Druga Strona - Świat Mroku

Status
Zamknięty.

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Niespodziewany w tej chwili telefon nie pozwolił Kyriese ochłonąć po ucieczce, strzelaninie, wybuchach. Widząc, że dzwoni Van Canto, przemyślał szybko co od niego chce i zaczął, pamiętając żeby nie marnować słów, Nosferatu tego nie lublii.
- Po czyjej jesteś stronie? - zaczął obcesowo, chcąc wzbudzić ciekawość rozmówcy - Bo jeśli szukasz zajęcia, mogę podsunąć ci coś ciekawego. Musielibyśmy się spotkać i omówić szczegóły.
- Dobrze - odpowiedział tamten i odłożył słuchawkę. Sanvenho patrzył jeszcze na telefon ale rozmowa już się skończyła i nie miał nawet zamiaru oddzwaniać ponownie, to tak nie działało.

Stojąc pod niewielką stacją benzynową i obserwując w lusterku wilka babrzącego się nożem w swoich ranach, Kyriese poczuł, że musi wyjść na zewnątrz. Był chłodny poranek i nie martwiło go jeszcze słońce ani przechodnie. Jeszcze podczas ucieczki wagonem wychylił szybko znalezioną fiolkę krwi i czuł się wcale dobrze. Mimo to jednak obszedł stację, trzymając się nieoświetlonych lampami zarośli przydrożnych. Kilkaset metrów dalej, po lewej zobaczył oddalony senny barek o brzęczącym żółtym neonie. Stało przed nim kilka ciężarówek na parkingu a w stronę stacji biegła wydeptana między drzewami ścieżka. Na tej właśnie ścieżce Kyriese obserwował idącą do stacji kelnerkę w zielonkawym fartuchu. Szukając po kieszeniach drobnych, minęła przyczajonego wampira i poszła po niewielkie zakupy. Gdy po paru minutach wracała odpalając papierosa, Sanvenho wybrał dobry moment gdy tylko go minęła i skoczył na nią wpijając się zębami w szyję a ręką zakrywając jej twarz. W pół minuty wilk był już syty a owca cała i Kyriese pospieszył do samochodu, poganiając resztę do odjazdu. Wiedział, że ofiara przez około dwie minuty jest zdezorientowana, osłabione i często nawet nieświadoma tego, co się stało.
W środku poinformował resztę:
- Chcę załatwić pewne posiłki, tak gdyby wynikły problemy. Możliwe, że trzeba będzie wydać trochę pieniędzy - spojrzał na niepodzielony jeszcze worek - ale to chyba lepsze niż samemu znowu prawie dać się zabić?

Po dłuższym czasie jazdy znajdowali się już za połową drogi do twierdzy i kiedy stali na światłach w niewielkiej mieścinie, uzyskali kolejnego pasażera. Padał obfity deszcz i łatwo było pominąć zbliżającą się do drzwi postać. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, do pojazdu wsiadł Van Canto, jak zawsze niezapowiedziany i świetnie poinformowany.
- Teraz możesz wszystko wytłumaczyć - przemówił - Jeśli im ufasz - spojrzał na pozostałych, z wyraźną niechęcią patrząc na wilkołaka. Van Canto był niższy od Kyriese, jak na Nosferatu w ogóle niski - i to także często myliło jego wrogów przekonanych, że mają do czynienia z kimś bez szans w walce. Kyriese pamiętał jednak jak wiele rodzajów broni krył długi, czarny płaszcz tamtego.
- Mamy pewien cel, można będzie spodziewać się nie byle jakiej walki. Teraz nie mogę ci powiedzieć o co chodzi i gdzie ani cię tam zabrać - wiedział, że nie było to nic dziwnego w półświatku nielegalnych zleceń - ale chcę żebyś był do dyspozycji na telefon. Co ty na to? Pieniądze oczywiście dostajesz niezależnie od twojego użycia. Proponuję 1000$ za twój czas do północy, co ty na to?
Po otrzymaniu odpowiedzi, popatrzył jeszcze na pozostałych dając im możliwość wyrażenia zdania i otworzył drzwi samochodu na znak, że Van Canto może wysiadać. Zanim tamten zniknął we mgle, powiedział jeszcze:
- Jest jeszcze drugi wątek, na który dzisiaj nie ma czasu, porozmawiamy potem - mając na myśli proponowanie mu dalekosiężnej współpracy w tworzeniu nowej sieci Nosferatu.
Kiedy zostali znowu we trzech, cicho powiedział;
- Pokluczmy trochę po mieście, dwie albo trzy ulice będzie w stanie nas śledzić.
Kiedy opuścili miasteczko, Kyriese zaproponował by przed udaniem się do warowni zatrzymać się gdzieś na obrzeżach miasta i pozwolić sobie na porządny sen i ostateczne przygotowania. Sam pozwiedzałby chętnie wspomniane miasto i sprawdził po cichu czy działa w nim jakiś wampirzy półświatek czy też nie ma po nim śladu i tutaj. Ostatecznie zapuścil się na noc do kanałów i przygotowywał do nadchodzących trudów - jakoś nie ufał, że ludzie pozwolą im wszystko tak łatwo wykonać. A jeśli nie ludzie to ktoś inny, bez różnicy.

+ miecz jednoręczny (2 obrażeń) 70$
+ 40 szt, nabój śrutowy
+ trucizna'

- krótkofalówka

+ 2 walka bronią
+ 1 perswazja
+ 1 spostrzegawczość
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Umiejętności
+ Strzelectwo
+ 2xZłodziejstwo
+ Spostrzegawczość
+ Ukrywanie się

Przedmioty
+ Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi) $30
+ 60x10mm
+ 10x9mm
+ 10 bełtów
+ Sztylet (1 obrażeń) $40
+ Zestaw wytrychów $40
+ 1100$

Brawurowa akcja kosztowała Rider'a poważny uszczerbek na zdrowiu. Dopiero, gdy trochę ochłonął, poczuł jak bardzo jest obolały. Krwawił z podrapanych śladów na rękach, broczącej ranie znaczącej nogę oraz poważnym rozcięciu na głowie. Dlatego też pierwszym przedmiotem, jaki wziął i natychmiast zastosował były medykamenty. Jeśli wilkołak mógł mu pomóc, również zdał się na jego umiejętności.
Następnie uzupełnił magazynki do Kal-Tec i Colta - jednak to właśnie z do dwóch peirwszych się najbardziej przyzwyczaił i z nimi miał zamiar zakończyć całą farsę. Nie wspominając, że grawery z biblijnymi scenami, zdobiące jego broń, napawały go sentymentem. Spędził jeszcze chwilę na porządkowaniu rzeczy (pieniądze uznał za podzielne po równych częściach, toteż sam wziął 1100$).
Siadł za kółkiem jako pierwszy. Akcja ze zniszczeniem magazynu tak go pobudziła, że miał jeszcze długo nie zaznać snu.
Zdecydowanie nie podobał mu się dodatkowy pasażer. Rider musiał znosić dostatecznie dużo dziwactw i podejrzanych zachowań Kyriese. Teraz jeszcze sprowadził swojego ziomka, z którym najwyraźniej coś wspólnie planowali. Nie obchodziło go to i nie zamierzał w niczym podobnym uczestniczyć.
Gdy dojechali na miejsce, zatrzymali się najpierw na pustawych przedmieściach złożonych z kilkunastu zapuszczonych osiedli mało majętnych mieszkańców. Mężczyzna zdecydował się wreszcie nieco przespać w samochodzie, później dopiero wybrać na spacer.
Nieopodal znajdował się niewielki pustostan, rudera pomalowana przez wandali koślawymi grafitti. Mocnym kopnięciem potraktował furtkę i wszedł do środka. Ogólny stan mebli, a właściwie, tego co z nich zostało, a także zatrzęsienie pajęczyn, oblegających hall, przekonały go, że nikt dawno nie odwiedzał tego miejsca. Wspiął się na schody, kierując się ku strychowi. Następnie zabarykadował drzwi za sobą starą szafką, by nikt więcej go nie nie pokoił. W pomieszczeniu był dość przestronnie: głównie zalegały tutaj stare rupiecie i skrzynki, wszystko przykryte grubą warstwą kurzu. W rogu pokoju znajdowało się lustro, do którego łowca podszedł i przetarł powierzchnię, aby się sobie przyjrzeć.
A więc to czas - pomyślał - kiedy jego misja dobiega końca. Czy wygra lub zginie, tym razem poszatkowany przez kule, czuł się wręcz mistycznie. Zrozumiał bowiem, że jego posłannictwo nie jest własnym widzi mi się, a faktem.
Patrząc na swoje odbicie usiadł na ziemi i wyjął całą broń, po kolei rozkładając wszystkie pistolety i czyszcząc je szmatką znalezioną wśród szpargałów. Następnie każdy nabój podnosił do góry i wykonywał nim znak krzyża. Gdy ten etap zakończył się, łowca wstał, po czym zaczął zrzucać z siebie ubranie. W momencie jak stał już nagi, jego ręka powędrowała ku sztyletowi. Zacisnął zęby, spojrzał na swoje ciało. Ostrze zagłębiło się w posiniaczoną, naznaczoną licznymi szramami skórę. Początkowo chaotyczne cięcia zaczęły układać się w logiczną całość - Rider zaczął tworzyć je na całym cielem, w tym twarzy. Były to sceny, gdzie postaci aniołów pokonywały demony oraz inne bestia z piekła rodem.

lll.jpg
To tak na przykład.

