Obrona Lwowa

Status
Zamknięty.

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
[muzyka]​

7 X 1918

Mikołaj
Zdawałoby się, że wojna się dopiero co skończyła a niektórzy szybko wracali do swoich zajęć. Na terenach polskich wciąż roiło się od obcych wojsk, nie przeszkadzało to jednak Gewindowi rozwijać interesu. Gdy tylko uznał, że droga jest już bezpieczna i przejezdna, posłał samochód do Katowic żeby zapewnić sobie jak najszybciej dostawy.
- Gdy spotkasz Rubeckiego, przekażesz mu ten list – dał Mikołajowi dużą kopertę – i załatwisz dostawy. Tutaj masz rozpiskę, powinno wystarczyć. Zapłatę znajdziesz w tej walizce, kod do niej zna tylko Rubecki.
Stadnicki wziął do ręki kilka kartek na których zobaczył długie tabele różnych towarów: węgiel, sztaby stali, iglice, wapno... Gewind sprzedawał zasadniczo wszystko i każdemu, widać przewidywał, że jeszcze nikt nie zdążył dogadać się z katowickimi dostawcami i chciał uzyskać dobre ceny.
- Tylko się z nim tam za bardzo nie targuj – zakończył i opuścił biuro.
Stadnicki przybył ledwo do Katowic gdy usłyszał, że Rada Regencyjna ogłosiła manifest o powstaniu państwa polskiego. Mijał tłumy z nadzieją wymalowaną na twarzach i był kilka razy zagadany – wszyscy spodziewali się, że jedzie z północy i ma coś nowego do powiedzenia. Wszyscy oczekiwali tego momentu ale podobnie jak on nie wiedzieli jeszcze czego się spodziewać, widząc wszędzie jeszcze niemieckich żołnierzy i słysząc różne plotki.
Kiedy jednak spotkał się z Rubeckim, nie czuł tego nastroju jakim promieniowali wszyscy ludzie, z którymi rozmawiał. Mężczyzna uśmiechnął się, uścisnął jego rękę i bez entuzjazmu orientując się, że nie dogadają się po niemiecku, wziął walizkę i list. Odszedł pod światło i czytał, uśmiechając się wciąż. Otworzył walizkę, wyjął z niej kosztowny złoty łańcuszek i wrócił do Mikołaja:
- Ja... macie ten prezent. Porozmawiajmy o koszta. On tu chce dużo dobra, muszi bycz tak, że ja dostane zaplate w ten sam dzeń co dostawa. I za ta cena co on pisze moge dacz tylko piecz tony na raz, nie szeszcz. Zgoda? - wyciągnął rękę i Stadnicki zmieszany jego łamaną polszczyzną, nie wiedział tak naprawdę, czy proponuje mu się właśnie łapówkę czy to zwykłe negocjacje. Wiedział jednak, że Gewind nie wspomniał nic o zmianie warunków umowy. Czy nie byłoby jednak gorzej wrócić z niczym niż wrócić z trochę gorszą umową?



Bogdan
- No, wy dla mnie tacy sami – młoda dziewczyna zaniosła się śmiechem, patrząc na Bogdana stojącego obok innego młodego mężczyzny. Od godziny spierał się z nią i z resztą chętnych do słuchania, że Polaka da się odróżnić od Niemca po pewnych cechach. Przyszedł do speluny w robotniczej dzielnicy Łodzi, żeby zażyć trochę prostej zabawy. Miasto było dla niego stosunkowo nowe nie przewidział, że okolica jest zamieszkana przez niemieckojęzycznych potomków ludzi budujących łódzki przemysł tekstylny. Nawet teraz większość ludzi w okolicy pracowała w mechanicznych przędzalniach, które w czasie wojny miały tym więcej roboty, że mężczyźni poszli na front a część zakładów została sparaliżowana z różnych powodów. Gessner jako najemnik zakończył walkę szybciej niż jego pobratymcy wzięci w rekruta, czekający teraz na rozformowanie jednostek albo gnijący w obozach jenieckich. Przybył do Łodzi żeby sprawdzić czy jego znajomy z czasów wojny wrócił cało i zdrowo: nic tak nie cementuje znajomości jak wspólne siedzenie kilka miesięcy w okopie.
Piwnicę, w której się znajdowali spowijał ciężki dym; tu paliły nawet kobiety. Większość klienteli stanowili jednak mężczyźni; robotnicy i kilku chłopów zwożących z okolicy jedzenie na sprzedaż. Oni właśnie wsparli Bogdana i krzyczeli gdy stał obok Niemca, że mają inne kości. Roześmiana blondynka wyzwała ich jednak od czerepów i utrzymywała, że nie ma różnicy.
- Tości to Polak. O, o! Wypichże jak Polak, pokaże im! - jeden z chłopów przyniósł drewnianą tackę z dziesięcioma kieliszkami białego płynu. Bogdan mógł tylko zgadywać co w nich jest gdy wszyscy popatrzyli na niego i zaczęli skandować. Nagle ktoś poderwał się od stołu pod ścianą i rzucił gazetę na stół.
- Dekret! Ogłosili Polskę! Łaska niemieckiej rady cholera! - po czym wybiegł na zewnątrz
Niemiec wyszczerzył zęby:
- Pij no, za swóje... marzenie – po czym splunął na podłogę - I wracaj za Wisłę.*

* tekst po niemiecku



Jędrzej
Niby wielki pan ale swój chłop. Burtkic był szefem oddziału w Gdańsku od roku i Jędrzej, ku swojemu zdziwieniu, poznał się z nim szybko. Zakład radził sobie dobrze, zamówienia dla floty rosyjskiej napędzały działalność a Elbląg pomagał we wszystkim, z czym nie dawali rady na miejscu. W stoczni pracowało dużo osób...jak dużo, Molicki nawet się nie orientował, podejrzewał, że przynajmniej tysiąc. Jednak to on jakoś wszedł w łaski Burtkica i awansował – na tyle na ile mógł awansować robotnik. Po pewnym czasie Burkic zdradził, że jest tu coś jeszcze: przeprowadził wywiad i dowiedział się, że Jędrzej działa w Narodowym Stronnictwie Robotników. Tego samego dnia gdy Rada Regencyjna ogłosiła swój komentowany wszędzie dekret, odbyli rozmowę na osobności. Nie musieli zniżać specjalnie głosu: silniki za ścianą trzęsły budynkiem i zagłuszały wszystko skutecznie.
- Musisz jechać do Elbląga. Znalazłem tam majstra, który ma grupę... specjalną grupę. Teraz posłuchaj: mówię ci to w zupełnym zaufaniu. Wiesz jak jest, głupi nie jesteś. Komitet Narodowy w Paryżu robi co może ale dopiero się zaczyna. I Niemcy robią co mogą. Nasza załoga jest mieszana ale robotnicy...bez urazy ale łatwo dają się podpuszczać. Ty jesteś prawdziwy, myślisz o Polsce. Dlatego mówię...nie, proszę. Jedź do Elbląga, będzie spotkanie, wasze NSR i uważaj... Narodowy Związek Robotników. To siła, nie? Wracaj szybko z wieściami.
Późnym wieczorem tego dnia Jędrzej dotarł do Elbląga, nie bez problemów. Zaszedł jednak pod wskazany numer domu, gdzie było już kilku mężczyzn. Przywitali się nerwowo i potem przychodzili jeszcze kolejni. Widocznie najstarszy z nich, z siwymi włosami ale węglanymi wąsami, zabrał głos:
- Widzę, że wszyscy są, zacznijmy. Wiemy chyba o co chodzi, nacisk staje się coraz mocniejszy a musimy bronić swojej tożsamości. Potem odczytamy jakie wieści przyszły z Paryża ale na razie to nic pewnego. Tymczasem: musimy rozstrzygnąć jakie zajmiemy stanowiska gdy dojdzie do sporu. Po mojemu to tak; znajdziemy głównych niemieckich kierowników i zatrzymamy ich akcje. Jeśli trzeba, musimy zatrzymać zakłady, pokazać, że to nie przypadek. Jeśli zachód chce dowodu, że są tu Polacy, pokażemy. No, co o tym powie Gdańsk? - obrócił się w stronę Molickiego – Jak myślicie reagować w waszym zakładzie? Nie łudźmy się, to w przemyśle są najliczniejsi i najsilniejsi robotnicy polscy Gdańska, trzeba pokazać im drogę. Popieracie akcję czynną?

ruvee1.jpg


Bogdan Gessner (26 lat)
Pochodzenie/Narodowść: Poznańskie (Wielkopolska)/Polak (niemieckie korzenie [Hessia])
Wyznanie: Rzymskokatolickie
Klasa społeczna: Drobnomieszczaństwo
Zajęcie: Najemnik
Historia: Bogdan urodził się w małym, wielkopolskim miasteczku. Jego ojciec, rzemieślnik i drobny handlarz, matka nauczycielka w gimnazjum dla dziewcząt, postarali się aby młody Gessner zapałał miłością do ojczyzny. Choć (podobnie jak wielu jego sąsiadów) miał również niemieckie korzenie, uważał się za Polaka i zresztą mógł się pochwalić nie lada pochodzeniem. Niestety jak to bywa, czasami i szlachta podupada. Sam Bogdan zawsze czuł, że ma duszę zawadiaki i ciągnęło go by zwiedzić świat. Przymusowo wciągnięty do armii niemieckiej zdezerterował i po kilku miesiącach trafił do Afryki subsaharyjskiej. Tam zaliczył przelotny romans z Legią Cudzoziemską a potem... potem działał na własną rękę. W 1918 w końcu wrócił do odradzającej się ojczyzny.
Prowadzenie się: Gessner ma duszę awanturnika. To niestety często wprowadza go w tarapaty, ale jest też powodem barwnej historii i licznych przygód. Trzyma się własnych zasad, do których zalicza jakieś podstawowe moralne odruchy. Nie jest święty i na takiego nie pozuje, aczkolwiek nie ma zamiaru zniżać się do poziomu zbrodniarzy.
Politykowanie: Nie należy do żadnej partii. Jego poglądy oscylują wokół obozu narodowego.
Języki: polski (piśmienny), niemiecki (piśmienny)
Ciało 3
Intelekt 2
Charakter 3
Zmysły 4 (strzelanie +2)
Umiejętność: Leczenie, pływanie

<a name="ipb-attach-img-41599-0-91034700-1324313450"> uploads/monthly_12_2011/post-205786-0-15257500-1324145934.jpg
Imię: Mikołaj Stadnicki
Pochodzenie/narodowość: Polak / Lwów
Wyznanie: rzymskie(choć jak większość polaków rzadko ufa i korzysta z usług kościoła, tak samo rzadko słucha przykazań kościoła)
Klasa: inteligencja
Zajęcie: komiwojażer
Prowadzenie się: młody lekko gburowaty, rzadko się odzywający bez potrzeby. Przestrzegający swojego rodowego kodeksu honorowego, prawdę mówiąc to nie kodeks honorowy to zasady rodu, w jaki sposób zachowywać się w danej sytuacji. Główna zasada to: Ojczyzna i rodzina są najważniejsze, reszta się nie liczy.
Polityka: Na pierwszym miejscu jest kraj(stronnictwo narodowe)
Historia: Jeszcze w połowie XIX wieku jego ród władał włościami w Rożnowie. Jednak o ironio wytrzymali rabację chłopską, za to cesarstwo przeniosło ojca Mikołaja do Lwowa, zostawiając piękny zamek i dwór młodszemu bratu. Tak więc ojciec zajął się handlem z Cesarstwem Rosyjskim. Zrobił na tym majątek z którego potem miał skorzystać najstarszy jego syn Andrzej, Mikołajowi nic nie zostało. Gdy miał 17lat dostał konia, szablę, karabin wyborowy L42 i trochę monet. Nie wiedział czym się zając dlatego to pomagał komuś w handlu, to uczył młodszych burżujów, to pomagał fizycznie tylko by zarobić parę groszy, które skrzętnie chomikował. Nim jednak miał 18lat wybuchła wojna i...
Kodeks:
1. Ojczyzna(polska) jest najważniejsza.
2. Rodzinę można nienawidzić jednak to oni są krwią z naszej krwi więc pomagamy sobie za wszelką cenę.
3. Kradzież, oszustwo, morderstwo czy inny "zły" uczynek jest wybaczony gdy robisz to dla ojczyzny lub rodziny.
4. Jeśli dają to zastanów się dlaczego.
5. Przysięgi składane wrogowi lub nie polakowi nie obowiązują.
6. Fortel jest lepszy niż miecz.
7. Wrogów napuszczaj na siebie. Potem ich dobij.
8. Na przyjaciół miej oko najczęściej oni zdradzają.
9. Im mniej osób zna tajemnicę tym lepiej.
10. Broń jest najważniejsza ona nie zdradza jak ludzie.
11. Lepiej zginąć niż zdradzić kraj czy rodzinę.
Ciało: 2
Intelekt: 4(2+2 z klasy)
Charakter: 3
przekonywanie + 2
Zmysły: 3

