Fright Night

Status
Zamknięty.

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Taa... w nawiasie jest podany rok. Te koordynaty to na pewno nie Ziemia, końcówka wskazuje na zupełnie inną... te... no... galaktykę... - John cały czas był lekko rozstrojony choć z minuty na minutę jego percepcja wracała do normy, jednak paradoksalnie krew lała się obficiej - Muszę obudzić Peter'a i iść do ambulatorium...
Ostatnich słów już nie zdążył wypowiedzieć zbyt wyraźnie ponieważ nagle osłabł i zsunął się na ziemię. Najpierw usiadł z hukiem na podłodze a później wyłożył się całkiem. Kałuża krwi otoczyła miejsce gdzie spoczęła głowa Pilota. On starał się jeszcze nie poddać. Ruszył ręką by przyciągnąć do siebie krzesło, ale był zbyt słaby by się lekko podnieść.
-Peter.. Lamer... Peter... musisz... - zemdlał
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Peter. Reset. Najpierw Peter. Lamer zwiedził pokoje - teraz robił to już niezauważalnie szybko - i przywołał pomieszczenie oznaczone prostymi literami AI. Czy tym właśnie był Peter czy to uproszczenie? Teraz nie był na to moment i Lamer otworzył pokój, zauważając szybko zaciemniony slot oznaczony #1. Były jeszcze trzy inne, puste. Wniosek, że #1 to Peter nasunął się łatwo i kiedy Lamer go przywołał, poniósł tego szybkie konsekwencje. Wiadomość "Wykryto kolizję SI, autoryzacja #1" wyświetliła się przed nim nie jako wielkie litery ale jako wielki obraz. Jednocześnie jako ostatni obraz, który zobaczył. Potem otaczał go szum i ciemność ale mógł wciąż myśleć. Nie mógł poruszać się po statku, nie mógł się poruszać w ogóle - jedynie oglądać schematyczne obrazy pomieszczeń i systemów, oczywiście bez opcji wpływania na nie. Ale Peter bez słowa wziął się do roboty, Lamer widział jak systemy zasilania zapalają się gasną, przenoszą i sprawdzają aż w końcu wszystko się uspokoiło. Wyczytał, że statek jest na stałym kursie, odpowiednia moc zapewniona i konieczne systemy - sprawne. Nie mógł zobaczyć co się dzieje w pomieszczeniach ale niedługo i to miało się zmienić.
- Nie mamy nikogo na statku, ktoś musi tam zejść - usłyszał głos Petera - Przesyłam cię w formę zastępczą, jednostkę obsługi Kadawera, ktoś musi to posprzątać.
- Ale... - zaczął Lamer gdy coś zimnego i jasnego wyrwało go z miejsca gdzie był i rzuciło w całkiem inne miejsce. Wszystkie okna zniknęły, żadnych planów, map i przycisków. Tylko...zwykły widok. Miał znowu ciało, rozglądał się i dziwił jak ubogi jest jego wzrok teraz.
- Zaraz, jakie ciało - spojrzał w dół i z ust wyrwało mu się tylko "o k***a"
MassEffect_1320092927.jpg

- Nie czas na wyjaśnienia, idź do Johna, droga jest według kamer wolna a drzwi otworzyłem. Przenieś go do stacji medycznej i dalej przedyskutujemy - Peter poinstruował z góry
Nogi nie pracowały tak jak by chciał, ręce były dziwnie długie i zakończone nierównymi palcami. Po cholerę mieliby trzymać takie "ciało na statku". Czy John w ogóle o tym wiedział? A jeśli przebudzi się i go zastrzeli? Przed drzwiami 47B Lamer zwolnił ale gdy drzwi rozsunęły się, w środku nie było nikogo. Tylko rozlana krew na podłodze i długa smuga spalenizny na białej ścianie. Szedł dalej i wkroczył do sterowni z Johnem, szybko wynosząc go stamtąd w stronę stacji medycznej, której miejsce podał mu Peter.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Jakieś dziwne obrazy migały mu przed oczami. Część z nich było wyrwanymi z kontekstu kadrami rzeczywistości. Reszta to zwykłe majaki. Co dziwne potrafił rozróżnić jedne od drugich, ale za nic nie potrafił wyrzucić z głowy tych halucynacji. Bardzo się starał wyprzeć je ze świadomości, niestety bez skutku. Teraz znowu był jakby przytomny. Kojarzył co się dzieje, miał świadomość, lecz nie mógł się ruszyć. Nagle w drzwiach pojawiła się jakaś postać...
-Co do...? Jak ktoś cię włączy? - starał się normalnie artykułować zdania... starał się... - Gdzie Peter?
Wyjaśnień już nie słyszał bo znowu zemdlał. Obudził się dopiero na sali operacyjnej ambulatorium. Wielkie, białe światło totalnie go oślepiło. Widział tylko mechaniczne ramię przesuwające się przed jego twarzą. Później jakiś zastrzyk i światło zgasło.
Dobrodziejstwem medycyny z jego czasów było to, że efekty leczenia były natychmiastowe. Od razu poczuł się lepiej, normalnie i nie widział już majaków.
Spojrzał na postać stojącą obok.
-Kto cię włączył? Lamer po cholerę to włączyłeś?
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Zgodnie z twoim życzeniem - Lamer, ku zdziwieniu Johna przemówił z ust zmechanizowanego ciała - Przywróciłem Petera i on kieruje resztą. Wyjaśnijcie to sobie sami, ja na razie z komputera stałem się cholernym zombie...
On sam nie operował Johna ale był w tym kierowany przez Petera, obserwując tylko. Ciało miało połączenie z systemami statku i mogło palcami ingerować w poszczególne obwody czy podłączać się do nich. Jak zapewniał jednak Peter, nie przeżyłoby w normalnych warunkach na zewnątrz, za duża wilgoć itp. Dlatego też służyło do prac na statku i tylko tego. Lamer uważał po prostu, że wygląda "badass".
W przeciągu minut John mógł wstać i rozmawiać, otrzymując od Petera raport. Kwestia problematyczna była taka, że Lamer nie mógł póki co wrócić do formy SI i musiał poruszać się w takiej formie jaką miał.
- Możesz się za to odłączyć od zasilania - służył radą Peter - do najbliższego obiektu mamy dzień lotu i szczerze,nie wiem co tam znajdziemy, chociaż wiem mniej więcej gdzie jesteśmy. Mogło pójść gorzej.
Kiedy zaloga statku rozmawiała, Lamer poruszał się po pokoju 47B, badając ślady na ścianach. Nie było ciężko zauważyć, że spalenizna na ścianach dąży do najbliższego wejścia do układów. Marcus mógł być, innymi słowy, wszędzie, jeśli miał zdolność przenoszenia się po układach statku.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Dobra, dobra... - pomachał ręką odganiając od siebie nachalny raport - I tak połowy nie rozumiem. Peter jak się czujesz?
-John. Moja współpraca z przemienionym miała swój sens. Zdania nie zmienię. Wydarzenia na statku... Rzeczywiście masz rację. To była awaria.
-Ok. Grunt że mamy Cię na pokładzie. Reszta nieważna. Gdzie jesteśmy?
-Rok 2084. Ta planeta to Gamma 404, kwadrant Czerwony Olbrzym. Problem jest taki, że w wersji historii jaką znamy ta planeta zostanie odkryta za około 100 lat.
-K*rwa - krótkie podsumowanie kwitowało całość dosadnie aczkolwiek celnie - Czyli Marcus naruszył ciąg czasoprzestrzenny. To wtedy jak lecieliśmy przez tunel?
-Nie musiał to zrobić na ziemi po naszym odlocie. Moje bazy danych nie mogą się mylić. Tam jest zaawansowana kolonia. Struktury miejskie. Nie możliwe aby coś takiego działo się tu na sto lat przed odkryciem - Peter odpowiadał rzeczowo. Takie jego zadanie, ale ten brak emocji w jego głosie był czasami przerażający
-K*rwa... - potarł dłoń o policzek - K*rwa... - dalej nie wiedział co ma powiedzieć...
-John jeśli mogę coś powiedzieć. Najlepiej by było gdyby ktoś z Was tam zszedł. Wystarczy, że podłączycie mnie zdalnie do jakiejś bazy danych i będziemy mogli porównać wydarzenia z naszą wiedzą. Lamer będzie miał problem bo bioskafander w jakim się znajduje nie nadaje się na suchą powierzchnię tej pustynnej planety. Mózg psa już obumarł i nie mogę do niego wrócić. Musisz sam tam iść.
-K*rwa... - pilot westchnął
Sprawdził naboje w magazynku. Na szybko pobiegł do samochodu i ze swego małego arsenału wyciągnął dodatkową amunicję i magazynek. Bez ceregieli wrócił do pomieszczenia sterującego. Stanął przy dziwnie wyglądającym znaku i nacisnął go.
-Powodzenia John - sztuczny głos Peter'a pożegnał go
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Pilot został praktycznie wystrzelony na zewnątrz gdy po wciśnięciu przycisku zrobił krok do tyłu a ze ściany wysunęła się ku niemu para kablów - macek. Oplotły go i pomieszczenie wypełnił zupełnie nie pasujący w tym momencie pisk jaki wydawały koleje parowe. John zachwiał się i rozmazał i po sekundzie miejsce, w którym stał, było puste.
- Na bliską odległość z orbity możliwa jest sprawna teleportacja, gorzej z powrotem - posłużył informacją Peter - Jak mówiłem nie mamy na pokładzie więcej sprawnych powłok ani ciał więc nie możesz iść na spacer in spe. Mamy jednak niemały zapas sond i myślę, że nie będzie problemu cię pod nią podłączyć. Normalnie musiałem robić to sam ale tutaj mam trochę do zrobienia. Usiądź w fotelu w 49 A i załóż na oczy gogle i poczekaj chwilę.
