na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Cześć.
Moja decyzja o zarejestrowaniu się tutaj była szybka i spontaniczna.
Kilka filmików na YT i jestem, podobno lepiej wyżalić a równocześnie dostać przysłowiowego kopa od całkiem obcych ludzi.
Potrzebuję czegoś, potrzebuję siły, motywacji do działania.
Może jestem typowym przypadkiem lewusa, osobnika niezdatnego do życia, ale chyba i tacy powinni mieć szanse ocknąć się z rutyny i pokolorować swoje życie.

Pokrótce.
Zawsze wszyscy byli ważniejsi niż ja (tzn. ja zawsze miałam wszystkich nad sobą, problemy znajomych, pomoc rodzicom, czyjeś sprawy na pierwszym miejscu), to, co dotyczyło mnie tłumiłam w sobie uśmiechając się do innych. Moje dzieciństwo, dorastanie, okres buntu to czas zupełnie bez emocji zewnętrznych, nie miałam nikogo, z kim mogłam pogadać, wypłakać się i oczekiwać serdecznej pomocy. Płakałam w poduszkę albo w drodze gdzieś. Stłamsiło mnie gimnazjum, gdzie z idealnie zgranej podstawówki trafiłam, jako odludek, zupełnie obca dziewucha między znające się od sześciu lat osobniki. Mama uważała, że zdziwiam, rodzeństwo miało swoje życie, koleżanki te z czasów podstawówki zniknęły. Zostałam sama. 3 Lata ze spiętym żołądkiem, oczami pełnymi łez i stresem przeżyłam, sama nie wiem jak. Szkoła średnia odpłaciła mi mękę, uwielbiałam swoja klasę, szkołę też.

Ogólnie jestem osobą zamkniętą w sobie, nie okazuje emocji, żadnych uczuć. Płaczę po katach lub gdy jestem sama. Nie potrafię prosić o pomoc. Wydaje mi się, że ludzie mają mnie za silną, mocno stąpającą po ziemi kobietę -wyniosłą a zarazem nieśmiałą.
Szczerze mówiąc bardzo się zmieniłam, coś we mnie pękło, nie umiem już walczyć o swoje, postawić na swoim, walczyć. Dawniej taka nie byłam. Pełna energii z marzeniami i celami to był mój znak rozpoznawczy. Stłamsiła mnie codzienność, pomaganie i stawianie wszystkich ponad siebie. Pierwsze studia przerwałam po semestrze, ważniejsza była rodzina. Przerwa trwała 1 rok, kiedy znowu zdecydowałam studiować, tym razem zaocznie. Poszłam do "pracy" a raczej typowego obozu polskiego, umowa zlecenie, śmieszne pieniądze i 12h dniówki. Niestety jak to życie, pokazało mi w końcu, że porwałam się z motyką, inni mogą, ale u mnie kłody pod nogami leżeć musiały. Nie podołałam, zawaliłam szkołę na trzecim roku, praca, praca, bo tam zarabiam. Jak studiować zaocznie bez kasy a jak studiować, kiedy od 6-19.30 Cały tydzień byłam w pracy a w weekendy na zajęciach, wolne to było święto. Zdarzyło mi się chodzić z 39 stopniową gorączką, wszelkimi zapaleniami i infekcjami. Po 3 latach spasowałam.

Wyszłam za mąż i tak od roku tkwię w czarnej dziurze.
Nie mam pracy, nie mam kasy żeby skończyć szkołę, nie mam chęci ani motywacji. Wiem, że muszę, że powinnam ale nie umiem.
Szukanie pracy mnie odrzuca, pierwsza, dziesiąta, dwudziesta rozmowa kwalifikacyjna dała mi do zrozumienia, że chyba naprawdę jestem lewa. Wszyscy ogarniają, znajdują pracę, są zadowoleni tylko mi coś nie idzie.