W kilku miejscach wyrysował również krzyże oraz tzw. białe pentagramy. Dodatkowo, na ramieniu umieścił również nazwisko Jacoba Girhana, ku pamięciu człowieka, który pokazał mu lata temu właściwą drogę. W tym stanie ponownie osiadł na podłodzie i zamknął oczy. Wyciszył wszystkie myśli oraz wspomnienia, zapadając stan wzmożonej czujności. W ten sposób medytując spędził najbliższych kilka godzin, wprawiając się w stan ducha, jakiego nigdy nie doznał. Po wszystkim jeszcze raz spojrzał w lustro. Spoglądał na niego już inny człowiek - nie ten wyrzutek i zagubiony chłopak, jakim był kiedyś. Nie zimny morderca, który kierował się głównie nienawiścią. Był człowiekiem boga. Jego ręką w wykonywaniu jedynej, słusznej roli. Teraz mógł ruszać, aby spełniać ją odpowiednio godnie.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
09:30 14 Czerwca 2011

Kilka tysięcy mil od Miami... Fairview, Kanada

Klimat

Dwa dni spędzone w trasie dały im czas na przemyślenia. Przejechali całe USA widząc za szybami oznaki wojny jaka toczyła się za kurtynami ludzkiego świata. Gdy większość śmiertelników szła spać ze swych siedzib wyłaniali sie reprezentanci Drugiej Strony, świata alternatywnego, drugiej strony lustra, miejsca gdzie prawa człowieka nie sięgają. Na ich szczęście ta cała wojna nie dotyczyła ich bezpośrednio. Prześlizgnęli się na marginesie całej zawieruchy. Fakt widzieli cierpienie, strzelaniny, media donosiły o "fali przestępczości" zorganizowanej, ale to wszystko leżało obok.
Większość czasu rozmyślali o własnych sprawach. Wzrok trawił przesuwające się za szybą krajobrazy, kolejne miejsca, twarze, przypadkowe spotkania, ale myśli namierzone już były na jeden cel. Byli tak blisko, że nie mogli zawrócić. Porażka również nie wchodziła w grę. Cel i jego osiągnięcie wkodowało się w ich podświadomość, choć nie wszyscy interpretowali sprawy tak samo.
Rider traktował sprawę jak misję. Od czasu walki w magazynie zrozumiał wiele, może nawet walka nabrała dla niego nowe znaczenie? Mate kierował się wolą swych braci. Wypełniał powinność wynikającą z wilczych więzów krwi. Zemsta i robienie tego co słuszne mieszały się w jego motywach, ale nic nie ujmowało mu determinacji. Kyriese zaś szukał. Szukał czegoś dla siebie i innych sobie podonbych. Zniszczenie księgi pozostawało jedyną alternatywą,,, według tego co im mówiono. Ale czy na pewno? Czy alternatywy stawiene przed nim w sposób zero-jedynkowy, dobro-zło, tak albo nie, były prawdą? Gdzie typowa "szarość", gdzie miejsce na kompromis?

Długie godziny podróży skończyły się w Fairview. Miasteczku gdzie dosłownie kończyły się drogi. Dalej była juz tylko dzicz. Bezkresna, nieprzystępna przestrzeń dzieliła ich od mitycznej twierdzy zakonu. Miejsca gdzie przechowywano Starszych we Krwi.

Samo miasteczko było typową senną dziurą. Choć funkcjonowała tam uczelnia wyższa, życie studenckie najwyraźniej nie odbijało się na atrakcjach jakie Fairview miało do zaoferowania. Wielkie trucki sunące po ulicach, szczęśliwe twarze i powietrze, które jak na porę roku było wręcz mroźne nic więcej do zobaczenia. Jedyną atrakcją była wizyta kolegi Kyriese. Van Canto bez ceregili wsiadł do auta, gdy towarzysze czekali na zmianę świateł. Trzasnął drzwiami i rozpoczął rozmowę z Sanvenho.
-Wyjątkowo odospobnione miejsce jak na spotkanie z Tobą i twymi towarzyszami - podejrzliwie spojrzał na łowcę i szamana - Hm... nie mi oceniać cudze wybory towarzystwa.
- Mamy pewien cel, można będzie spodziewać się nie byle jakiej walki. Teraz nie mogę ci powiedzieć o co chodzi i gdzie ani cię tam zabrać - wiedział, że nie było to nic dziwnego w półświatku nielegalnych zleceń - ale chcę żebyś był do dyspozycji na telefon. Co ty na to? Pieniądze oczywiście dostajesz niezależnie od twojego użycia. Proponuję 1000$ za twój czas do północy, co ty na to?
-Jeśli nie wiem gdzie, kiedy i po co mam się stawić ciężko mi powiedzieć jak mam wycenić usługę, prawda? Nie bawmy się w podchodzy. Co do moich zadań musimy być szczerzy albo inaczej nie bawię się w to, rozumiemy się? - Van Canto był jak zawsze konkretny i stanowczy (Kyriese - Van Canto wygrywa test na perswazję)
Nosferatu spojrzał na swego pobratymca jakby szukał jakiejś luki w jego rozumowaniu, ale nie był w stanie się do czegokolwiek przyczepić. Van Canto miał rację więc jeśli Kyriese chciał liczyć na jego pomoc to musiał zgodzić się na pełną szczerość. Niezręczną ciszę przerwal gość:
-Sanvenho zadzwoń do mnie w przeciągu 24 godzin. Do tego czasu będę jeszcze w mieście i jeśli zdecydujesz się na moje warunki to pomogę i zorganizuję kilka osób do pomocy, jeśli to oczywiście konieczne. Pozdrawiam Ciebie i... szanownych kolegów... twoich.

Wizyta Van Canto nie była stratą czasu. Nawet jeśli nikt nie zdecydowałby się na wtajemniczanie go to był na tyle miły, że wyjawił kilka informacji dotyczących miejsca, w którym się znaleźli.

1. W Fairview kończą się drogi. Generalnie stąd na północ można się dostać tylko marszem lub samolotem a przed wami jeszcze kilkaset mil to twierdzy.

2. W miasteczku nie ma reprezentantów Drugiej Strony, choć Van Canto podejrzewa, że w okolicy znajduje się osada Klanów Stali. Prawdopodobnie 20 mil na północ od granic miasta.

3. Jeśli zgodzicie się na szczerość z Van Canto zorganizuje on 3 wampiry gotowe stanąć po Waszej stronie.

4. Na obrzerzach miasta znajduje się małe lotnisko, ale jest tymczasowo zamkniętę z powodu awarii sprzętu w wiezy kontroli lotów.


Po rozmowie ze znajomym Kyriese wszyscy poszli w swoją stronę. Mate odpoczywał w aucie delektując się błogą ciszą i spokojem. W tym miejscu czuł się tak blisko ukochanej przez wilki natury jak nie czuł sie od kiedy opuścił swą zniszczoną osadę. Kyriese zaś badał miasto, ale słowa Van Canto potwierdziły się - ani śladu Drugiej Strony. Rider w tym czasie oddawał się innym rzeczom. Coś się w nim na prawdę mocno zmieniło. Wszystko co się działo nabierało jakiegoś duchowego znaczenia a dotychczasowa profesja stawała się czymś na wzór powołania.

Około 13:00 spotkali się znowu przy samochodzie gdzie zapaść musiały ważne decyzje.


>>>>>Zadania<<<<<

Wraz z Księgą Nod musicie udać się do warowni św. Jerzego​


><><><><>KP<><><><><

Samochód Plymouth Valiant (max 120km/h, bak 30/30)

KP uaktualnię jutro lub przy następnym odpisie. Mate +1 zdrowie
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Wilk spróbował pomóc Riderowi(medycyna), potem gdy jechali rozmyślał. Dalej nie był pewny tego co powinien zrobić z księgą. Ale na to jeszcze czas przyjdzie. Gdy dotarli do jakiejś zapadłej mieściny i usłyszał rewelacje o niedalekiej obecności wilczego klanu. Postanowił spróbować załatwić jakieś wsparcie nim wyruszą. Dlatego też gdy tylko jeden wampir się ulotnił powiedział:
-Kyriese widzę, że załatwiasz wsparcie ja też się o jakieś postaram. Dajcie mi parę godzin. Wy w tym czasie może, załatwcie jakiś transport, ponieważ inaczej nie dostaniemy się do miejsca przeznaczenia.
Po tych słowach, wyszedł z samochodu. Ruszył na północ, gdy tylko znalazł się poza ludzkim wzrokiem zmienił się w wilka i szybkimi susami pomknął na północ. Gdy już zbliżył się do terenów wilkołaków, powrócił do postaci półwilka i powolnym krokiem zbliżał się do granicy, gdy do niej doszedł odezwał się:
-Proszę o posłuchanie oraz rozmowę ze starszyzną muszę zapytać i prosić o pomoc. Mówię to ja Matemaru Kowalski Szary Wilk. - mówił głośno i wyraźnie wiedział, że strażnicy obserwują go od dłuższego czasu. Czekał na reakcje.