Lamer wykonał co polecił Peter i przez chwilę widział ciemność i różne zielonkawe odczyty po obu stronach. Ciemność zaczęła ustępować i rosnący kształt powiedział mu prawdę: sonda została wystrzelona z ogromną prędkością ku planecie. Trochę jak w trójwymiarowym kinie, Lamer czuł, że zaraz nastąpi zderzenie ale nawet go nie odczuł. Dopiero po chwili zalała go jasność gdy sprzed oczu opadły dwie grube skorupy: otoczka chroniąca sondę w transporcie. Pojawił się też dźwięk i słyszał szum morskich fal wokół oraz niezidentyfikowane dźwięki. Na ekranie zamigał czerwony punkt w oddali i Lamer chciał się ku niemu pokierować. Podobnie jak wewnątrz komputera, gdy pomyślał, to się działo. Tak samo teraz leciał powoli, 34 km/h nad ziemią ku czerwonemu punktowi. Zbliżając się stopniowo do niego, widział, że to John. Najwyraźniej teleportacja była mniej przyjemna niż zrzut bo pilot był zgięty nad ziemią i wymiotował. Lamer podleciał do niego, zauważając dopiero teraz, że wydaje ciche buczenie gdy się porusza:
- Siemka
FO3OutcastEyebot.png
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
John wylądował bez problemów. W mgnieniu oka po prostu pojawił się na powierzchni planety. Zerknął na swój komunikator. Peter przesłał analizy powierzchni. Jakieś 5 km od formacji skalnej pośród której się znajdował rozpoczynało się jakieś miasto, czy inne skupisko ludzki.
Sięgnął po paczkę fajek. Zostało tylko parę. Pudełko było pomiętolone, papierosy prawie połamane. Sięgnął po tego, który wyglądał najprzyzwoiciej i włożył go do ust. Przyłożył zapalniczkę.
-Siemka - ktoś obok. John instynktownie chwycił za broń
-A... Siemka - zaciągnął się dymem - Widzę, że z Peterem odpaliliście ten złom? Może byś przeleciał pięć kilometrów na zachód. Tam jest jakieś skupisko ludzkie... przynajmniej wydaje mi się, że ludzkie.

*moja teleportacja to mój opis - zapomniałeś? :)
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
– Zobaczymy - powiedział Lamer, zabawiony nowymi możliwościami sondy. To całe skakanie między postaciami i ciałami było straszne, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę nie wiedział gdzie skończy ale dawało na pewno nowe zabawki, które go strasznie bawiły. Kierując małą sondą wzniósł się na 30 metrów w górę i podążał we wskazanym przez Johna kierunku. Niedługo wyłapał faktycznie odczyty cieplne w kształcie ludzi i przeleciał nad nimi, wytężając wzrok, co przekładało się na zoom w kamerze sondy. Nie mógł skontaktować się z Johnem by opisać mu co go czeka, gdy więc obejrzał pobieżnie sytuację, wrócił by uprzedzić go zanim zrobi coś zbyt szybko.
Wyglądało na to, że natrafił na kolonię ludzi ale nie tak wyobrażał sobie ludzkość AD 2084. Najpierw spotkał wykopane w sypkim, żółtym piachu głębokie na metr rowy, wzmocnione metalowymi elementami z leżącymi w środku ludźmi. Wszyscy tam obecni zdawali się czekać na coś co miało przyjść dokładnie od strony, z której nadchodził John. I nie czekali raczej z otwartymi rękami: leżeli na ziemi, w rękąch trzymając przedmioty niepodobne już do pistoletów ale w tym kontekście chyba tylko do tego mogące służyć. Za okopem stało kilka obłych, szarych pojazdów, których przeznaczenia ani możliwości Lamer zupełnie nie potrafił określić. Jeszcze dalej za nimi wznosił się betonowy mur, nie tak wysoki bo tylko na 1,5 metra. Wreszcie za nim zaczynało się miasto: początkowo jeszcze zapylone i pełne piasku ale dalej coraz bardziej przypominające futurystyczne obrazki jakie znał z filmów. Nie
zbliżał się nawet do muru, rozumiejąc że to może być początek – lub koniec – kolonii. Zresztą,warp rider i tak widział ich pewnie w życiu kilka, domyśli się. Co ciekawe jednak, naprzeciw okopu, sto metrów od niego, za kilkoma głazami i wśród wydm biegało kilka osób. Machali czasem rękami, czasem coś krzyczeli w kierunku kolonii, czasem wreszcie, leżeli nieruchomo. Z góry wyglądali jak zwierzęta oddzielone od jedzenia szklaną, niewidoczną ścianą, wciąż jednak na nie patrzące.
