ChceSieZyc
Nowicjusz
Witajcie Drodzy Forumowicze,
To mój pierwszy post, wybaczcie, jeśli podobny wątek był już założony. Mam 25 lat, w tamtym roku skończyłam studia, od dwóch lat jestem osobą pracującą na całym etacie, jeśli chodzi o życie prywatne w sferze znajomości i sytuację zawodową - jest naprawdę ok, jestem osobą samodzielną, mieszkam sama, mam samochód - wydaje mi się, że jak na obecną sytuację gospodarczą i mój wiek doszłam dość daleko, do tego dochodzą jeszcze dobre perspektywy dalszego rozwoju. Jednak nie wszystko w moim życiu jest tak kolorowe - chodzi o mojego chłopaka...
Może dla nakreślenia sytuacji, postaram się opisać wszystko po krótce. Poznaliśmy się, gdy byłam w klasie maturalnej - 7 lat temu (on jest młodszy ode mnie o dwa lata, był w 1 klasie liceum), na początku, przez pierwszy rok było cudownie, codzienne rozmowy, jego zazdrość, zabieganie o mnie - po porstu mieszanka zauroczenia z zakochaniem. Po jakimś czasie coś zaczęło się psuć, ale nie przrjmowałam się tym zbytnio - w związkach przecież ciągle się coś zmienia, to dwie osoby. POtem odkryłam, że mój facet ma problemy dziwnej natury - zaczał szukać kontaktu z innymi dziewczynami, kobietami na różnych portalach społecznościowych, typu fotka, badoo, miał też konta na różnych serwisach erotycznych... Było wiele próśb, gróźb, jak już wydawało mi się, że jest lepiej, to zawsze wychodziły na jaw inne fakty, potrafił z mojego telefonu wygrzebać nry moich koleżanek, aby dzwonić do nich po nocach z zastrzeżonego numeru i brnąć w stronę rozmów z podtekstami. Takich sytuacji było naprawdę wiele, takich i podobnych, trwało to około 3 lat - po tym wszystkim postanowiłam, że zaciągnę go do psychologa, był tam może 4-5 razy, ale ani ja nie czułam, że on chce tam chodzić, ani on nie czuł potrzeby, bo nie widział w tym problemu... Koniec końców rozstaliśmy się na moim 4 roku studiów, choć wcześniej mieszkaliśmy ze sobą 2 lata. Było cięzko, ale po jakimś czasie zrozumiaąłm, że tak będzie lepiej, odpuściłam.
Niestety, po dwóch latach od zerwania, na początku tego roku odnowiliśmy kontakt, początkowo spotykaliśmy się na piwo, pogadanki, w końcu skończyło się na sexie, to ostatnie trwało 2 miesiące, spotkania zaczęły robić się coraz częstsze, bo ja dostałam lukratywną ofertę pracy w innym mieście, więc postanowiłam się przeprowadzić, aczkolwiek ciągle utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. W marcu postanowiliśmy do siebie wrócić, spróbować jeszcze raz - pomyślałam, że on w końcu coś zrozumiał, miał też pracę, sprawiał wrażenie ogarniętego faceta, postanowiliśmy też, że na wakacjach przeprowadzi się do mnie, bo odległośc to męczący aspekt dla obu stron. Jednak po miesiącu sielanki zauważyłam jakby powrót do dawnego życia, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale czułam, że coś jest nie tak - sprawdziłam go (błagam, nie komentucie, wiem, że to świństwo), okazało się, że on nadal szuka sam nie wie czego, prowadzidziwne rozmowy, szuka dziwnych kontaktów, mimo zapewnień co do mojej osoby. Porozmawiałam z nim, jednak wiem, że to nie dało efektów, on bagatelizował problem. W końcu tydzień temu, gdy się widzieliśmy - stanowczo powiedziałam, że OBOJE musimy iśc do psychologa, na jakąś terapię dla par, że nie jestem w stanie wytrzymać tego braku zaufania, powiedział, że dopiero teraz dociera do niego powaga problemu i się zgodził. Teraz on jest u siebie, aj u siebie i w jednej chwili moja motywacja równa się praktycznie zeru, bo sama przestałam wierzyć, że to się uda.
Jestem naprawdę osobą, która lubi samą siebie, a nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie chcę i nie umiem odpuścić sobie związku z tak trudną osobą, nie zasługują na tyle cierpienia. Oprócz tego, kiedyś jego dobry znajomy powiedział mi, że ma problemy z alkoholem, poza tym widzę, że jakiekolwiek wykształcenie przestaje mieć dla niego znaczenie, olewa uczelnię, stracił pracę no i zaczął palić (chociaż to ostatnie to dla mnie najmneijszy problem). Z domu, niestety, nie wyciągnął dobrych wzorców, ja już wątpię w to, czy potrafię mu pomóc, chcę z nim być, ale sama już nie mam siły.
Czy mieliście podobne doświadczenia? Jak mu pomóc i zacząć w końcu cieszyć się tym związkiem? ALbo....co zrobić, aby zrozumieć, że to nie ma sensu? Boże...brakuje mi pewności tego wszystkiego, dlatego tak cięzko obrać mi odpowiedni kirunek i konekwetnie do tego dążyć. Zdaję sobię sprawę, że to wszystko jest irracjonalne i wygląda jak toksyczny związek, ale każdy związek ma problemy, nie ejstem kimś, kto wyrzuca coś do kosz, gdy się psuje, a staram się raczej to naprawić....
Z góry dzięki za odpowiedź.
