Moja kuzynka urodziła 05.02.08 córeczkę w Nowym Jorku. Tam jej poród wywoływano. Termin miała na 01.02.08, kazano jej przyjść piątego, jeśli do tego czasu nie urodzi. Zjawiła się, położyli i moim zdaniem chodzi tu o forsę- skoro już zajęła łóżko, to musi je opuścić z dzieckiem, bo zbadanie i położenie drugi raz kosztuje (szpital i ubezpieczycieli)
Po tej całej chemii, którą ją nafaszerowano, skurcze były, a rozwarcia nie i zrobiono cesarkę.
A wczoraj się dowiaduję, że mała ma krew w moczu i lekarze twierdzą, że tak być może???
Coś mi tu nie gra, tak jak z tym wywoływanym porodem bez wyraźnej potrzeby. Myślę, że lekarze chcą "problemu" pozbyć się ze szpitala (miała być wczoraj wypisana, nie wiem, czy tak było), niech rodzice martwią się, ale już bez nich.
Słyszałyście o krwi w moczu noworodka? I co to może oznaczać?
Po tej całej chemii, którą ją nafaszerowano, skurcze były, a rozwarcia nie i zrobiono cesarkę.
A wczoraj się dowiaduję, że mała ma krew w moczu i lekarze twierdzą, że tak być może???
Coś mi tu nie gra, tak jak z tym wywoływanym porodem bez wyraźnej potrzeby. Myślę, że lekarze chcą "problemu" pozbyć się ze szpitala (miała być wczoraj wypisana, nie wiem, czy tak było), niech rodzice martwią się, ale już bez nich.
Słyszałyście o krwi w moczu noworodka? I co to może oznaczać?