- Oni mają chyba w rękach... włócznie – zakończył opis Lamer przez głośnik sondy,
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
John wypalił papierosa i powoli wyszedł zza skał w kierunku skupiska ludzi. Szedł powoli raczej stawiając na ostrożność niż na przesadną pewność siebie. Kiedy już wygramolił się spośród ostrych skał podleciał do niego Lamer z dość niewiarygodnymi wiadomościami. Pilot nawet nie miał zamiaru próbować rozszyfrować tej zagadki. Od razu dobył komunikatora i zreferował sprawę Peterowi
-John wydaje mi się, że to może być upadła kolonia. Wątpię aby w tych czasach posługiwano się już bronią opartą o struny soniczne. Zachowaj ostrożność.
-Ok - rozłączył się. Drapiąc głowę spojrzał na wydmy, za którymi czekało go spotkanie z nieznanym - Lamer może ja Ci wyjaśnię o co chodzi. Widzisz w erze pierwszych fal kolonizacji czasami zdarzało się, że jakieś planety dosłownie porzucano. Część kolonizatorów nie chciała opuścić planety, więc zostawiano ich na niej. Zwykle kończyło się to tak, że po jakimś czasie ci ludzie wracali do etapu walki na kamienie i topory. Wydaje się, że tutaj też mogło dojść do czegoś takiego. Inną opcją było by to, że tutejsi posługują się bronią opartą o struny soniczne. To jest... hm... Gwiezdne Wojny widziałeś? Miecze świetlne itd? No to jest coś takiego. Problem w tym, że taką broń wymyślono prawie sto lat później.
John znów podrapał się po głowie po czym włożył do ust kolejnego papierosa.
-Mógłbyś przelecieć tam jeszcze raz? Może przyjrzyj się im dokładnie. Ja w tym czasie pójdę już w tamtym kierunku.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Strasznie leniwy jesteś - powiedział Lamer ale poleciał z powrotem bo teraz też ciekawiło go, co tam widział. Leciał nisko, na wysokości dwóch metrów i omijał kolejne wydmy oraz wybrzuszenia terenu nie widząc żadnych owadów, zwierząt ani roślin. Ciekawe jak ludzie pozbawieni technologii w ogóle sobie tu radzili.
Zza kolejnej wydmy wyłoniła się grupka, którą prz przedtem widział z góry. Byli dosyć niscy, o bardzo bladej skórze i wyglądali jakby byli...mokrzy. Wszyscy byli wychudzeni, z wystającymi zębami i kośćmi - jak szkielety, jednak energiczni jak na tak wątłe postacie. Lamer podleciał jeszcze bliżej, unosząc się nad ich głowy - patrzyli na niego i krzyczeli w niezrozumiałym języku. Wyciągali ku niemu ręce z kamieniami i włóczniami. Tak to były włócznie, jedna nawet przeleciała obok sondy ostatecznie rozwiewając wątpliwości. Było to nawet zabawne i obserwując ich Lamer zastanawiał się, jak długo trwała taka ewolucja skoro wyglądali jak jaskiniowcy.
Po chwili jednak zabawna scena skończyła się. Jeden z podskakujących pod nim człowieczków w jednym momencie stracił obie nogi, upadając na twarz w kałużę krwi. Z daleka nadbiegali inni ludzie: w zoomie Lamer zobaczył, że mieli na sobie jakiś rodzaj pancerza i również nosili w rękach coś dziwnego. Z tych przedmiotów wyrastały jednak raz po raz promienie światła lecące w ich kierunku. Gdy drugi jaskiniowiec padł na ziemię bez głowy i strzał opalił powłokę sondy, Lamer zawrócił do Johna, widząc, że strzały dochodzą aż do murów osady, jakby siedział tam snajper.
Przyleciał do pilota dymiąc i opadając co kilka metrów i poinformował go co spotkał:
- Jeśli ciągle chcesz tam iść, wywieś białą flagę czy coś bo tych dzikich rozwalają bez gadania. Może nie twoje struny ale coś jak lasery mają.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Pilot ledwo rzucił niedopałek pod nogi a na horyzoncie pojawiła się sonda sterowana przez Lamera. Towarzysz zdał mu sprawę z tego co widział. John nie miał innego wyjścia jak ponownie podrapać się po głowie. Westchnął i wyciągnął komunikator wywołując statek.
-Peter? Słyszałeś naszą rozmowę?
-Tak. Myślę, że najlepiej będzie porzucić wszelkie domysły i po prostu zbadać sprawę. Na ten moment najrozsądniej będzie przyjąć, że mamy do czynienia ze zmianą historii. To co się dzieje nie pasuje do znanych nam wydarzeń. Możesz uzyskać próbkę materiału genetycznego martwych istot?
-Wiesz... hm... może Lamer? Co? Chciałbyś - zwrócił się do kompana z krzywym uśmiechem na twarzy - No co? Najwyżej Peter ściągnie twoją świadomość na statek i wsadzi Cię na powrót do skafandra.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Może unoszący się z sondy dymek cię nie poinformował o tym jasno ale z napisów wynika, że niedługo może paść. Ale spróbujemy, może sprowadzi się drugą, jeszcze nie zdążyłem nawet polatać.