Zawsze wszyscy byli dla mnie ważniejsi a dzisiaj jestem sama, po co mi to było. Mogłam brnąć, walczyć...Dla siebie.
Moja rodzina??...Szczerze nic o mnie nie wiedzą, wszystko tłumiłam a oni o nic nie pytali, w niczym nie pomagali. Miłości, złamane serca, dorastanie, problemy młodziaka i dorastającej kobiety, sukcesy, radości dzieliłam sama ze sobą mając w koło sporo osób.
Moim jedynym oparciem jest mój mąż, który wierzy we mnie jak nikt inny, dopinguje, ale widzi, że coś mnie zjadło i zniszczyło.
Gotuję, sprzątam, robię zakupy, piorę, prasuje i tak codziennie. Nie chce mi się nawet książki wziąć w rękę.
Obudził się we mnie lęk, stres i obawy.
Chciałabym a nie umiem nic zmienić, nie umiem się pozbierać.
 
K

kate2

Guest
na_zakrecie napisał:
Moim jedynym oparciem jest mój mąż, który wierzy we mnie jak nikt inny, dopinguje,
Dobrze, że to napisałaś bo już myslałam, że to kompletnie beznadziejna sytuacja gdyż w małżeństwie nadal jesteś sama. Ale tak nie jest i warto chociaż tym się ucieszyć i w tym dostzrec wartość. Co byłoby gdybyś spotkała się z obojętnością, ignorancją swoich problemów i z brakiem miłości ze strony męża?


na_zakrecie napisał:
Nie mam pracy, nie mam kasy żeby skończyć szkołę, nie mam chęci ani motywacji. Wiem, że muszę, że powinnam ale nie umiem. Szukanie pracy mnie odrzuca,
Co jest tego powodem? Może to, że nie do konca potrafisz się określić? Myślę też że takie Twoje myślenie o samej sobie :


na_zakrecie napisał:
chyba naprawdę jestem lewa.
ani trochę nie przyczynia się do chocby małego sukcesu.

Co chciałabyś robić? Jakiej pracy szukasz? Gdzie czułabyś się najlepiej? Jakie masz mocne strony i kwalifikacje? Jeśli będziesz szukała pracy ,, na siłę'', pod presją, że już tyle czasu minęło a tu nadal nic, to nie będzie w Tobie ani motywacji ani przekonania, co się zapewne przełoży na postrzeganie Ciebie jako przyszłego pracownika. Rozumiem, że na studia pozwolić sobie finansowo nie możecie? Wiesz, co chciałabyś studiować gdyby mozna było? Co Twój mąż o tym sądzi?



na_zakrecie napisał:
Moja rodzina??...Szczerze nic o mnie nie wiedzą, wszystko tłumiłam a oni o nic nie pytali, w niczym nie pomagali. Miłości, złamane serca, dorastanie, problemy młodziaka i dorastającej kobiety, sukcesy, radości dzieliłam sama ze sobą mając w koło sporo osób.
Jakkolwiek jest to przykrym i dotkliwym doświadczeniem to myślę, że w tej sparwie nic się już nie zmieni i należy przeszłość zosatwić za sobą i skupić się na ,,tu i teraz''. Tkwienie jedną chocby nogą w tym, co było nie pozwala stawiać kolejnych kroków i patrzeć z nadzieją na swoje życie.



na_zakrecie napisał:
Gotuję, sprzątam, robię zakupy, piorę, prasuje i tak codziennie.
Brakuje w tym życia, tak? To chciałaś powiedzieć? Może dlatego, iż obowiązki swoje pełnisz z musu, bez przekonania, że są ważne i dobre i że mają na celu okazanie miłości wobec swojego męża? Czy gdy gotujesz obiad to z myślą, by zrobić go jak najlepiej by Mu smakował (Tobie też oczywiście) ? Czy robisz go bo tak trzeba i nic innego nie masz akurat do roboty? Sami nadajemy swoim czynnościom i czynom znaczenie i od tego zależy, jak postrzegamy samych siebie i to, co robimy.
I jeszcze wrócę do tego stwierdzenia:
na_zakrecie napisał:
Gotuję, sprzątam, robię zakupy, piorę, prasuje i tak codziennie. Nie chce mi się nawet książki wziąć w rękę.
W życie zawsze wkardnie się rutyna ale tak jak napisałam wcześniej my musimy jej nadać znaczenie. Inaczej wszystko będzie martwe i nie do udźwignięcia. Rutyna ma to do siebie, że rozleniwia człowieka i próbuje odebrać całą radość oraz sens wypełnianych czynności. Wszystko, co się robi powinno wypływać z serca i nieść dobro innym. Poza tym, może warto sobie ułozyć jakiś harmonogram dnia i się go trzymać? Znajdź w nim czas np; na sniadanie, kawę, szuaknie pracy, gimnastykę, porządki domowe, książkę, może naukę jakiegoś języka, spacer, jakieś towarzystwo...itp. Taka samodyscyplina wzmacnia psychicznie i staje się powoli nawykiem, który powinien elimonować depresyjne stany i chęć poddania się.
 

