Różnego rodzaju testy, badające "duszę" (psyche) wypowiadają się jedynie o CZĘŚCI (np. o jakichś okolicach mózgu). Dlatego test Ravena nie określa w pełni inteligencji człowieka. Podobnie, a nawet bardziej jest z tym testem, o którym tu mowa.
Wynika to z możliwości zastępowania albo uzupełniania procesów w jakiejś okolicy mózgu przez inne powiązania niekoniecznie bez przerwy wykorzystywane.
Powiedzmy, że kobieta wierzy w metempsychozę (wędrówkę dusz po śmierci ciała). Ma wiedzę o tej hipotezie, teorii czy twierdzeniu, więc głupia nie jest. Potem zaciekawiła się Napoleonem Buonaparte.
Ale nigdy nie pomyśli, że dusza Napoleona umiejscowiła się w jej ciele. To mózg kobiecy jej nie pozwala czy tylko wiedza o tym, iż Napoleon był mężczyzną, a ona ma drugorzędne albo i pierwszorzędne cechy płciowe kobiece?
Ale dziś... Powiedzmy, że Zbigniew B. jest przekonany o tym, iż jest kobietą...
Nie ma mądrych, by dowieść, iż Zbigniew B kłamie, bo to mu daje szansę na zrobienie kariery.
A jaki on (ona?) ma mózg? Drzewiej zajmowaliby się takim przypadkiem psychiatrzy. A teraz chcą ludziska, by swoją płeć określał (a) sama zainteresowana osoba, a nie jakiś tam test.
Trudno, jestem przeciwnikiem testów, ale wobec tych nowych komplikacji określania "kto jest kim" będę popierać doskonalenie testów. Mój wynik oscyluje wokół męskiego szowinizmu. Bym się sprzeciwiał tej opinii testu, gdyby nie porzekadło: nie można być sędzią we własnej sprawie