Splugawienie - wstęp do opowiadania

Xaravald

Nowicjusz
Dołączył
10 Grudzień 2010
Posty
68
Punkty reakcji
1
Wiek
30
Miasto
Polska
Witam. Interesuję się pisaniem ale dopiero zaczynam i chcę pokazać wstęp do mojego opowiadania. Byłbym wdzięczny za ocenę, uwagi, czy jest dobrzy czy źle. Z góry dziękuje. Tytuł opoiwadania to "Splugawienie".



Był ciepły, kwietniowy poranek. Jaskrawe promienie słońca przebijały się gdzieniegdzie przez warstwę gęstych, szarych chmur. Zima utrzymywała się bardzo długo. Zaledwie kilka dni temu cała okolica była przykryta warstwą białego śniegu, więc nagłe ocieplenie wywołało uśmiechy na twarzach ludzi. Wiosna nareszcie powróciła w te strony.

Godzina siódma rano. Śliczna, młoda dziewczyna właśnie wybiegła przez otwarte drzwi starego, ceglanego domu, o mało co nie przydeptując burego kota, który wylegiwał się na półstopniu za drzwiami. Dziewczyna miała na imię Karina. Ubrana była w wąską, fioletową sukienkę w białe paski, czarne rajstopy, parę brązowych butów, a na jej długich, czarnych i prostych włosach znajdowało się kilka małych, różnokolorowych spineczek. Na plecach miała mały, różowy plecak, wypełniony książkami. Zaspała trochę i teraz musi pędzić na przystanek, z którego za chwilę miał odjechać autobus. Gdyby na niego nie zdążyła na pewno spóźniłaby się do szkoły. Biegła szybko, ale jednocześnie uważając, by nie potknąć się o jakąś dziurę w chodniku. Wiejący lekko chłodny wiatr od strony zachodu zawiewał jej włosy na twarz, przez co co chwilę musiała je odgarniać. Nawet spinki nie pomogły. Będąc zaledwie kilkadziesiąt kroków od celu, skromnego przystanku bez wiaty, usytuowanego tuż obok szkoły podstawowej, do której chodziła zaledwie jeszcze rok temu, spostrzegła odjeżdżający autobus pełen ludzi, którzy zdecydowanie nie mieli problemu z dotarciem do celu na czas. Dziewczynka została sama.

Następny autobus będzie dopiero za 20 minut – powiedziała dziewczynka, spoglądając na rozkład jazdy, powieszony na znaku. Wiatr wciąż wiał nieubłaganie a dogodnego schronienia przed nim w okolicy nie było można dostrzec. A dzień zapowiadał się ciepły. Karina pomyślała, że skoro ma jeszcze tyle czasu a pójście do szkoły na piechotę byłoby katorgą dla jej ślicznych, delikatnych nóżek, osłoni się przed wiatrem w wąskiej alejce pomiędzy dwoma dużymi, ceglanymi budynkami, raptem minutę drogi stąd. Tak też uczyniła. Budynki starej, opuszczonej szkoły artystycznej stanowiły doskonałą osłonę przed napierającym na skórę dziewczynki chłodem. Słońce, które jeszcze przed chwilą świeciło jasnym blaskiem, ponownie pogrążyło się w tumanach ciemnych chmur, raźnie przemieszczających się po niebie. Przysiadła na kamieniu, odgarniając lekko tył sukienki tak, aby jej nie pobrudzić. Serce jeszcze do końca nie skończyło swego dzikiego koncertu po niedawnym biegu. Westchnęła lekko. „Poczekam tu na następny autobus” - pomyślała, bawiąc się rozwianymi końcówkami włosów. Siedziała tak sobie jeszcze chwilę, nie ruszając się z miejsca, aż nagle coś się stało. Nastąpił moment odpływu sił, niewyjaśniona utrata kontaktu z rzeczywistością, po czym zapadła całkowita ciemność.