na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Bardzo dziękuję za zainteresowanie moim postem, moim życiem.
Owszem, masz dużo racji. Jestem znudzona i tkwię w przeszłości. Znudzenie mogę jakoś pobudzić chęciami, których niestety aktualnie nie posiadam, nie wiem, dlaczego moja sytuacja mnie nie motywuje, nie daje kopa a wręcz dołuje i przygniata. Przeszłości nie umiem zamknąć, jestem osobą, która dla innych zrobi wszystko, dla tych, na których mi zależy, nie oczekując nic w zamian, nie oczekując nawet pomocy, gdy moja noga się powinie. Mam 7 letnią siostrę, którą praktycznie wychowałam, byłam z nią zawsze. Rodzice pracowali, mama jest osobą twardo stąpającą po ziemi, nie zajmuje się uczuciami czy emocjami. Starałam i staram się dać mojej siostrze to, czego nie miałam, to, czego mi brakowało od mamy. Jej oddawałam cały swój czas, biegłam, gdy trzeba było. Do niej zawsze.
Rozumiem, że mam swoje życie i szczerze mówiąc zrobiłam spory krok i odcięłam się od niej, dałam sobie i jej swobodę. Zrozumiałam, że muszę zacząć w końcu żyć dla siebie dla mojego lepszego jutra, mimo, że Ona zawsze jest i będzie dla mnie ważna. W moim przypadku to bardzo dużo.

Chciałabym powalczyć o swoją przyszłość, mieć wysoko uniesioną głowę a nie wstydzić się i wciąż czuć spojrzenia typu: nierób, lewus, leń, niewykształcona etc.
Chciałabym obudzić się pewnego ranka i zacząć działać, przekreślić wszystko i żyć celem.
Chciałabym mieć, na czym się zaczepić, żeby dało mi to, chociaż malutkie światełko w tunelu.

Pracy owszem szukam ciągle, notorycznie wysyłam cv i cisza. Masz racje robię to trochę na siłę, ale chce, bardzo chce, aby w końcu ktoś dał mi szanse. Chce się czymś zająć, czymś, co da mi...Pieniądze i satysfakcje.

Prace domowe- uwielbiam-lubię gotować, robię to z pasją, lubię sprzątać, urządzać...Nie robię tego na siłę, jednak jest to za mało, aby mnie usatysfakcjonowało.
Dawniej wszystko robiłam w biegu, ruch to była codzienność, brakowało mi godzin w dobie natomiast teraz dzień trwa za długo a najgorszy jest ten bezsens, to nic nie robinie.

Mój maż ciągle mówi, że z każdej dziedzinie jestem najlepsza, znam się na kuchni, na dzieciach, posprzątam a nawet i elektryka nie jest mi obca...Lubię to, nigdy nie byłam chwalona, więc jego słowa są jak miód na moje serce jednak, co mi z tego, skoro nie potrafię zapalić żadnej iskierki rozświetlającej moje życie.
[SIZE=11pt] Dlaczego tak mam, dlaczego nie potrafię wsiąść się w garść.[/SIZE]
 
K

kate2

Guest
@[member='na_zakrecie'], masz ładny i uporządkowany styl pisania, muszę Cię skomplementować na początek, bo być może sama tego nie dostzregasz :)


na_zakrecie napisał:
, nie wiem, dlaczego moja sytuacja mnie nie motywuje,
Myslę, że dlatego :


na_zakrecie napisał:
Przeszłości nie umiem zamknąć
.

Trzeba wiedzieć, że ona zawsze w jakimś stopniu odciska się na naszym życiu i osobowości jednak własnymi siłami i wolą możemy rzeźbić swoją przyszłość inaczej niż do tej pory rzeźbiły ją doswiadczenia z domu, szkoły, srodowiska bliskiego , itp. Wyszłaś za mąż czyli tak naprawdę weszłaś w nową rzeczywistość , mam nadzieję z wolą tworzenia czegoś nowego a więc....nie stworzysz nic nowego, jeśli dalej będziesz tkwiła mentalnie i emocjonalnie w ,,starym''. Jeśli mielibysmy odwrócić głowę do tyłu to tylko po to, by wyciągnąć wnioski by nie popełniać podobnych błędów i iść dalej.

