Rak- wyrok?

+Freya+

Bywalec
Dołączył
6 Lipiec 2012
Posty
745
Punkty reakcji
42
Wiek
28
Cześć. Wracam do was os razu z dosyć ciężkim pytaniem, borykam się ostatnio zz takim tematem, stąd też moja dłuższa nieobecność,ale nie o tym :) Czy według was diagnoza wskazująca na obecność nowotworu jest wyrokiem? Czy też raczejinformacją o chorobie, która fakt, jest cholernie ciężka, ale można z tego wyjść? Ja zawsze miałam do tej sprawy jedno podejście- wyrok. Według mnie nowotwór to wyrok. Oczywiście mając kogoś bliskiego chorego nie dopuscilabym do siebie myśli tego typu. Wspierałabym itd, ale wobec samej siebie nie umialabym tak po części siebie oszukiwać. A jak sprawą wygląda u was?
 
T

TomaszTomasz

Guest
Nie zawsze jest to wyrok. Chociaż w tym kraju każda choroba może być wyrokiem gdy nie masz forsy na leczenie a opieka zdrowotna jest jaka jest.
 
B

Blancos

Guest
Blanche napisał:
Czy według was diagnoza wskazująca na obecność nowotworu jest wyrokiem?
Nie, diagnoza nowotworu nie musi być wyrokiem - nowotwór może być całkowicie wyleczony. Wszystko zależy jednakże od tego, o jakim nowotworze mówimy i na jakim stadium zaawansowania zostanie on zdiagnozowany.
 
K

kate2

Guest
Blancos napisał:
Nie, diagnoza nowotworu nie musi być wyrokiem - nowotwór może być całkowicie wyleczony. Wszystko zależy jednakże od tego, o jakim nowotworze mówimy i na jakim stadium zaawansowania zostanie on zdiagnozowany.
Dokładnie tak. Mam kuzynkę która gdzieś ok. 10 lat temu dowiedziała się o nowotworze złośliwym piersi. Pierś amputowano (nie wiem czy czasem nie dwie) i kuzynka zyje dalej. Jest mamą piątki dzieci.


Blanche napisał:
Oczywiście mając kogoś bliskiego chorego nie dopuscilabym do siebie myśli tego typu. Wspierałabym itd, ale wobec samej siebie nie umialabym tak po części siebie oszukiwać.
Bo na tę sparwę trzeba spojrzeć realnie po prostu: nie uciekać ani w huraoptymizm ani w pesymizm i rozpacz. Trzeba walczyć na ile to mozliwe i jednoczesnie mieć świadomość, że i tak w którymś momencie z tego świata odejdziemy. Pamiętam jak byłam w szpitalu u mojego ciężko chorego wuja: miał raka prostaty. Dookoła była jego rodzina. Jeden pzrez drugiego z udawanym uśmiechem i humorem mówił coś w stylu: ,, Stachu, jeszcze trochę i mi mieszkanie odmalujesz, bo już by się przydało (wuja był malarzem) ''.....ej, trzeba się za ogród zabrać...''. Ja rozumiem, że chorego tzreba wspierać i dodawać mu otuchy i pchać do przodu ale......nie mogłam znieść tego zakłamania. Wszyscy wiedzieli że jest bardzo źle.
Ja osobiście sobie takiego klimatu obok siebie bym nie życzyła. Chciałabym każdą chwilę pzreżyć świadomie, w prawdzie i ponaprawiać to, co można by było w relacjach z innymi.
Jak się w ogóle czujesz Blanche?
 

+Freya+

Bywalec
Dołączył
6 Lipiec 2012
Posty
745
Punkty reakcji
42
Wiek
28
Diagnoza nie musi być wyrokiem, jasne. Chodzi o samą chorobę. Niestety znam same przypadki gdzie albo zostało wyleczone i wróciło nawet po 12 latach i zabiło. Chociaż lekarze mówili, że już nie wróci.