>>półwilk<<
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Rider czuł, do czego to zmierza. Szykowała się być może największa ofensywa w jakiej brał udział. Kyriese miał tego dziwnego wampira, wilkołak również coś kombinował, prawdopodobnie gdzieś w okolicy znajdowała się wilcza wataha. W normalnych warunkach by tego nie przyznał, ale sytuacja wymagała szerszej współpracy międzygatunkowej... Ostatecznie od środków ważniejszy był cel. Teraz jego umysł działał z resztą inaczej. Potrafił odstawić na bok egoistyczne awersje i ludzkie słabości. Jeśli mogli zniszczyć potencjalne, większe zło robiąc to z ,,nocnymi" - cóż, niech i tak będzie.
Wyjął z kieszeni komórkę i wybrał numer Kenii - dziewczyny, z którą już raz podczas całej przygody współpracował. Gdy odezwał się znajomy głos, Rider powiedział spokojnie:
- Witaj. Mam prośbę. Jestem w okolicach Fairview, w Kanadzie. Normalnie bym cię nie fatygował, ale nie orientuję się w tych terenach, a także nie widziałem żadnych budynków, które mogłyby wskazywać na lokalną siedzibę zakonu. Sprawdzisz to dla mnie?
Dziewczyna narzekała, że ma mało czasu i żeby zadzwonić później, ale Rider pozostawał nieugięty, także ostatecznie zgodziła się za maksymalnie pół godziny przejrzeć bazę u siebie. Istotnie, minął niespełna kwadrans jak oddzwoniła do łowcy.
- Revenue Alley 27. Swoją drogą, co ty tam znów kombinujesz?
- Myślę, że sama usłyszysz - tymi słowami zakończył rozmowę i wybrał się pod wskazany adres.
Nie spodziewał się typowego dla Zakonu przybytku, gdyż a) był zbyt blisko usytuowany dzieci Kaina b) zwróciłby już na niego uwagę. Jego przypuszczenia okazały się być prawdziwe, tutejsza placówka mieściła się w... sklepie? Stary budynek kryty blachą falistą nosił zadrapany szyld ,,Metalowe części i inne różności".
W środku wszystko się z nim zgadzało - na półkach leżały przeróżne rupieci, od starych tłumików przez klucze francuskie, po części silników. W cieniu kręcił się starszy facet w robotniczkach, cały ubrudzony smarem.
- Ekhm...
Właściciel obejrzał się i niemal nie wyskoczył z butów spoglądając na klienta pociętego sznytami po ciele. Ten wyjął spod pazuchy srebrny krzyżyk i trącił nim kilka razy w powietrzu.
- Jeśli rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć.
Facet przez jeszcze kilka chwil stał osłupiały, jednak w pewnym momencie oprzytomniał.
- A tak, tak. Tylko, że - nikt nie zapowiadał, aby ktoś się miał jeszcze zjawić.
- To bez znaczenia. Prowadź starcze.
Mężczyzna zaprowadził Ridera do składziku, który nie różniłby się niczym od innych, podobnych temu miejsc, gdyby nie duża klapa w podłodze, odbiegająca od typowego zejścia do piwniczki. Nosiła bowiem artystyczne grawery oraz napisy po łacinie. Gdy właściciel otworzył je, łowca ujrzał głęboką dziurę, do której prowadziła metalowa drabinka. Bez pośpiechu zszedł po niej, a że robił to dość długo, doszedł do wniosku, iż siedziba znajduje się dobre trzydzieści metrów pod ziemią. W tunelu, do którego trafił było chłodno, a jedynym źródłem światła oraz ciepła okazały się być pochodnie zawieszone równo, po obu stronach przejścia. Kierowało ono do szerszego pomieszczenia ze złoconymi ołtarzami, a stamtąd do pieczary, skąd dochodził miarowy ton. Rider spokojnie wkroczył między modlących się przed ogromnym, żelaznym krzyżem, który obwieszony był kadzidłami oraz świecami. To nadawało artefaktowi mistyczny obraz. Przed wielkim krucyfiksem klęczeli zakonnicy, pogrążeni w modlitwie. Na ścianach, między obrazami świętych, wisiały ich bronie, gotowe do użycia w każdym momencie. Kilku właściwie zerknęło nerwowo w tamtym kierunku, kiedy zagadkowy mężczyzna podszedł do nich. Jednak Rider zdążył wszystko uprzedzić.
- Nazywam Rider, a właściwie John Stealky. Działam w imieniu Wielebnego Ezekiela. Moim zadaniem jest zniszczyć księgę Nod, jednak nie jestem pewien czy wraz ze swoimi towarzyszami dam sobie radę. Nie ukrywam, że nigdy nie należałem do waszego Zakonu, ale zawsze miałem na względzie, by chronić słabych i tępić abominacje Drugiej Strony. Jednakże czasy się zmieniły. By zwyciężyć, musimy przyjąć pomoc części z nich.
Tu podniosły się głosy oburzenia. Kilku z zakonników zaczęło już głośno złorzeczyć.
- Zamilczcie! Nie rozumiecie, że przez swoje zadufanie możecie tylko pogorszyć sprawę? Mi też nie uśmiecha się z nimi współpracować, ale co jeśli obnosząc się teraz honorem, zapłacimy za to najwyższą cenę? Księga trafi w ręce jakiejkolwiek rodziny, która stanie się zbyt potężna, aby ją powstrzymać. Dopóki między rodami panują zatargi, dla nas oznacza to równowagę. Obecnie jednak, obraz płonących, ludzkich miast i masowej rzezi nie pozostaje już ułudą szalonego kaznodzieji (zastraszanie). Dlatego pytam was, w tej godzinie prawdziwej próby. Ilu z was jest gotów, aby porzucić swe przyzwyczajnia i udowodnić najwyższemu, iż jego wola zostanie wypełniona pomimo wszelkich przeciwności?!
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Wszyscy rozeszli się po okolicy, twierdząc, że załatwiają sobie pomoc. Kyriese spodziewał się, że mogli poczuć zaburzenie równowagi w grupie wraz z pojawieniem się Van Canto - i mało go to interesowało, wciąż wolał mieć kogoś przy sobie gdyby przyszło do walki. Dlatego sam oddalił się na nieciekawie wyglądający pół-ouszczony teren w centrum miasta, plac budowy graniczący z jednej strony z zapuszczonym parkiem. W skrócie: idealne miejsce dla szumowin. Miasto było jednak o tyle dziwne, że nie widział znaku nikogo z Drugiej strony, obserwując tylko podejrzanie wyglądających ludzi, szumowiny szukające żeru.
W tym otoczeniu, siedząc pośród grubych, betonowych kręgów i rur kanalizacyjnych poskładanych w porzucone kupy, zadzwonił do Van Canto. Tamten odebrał szybko, potwierdził, że niedługo będzie gotów.
- Weź wyłącznie takich, którym sam ufasz - podkreślił na koniec Kyriese. Układanie się z wampirami było jak lawirowanie w gnieździe żmij, szczególnie teraz. Zanim drugi Nosferatu przybył ze swoją paczką, Sanvenho obmyślił plan. Usiadł na widoku, tak by mogli zbliżyć się do niego bez podejrzeń. Miał oczywiście przygotowaną pod płaszczem strzelbę ale wiedział, że gdy będzie ich trzech - nie zdąży jej użyć. To wszystko naprowadzało go na nieunikniony wniosek, że będzie musiał zaufać, wtajemniczyć ich. Miał tylko jedną formę zabezpieczenia się przed tym i też nie była ona stuprocentowa. Najpierw szybko nagryzmolił na kartce "On jest zdrajcą, pozbądźcie się go", wiedząc, że potem może mu się to nie udać.
Gdy duży czarny sedan wjechał między betonowe elementy i wampiry wysiadły, Kyriese zlustrował każdego po kolei, pytając o to, kim są. Wreszcie przeszedł do tematu:
- Rzecz, którą chcę wam powierzyć jest pierwszorzędnej wartości i wagi. Dlatego nawet znając was i mając za was poręczenie - popatrzył na Van Canto - nie mogę przejść dalej bez paktu. Tak, nie róbcie takich oczu, mówię o starym dobrym pakcie krwi. Dlatego jeśli ktoś z was ma coś przeciwko paktowaniu z Nosferatu niech odejdzie - patrzył na nich nie odwracając głowy.
Pakt krwi był wyrazem lojalności grupy wampirów wobec siebie. Zazwyczaj praktykowano je wyłącznie wewnątrz Domów i były zakazane poza nimi, kogo to jednak teraz obchodziło? Prosty zwyczaj polegał na upuszczeniu przez każdego kropli krwi do roztworu i potem wspólne wypicie tego. Dzięki temu na pewien czas wampiry mogły wyczuć swoją obecność a nawet emocje czy ból. Kierowało to tez nimi tak, że fizyczną niechęć sprawiało im myślenie o skrzywdzeniu tych, z którymi paktowali.
Kyriese wyjął ostatnią pozostałą mu fiolkę krwi i zaczął od nacięcia swojego palca. Cierpliwie poczekał aż parę kropel spłynie do środka i podał następnemu, Van Canto. Dopiero kiedy wszyscy spełnili obrzęd kontynuował. Widząc, że jeden przybyły wampir się ociąga i rozgląda, Kyriese powoli wyjął dwururkę:
- Możesz też odejść - powiedział czekając na reakcję tamtego.
Zakończywszy paktowanie, usiadł i popatrzył na nich; już zaczynał czuć ducha braterstwa krwi, który znały tylko wampiry.
- Księga Nod. Starsi w krwi. Gdybym wam powiedział, że wiem gdzie są, że znam grupę, która uważa, że trzeba je zniszczyć, co wy na to? Gdybym powiedział, że sam chcę ją zniszczyć dla dobra Drugiej strony? Czy wierzycie w maskaradę, starożytną grę jaką prowadzimy z ludźmi? [przekonywanie] Wypowiedzcie swoje zdanie teraz, zanim pójdziemy dalej. Paktowałem tylko raz w życiu, nigdy nie złamałbym tego przymierza więc możecie być spokojni o to, że zrozumiem wasze argumenty - miał tylko nadzieję, że oni czują to samo. Na koniec roztoczył przed nimi wizję odbudowy potęgi po zniszczeniu Księgi, Azjatów i Ventrue. Nie zawsze mówił prawdę ale sam już wierzył w swoje kłamstwa.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
11:30 14 Czerwca 2011

Fairview było nudną i lekko wymierającą mieścinką, ale dla chcącego nic trudnego. I tu można było znaleźć atrakcje.