Wiesz już, że tam....w przeszłości byłaś tłamszona, samotna, nie wysłuchana i niezrozumiana. Teraz nie jesteś sama, nie jesteś tłamszona , jesteś wysłuchana i rozumiana. Widzisz to? Sporo się zmieniło a Ty nadal myślisz o tym, co było kiedyś. Czasem takie oglądanie się za siebie służy człowiekowi do tego by obecny stan zdrowia i sytuacji jakoś zwalić na tamten czas i trudności. Jesli już wiemy, do czego przyczyniły się problemy z zaszłości to pora teraz na działanie i życie dla innych. Zbytnia koncentracja na sobie i na swoich cierpieniach może nie tylko odbierać nam radość z obecnej sytuacji ale może zasłaniać nam drugiego człowieka, troskę o niego i okazywanie jemu wdzięczności i miłości. Jeśli Twój mąż jest wsparcie dla Ciebie i nie czyni Ci wyrzutów to znaczy, że Cię kocha i chciałby byś ruszyła z miejsca i zapragnęła własnej satysfakcji z życia. Chciałby też pewnie widzieć przy sobie szczęśliwą kobietę, co dałoby Mu na pewno poczucie, ze jest dobrym mężem i potrafi zadbać o swoją żonę. Taka świadomość jest bardzo potrzebna obojgu małżonkom.



na_zakrecie napisał:
Dawniej wszystko robiłam w biegu, ruch to była codzienność, brakowało mi godzin w dobie natomiast teraz dzień trwa za długo a najgorszy jest ten bezsens, to nic nie robinie.
Wiszisz? Cały czas żyjesz jakby przeszłością. Wracasz do niej by się podołować , porównać co było a czego nie ma , itp. Kiedyś żyłąś inną rzeczywistością, i ruch oraz energia były potrzebne i uzasadnione. Na tamten czas to mogło być ok. Jednak człowiek cały czas ewoluuje , zmienia się sytuacja, okoliczności, przybywa lat, zmieniają się poglądy i to, że teraz jest nieco inny wcale nie oznacza, że jest gorzej. To tak, jakbym ja nieustannie żyła tym, że kiedyś byłam spontaniczniejsza, odważniejsza (często po prostu naiwna, bezreflesyjna, bo tak można nazwać niektóre objawy młodości :) ) , młodsza, organizowałam sobie pomysły na rozwijanie pasji (np; śpiewanie w zespole) , itp a teraz osiadłam z dziećmi w domu, i praktycznie rola żony i matki całkowicie pozbawiła mnie pomysłów na inne role. Tak ma być. Kiedyś było inaczej, teraz jest jak jest bo dużo się zmieniło i człowiek dopasowuje się do istnejących okoliczności i wydarzeń oraz podjętych decyzji. Sama odnalazłam w tym wartość , widzę radość i zadowolenie z mojej ,,posługi'' w domu :) na twarzach domowników i czuję się spełniona.
Sama powinnaś odnaleźć wartość podjetej decyzji i tego w jaki sposób żyjesz. Spojrzenia i reakcje innych nie mogą podcinać ci skrzydeł. Ważne co TY sama o sobie myślisz. A często bywa tak, że inni wcale nie patrzą na nas tak, jak myślimy, ale to my sami wchodzimy w głowę tych ludzi i imputujemy im, że tak na nas patrzą jak my sami na siebie. Tak więc odetnij się w ogóle od tego, co tam sobie ktoś myśli. Nie masz i tak na to wpływu. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą złośliwi, albo po prostu źle nas ocenią gdyż nie mają tak naprawdę wglądu w całą naszą historię życia.