Jazda konna, kierowanie samochodem
Język Polski,
Piśmienny

2wbyw0j.jpg



Imię i nazwisko: Jędrzej Molicki (24 lata)
Pochodzenie/Narodowość : Polak / Wolne Miasto Gdańsk
Wyznanie: Rzymskokatolickie (wierzy w Boga, ale niekoniecznie przestrzega zasad nadanych przez kościół, bardziej opiera się na swojej moralności)
Klasa społeczna: Robotnicy
Zajęcie: Spawacz w stoczni Schichauwerft
Prowadzenie się: Jędrek jest spokojnym, wyważonym i bardzo kulturalnym mężczyzną. Wszystkie te cechy odziedziczył bądź zostały mu wpojone przez jego ojca. Przez długie lata kpin ze stron wyższych klas społecznych nauczył się puszczać większość obelg mimo uszu &ndash; poza tymi związanymi z jego rodziną czy prawdomównością. Jest on prostym człowiekiem dla którego najważniejsza jest familia.
Polityka: Narodowe Stronnictwo Robotników (NSR)
Historia: Jędrzej urodził w Gdańsku, jego ojciec był tak jak on pracownikiem stoczni, zaś matka służką w bogatym domu. Pierwsze z nich wpoiło mu zasadę, że ciężka, uczciwa praca zawsze daje rezultaty, nauczył go również podstaw dobrych manier, które sam otrzymał od swojego ojca. Zaś matka zadbała o głębszą edukacje syna, nauczyła go czytać oraz pisać. Przez wiele lat służby u burżuazji zrozumiała w jaki sposób powinno się z nimi rozmawiać, by zdobyć ich przychylność , co także bez wahania przekazała swojemu rodzonemu. Chłopak od najmłodszych lat starał się być rzetelnym, wymarzonym dzieckiem, przez co nigdy nie sprawiał żadnych kłopotów, ukończył jedynie podstawówkę, ale mimo to był bardzo inteligentny &ndash; jak ktoś powiedział, z tym trzeba się urodzić.
Od 16 roku życia zaczął pracować w tej samej stoczni, co jego ojciec. Od tego momentu jego życie toczyło się liniowo do momentu, kiedy oboje jego rodziców zachorowało i zmarło na nieuleczalną wtedy gruźlicę. Chłopak przeprowadził się do nowego mieszkania, pragnąc któregoś dnia wyrwać się z jedynej miejscowości jaką znał.

Ciało: 3 (testy siły +2)
Intelekt: 3
Charakter: 2
Zmysły: 3


Naprawianie maszyn, taniec, piśmienny
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Po tylu latach znowu Polska powraca na mapy. To niesamowite. - taka myśl przeleciała mu przez głowę jak tylko usłyszał najnowsze wieści. Choć Mikołaj cieszył się ze zmartwychwstania ojczyzny, to jednak tego nie okazywał. Nie lubił chwalić się swoimi emocjami. Szczególnie teraz gdy miał robotę do zrobienia i gdy los ojczyzny nie był do końca jeszcze ustalony. Dlatego szybko udał się do Rubeckiego. Gdy go zobaczył i usłyszał jego akcent zrozumiał dlaczego ten nie jest ucieszony z powrotu polski.
- Ja... macie ten prezent. Porozmawiajmy o koszta. On tu chce dużo dobra, muszi bycz tak, że ja dostane zaplate w ten sam dzeń co dostawa. I za ta cena co on pisze moge dacz tylko piecz tony na raz, nie szeszcz. Zgoda? - zastanowił się chwilę nad słowami kupca i powiedział:
- Należność oczywiście będzie na czas. No i może dasz... 5 i pół tony. W takim wypadku wszyscy będą zadowoleni. - miał nadzieję przekonać ślązaka lub dojść do jakiegoś lepszego rozwiązania. Z tego też powodu nawet nie wyciągnął ręki po łańcuszek. Wiedział, że za szybkie poddanie się w negocjacjach lub zbyt pochopne przyjęcie prezentu tylko świadczyło by o jego ułomności handlowej. Patrzył przenikliwym wzrokiem na Rubeckiego wyczekując jego odpowiedzi.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Bogdan podniósł jeden z kieliszków. Otaczała go wrzawa i podniesione głosy zebranych. Po rewelacjach dotyczących odrodzenia Polski wszyscy rozmawiali (przekrzykiwali się) jeszcze głośniej.
-Marzenie... hm... raczej zwrot należności. Zdrowie! - wychylił kieliszek i nie skrzywił się nawet na moment - Entschuldigen Sie bitte.
Gessner nie miał zamiaru udawać się za Wisłę. Jak już to raczej chciał wrócić w okolice Warty bo po przyjeździe odwiedził tylko matkę i ojca a chciał jeszcze zobaczyć swych kuzynów i resztę rodziny. Teraz jednak musiał znaleźć Andrzeja, starego znajomego z Legii i faceta, z którym ganiał Berberów po pustyni. Z Andrzejem Sobczakiem kontakt urwał się trochę po tym jak Bogdan rozstał się z Legią i zaczął zarabiać na własną rękę, ale obiecali sobie, że już w Polsce spotkają się ponownie. Okazuje się, że nazwy "Polska" nie użyli wcale na wyrost.
Idąc jakąś uliczką w stronę Piotrkowskiej mijał ludzi i patrzył na ich twarze. Zastanawiał się czy oni już wiedzą i co myślą o tym wszystkim. Wolna Polska. Brzmi dumnie, ale też jakoś strasznie. Wolność to odpowiedzialność a nie laba. Państwo rozbite między trzy zabory, naród podzielony. Różowo to nie wyglądało. Raz po drugiej stronie ulicy usłyszał krzyk: "Jeszcze Polska nie zginęła!" Uśmiechnął się. "To powinien być hymn" pomyślał zakrywając twarz kołnierzem płaszcza. Wieczór był wyjątkowo zimny, wręcz mroźny.
Kiedy doszedł do Piotrkowskiej skręcił w lewo i szedł trochę szukając odpowiedniej ulicy. W końcu na szyldzie zobaczył nazwę, której szukał. Skręcił w prawo i znalazł się po środku równego rzędu kamienic czynszowych. Wzrokiem przeczesywał bramy szukając numeru 35 i gdy w końcu stanął pod bramą zagadał kobietę zamiatającą chodnik:
-Rodzina Sobczaków tutaj mieszka? - pokazał bramę z nr. 35 - Szukam Andrzeja Sobczaka. Mówił mi, że po wojnie będzie tutaj u swojej matki i rodzeństwa.
 

Snappy

Nowicjusz
Dołączył
1 Grudzień 2011
Posty
35
Punkty reakcji
0
Wiek
30
Miasto
Słupsk
Jędrzej przez pierwszą chwilę stał i milczał nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć. On, zwykły robotnik z Gdańska teraz stoi tu, pomiędzy przedstawicielami partii z innych miast. Ludźmi, którzy zostali wybrani jako najlepsi reprezentanci. I w tym on sam. To było dziwne, nawet bardzo.

- yyy - jego język przez moment 'utkwił' w gardle, jednak po chwili już pewnym siebie głosem przemówił - Popieram akcję czynną. A skoro już jestem przy głosie to pragnę dodać coś od siebie.. - mężczyzna zawahał się, jednak postanowił kontynuować - Mając przykłady z naszej historii powinniśmy rozplanować działania, a nie reagować instynktownie. Tylko ...sprecyzowane cele pomogą nam osiągnąć sukces. Zaś jeśli chodzi o robotników z Gdańska.. Każdy z nich to silny, dumny mężczyzna! Większość posiada dom, mieszkanie czy rodzinę na utrzymaniu.. Więc mobilizacja musi zawierać nie tylko aspekty o których wspominano, ale adnotacje odnośnie bezpiecznego domu i pewnej przyszłości ich pokoleń. - młodzieniec mówił teraz również za siebie, mimo że ojczyzna była dla niego bardzo ważna to i tak znajdowała sie w piramidzie wartości tuż za więziamii rodzinnymi. - Jeżeli jesteście w stanie to zapewnić, to możecie być pewni, że każdy zdrowy gdańszczanin wesprze naszą sprawę, pokazując, że Polska nie zginęła, póki płynie w nas polska krew. - ostatnie słowa uleciały z Jędrzeja z ogromną siłą, pokazując jego zdeterminowanie.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Mikołaj
Stadnicki próbował podbić cenę a Rubecki nie wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się pod nosem i jego ręka trzymająca łańcuszek nie opadła. Położył złoty przedmiot przed Mikołajem i odsunął go od siebie. W końcu odezwał się, gładząc swoją brodę ręką i jeszcze raz zaczynając:
&ndash; Ty chcesz więcej, on tobie nie mówił jak to bedze... On chyba tobie w ogóle nic nie mówi. No ale macie szczęszcze, ten dran i wy, terasz mam towar a nie mam zbyt. Zgadzam sze - wyjął z kieszeni pióro i podpisał krótkim ruchem przywieziony przez Mikołaja dokument &ndash; Możecze wracacz do niego &ndash; zakończył ze szczerym uśmiechem i podał rękę Stadnickiemu.
[test przekonywania łatwy udany]
Mikołaj wyszedł na zewnątrz biura Rubeckiego, oddalonego od jego kilku potężnych magazynów,wypełnionych cennym towarem. Był wczesny wieczór i Stadnicki mógł zdecydować się na wyjazd od razu albo poczekać do rana, zostając w pobliskim noclegu: ośmiopiętrowym hotelu z przepalonym w połowie neonem &bdquo;Cichy wieczór&rdquo;. Ścisnął mocno zwróconą mu walizkę: Rubecki zamknął ją znowu na nieznany szyfr i Stadnicki mógł działać tylko jako kurier, opiekując się nią aż do powrotu do Lwowa. Spojrzał na samochód, którym przyjechał, wciąż wielką rzadkość w kraju, w terenach przez które jechał. Nawet teraz stały w pobliżu niego dwie trzymające się pod rękę kobiety, zawinięte w białe futrzane szale, w sięgających ziemi gustownych sukniach. Rozmawiały ze sobą, zasłaniając usta dłoniami, śmiejąc się i komentując.
- A skąd to, pewnie nietutejszy automobil? - zagadnęła w końcu jedna, machając do niego ręką w białej rękawiczce &ndash; My znamy mieszkańców Cichego wieczoru i to widać pan jakiś gość jesteś. Chybaście nie gbur?
Mikołaj pamiętając napotykanych czasem po drogach włóczęgów, powracających z wojny zdemobilizowanych żołnierzy, maruderów i dezerterów ma podstawy lękać się o swoją przesyłkę czy nawet o swoje życie. Przełożony jednak wyraźnie polecił mu wracać bez najmniejszej zwłoki...
Kobiety jednak obiecywały wskazać mu drogę do najlepszego &bdquo;załatwionego po znajomości&rdquo; numeru w hotelu: jedynego wyposażonego aktualnie i w prąd i w bieżącą ciepłą wodę a ich zalotna mowa trafiała do młodego mężczyzny

[próba ewentualnej odmowy kobietom wymaga testu charakteru, bonus za opis i dialog]


Bogdan
Kobieta zamiatająca ulicę, obróciła się zagadnięta przez Bogdana i zatrzymała, patrząc na niego. - Bych was pochłonął ogień, tfu &ndash; przerwała, zaczynając znów pracę, jednak zaraz zatrzymała się ponownie, podejmując znów wątek &ndash; Był tu, był. Wrócił, siedział, trzy dni. Trzy dni! I znów
matkę zostawił, wszystkich. Tragedia! Jego dwaj bracia nie wrócili z wojny, pomarli. To i on mówi, że nie wytrzyma, że musi iść. Poszedł, że niby wojsko się polskie tworzy, do Przemyśla głupi pojechał. A co tam niby czeka? Granic nie ma a ten chce iść do wojska. I co, z ruskimi walczyć? A
tfu &ndash;
splunęła symbolicznie i zaczęła tym energiczniej zamiatać. Wyglądało, że nie było tu niestety starego znajomego i Bogdan mógł tylko dziwić się jego zapałowi oraz determinacji. Żeby wojsko w Przemyślu się tworzyło to jeszcze nie słyszał, ponoć jakieś jednostki austriackie i rosyjskie złożone z Polaków wracały całe żeby służyć dla kraju ale na żywo tego nie widział. Sam podobnie, zobaczył tylko krótko rodziców i swój dom i pojechał zaraz dalej. Teraz jednak myślał o powrocie, posiedzeniu wśród swoich. Wszyscy jednak zachowywali się jakby siedzieli na
węglach, gotowi do działania i czekający na okazję. Gdy jeszcze stał pod domem, nie widząc już sensu wchodzić na górę i rozmawiać z matką
przyjaciela, posłyszał zbliżające się okrzyki. Zobaczył wyłaniający się zza rogu tłumek, kilkudziesięciu ludzi skandujących po polsku, niemiecku i czasem nawet o dziwo &ndash; rosyjsku. &bdquo;Kapitał won&rdquo;, &bdquo;Cała władza radom!&rdquo;, krzyczeli, zaczepiając przechodniów i Bogdan widział już z
kim ma do czynienia. Dobrze, że hotel robotniczy, tania klitka zajęta oprócz niego przez trzyosobową rodzinę był blisko i mógł do niego wrócić szybko by zabrać swoje nieliczne rzeczy i jechać dalej, skoro w Łodzi nie było już po co siedzieć. Wyjazd w nocy gdy przez miasto przelewały się grupy wszelkiej maści i narodowości demonstrantów a czasem zwykłych pijaków wydawał się trochę mniej bezpieczny niż powrót do hotelu i wypicie z Maciejem, ojcem rodziny zajmującej z nim mieszkanie, przywiezionego z domu bimbru. Dziwiło czasem jak wiele ci robotnicy pochodzący ze wsi mieli informacji o aktualnościach. Na pociąg do domu i tak trzeba było znowu poczekać co najmniej do rana, jak na złość wszystko jechało teraz tylko do Warszawy, nieliczne istniejące linie były i tak zawieszone.