Rider wybrał dobrze mu znany numer. Kenia z początku nie zachwyciła sie perspektywą udzielania łowcy dodatkowej pomocy.
-Sam puściłeś się na tę misję? No to ile razy trzeba Ci pomogać? - Rider już dawno wykorzystał swój kredyt zaufania.
Kobieta "zmiękła" dopiero gdy padła nazwa miasteczka. Jej głos stał się jakby podejrzliwy, ale zarazem bardziej przychylny.
Ostatecznie rozmowę skończyła lakonicznie, po prostu podając adres pod który łowca musiał się udać. Tam rzeczywiście odnalazł tych, których szukał.
Od razu kiedy spojrzał na ludzi tu zgromadzonych zrozumiał, że ma do czynienia z dość rzadką formacją Zakonu. Byli to tzw. Strażnicy, czyli głęboko zakonspirowane grupy Zakonu, które posługiwały się jeszcze średniowiecznymi kodeksami i dla organizacji stanowili coś na wzór broni ostatecznej, osób które nie zawahają się kiedy przyjdzie potrzeba walczyć i ginąć.
- Zamilczcie! Nie rozumiecie, że przez swoje zadufanie możecie tylko pogorszyć sprawę? Mi też nie uśmiecha się z nimi współpracować, ale co jeśli obnosząc się teraz honorem, zapłacimy za to najwyższą cenę? Księga trafi w ręce jakiejkolwiek rodziny, która stanie się zbyt potężna, aby ją powstrzymać. Dopóki między rodami panują zatargi, dla nas oznacza to równowagę. Obecnie jednak, obraz płonących, ludzkich miast i masowej rzezi nie pozostaje już ułudą szalonego kaznodzieji (zastraszanie test nieudany). Dlatego pytam was, w tej godzinie prawdziwej próby. Ilu z was jest gotów, aby porzucić swe przyzwyczajnia i udowodnić najwyższemu, iż jego wola zostanie wypełniona pomimo wszelkich przeciwności?!
To co powiedział łowca wzbudziło w Strażnikach mieszane uczucia. Najpierw byli oburzeni przerwaniem ich modlitw. Później słuchali jakby zaciekawieni. Ostatecznie część z nich pukało się po czołach, niektórzy śmiali się w niebogłosy a większość wyzywała go od szaleńców.
-Ktoś Ty jest?
-Odejdź sługo diabła! Tfu... - ktoś splunął w jego kierunku
-Zakon nie idzie na kompromisy!
-Wyrzucić go!
-Wariat! Hahaha!
Jednak nagle hałas ucichł. Tłum rozstąpił się. Tuż pod ołtarzem ktoś wstał czyniąc znak krzyża. Tajemnicza postać odwróciła się w stronę zbiegowiska i powoli ruszyła w kierunku gościa.
-Jam Ryszard, Starszy Ojciec Strażników Fairview, jednej z pięciu grup stanowiących pierwszą linie obrony Twierdzy. Mówiono nam o Waszym przybyciu, tylko dlatego Wampir nadal żyje. Macie wolną drogę do domu Św. Jerzego. Tyle - odwrócił się do tłumu swych braci - Wolność sumienia! Kto chce niech idzie!
Rider nie do końca zrozumiał co się teraz stało, ale wszystko wskazywało na to, że Ryszard poniekąd chciał mu pomóc dając oficjalnie wolną rękę tym, którzy dotychczas byli przytłumieni wolą grupy. Zakonnicy przestali się interesować nowym gościem. Większość rozeszła się lub wróciła do modlitwy. Jednak kilku z nich podeszło do łowcy.
-To co mówisz to prawda? Skąd mamy wiedzieć, że nie knujesz czegoś z nocnymi? - któryś z nich zadał pytanie nurtujące pewnie wszystkich

Wymagany b.trudny test aby przekonać 3 Zakonników do pomocy.

W innej części miasta i w innym towarzystwie Kyriese snuł własne plany. Telefon do Van Canto rzeczywiście dał szybkie owoce. W zacisznym miejscu spotkało się aż pięć wampirów. Spokrewnieni, których sprowadził Nosferatu wyglądali na typowych dryblasów i mięśniaków. Jeden z nich był wyklętym Ventrue, obecnie maruderem bez Domu, drugi należał do Brujah i również był maruderem. Trzeci zaś był z lini Ravnos, więc praktycznie i tak żył jak chciał i z kim chiał, mimo że gdzieś tam był jego Dom i Patron.
Po krótkiej wymianie spojrzeń, Sanvenho zaczął wyjaśniać o co mu chodzi.
- Rzecz, którą chcę wam powierzyć jest pierwszorzędnej wartości i wagi. Dlatego nawet znając was i mając za was poręczenie - popatrzył na Van Canto - nie mogę przejść dalej bez paktu. Tak, nie róbcie takich oczu, mówię o starym dobrym pakcie krwi. Dlatego jeśli ktoś z was ma coś przeciwko paktowaniu z Nosferatu niech odejdzie - patrzył na nich nie odwracając głowy.
-On tak na poważnie - Brujah spojrzał na Van Canto ze szczerym zdziwieniem w oczach - 200 lat żyję i o czymś takim nie słyszałem
-To źle - odrzekł Van Canto
-Co mi tam - rzekł wampir Ravnos - Przynajmniej dowiem się po co jechaliśmy tysiąc mil.
Lody powoli przełamywał się, ale nie wszyscy byli tacy chętni na tego typu pakty. Dwaj maruderzy podejrzliwie spoglądali na rytuał podczas którego inni wymienili się krwią. Dopiero srogi wzrok Van Canto zmusił ich do wzięcia udziału w przymierzu. Teraz Kyriese mógł wyłuszczyć swój plan:
- Księga Nod. Starsi w krwi. Gdybym wam powiedział, że wiem gdzie są, że znam grupę, która uważa, że trzeba je zniszczyć, co wy na to? Gdybym powiedział, że sam chcę ją zniszczyć dla dobra Drugiej strony? Czy wierzycie w maskaradę, starożytną grę jaką prowadzimy z ludźmi? Wypowiedzcie swoje zdanie teraz, zanim pójdziemy dalej. Paktowałem tylko raz w życiu, nigdy nie złamałbym tego przymierza więc możecie być spokojni o to, że zrozumiem wasze argumenty - [przekonywanie - remis]
-Że co?
-Jajco. Koleś oszalał. Świetnie Canto. Tysiąc mil po to żeby słuchać takich dyrdymałów.
Wszyscy najemnicy wstali. Widać było, że ciekawość karze im jeszcze posłuchać tego co miał do powiedzenia Nosferatu, ale nie wyglądali na takich, których cierpliwość nie zna granic.
-No mnie to nie przekonuje... - machnął rękoma jeden z nich
Van Canto przysunął się do swego pobratymca i mocno ujął go za nadgarstek.
-Sanvenho jeśli to jest jakiś dziwny żart... Nie wierzę żebyś był aż tak głupi żeby marnować mój czas i pieniądze, więc albo lepiej się postaraj albo możesz już niezobaczyć księżyca w pełni...

Tymczasem Matemaru postanowil wykorzystać ślad w postaci informacji o wilczej osadzie znajdującej się całkiem blisko Fairview. Szaman nie wiedział gdzie ma się udać, więc po prostu biegł przed siebie licząc na instynkt i na swych braci, którzy potrafili przecież strzec terytorium watahy.
Jak sie okazało nie pomylił sie wiele. Po kilkunastu milach sprintu, gdzieś zza lini drzew wyłoniła sie postać wilka. Był to stary reprezentant tej rasy. W powietrzu aż czuło się wiekową mądrość i moc, której można było pozazdrościć. Mate zbliżył się ostrożnie.
-Proszę o posłuchanie oraz rozmowę ze starszyzną muszę zapytać i prosić o pomoc. Mówię to ja Matemaru Kowalski Szary Wilk.
-Hm. Z tym będziesz miał problem młodzieńcze, gdyż ja jestem jedynie zwiadowcą wysłanym tu by śledzić poczynania ludzi z twierdzy. Nie ma tu naszej braci tym bardziej wilczych osad - po tych słowach Mate poczuł dość mocną energię mentalną, która skupiła się wokół niego i wyraźnie pochodziła od napotkanego wilkołaka - Poddaj swój umysł... - słyszał na pograniczu świadomości jak ktoś przemawia do niego bez słów - Poddaj...
Ingerencja stawała się co raz silniejsza, wręcz nieznośna i brutalna.

>>>>>Zadania<<<<<

Wraz z Księgą Nod musicie udać się do warowni św. Jerzego​


><><><><>KP<><><><><

68r8rl.jpg
Rider
Życie: 5
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (10) Złodziejstwo (2)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (5) Ukrywanie się (4)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:

Broń:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Pistolet Colt Commander (9mm, 19/19, 1 obrażeń) $120
  • Mała kusza (3/5; 1 obrażeń, jest mała i może być noszona pod ubraniem) $50
  • Sztylet (1 obrażeń) $40
  • Kastet (1 obrażeń [bijatyka]) $20
Pancerz:
  • Lekka zbroja (2 obrony, wzbudzają sensację noszone pośród zwykłych ludzi) $100
  • Naramienniki (1 obrona, wzbudzają sensację noszone pośród zwykłych ludzi) $80
Plecak:
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi) $30
  • Telefon komórkowy
  • GPS $50
  • Zestaw wytrychów $40
  • 13 bełtów
  • Policyjna krótkofalówka (łapie policyjne częstotliwości) $100
  • &hellip;
Ubiór: Czarny płaszcz
Gotówka: $1500
Umiejętność: Modlitwa &ndash; napawa Bożą łaską i oświeceniem (na stałe).

20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho
Życie: 8

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja (1) Walka bronią (8)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (7) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (7) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Broń:
  • Sztylet (1 obrażeń) $40
  • miecz jednoręczny (2 obrażeń) 70$
  • Odpiłowana dwururka (2/2; 3 obrażeń, jest mała i może być noszona pod ubraniem) $90
Pancerz:
  • Kamizelka kewlarowa (1 obrony) $50
Plecak:
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • 47 nabój śrutowy/$3
  • Trucizna
  • Krem przeciw UV (tylko dzięki niemu Wampir może przebywać na zewnątrz wciągu dnia ) $20
  • ...

Ubiór:
Szary płaszcz
Szary kapelusz
Gotówka: $1920

16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky &bdquo;Mate&rdquo;
Życie: 9
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (3)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (4) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (11) Materia (3) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
Broń:
  • Karabin szturmowy TAR-21 (5,56mm, 30/30; 3 obrażeń, noszony na ulicy grozi aresztowaniem) $350
  • Glock 17L z tłumikiem (9mm, 19/19; 1 obrażeń) $120
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Kastet (1 obrażeń [bijatyka]) $20
Pancerz:
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
Plecak:
  • Fałszywe dokumenty
  • Katana (2 obrażeń)
  • Księga Nod (szkatułka, księga)
  • Policyjna krótkofalówka (łapie policyjne częstotliwości) $100
  • Napój magiczny (tymczasowo + 1 Umysł) $200
  • Telefon komórkowy $20
  • 5,56mm /70 sz
Ubiór: Czarny płaszcz, czarny kapelusz
Gotówka: $1703
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Pozwólcie, że porozmawiam na osobności z Van Canto - Kyriese westchnął jakby musiał tłumaczyć to, co jest oczywiste choć wiedział, że zrzucił na nich bombę, której nie mogli przyjąć. Odciągnął drugiego Nosferatu na bok, pochylił się ku niemu i nie zrywając kontaktu wzrokowego mówił powoli i niezbyt głośno:
- Zależy mi żeby znów zobaczyć księżyc, jasne. Ale stawka jest duża. Może cię nie ostrzegałem, że tylko zupełnie zaufani? W najbliższych dniach... ech - nabrał powietrza, przemyślał swoją wypowiedź i podjął znowu - ten pakt, to nie żarty. Jesteśmy przy możliwości decydowania o losie wampirów jako całości i ja wybieram wziąć w tym udział. Widzę, że masz na tamtych wpływ, dlatego chcę byś ty mi uwierzył jako pierwszy. Widziałeś paczkę, z jaką podróżowałem? Oni widzieli ciebie, na pewno wiedzą, że szukam wsparcia. Więcej, kiedy wrócę, spodziewam się co najmniej trzech wilków i ludzi. I myślisz, że po co podróżują ze mną zamiast mnie zabić? Do cholery, Gloria Lewis, Hoyt Axton, Rider...nie pamiętam jak się nazywa - wiesz towarzystwo jakich szumowin muszę znosić? Jeśli nie wierzysz mi, może uwierzysz im. Zresztą, patrz - Kyriese sięgnął do torby, z której wyjął nie kupiony przez nikogo kosmyk włosów Glorii Lewis - mi już się nie przyda. Teraz słuchaj, widzę, że wyczułeś coś groźnego - popatrzył na rozszerzone nozdrza Canto - powiem ponownie. Księga Nod. Starsi we krwi. Żeby nie było niedomówień, chcę ową księgę zniszczyć. Daj mi dwa, może trzy dni, nakłoń pozostałych do współdziałania i sam się przekonasz. Jeśli nie, możesz osobiście wyciągnąć mnie na słońce w południe i tam zostawić, pozwolę ci. Pomyśl tylko, jeśli to co mówię jest prawdą i jeśli uda się nam to, do czego zmierzam, zaczniemy nową historię Nosferatu i wampirów w ogóle.
Wyprostował się, odsuwając krok od Canto:
- Zresztą, masz - wyciągnął wszystkie pieniądze jakie miał, prawie 2000 $ - jeśli nie chcesz wziąć udziału, przebacz, że cię niepokoiłem i czekaj na wynik. Weż to, być może zrekompensuje wam stracony czas.
Stał przez chwilę z plikiem banknotów w dłonie, widząc, jak Van Canto waży w myślach jego słowa. Taki właśnie miał cel, pokazać mu, że rzuca wszystko na jedną szalę.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Wilk skłonił głowę gdy spotkał starszego pobratymca. Po chwili gdy poczuł macki forsujące jego umysł spróbował zablokować siebie całkowicie, potrzebował paru sekund na uporządkowanie myśli. Dlatego też odtworzył coś na wzór niby furtki. Gdy tylko obcy wilkołak wszedł do umysłu ujrzał coś na kształt olbrzymiej budowli. Koło niego zmaterializował się sam Matemaru, z uśmiechem mówiąc:
-Nie mam nic do ukrycia, mój umysł jest otwarty dla Ciebie i innych członków naszej rasy, w końcu jesteśmy pobratymcami. Pozwól, że Cię oprowadzę, każdy kawałek tego miejsca jest moim wspomnieniem, czegokolwiek dotkniesz zobaczysz to co ja przeżyłem kiedyś. - po chwili milczenia Kowalsky podjął dalej - wybacz jeśli razi Cię taki sposób przeczesywania mojego umysłu, jednak wolałbym byś nie zrobił krzywdy przypadkiem mojej konstrukcji, która chroni mnie przed niezbyt przyjemnymi wspomnieniami, które jeszcze do nie dawna atakowały moją głowę, wtedy właśnie zacząłem tworzyć z moich wspomnień sanktuarium. O tam widzisz ten ciemny obraz? - wilkołak wskazał dłonią na niedaleko wiszący obraz ukazujący spokojną wioskę, która jednak gdy tylko się zbliżyli do dzieła zmieniła się w kupę zgliszcz i dopalających się domów - to jest wspomnienie bitwy, a raczej rzezi mojej wioski. Gdy pójdziesz dalej każdy przedmiot pokażę Ci cząstkę podróży, która doprowadziła mnie do tego miejsca i spotkania Ciebie. Możesz wejść także do tych drzwi znajdujących się nie daleko, zobaczysz wszystko po kolei co się działo, bez dotykania i wybierania wśród moich wspomnień. Nie musisz się spieszyć na zewnątrz nie minęło jeszcze sekundy od momentu wejścia tutaj i nie minie szybko, ponieważ tutaj czas działa inaczej. A teraz jeśli chcesz idź sam i szukaj czego tam poszukujesz w mojej głowie, ja tym czasem powspominam w spokoju i będę czekał na Ciebie.
Gdy starszy odszedł Mate wyjął z kieszeni małą kostkę z dziwnymi symbolami. Patrzył na nią długo. Po jakimś czasie podrzucił ją i chwycił w powietrzu wkładając do kieszeni. Nie długo po tym dziwnym wydarzeniu powrócił straszy, gdy Matemaru go zobaczył zapytał:
-Czy teraz jak już poznałeś wszystkie moje wspomnienia, pomożesz mi, ty i inne wilki, obserwujące twierdzę? Wiesz już przecież o jaką stawkę chodzi. - po chwili milczenia podjął już nie uśmiechając się - Przez tą księgę zginęło wielu naszych braci, niektórych musiałeś znać, ponieważ żyjesz już trochę lat na tym świecie. Dlatego potrzebuje pomocy Twojej i wilków znajdujących się w okolicy. Jeszcze nie postanowiłem co zrobię z Księgą, chciałem zasięgnąć informacji u starszyzny dlaczego nie zniszczyliśmy jej wcześniej. Jednak jeśli nie ma ich pod ręką muszę sam podjąć decyzję, nim jednak to zrobię chciałbym dowiedzieć się więcej od ludzi z twierdzy i mieć pewność, że cokolwiek wybiorę moi bracia wilkołacy mnie poprą i pomogą wypełnić moją decyzję. - po tych słowach włączył na powrót wszystkie blokady i powrócił do swojego zwykłego ciała, mówiąc już na głos - Więc co zrobią moi bracia?


>>półwilk<<
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Rider nie oczekiwał, że grupa zwalczająca Drugą Stronę na bardzo ortodoksyjnych zasadach, nagle zerwie się do boju przy jej boku. Jednak drążył temat do końca. Ze swoim nowym wyglądem i kontrowersyjnymi poglądami nie został uznany za heretyka i wysłany na stos, a to już świadczyło o jakimś sukcesie.
-To co mówisz to prawda? Skąd mamy wiedzieć, że nie knujesz czegoś z nocnymi? - słowa te świadczyły o tym, że pomimo podejrzliwości wobec Ridera, nie zanegowało kompletnie jego słów.
Rider teatralnym gestem podniósł dłoń do góry. Mowa ciała była niemniej ważna niż same słowa, gdy chciało sie kogoś przekonać. Żywa gestykulacja i pewność ruchów świadczyły o zdecydowanym charakterze oratora.
- To samo pytanie zadawali ludzie, gdy kilku - jak ich wtedy nazywano, szaleńców ostrzegało przed ,,Krwawą Nocą" w Detroit [Test Wiedzy ogólnej]. Pamiętacie co się wtedy działo? Szczep ignorowanych uprzednio wampirzych asasynów doszedł do władzy, tylko dlatego, że lekceważono zagrożenie z ich strony. Gdy stali się dominującą grupą na tak dużym terenie, zaczęli jawnie łamać Maskaradę - wychodzić na ulicę, nie kryjąc nawet swojej tożsamości. Polowali na ludzi jak na kaczki, podchodzili do spacerujących osób i zwyczajnie zwieszali im się u szyi. Grupami przemieszczali się po mieście, napadając na każdego, kto się natrafił. Dzisiaj to tylko smutna karta naszej historii, jednak można było jej uniknąć, gdyby zamiast zadawać tego typu pytania, zacząć działać. Co by mi przyszło z oszukiwania was? Gdybym był wrogiem i wiedział o waszym położeniu, nasłałbym tu jakiś oddział, albo zwyczajnie was zabarykadował i czekał aż umrzecie z głodu.
Rider najpierw wyłożył sprawę merytorycznie, ale żeby jego przemówienie było pełne, musiał również odwołać się do emocji. Dlatego też zamaszystym gestem zrzucił nagle swoją kurtę i podwinął koszulkę, ukazując serię wyrytych nożem obrazów.
- Dziś sam pan przemówił do mnie, a ja oddałem swoje życie w jego ręce. Spójrzcie - o to znaki, świadczące o chwale świętych, które mam zaszczyt nosić na sobie. Nie są to bynajmniej męczennicy, którzy ograniczali się do biadolenia. Ci tutaj walczyli z zarazą jak my wszyscy, ale prócz oręża używali do tego rozumu - jednego z darów od stworzyciela. Droga do celu jest długa i kręta. Nie da się go osiągnąć ślepo forsując do przodu i zamykając na nowe możliwości, nawet te z pozoru szalone. Gdybym nie wiedział, że wykonuję wolę boską, nie pytałbym was nawet o pomoc. I choć decyzja pozostaje w waszych rękach, to wiedzcie, iż jeśli zanegujecie moje słowa, to tak jakbyście odwrócili się od niego - tu wskazał ołtarz [Zastraszanie].
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
11:30 14 Czerwca 2011

