Ja mimo że sypiam najczęsciej w tygodniu po 3-4h - zaspałem w życiu może ze 3 razy.
Sprzęt budzący: komórka.
Dzwonek nie powinien dzwonic ciągle. Bo się przyzwyczaimy do hałasu i już nie ma szans nas obudzić. Ustawić sobie kilka dzwonków co 5-7 minut(fajnie jak inne melodie by miały, najlepiej jakos skocznie, dynamicznie, moco sie zaczynajace (jakies trąbki najlepiej u mnie sie sprawdzaja).
Jak ważny dzien nas czeka, to telefon kładę tak, żeby alarm wibracyjny dużo hałasu narobił (talerz + jakies monety np).
Najważniejsze jednak są dwie rzeczy:
1. Bezwzględnie zakodować sobie w głowię, że - słyszymy dzwonek i wstajemy, podnosimy się. Bez leżeeeniaaa jeszczeee chwilkkk..... Zzzz... .Dzwonek = podnosimy sie i bluzgamy pod nosem i wstajemy. Taki nawyk trzeba wyrobić.
2. Po prostu... wstawać z 15 minut szybciej niż potrzeba. 15 minut żadnej różnicy w wyspaniu ogólnym nam nie zrobi, a zawsze bufor bezpieczenstwa pewien mamy, dzieki któremu na ten autobus czy tramwaj sie nie spóźni.
Niektórzy jeszcze praktykuja kilkukrotne budzenie sie. Ustawiaja jeden dzwonek np 3h przed godzina o ktorej faktycznie musza wstac. Wylaczaja go, patrza na godzine i zaraz zasypiaja ponownie. Pozniej powiedzmy: 1.5h przed finalnym dzwonkiem. I wreszcie - ostatni dzwonek.
Dzieki temu nie zapadaja w gleboki sen (a i ponoc czuje sie czlowiek bardziej wyspany)
Wielu ludzi również stara sie wyuczyc sie godziny pobudki. Zawsze wstaja dokladnie o tej samej (nawet jak nie trzeba), po czym nie potrzebuja juz w zasadzie nawet budzika.
A nie prościej chodzić wcześniej spać?
Dla mnei tonajgorsze rozwiązanie z możliwych. Po smierci sie wyspisz. Szkoda zycia na spanie (szczególnie jesli, tak jak ja - nie ma sie snów)
No ale generalnie: