Rdzawy krzyk

Status
Zamknięty.

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Masz dwie i mnie nie wkurzaj bo trzecią dostaniesz między oczy - tyle powiedział i wszedł do auta.
Odpalił silnik i sprawdził czy jest tyle benzyny ile być powinno. Potem ruszył do garażu po GPS, świder i pancerz. Teraz w końcu pojechał spotkać się ze swymi towarzyszami.
-Co chłopaki takie zdyszane? Co?
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy wracał z kościoła w kierunku parku, gdzie mieli się spotkać. Na szczęście zobaczył całą kompanię wcześniej, przy pomniku Richardsona. Wysłuchał opisu bitwy w parku, zmówił modlitwę za duszę zabójczyni i opowiedział, co jego spotkało. Powiedział też, że mają niecałe pół godziny by znaleźć się przy wschodnim wyjeździe z miasta, więc powinni się spieszyć.


+1 Perswazja
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Mężczyzna wreszcie poszedł na ugodę, choć długo boczył się jak na kwestię jednego naboju. Widocznie nie przywykł do kompromisów, a bardziej aby to on stawiał warunki. Tak czy inaczej, Bishop już wkrótce stał się nowym właścicielem Novy, która okazała się być całkiem solidnym autem o donośnie, czysto brzmiącym silniku. W obecnych czasach już dawno porzucono miarę w koniach mechanicznych, jednakże dobrze obeznany rajdowiec, mógł stwierdzić coś o jakości samochodu już po samych odgłosach przezeń wydawanych. Nova była jedynie troszkę toporna przy skręcaniu, ale Bishop wiedział, że dogodna jazda to kwestia przyzwyczajnia. Najważniejsze wreszcie było to, że posiadała wzmocnione blachy na karoserii, także nie powinna się rozpaść po paru uderzeniach, postrzałach.

Gdy zajechał na parking koło placu, towarzysze już czekali. Byli wszyscy, prócz Lucy. Enzo w krótkich słowach wyjaśnił co zaszło, bardziej jednak akcentując nowe informacje o wrogu. Jak twierdził, ostateczna wersja chipów miała przemieniać ludzi w maszyny i choć brzmiało to jak relacja ze snu wariata, to na tym szalonym świecie już wszystko było możliwe. Potem wszyscy zmierzyli do punktu wspomnianego przez Jeremy'ego. On również nie próżnował i załatwił możliwość przedarcia się przez północne barykady. I rzeczywiście, przy wylocie z miasta czekał ubrany w czarną szatę mężczyzna na starym skuterze. Wokół kierownicy opłótł różaniec, z którym modlił się, czekając na resztę. Ksiądz podniósł rękę w geście przywitania.
- Witajcie. Jestem Hest, Jeremy mnie już zna i pewno o mnie mówił. Sprawa jest prosta, wynosimy się stąd natychmiast. Patrząc po waszym stanie sami wiecie dlaczego. Za mną.
Jak nadmieniono mężczyzna miał być przepustką do wyjazdu na północ. Musiał być kimś ważnym, bowiem nieliczne samochody zjeżdzały mu z drogi, a przechodnie pokazywali palcami. Gdy korowód opuścił mury Nowego Jorku, Hest natychmiast zakręcił na drogę stanową, prowadzącą właśnie w kierunku północnym. Pięć mil dalej wszyscy zostali zatrzymani przez straż złożoną z kilkunastu wojskowych. Hest rozkazał zostać na miejscach, sam zajął ich rozmową. Co intrygujące, mężczyźni wysłuchali słów ojca, przepuszczając wszystkich dalej. Nim wreszcie ruszyli właściwą drogą, Hest zatrzymał grupę, rzucając do kompanii:
- Mamy szczęście, że ci tutaj mnie znają. Nie mówi się o tym głośno, ale tereny północne zostały ostatnio zaatakowane przez Molocha. Stąd kwarantanna, gdyż teraz to nie wiadomo kim jesteś, kiedy wracasz z takich terenów. Sam widziałem ludzi, którzy zachowywali się normalnie, a nagle dostawali amoku, albo... trudno w to uwierzyć, ale samoistnie eksplodowali niczym w epicentrum inferno... To wszystko sprawa tych ustrojstw produkowanych przez maszyny, które wczepiają pod skórę. Z resztą, wiecie o czym mówię.
Hest westchnął, spojrzał na odległą knieję, przez którą prowadziła dalej droga.
- Nie będzie wam łatwo, ale doprowadźcie to do końca. W Bostonie znajdziecie odpowiedzi i... wybawienie lub przekleństwo. Ja wracam do siebie, będę się za was modlić, bracia.
Uderzył się zwartą dłonią w pierś, po czym zawrócił w kierunku miasta. Reszta zmierzała dalej porzuconą drogą i już wkrótce mieli przekonać się, że skala ataku Molocha wcale nie była przesadzona. Nie opuszczały ich obrazy wypalonych do gołej ziemi miasteczek i obozów. Na części dawnych obszarów ludzi wybudowano dziwne, mechaniczne obiekty, które zdawały samoistnie się rozrastać. Rowy obok drogi wypełniali dogorywający ranni, topiący się we własnej krwi. Nie było sensu kontemplować tego widoku, ani pomagać komukolwiek, rozmiar masakry zwyczajnie przerastał wyobrażenia jadącej grupy.
Z czasem, na horyzoncie zaczęła rozrastać łuna pulsująca spomiędzy rzędów spękanych ruin. Można było to wziąć za dziwną anomalię zachodzącego słońca, jednakże światło było zbytnio skierowane na północ. Wkrótce, dojeżdżając do starego parkingu przyczep kempingowych na wzniesieniu, wszyscy mogli już ujrzeć źródło blasku.

df.jpg

Ich ostateczny cel, Boston, płonął. Na oczach piątki, budynki waliły się w płomieniach, a latające, podłużne maszyny Molocha lawirowały wokół tychże, reflektorami przeczesując teren w poszukiwaniu niedobitków. W pobliżu maszerowały w szeregach roboty kroczące - smukłe androidy z działkami plazmowymi, których miarowe kroki dało się słyszeć aż tutaj. To właśnie w tym mieści mieli mieć swoją siedzibę ludzie walczący z Molochem pod postacią Y-LAWS, jednakże jak widać, to ci drudzy prawdpodobnie prędzej zwalczyli rebelię niż ta coś usktuczeniła. Black splunął na ziemię, rozsmarowując plwocinę. Zamyślił się głęboko.
- Optymizmem to nie napaja, ale chłopaki to były nie do zdarcia. Mało, ale możliwe, że gdzieś jeszcze dychają. Bishop, wrzucę na twojego GPSa koordynaty właściwie dla siedziby klanu czy cokolwiek oni sobie tu założyli. Nie ukrywam, że bardziej słyszałem gdzie to jest, niż wiem, ale spróbować musimy, skoro dotrwaliśmy, aż tutaj. Możemy rozegrać to na dwa sposoby. Panuje tu taki rozgardiasz, że istnieje jakaś tam szansa, że wjedziemy niezauważeni. Albo - jak to w wojsku się powiadało, na pełnej ku.rwie. Na krechę, nie bacząc na maszyny. Co tak patrzycie? Jestem gotowy na wszystko, o ile umrę w walce z tymi metalowymi skurczysynami.