Zrób, co możesz w celu poprawienia swojej sytuacji na tyle, by ta poprawa przyniosła Ci zadowolenie i spełnienie. Resztą się nie przejmuj.



na_zakrecie napisał:
Mój maż ciągle mówi, że z każdej dziedzinie jestem najlepsza, znam się na kuchni, na dzieciach, posprzątam a nawet i elektryka nie jest mi obca...Lubię to, nigdy nie byłam chwalona, więc jego słowa są jak miód na moje serce jednak, co mi z tego, skoro nie potrafię zapalić żadnej iskierki rozświetlającej moje życie.
Doceń to. Bo może skończyć się cierpliwość Twojego męża w ciągłym głaskaniu :) Można się tym porządnie zmęczyć jeśli to długo trwa. Niech wsparcie i miłość Twojego męża pchają Cię do przodu. On nic więcej zrobić nie może.
 

na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Kop jest wskazany i oby ich jak najwięcej.
Potrzebuję właśnie takiego wsparcia, rozjaśnienia sytuacji, której ja nie widzę albo raczej nie chce widzieć. Jeśli o mnie chodzi, o poczucie własnej wartości, wiem, że jestem warta więcej niż inni we mnie widzą. Nikomu nie dogodzę i z tym się zgadzam, nie przejmuję się też myśleniem innych jednak, gdy jestem w domu rodzinnym i widzę jak moje rodzeństwo świetnie sobie radzi, mamę, która ma ich za kogoś a ja słyszę tylko, kiedy w końcu skończę tą szkołę, bo w takim tempie to medycynę miałabym za sobą, nie szukam pracy, bo nie chce mi się pracować, co ja robię całymi dniami. Tak, dołuje mnie to, chociaż jej tego nie pokazuję. Dogadam, nie lituje się i nie przyznaję racji, ale w duchu aż mnie skręca, oczy wypełniają się łzami i pękam gdzieś na osobności w łazience.

Chciałabym pokazać wszystkim, że jestem kimś więcej, że mimo głowy na karku, mimo umiejętności radzenia sobie w życiu codziennym potrafię dojść do czegoś, budować szczeble, które poprowadzą mnie i moją rodzinę do lepszego jutra.
Chciałabym pokazać sobie, podbudować się i uwierzyć w siebie.
Chciałabym mieć możliwości finansowe większe niż tylko na życie codzienne.
Chciałabym skończyć studia, podjąć nowe wraz z mężem.
Chciałabym mieć dziecko, które będzie miało szczęśliwą mamę i tatę, które nie będzie patrzyło na lizaka z wystawy a będzie trzymało go w dłoni.
Móc się kształcić i podnosić swoje kwalifikacje.

Zdarza mi się, że boję się ludzi, wstydzę nawet wykonać telefon urzędowy czy taki zwyczajny do kogoś. Nie chce mi się wychodzić z domu, zdarzały się tygodnie gdzie od poniedziałku do piątku nie byłam nigdzie, dom i tylko dom. Osłabia mnie to.

Mówisz, że żyję przeszłością, coś w tym jest, ale z dwojga złego wolę siebie taką z kiedyś, pełną energii, zajęć mimo czasami braku sił.
Dzisiaj wszystko przelatuje mi przez palce a ja nie umiem nic z tym zrobić.
 
K

kate2

Guest
na_zakrecie napisał:
Chciałabym pokazać wszystkim, że jestem kimś więcej, że mimo głowy na karku, mimo umiejętności radzenia sobie w życiu codziennym potrafię dojść do czegoś, budować szczeble, które poprowadzą mnie i moją rodzinę do lepszego jutra. Chciałabym pokazać sobie, podbudować się i uwierzyć w siebie. Chciałabym mieć możliwości finansowe większe niż tylko na życie codzienne. Chciałabym skończyć studia, podjąć nowe wraz z mężem. Chciałabym mieć dziecko, które będzie miało szczęśliwą mamę i tatę, które nie będzie patrzyło na lizaka z wystawy a będzie trzymało go w dłoni. Móc się kształcić i podnosić swoje kwalifikacje.
Te wszystkie chcenia i pragnienia są dobre jednak warto ich spełnienia szukać nie po to, by coś komuś pokazać ale by uczynić siebie i swoich bliskich szczęśliwymi. To, że ktoś zobaczy i się zdziwi, to niech będzie efekt uboczny . Motywacja mająca na celu udowodnienie komuś czegoś bywa na dłuższą metę frustrująca, i wykańczjąca, gdyż lęk o porażkę bedzie odbierał radość.