Jedyny możliwy wyjazd tej nocy Bogdan widzi w kierunku Warszawy gdzie nie zna nikogo i nie wie gdzie miałby pójść. W hotelu robotniczym, który leży niedaleko na ulicy Lennej ma miejsce zapłacone na jeszcze dwa dni chociaż w ciasnocie i nijakich warunkach. Miasto nocą jest niepewne
i targane niepokojami społecznymi; tylko naprawdę pewni swoich sił chodzą samotnie.

[Próba dotarcia do pociągu i wyjazdu wymaga testu ogólnego średniej trudności na przygody po drodze]
[Pozostanie w hotelu wymaga testu ogólnego łatwego na charakter &ndash; sąsiad już wyrażał chęć goszczenia się i będzie pewnie próbował namówić



Jędrzej
&ndash; No dobrze, widzę &ndash; mężczyzna usiadł, przecierając czoło &ndash; To jednak tak będzie...- powiedział sam do siebie &ndash; Zdanie Gdańska zostało wzięte pod uwagę, dziękujemy
Zebranie trwało jeszcze dwie godziny ale Molicki nie wtrącał się wiele. Kłócili się o detale i rozmawiali o perspektywach połączenia w przyszłości NSR z NZR &ndash; wszyscy twierdzili, że to możliwe ale na razie niekonieczne. Na zakończenie na twarzach wszystkich odmalowała się ulga; chociaż nie ustalili może niczego konkretnego, widzieli, że i inni reprezentanci okręgów mają podobne zdanie, utwierdzili się. Odczytano jeszcze wieści z Paryża, gdzie zaufana osoba donosiła, że Anglicy mieszają zanadto w sprawach polskich granic i że należy spodziewać się plebiscytów co najmniej w Prusach Wschodnich.
Jędrzej na drugi dzień wrócił do Gdańska i opowiedział szefowi przebieg spotkania. Ten wysłuchał z zainteresowaniem i wciąż przecierał oczy; mimo że był ranek, on zdawał się wciąż niewyspany.
&ndash; Ha, akcja, pogotowie, walka mówisz. No ja widzę, że teraz tak trzeba... pójdź za mną.
Zaprowadził Jędrzeja kilka ulic dalej do swojego małego jak na takie stanowisko mieszkania i przyniósł drewniane pudełko. Wyjął z niego pistolet [7/7] i podał:
&ndash; Mam dostęp do pewnej ilości. Weź, sprawdź, oceń, kiedeyś powiesz co myślisz. Po prostu weź. A teraz posłuchaj mnie. Wiesz gdzie jest miasto Lwów? Byłeś kiedyś? No to... widzisz, ja mam tam rodzinę, córka się kształci, pilnuje naszej dziedzicznej kamienicy. A z tym całym zamieszaniem &ndash; przetarł twarz, chusteczką otarł pot z czoła i odetchnął &ndash; Jak ja pojadę to tu wszystko padnie, nie wątpię. Ty jedź, podasz mojej żonie posłanie,
wiem, że zadbasz o to. Powiesz, niech ucieka na wieś a potem na północ, dasz jej list. Masz jakieś sprawy do załatwienia tutaj? Wiem, że nie masz własnej rodziny, dlatego ciebie proszę. A przy okazji...odwiedzisz kupca, tu masz jego adres &ndash;
podał Molickiemu złożony żółty kartonik - Jak to zrobisz to nasze załogi to będą prawdziwe oddziały, silne chłopy i jeszcze karne. Organizacja się wykuwa, załatwimy sprzęt z Galicji a ja będę
spokojniejszy. Nu, jak? -
teraz dopiero Jędrzej wyczuł u przełożonego pochodzący z południa akcent. Nigdy nie pytał go o pochodzenie ale widać jego historia nie była taka prosta &ndash; Jeśli nie masz już w mieście jakiej kobiety czy co to możesz i w nocy wsiadać, na Warszawę jeszcze kursują. Zajedziesz do Warszawy dziewiątego rano, ja dam znać, tam ktoś po ciebie wyjdzie.

[broń otrzymujesz jako konsekwencję wypowiedzi na zebraniu w Elblągu. Jeśli postać ma jakieś sprawy osobiste lub dowolne, możesz je teraz przedstawić szefowi &ndash; gdy nie będą to przyczyny wymienione przez niego jak dziewczyna, wymagany test charakteru]
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Bogdan odsunął się od kobiety z obawą, że w końcu i jego opluje. Kiedy mówiła kiwał jedynie głową nie chcąc z nią dyskutować. W końcu skończyła, pozamiatała jeszcze trochę i zniknęła w słabo oświetlonej bramie. Gessner podniósł głowę i wzrokiem omiótł elewację. Gdzieś tam mieszkała matka Andrzeja, ale wątpił aby mogła mu powiedzieć coś więcej. Sobczak pewnie nie ukrywał tego co chciał zrobić i znając jego porywczą naturę rzeczywiście pojechał na wschód żeby szukać sposobu na wstąpienie do polskiej armii (jak to brzmi w ogóle?).
Bogdan znów poprawił płaszcz. Odwykł od rodzimego klimatu i jeszcze niezbyt chłodne wieczory były dla niego już zbyt zimne. Gorący piasek i gęste powietrze towarzyszyły mu przez parę ostatnich lat, więc zwyczajnie zapomniał co to jesień.
-Idę pogadać z Maciejem... Jutro wyjazd i zobaczymy... A niech cię Andrzej. Mieliśmy się odszukać po wojnie, ale nie mówiłeś mi że będziemy się ganiać po kraju - wyszeptał obracając się w kierunku Piotrkowskiej. Szybko doszedł do rzeczonej ulicy i skierował się w stronę hotelu robotniczego.
Na miejscu od razu poszedł do pokoju. Maciej i jego rodzina jedli późną kolację. Bogdan skłonił się z uśmiechem na twarzy. Marta (żona Macieja) szybko podsunęła krzesło i zaprosiła do wspólnej wieczerzy. Gessner wiedział, że lepiej im nie odmawiać bo nie przestaną nalegać, więc pokorne usiadł i zajął się podsuniętymi na talerzu kanapkami. Dobry, wiejski chleb pokryty smalcem. Nic wielkiego, ale ci ludzie ledwo wiązali koniec z końcem. Ugryzł kawałek skiby (nigdy nie pozbył się wielkopolskiej gwary) i żuł powoli. Nagle przypomniał sobie, że ma gdzieś w rzeczach trzy piwa, które ojciec dał mu na drogę. Pomyślał, że to dobry moment aby je wyciągnąć i chociażby tak odwdzięczyć się za gościnę.
-Macieju napijemy się w trójkę? Dobre poznańskie piwo... - uśmiechnął się wstając znad bagaży - Proszę!
Kiedy skończyli jeść Marta posprzątała i zagoniła dzieci do spania. Później wróciła do stołu i przelała sobie piwo do szklanki. Przez dłuższą chwilę rozmawiali o wszystkim i o niczym. Maciej i jego żona już wiedzieli "o Polsce" i wieść nie zrobiła na nich większego wrażenia. Gessner domyślał się, że skoro wiedzą i to bez owijania w bawełnę spytał:
-Muszę jechać do Przemyśla. Ten mój kolega tam właśnie pojechał. Słyszałem, że tam formuje się wojsko polskie? Prawda to?

ruvee1.jpg


Bogdan Gessner (26 lat)

Pochodzenie/Narodowść: Poznańskie (Wielkopolska)/Polak (niemieckie korzenie [Hessia])

Wyznanie: Rzymskokatolickie

Klasa społeczna: Drobnomieszczaństwo

Zajęcie: Najemnik

Historia: Bogdan urodził się w małym, wielkopolskim miasteczku. Jego ojciec, rzemieślnik i drobny handlarz, matka nauczycielka w gimnazjum dla dziewcząt, postarali się aby młody Gessner zapałał miłością do ojczyzny. Choć (podobnie jak wielu jego sąsiadów) miał również niemieckie korzenie, uważał się za Polaka i zresztą mógł się pochwalić nie lada pochodzeniem. Niestety jak to bywa, czasami i szlachta podupada. Sam Bogdan zawsze czuł, że ma duszę zawadiaki i ciągnęło go by zwiedzić świat. Przymusowo wciągnięty do armii niemieckiej zdezerterował i po kilku miesiącach trafił do Afryki subsaharyjskiej. Tam zaliczył przelotny romans z Legią Cudzoziemską a potem... potem działał na własną rękę. W 1918 w końcu wrócił do odradzającej się ojczyzny.

Prowadzenie się: Gessner ma duszę awanturnika. To niestety często wprowadza go w tarapaty, ale jest też powodem barwnej historii i licznych przygód. Trzyma się własnych zasad, do których zalicza jakieś podstawowe moralne odruchy. Nie jest święty i na takiego nie pozuje, aczkolwiek nie ma zamiaru zniżać się do poziomu zbrodniarzy.

Politykowanie: Nie należy do żadnej partii. Jego poglądy oscylują wokół obozu narodowego.

Języki: polski (piśmienny), niemiecki (piśmienny)

Ciało 3
Intelekt 2
Charakter 3
Zmysły 4 (strzelanie +2)

Umiejętność: Leczenie, pływanie
 

Snappy

Nowicjusz
Dołączył
1 Grudzień 2011
Posty
35
Punkty reakcji
0
Wiek
30
Miasto
Słupsk
Oczy Jędrzeja zabłyszczały na widok broni. Jako zwykły robotnik nie miał z nią praktycznie styczności, widywał ją jedynie u milicji czy żołnierzy przypływających niedaleko stoczni. Delikatnym ruchem przyciągnął do siebie szkatułkę, mężczyzna owinął pudełko w niewielki kawałek materiału i przycisnął do swojego ciała.

Zadania, polecenia, rozkazy, nadzieje. Wiedział, że każde z tych słów wiąże się z wypowiedzią szefa. Tak czy inaczej nie widział większego problemu w wykonaniu 'prośby' przełożonego.
- Tak, to prawda. Moja rodzina już nie ta. Jednakże wciąż żyją w moim sercu, a nie darowałbym sobie, gdybym miał wyjechać nie odmawiając przynajmniej modlitwy na ich mogile. To jest jedyne, co pragnę uczynić. Jeżeli mógłbym wyruszyć od razu, to a nuż zdążę na wzmiankowany pociąg.

Molicki wyobraził sobie oblicze Lwowa, mimo że nigdy tam nie był to słyszał wiele opowiadań od podróżników, Lwowska Galeria Sztuki, Lwowska Opera, same nazwy wywoływały w mężczyźnie podziw, a cóż tu by rzec na myśl, iż zobaczy je własnymi oczyma?
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Gdy Mikołaj dobił targu ze ślązakiem zabrał walizkę i łańcuszek. Skoro umowa została podpisana to i z czystym sercem mógł zabrać dar. Wychodząc rzucił tylko -Danke Schon - jedne z niewielu słów jakie znał po niemiecku. Słońce chyliło się ku zachodowi, dlatego postanowił zatrzymać się w mieście. Stadnicki wiedział, że droga w nocy tylko naraziłaby go na stratę walizki, a może i życia, na co nie mógł sobie pozwolić, a jego szef powinien to zrozumieć. Więc gdy usłyszał słowa kobiet stojących przy pojeździe skinął tylko głową i powiedział:
-Więc wejdźmy i wynajmijmy coś - zabrał jedną z kobiet pod rękę i wszedł do polecanego hoteliku. Choć jego młoda dusza, wielbiła kobiety to nie pozwalał sobie stracić w żaden sposób samo świadomości. Więc cały czas pilnował swoich rzeczy i walizki. Strata jakichkolwiek rzeczy nie wchodziła w grę, nawet jeśli miałby być czujny całą noc.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
8 X 1918

Bogdan

Gospodarze wraz z Bogdanem wypili piwo zagryzane kilkoma pajdami chleba i prowadzili cichą rozmowę, nie okazując wielkiego entuzjazmu w żadnym momencie. Nie chodziło raczej o to, że się bali, może nie byli po prostu zbyt wylewni. Kiedy Gessner zadał pytanie:

- Muszę jechać do Przemyśla. Ten mój kolega tam właśnie pojechał. Słyszałem, że tam formuje się wojsko polskie? Prawda to? - Maciej podrapał się po niegolonej od paru dni brodzie, wyłamał sobie palce i zwrócił się do żony by poszła już spać, obiecując, że niedługo sam dołączy. Nie wiedzieć czemu, poczekał aż ona wyszła, zanim wrócił do tematu. Przeszedł się po izbie, otarł twarz ręcznikiem i usiadł znowu a w jego ręce Bogdan zobaczył mały baniaczek, w którym, należało się domyślać, był alkohol. Nie pytając o zdanie, wlał do obu szklanek i popatrzył w sufit.
- Tak mówią. Ze tydzień temu wiozłem trochę rzeczy do miasta i jakoś przejeżdżało tu wojsko, tylko że austriackie. Znaczy Polacy ale w armii, nie? No, to oni mówili, że niby się zbierają niektórzy ale że ogólnie to Polaków przenoszą na południe albo zachód. Pono jakiś tam oddział się zbuntował, czy że przeszedł do ruskich, nie pamiętam jak to mówili. Jak dla mnie to tam wszędzie jest niepokój i bałagan, pracować nie ma komu. Wypijmy - powiedział głębokim głosem, nie znoszącym oporu.
Test na charakter średni nieudany - Bogdan zgadza się napić. Test na zmysły średni nieudany - Bogdan się upija. Do zupełnego wytrzeźwienia Bogdan otrzymuje -2 do testu zmysłów (około doby zależnie od tego, co robi)
Alkohol miał ciężki i nieprzyjemny posmak domowej roboty winiaka i Bogdan najpierw się zakrztusił ale wypił wszystko. Może był to naprawdę psiej jakości alkohol a może to wypite przedtem piwo czy coś innego ale niedługo Gessner poczuł jak uginają się pod nim nogi i musiał wytrzeszczać oczy by nie zasnąć słuchając Macieja. Wyłapywał tylko pojedyncze słowa: "No to... A zresztą, jak zechcesz...Tam jak w garncu... Powodzenia" i obserwował jak nieobecny, że idzie do swojego łóżka. Padł na nie i momentalnie zasnął.
Ktoś ściągnął go z łóżka i potrząsnął mocno. Policzek w twarz kazał mu otworzyć oczy: przez łzy i w mroku zobaczył Martę, stojącą przed nim w koszuli nocnej aż po ziemię. W ręku trzymała torbę Bogdana:
- Uciekajcie, oni was tu złapią - powiedziała, popychając go w kierunku drzwi - Maciej po nich poszedł, on dobry człowiek, tylko...aj, uciekajcie. Bierzcie na ulicy jaką dorożkę i poszli.
Zbiegł ze schodów, nie rozumiejąc jeszcze, czując, że zaraz zwymiotuje. Prawie przeleciał półpiętro ale dotarł jakoś do wybrukowanej ulicy i dowlókł się do powozu ze śpiącym na koźle woźnicą. Słońce pojawiało się dopiero na horyzoncie, nadchodził ranek i nie było na ulicach nikogo. Bogdan pamiętał, zapytany przez woźnicę, że myślał o pociągu i wspomniał mu o tym. Woźnica zaprowadził go pomocnie na stację i zniknął. Wrócił po chwili:
- Nie wiem panie, gdzie wy chcieli ale zaraz będzie do Warszawy. Dwa pociągi na dzień, ot co. Wojsko wszystko używa - pogrzebał w torbie Bogdana i wyjął resztkę pieniędzy. Wziął część dla siebie i część oddał Gessnerowi, mówiąc, że to na bilet: widać jego stan było łatwo zauważyć.

Wszystkie pociągi były niemiłosiernie zatłoczone, w dużej mierze przez umundurowanych mężczyzn ale też masę rodzin z dziećmi, ludzi ciągnących w tobołkach warzywa i ubrania, obłożonych wielkimi walizami. Często wybuchały sprzeczki i przepychanki, ciągle ktoś przechodził a ktoś inny wstawał. Gessner kiedy tylko wsunął się do wagonu, znalazł się między tęgą babą ze wsi otoczoną wieloma pakunkami i jej dzieckiem. "Tyż czort jakiś, pijak" - mruknęła i odsunęła się na ile mogła.
Obok stało kilku ludzi w austriackich mundurach, rozmawiali po niemiecku i spojrzeli na nowego współpasażera ale gdy tylko Bogdan oparł się na chwilę o ścianę w zaduchu i zapachu gnijącej cebuli, szybko zamknął oczy. Czekało go sześć godzin męczącej drogi.
Bogdan ma w torbie 20 marek polskich, kawałek chleba, jeszcze jedno piwo, pamiątkowy nóż z Afryki i koszulę
Bilet kosztować będzie 10 marek polskich, o ile zjawi się konduktor


Jędrzej

Zgodnie ze swoją zapowiedzią, Molicki odwiedził cmentarz na moment modlitwy i refleksji ale szybko musiał dostać się na pociąg. Dotarł tam bez problemu i nie mógł uwierzyć jaki spotkał go luksus. Widział jak ludzie pchają się i nawet walczą żeby dostać się do pociągu. On tymczasem miał zakupione już miejsce w jednym z niewielu przedziałów lepszej klasy. Wszedł tam spokojnie, skontrolowany przez kolejarza i usiadł na swoim miejscu. Był ubrany trochę skromniej niż inni ale schludnie. Mimo to widział rzucane w jego kierunku spojrzenia przez niektórych. Zlustrował towarzystwo: najbliższe godziny spędzić przyjdzie mu w towarzystwie między innymi siedzącego starszego pana z siwymi wąsami, ubranego we frak, z okutą laską opartą o nogę, czytającego lokalną gazetę gdańską. Obok niego siedziała z nogą założoną na nogę maksymalnie trzydziestoletnia kobieta w trochę śmiało krótkiej bo sięgającej ledwie za kolana różowej sukni. Okryła się szarym płaszczem spod którego wypływały jaskrawe pasma jej rudych włosów. Wreszcie, obok Jędrzeja znalazła się inna kobieta, trochę starsza, również okryta płaszczem, ubrana w ciemnozielone kolory. Poprawiła jedną ze swoich rękawiczek i odezwała się do młodszej kobiety naprzeciwko:
- Jadziu, mówiłam, pamiętasz?
Potem odwróciła się do Molickiego i po chwili milczenia powiedziała:
- Czy nie zechciałby pan może przejść dalej? - pokazała na trzy kolejne siedzenia, które stały puste. W trzydziestoosobowym wagonie pozbawionym przedziałów siedziały jeszcze cztery inne osoby więc mogła potem dodać - Jest tu przecież tyle miejsca, że nie musi pan...


Mikołaj

Wychodząc po podpisaniu umowy, schował złoty łańcuszek (wartość około 250 marek polskich) i wyszedł na zewnątrz gdzie czekały już na niego lokalne bywalczynie, gotowe go przywitać. Ta, której podał ramię obdarzyła go ciepłym uśmiechem, druga także nie zmieszała się, pokazując ręką "Cichy wieczór":
- Oto najlepszy dobytek w tym zacnym mieście. Ingo, zaprowadzisz pana - powiedziała, ni to pytając ni to zlecając i odeszła, kierując się do budynku, z którego dopiero o wyszedł Mikołaj. Widać miała blisko do pracy. Inga, niższa od Stadnickiego blondynka, podjęła natychmiast obowiązek i poszli oboje w kierunku "Cichego wieczoru". Przeszli przez szerokie drzwi, powitani miłym ciepłem wnętrza a Mikołaj nie mógł nie zwrócić uwagi na nieznany mu zapach perfum Ingi. Skierowali się do kontuaru; ona śmiejąc się, pomachała do siedzącego tam mężczyzny, mówiąc:
- Dla tego pana ten dobry pokój. Wiesz, ten sprawny.
Mężczyzna wstał szybko z krzesła i przyniósł gruby zeszyt oraz klucze. Poprosił Stadnickiego o godność i gdy ten ją podał, mężczyzna zamknął zeszyt:
- No to trzeba była tak mówić, pan Rubecki wszystko uregulował, proszę, czy zaprowadzić pana?
Klucze przejęła od niego błyskawicznie Inga, wciąż uśmiechnięta, wybitnie odgrywająca swoją rolę naganiaczki klientów lokalu:
- To nie będzie konieczne panie posterunkowy - odwróciła twarz do Mikołaja - On potrafi być trochę denerwujący ale to spokojny człowiek.
Poszła przodem po schodach na drugie piętro, być może po to by Mikołaj mógł obserwować jej zgrabne ciało osłonięte długim plaszczem obitym na brzegu futrem. zatrzymała się w pół drogi i zagadnęła:
- Z daleka jedziecie, prawda? Inaczej by pan Rubecki przecież wam nie proponował pokoju. On też dobry człowiek. Widzicie, tu sami dobrzy ludzie! - Zaraz znaleźli się pod jego numerem: 18. Zatrzymując się przed drzwiami, Inga podała Mikołajowi klucze i oparła się bokiem o ścianę:
- Czy trzeba wam przysłać coś szczególnego? Grzane wino? Kolację? Budzenie? Gazetę? A może pokazać wam trzeba też wnętrze numeru? Co prawda nie ma u nas takiej polityki ale taki pan miły... - ścisnęła jego rękę, jakby podkreślając ostatnie słowa.
Mikołaj ma przy sobie złoty łańcuszek, 50 marek polskich, klucze do samochodu, zamkniętą walizkę.

Dołączona grafika

Bogdan Gessner (26 lat)
Pochodzenie/Narodowść: Poznańskie (Wielkopolska)/Polak (niemieckie korzenie [Hessia])
Wyznanie: Rzymskokatolickie
Klasa społeczna: Drobnomieszczaństwo
Zajęcie: Najemnik
Historia: Bogdan urodził się w małym, wielkopolskim miasteczku. Jego ojciec, rzemieślnik i drobny handlarz, matka nauczycielka w gimnazjum dla dziewcząt, postarali się aby młody Gessner zapałał miłością do ojczyzny. Choć (podobnie jak wielu jego sąsiadów) miał również niemieckie korzenie, uważał się za Polaka i zresztą mógł się pochwalić nie lada pochodzeniem. Niestety jak to bywa, czasami i szlachta podupada. Sam Bogdan zawsze czuł, że ma duszę zawadiaki i ciągnęło go by zwiedzić świat. Przymusowo wciągnięty do armii niemieckiej zdezerterował i po kilku miesiącach trafił do Afryki subsaharyjskiej. Tam zaliczył przelotny romans z Legią Cudzoziemską a potem... potem działał na własną rękę. W 1918 w końcu wrócił do odradzającej się ojczyzny.
Prowadzenie się: Gessner ma duszę awanturnika. To niestety często wprowadza go w tarapaty, ale jest też powodem barwnej historii i licznych przygód. Trzyma się własnych zasad, do których zalicza jakieś podstawowe moralne odruchy. Nie jest święty i na takiego nie pozuje, aczkolwiek nie ma zamiaru zniżać się do poziomu zbrodniarzy.
Politykowanie: Nie należy do żadnej partii. Jego poglądy oscylują wokół obozu narodowego.
Języki: polski (piśmienny), niemiecki (piśmienny)
Ciało 3
Intelekt 2
Charakter 3
Zmysły 4 (- 2) (strzelanie +2)
Umiejętność: Leczenie, pływanie

20 marek polskich, kawałek chleba, piwo, pamiątkowy nóż z Afryki, koszula

NIETRZEŹWY

Imię: Mikołaj Stadnicki
Pochodzenie/narodowość: Polak / Lwów
Wyznanie: rzymskie(choć jak większość polaków rzadko ufa i korzysta z usług kościoła, tak samo rzadko słucha przykazań kościoła)
Klasa: inteligencja
Zajęcie: komiwojażer
Prowadzenie się: młody lekko gburowaty, rzadko się odzywający bez potrzeby. Przestrzegający swojego rodowego kodeksu honorowego, prawdę mówiąc to nie kodeks honorowy to zasady rodu, w jaki sposób zachowywać się w danej sytuacji. Główna zasada to: Ojczyzna i rodzina są najważniejsze, reszta się nie liczy.
Polityka: Na pierwszym miejscu jest kraj(stronnictwo narodowe)
Historia: Jeszcze w połowie XIX wieku jego ród władał włościami w Rożnowie. Jednak o ironio wytrzymali rabację chłopską, za to cesarstwo przeniosło ojca Mikołaja do Lwowa, zostawiając piękny zamek i dwór młodszemu bratu. Tak więc ojciec zajął się handlem z Cesarstwem Rosyjskim. Zrobił na tym majątek z którego potem miał skorzystać najstarszy jego syn Andrzej, Mikołajowi nic nie zostało. Gdy miał 17lat dostał konia, szablę, karabin wyborowy L42 i trochę monet. Nie wiedział czym się zając dlatego to pomagał komuś w handlu, to uczył młodszych burżujów, to pomagał fizycznie tylko by zarobić parę groszy, które skrzętnie chomikował. Nim jednak miał 18lat wybuchła wojna i...
Kodeks:
1. Ojczyzna(polska) jest najważniejsza.
2. Rodzinę można nienawidzić jednak to oni są krwią z naszej krwi więc pomagamy sobie za wszelką cenę.
3. Kradzież, oszustwo, morderstwo czy inny "zły" uczynek jest wybaczony gdy robisz to dla ojczyzny lub rodziny.
4. Jeśli dają to zastanów się dlaczego.
5. Przysięgi składane wrogowi lub nie polakowi nie obowiązują.
6. Fortel jest lepszy niż miecz.
7. Wrogów napuszczaj na siebie. Potem ich dobij.
8. Na przyjaciół miej oko najczęściej oni zdradzają.
9. Im mniej osób zna tajemnicę tym lepiej.
10. Broń jest najważniejsza ona nie zdradza jak ludzie.
11. Lepiej zginąć niż zdradzić kraj czy rodzinę.