Wokół miasta jest mnóstwo gruzu oraz ruin. Część dróg została uprzątnięta przez oddziały Molocha. Da się nimi przejechać, a jak wspomniał Black, chaos w okolicach miasta jest wręcz nieopisany toteż istnieje opcja dostania się do niego bez wszczynania alarmu (z resztą mówimy tu o ogromnym terenie). W najlepszych przypadku jadące pojazdy zostaną uznane za inne maszyny. Gorzej jest już bliżej centrum, a właśnie ten kierunek pokazuje GPS - pomiędzy samymi budynkami widzicie setki poruszających się maszyn, toteż tam konforntacja jest nieunikniona. Na oko najmniejszy ruch przeciwnika jest od strony wschodniej - tam ogień w wielu miejscach już przygasł, a z budynków pozostały same rusztowania. Z drugiej strony wjazd tamtędy zajmie więcej czasu - droga prowadzi w tamtym kierunku szerokim łukim.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Ja nie jestem... Nie uda się. Raz już prawie weszło nam do samochodu coś dużego, nie prawda? Jedźmy choćby dłużej ale dajmy sobie większą szansę na dotarcie. I tak nie unikniemy konfrontacji więc niech będzie ona chociaż sensowna. Jedźmy dookoła, wschód - wyraził swoje odczucia na temat podróży. Potem odsunął się od nich, przeczuwając, że i tak pójdzie nie po jego myśli. Wiele szło nie po myśli ostatnio.
- Przecież nie była dla ciebie taka ważna jak ja? I będziesz udawał, że jest ci smutno? - Leigh zawsze gotowa była wrócić by dodać mu jeszcze nerwów. Teraz też stała za nimi, za jego ramieniem. Nawet się nie obracał, widział jej białe sportowe buty. Które sam jej sprowadził, swoją drogą, rarytas. Milczał, zaciskając zęby. Kiedyś zobaczą, kiedyś wszyscy zobaczą. Pokaże nawet duchom co należy im się za zakłócanie jego życia - Kiedy tylko zaśniesz, pamiętaj - powiedziała, drażniąc go swoją beztroską i odeszła.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-O ja je*bie... To miasto to jak bramy piekła a my musimy do nich zapukać... Właściwie ktoś pamięta po co? Hehehe - Bishop zwykle lubił rozładować napięcie jakimś dziwnym tekstem, który może i był trafny, ale nie koniecznie na miejscu. Z drugiej strony on się w sumie nie bał. I nie chodziło tutaj o jakąś wyuczoną odwagę rodem z filmów o rycerzach i smokach, ale po prostu o to, że był adrenalinowym ćpunem i wszystko co mogło dać mu "kopa" w jego mniemaniu było "wporzo" - Dłuższa droga to wbrew pozorom większe ryzyko. Frontem na kozaka i heyah to nie jest zły pomysł, może głupie szczęście dopisze. Ja jest na tak i na tak. Decydujcie... "it's all the same to me... "
Nucąc słowa "Ace of Spades" podszedł do auta i rzucił na nie okiem. "To dobre ostatnie auto" pomyślał po czym zaraz dopowiedział "Może ostatnie. Jeszcze nie wiadomo". Szelmowski uśmiech zagościł na jego twarzy gdy pomyślał o tym co ich czeka chociaż jako człowiek, który nie był idiotą znał ryzyko. Sęk w tym, że słowa piosenki Motorhead zbyt dobrze oddawały jego nastawienie do zbędnego nadstawiania karku...
-You win some, lose some... - mruczał pod nosem
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy przeżegnał się - Zaiste, w tym miejscu Samael umieścił swoją siedzibę. Pan winien Ogień Jego Niebieski spuścić na to miejsce, by do cna wypalił szatańskie nasienie. - Jeremy nie zabrał tematu w sprawie drogi, wiedział że Bóg go pokieruje odpowiednią ścieżką. Tymczasem zajął się modlitwą, po czym zjadł trochę i wypił - wzmocnił oczekujące wysiłku mięśnie.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Piątka towarzyszy chłonęła obraz przed sobą. Z pożogi wyłaniały się ciemne snopy dymu, które przysłaniały całą okolicę. Przejazd tędy zdecydowanie nie miał przypominać majówki. Siły Molocha atakujące miasto były jak wirus niszczący do cna schorowany już organizm.
Bishop'owi był za wszystko jedno, właściwie nie zdawał się być specjalnie przejęty.
- To jak bramy piekła a my musimy do nich zapukać... Właściwie ktoś pamięta po co? Hehehe.
- Jeśli zdążyłeś zapomnieć, to siedzi tutaj mój stary pułk, który jako jedyny walczy otwarcie z Y-LAWS. A właściwie nie tyle co walczy, ile słyszało się o ich ,,genialnym" planie - odrzekł Black.
Zwlekali jakiś czas. Oczywiste było, że nie wchodzi się łatwo do gniazda os. Jeremy i Roscoe zmówili modlitwy - każdy do swoich bogów, Bishop siedział obok i mruczał słowa starej piosenki, Enzo przyglądał się okolicy pogrążony w myślach. Tak przynajmniej to wygladało z perspektywy trzeciej osoby. W jego głowie bowiem prowadzone były rozmowy. Duchy pojawiały się i znikały. Nie tylko te, które znał jak Leigh czy Cuthbert oraz Lucy, którzy niedawno dołączyli do astralnych znajomych. Dusze zmarłych w mieście skrażyły się, krzyczały z daleka - spójrz, spójrz jak nas mordują!
Ostrożnie zjechali ze wzniesienia, wybierając wschodnią drogę. Obok nich piętrzyły się teraz dymiące stosy i żelazne pręty, które służyły ofiarom za pale. Wiele z nich jeszcze dogorywało, a na widok przejeżdżających wyciągało w przerażającym geście ręce. Kilka razy jadący słyszeli jak z niedaleka kroczą ciężkie maszyny, ogromne korby i turbiny większych robotów donośnie dawały o sobie znać. Przypuszczenia, co do kierunku okazały się być słuszne. Na wschodzie dominowały już spopielone wręcz resztki miasta, gdzie nie były czego demontować, ani niszczyć, także wrogowie nie interesowali się tym dystryktem. Otoczeni osmolonymi do cna kikutami budynków drużyna wjechała do właściwej części miasta. Tutaj pożoga zaczęła się na nowo. Okazało się, że na niektóych osiedlach wciąż trwają walki - dziesiątki nastawionych co bardziej heroicznie mieszkańców ostrzeliwało androidy i vice versa, przy czym to zdecydowanie Moloch wygrywał wszelkie potyczki. Ziemia był zasnuta zmasakrowanymi ciałami oraz bronią i gdyby się zatrzymać można by wybierać w naprawdę sporym arsenale, o ile nie straciło się wtedy głowy.
Wszyscy wjechali na brukowany ryneczek, gdzie bitwa wrzała na dobre. Tutaj też stali się świadakmi zatrważającej sytuacji. Kilku żołnierzy, którzy właśnie w szalonym wręcz ataku biegło z karabinami na front kilkunastu robotów, nagle wyrżęło o ziemię bez żadnego powodu. Wszyscy złapali się za głowy, miotając po bruku i rzucając przekleństwa. Chipy pod ich skórą, dokładnie na karku, zaświeciły się mdło. Transformacja została rozpoczęta. Najpierw ich kości zminiły długość, przebiły przez kończyny, wraz z tryskająca ze wsząd krwią. Za chwilę zmieniły formę, zdawały obrastać dziwną, mechaniczną fakturą. Skóra ich stwardniała, głowy żołnierzy powiększyły się kilkakrotnie.
- O tym mówiłeś Enzo? Na pustynne duchy. Nikogo nie powinien spotkać taki los - stwierdził Roscoe.
Nie czekając na dosłownie wyklucie się robotów z ludzi, pojazdy ruszyły dalej. GPS Bishop'a wskazywał, że cel jest blisko - wystarczyło minąć zniszczony monument i przejechać na trzecią przeczcnicę, gdy...
Drogę zawadziły trzy maszyny. Ciężkimi krokami wielkie kolosy zwaliły się bezpośrednio na drogę. Twory Molocha pruły ogniem na wszystkie strony, jeden z nich skierował lufę bezpośrednio na auto Bishopa.