Po raz kolejny oddalił się do miejsca masakry dzikich ludzi. Leciał w ich stronę obniżając co jakiś czas wysokość i znów podbijając się wyżej: sonda reagowała z opóźnieniem. Nie musiał lecieć jednak za daleko bo niecały kilometr od Johna spotkał ludzi z włóczniami biegnących w jego stronę. Pozostało ich z poprzedniej grupy pięciu, w tym dwie kobiety i wszyscy biegli szybko, nie oglądając się za siebie. Widząc sondę, zwolnili na moment ale nie zawrócili. Jeszcze gdy byli dalej, biegnący na końcu mężczyzna padł z wypaloną wielka dziurą w klatce piersiowej. Pozostali zwiększyli wysiłki i minęło pół minuty zanim znowu oberwali. Mijali sondę o metry i Lamer włączył nagrywanie obrazu gdy tylko znalazł taką możliwość i a po chwili uzyskał też próbki DNA. Jedna z osób potknęła się metr przed sondą i gdy miała już wstać, promień z daleka przeciął ją bezszelestnie na dwa nierówne kawałki, obryzgując powłokę sondy krwią. Przez chwilę kamera była zalana przez czerwoną gęstą krew i Lamer nie widząc jeszcze dobrze, poderwał sondę do góry i zawrócił by nie zostać samemu upieczonym. Wyprzedził uciekającą trójkę i w dwie minuty doleciał do Johna:
- Próbki możesz sobie zeskrabać - powiedział - ale za chwilę dobiegną też tutaj więc jak uważasz. Właściwie to może i tutaj dosięgną strzały... Przesyłam obraz do statku - nawiązał połączenie
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Tutaj!? Szlag... - warknął - Dobra trzeba tam zejść - wskazał palcem podnóże wydmy, na której się znajdował
Sam nie wiedział czy to dobry pomysł, ale skoro do tych istot ktoś/coś strzela to lepiej mieć przed i za sobą jakąś osłonę a podnóże wydmy dawało takie zabezpieczenie ponieważ na przeciw znajdowała się kolejna góra piachu. John wyciągnął pistolet. Przeładował. Stary dobry glock odbił promień słońca i pewnie położył się w dłoni pilota.
-Peter w razie kłopotów jak szybko możesz mnie materializować na statku?
-15 sekund John.
-15 sekund to dużo... - wydął usta w niezadowoleniu - Przez ten czas...
Nie zdążył dokończyć. Na szczycie przeciwległej wydmy pojawiła się pierwsza postać. Był to niechluje ubrany mężczyzna, brudny na twarzy do tego stopnia, że ciężko było rozpoznać jej rysy. Wybiegł otoczony delikatnym języczkiem piasku poruszonego przez wiatr i machał rękami jak oszalały. Jedyne co John zauważył to wyraźne kły wystające z ust biegnącego. Mężczyzna widocznie nie był na tyle przestraszony żeby się zatrzymać, czy po prostu przebiec dalej kontynuując swą ucieczkę. Gdy tylko spojrzał na pilota podniósł w górę dzidę i pobiegł w jego stronę. John wyprostował prawą dłoń, zmrużył oko.
-Head shot... - szepnął gdy napastnik padł na ziemię - I kolejne fragi...
Na szczycie wydmy znalazły się już dwie kolejne postaci. Kobieta i mężczyzna uzbrojeni w dzidy i kamienie (broń przyszłości?) zamarli. Po chwili oboje odwrócili się i jakby przypominając sobie o wielkim zagrożeniu runęli w dół. Dosłownie najzwyczajniej w świecie skoczyli i zsunęli się po dość stromym zejściu. Zatrzymali się dopiero koło ciała ich kompana. John trzymał ich już na muszce, ale nie strzelał. Nie był typem, który naciska spust z byle powodu. Goście najwidoczniej docenili ten fakt bo i kobieta i mężczyzna rzucili na ziemię kamienie trzymane w dłoniach. Facet podszedł bliżej do Johna.
Pilot z początku nie mógł zbyt dobrze mu się przyjrzeć bo stał pod słońce. Wyciągnął więc z kieszeni okulary przeciwsłoneczne i założył je na nos.
-Od razu lepiej. Ja John. Take me to your leader! - teraz pomyślał coś w stylu "zawsze chciałem to powiedzieć" - Me John!
Reakcja była zerowa. Brudny przybysz po prostu gapił się na niego i pociągał nosem jakby wąchając znalezisko.
-John. Udało mi się dokonać analizy - na głos Petera wydobywający się z komunikatora przybysze aż podskoczyli, facet cofnął się o krok, kobieta mocniej ścisnęła dzidę - Wydaje się, że te istoty do zdegenerowani przemienieni. Zupełnie jakby od wielu, wielu lat nie mieli okazji pić ludzkiej krwi.