Ciało: 2
Intelekt: 4(2+2 z klasy)
Charakter: 3 (przekonywanie + 2)
Zmysły: 3

Jazda konna, kierowanie samochodem
Język Polski
Piśmienny

złoty łańcuszek, 50 marek polskich, klucze do samochodu, zamknięta walizka

Dołączona grafika


Imię i nazwisko: Jędrzej Molicki (24 lata)
Pochodzenie/Narodowość : Polak / Wolne Miasto Gdańsk
Wyznanie: Rzymskokatolickie (wierzy w Boga, ale niekoniecznie przestrzega zasad nadanych przez kościół, bardziej opiera się na swojej moralności)
Klasa społeczna: Robotnicy
Zajęcie: Spawacz w stoczni Schichauwerft
Prowadzenie się: Jędrek jest spokojnym, wyważonym i bardzo kulturalnym mężczyzną. Wszystkie te cechy odziedziczył bądź zostały mu wpojone przez jego ojca. Przez długie lata kpin ze stron wyższych klas społecznych nauczył się puszczać większość obelg mimo uszu &ndash; poza tymi związanymi z jego rodziną czy prawdomównością. Jest on prostym człowiekiem dla którego najważniejsza jest familia.
Polityka: Narodowe Stronnictwo Robotników (NSR)
Historia: Jędrzej urodził w Gdańsku, jego ojciec był tak jak on pracownikiem stoczni, zaś matka służką w bogatym domu. Pierwsze z nich wpoiło mu zasadę, że ciężka, uczciwa praca zawsze daje rezultaty, nauczył go również podstaw dobrych manier, które sam otrzymał od swojego ojca. Zaś matka zadbała o głębszą edukacje syna, nauczyła go czytać oraz pisać. Przez wiele lat służby u burżuazji zrozumiała w jaki sposób powinno się z nimi rozmawiać, by zdobyć ich przychylność , co także bez wahania przekazała swojemu rodzonemu. Chłopak od najmłodszych lat starał się być rzetelnym, wymarzonym dzieckiem, przez co nigdy nie sprawiał żadnych kłopotów, ukończył jedynie podstawówkę, ale mimo to był bardzo inteligentny &ndash; jak ktoś powiedział, z tym trzeba się urodzić.
Od 16 roku życia zaczął pracować w tej samej stoczni, co jego ojciec. Od tego momentu jego życie toczyło się liniowo do momentu, kiedy oboje jego rodziców zachorowało i zmarło na nieuleczalną wtedy gruźlicę. Chłopak przeprowadził się do nowego mieszkania, pragnąc któregoś dnia wyrwać się z jedynej miejscowości jaką znał.

Ciało: 3 (testy siły +2)
Intelekt: 3
Charakter: 2
Zmysły: 3


Naprawianie maszyn, taniec, piśmienny

Pistolet Frommer Stop 7/7, 20 marek polskich
 

Snappy

Nowicjusz
Dołączył
1 Grudzień 2011
Posty
35
Punkty reakcji
0
Wiek
30
Miasto
Słupsk
W wypowiadanych słowach Jędrzej wyczuł nutę 'obrzydzenia'. Nie rozumiał tego, dlaczego ludzie, którzy wywodzą się z 'wyższych' stanów gardzą tymi z niższych? Nie raz przekonał się, że ci 'lepsi' to tak naprawdę zwykłe bufony bez jakichkolwiek wartości.

Ale do ludzi natrętnych Pomorzanin nie należał, poprawił kołnierzyk koszuli i spojrzał na młodszą dziewczynę, uśmiechnął się uwodzicielsko i celowo lekceważąc starszą panią - Przesiądę się - dopiero spojrzał na kobietę - Ale mam wykupione miejsce tutaj, więc jeżeli wagon się zapełni, to będę musiał tutaj... wrócić- uprzejmy uśmiech, delikatny ukłon głowy do obu pań, po czym mężczyzna zabrał swoje tobołki i przesiadł się kilka miejsc dalej.Skoro był sam to rozsiadł się wygodnie, na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech. Zapatrzył w okno i wyobraził kilka przyszłych dni, dopiero stukot zmienianych torów wyrwał go z rozmyślań, a to miała być dłuuuuga podróż.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Szlag by to trafił... - wymamrotał po czym od razu się zamknął. Nie chciał żeby ludzie obok niego myśleli, że jest bardziej pijany niż w rzeczywistości
Bogdan zdawkowo przyjrzał się innym pasażerom. Zaciekawili go oficerowie, ale nie był w stanie z nimi porozmawiać tak jakby chciał, więc po prostu dał sobie spokój i czekał aż pociąg ruszy.
Jeśli konduktor by się pojawił (wątpił w to widząc tłok) to po prostu zapłaci za bilet.
Kiedy dotarli do Warszawy poczekał aż tłum wytoczy się z korytarzy. Gdy zrobiło się luźniej wyszedł. Peron był tak samo zatłoczony jak wnętrze pociągu, ale tutaj przynajmniej było czym oddychać... tak jakby. Ruszył do wyjścia czując, ze na dworcu nic nie załatwi.
Dopiero kiedy wyszedł na ulicę i jego twarz omiótł chłodny wiatr poukładał sobie w głowie kilka faktów. Po pierwsze - po cholerę jechał do Warszawy? Przypomniał sobie słowa Marty. "To dobry człowiek..."
-Ta dobry. Jakiś konfident tylko komu "dobry" Maciej kapował i co oni mają do Andrzeja albo do wojska? Zaborcy? Im się jeszcze chce? - myślał patrząc na przejeżdżający tramwaj - Teraz muszę się dostać dalej. Bogu dzięki za tę Martę i jej ostrzeżenie bo kto wie w jakiej orkiestrze grał jej mąż. Gdzie teraz?
Rozejrzał się niepewnie po mieście. Jak się okazało w Łodzi, rozpytywanie o wojsko polskie mogło przynieść tylko tarapaty. Niestety Gessner miał zbyt mało gotówki aby komfortowo podróżować dlatego musiał sięgnąć po coś po co sięgać nie chciał. W banku miał trochę pieniędzy. Oszczędności jakie przywiózł a Afryki, żołd którego nigdy nie wydał i parę groszy, które nie rozeszły się na miejscu. Te środki podzielił i ulokował na lokatach, ale miał drobne konto z 200 markami, które trzymał "na w razie czego" (poznańska pazerność nie pozwalała trzymać ich w portfelu gdzie nie pracują na siebie). Teraz uznał, że czas wyciągnąć te 200 marek bo nie miał czasu by szukać tutaj jakieś roboty dzięki, której mógłby dorobić a nie ma co ukrywać - śpieszył się. Najchętniej już dawno by był w domu, lecz cała sprawa z Sobczakiem, jego wyjazdem, teraz z Maciejem. Ciekawiło go to po prostu. Z tyłu głowy czuł, że pakuje się w kolejne tarapaty, ale ta perspektywa nawet mu odpowiadała. Ruszył do banku.

ruvee1.jpg


Bogdan Gessner (26 lat)

Pochodzenie/Narodowść: Poznańskie (Wielkopolska)/Polak (niemieckie korzenie [Hessia])

Wyznanie: Rzymskokatolickie

Klasa społeczna: Drobnomieszczaństwo

Zajęcie: Najemnik

Historia: Bogdan urodził się w małym, wielkopolskim miasteczku. Jego ojciec, rzemieślnik i drobny handlarz, matka nauczycielka w gimnazjum dla dziewcząt, postarali się aby młody Gessner zapałał miłością do ojczyzny. Choć (podobnie jak wielu jego sąsiadów) miał również niemieckie korzenie, uważał się za Polaka i zresztą mógł się pochwalić nie lada pochodzeniem. Niestety jak to bywa, czasami i szlachta podupada. Sam Bogdan zawsze czuł, że ma duszę zawadiaki i ciągnęło go by zwiedzić świat. Przymusowo wciągnięty do armii niemieckiej zdezerterował i po kilku miesiącach trafił do Afryki subsaharyjskiej. Tam zaliczył przelotny romans z Legią Cudzoziemską a potem... potem działał na własną rękę. W 1918 w końcu wrócił do odradzającej się ojczyzny.

Prowadzenie się: Gessner ma duszę awanturnika. To niestety często wprowadza go w tarapaty, ale jest też powodem barwnej historii i licznych przygód. Trzyma się własnych zasad, do których zalicza jakieś podstawowe moralne odruchy. Nie jest święty i na takiego nie pozuje, aczkolwiek nie ma zamiaru zniżać się do poziomu zbrodniarzy.

Politykowanie: Nie należy do żadnej partii. Jego poglądy oscylują wokół obozu narodowego.

Języki: polski (piśmienny), niemiecki (piśmienny)

Ciało 3
Intelekt 2
Charakter 3
Zmysły 4 (strzelanie +2)

Umiejętność: Leczenie, pływanie

20 marek polskich, kawałek chleba, piwo, pamiątkowy nóż z Afryki, koszula

NIETRZEŹWY
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Piękna kobieta, te falujące włosy, ta talia osy. Piękność - myślał z uśmiechem przyglądając jak poruszała się po schodach. Na pytanie blondynki odpowiedział:
-Z daleka Pani.- wypowiadając słowa uśmiechnął się -Wino zawsze może przynieść ktoś inny. Z miłą chęcią zaś dotrzymałbym Pani towarzystwa. - rzekł otwierając drzwi i podsuwając swoją rękę dla damy. Mikołaj zdziwił się widząc sprzęt i luksus. Nie spodziewał się tego po takim hoteliku. Prawdziwe łoże z baldachimem, przykryte czerwonym materiałem, żyrandol ze świecącymi żarówkami, barek z alkoholem. Do tego łazienka wyłożona czymś co wygląda na dobrą podróbkę marmuru. Naprawdę pełen luksus. Dlatego Mikołaj nie co zdziwiony przystanął w drzwiach i rzekł do kobiety:
-Nie spodziewałem się po tym hotelu czegoś takiego - wyznał z uznaniem, po czym usiadł w głębokim fotelu znajdującym się naprzeciw łoża. Zagadując o jakiś niezbyt poważnych tematach z Inga. Jednocześnie próbując wyciągnąć parę informacji o Rubeckim. Cały czas kokietując Mikołaj osnuwa się w noc razem z Ingą.
Jeszcze przed świtem Stadnicki zabiera swoje rzeczy, całuje śpiącą towarzyszkę i wymyka się na zewnątrz.
Odpalając silnik myśli tylko o tym by jak najszybciej wykonać swoją pracę. Wyjeżdżając z miasta widział, jak różne grupy wracają niosąc rannych, ale z uśmiechami i pieśnią na ustach :
Jeszcze Polska nie umarła,
kiedy my żyjemy.

(...)
Niemiec, Moskal nie osiędzie,
gdy jąwszy pałasza,
hasłem wszystkich zgoda będzie
i ojczyzna nasza.


