Takie se opowiadanie miałem wysłać je jako podanie o konto do servera WoW'a no i wysłałem ale narazie wyniku nie znam czasem lubie sobie powymyślać różne historyjki chociaż pewnie cieńskie są...tzn. może są dobre... :lol: ale ja się nie znam ^-^. Napisałem, nawet nie czytałem tego dokładnie, żeby sprawdzić błędy tak naszybko robione po północy...ide spać jutro pr.kl. z histy, poprawa z fizy i poprawa z niemca...oraz przedstawienie projektu z matmy...omfg...a ja siedze i siedze
(Jest to środek rozmowy między dwoma nieumrałymi)
Hmmm <zastanawia się głęboko>. Wiesz, śmierć moich rodziców i rodzeństwa, wcale nie wzbudza we mnie bólu.
Ani smutku, czy rozterki. Myśląc o tym, czuje... czuje rozbawienie. <ponury śmiech> Wspominając sobie, jak mnie
traktowali w rodzinnym domu, bierze mi się na wymioty <udaje, że wymiotowuje>. Gdyby nadal oni żyli, sam pewnie
bym ich zabił <pojawia się ogień w oczach nieumarłego>
- hmmm nigdy nie widziałem tak żywego płomienia, w oczach nieumarłego <śmiech>
- śmiej się przyjacielu, śmiej. Ale taka prawda, zabiłbym i zjadłbym ich w całośći <głośny śmiech>. Szkoda, że te
Taurenty musiały zabić ich. Tak, teraz to nasi przyjaciele. Śmieszne, co nie? <drwiący uśmiech>. Taaa...ale kiedyś byłem
człowiekiem... Co się tak śmiejesz? Uważasz, że to DYSHONOR? Mnie to tam nie wiele obchodzi, co było za życia <śmiech>.
Ważne jest to, że był to normalny dzień. Rodzina jak zwykle, zachowywała się do mnie oschle, arogancko, niedbale. Lubiła
mnie wykorzystywać i się ze mnie nabijać. Było popołudie, gdy nagle było słychać tupot koni. Co się okazało w błędem.
Ojciec wyszedł sprawdzić kto to przyjechał. Nie wiedział, że to Taureni <śmiech>. Nim obejrzał się, miał głowę na
palenisku obok wejścia do domu. Matka wrzasnęła strasznie i złapała swoją córkę za rękę. Taurent stał i się śmiał. Matka
błagała ich o litość, lecz owy byk stał nadal i dalej drwił. - Muszę przyznać, że wtedy trochę się bałem. Ale z drugiej
strony, czułem w sercu radość ze zdarzenia z moim ojcem <cichy śmiech> - Wkońcu Taurent wziął swój topór i uciął mojej siostrze
głowę. Matka zemdlała, ja patrzyłem z taką jakby satysfakcją na ciało siostry bez głowy. Taurent spojrzał na mnie. - Czemu się
uśmiechasz chłopcze? spytał się mnie.
Przeraziłem się jego uwagą skoncentrowaną na mnie. Zająkałem się: "J-j..J-ja pierwszy raz w życiu odczuwam, r-radość".
Taurent wytrzeszczył oczy i się spytał czy nie chce dokończyć jego dzieła z moją matką. Wyciągnął w moją stronę topór.
Spojrzałem na zakrwawiony oręż. Wydawał się straszny, ale... Czułem, że coś mnie do niego pcha. Odebrałem owe rzemiosłą
z rąk Taurena. Nie czułem jego ciężkości, chociaż był potężny. Spojrzałem na leżącą moją matkę. Podniosłem topór w górę.
Kiedy spuszczałem oręż w dół, matka otorzyła oczy, wydała głośny krzyk i po chwili jej głowa sturlała się po nierównośći
podłogi w stronę moich stóp. <błysk w oczach> Czułem dziwną satysfakcję. W tem Taurent uderzył mnie w głowę. Obudziłem się,
w dziwnej wieży. Wszędzie były poustawiane czaszki różnych stworzeń. Przeważała rasa ludzi. Szedłem wzdłóż korytarzy, w stronę
światła. Gdy nagle za rogiem zobaczyłem starego człowieka w czarnych szatach, tak założonych, że nie było widać jego oblicza.
Stał nad kotłem wrzącej jakiejś zielonej substancji. Gdy zaczął wlewać czerwoną maź do kotła, zauważyłem, że to nie były zwykłe
ręce. To były same kości. Przestarszyłem się i upadłem na ziemię. Zkapturzona postać odwróciła się moją stronę.
- Nie bój się, bracie. - Zdjął kaptur. Zaobaczyłem jego twarz. Jeśli można to tak nazwać. Zobaczyłem jego kości. Był to żywy trup!
- Podejdź tu i spójrz w lustro - Pokazał palcem na ścianę. Wstałem na nogi. Bałem się ruszyć. Lecz on machał ręką w moją stronę.
Zrobiłem krok. On cały czas powtarzał "No chodź, chodź. Spójrz." Podszedłem...i to co ujrzałem sprawiło we mnie... kolejną radość.