-Aha. Czyli tam w osadzie są ludzie, którzy się przed nimi bronią?
-John nie wiem. To dość logiczne założenie, ale biorąc pod uwagę, że nie wiemy jak zmieniła się historia to zbyt daleko idące wnioski. Spróbuj podłączyć mnie do jakiejś bazy danych w osadzie.
-A może chcesz pogadać z tubylcami co?
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Widzisz przecież jacy są rozmowni. Mógłbym odczytać informacje z ich mózgu ale do tego musieliby znaleźć się na stole, przywiązani, podłączeni...Dużo zachodu. Najpierw ustalmy czy kolonia - cokolwiek to jest - ma dobre zamiary i tylko się broni.
John, sonda i dwóch cofniętych w rozwoju kolonistów znajdowali się wciąż za dogodną ochroną wydmy za którą tak naprawdę nie wiadomo, co mogło ich oczekiwać.
- Dla pewności schwytajcie któregoś z nich, jak nic nie wskóramy, transportujemy was na górę i pomyślimy. Sonda powinna mieć obronny mechanizm elektryczny.
Lamer nie widząc w swoim zasięgu żadnej lufy, ręki ani macki, podleciał na kilkanaście centymetrów od kobiety trzymającej wciąż włócznię w obronnym geście. Pomyślał "mechanizm obronny" i usłyszał nieprzyjemne bzyczenie. Spojrzał w dół - nie tylko kobieta ale i drugi osobnik leżeli na ziemi, drgając. Cud maszyna.
Pozwalając Johnowi wymyśleć jak tamtych skrępować, Lamer podniósł trochę sondę, czekając kiedy zobaczy zabójczy promień światła. Nic takiego się nie stało, zobaczył jednak pędzący ku nim obłok - kurzawę wzniesioną przez pojazd
chimhbt.jpg

- ETA 90 sekund - podał Peter obliczywszy trajektorię - Byłoby chyba rozsądnie żebyś się schował Johnie i pozwolił sondzie porozmawiać. To znaczy Lamerowi. Rozumiem, że zabrałeś tylko pistolet...- Lamer nie wiedział czy w głosi komputera można było kiedykolwiek wyczuć zawód ale chyba właśnie to zrobił.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
- W tyłku mam jeszcze schowany zestaw artyleryjski - nie mógł powstrzymać się przed sarkazmem - To Ty Lamer gadaj ja spadam a nasze "obiekty" Peter sam przeniesie.
W tym momencie prymitywne postacie zaczęły się powoli dematerializować. John zaś po prostu pobiegł za wydmę, którą dotąd miał za plecami. Ukucnął tuż za szczytem tak aby nie być widocznym i siedział w jednym miejscu.
-Peter jestem za wydmą cały czas w jednym miejscu. Daj mi audio na komunikator żebym słyszał o czym mówią i w razie czego "beam me up Scotty" ok?
-Postaram się.
-Wolałbym "Nie ma sprawy" - zniechęcony odbezpieczył pistolet
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Gdy John schował się za wzgórzem, Lamer dumnie podleciał trochę do góry nad wciąż jeszcze obecnymi ciałami dzikusów. Transporter opancerzony zajechał blisko i ze środka wysiadły dwie osoby w zbrojach i kaskach nie pozwalających na identyfikację.
- Określ swój cel, widzieliśmy cię - odezwał się jeden, opierając coś, co wyglądało jak karabin na ramieniu.
- Badam... okolicę - nie wiedział co powiedzieć i Peter niczego nie podpowiadał - Co to za kolonia? - zapytał prosto z mostu.
- Żadna kolonia, obóz Gwardii Imperialnej, to nie tajemnica. Pytanie tylko skąd niby jesteś, że tego nie wiesz? Jeśli maczałeś palce, ty albo ktokolwiek cię posłał, w burzy spaczni, nie przeżyjecie tutaj. Z kim jesteś, takie obiekty zawsze mają operatora gdzieś niedaleko więc powiedz sam albo go poszukamy.
Musiał zignorować, że nie zrozumiał i tak kim są ani co tu robią ale że byli jakimś rodzajem wojska, to było widać.
- Jestem podróżnikiem, potrzebuję informacji o tej planecie i moim położeniu.
Popatrzyli po sobie jakby zapytał ich o coś dziwnego. Ten, który mówił do tej pory wsiadł do pojazdu a drugi przemówił:
- Jak mówiliśmy, to nie tajemnica. Jesteśmy w środku pustyni planety Yen-2, na obrzeżach układu. Zanim wyciągniesz głupie wnioski, zaznaczę tylko, że to najbardziej wysunięty i najlepiej umocniony posterunek Gwardii w okolicy. Oczekujemy, że w ciągu pół godziny operator wraz z sondą zjawi się u bram obozu z rękami podniesionymi do góry i opowie dokładnie kim jesteście. Inaczej musielibyśmy podjąć wszystkie kroki bezpieczeństwa, podrywać statki, pisać raporty - a to straszny wrzód.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
John na całe szczęście słyszał o czym rozmawia Lamer i nieznajomi.