Kate czuję się nijak w zasadzie, najgorzej było dowiedzieć się, że coś może być nie tak. W sensie aż tak źle, bo to że coś się dzieje to czuję. Już się trochę można powiedzieć oswoiłam ;)
 
W

wiki9969

Guest
Mam koleżankę u której zdiagnozowano nowotwór wątroby, jak wiadomo on jest złośliwy, a jednak dala radę. :)
Ogólnie nowotwór nie jest wyrokiem o ile chcemy z nim walczyć. Bo zabić nas może zabić każda choroba której się poddamy, nawet samotność. :(
 
K

kate2

Guest
Blanche napisał:
Kate czuję się nijak w zasadzie, najgorzej było dowiedzieć się, że coś może być nie tak. W sensie aż tak źle, bo to że coś się dzieje to czuję. Już się trochę można powiedzieć oswoiłam ;)
Po Twoich wypowiedziach widzę, że jesteś pogodną osobą i energiczną. Wyobrażam sobie, że najgorszy moment to własnie ten, gdy się człowiek dowiaduje o chorobie. Pamiętam to doświadczenie przy synu, gdy byłam w 4 mies. ciąży i się dowiedziałam, że umrze albo we mnie....albo zaraz po porodzie.
Zaakceptowanie tej sytuacji i próba pogodzenia się z nią trochę trwały.....ale miałam świadomość pzremijalności i tego, że nic mi się nie należy tylko dlatego, że tego bardzo chciałam więc odpuściłam.
Do samego jednak końca zachowałam nadzieję....i walczyłam na ile miałam na to wpływ.
 

+Freya+

Bywalec
Dołączył
6 Lipiec 2012
Posty
745
Punkty reakcji
42
Wiek
28
Wiki no muszę się zgodzić. Jeśli się poddaje człowiek to w sumie sam przesądza o sytuacji swojej. Ale czasem nie ma sił na walkę, ja na przykład mając świadomość tego jakie mogą być wyniki badania czuje się bezradna, na tyle bezradna, że nie widzę sensu zawierania się nogami i rękoma.

Kate staram się być taką osobą, ale ostatnio jest już coraz gorzej. Nie mam pojęcia co powiedzieć na resztę Twojej wypowiedzi. Jeśli to ja jestem chora to odpowiadam tylko za swoje życie, przyszła matka czuje podwójna odpowiedzialność.. Nie wyobrazam sobie takiej sytuacji. Nie jestem w stanie.
 
W

wiki9969

Guest
Rozumiem. Ale może warto walczyć? Wiesz, ja też przeszłam poważną chorobę. Byłam w takim stanie, że lekarze nie dawali mi dużych szans na przeżycie. A jednak jak widzisz, udało się. Zrobiłam czarnej cioci na złość i żyję! :D
U mnie leczenie trwało długo, ale dzięki lekarzom i rodzicom wróciłam w pełni do zdrowia. Tak więc nie masz powodu, by przekreślać swoje życie po otrzymaniu wyników badań. A może akurat będzie wszystko dobrze? Nie wolno się martwić na zapas. ;)
 
K

kate2

Guest
Blanche myślę, że skoro założyłaś ten wątek to możesz sobie w nim bez skrupułów ponarzekać, pomarudzić i popłakać w forumowy kołnierz :) Gdy człowiek chory i bezsilny wobec różnych sytuacji to lubi mieć blisko kogoś komu powyrzuca żale swojego serca.
Tak więc ....pisz gdy Cię coś dopadnie :) Dziel się swoimi pzremyśleniami. Myślę, że sporo wartościowych słów w tym wątku zostawisz. Pozdrawiam i życzę spokoju serca i dobrych ludzi na Twojej drodze.
 

+Freya+

Bywalec
Dołączył
6 Lipiec 2012
Posty
745
Punkty reakcji
42
Wiek
28
Wiedziałam, że w okresie świąt dopadnie mnie depresja, ale nie wiedziałam, że będę się czuła tak bezradna. W zasadzie przed chwilą myślałam o tym wszystkim, o czekających mnke badaniach, o tych już wykonanych, o tym, że nic poki co nie wykazują, a że jednocześnie nie jest dobrze. Mój problem dotyczy jelit. Zatykam się na kilka dni, a potem jak mam iść do toalety, to chce mi się płakać, bo to jest ból. Ból i pełno krwi. Wiem, obrzydliwe, ale już nie wiem naprawdę jak mam żyć. Myslalam dziś też o tym, że jeśli to jednak nie rak, to w takim razie co? Bo tak się nie da żyć, dla mnie to męczarnia. Nie dość, że zmagam się z depresją, to jeszcze takie coś. I niby się cieszę, że są święta i taka specyficzna atmosfera a jednocześnie wiem, że taka moja bliska rodzina dobrze wie, co się dzieje i jak słyszę w życzeniach "dużo zdrowia" to mnie trzęsie. Nie odbieram tego jako po prostu zwykle życzenia. Odbieram to jako "oby to nie był nowotwór". Wiecie, mi to siada na psychikę, chce mi się wyć, a wielu ludziom chcialabym zadać jedno pytanie- gdzie jest teraz wasz bóg? Znów się, że tak powiem, zatkałam, boli mnie wszystko i dopadła mnie taka chandra, że nie wiem jak sobie z nią poradzić...
 
