiadają, że stygmatycy fałszują rany, być może przez używanie substancji chemicznych lub samookaleczanie. W każdej chwili ma świecie stwierdza się około 30 przypadków stygmatów.
Martinez, który wychował się w Miami w tradycji rzymskokatolickiej, mówi, że nie może udowodnić, że stygmaty oznaczają boską interwencję, sugeruje jednak istnienie rzadko występującej u niektórych osó, pozwalającej identyfikować się z Jezusem poprzez cierpienie, jakiego on sam doświadczył.
"Nie wierzę w to, że Chrystus wybierał i wybiera ludzi, którzy mają cierpieć. Chrystus otwiera ludziom wszystkie możliwości odnalezienia siebie", powiedział Martinez.
Martinez ma misję większą, niż zjawiska paranormalne. Sądzi, że zjawisko stygmatów wskazuje na głębszą psychiczno-duchową prawdę - władzę umysłu i wiary pozwalającą oddziaływać na ciało, lepiej lub gorzej, i umiejętność poprawienia stanu zdrowia poprzez zrozumienie "kodu ciała i umysłu".
"Mamy zdolność do robienia rzeczy niewiarygodnych. Interesuje mnie to, w jaki sposób myśli, emocje i wiara oddziałują na system immunologiczny. Jeżeli umysł może zranić lub uszkodzić ciało, to może je również uleczyć".
Co wy o tym myślicie ? Czy stygmaty rzeczywiscie są zjawiskiem nadrzyrodzonym , czy tylko świadomym fałszerstwem ?