Sam zanucił kawałek tej pieśni. Cóż ma w sobie ona to coś. Oby kiedyś ktoś jej nie spierdzielił. Tak myśląc Mikołaj wyjechał na gościniec krakowski wraz z pierwszym brzaskiem.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
8 X 1918

Jędrzej

Młodsza kobieta uśmiechnęła się w odpowiedzi i opuściła głowę, nie podtrzymując kontaktu. Molicki przesiadł się dalej zgodnie z prośbą i usadził wygodnie. Widoki za oknem znikały i migały spowijane w coraz większej ciemności szybko tak, że w końcu uśpiły Jędrzeja.
Z pół-drzemki otrząsnął się, gdy na jednej ze stacji wsiadło jeszcze kilka osób i zajęło swoje miejsca. Otworzył jedno oko ale nikt nie próbował pozbawić go jego miejsca więc mógł wrócić do spania.
Potrząśnięcie przy zatrzymaniu się pociągu wyrwało go znowu ze snu. Był wczesny ranek. Przetarł oczy i przeciągnął, poprawiając ubranie. Skierował się do wyjścia, wychodząc jako ostatni. Zeskoczył ze schodka i rozejrzał się na boki; miał być przecież odebrany. Lekkie otarcie o jego bok kazało mu odwrócić twarz: spotkana w pociągu urocza kobieta wsunęła mu do dłoni wizytówkę:

Melewski i córki
Biuro porad prawnych​
Warszawa ul. Raporcka 14​
Lublin ul. Podzamkowa 8​
Przemyśl ul. Dworcowa 11​

- Właśnie tak &ndash; odpowiedziała na jego zdziwione spojrzenie i zniknęła w tłumie, przynaglana przez stojącej dalej starszą kobietę. W międzyczasie zbliżył się do Jędrzeja człowiek w garniturze i wyciągnął rękę:
- Myślałem przez chwilę, że nie rozpoznam pana ale uczciwie pracującego człowieka łatwo rozróżnić wśród tych snobów wychodzących z pociągu. Wołkowski, jestem sekretarzem Stowarzyszenia tutaj. Mamy jeszcze dzisiaj w planie spotkanie po południu, w nocy wyślemy pana dalej.
Mężczyzna poprowadził Jędrzeja przez tłum i skierowali się do wyjścia, stojąc przy ulicy, kiedy ktoś wpadł na niego...
[przeczytaj post Bogdana]

Bogdan

Okropna podróż dłużyła się niemiłosiernie; zapachy i dźwięki irytowały Bogdana i podrażniały jego wyczulone nazbytnio zmysły. Z letargu oderwało go potrząśnięcie gdy konduktor upomniał się o bilet. Oddał mu 10 marek i postarał się przetrwać spokojnie kolejne godziny.
Nie zauważył nawet kiedy wagon przerzedził się trochę i kobieta transportująca jedzenie zniknęła. Kiedy wywołano nazwę &bdquo;Warszawa&rdquo;, wstał, czując pulsowanie i ból głowy. Niewygodny i przerywany sen w nieprzyjaznych warunkach nie przywrócił mu pełni sił ale przynajmniej nie musiał obawiać już że w każdym momencie może zbuntować się żołądek.
123818158_ee3790aaf9.jpg
Wyszedł na dworzec, wciągając świeże, poranne powietrze: to było to. W jego głowie kiełkowała myśl dostania się do banku ale w nieznanym mieście mogło to zająć chwilę. Potrzebował usilnie się odświeżyć, wypić czegoś zimnego, może nawet zjeść lekkie śniadanie. Z tymi wszystkimi myślami borykał się gdy wychodząc z dworca na ulicę, trochę tylko się zataczając, obił się bokiem o faceta w białej koszuli. Tamten zrobił dwa kroki do tyłu i zachwiał się...
Jędrzej, test na zmysły normalny udany
nie wywrócił się jednak, zamachał tylko rękami, odzyskując równowagę. Coś zabrzęczało po kostce chodnikowej i Bogdan zobaczył u swych nóg pistolet, wyraźnie wypadły tamtemu.
Chociaż broń nie była czymś niespotykanym czy zakazanym, budziła jednak uwagę &ndash; z powodu zdarzających się czasem zamachów czy ulicznych walk, mogła sprowadzić na posiadacza kłopoty.
test ogólny natury średni udany
Jedna czy dwie osoby odwróciły głowy ale nie zdradziły większego zainteresowania sceną, zaraz zniknęły dalej.
Pojawił się zamiast tego trzeci człowiek, który złapał potrąconego mężczyznę za ramię:
- Zwariowałeś Molicki? Zabieraj to! - potem zwrócił się do Bogdana, wyciągając ku niemu 10-markowy banknot &ndash; Przepraszamy, mam nadzieję, że nic się nie stało. Proszę, na zdrowie. Ostatni zwrot dał Gessnerowi do zrozumienia jaki przedstawia widok, wymięty, niewyspany i nie do końca jeszcze otrzeźwiały.

* Bogdan - test natury średni (+ bonus za rozbawienie mnie) udany. Może podjąć w banku do 120 marek p.

Mikołaj

Iście szampańska noc, wręcz niespodziewanie rozrywkowa spotkała Mikołaja w Katowicach. Nie dość, że wykonał pracę, to otrzymał jeszcze z niej odsyp i całą noc na cudzy rachunek poużywał sobie bogackiego życia. Wyjechał z noclegu zaspany, zostawiając Ingę otuloną w jedwabną, jasną pościel. Nie mógł powstrzymać myśli, że coś się zmienia wokół gdy wyjeżdżał rankiem z miasta, kierując się z powrotem na wschód, na Kraków i dalej, Lwów.
Jazda w niewygodnym samochodzie była stosunkowo dłuższa od podróży pociągiem oraz bardziej męcząca &ndash; dawała jednak przynajmniej poczucie kierowcy, że jest pionierem, mozolnie pokonując drogę, która jeszcze niedawno znała same konie i wozy.
Po południu Stadnicki nie dał już rady, musiał się zatrzymać, wyprostować drętwiejące ręce i przemyć oczy. Zszedł parę kroków po zboczu do rzeczki i ochłodził twarz, napawając się otaczającym go sielskim, choć porytym wciąż na horyzoncie okopami, krajobrazem. Usiadłszy znów w samochodzie, zaklął: maszyna nie chciała ruszyć. Mógł to być prosty brak paliwa a mogło coś poważniejszego, Mikołaj tymczasem nie miał żadnych narzędzi ani rozeznania potrzebnych by obejrzeć feler. Wysiadł znowu i potoczył wzrokiem wkoło: za rzeczką, przy której właśnie był, stała wioska. Zwykła osada, choć niemała, kilkadziesiąt domów rozciągniętych wzdłuż jednej rozjeżdżonej piaskowej drogi. Z drugiej strony samochodu długi las, w którym jechał już ponad godzinę. Teraz zauważył dopiero, że kilka domów na brzegu wsi i kilka w środku stało spalonych.


- Wszyscy - więcej w rekrutacji -
 

Snappy

Nowicjusz
Dołączył
1 Grudzień 2011
Posty
35
Punkty reakcji
0
Wiek
30
Miasto
Słupsk
Warkot i całe pobrzękiwanie pociągu wywołuje błogie uczucie senności. Także i tym razem nie było inaczej, Jędrzej odprężając się przespał praktycznie całą podróż.
Szarpnięcie na jego stacji wybudziło go ze snu, harmider panujący wkoło uświadomił go bez upewniania, że dotarli na miejsce. Warszawa.

Molicki wziął swój bagaż, niewidocznie przeciągnął się, zdławił ziewnięcie i spokojnie czekał aż wszyscy ludzie przejdą. On nigdy tego nie rozumiał, tym wszystkim 'wielkim panom' zawsze się spieszy, ciągle tylko prą do przodu i prą. Zamiast cieszyć się z wolnej chwili. Tak jak w tym wypadku, Gdańszczanin wolał sobie spokojnie przeczekać aż pasażerowie wysiądą, żeby nie musieć się między nimi przeciskać, jak ktoś mądry kiedyś rzekł "inteligencji nie da się nauczyć, z nią trzeba się urodzić".

Już na stacji szybka wymiana spojrzeń z tą urodziwą kobietą obudziła do końca mężczyznę, błyskawiczne zerknięcie na wizytówkę i wzrok utkwił w rodzaju biura.Radca prawny - uśmiech zawitał na twarzy Jędrka. Jak sobie naważę piwa to chociaż ktoś mi pomoże je spić- z rozmyślania wyrwał go oczekujący nań mężczyzna. Przywitali się i skierowali razem z tłumem.

- O przepraszam bardzo- Jędrzej odruchowo odezwał się, łapiąc równowagę. Momentalny brzdęk broni zakłopotał Molickiego. Nie wiedział czy ma się rzucić na broń czy udać, że nie jest jego. Jednak słowa kompana pobudziły go do działania i ten jedynie schylił się chowając go pod płaszcz, tym razem w szczelną kieszeń. - Prowadź więc dobry człowieku do miejsca, gdzie będę mógł się trochę odświeżyć. Będę mieć jeszcze... Delikatną sprawę do załatwienia, oczywiście jeżeli Stowarzyszenie nie załatwiło mi żadnych.. rozrywek na dzień dobry. Chciałbym zjeść, napić się i odwiedzić... Moją przyszłą przyjaciółkę. - twarz Molickiego rozpromieniła się na wspomnienie uroczej kobiety, jednak nim pokusił się o jakiekolwiek myśli, cierpliwie czekał na aprobatę swoich planów.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Ech te cuda techniki, dobra mobilność, szybkość też niczego sobie tylko by nie żarły tyle paliwa czy też tak się nie psuły. - pomyślał Mikołaj zabierając walizkę i ruszając w stronę zabudowań. Stadnicki tylko westchnął myśląc jak to nie daleko od Tarnowa jest Rożnów. Z wujostwem nie widział się lata, jednak wiedział, że przyjęli by go z otwartymi rekami. Był ciekawy także czy kuzyn wrócił już od austriaków, podobno nawet dorobił się przed wojną stopnia oficerskiego. Dlatego wchodząc do wioski rozglądał się, szukając jakiegoś chłopa, który by schował samochód dopóki nie wróci po niego, z jakimkolwiek specjalistą. Gdy tylko przyuważył jakiegoś poczciwego chłopinę podszedł i zagadał:
-Witajcie, jak tam ziemia dobrze obrodziła? Bozia łaskę zsyła? - powiedział by jakoś zacząć - Widzicie potrzebuje schować ten cud techniki na jakiś czas, aż wrócę z mechanikiem, by go koś nie ukradł czy coś podobnego z nim się stało. Zapłacę za przechowanie jak będzie trzeba barcie polaku. - mówiąc to wskazał samochód nad rzekom zostawiony - Potrzebuje także jakiegoś transportu do Rożnowa do dworu Stadnickich. Za to też zapłacę, a możliwe, że mój wuj was wynagrodzi, za przywiezienie dawno niewidzianego krewnego. - to mówiąc poklepał chłopa po plecach. [przekonywanie]
Jeśli wszystko dobrze poszło już po godzinie siedział, trzymając walizkę przy sobie, na pustym wozie razem, z jakimś chłopem i jechał w stronę Rożnowa. Po około 2,5h podjeżdżał pod drzwi dworku. Te 40km minęło dość szybko, ponieważ Mikołaj przypominał sobie obrazy jakie pozostały mu w pamięci po spotkaniach rodzinnych, choć to jego ojciec stracił na decyzji carskiej to nie zazdrościł bratu, pozostania w siedzibie ojców. Dlatego też raz do roku wspólnie spędzali po kilka tygodni, by przypomnieć wspólne dobre czasy i pozwolić swoim szkrabom poznać swoją rodzinę. Więc Mikołaj miał co wspominać, choć nie widział się z rodziną od 4lat, to wiedział, że przyjmą go ciepło. Szczególnie kuzynka Stanisława, jego rówieśniczka i najlepsza przyjaciółka jaką miał.
Tak więc gdy wóz zatrzymał się przed drzwiami, wysiadł z niego i rzucił wieśniakowi 10marek polskich. Zadzwonił do drzwi. Nie czekał długo, ponieważ drzwi mu otworzyła stara Matylda, która pracowała u wujostwa odkąd pamiętał.
-O co chodzi, Państwo zabronili sobie przeszkadzać.- powiedziała nie rozpoznając go
-Ależ rodziny nie przyjmą w siedzibie rodu? Powiedz, że Mikołaj przybył. - rzucił młody Stadnicki
Chwilę później witał się z wujostwem i kuzynami. A było się z kim witać, w końcu wujek nie marnował czasu, 5potomków i 3 potomkinie spłodził.
-Co to Michał jeszcze nie wrócił? A Paweł gdzie? - młody zapytał po wszystkich przywitaniach
-Wrócił wrócił, jednak teraz uczy Pawła strzelać i bić się gdzieś w lasach. W końcu mamy szanse od dawna wyczekiwaną, przez nasz ród. Co tam u ojca? - odpowiedział wuj
- Wiesz wuju, że dawno się z nim nie widziałem, ale słyszałem o tym jak mu się polepszyło. Bratu też interes dobrze się kreci.
W podobnym tonie toczyła się rozmowa przez jakieś półgodziny, aż w końcu Mikołaj opowiedział jaki ma problem z samochodem i pytał czy wuj nie zna kogoś kto się na mechanice zna.
-Sam z Tobą pojadę i Ci pomogę, uwielbiam te cuda techniki, a szczególnie majsterkowanie przy nich. Ale teraz się idź odśwież, zjemy coś, pogadasz z Michałem, a jutro wraz ze świtem pojedziemy do tej wioski.
Mikołaj skinął głowa i poszedł do pokoju, który zajmował gdy przyjeżdżał tutaj za młodu. Teraz zamiast zabawek czy innych, pokój był wypełniony skórami i starymi broniami. Mikołaj je już widział w czasie swojej ostatniej wizyty, dlatego szybko się umył, przebrał w ciuchy przygotowane przez służbę i poszedł na kolacje. Na niej nastąpiła krótka chwila ciepłych przywitań z dwoma kuzynami, po czym rodzinnie zaczęli pałaszować. Po kolacji wraz z Michałem wybrał się na zewnątrz, ponieważ ten zaproponował mu nauczenia kilku sztuczek przy walce i urządzenia konkursu strzelania do celu. Mikołaj wypadł słabo w porównaniu z kuzynem jednak ten dał mu kilka wskazówek, które Mikołaj starał się zapamiętać. W taki sposób spędził długi wieczór i część nocy z kuzynem.
Rano wraz z wujem i dwoma kuzynami ruszył do wsi, gdzie wuj miał naprawić samochód, jeśli się mu nie udało zaproponował, że pożyczy młodemu konia, a gdy ten będzie w okolicy odda konia i odbierze samochód. Więc tak czy inaczej Mikołaj ruszył(konno/pojazdem) do Lwowa by wykonać swe zadanie. Po wcześniejszym pożegnaniu z familią.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Bogdan pokiwał przecząco głową gdy zobaczył rękę dzierżącą kilka marek. Nie miał zamiaru przyjmować jałomużny ponieważ przez przypadek był "wczorajszy". Odwrócił się po prostu i poszedł w swoją stronę. Facet i jego broń go nie obchodziły, ale stanowiły wyraźny znak tego co się w mieście i kraju dzieje. Napięcie rosło a rózne grupy starały się uszczknąć z tortu jak najwięcej. Wolał na razie nie zanużać się w to. Terac musiał znaleźć Andrzeja a tymczasowo ugrzęzł w Warszawie.
Najpierw udał się do banku. Kasjerka patrzyła na niego z nielada zdziwnieniem gdy wypłacała 120 marek. Gessner pośpiesznie schował co miał do kieszeni i ruszył w poszukiwaniu taniego noclegu.
Był środek dnia, ale jak nic potrzebny mu był teraz sen. Sen w wygodnym ciepłym łóżku i może nawet jakieś śniadanie a optymalnie też kąpiel. Nie dało się ukryć, że podróż go sfatygowała. Klucząc uliczkami centrum przeszedł obok jakiegoś taniego hoteliku, w którym to postanowił spędzić kilka dni. Zjadł śniadanie, wziął kąpiel, przeczytał dział ogłoszeń o pracę i poszedł spać. Następnego ranka zgłosił się na plac budowy gdzie szukana pomocnika murarza. Płaca nie była świetna, ale Bogdan miał dwa cele. Przede wszystkim zdobyć trochę informacji. Po drugie zarobić choć trochę aby utrzymać się i odłożyć jakieś pieniądze na podróż (nie miał zamiaru naruszać kolejnych oszczędności). Pracę dostał. Przez 10 dni co dzień o szóstej rano stawiał się na placu budowy. Rozmawiał z robotnikami i zbierał informacje. Nie chciał być jednak nachalny. Bardziej po prostu zapamiętywał co mówiono i o kim. Czytał też gazety żeby poszerzyć swoją wiedzę. Czuł, że teraz jak nigdy trzeba się orientować w tym kto jest kim tym bardziej, że ostatnio brak rozeznania kosztował go nagłą podróż i niezłego kaca.
To co udało mu się odłożyć schował do kieszeni. Zjadł ostatni obiad w hotelu i ruszył na wieczorny pociąg do Lwowa.
-Może znajdę go szybko i wrócę za kilka dni? - myślał czekając na pociąg
 