-Kyriese... - Van Canto spoglądał na niego ze zbierającą się wściekłością - O czym Ty bredzisz? Nie widzisz co się dzieje?
Rozmowa nie szła dobrym kierunku. Sanvenho czuł, że nie zdobywa poparcia swego pobratymca.
-Ventrue walczą o władzę, ramię w ramię w Nieumarłymi. To nasz wina bo dopuściliśmy do tego by Spokrewnieni żyli podzieleni. Teraz Nieumarli będą współdecydować o naszym losie. Kuei? Słyszałem plotki. Ba widziałem nawet jednego, ale co z tego? Oni byli od zawsze, może nawet dłużej niż my...
Van Canto nadal nie wyglądał na przekonanego. Stracił maskę spokoju i wyraźnie pokazał kły - widoczny symbol tego że wytrącono go z równowagi.
Pomyśl tylko, jeśli to co mówię jest prawdą i jeśli uda się nam to, do czego zmierzam, zaczniemy nową historię Nosferatu i wampirów w ogóle.
- Zresztą, masz - Kyriese wyciągnął wszystkie pieniądze jakie miał, prawie 2000 $ - jeśli nie chcesz wziąć udziału, przebacz, że cię niepokoiłem i czekaj na wynik. Weż to, być może zrekompensuje wam stracony czas. (test na perswazję udany)
Canto spojrzał na pieniądze w dłoni Sanvenho. Spojrzał też w jego oczy, nie skażone kłamstwem, wyraźnie zdeterminowane. Coś chyba w nim pękło.
-Nawet szaleniec nie byłby tak pewny siebie... - rzekł łagodząc ton wypowiedzi - Dwa tysiące to jakieś ochłapy. Zostaw je sobie. Sam za to zapłacę, wynajmę moich własnych żołnierzy, ale wiedz, że jeśli mnie okłamujesz, jeśli to jest jakaś sprytna intryga to... będzie ostatni spisek jaki uknujesz - ostatnie słowa wypowiedział już zupełnie spokojnie, lecz wyraźnie nie blefował.

Mate nie miał zamiaru poddać się ingerencji, ale nie chciał też walczyć z nią wszelkimi możliwymi środkami. Idąc jakby na kompromis pozwolił na wejście w swój umysł, ale jednocześnie stworzył środowisko do takiej sytuacji. Sam wygenerował pewien mentalny twór, jakby oddzielając cząstkę swej świadomości na miejsce do spotkania z wiekowym wilkołakiem.
-Czy teraz jak już poznałeś wszystkie moje wspomnienia, pomożesz mi, ty i inne wilki, obserwujące twierdzę? Wiesz już przecież o jaką stawkę chodzi. - po chwili milczenia podjął już nie uśmiechając się - Przez tą księgę zginęło wielu naszych braci, niektórych musiałeś znać, ponieważ żyjesz już trochę lat na tym świecie. Dlatego potrzebuje pomocy Twojej i wilków znajdujących się w okolicy. Jeszcze nie postanowiłem co zrobię z Księgą, chciałem zasięgnąć informacji u starszyzny dlaczego nie zniszczyliśmy jej wcześniej. Jednak jeśli nie ma ich pod ręką muszę sam podjąć decyzję, nim jednak to zrobię chciałbym dowiedzieć się więcej od ludzi z twierdzy i mieć pewność, że cokolwiek wybiorę moi bracia wilkołacy mnie poprą i pomogą wypełnić moją decyzję. - po tych słowach włączył na powrót wszystkie blokady i powrócił do swojego zwykłego ciała, mówiąc już na głos - Więc co zrobią moi bracia? (test na umysł udany)
Wilk usiadł na tylnych łapach. Jego wzrok zatopił się w błękitnym niebie, po którym sunęły białe chmury.
-Piękne, prawda? - spojrzał na szamana - Masz odwagę młodzieńcze a wydarzenia ostatnich dni nie są nam obce. Jednak ja nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje pytania.
Wstał na cztery łapy nie odrywając spojrzenia od Kowalskiego.
-Mogę jednak pójść z tobą. To najmniej co mogę zrobić dla brata - po tych słowach przybrał ludzką postać starca ubranego w szary płaszcz i szeroki kapelusz - Chyba wszyscy nosimy podobny ubiór - uśmiechnął się i poklepał Mate po ramieniu - Zwą mnie Gustav Stary. Wystarczy Gus.

Rider miał własną grupę do przekonania. Zwrócił się o pomoc do najbardziej ortodoksyjnej frakcji organizacji, która i tak słynęła ze swej stanowczości i wyraźnego zdania na temat Drugiej Strony:
- To samo pytanie zadawali ludzie, gdy kilku - jak ich wtedy nazywano, szaleńców ostrzegało przed ,,Krwawą Nocą" w Detroit [Test Wiedzy ogólnej - remis]. Pamiętacie co się wtedy działo? Szczep ignorowanych uprzednio wampirzych asasynów doszedł do władzy, tylko dlatego, że lekceważono zagrożenie z ich strony. Gdy stali się dominującą grupą na tak dużym terenie, zaczęli jawnie łamać Maskaradę - wychodzić na ulicę, nie kryjąc nawet swojej tożsamości. Polowali na ludzi jak na kaczki, podchodzili do spacerujących osób i zwyczajnie zwieszali im się u szyi. Grupami przemieszczali się po mieście, napadając na każdego, kto się natrafił. Dzisiaj to tylko smutna karta naszej historii, jednak można było jej uniknąć, gdyby zamiast zadawać tego typu pytania, zacząć działać. Co by mi przyszło z oszukiwania was? Gdybym był wrogiem i wiedział o waszym położeniu, nasłałbym tu jakiś oddział, albo zwyczajnie was zabarykadował i czekał aż umrzecie z głodu.
Trójka spojrzała po sobie. Facet, który pierwszy zabrał głos odezwał się ponownie:
-Detroit to inna bajka. Nie porównywałbym tych dwóch sytuacji - wyglądał na zniechęconego
- Dziś sam pan przemówił do mnie, a ja oddałem swoje życie w jego ręce. Spójrzcie - o to znaki, świadczące o chwale świętych, które mam zaszczyt nosić na sobie. Nie są to bynajmniej męczennicy, którzy ograniczali się do biadolenia. Ci tutaj walczyli z zarazą jak my wszyscy, ale prócz oręża używali do tego rozumu - jednego z darów od stworzyciela. Droga do celu jest długa i kręta. Nie da się go osiągnąć ślepo forsując do przodu i zamykając na nowe możliwości, nawet te z pozoru szalone. Gdybym nie wiedział, że wykonuję wolę boską, nie pytałbym was nawet o pomoc. I choć decyzja pozostaje w waszych rękach, to wiedzcie, iż jeśli zanegujecie moje słowa, to tak jakbyście odwrócili się od niego - tu Rider wskazał ołtarz [Zastraszanie - remis].
Dwóch Zakonników machnęło rękami i odeszło. Jednak mężczyzna, który odzywał się jako jedyny pozostał. Pocierał obfitą brodę i wbijał wzrok w podłogę.
-Ojciec Ryszard dał nam wolność w tej sprawie. Pójdę z Tobą, zasługujesz chociaż na to żeby sprawdzić to co mówisz - wyciągnął dłoń - Nazywam się Aleksander Lorence.