na_zakrecie napisał:
Zdarza mi się, że boję się ludzi, wstydzę nawet wykonać telefon urzędowy czy taki zwyczajny do kogoś. Nie chce mi się wychodzić z domu, zdarzały się tygodnie gdzie od poniedziałku do piątku nie byłam nigdzie, dom i tylko dom. Osłabia mnie to.
Zatem szukaj pracy. Spokojnie, bez nerwów i presji. A w międzyczasie spróbuj sobie tak organizować czas by był on dla Ciebie czasem owocnym .



na_zakrecie napisał:
Mówisz, że żyję przeszłością, coś w tym jest, ale z dwojga złego wolę siebie taką z kiedyś, pełną energii, zajęć mimo czasami braku sił.
Niech ta lepsza strona przeszłości daje Ci kopa a nie sadza na stołku :)



na_zakrecie napisał:
Zdarza mi się, że boję się ludzi, wstydzę nawet wykonać telefon urzędowy czy taki zwyczajny do kogoś.
To trzeba to robić na przekór sobie: ,, A właśnie, że zadzwonię.....załatwię tę sprawę.....pójdę tam....'' . Jesteś silna, uporządkowana, dojrzała, mądra i nie dasz sobie wmówić, że jest inaczej. Zrozumiała? :)
 

na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Dzięki...
Czy zrozumiałam, tego nie wiem.

Ciężko wykonać coś, co mnie hamuje, mnie wszystko hamuje i "sadza na stołku".
 
K

kate2

Guest
na_zakrecie napisał:
Ciężko wykonać coś, co mnie hamuje, mnie wszystko hamuje i "sadza na stołku".
Kochana, myślę, ze spora część z nas mogłaby tak powiedzieć. Myslisz, że ja z euforią i w podskokach biegnę do kuchni myć naczynia po sześcioosobowej rodzinie? :) Albo, że nie mogę się doczekać , aż dzieci wrócą ze szkoły i z każdym z nich zrobię zadania domowe, przejrzę wszystkie zeszyty, zapytam z lekcji ?

Pewne rzeczy muszę zrobić. Bo kocham. Bo taki mój obowiązek . Bo to ma sens i wartość.
 

na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Takie to proste a jakie trudne.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja rozumiem to i wiem.
Nie uważam siebie za najbiedniejszą, którą los krzywdzi i manna z nieba nie leci, uważam jednak ze coś jest nie tak, każdy z dołka wyskakuje, ma motywacje, chce coś zmienić głównie dla siebie, dla lepszego jutra a u mnie właśnie tego brak. Jestem jakby zamknięta, stłumiona w środku, nie wierzę w siebie, przywykłam do tej rutyny i nie potrafię z niej wyjść.
 
K

kate2

Guest
na_zakrecie napisał:
Jestem jakby zamknięta, stłumiona w środku, nie wierzę w siebie, przywykłam do tej rutyny i nie potrafię z niej wyjść.
A może nie chcesz? Albo chcesz by to się stało bez Twojego udziału i wysiłku? Trzeba się sobie dokładnie przyjrzeć i zdemaskować swoje intencje. Inaczej nie ruszysz z miejsca.

Każdy, kto wyskoczył z dołka, jak piszesz coś zrobił. Nawet jesli było to metodą małych kroków.
 

na_zakrecie

Nowicjusz
Dołączył
21 Październik 2015
Posty
7
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Tak, to chyba prawda, chce, ale nie chce?? Albo, co gorsza oczekuję zmian, które dokona ktoś za mnie.
Jeśli tak jest to jak mogę to zmienić, co zrobić żeby życie było we mnie, żeby życie było w moich rękach??

Jakie są początki podnoszenia się i wracania do życia osoby wrośniętej w monotonie i rutynę, kogoś głodnego celu, posiadacza ambicji, ale bez tego czegoś, bez sił do działania.
 
K

kate2

Guest
Uświadom sobie choćby najpierw małe cele, do których chciałabyś dążyć. Potem konsekwentnie realizuj sposoby ich osiągania, także wtedy gdy Ci się nie chce. Umiej też dostzrzec to wszystko, co masz mimo trudnych lat przeszłości. Nigdy los nie jest dla nikogo tak okrutny, że spotykają go same nieszczęścia i cierpienia. Doceń to, co posiadasz i postaraj się za to podziękować swoimi czynami i postawami. Nie myśl o sobie źle, gdy nie będziesz widziała poprawy i sukcesów. Samą siebie nie zniechęcaj.