Snappy

Nowicjusz
Dołączył
1 Grudzień 2011
Posty
35
Punkty reakcji
0
Wiek
30
Miasto
Słupsk
Molicki dotarł do siedziby, w której czekała już na niego przygotowana, skromna kwatera. Anna - kobieta, która na niego czekała - przywitała go z uśmiechem na twarzy - lub po prostu odwzajemniła na widok wiecznie uśmiechniętej twarzy Jędrzeja. Gdańszczanin w pierwszej kolejności skierował się do łazienki, wziął kąpiel w chłodnawej wodzie, by się rozbudzić i odprężyć mięśnie, a następnie skorzystał ze znajdujących się w łaźni prowizorycznych kosmetyków. Dokładnie umył włosy, następnie z jubilerską dokładnością wyczyścił bród spod paznokci. Szybkie golenie brzytwą, następnie ciepły posiłek i był gotowy.
Dzięki poradom pani Ani zrozumiał prawie jak miejscowy, gdzie znajduje się miejsce podane na wizytówce. Owe biuro znajdowało się 15 minut drogi na piechotę dalej, więc Pomorzanin dotarł tam bez problemu.

Kiedy wszedł do środka od razu w oczy rzuciła mu się stara, zrzędząca paniusia, którą spotkał w pociągu. Rozmawiała ona z parą starszych obcokrajowców. Jak się okazało nie potrafili dogadać się, gdyż owi nieznajomi nie potrafili mówić nic po polsku, a posługiwali się językiem niemieckim.
- Ich verstehe nicht, was du sagst!
- Nie mam jak państwu pomóc, nie mówię po niemiecku - poirytowana kobieta próbowała gestykulacją starała się wytłumaczyć
- Dumm Polin... - mężczyzna w geście zrezygnowania wypuścił powietrze z płuc
Sytuacja rozkręciła się na tyle, że Jędrzej przez swoje pochodzenie znał dosyć dobrze niemiecki 'mówiony' i wytłumaczył starszej kobiecie czego oczekują obcokrajowcy, okazało się, że pomylili biuro z hotelem. Prosząc o pomoc wredną panią Molicki przetłumaczył wskazówki. Niemiec próbował wcisnąć 'pomocnikowi' banknot jednak ten odmówił i wyjaśnił, iż uczynił to tylko z dobrego serca. Niemiecka para nim wyszła jeszcze podziękowała i zaprosiła na daleką przyszłość Jędrzeja do miejscowości niedaleko Poznania.

Po tej sytuacji kobieta spojrzała na robotnika przychylniejszym okiem, jednak mimo to nie rozumiała powodu dla jakiego odwiedził on ich biuro. Jędrzej zwinnie wyjaśnił, iż jest instruktorem tańca dla panienki, dlatego specjalnie jechał aż z Gdańska. Kobieta poprosiła o demonstrację walca, który Jędrzej dzięki swojemu dobremu wychowaniu (;)) znał doskonale. Poszedł on do pokoju panienki i po krótkim wyjaśnieniu spędził z nią kilka miłych godzin. Okazało się, że jej ojciec prowadzi jedną z największych kancelarii prawniczych, a owa wredna kobieta to jej macocha. Jędrzej wyjawił dziewczynie cel swojej podróży nie ujawniając szczegółów i na pożegnanie usłyszał jedynie - Jeżeli będziesz tędy wracać, to nie zapominaj o mnie... Będę czekać po czym dostał buziaka w usta i Katarzyna - bo tak się zwała - wsunęła mu kawałek swojej chustki do kieszeni, a następnie pobiegła do swojego domu.

Przez miłe, ulotne chwile z dziewczyną Jędrzej spóźnił się na spotkanie. Został okropnie zrugany za brak kompetencji. Starał się nie pokazywać tego, iż uraziły go słowa przewodniczącego lecz, gdy nazwał go 'bękartem jakiegoś splamionego szlachcica" nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół. Sytuacja doprowadziła do ogólnego zamieszania, ludzie podzielili się na dwie grupy - jedna stała za Gdańszczaninem, a druga za Warszawiakiem, który obraził Molickiego. Mężczyźni zaczęli się przepychać, obrażać jeden drugiego, w końcu doszło między nimi do bójki. Dopiero jeden ze starszych członków wyciągnął pistolet i oddał w powietrze dwa strzały. -Wyście germany jedne, co nasze babki gwałcili czy Polacy z krwi i kości?! -dopiero tak srogie słowa uspokoiły tłum i wrzawa ustała, zaś spotkanie zakończyło się bez żadnego ustalenia czy porozumienia. Jędrzej wrócił do pokoju, zabrał rzeczy i bez żadnego słowa wyjaśnienia do sekretarza poprosił, by ten odprowadził go na pociąg. Pożegnał się z Anną dziękując za gościnę i poszli ku miejscu odjazdu. Po drodze minął jedynie dom Katarzyny i był gotów oddać rękę, że widział jej sylwetkę w jednym z okien. Czekając na dworcu wsunął dłoń w kieszeń płaszczu i patrząc na gwiazdy wyszeptał pod nosem - Obiecuję, że jeszcze się spotkamy Katarzyno.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Październik 1918 - tło

Na tym krańcu Europy wojna była już zakończona &ndash; Rosja pogrążająca się w chaosie nie była w stanie już prowadzić walki i potrzebowała chwili by rozegrać dramat na swoim podwórku. II Rzesza ściągała powoli oddziały ze wschodu i zmuszona była godzić się z rolą przegranego. Austro-Węgry również nawiedziły wewnętrzne wstrząsy, potęgowane przez wielonarodowy charakter Cesarstwa.
Polskie tereny położone na wschód od Sanu szybko stały się elementem rozgrywek wielu podmiotów. Budujący swoją Mitteleuropę Niemcy wspierali narodowościowe dążenia Rusinów, widząc w tym czynnik osłabiający polski żywioł. Austriacy, którzy w Wielkiej Wojnie brali w rekruty i Polaków i Rusinów, teraz, stojąc w obliczu rozpadu swojego imperium, również grali na kartę ukraińską. Dlatego państwa centralne jeszcze w lutym zawarły pokój z nieuznawaną przez nikogo Ukraińską Republiką Ludową.
Wiedząc, że wracający polscy żołnierze w służbie C-K staną do walki o Kresy, Austriacy celowo przenosili ich dalej, do Tyrolu albo umieszczali w obozach internowania. Zezwalali za to by wschodnie polskie tereny i miasta, w tym Lwów, obsadzali swoimi oddziałami Ukraińcy, doposażani w austriacką broń.
We Lwowie od miesięcy trwały przygotowania obu stron, polskiej i ukraińskiej, do objęcia miasta gdy tylko pojawią się warunki. W październiku 1918 Polacy grupowali się w kilku, zależnie od politycznej proweniencji grupach, których łączna siła bojowa wynosiła ok. 700 słabo uzbrojonych żołnierzy, w dużej części jednak doświadczonych.
Wojska ukraińskie, w większości powracające z armii austriackiej, liczyły ponad 1500 ludzi. Obie strony miały gotowe plany rozpoczęcia działań i wizję przejęcia miasta.
11 października zarząd miasta wysłał do Rady Regencyjnej list, w którym zapewniał, że miasto przyczyni się do odbudowy Rzeczpospolitej. Swoje plany polityczne snuli równolegle Ukraińcy a przejawem było utworzenie 19 paźdiernika Ukraińskiej Rady Narodowej, która zaraz ogłosiła powstanie Ukrainy sięgającej aż po San.
Podzielona Rada Miejska Lwowa, przy sprzeciwie radnych ukraińskich, 20-go października przyjęła rezolucję o przyłączeniu miasta do powstającej Polski. Chociaż zaostrzyło to atmosferę to Polacy byli przekonani, że nie dojdzie do poważnych wystąpień. Podobnie musiał uznać dowódca Wojska Polskiego podległy Radzie Regencyjnej, płk Władysław Sikorski, który ostatniego dnia października wyjechał z miasta. Wraz z nim wyjechał delegat Rady, upewniony przez namiestnika austriackiego, że do prób przejęcia miasta przez nikogo nie dojdzie.

-----------------------------

31 X


Jędrzej

Praca na polu politycznym nie była dla Jędrzeja tak porywająca jak można było się spodziewać. Dosyć szybko pojawiła się pogłoska, że jest on albo niepewnym, wzburzonym młokosem albo &ndash; co gorsza &ndash; prowokatorem. Nie doszło do żadnej większej konfrontacji ale trzeba było jechać dalej nawet jeśli nic nie wskórał. Może nie takie nic bo spędził kilka miłych chwil z kobietą z pociągu, która teraz utkwiła mu w głowie.
Bez zbędnego ociągania się ruszył w końcu dalej na południe, wystarczająco zły na siebie, że tak odwlekał dane mu przez szefa zadanie skontaktowania się z jego rodziną. Kilka dni ich jednak nie zbawiłoby a pociągi miały ponoć problemy, szczególnie na tych odcinkach.
W końcu jednak znalazł się w mieście i co więcej, odnalazł rodzinę Bortkica. Mieszkająca w kamienicy przy ulicy Mickiewicza 7 [D 7, północno-wschodni róg] jego żona, Lucyna okazała się bardzo miłą osobą ale też upartą &ndash; twierdziła, że teraz nie może wyjechać, że bierze udział w bardzo ważnych pracach. Jej córka Zosia, uczęszczająca do szkoły 14-latka nie mogła z kolei wyjechać sama ani, tym bardziej, z Molickim. Zadanie jednak zostało wykonane, list przekazany.
Bortkicowa była tak miła, że zaproponowała Jędrzejowi wolny pokój w kamienicy i zostawiła go do paru robót, obiecując, że wyjedzie gdy tylko będzie mogła, zachęcając zarazem by Molicki poczekał na nie i wrócił razem. Przekazywał w tym czasie wiadomości, przepisywał dokumenty ale też pomógł remontować szkołę, uszkodzoną w czasie wojny. Przy okazji zawiązał parę znajomości z lokalnymi robotnikami mówiącymi po Polsku, którzy byli wszędzie przemieszani z ukraińskimi sąsiadami.
Niestety, wiele ciekawych miejsc było jeszcze w remoncie lub nie działały w pełni ale mimo to zwiedził z oboma Bortnickimi teatr, piękne parki i zabytki kultury polskiej dawnych wieków.
Ostatnimi dniami kobieta miała jednak dużo zajęć: uczestniczyła w sesjach władz miejskich, skąd przynosiła coraz to nowe wieści. Po południu zaprosiła na kawę Jędrzeja i z uśmiechem poinformowała:
- No, to chyba już dobrze będzie. Polska Komisja Likwidacyjna ma jutro wysłać do nas ludzi i oficjalnie objąć miasto polską władzą. Więc już jutro będziemy w Polsce! Możesz już pomyśleć o wyjeździe do Gdańska, pozwiedzaj sobie jeszcze dzisiaj, pójdź na tańce albo gdzieś i wróć jutro rano.