E

Elen

Guest
Kotek ale co Ty mowisz..... Krwawienia z jelit maja bardzo wiele przyczyn. Juz dawno powinnas znalezc sie w szpitalu, tam wykonac wiele badan, miedzy innymi kolanoskopie pod narkoza. Znam co najmniej 5 osob, w tym mezczyzn, ktorzy co jakis czas maja krwawienia ale lecza sie od lat i zyja. To wcale nie musi byc rak! Jednak sa osoby predysponowane do zapalen tzw uchylkow jelitowych i to trzeba leczyc, bo jak nie... to wiadomo, ze z czasem moze byc roznie. Poza tym radze Ci isc jeszcze do ginekologa na usg dopochwowe, zeby sprawdzic czy nie masz przypadkiem endometriozy, bo ta cholera wrasta czasem w jelita i powoduje podobne objawy. Dziewczyno, wez sie w garsc i uspokoj sie. Jestes mloda i silna. Luzik :)
 
K

kate2

Guest
Blanche napisał:
W zasadzie przed chwilą myślałam o tym wszystkim, o czekających mnke badaniach, o tych już wykonanych, o tym, że nic poki co nie wykazują, a że jednocześnie nie jest dobrze.
Spróbuj na czas świąt odłożyć te myśli na półkę. Zdrowia swojego ani stanu psychiki tymi myślami nie ulepszysz a wpadniesz tylko w dół i starcisz to, czym cieszyć się możesz TERAZ. Nasze małe zwycięstwa to także odganianie upierdliwych i toksycznych myśli, które jak mucha latają wkoło nas utrudniając życie. To są pokusy, z którymi należy walczyć. Nie chodzi mi tutaj o zakłamywanie rzeczywistości i sztuczne afirmacje ale o to, by nie potęgować pewnych wobrażeń i nie zamykać się w kokonie rozpaczy i żalu, bo to akurat niszczy.
Skoncentruj swoje myśli, działania i aktywność wokół tego, co się teraz dzieje: może tzreba coś pomóc w kuchni, włączyć kolędy i na ile to możliwe ,,uciec'' od siebie. Zwykle dawanie siebie innym pomaga i daje psychicznego kopa.

Bóg jest na swoim miejscu i wszystko jest pod kontrolą. Żale , pretensje i pytania są uzasadnione w trudnych sytuacjach i nie ma co z tym dyskutować. Pamiętam swój stan po śmierci jednego syna i po śmierci drugiego, gdy ten drugi był bardzo ozcekiwany i upragniony przeze mnie po utracie pierwszego. Sytuacji nie rozumiałam ale ponieważ jestem osobą wierzącą, to wyznaję zasadę: ,, Bóg dał, Bóg zabrał''choć była to przyznam akceptacja sytuacji przez łzy. Nikogo nie straciłam: drogi nasze ( z dziećmi) zostały chwilowo rozłączone. Mam ogromną nadzieję ich spotkać gdy wydam tutaj ostatnie tchnienie :)
Nic nie tracimy w Bogu. W Nim się wszystko, co dobre i piękne odnajdzie.

Napisałabym więcej Blanche ale obowiązki w kuchni wzywają :) Ciesz się tym, co wokół i dawaj siebie na ile możesz. Ja ze swojej strony obiecuję modlitwę w Twojej intencji. Na to,co się dzieje odgórnie mamy niewielki wpływ: zawsze oczywiscie można pytać, prosić, żądać.....w końcu jesteśmy ludźmi , nie manekinami i człowiek ma do tego prawo. Ale pokój zstąpi w nasze serca jeśli każdy z nas będzie znał swoje miejsce we wszechświecie i uzna, że został stworzony do rzeczy wielkich i pięknych, które na nas czekają, a tutaj jest po to, by coś zrozumieć.

Życzę Ci tego pokoju, życzę Ci też zdrowia (tak na marginesie: ci, którzy chcą byś całkowicie wyzdrowiała mają dobre intencje i po co się na to złoscić?) i wewnętrznej walki o nie , ale jednoczesnie otwarcia serca na doświadczenia które nas spotykają. Pogody ducha również.
 
Do góry