- Dołączył
- 3 Maj 2007
- Posty
- 8 989
- Punkty reakcji
- 206
Co sądzicie na temat pojęcia przeludnienia Ziemi? Czy jest to realny problem czy mrzonka? Na przełomie XX i XXI wieku mocno ,,walczono" z dziurą ozonową, później problem nagle zanikł (nie wiem, liga kosmicznych szwaczek załatała?). Później mieliśmy i w sumie nadal mamy kwestię globalnego ocieplenia, choć wystarczy choć trochę zainteresować się cyrkulacjami pogodowymi, aby wiedzieć, że klimat zmienia się permanentnie. Teraz znowu coraz głośniej o przeludnieniu. Że jest nas coraz więcej, a zasobów brakuje. Że nie ma miejsc, gdzie mieszkać. Może w centrach większych miast nie. Ale wystarczy wyjechać na jakiekolwiek przedmieścia, co mówić za jakiekolwiek większe miasto - jest od cholery miejsca i nieużytków, a nie mówię jedynie o Polsce.
Przyrost naturalny nie jest wbrew pozorom jakąś bezmyślną siłą. Inaczej nie mielibyśmy szans na przetrwanie. Jak wszystko w naturze, z czasem się samoistnie reuguluje. Po epoce industrailzacji oraz rozwoju medycyny rodziło się więcej dzieci, bo i poprawiły się ku temu warunki. Teraz ten proces stopuje, żeby owego przeludnienia właśnie nie było. Na koniec ciekawa notka z pewnego bloga, również o konieczności doboru naturalnego, z resztą związanego z tym tematem.
Przyrost naturalny nie jest wbrew pozorom jakąś bezmyślną siłą. Inaczej nie mielibyśmy szans na przetrwanie. Jak wszystko w naturze, z czasem się samoistnie reuguluje. Po epoce industrailzacji oraz rozwoju medycyny rodziło się więcej dzieci, bo i poprawiły się ku temu warunki. Teraz ten proces stopuje, żeby owego przeludnienia właśnie nie było. Na koniec ciekawa notka z pewnego bloga, również o konieczności doboru naturalnego, z resztą związanego z tym tematem.
Najlepszą jest sytuacja pośrodku, kiedy gatunek napotyka naturalną granicę rozrostu swojej populacji, bo wówczas eliminacja słabych osobników (zatem i ich słabych genów) postępuje sprawnie, a z drugiej strony najlepsze geny są przekazywane w miarę licznym kolejnym pokoleniom. Pokoleniom, którym osobniki gorzej przystosowane ustąpiły miejsca. Życie i śmierć osobnika są tak samo ważne dla gatunku.
Dzisiaj niestety do głów naszych wbija się, że życie ludzkie jest najważniejsze. I jeśli gdzieś w Indiach umiera chore dziecko to jest to tragedia. Nie widać tego, że właśnie dzięki temu inne, zdrowe dziecko, przeżyło. Jedna rodzina straciła, inna zyskała. Rodzaj ludzki na dłuższą metę skorzystał.
Niestety, o tych oczywistych prawdach mało kto odważy się dziś mówić głośno, bo jest natychmiast zaszczuwany jako bezduszny potwór. I na tym właśnie żerują autorowie tych katastrofalnych wizji - na naszym dobrym serduszku dla biednych dzieci z krajów trzeciego świata. (...)
Prezentowany przez pana Attenborough sposób walki z przeludnieniem jest podobny do próby regulacji gospodarki przez socjalistów - nie tylko nie rokuje szansy na poprawę, ale też może przynieść same szkody. Tak samo bowiem jak wolny rynek faworyzuje zdrowe, prężne i dobrze zarządzane przedsiębiorstwa, tak samo dobór naturalny faworyzuje osobniki najzdrowsze, najsilniejsze i najbardziej zaradne. Bo w gruncie rzeczy mechanizm wolnego rynku i doboru naturalnego to dokładnie ten sam mechanizm. Podobnie jak setki innych procesów, które zachodzą wokół nas każdego dnia nawet niezauważone.
(...)
W młodości spędziłem parę lat w Afryce. Nie w tej turystycznej, ani nie w tej dzikiej. Tej zapomnianej przez resztę świata. Przy każdej wiosce znajduje się tam cmentarz, który jest prawie tak duży jak sama wioska. Na jeden normalny grób przypada około czterech maleńkich. To są groby dzieci, które umarły w pierwszych dniach po narodzinach, albo we wczesnym dzieciństwie - do kilku lat. Czy ktoś po nich płacze? Oczywiście że płacze, ale jakoś przechodzą nad tym do prządku dziennego - bo to jest życie.
A mimo to wioski te ciągle się rozrastają. Ludzi przybywa i to szybciej niż w Europie pełnej luksusów i dobrobytu. I co najważniejsze - nie widać wśród nich kalek, czy ułomków. Generalnie są zdrowi i zadowoleni. Właśnie dlatego, że na wczesnym etapie ich życia nastąpił ten "odsiew", który dla nas wydaje się tragedią, której trzeba zapobiec - ratować te biedne dzieci i wysyłać im jedzenie i lekarstwa.
(...)
Z punktu widzenia gatunku, ba - z punktu widzenia jednej rodziny, dużo lepiej jest gdy kobieta rodzi ośmioro dzieci, z których umiera piątka, niż gdy rodzi dwójkę, z których oboje dożywają wieku dojrzałego - trójka potomstwa to lepiej niż dwójka. Proszę mnie nie zrozumieć źle - korzyścią nie jest tu bynajmniej fakt, że pięcioro dzieci umarło. Gdyby z tej ósemki przeżyły wszystkie dzieci, byłoby oczywiście jeszcze lepiej.
(...)
Wcześniej nikt nie głosił, że należy planować rodzinę i mieć mało dzieci. Wielkość populacji sama dotarła do swojej naturalnej granicy. To już miało miejsce. Ta "katastrofa", którą wieszczy pan Attenborough na antenie BBC już była nastąpiła i trwała przez całe wieki. Obecnie problem został zażegnany, bo nowoczesna nauka i technologia po porostu przesunęły tę granicę. I przesuwają ją nadal. Przez ostatnich dwieście lat nie przybliżamy się, jak mówi film, do wielkości granicznej populacji, ale wprost przeciwnie. Wydajność produkcji żywności rośnie obecnie szybciej niż my się rozmnażamy. Zapewne kiedyś znów ją dogonimy, ale i wówczas katastrofy nie będzie. Bo już ją kiedyś dogoniliśmy i nie było. Póki co, wszystkiego mamy nadmiar, selekcja naturalna spowolniła, zatem należy się mnożyć i cieszyć z tego.