df.jpg

Poruszały się powoli, więc przy dobrych wiatrach można je było minąć, ale jeśli nie dysponowało się mistrzowskim zmysłem manewru prędzej zrobiłyby z pojazdów sito. Na lewo od nich znajdował się spory nasyp, lżejszy pojazdy mógłby po nim wjechać. Z prawej - bardzo wąska uliczka, która zapewne łączyła się z docelową, przy czym wybranie jej oznaczało, że na chwilę jadący będzie zmuszczony minąć roboty o metr. W grę wchodziło również cofnięcie się i obranie innej drogi (można improwizować z elementami otoczenia, ale pamiętajcie, że panuje tu bitwa ogromnych rozmiarów, bezkonfliktowej opcji nie znajdziecie).
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Zatrzymaj się na chwilę - powiedział, gdy kierowca wyraźnie wahał się co do drogi. Pochylony wyskoczył na zewnątrz i podniósł z ziemi kawałek pogiętej rury, części dawnej konstrukcji. Wrócił z nią do środka i naprędce zawiązał na końcu węzeł.
- Kotwica. Jedziemy koło niego, obie strony zaczepiamy do pojazdów i zetniemy go z nóg - pokazał rękami co miał na myśli - Albo mogę rzucać mu pod nogi granatem, pomyśl co samochód zniesie lepiej bo ja na pewno nie chcę wchodzić tam tylko z rewolwerem. Gdybyśmy wjechali między budynki nie miałby już tak łatwo...
Rozejrzał się wokół i było, niestety, pewne, że z którymś muszą się zmierzyć. Wybór pozostawiał kierującym, sam tylko spojrzał w górę, upewniając się, że będzie mógł wyjrzeć przez dach by rzucić linę. Granat trzymał w prawej ręce, do ostatniej chwili chcąc mieć obie możliwości.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Chcesz żeby wyrwało cię z auta razem z fotelem? - King pytał szczerze gdy zrozumiał, że Enzo chce powalić robota - Tutaj trzeba :cenzura:nięcia i dywersji.
Wziął granat i wyciągnął z niego zawleczkę. Po czym wycelował tak dokładnie jak umiał i rzucił go w lewo, jak najdalej. Gdy tylko ładunek wybuchł Bishop ruszył na wprost Liczył po prostu na to, że maszyny zajmą się wybuchem. Ostrzelają tamto miejsce albo że ich układy celownicze choć na chwilę skierują swoją uwagę w inną stronę. Puścił sprzęgło i od razu dodał gazu. Auto trochę podskoczyło, ale nie o finezję teraz chodziło. Gaz do dechy szybka oraz precyzyjna jazda. Jeśli widział, że roboty są zainteresowane granatem nie włączał nitro, lecz jeśli wybuch nie przyciągnął uwagi maszyn przełączył czerwony wihajster na desce rozdzielczej i przeżegnał się...
-Za ojczyznę!!! Hahaha!!!
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Tak, twój plan wygląda naprawdę na solidnie przemyślany - chciał sarkać Enzo ale gdy samochód zaczął rozpędzać się do maksimum, osunął się niżej w fotelu i złapał za metalowe elementy w pobliżu. Nie wyglądał za okno ani naprzód, zaskakująco jasno zauważając, że w pewnych sytuacjach, ludzie zachowują się jak szaleni:
- Alea acta est - zauważył gdy John się żegnał - Zwariowałeeeeeeeeeeeeś - ostatnie słowo było zagłuszane przez wibracje, podskoki i łoskot maszyn wokół a Enzo wbijał tylko zimne palce w samochód, który zachowywał się jak jedna ze złożonych przez domorosłego mechanika pralek.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy zatrzymał się frontem do maszyn, gdy ujrzał lecący w lewo z samochodu granat. Wrzuciwszy jedynkę widział ja auto koło niego zaczęło kręcić kołami. Po chwili wysokich obrotów złapało przyczepność i poszło ostro do przodu. W tym samym momencie Jeremy przekręcił prawy nadgarstek, uwalniając maszynę z więzów. Chopper ruszył szybko w ślad za większym kuzynem. Motocykle mają lepsze przyspieszenie, toteż nadgonienie różnicy nie sprawiło Jeremy'emu kłopotów, gdy starał się trafić w wąską uliczkę.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Enzo miał własny, dość oryginalny pomysł na rozwiązanie sytuacji, ale Bishop uznawał, że to on podejmuje decyzje w swoim wozie, który był dla niego niemalże jak jeżdżąca świątynia. A może zwyczajnie lubił rozpierduchę. Gdy ujął do ręki granat, jego kompan zrobił większe oczy.
- Tak, twój plan wygląda naprawdę na solidnie przemyś...
Nie dane mu było dokończyć, gdyż w tym momencie przedmiot odbił się już od gruzu obok robotów i eksplodował z ogromną siłą, przez chwilę chwiejąc jedną z konstrukcji Molocha. Maszyny rzeczywiście przez moment skierowały laserowe czujniki na bok, jaki to fakt grupa wykorzystała natychmiast. King dodał gazu, na granicy świadomości słyszał okrzyki Enzo, ale w tym momencie świat przysłoniła mu otoczka zrodzona z adrenaliny.