Masz sporo czasu w domu. Staraj się go spożytkować w kierunku własnego rozwoju. Nikt Ci nie da gotowca co masz zrobić. Szukaj sama sposobów do owocnego działania a resztę przyniesie życie i będziesz musiała z nim jakoś współpracować.

Ja np; kiedyś poszłam na terapię grupową , która trwała 3 miesiące , codziennie od 8 - 14. Wytrzymałam do końca jako jedna z niewielu, którzy zostali. W samej terapii nie dopatruję się jakichś znaczących efektów ale tam poznałam dziewczynę (wytrwała najmniej bo tylko 2 tygodnie) , która z kolei poznała mnie z moim mężem, którego też dopiero co wtedy poznała :) Chcę przez to powiedzieć, że my mamy robić swoje a los przyniesie swoje. Czasem to się zgrywa :)
 

Tomo27

Nowicjusz
Dołączył
27 Październik 2015
Posty
1
Punkty reakcji
0
Może lekko odkopane, ale pozwole sobię wtrącić swój punkt widzenia.

Dla mnie najważniejszym czynnikiem jest twój mąż. Wierz lub nie, ale multum osób chciało by posiadać drugą połówkę służącąm wsparciem na każdym kroku. Wiec jest to już jakieś osiągnięcie w życiu, prawda :)?
Problemem jednak jest to, że nikt za Ciebie życia nie przeżyje. Jeżeli będziesz stała dalej w miejscu to za pare lat obudzisz się z przysłowiową ręką w nocniku i będziesz żałowała tego czasu, który mogłaś wykożystać o wiele lepiej. Prześpisz ten cały czas codziennie zastanawiając się co zrobić by było lepiej, a każde kolejne działanie będziesz rozpoczynała z negatywnym nastawieniem. Każde potknięcie będzie Cię utrwierdzało o tym że jesteś przegrana. Jeżeli wychodzisz z założenia, że przegrasz - to najpropodobniej tak się stanie.

Wiem o tym jak trudne jest wyjścię z dołka, z ślepego zaułka w naszym życiu. Nie łudził bym się, że po przeczytaniu paru postów twoje życie obróci się o 180%. To nie posty dokonują zmian, tylko twoja wola i wytrwałość. Oczywiścię każda wypowiedź, może zasiać iskrę w twoim ciele i chęć zmian - jednak mimo wszystko całą brudną robotę musisz wykonać Ty. Mówisz o pracy - odrzucają twoje cv? Od razu zadajesz pytanie czy jesteś lewusem i coś z tobą nie tak. Wyobraż sobię, że w tej sekundzie człowiek po studiach wychodzi z rozmowy kwalifikacyjnej i zapewne nie dostanie odpowiedzi od pracodawcy. Ba, zapewne jest to już jego 13 rozmowa. To bardziej świadczy o tym, że jest coś nie tak z pracodawcą. Dopuki pokazujesz pracodawcy, że nie boisz się wyzwań i jesteś gotowa na rozwój to będzie okej.

Dalsza kwestia - brak zainteresowań ? Pamiętaj, że myslenie o tym co robić =/= robieniu czegoś. Nikt Ci nie poda rozwiązania oraz listy hobby którę napewno Ci się spodobają.
Lubisz rysować, śpiewać, tańczyć, czwiczyć, ale nie umiesz? - zacznij to robić, za rok będziesz już umiała, będziesz budziła respekt w tej dziedzinie, będziesz miała efekty swojej pracy. Jeżeli coś lubisz, to nie ograniczaj tego tylko do ,,pomysłu".
Pamiętaj, że nie da się czegoś zmienić z dnia na dzień.

Co gdybym Ci zaproponował gre w karty za 2 tygodnie? chciała byś ? odpowiedź na to pytanie uwarunkuję czy chcesz wyjść z swojej strefy komfortu i podołać wyzwaniu. Jest tyle absurdalnych niewiadomych jak czas, odległość między nami, koszta - a jednak dla mnie to nie sprawia problemu. Chciałem uświadomić, że na codzień istnieje wiele mozliwości poznaniu wielu ludzi, doznania nowych sytuacji, teoretycznie trzeba tylko je zobaczyć i po nie sięgnąć.
 
Do góry