Dziewczynka zaczęła odzyskiwać przytomność. Nie była to jednak pobudka taka jak zawsze, taka pobudka z rana, przed szkołą, o nie. Tej pobudce towarzyszył ból. Dziewczynka odczuwała go coraz mocniej, wraz z każdą sekundą odzyskiwania jaźni. Nadszedł moment otwarcia jej małych, zielonkawych oczu. Pierwsze co rzuciło się jej w oczy to ściana. Stara, zbudowana z bliżej nieznanego budulca, pokryta mchem, spękaniami oraz innymi oznakami dotyku czasu. Czuła zapach, jaki zazwyczaj unosi się w piwnicach oraz innych pomieszczeniach, do których ludzie zaglądają rzadko a już na pewno nie aby utrzymać tam sterylną czystość. Poza bólem i specyficznym zapachem Karina czuła coś jeszcze, jeszcze jedno uczucie. Chłód. Wtedy właśnie przechyliła głowę, spoglądają na swoje dolne partie ciała. Zorientowała się że była naga. Prawie naga, lecz jedynym pozostałym na jej ciele odzieniem były jej białe majteczki, te same które dziś rano ubrała przed wyjściem do szkoły. Chodź czy stwierdzenie „dziś rano” jest właściwe? Przecież nie wiadomo jak długo tutaj leży. A właśnie; gdzie jest to „tutaj”?

Mała po chwili całkowicie odzyskała świadomość i zaczęła zdawać sobie sprawę z tego co się dzieje. Leży niemalże goła w jakimś obcym miejscu. Poderwała się z zimnej, kamiennej podłogi i oparła o ścianę, zasłaniają rękami swe maleńkie, jeszcze niewykształcone piersi. Nadal czuła ból, był to ból głowy, nieznanej przyczyny. Mimo iż strach zaczął wypełniać jej serce niczym woda pusty garnek, rozejrzała się. Były tam trzy ściany, tak jak zauważyła to wcześniej, wyglądające na niezwykle stare i zaniedbane, oraz siatka, tworząca ścianę czwartą, zwieńczającą pomieszczenie. Siatka była koloru miedzi, poza tym wyglądała jak normalna siatka, jaką można znaleźć wszędzie. Za ową siatką widniał fragment równie zaniedbanego korytarza. Wszystko było spowite w ćwierćmroku, światła dostarczały słabo świecące żarówki, uwieszone niedbale na kablach pod sufitem. Całość wyglądała jak z sennego koszmaru. Karina, teraz już przerażona wcale nie na żarty, wycofała się powoli do jednego z kątów tajemniczego pokoju i przykucnęła, nadal odruchowo zasłaniając swoją klatkę piersiową przed całkowitym obnażeniem na świat. Łza zakręciła się w oku. Nie próbowała krzyczeć, nie zdołałaby wydusić z siebie dźwięku. Strach stał się jej mentorem i podpowiadał, że lepiej będzie jak będzie cicho, tak jakby ktoś lub coś miałoby ją usłyszeć i ten ktoś albo coś nie miałoby dobrych zamiarów. W sumie było to dość logiczne, sama się w tej klatce przecież nie znalazła, nie przyszła tu z własnej woli ani o własnych siłach. Ktokolwiek lub cokolwiek, co ją tu sprowadziło, nadal mogło być w pobliżu, czekając na jej krzyk, sygnalizujący przebudzenie. Tego właśnie jej strach, a raczej instynkt, nakazał jej za wszelką cenę uniknąć. Po prostu kucnęła w rogu i błagała w myślach, by ktoś ją już odnalazł, najlepiej mama albo tata, żeby ktoś wyjaśnij jej co się stało i dlaczego tu trafiła... chociaż nie, nie chciała tego wiedzieć. Jedyne co chciała to wrócić do domu, żeby ten horror się już skończył.

Kroki. Usłyszała kroki z głębi korytarza. Ktoś lub coś nadchodzi, przerywając grobową ciszę jaka jeszcze dwie sekundy temu panowała. Stanął przed nią, ich spojrzenia przez chwilę przenikły się wzajemnie. Wysoki, z włosami do pleców w kolorze świeżo opadłego śniegu. Wyglądał młodo, więc ten niezwykły kolor włosów był z pewnością wynikiem farbowania. Jego szarawe, podkrążone oczy wędrowały teraz po wnętrzu więzienia, jakby czegoś wypatrywał. Lekko, niemal niezauważalnie, uśmiechnął się.

- Kim jesteś?! - krzyknęła półnaga, zawstydzona obecną sytuacją dziewczyna, jednocześnie przełamując opory strachu - wypuść mnie!

Uśmiech na twarzy obcego zanikł, przybrał chłodny, niemal emanujący brakiem emocji wyraz. Ponownie objął ją wzrokiem i powiedział z przerażającym spokojem;

- Od teraz jestem twoim braciszkiem. Słuchaj się mnie a wszystko będzie dobrze.

Po wypowiedzeniu tego, obcy odszedł wolnym krokiem, udając głuchego na ponowne krzyki oraz pytania dziewczynki, szarpiącej z całych swych lichych sił rdzawą siatkę. Słone krople łez padły na zimną podłogę.


(Ciąg dalszy później :) )
 
Do góry