Test Prowadzenia pojazdów (-1 Trudny test)

Test nieudany.
Ryk nadjeżdżających pojazdów natychmiast został zarejestrowany. Bishop wjechał między maszyny - jedna rozpoczęła ostrzał, który naznaczył lewą stronę pojazdu nierówną linią wgnieceń i dziur (-4 punkty pancerza). Jego pojazd przedarł się między kolosami tylko dzięki nitro. Problem ze wspomnianym gadżetem był taki, że niełatwo przychodziło zwalnianie, gdy już raz został uruchomiony. Co prawda minął przeciwników z trudem, jednak będąc zmuszonym zmienić sporo kierunek przez co dopiero za chwilę przyuważył, gdzie teraz pędzi - wprost na osmoloną ścianę starego budynku, który znajdował się około pięćdziesieciu metrów od niego. Drugi z agresorów zamachnął się na Cadillaca z Roscoe i Phantomem w środku. Wielkie, stalowe ramię uderzyło z rozmachem w maskę, która momentalnie została wgnieciona do środka. Cadillac odskoczył z łoskotem, dwójka natychmiast wyskoczyła na bruk, gdyż kolejny z ciosów dosłownie zmiażdżył kabinę. Trzeci robot nie miał również większych problemów z zatrzymaniem Jeremy'ego, szczególnie że mistrzem kierownicy to nie był i choć dysponował szybkim dwuśladem, to omijanie ciał i złomu przychodziło mu problematycznie. Gdy łowca wreszcie wyrównywał kierunek jazdy, aby trafić między wąską uliczkę, tamten stanął przy jej wylocie i podniósł ramię z naczepionym działem ku celowi. Pierwszy pocisk uderzył obok jadącego, wywołując potworną eksplozję, która na szczęście pozostawiła tylko czarną sadzę na ubiorze Loney'a. Następnym razem mógł już nie mieć takiego szczęścia.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Shit... nic fortuna zmienną jest - warknął przez zęby - Enzo zapnij pasy!
Jakoś (w miarę) udało się przedrzeć między robotami, ale najwyraźniej to nie był koniec kłopotów. Niestety przy takich prędkościach nawet tak wielkie obiekty jak ściany potrafią pojawić się znikąd. Teraz więc kwestią było bezpieczne (w miarę) wyhamowanie pojazdu.
King od razu ściągnął nogę z gazu i jednocześnie zdecydowanie acz miarowo zaczął dociskać pedał hamulca. Poślizg teraz nie był wskazany. Wiedział, że szans na całkowite zatrzymanie nie i nawet na to nie liczył. Chciał po prostu by auto zredukowało prędkość znacząco. Tzn. na tyle by mógł bezpiecznie nakręcić. Gdy tylko chevy począł wytracać prędkość Bishop od razu lekko skręcił kierownicę. Najpierw trochę, później wraz z kolejnymi spadkami prędkości bardziej. Plan optimum wyglądał tak, że chciał po prostu wyhamować auto i skręcając odjechać w wybranym kierunku. Plusem planu było to, że samochód leciutko skręcając hamowałby bardziej bo i tarcie i opór powietrze zostało by zwiększone. Plan B, czyli plan minimum, zakładał przywalenie w ścianę bokiem i minimalne szkody, później odjazd w wyznaczonym kierunku.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
W początkowym odruchu Enzo chciał wyskoczyć z uszkodzonego pojazdu i sięgał nawet ku drzwiom ale powstrzymał się i zapiął szybko pasy, zapierając się nogami przed sobą, oczekując uderzenia lub zatrzymania. Sprawdził ręką broń ale nie wyjmował jej: przeciwko tak dużym przeciwnikom mógłby równie dobrze rzucać kamieniami. Granat już stracił i spoglądał tylko na linę obmyślając jej możliwe użycie do powalenia wroga gdyby było to konieczne. Żadna z wymyślonych przez niego opcji nie kończyła się zwycięstwem i przeżyciem. Jedyną rozsądną rzeczą w tej sytuacji było odjechać; uciekać co dalej i co szybciej, nie dając zbyt długo szans maszynom na dorwanie ich. Obrócił się ku jadącym z tyłu, widząc ostrzeliwany motocykl - również nie wiedział co mógłby zrobić by mu pomóc. Cholerna bezsilność, nie znosił maszyn. Nie wysiadał jednak z samochodu tak długo jak Bishop nie okazał, że było to konieczne. (Gdyby musiał wysiąść, rzuca się biegiem do osłony i dalej, między blokujące roboty budynki)
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy ujrzał przed sobą wysokiego mecha, a przed nim - na wpół przezroczystego - anioła, którzy powiedział tylko "Pan z Tobą, na prawicy Jego znajdziesz wybawienie" - na prawicy jego.... Anioł był zwrócony ku Jeremy'emu, więc prawica Stwórcy dla Łowcy oznaczało skręt w lewo. Ściągnął mocno ręką lewą część kierownicy, skręcając ostro. Jeremy nie chciał wpaść w poślizg, choć nie miał żadnych gwarancji że właśnie to się nie stanie. Łowca jechał chwilę bokiem, po czym zwrócił kierownicę prosto i dodał gazu "do pieca", starając się nadgonić pojazd kompanów. By uniknąć kul, jechał raz w prawo, raz w lewo, aż przed ostatnim skrętem zajechał bardziej w drugą stronę, chcąc mieć większe pole do manewru.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
King poczuł, że pod pancerzem, pot przykleja mu koszulę do pleców. Silne emocje narzuciły na percepcję poklatkowe ujęcia. Dociskając miarowo pedał hamulca zaczął obracać kierownicą. Jeszcze była szansa, aby nie sprasować się z autem... Enzo zdążył jakoś, w tym zawrotnym tempie, zapiąć podłużne fragmenty skóry, robiące za pasy. Pozostało mu czekać na rozwój wypadków i mieć nadzieję, że Bishop okaże się dostatecznie zręcznym kierowcą. Jak zwykle musiał napatoczyć się jakiś duch, te zawsze zwęszały sytuację...
- Spoko, może jeszcze do mnie nie dołączysz. No wiesz, stricte nie dołączysz... - usłyszał głos Cuthbert'a. Co za tupet.