-Yen 2? Przecież to oznaczenie planet rolniczych, podtyp drugiej jakości. Gamma 404 powinna być planetą surowcową...
-John pamiętaj. Inna wersja historii. Nie trzymaj się kurczowo starych informacji - głos Petera, chłodny jak zawsze, wydobył się z komunikatora - Jak na Warp Rider''a słabo to wszystko rozumiesz.
-Wybacz nie jestem sztuczną inteligencją. Warpy jak dotąd prowadziły nas tylko do znanej przeszłości, jeśli w ogóle podróżowaliśmy w czasie bo sam wiesz, że głównie chodziło o to by dostać się z jednego końca galaktyki na drugi w kilkadziesiąt sekund.
Machnął ręką na to wszystko. Peter myślał inaczej albo po prostu nie rozumiał ludzi aż tak dobrze jak mu się wydawało. John wstał chowając komunikator do kieszeni a broń z tyłu za paskiem, Podniósł ręce do góry i wyszedł. Czas pobawić się w aktora - pomyślał.
-Witam! To ja jestem odpowiedzialny za tę tutaj sondę. W czym mogę pomóc?
-Nazwisko, identyfikator i te sprawy sam wiesz... - głos był stanowczy aczkolwiek nie agresywny. John wziął to za dobrą monetę zastanawiając się jednocześnie na ile pojęcia znane jemu były też znane tym tutaj ludziom (?)
-Niestety nie jestem w stanie zapewnić wam tych informacji. Jestem Wolnym z autonomicznej planety Hekta 7, kwadrant Atena. Jeśli nie znacie tej niezależnej kolonii nie obrażę się bo jest ich tyle, ze ciężko spamiętać - uśmiechnął się szczerze bo mimo że kłamstewka śmieszne nie były to z jego perspektywy cała sytuacja wyglądała na komiczną - Czy można prosić o protokół identyfikacyjny tej planety?
-Hekta 7 mówisz... Nie znam tej nazwy. To kolonia rolnicza? - słowa żołnierza zaniepokoiły pilota, sam nie wiedział jak kłamać by nie wydać się - No co?
-Hekta 7 jest typową przemysłówką - używał jak najbardziej zawoalowanych słów o potocznym zabarwieniu - Same habitaty, post produkcja, obróbka surowców.
Spojrzał znowu na twarze nieznajomych. Starał się sondować ich wrażenia z rozmowy i obawiał się demaskacji. Teraz dopiero przyszło mu do głowy, że właściwie mógł nie kłamać. Może ryzyko było by nawet mniejsze...
-Nie znam tej planety. Zresztą autonomie też mają obowiązki ewidencji ludności w systemie powszechnym.
-Dajmy już sobie siana. Wiesz jak z tymi Wolnymi. Łażą jak otumanieni. Żadnych dokumentów niczego. Nawet całe statki bez archiwów latają. Masz - drugi żołnierz rzucił coś pod nogi Johna - Tymczasowa przepustka. Ma nadajnik żebyś sobie nie pomyślał! Możesz wejść do bazy tam jest kompleks mieszkalny. Bary, nocleg i te sprawy. Masz 24 godziny na opuszczenie planety w przeciwnym wypadku zostaniesz uznany za szpiega Konglomeratu a tych się u nas karze zsyłkami!
Można powiedzieć, że wszystko "rozeszło się po kościach". Pojazd odjechał. John został sam z Lamerem.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Ha, to mogło być z pewnością trudniejsze. Właściwie to mogłeś poprosić o podwózkę. Ja tam chcę zobaczyć kosmiczne miasto, c'mon - sonda pokierowała się w stronę miasta za murem, wciąż dymiąc i brzęcząc - Peter w tym czasie sprawdzi może te ciała i coś nam powie.
Lecąc w stronę obozu, Lamer dopiero teraz zauważył, że na gorącym piasku roztaczającym się wszędzie wokół leżały gdzieniegdzie w różnych miejscach szkielety. Tam gdzie przedtem byli uciekający ludzie z włóczniami - także mokre plamy. Przepustki były widać nie tylko formalnością.
Przy bramie, do której przyleciał w dwie minuty, szerokiej przerwy w wysokim murze, stało dwóch żołnierzy, wyraźnie znudzonych. Jeden rzucał do celu nożem, drugi stukał palcami po ścianie budynku ale bylina tyle profesjonalni by nie odkładać na bok broni. Co ciekawe, mimo gorącego powietrza, nie zdejmowali hełmów.
- Dostaliśmy zawiadomienie, że może tu przypałętać się jakiś facet ale sondy samej nie wpuścimy. Jeśli chcesz wlecieć poczekaj na niego. I to ma zostać - jeden z żołnierzy podszedł i dotknął sondy jakimś kanciastym przyrządem - jeśli zdejmiesz stempel, ktoś cię zestrzeli.