Jędrzej poznał kilka miejsc:

park Kilińskiego 7 E
kilka piwniczek piwnych w rynku 4 F
malownicza cytadela 6 E
szkoła ul. Murarska 6 C, którą pomagał budować
miejsce spotkań robotników-Polaków ul. Rycerska 4 E, ostatnio robi się tam coraz goręcej
Elizę, młoda nauczycielka mieszkająca przy ul. Szewskiej 4 F
Kupiec, do którego dostał zlecenie od Burtkica, Domy składowe targów wschodnich 4 B

Nie ma czasu chodzić wszędzie i musi wybierać
+ 1 uwodzenie, niektóre testy charakteru (dot. oczywiście kobiet)


Mikołaj

W dworku i posiadłości należącej do jego rodziny Stadnicki przypomniał sobie rozrywki i radości jakich nie znał w mieście. Spędził beztrosko dni chociaż czuł, widział i słyszał, że wszyscy oczekują co będzie dalej. Na szczęście do ich dworku bieda nie zapukała tak mocno jak do innych, mogli wciąż żyć tak jak lubili. Spędzali dnie na dworze polując, ćwicząc przydatne dla młodego dziedzictwa umiejętności i wykonując niektóre prace przy dworku. Przez te wszystkie dni Mikołaj nie zapomniał o walizce, którą wiózł ale mimo że samochód działał już po dwóch dniach, nie mógł nijak pożegnać się z rodziną, wciąż nalegającą by pozostał jeszcze trochę.
test przekonywania trudny nieudany
Przeciągający się pobyt doskwierał mu jednak coraz bardziej; czuł, że biernie traci czas żyjąc w tej enklawie szczęśliwości.
Po wszystkich pożegnaniach, ruszył wreszcie, załadowawszy do samochodu cały sort różnorakich prezentów i przedmiotów.
kosz mięsa
paczka tytoniu
gąsiorek nalewki
kilka zdjęć, z kuzynostwem, ich dziećmi i nimi samymi
przyrdzewiała szabla dziadka &ndash; wymagałaby remontu u ślusarza dla pełnej chwały
list polecający do gen. Karola Huyna, austriackiego namiestnika Lwowa &ndash; umożliwia jednorazowe spotkanie

napisz co Mikołaj nosi przy sobie, tylko to będzie dalej w EQ
Z pewną ulgą dotarł do Lwowa i zebrał zasłużoną burę za takie opóźnienie od szefa
[Domy składowe targów wschodnich, 4 B]
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile kłopotów będzie kosztowało takie opóźnienie &ndash; powiedział zrezygnowany po odebraniu walizki. Wyjął z niej jakiś papier, przeczytał szybko i uśmiechnął się:
- No ale stało się. Masz tu pieniądze za sprawę. [100 marek p.] Teraz wracaj do magazynów, mamy straszny bałagan.
Mikołaj przez następne dni prowadził pospieszne inwentaryzacje skrzyń i spisywał ich zawartość według tabliczek, wracał do swojego małego mieszkanka zmęczony i smacznie spał kiedy tylko mógł. Dzięki temu jego trochę mniej zajmowały plotki jakimi żyło miasto: że wybuchną walki, że trzeba uważać co się mówi, wreszcie &ndash; że nazajutrz przyjedzie oficjalna delegacja żeby objąć Lwów w polską władzę.
Kiedy wracał po kolejnym dniu do siebie, zaskoczył go mężczyzna w szarym płaszczu.
test na zmysły trudny nieudany
Odciągnął Mikołaja w bramę wjazdową do budynku ale zaraz go puścił. Nienaganną polszczyzną powiedział:
- Musimy porozmawiać, w publicznym miejscu, prowadź - zanim Stadnicki się odezwał, dodał &ndash; Nie przyjmuję odmowy a zresztą to nie mnie należy się obawiać.
Cały czas trzymał lewą rękę w kieszeni płaszcza, coś tam wyraźnie ukrywając i mogła to być równie łatwo broń jak butelka. Ulice wokół były puste, ostatnimi dniami ludzie nie chadzali już tak beztrosko jak dawniej, większego ruchu spodziewać się można było najwyżej w okolicach rynku.
Mikołajowi przychodzą do głowy miejsca:

jego mieszkanie koło starego cmentarza żydowskiego 3 E
Leopolium, wykwintny lokal w rynku 4 F
Kotwica, skromna tawerna, 5 F
park przy ul. Mickiewicza 5 E
+ naprawianie maszyn
+ 100 marek p.

Bogdan

Po spędzonych z najemnikami czasach,Bogdanowi nie przeszkadzał już sklęty język jakiego używali warszawscy robotnicy, do których sam też się najął. Razem z nimi kładł tory pod przyszłe tramwaje i trzy dni pomagał przy budowie nowego mostu. Nie wchodził z nikim w komitywę ale też nie zawadzał, po prostu zarabiał i słuchał. Szybko zorientował się, że nastroje nie są jednolite. Niektórzy otwarcie twierdzili, że niedługo przyjdą socjaliści i zmiotą nierobów a robotnicy będą mieć wreszcie własne państwo. Inni rugali ich, mówiąc o potrzebie pracy dla narodu. Jeszcze większa chyba część była, przynajmniej pozornie, bezstronna, podobnie jak Bogdan.
Z gazet dowiadywał się o kolejnych działaniach Komitetu polskiego w Paryżu i wiedział, że mówi się o wypuszczeniu na wolność Piłsudskiego. Obserwował też nowości odnośnie Galicji gdzie się wybierał. Gazety uspokajającym tonem informowały, że Rada Miejska Lwowa zgłosiła akces do polskiego państwa i że władze austriackie deklarują, że zrobią wszystko by uniknąć niepokojów.
Mimo to jednak kiedy przypadkowo, jedząc kanapkę, zagadnął jednego z robotników, tamten powiedział tylko:
- E, tam niepewne tereny, tutaj lepiej siedzieć.
Chcąc odnaleźć znajomego musiał jednak udać się do Lwowa i 30-go wieczorem znowu jechał pociągiem do nieznanego miasta. Wczesnym rankiem wysiadł na dworcu kolejowym [4 C] ale nie bardzo wiedział gdzie pójść. Skoro jednak szukał kolegi &ndash; wojskowego, wypytał i odnalazł drogę do miejscowych koszar. Niestety, w bramie przywitał go nieogolony mężczyzna w austriackim, szarym mundurze i odpowiedział coś:
- Poszoł, Lachiw tut ne buło.
Mógł tylko sugerować się znajomym brzmieniem części słów ale ręka wypychająca go i zamykające się drzwi pokazały, że nie zostanie przyjęty.
Zza ulicy dobiegł go wtedy głos: siedzący na schodkach domu mężczyzna palił papierosa, patrząc w niebo.
- Oni cię nie wezmą, rozgościli się. Idź do POW jak chcesz do żołnierki. Masz tu adres &ndash; podał kartkę [3 E, południowa część kwadratu] &ndash; Powiedz, że Lawoj przysyla to wpuszczą, mi tutaj kazali stać.
Zanim Bogdan doszedł gdzie miał dojść, nawkurzał się już na to miasto, teraz budzące się do życia. Zapukał do odpowiednich drzwi i po którymś razie otworzył mu facet w brudnych spodniach na szelkach i w białym podkoszulku &ndash; Andrzej. Najpierw zachowywał się ospale i udawał, że nie wie o co chodzi ale gdy poznał Bogdana, zaraz zaprosił do środka.
- Sekretarką mnie cholera zrobili a pewnie więcej walczyłem niż oni razem wzięci. Ale wiesz, nie masz stopnia to nie to samo &ndash; krzątał się po kuchence podając herbatę &ndash; Za jakąś godzinę pójdę przygotowywać nasze biuro, będziesz zdziwiony. No ale na razie mów, co tu robisz? Nie mów, że chcesz do wojska. Chłopie, nie ma żadnego wojska, są tylko grupy ale jak zobaczyłem to mi się żal zrobiło i zostałem. Przyjdzie walka, mówię sobie, to zaraz awansuję.

+ 250 marek p.
+1 zwodzenie (charakter)


----------​
SKR&Oacute;CONE KP

Bogdan Gessner, lat 26​
Polak / Poznaniak / Rzym-kat / Drobnomieszczanin / Najemnik / Niepartyjny, narodowy​
Piśmienny polski i niemiecki​

Ciało 3​
Intelekt 2​
Charakter 3 (zwodzenie +1)​
Zmysły 4 (strzelanie +2)​

Leczenie, pływanie​

250 marek p./ pamiątkowy nóż z Afryki / piwo / koszula​

Mikołaj Stadnicki​
Polak / Lwowiak / Rzym-kat / Inteligencja / Komiwojażer / Niepartyjny, narodowy​
Piśmienny polski​

Ciało 2​
Intelekt 4​
Charakter 3 (przekonywanie +2)​
Zmysły 3​

Jazda konna, kierowanie samochodem, naprawianie maszyn​

150 marek p. / kosz podarków j.w. / złoty łańcuszek​

Jędrzej Molicki, lat 24​
Polak / Gdańszczanin / Rzym-kat / Robotnik / Spawacz / NSR​
Piśmienny polski​

Ciało 3 (test sił +2)​
Intelekt 3​
Charakter 2 (uwodzenie +1)​
Zmysły 3​

Naprawianie maszyn, taniec​

Pistolet Fromm Stop 7/7, 50 marek p.​
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Mikołaj gdy już dotarł do Lwowa, został zawalony pracą, nie miał na nic czasu. Jedynie zdążył oddać szablę ślusarzowi do "remontu". Jednak nim to zrobił zapytał o cenę tej usługi i gdy ta przekraczała 50marek próbował ją zbić w każdy możliwy sposób. Jeśli jednak mu się nie udało wrócił do mieszkania z dalej zniszczoną szablą. O wydarzeniach w mieście niewiele wiedział, coś tam słyszał o tym, że miasto przeszło na polską stronę, ale ukraincy nie są z tego zbyt zadowoleni. Jednak Mikołaja nie interesowało zdanie nie-polaków. Dlatego też cieszył się z takiego obrotu sprawy. Jutro gdy polska władza przejmie oficjalnie miasto napije się nalewki danej przez wujka. Będzie to dobry sposób na uczczenie tego symbolicznego powrotu na łono matki Polski. Jednak na razie nie dane mu było doczekać spokojnie jutrzejszego wydarzenia. Jakiś typ zagrodził mu drogę i praktycznie siłą wciągnął do alejki, Mikołaj nie lubił gdy ktoś go dotykał tym bardziej w taki sposób, dlatego w głowie pojawiła mu się myśl by uderzyć tego typka. Jednak szybko się pohamował, ponieważ przemoc fizyczna nie zbyt go interesowała tym bardziej gdy usłyszał czystą polszczyznę.
-Nie zachowuj się jak jakiś nie wychowany rusek - mówiąc to poprawił garnitur - polakowi to nie przystoi. Jestem ciekawy co to za sprawę ma pan do omówienia ze mną w miejscu publicznym? Najpierw powinneś się przestawić. A potem choć ogólnikowo powiedzieć o czym chcesz rozmawiać ze mną. - to mówiąc Stadnicki przyglądał się temu obcemu mężczyźnie. Na razie nie miał zamiaru z nim się wybierać. Dopóki ten nie powie mu choćby kilku słów. Nie bał się, jeśli miałby zginąć zabiłby go dawno.
Dlatego Mikołaj dotknął głowni szabli i cofnął się o krok do tyłu. Jeśli by tamten wyjął pistolet czy inną broń szlachcic by zaatakował, ale tylko tak by go zranić i by móc spokojnie go przesłuchać*. Jednak gdyby tamten wspomniał swoje imię lub kto go przysyła i/lub o co chodzi. Mikołaj rzucił tylko; -Chodź w parku wystarczająco będzie publicznie, a jednocześnie prywatnie.
Wypowiadając tylko te słowa ruszył szybkim krokiem w stronę wspomnianego parku. Cały czas obserwując towarzysza ukradkiem.


Przy sobie Mikołaj ma:
trochę tytoniu(nie całą paczkę)
szablę
list do generała
zdjęcie całej rodziny wraz z nim

reszta w mieszkaniu

[sub]*(ta część tyczy się jeśli szabla została naprawiona i odebrana przez Mikołaja)[/sub]
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-K*rwa Andrzej! - wrzasnął prawie - Ja tu pół kraju zjechałem a Ty mi że ci się żal zrobiło to zostałeś?
Bez pytania usiadł na najbliższym krześle.
-Obiecaliśmy sobie, że się odnajdziemy później to pojechałem do Łodzi. Ciebie tam nie było to przyjechałem aż tutaj. Myślałem, że może masz kłopoty czy coś. Jestem ci coś winny po przygodzie w Libii, ale na litość Boską nie mogłeś się odezwać jakoś?
Gessner widząc kompana, wyśmienitego żołnierza, krzątającego się teraz po jakiejś zapyziałej kuchni i robiącego za odźwiernego stracił motywację. Czuł, że właściwe zjechał cały kraj... No właśnie po co?
 
Status
Zamknięty.
Do góry