Byłem szkieletem, wiem, wydaje się to dziwne. Ale nie przeraziłem się wcale. Spojrzałem na moje ręce. Były takie same jak owego
nekromanty. Uśmiechałem się. Czułem się, nieumrałym. Nie wiem co się zdarzyło od zabicia mojej matki do momentu tego. Ale jestem
bardzo wdzięczny tym zdarzeniom, co sprawiły, że jestem jaki jestem.
Może będe więcej dawał...bo sobie czasem pisze z nudów
(Jest to środek rozmowy między dwoma nieumrałymi)
Hmmm <zastanawia się głęboko>. Wiesz, śmierć moich rodziców i rodzeństwa, wcale nie wzbudza we mnie bólu.
Ani smutku, czy rozterki. Myśląc o tym, czuje... czuje rozbawienie. <ponury śmiech> Wspominając sobie, jak mnie
traktowali w rodzinnym domu, bierze mi się na wymioty <udaje, że wymiotowuje>. Gdyby nadal oni żyli, sam pewnie
bym ich zabił <pojawia się ogień w oczach nieumarłego>
- hmmm nigdy nie widziałem tak żywego płomienia, w oczach nieumarłego <śmiech>
- śmiej się przyjacielu, śmiej. Ale taka prawda, zabiłbym i zjadłbym ich w całośći <głośny śmiech>. Szkoda, że te
Taurenty musiały zabić ich. Tak, teraz to nasi przyjaciele. Śmieszne, co nie? <drwiący uśmiech>. Taaa...ale kiedyś byłem
człowiekiem... Co się tak śmiejesz? Uważasz, że to DYSHONOR? Mnie to tam nie wiele obchodzi, co było za życia <śmiech>.
Ważne jest to, że był to normalny dzień. Rodzina jak zwykle, zachowywała się do mnie oschle, arogancko, niedbale. Lubiła
mnie wykorzystywać i się ze mnie nabijać. Było popołudie, gdy nagle było słychać tupot koni. Co się okazało w błędem.
Ojciec wyszedł sprawdzić kto to przyjechał. Nie wiedział, że to Taureni <śmiech>. Nim obejrzał się, miał głowę na
palenisku obok wejścia do domu. Matka wrzasnęła strasznie i złapała swoją córkę za rękę. Taurent stał i się śmiał. Matka
błagała ich o litość, lecz owy byk stał nadal i dalej drwił. - Muszę przyznać, że wtedy trochę się bałem. Ale z drugiej
strony, czułem w sercu radość ze zdarzenia z moim ojcem <cichy śmiech> - Wkońcu Taurent wziął swój topór i uciął mojej siostrze
głowę. Matka zemdlała, ja patrzyłem z taką jakby satysfakcją na ciało siostry bez głowy. Taurent spojrzał na mnie. - Czemu się
uśmiechasz chłopcze? spytał się mnie.
Przeraziłem się jego uwagą skoncentrowaną na mnie. Zająkałem się: "J-j..J-ja pierwszy raz w życiu odczuwam, r-radość".
Taurent wytrzeszczył oczy i się spytał czy nie chce dokończyć jego dzieła z moją matką. Wyciągnął w moją stronę topór.
Spojrzałem na zakrwawiony oręż. Wydawał się straszny, ale... Czułem, że coś mnie do niego pcha. Odebrałem owe rzemiosłą
z rąk Taurena. Nie czułem jego ciężkości, chociaż był potężny. Spojrzałem na leżącą moją matkę. Podniosłem topór w górę.
Kiedy spuszczałem oręż w dół, matka otorzyła oczy, wydała głośny krzyk i po chwili jej głowa sturlała się po nierównośći
podłogi w stronę moich stóp. <błysk w oczach> Czułem dziwną satysfakcję. W tem Taurent uderzył mnie w głowę. Obudziłem się,
w dziwnej wieży. Wszędzie były poustawiane czaszki różnych stworzeń. Przeważała rasa ludzi. Szedłem wzdłóż korytarzy, w stronę
światła. Gdy nagle za rogiem zobaczyłem starego człowieka w czarnych szatach, tak założonych, że nie było widać jego oblicza.
Stał nad kotłem wrzącej jakiejś zielonej substancji. Gdy zaczął wlewać czerwoną maź do kotła, zauważyłem, że to nie były zwykłe
ręce. To były same kości. Przestarszyłem się i upadłem na ziemię. Zkapturzona postać odwróciła się moją stronę.
- Nie bój się, bracie. - Zdjął kaptur. Zaobaczyłem jego twarz. Jeśli można to tak nazwać. Zobaczyłem jego kości. Był to żywy trup!
- Podejdź tu i spójrz w lustro - Pokazał palcem na ścianę. Wstałem na nogi. Bałem się ruszyć. Lecz on machał ręką w moją stronę.
Zrobiłem krok. On cały czas powtarzał "No chodź, chodź. Spójrz." Podszedłem...i to co ujrzałem sprawiło we mnie... kolejną radość.
Byłem szkieletem, wiem, wydaje się to dziwne. Ale nie przeraziłem się wcale. Spojrzałem na moje ręce. Były takie same jak owego
nekromanty. Uśmiechałem się. Czułem się, nieumrałym. Nie wiem co się zdarzyło od zabicia mojej matki do momentu tego. Ale jestem
bardzo wdzięczny tym zdarzeniom, co sprawiły, że jestem jaki jestem.
Może będe więcej dawał...bo sobie czasem pisze z nudów