O 13:00 kilkoro dziwnie wyglądających postaci spotkało się przy zaparkowanym samochodzie. Dwóch mężczyzn w płaszczach, na których wisiały jeszcze liście zupełnie jakby dopiero co wyszli z lasu. Dwóch rosłych facetów - jeden z wyrytymi na ciele tatuażami, drugi z brodą i włosami do ramion. W końcu znalazło się tam też pięć osób, które w słońcu błyszczały jakby wyciągnięto je z reklamy kremu do opalania.
Spojrzenia jakie padały przy samochodzie nie świadczyły o sympatii między poszczególnymi grupkami. Niezręczną ciszę przerwał starzec, które ubrania przesiąknęły zapachem żywicy:
-Miast gapić się na siebie jak na potencjalne obiady sugeruję pomartwić się o transport bo do twierdzy na piechotę nie dojdziemy...
-Dojdziemy, ale zbyt długo by to trwało. Starzec ma rację trzeba znaleźć transport. - rzekł Zakonnik

>>>>>Zadania<<<<<

Wraz z Księgą Nod musicie udać się do warowni św. Jerzego​


><><><><>KP<><><><><

Samochód Plymouth Valiant (max 120km/h, bak 30/30)

Towarzysze:
-Van Canto: Nosferatu/Zabójca
-Szerlik - Ravnos/Złodziej
-Castillo - Brujah (maruder)/Żołnierz
-Sigmund - Ventrue (maruder)/Źołnierz
-Aleksander Lawrence - Zakonnik/Wojownik
-Gustav Stary (Gus) - Klan Kłan/Szaman
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Gdy wszyscy spotkali się z powrotem, atmosfera była tak gęsta, że można było ją niemal kroić nożem. Rider wyprzedził fakty. Podnosząc rękę do góry, orzekł:
- Niechaj żaden z nas nie odda się we władanie słabości w postaci swych przyziemnych emocji. Nie lubimy się nawzajem, to pewne, ale współpraca jest niezbędna, jeśli mamy przedostać się do warowni.
Zwrócił się teraz do Aleksandra:
- Jadąc tutaj widziałem nieźle jak na te warunki zaopatrzony warsztat. Myślę nad jakimś motorem... - Rider automatycznie wrócił do wspomnień z początków wyprawy, gdzie nie udało mu się kupić jednośladu - We dwójkę się zmieścimy, ufam że reszta sobie poradzi. Jesteśmy w kontakcie jakby co - znacząco wskazał komórkę.
Kiedy szedł spękaną drogą wraz z towarzyszem, zauważył że ten co chwilę wpatruje się w niego niepewnie. Facet nie był przekonany, co do tej misji. Na razie właściwie badał jedynie sytuację i nowego kompana. Dlatego Rider poczuł się zobowiązany do kilku słów wyjaśnień:
- Widzę, Aleksandrze, że nie do końca mi ufasz. I słusznie, gdyż tylko bluźnierca z miejsca zgodziłby się na współpracę tak osobliwej natury. Ale pan poddaje nas próbom na róże sposoby, nieprawdaż? Pamiętasz jak w piśmie sprawdzał wiarę Abrahama, każąc złożyć syna w ofierze? To również mogło wydawać mu się szalone. Ale czy ostatecznie Izaakowi stało się coś złego? No właśnie.
Zaszli do kompleksu baraków przy drodze. Przywitał ich styrany pracą, siwy mężczyzna o szorstkiej skórze. Zdawał się być zbity z tropu dziwnym wyglądem klientów, ale Rider to zignorował.
- Witaj. Widziałem, że masz tu kilka godnych obejrzenia maszyn. Tak się składa, że nie w smak nam z towarzyszem przesadnie długie spacery. Będę się streszczać. Daję tysiąc za tego srebrnego Muncha - tu postanowił popisać się znajomością tych pojazdów, aby facet nie próbował wcisnąć żadnego kitu i podbić sztucznie ceny maszyny, która pewnie i tak wiele przeszła.
Łowca podszedł bliżej, obejrzał potencjalny nabytek.
- Stan jest niezły, ale jeden z zaworów silnika masz pan uszkodzony. Gaźnik ma za małą gardziel, będzie źle zasysać. Ten model ma szybkie obroty, jednak widzę, że nie można przeszarżować - opony powininno się zmienić rok temu. Dlatego nie zejdę z ceny - ponownie odwrócił się do sprzedawcy. Co jak co, to był jego fach, przynajmniej kiedyś. W końcu swój pseudonim wziął sobie dlatego, że jeszcze za małolata lubił pasjonował się właśnie motocyklami.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Nawet krótkie spotkanie wszystkich kazało się zastanawiać czy aby dobrym pomysłem było gromadzenie wszystkich do jednego celu. Patrzyli na siebie węszyli i nie było wątpliwości, że ich myśli mogły być nieprzyjemne. Kiedy ludzie wreszcie odeszli, Kyriese odwrócił się do wampirów, świadom, że zasadniczo oddał się na ich łaskę w razie zawiedzenia obietnic. Ostatecznie jednak to była jego sprawka i poinformował wszystkich, że będzie miał kontakt z pozostałymi grupami odnośnie drogi czy postojów.
Widząc, że ludzie zostawili Plymoutha, wskazał go ręką:
- Tutaj przydałoby nam się coś innego, polciężarówka, terenówka, furgonetka...Szerlik, pójdziemy coś zdobyć. Wy wsiadajcie i spotkamy się na wysokości Birch Lake, jakieś 20 mil na północ wzdłuż MacKenzie Highway.
Kiedy trójka pakowała się do samochodu, napisał do Ridera:
- Kierujemy się drogą na pólnoc, na postoju ustalimy szczegóły - widział z mapy, że muszą albo solidnie nawracać na południe albo przedzierać się przez przepastne tereny Kanady licząc na lokalne drogi i ścieżki. Terenówka zdobyła kolejny punkt.
- Chodźmy - powiedział do Szerlika gdy tamci ruszyli. Niski Ravnos był archetypem złodzieja; rozbiegane oczy, skryte w dziwnie archaicznym ubraniu ręce, połowicznie zasłonięta twarz i plecak. Liczył, że zdolności manualne ich obu pozwolą skombinować dobry wóz a wiedział, że najbliższa policja jest w Fort Providence, dobre 50 mil na południe.
W okolicy nie było wiele do oglądania a chyba największym zakładem gospodarczym był tartak. Kręciło się po nim kilka osób, jeździły potężne ciężarówki i obracały się ładujące towar dźwigi. Penetrację terenu zaczęli od strony parkingu gdzie stało kilkanaście wozów. Prawie każdy z nich spełniał wymagania Kyriese ale wpadł mu w oczy van Forda. Nie wiedział czy to Superduty czy Econoline, wszystkie były podobne ale wszystkie też miały napęd na cztery koła i były - co do zasady - nie do zdarcia. Zwrócił uwagę Ravnosa na samochód i polecił mu stanąć na czatach, patrząc ku budynkom tartaku. Mieli to szczęście, że pół godziny wcześniej skończył się przerwa śniadaniowa i wszyscy wrócili karnie do pracy. W razie czego zaś Ravnos wyglądał, paradoksalnie, normalniej niż Sanvenho, mógł więc zająć uwagę lub odciągnąć intruza. Mocował się z zamkiem, z ulgą widząc, że był to jeszcze model z lat '90, bez tych irytujących elektronicznych zabezpieczeń. Gdy dostał się do środka, silnik był już łatwiejszą ofiarą i otwierając drzwi dla Szerlika, odjechał na północ.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Wilk poparzył na odchodzącymi ludźmi, następnie razem z wilczym bratem udał się do znajdującego się nie daleko punktu wypożyczenia sprzętu terenowego. Wszedł na podwórko wypełnione kilkoma dużymi różnymi maszynami, a parę crossów leżało opartych o ścianę blaszaka w którym urzędował starszy jegomość wymieniający łańcuch w żółtym crossie. Matemaru podszedł i powiedział:
-Potrzebuje quada, najlepiej coś w stylu polarisa sportman 500 x2. Ma pan coś takiego? tak? okej niech będzie ta wcześniejsza wersja.
Gdy tylko wziął i zapłacił za quada, wsiadł i wskazał miejsce za sobą Gusowi. Gdy tylko ruszyli w teren powiedział:
- Jedźmy. Wszystko się rozwinie gdy dojedziemy, ale bądź gotowy na wszystko.


>>półwilk<<
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
21:49 21 Czerwca 2011

Podróż przez kanadyjskie bezdroża trwała blisko tydzień. Asfaltowe drogi skończyły się prakttycznie zaraz za Fairview. Później były tylko szutrowe trasy wijące sie niczym węże między lasami nie skażonymi cywilizacją. Dalej czekały ich bezkresne, dzikie ostępy. Ciężarówki i motory radziły sobie jakoś przez kilkaset mil, ale w crossach szybko zabrakło paliwa a ford, w którym jechał Kyriese i inne wampiry zniszczył zawieszenie.
Droga nie była łatwa. Sporadycznie mijali jakieś kopalnie, malutkie osady górnicze, czy leśniczówki. Właściwie byli zdani na siebie. Paradoksalnie to nie oznaczało nic dobrego. Van Canto był neutralny wobec wszystkich i raczej nie prowokował. Podobnie sytuacja wyglądała z innymi wampirami... prócz jednego. Brujah wyraźnie epatował wrogością zarówno wobec ludzi jak i wilków. Gus zachowywał spokój. Rider i Mate też trzymali nerwy na wodzy i nie dawali się prowokować jego zaczepkom. Inaczej było z Aleksandrem. W zakonniku krew się aż gotowała gdy słyszał jak Castillo rozpowiada o piciu krwi ze złotych kielichów i o tym "jak to dobrze kiedyś było". Czwartego dnia podróży doszło do ostrego starcia słownego, które przerodziło się w mordobicie. Brujah ostatecznie padł przebity mieczem zakonnika. Sytuacja jednak nie rozpaliła konfliktu. Van Canto wyraźnie pokazał swym najemnikom by zachowali spokój. Kyriese też nie ingerował.

Ostatnie dwa dni szli pieszo. Mróz był nie do zniesienia. Skromne zapasy skończyły sie. Wilkołaki radziły sobie polując na zwierzynę, ale Rider i Aleksander trzymali się ostatkiem sił. Nie lepiej było z wampirami. Ostatnia fiolka krwi skończyła się już dawno i każdy z nich powoli czuł jak rosną w nim pierwotne instynkty. To nie wróżyło nic dobrego...

Siódmy dzień był najgorszy. Zamieć śnieżna totalnie zbiła ich z tropu. Błądzili i co gorsza zdążyli już stracić nadzieję na odnalezienie właściwej drogi.

Kolejną godzinę brnęli po kolana w zaspach. Twarze smagał lodowaty wiatr i gęsty śnieg. Gus gdzieś zniknał, zupełnie jakby biały sztorm wciągnął go w swoje centrum i pochłonął na dobre.
-Cholera - Szerli przeklał - Kyriese trzeba było mnie wziąć na lotnisko to byśmy samolot zwędzili. Idioci z nas!
-Szerli zamknij się. Musztarda po obiedzie - Van Canto chyba nie miał chumoru na tego typu pogawędki.
-Patrzcie! - Aleksander wskazał sąsiednią zaspę - To Gus!
Wilkołak stał dumnie na dwóch łapach. Jego czarna sierść kontrastowała z przerażającą bielą otoczenia. Odwrócił się i zbiegł w dół.
-W końcu się psy na coś przydały! - Szerlik wrzasnął przerywając wycie wiatru
-Zamknij sie!