Czekając na Johna, Lamer uniósł się do góry by objąć widok za murem. Droga biegnąca od bramy skręcała na prawo gdzie w oddali na dużej przestrzeni kręciły się wojskowe pojazdy. Prosto wznosiły się gęste zabudowania, spomiędzy których wyrastało nawet kilkanaście wieżowców i metalowych wież. Na lewo z kolei, rozciągał się szeroki teren porośnięty soczysto zieloną roślinnością, coś dziwnego w tym otoczeniu.
Lamer mógłby przysiąc, że pomiędzy budynkami i na polach dojrzał nie tylko ludzi ale duże zwierzęta i - dziwne, humanoidalne formy.
Cofnął się szybko do Johna i powiedział:
- Wiesz, przydałoby mi się jakieś ciało a nie chcę tych troglodytów, których złapaliśmy, pomożesz mi złapać tutaj kogoś? Nie wiemy kiedy będzie znów okazja.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
John podszedł do bramy znużony słońcem. Dobrze że wziął okulary przeciwsłoneczne bo od tych promieni by go dosłownie szlag trafił. Jednemu ze strażników wręczył otrzymaną przepustkę ten zerknął na nią i przyłożył do jakiegoś skanera.
-Masz 24 godziny kontrolowanego pobytu na planecie. Później musisz opuścić to miejsce. Chciało się mieszkać w autonomii to się ma "przywileje" - mruknął pod nosem
Pilot uśmiechnął się tylko i ruszył dalej. "Widać, że w tej wersji historii Wolnych traktują tak samo" - pomyślał zbliżając się do Lamera.
-Jak to złapać kogoś? - zdziwił się - Nie rozumiesz, że istota, której ciało przejmiesz umrze? Człowieka na pewno nie zabiję... bynajmniej nie bez powodu... Może jakiś zwierzaczek co? Albo świeży truposz? Peter go trochę przerobi tak, że ciału przywróci się normalne biofunkcje, he?
-John?
-Słucham Peter.
-Zbadałem ciała tych pojmanych przez was... nie wiem do końca jak ich nazwać. Wstępne przypuszczenia okazały się słuszne. To zdegenerowane formy przemienionych, które tak długo nie spożywały ludzkiej krwi, że aż popadły w jakąś recesywną ewolucję. Przyznam szczerze, że nie mieliśmy pojęcia o takich procesach. Jest to wyraźnie winą tego, że przemienieni zostali poniekąd zarażeni przez Marcusa tym co my znamy jako syntetyczną ewolucję. Bioinżynieryjnie zmodyfikowane ciało Marcusa przekazało im białka, które zadziałały jak wirusy i częściowo odtworzyły w naturalny sposób tok rozwoju ludzi takich jak Ty i twoi współcześni. Problem w tym, że proces był nietrwały...
-Dobra rozumiem. Krwi nie pili i cofnęli się w rozwoju, tak?
-Ujmując to najprościej jak się da... tak.
-Ale co z tego?
-Nie wiem. Muszę mieć dostęp do jakiejś bazy danych. Muszę umieć odtworzyć to co się działo na Ziemi po naszym odlocie i co zaszło później. Ogólnie muszę po prostu znać historię.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Nie rozumiesz, że istota, której ciało przejmiesz umrze? Człowieka na pewno nie zabiję... bynajmniej nie bez powodu... Może jakiś zwierzaczek co? Albo świeży truposz?
- Ha, faktycznie... - Lamer wycofał się z pytania ale uderzyło go, że nawet o tym nie pomyślał. Za długo chyba siedział w maszynie i przestawał myśleć po ludzku. A minęło tak mało czasu... - Ale coś muszę mieć. Jeśli zobaczysz tygrysa albo niedźwiedzia, może być - rzuciał żartem.
Potem zgłębili się w miasto, które w środku było bardziej żywe niż wyglądało. Ludzie i nie tylko ludzie jak mrówki kręcili się w różne strony, zaczepiali, handlowali. KIlka lewitujących sond nowszej generacji także zauważył. Postanowił skoncentrować się na zadaniu dla Petera. Ale gdzie niby można było się podłączyć? Tym bardziej, jak?
- Nie wiem czy tego szukamy ale ten znak - zagadnał Johna o szyld, który na zoomie widział łatwo:
"Czerwona siatka" - nazwa nie mówiła nic ale ukazywała zarys planety (planetoidy czy gdziekolwiek byli) otoczonej wieloma wektorami, zbiegającymi się w jedno miejsce. Budziło to pewne skojarzenia z ziemskim internetem ale czy w tych czasach działało to podobnie? Tym więcej pytań powstało gdy z drzwi "Czerwonej siatki" wyleciał z hukiem niski ale potężnie zbudowany człowiek, widocznie wyrzucony siłą.
- W najgorszym wypadku napijemy się. Cholera - chwila olśnienia - ty się napijesz. A ja popatrzę na dostępne ciała.
 
Status
Zamknięty.
Do góry