Test Prowadzenia Pojazdów Bishopa (-1 Trudny test, +1 opis)

Test zdany.
Opony Novy zapiszczały na okropnej tonacji. King nie wymanewrował autem tak zręcznie jak zamierzał, właściwie wpadł w kontrolowany poślizg i łukiem przejechał tuż obok muru.
- A nie mówiłem - Algood wzruszył prześwitującymi ramionami.
Jeremy był w gorszej sytuacji, stał vis-a-vis z wrogiem. Normalnie, ktoś powiedziałby, że w takich warunkach, ujrzenie anioła, można zrzucić na karb skrajnych nerwów. Ale Jeremy wiedział, że to sam Pan przemawia przez swego wysłannika. Odbił w lewo i zwiększył obroty, maszyna w tym momencie wystrzeliła serią w cel.

Test Prowadzenia Pojazdów (+1 za opis)

Test nieudany.
Przy zdolnościach w tej materii, nietrudno było wyrokować, jaki będzie efekt podobnych zabiegów. W pewnym momencie poczuł tylko jak po jego plecach przebiega dreszcz, a następnie okropny spazm bólu (-3 punkty Zdrowia, w tym 1 obrażenie negowane przez pancerz). Kilka pocisków utkwiło także w karoserii pojazdu(-3 pancerza). Zacisnął zęby, zakołysał w pełnym pędzie. Musiał wytrzymać ból, szczególnie w pierwszych momentach, gdy najbardziej oszałamiał.