Pozdrawiam,
E.
To mój pierwszy post, wybaczcie, jeśli podobny wątek był już założony. Mam 25 lat, w tamtym roku skończyłam studia, od dwóch lat jestem osobą pracującą na całym etacie, jeśli chodzi o życie prywatne w sferze znajomości i sytuację zawodową - jest naprawdę ok, jestem osobą samodzielną, mieszkam sama, mam samochód - wydaje mi się, że jak na obecną sytuację gospodarczą i mój wiek doszłam dość daleko, do tego dochodzą jeszcze dobre perspektywy dalszego rozwoju. Jednak nie wszystko w moim życiu jest tak kolorowe - chodzi o mojego chłopaka...
Może dla nakreślenia sytuacji, postaram się opisać wszystko po krótce. Poznaliśmy się, gdy byłam w klasie maturalnej - 7 lat temu (on jest młodszy ode mnie o dwa lata, był w 1 klasie liceum), na początku, przez pierwszy rok było cudownie, codzienne rozmowy, jego zazdrość, zabieganie o mnie - po porstu mieszanka zauroczenia z zakochaniem. Po jakimś czasie coś zaczęło się psuć, ale nie przrjmowałam się tym zbytnio - w związkach przecież ciągle się coś zmienia, to dwie osoby. POtem odkryłam, że mój facet ma problemy dziwnej natury - zaczał szukać kontaktu z innymi dziewczynami, kobietami na różnych portalach społecznościowych, typu fotka, badoo, miał też konta na różnych serwisach erotycznych... Było wiele próśb, gróźb, jak już wydawało mi się, że jest lepiej, to zawsze wychodziły na jaw inne fakty, potrafił z mojego telefonu wygrzebać nry moich koleżanek, aby dzwonić do nich po nocach z zastrzeżonego numeru i brnąć w stronę rozmów z podtekstami. Takich sytuacji było naprawdę wiele, takich i podobnych, trwało to około 3 lat - po tym wszystkim postanowiłam, że zaciągnę go do psychologa, był tam może 4-5 razy, ale ani ja nie czułam, że on chce tam chodzić, ani on nie czuł potrzeby, bo nie widział w tym problemu... Koniec końców rozstaliśmy się na moim 4 roku studiów, choć wcześniej mieszkaliśmy ze sobą 2 lata. Było cięzko, ale po jakimś czasie zrozumiaąłm, że tak będzie lepiej, odpuściłam.
Niestety, po dwóch latach od zerwania, na początku tego roku odnowiliśmy kontakt, początkowo spotykaliśmy się na piwo, pogadanki, w końcu skończyło się na sexie, to ostatnie trwało 2 miesiące, spotkania zaczęły robić się coraz częstsze, bo ja dostałam lukratywną ofertę pracy w innym mieście, więc postanowiłam się przeprowadzić, aczkolwiek ciągle utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. W marcu postanowiliśmy do siebie wrócić, spróbować jeszcze raz - pomyślałam, że on w końcu coś zrozumiał, miał też pracę, sprawiał wrażenie ogarniętego faceta, postanowiliśmy też, że na wakacjach przeprowadzi się do mnie, bo odległośc to męczący aspekt dla obu stron. Jednak po miesiącu sielanki zauważyłam jakby powrót do dawnego życia, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale czułam, że coś jest nie tak - sprawdziłam go (błagam, nie komentucie, wiem, że to świństwo), okazało się, że on nadal szuka sam nie wie czego, prowadzidziwne rozmowy, szuka dziwnych kontaktów, mimo zapewnień co do mojej osoby. Porozmawiałam z nim, jednak wiem, że to nie dało efektów, on bagatelizował problem. W końcu tydzień temu, gdy się widzieliśmy - stanowczo powiedziałam, że OBOJE musimy iśc do psychologa, na jakąś terapię dla par, że nie jestem w stanie wytrzymać tego braku zaufania, powiedział, że dopiero teraz dociera do niego powaga problemu i się zgodził. Teraz on jest u siebie, aj u siebie i w jednej chwili moja motywacja równa się praktycznie zeru, bo sama przestałam wierzyć, że to się uda.
Jestem naprawdę osobą, która lubi samą siebie, a nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie chcę i nie umiem odpuścić sobie związku z tak trudną osobą, nie zasługują na tyle cierpienia. Oprócz tego, kiedyś jego dobry znajomy powiedział mi, że ma problemy z alkoholem, poza tym widzę, że jakiekolwiek wykształcenie przestaje mieć dla niego znaczenie, olewa uczelnię, stracił pracę no i zaczął palić (chociaż to ostatnie to dla mnie najmneijszy problem). Z domu, niestety, nie wyciągnął dobrych wzorców, ja już wątpię w to, czy potrafię mu pomóc, chcę z nim być, ale sama już nie mam siły.
Czy mieliście podobne doświadczenia? Jak mu pomóc i zacząć w końcu cieszyć się tym związkiem? ALbo....co zrobić, aby zrozumieć, że to nie ma sensu? Boże...brakuje mi pewności tego wszystkiego, dlatego tak cięzko obrać mi odpowiedni kirunek i konekwetnie do tego dążyć. Zdaję sobię sprawę, że to wszystko jest irracjonalne i wygląda jak toksyczny związek, ale każdy związek ma problemy, nie ejstem kimś, kto wyrzuca coś do kosz, gdy się psuje, a staram się raczej to naprawić....
Z góry dzięki za odpowiedź.
Pozdrawiam,
E.