Morderczy sprint. Serca tłukące o klatki piersiowe, ostatni smak lodu w powietrzu. Większość biegła na oślep. Nie patrzyli nawet gdzie... Tuż za wydmą Aleksander padł na kolana.
-Twierdz...a... - wyszeptał...

295u39x.jpg

Wielkie bramy Twierdzy Św. Jerzego były zrobione z czystego srebra. Płaskorzeźby wyryte na nich przedstawiały urywki z historii drugiej strony. Bitwy między wilkołakami i wampirami. Zakonnicy wypalający ogniem dawno zapomniene sekty nieumarłych. Łowców strzegących spokoju nocy. Zaś na samej górze, gdzieś nad tym wszystkim widniał wizerunek Starszych we Krwi, dziesięcu wampirów, które stanowiły zalążek pierwszych Rodzin. Jak nietrudno się domyślić, potomkowie niektórych z nich już dawno nie chodzili po ziemi. Jednak co dziwniejsze obok wizerunku Starszych we Krwi widniała kolejna twarz. Jedenasty z nich był jakby odsunięty od wszystkich...

-Coś jest nie tak - Aleksander złapał Ridera za ramię - Tutaj zawsze były straże. Zobacz, wrota są uchylone.
Rzeczywiście straży nie spotkali a gigantyczne srebrne wrota były otwarte. Niewielka strzelina ukazywała długi korytarz jedynie lekko rozświetlony łuną pochodni.
-Pewnie już na nas czekają. Przecież wizyta była zapowiedziana co nie? - Sigmund bez ceregieli wszedł pierwszy. Jego postać szybko zatopiła się w półmroku.
-Sigmund! - Van Canto nie zdąrzył przywołać go od porządku.
-Kuei!
Ze środka doszedł ich huk wystrzałów. Zaraz potem cała seria z karabinu maszynowego.
-Padnij! - Gus popchnął Ridera, jednocześnie ratując go przed trafieniem.

Wszyscy jesteście mocno zmęczeni i wygłodzeni. Testy będą trudniejsze.

Regeneracja części obrażeń.


>>>>>Zadania<<<<<

Twierdz została zaatakowana. Musicie jakoś dostać się do komnaty gdzie trzymani są Starsi we Krwi i nie możecie dopuścić do przejęcia księgi.​


><><><><>KP<><><><><


Towarzysze:
-Van Canto: Nosferatu/Zabójca
-Szerlik - Ravnos/Złodziej
-Sigmund - Ventrue (maruder)/Źołnierz
-Aleksander Lawrence - Zakonnik/Wojownik
-Gustav Stary (Gus) - Klan Kła/Szaman



68r8rl.jpg
Rider
Życie: 8
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (10) Złodziejstwo (2)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (5) Ukrywanie się (4)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:

Broń:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Pistolet Colt Commander (9mm, 19/19, 1 obrażeń) $120
  • Mała kusza (3/5; 1 obrażeń, jest mała i może być noszona pod ubraniem) $50
  • Sztylet (1 obrażeń) $40
  • Kastet (1 obrażeń [bijatyka]) $20
Pancerz:
  • Lekka zbroja (2 obrony, wzbudzają sensację noszone pośród zwykłych ludzi) $100
  • Naramienniki (1 obrona, wzbudzają sensację noszone pośród zwykłych ludzi) $80
Plecak:
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi) $30
  • Telefon komórkowy
  • GPS $50
  • Zestaw wytrychów $40
  • 13 bełtów
  • Policyjna krótkofalówka (łapie policyjne częstotliwości) $100
  • &hellip;
Ubiór: Czarny płaszcz
Gotówka: $500
Umiejętność: Modlitwa &ndash; napawa Bożą łaską i oświeceniem (na stałe).

16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky &bdquo;Mate&rdquo;
Życie: 10
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (3)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (4) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (11) Materia (3) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
Broń:
  • Karabin szturmowy TAR-21 (5,56mm, 30/30; 3 obrażeń, noszony na ulicy grozi aresztowaniem) $350
  • Glock 17L z tłumikiem (9mm, 19/19; 1 obrażeń) $120
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń) $100
  • Kastet (1 obrażeń [bijatyka]) $20
Pancerz:
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
Plecak:
  • Fałszywe dokumenty
  • Katana (2 obrażeń)
  • Księga Nod (szkatułka, księga)
  • Policyjna krótkofalówka (łapie policyjne częstotliwości) $100
  • Napój magiczny (tymczasowo + 1 Umysł) $200
  • Telefon komórkowy $20
  • 5,56mm /70 sz
Ubiór: Czarny płaszcz, czarny kapelusz
Gotówka: $703

20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho
Życie: 9

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja (1) Walka bronią (8)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (7) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (7) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Broń:
  • Sztylet (1 obrażeń) $40
  • miecz jednoręczny (2 obrażeń) 70$
  • Odpiłowana dwururka (0/2; 3 obrażeń, jest mała i może być noszona pod ubraniem) $90
Pancerz:
  • Kamizelka kewlarowa (1 obrony) $50
Plecak:
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • 49 nabój śrutowy/$3
  • Trucizna
  • Krem przeciw UV (tylko dzięki niemu Wampir może przebywać na zewnątrz wciągu dnia ) $20
  • ...
Ubiór:
Szary płaszcz
Szary kapelusz
Gotówka: $920
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Gdy Aleksander zaatakował wampira, Rider wcale nie oponował. Sam nie zamierzał się wykłócać, ani gorączkować, ale nie mógł powstrzymywać kogoś, kto podnosi rękę na potwora. Na całe szczęście reszta drużyny była na tyle lotna, aby dojść do wniosku, że ten incydent nie powinien przerywać wyprawy, która już bez tego stawała się coraz cięższa.
Głód w oczach co poniektórych kompanów budził niepokój. Sami ludzie również byli wyłaknieni, choć w mniej drastyczny sposób. Walący z każdej strony śnieg był szczęściem w nieszczęściu - dostarczał wody, bez której dalej by już nie zaszli.
Twierdza wyglądała majestatycznie i złowrogo jednocześnie. Łowcy nie trzeba było dwa razy powtarzać, że coś tutaj śmierdzi. Ostatecznie przekonał się o tym, gdy padł na ziemię pod wpływem pchnięcia. Zaraz potem, kilka centymetrów nad głową Ridera świsnęły kule. W tym czasie zdążył już wydobyć dwa Kel-Tec. Zerwał się na nogi i podbiegł do krawędzi olbrzymiej framugi. Na sekundę wychylił się i oddał parę bezlitosnych strzałów. Ponownie schował za ścianą, dysząc i wypuszczając z ust gęste kłęby pary. Czynność powtarzał, póki wszyscy nie zajęli swoich pozyji, co miało pozwolić na skuteczniejszy atak.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Wilk pozostał spokojny przez całą podróż docierając do twierdzy miał czas na przemyślenia dzięki czemu ignorował incydenty między towarzyszami. Nie szkoda mu było jednego wampira, jedynie odnotował w pamięci, że trzeba uważać na Aleksandra. Jego organizm radził sobie nie źle wśród niekończących się zasp. Pomagał przy tym instynkt zwierzęcia i zajęte myśli czymś ważniejszym.
Dlatego gdy Gus odnalazł wejście do twierdzy w myślach już miał ułożony plan, gdy dochodzili do bram wypił napój magiczny. Jednak sytuacja jaką zastali nie pozwoliła mu go wykonać. Seria karabinu przecięła powietrze, gdy jego ciało automatycznie doskoczyło do muru. Mózg też zauważył już praktycznie wyćwiczonym ruchem. Świat stracił ostrość i przekształcił się w zamazaną smugę różnokolorowych punktów, Matemaru szybko zignorował punkty oznaczające współtowarzyszy, starał się wyskanować cokolwiek lub kogokolwiek w twierdzy. Chciał wiedzieć ilu ich tam jest, jeśli tylko jeden Kuei to zaatakował mentalnie starając się zdławić jego umysł, jeśli mu się udało choć na chwilę skoczył w bramę i strzelił serią karabinu do oszołomionego wroga, mając nadzieję, ze wsparcie jest tuż za nim.


>>półwilk<<
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Po raz kolejny miał w ustach zimny śnieg gdy padł na ziemię na odgłos broni zza bramy. Wypluł i podniósł głowę ale nie potrafił przebić wzrokiem mroku wnętrza Twierdzy. Miał nadzieję, że Sigmund nie był stracony bo po zabiciu przez Aleksandra jednego z żołnierzy Van Canto proporcje grupy stawały się niekorzystne dla wampirów. Z samym Aleksandrem przyjdzie się jeszcze policzyć jednak w swoim czasie. Nie był dowódcą wampirów i nie był genialnym taktykiem a jednak kiedy z wnętrza posłyszeli serię z broni, syknął:
- Snajper?! - popatrzył na wszystkich po kolei oceniając ich broń i sprostował: - Strzelec z dobrą bronią osłania bramę, reszta zachodzi.
Zaraz zaczął sam wykonywać plan; wyjął broń i posuwał się do bramy, obchodząc ją trochę od lewej, czekając aż ktoś weźmie się za osłonę wrót.
Gdy znaleźli się bliżej wejścia, zapytał cicho czy ktoś ma granat dymny, błyskowy lub inne ułatwienie. Ostatecznie byłoby głupio zabić Sigmunda zwykłym granatem.
 
Status
Zamknięty.
Do góry