Test Kondycji

Test nieudany.
Przerzut <sztuczka>.
Test nieudany.
Nie dał rady, udało mu się tylko zwolnić na tyle, aby nie wywrócić się przy zabójczej dla niego prędkości. Rozmazanym wzrokiem omiótł okolicę, rozumiejąc jedynie, że wokół niego znajduje się czyste apogeum mordu. Świat zafalował, a on uderzył o ziemię. Spojrzał jeszcze w górę, ostatkiem sił. Metalowy kolos stał nad nim i mierzył z dymiącej lufy. Gdyby potrafił, zapewne uśmiechnąłby się teraz złowieszczo.
Wtem, cała konstrukcja wierzgnęła do tyłu przy akompaniamencie eksplozji. Maszyna postąpiła kilka kroków obok, po czym nastąpił kolejny wybuch. Jeremy nieco oprzytominał, spojrzał na gruzowisko nieopodal, skąd ktoś atakował maszynę.

za.jpg
Żołnierz z wyrzutnią, co chwila ładował kolejną rakietę i mierzył w maszyny. Był blady, w wielu miejscach dosłownie broczył krwią, ale widocznie nie zwykł łatwo oddawać ducha. Gdy wreszcie atak się powiódł i jedna z rakiet uderzyła we wroga, odrywając od niego parę blach, tamten krzyknął:
- Za mną! Nie ma czasu!
Bishop i Enzo również to widzieli, z resztą mieli możliwość podjechać bliżej. Wojskowy zerwał się z ziemi i ruszył fragment za siebie. King instynktownie zerknął na GPS. W miejscu docelowym, które urządzenie wskazywało właśnie, mężczyzna podniósł jakąś klapę i zachęcając gestem innych, wskoczył do środka. Tymczasem Roscoe i Black gdzieś zniknęli. Próżno było się ich doszukiwać w chaosie wokół.

Bishop/Enzo - 10m od celu, nie wygląda na to, abyście mieli większe problemy, gdybyście chcieli podążyć za żołnierzem.
Jeremy - 30m od celu, słaniasz się na nogach. Widzisz mniej więcej punkt, gdzie zniknął żołnierz, ale sam ledwo się poruszasz. Robot przez najbliższe pół minuty nie atakuje; dymi się z niego, spalone obwody trzaskają wyładowaniami - można to uznać za odpowiednik chwilowego zdezorientowania.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Ruszasz czy nie? - gestykulował silnie rękami Enzo. W gorących momentach wychodziła z niego natura przodków, czerwienił się na twarzy, jego głos operował wysokimi tonami. Odpiął pasy i złapał klamkę samochodu żeby szybciej wybiec i zniknąć z pola widzenia maszyny. Oraz z pola widzenia ducha. Wiedział, że nie może od nich uciec ale czasem mimo to próbował. Ręce drgały mu mocno ze zwykłej wściekłości i czuł, że jeśli ktoś nawinie mu się pod rękę ze złym nastawieniem, łańcuch się zerwie. Jeśli king zwlekał za długo z ruszeniem naprzód, Enzo wystrzelił z samochodu, potykając się i sapiąc jakby tracił oddech. Ściskał w ręku zimną stał granatu ale nie odbezpieczał go bo nie wiedział jak mogłoby się to skończyć. Skoro prawdziwe było powiedzenie "nie biegaj z nożyczkami" teraz też nie byłoby mądrze biegać z granatem. Szczególnie kiedy ledwo utrzymywał się przy świadomości. Szczególnie kiedy nie patrzył gdzie biegnie. Szczególnie kiedy niezależnie od szybkości, siedzący na jego ramieniu głos wciąż go poganiał.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
King spojrzał na całą sytuację. On i Enzo jakoś z tego wyszli. Gorzej było z innymi szczególnie z łowcom. Już kiedy Bishop zbierał się żeby powiedzieć do Enzo coś w stylu "Idź. Dokończ misję. Chociaż Ty kontynuuj dzieło" lub "Nie możemy zginąć na darmo! Idź! Biegnij!" jego kompan sam wyskoczył z auta i ruszył w stronę włazu. Wojownik spojrzał jeszcze raz na sytuację. Sekundy ciągnęły się jak godziny. Chwilka podczas której doszło do wszystkiego trwała tak długo jakby kilka dni siedzieli po środku tego piekła. Jeśli ani Roscoe ani Black nie byli w stanie pomóc Jeremiemu Bishop wrzucił jedynkę. Lekko wcisnął gaz. Silnik mruczy. Uśmiech na jego krzywej twarzy zapowiada co się zaraz stanie. Kolejna sekunda przelatuje mu przed oczami. Gaz do dechy!
King szybko rozpędził auto i błyskawicznie podjechał po swego towarzysza. Ostre hamowanie. Pisk opon.
-Wsiadaj! Szybko! - otworzył drzwi i wciągnął półżywego faceta do samochodu.
Teraz powrót.
-Panie świeć nad moją duszą... - wymamrotał widząc kolejną jazdę na wprost metalowego kolosa - Teraz trafisz robociku?
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy upadł z Choppera, przelatując po usłanej gruzem ziemi dobre kilka metrów. Gdy zdołał wstać, a raczej utrzymać pozycję wyższą niż na kolanach, rzucił się w kierunku, z którego słyszał odgłosy wystrzeliwanych rakiet. Wolał zaufać uszom, oczy przeznaczając co najwyżej na uważanie by się nie potknąć. Słaniający się łowca prawie nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. "Idiota" - pomyślał umysł; "Bóg" - stwierdziła dusza. Teraz nie miało jednak znaczenia, co sprowadziło Kinga do Jeremy'ego. Ten chwycił karoserię i wdrapał się do środka, kurczowo trzymając miękkich foteli.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Enzo wystrzelił z auta jak poparzony. W szaleńczym biegu zbliżał się do włazu, w myślach modląc się, aby na chwilę udało mu się uniknąć świstających zewsząd pocisków. Głosy duchów we wnętrzu jego głowy szeptały tysiące różnych rzeczy, jakby same zaczęły panikować. Kurczowo zaciskał palce na granacie. Dobrze wiedział, że gdyby doszło teraz do konfrontacji, jego jakimkolwiek atutem byłaby właśnie ta broń. Bogowie chyba jednak o nim nie zapomnieli, gdyż udało mu się dobiec do klapy. Nie było czasu na zwłokę i oglądanie się - wpadł do środka.
W tym czasie Jeremy starał się podnieść z ziemi. Usłyszał ryk silnika. A więc kolejna maszyna się nim zainteresowała. Na szczęście okazało się, że to Bishop zawrócił autem, aby zabrać towarzysza.
- Wsiadaj! Szybko! - krzyknął tylko.
Łowcy nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zmuszając swój organizm do ogromnego wysiłku, wstał powoli, słaniając się na nogach. Niewyraźnie pamiętał, że walnął się na siedzenie, a samochód ruszył. W tym samym czasie uszkodzona maszyna ,,doszła do siebie". Widząc, że jej niedoszła ofiara ucieka teraz z kompanem, natychmiast skierowała lufę swojej broni w kierunku jadącej dwójki. King zauważył to w lusterku, odruchowo zmuszony został odbić w bok.

