ja jestem absolutną psychofanką Radiogłowych i nie dam sobie powiedzieć na nich złego słowa. w nowej płycie zakochałam się tak samo jak w każdej poprzedniej, zawiedziona jestem tylko i wyłącznie ilością tracków, bo mogłoby być ich ze dwa razy tyle. z drugiej jednak strony, jeśli większa ilość miałaby się odbić na obniżonej jakości utworów, to może i dobrze, że tylko tyle. na początku byłam troszeczkę sceptycznie nastawiona, bo przy pierwszym odsłuchaniu album brzmiał mi trochę jak solowa płyta Yorke'a, a nie krążek zespołu, ale wystarczyło mi kilka godzin, żeby mimo to pokochać każdy kawałek z osobna. głównie "little by little" i "separator" budzą moje ciepłe uczucia, ale i "bloom" zaserduszkowałam sobie na laście ; )
"Staircase (live from the Basement)" również wpadło mi w ucho i ciągle oczekuję więcej 'z piwnicy'.
z wcześniejszych płyt największy sentyment (poza koncertówkami z Poznania, które już zawsze będą mi przypominać o najlepszym dniu koncertowym w moim krótkim żyćku) mam do "Hail to the Thief", ale na każdej jest coś, co każe mi wracać ciągle i ciągle. po prostu ach, och i zachwyt do potęgi. nad całością.