Test Prowadzenia pojazdów Bishopa

Test zdany.
Pocisk pomknął po prawej stronie samochodu. Właściwie King mógł na ułamek sekundy zauważyć jak coś tylko mignęło w bocznej szybie. Natychmiast skręcił ku włazowi. Z Jeremy'm było źle, ale wyglądało na to, że jeszcze chwilowo Pan nie weźmie go do siebie. Obaj zmierzyli wreszcie za Enzo. Minutę później, z bitewnego zgiełku, w to samo miejsce zajechał Cadillac, a właściwe to, co z niego zostało. Black oraz Roscoe okazali się być nieźle pokiereszowani - Indianin na ten przykład krwawił obficie z czoła, ale przeżyli i to było najważniejsze.
Grupie pozostawało kierować się za żołnierzem. Zmierzali właśnie podziemnym przejściem, które kiedyś zapewne służyło za kanały. Ciężko było powiedzieć, gdyż panowała tu kompletna ciemność i tylko grząskie błoto pod nogami świadczyło o tym, że mogła tędy płynąć woda. Mężczyzna skierował się ku drzwiom na końcu drogi, które to miejsce jako jedynie było oświetlone. Były to wielkie, pancerne wrota z zamkiem elektronicznym obok. Na froncie znajdował się namalowany symbol niebieskiego tygrysa. Żołnierz wstukał kod, przepuścił grupę i natychmiast zamknął przejście.
Można było mówić o dużym szczęściu, gdyby nie obraz jaki tutaj zastali. Znajdowali się w jakimś bunkrze, nieźle urządzonym, uświadczyć tu można było starych komputerów, skrzynek z żywnością, nawet parę dużych wind, zarówno osobowych jak towarowych.

Bunker_by_masz_rum.jpg

Jednak w jednej części bunkra znajdowało się również coś, co mroziło krew w żyłach. Za zamkniętymi, oszklonymi drzwiami, leżały trupy innych wojskowych w różnym stopniu rozkładu. Na ich twarzach rysował się obraz skrajnej trwogi. Ponadto grupa zauważyła, że często na ścianach widniały czerwone napisy narysowane ręką szaleńca - rozstrzelone, chaotyczne, traktujące o śmierci i cierpieniu.
Żołnierz usiadł na terenowym aucie, które niegdyś tutaj składano. Wyglądało zatem na to, że do bunkra prowadzi więcej przejść. Co chwila spoglądał do góry, wsłuchiwał się w przytłumiony rumor, który z czasem zaczął narastać.
- Idą po nas. Nie zostało nam wiele czasu.
Black założył ręce na siebie, spojrzał po towarzyszach.
- Panowie, to jest Phil. Jak widzę ostatni z mojej dawnej kompanii, z czasów gdy razem służyliśmy w wojsku. Pamiętacie, wycieczka do Molocha, nieludzkie eksperymenty na ludziach. Et cetera.
Jego słowa przerwał kolejny huk, był znacznie głośniejszy od poprzedniego. Cały bunkier dosłownie zadrżał, kilka metalowych rur na suficie odpadło i potoczyło się po posadce. Moloch niełatwo dawał za wygraną.
 
Status
Zamknięty.
Do góry