Druga Strona - Świat Mroku

Status
Zamknięty.

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Muzyka

Podobno na niebie i ziemi są rzeczy, które się filozofom nie śniły... Podobno... Dla odważnych poniżej zamieszczono Podręcznik Łowcy Wampirów. Jedno z niewielu źródeł wiedzy na temat nieznanego świata...
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Druga Strona - Świat Mroku


zl6ln9.jpg



Noc to dziwny czas dla ludzi. Mrok tłumi zmysł wzroku przez co dźwięki stają się wyraźniejsze, zapachy bardziej intensywne. Szelest liści, odgłosy zwierząt, wszystko zlewa się w złowrogą całość, za którą może kryć się to co znamy z koszmarów. Księżycowa noc wyciąga niedostrzegalne, ale tworzy też własną magię. Gra świateł i cieni jest jak surrealistyczny sen. Sen wariata... a może koszmar zdrowego...

7 czerwca 1975

Luizjana. Kraina Bayou i Voodoo. Ciemna, boczna droga. Niezmąconą ciszę przerywa ryk silników. Zza zakrętu wyłaniają się dwaj jeźdźcy na Harleyach. Dopiero światła ich maszyn rozganiają promienie księżyca tańczące w mroku. Motory pędzą na zabój. Kurz przemieszany ze spalinami znaczy na drodze wyraźny ślad. Hoyt Axton i Bullfrog Johnson. Dwaj postawni faceci, rodowici południowcy i zarazem siejący postrach Łowcy przedzierają się przez bagna na stalowych rumakach. Chromowane elementy błyszczą w księżycowej łunie niczym ostrze noża a kamiennie twarze mężczyzn nie zdradzają najmniejszych oznak niepewności. Szaleńczy pęd trwa kilka mil w głąb niezamieszkałych starorzeczy Missisipi. Co raz gęstsza roślinność, wilgoć i gęste błoto wyraźnie wskazują, że mężczyźni zostawili cywilizację daleko za plecami. lecz nie byli tam sami... Kolejne światła wdarły się do krainy nocy. Były co raz bliżej i bliżej. Silniki Harleyów dobijały granic swych możliwości, ale światła motorów i tak topiły się w światłach pościgu. Strzały. Huk, błysk, wrzask. Hoyt obejrzał się przez ramię. Jego kompan padł. Ciało Bullfroga leżało na skraju drogi skąpane w brunatnej wodzie. Pisk. Postawny mężczyzna wyhamował i oddał kilka strzałów. Huk, błysk, wrzask. Ktoś umierał, ale pod kowbojskim kapeluszem Hoyt'a nadal pewnie tliło się cygaro. Huk, błysk, kolejne wrzaski. Znów ktoś schodził z tego świata. Ryk, mlaskanie, wystrzał, błysk, wystrzał, błysk...
Gdy Hoy't spojrzał w prawo zobaczył jak jakiś Aligator wciągał ciało Bullfroga pod wodę. Napastnicy przeszukiwali jego rzeczy. Złorzeczyli i mamrotali coś pod nosami. Axton mógł tylko leżeć. Krwawił tak obficie, że ziemia nasiąkła już jego posoką. Wycie. Złowieszczy dźwięk dobiegł z oddali. Najpierw jeden, długi, przeciągły, nienaturalnie przenikliwy. Później drugi, po chwili trzeci i jeszcze kilka. Były co raz bliżej co wyraźnie martwiło napastników. Poganiali się, szturchali, nerwowo wodzili bronią po linii zatopionych w wodzie drzew. Hoyt uśmiechnął się... Podniósł lekko głowę i cicho wypowiedział:
-Rougarou - ciężki, południowy akcent mutował stare, Francuskie słowa, ale każdy Cajun* wiedział o co chodzi...
Napastnicy spojrzeli po sobie bez rozeznania. Dla nich Hoyt bredził...
-The wolfs are comming...hahaha... - rzekł nim splunął krwią,
Warczenie silnika znów przerwało ciszę.

*Cajun - biała, francuzkojęzyczna ludność Luizjany

C.D.N.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Noc 7 czerwca 2011

Kyriese Sanvenho zdecydowanie nie przeżywał najlepszego okresu w swoim stucztredziestoletnim życiu. Był Szpiegiem domu von Draccona z Memphis co dawało mu jakąś specyficzną pozycję. Mógł sobie pozwolić na ciut więcej niż inne Wampiry, ale wiedział też, że wymagano od niego więcej. Powinien być profesjonalny, skuteczny a ponad wszystko powinien szczycić się samymi sukcesami. Z tym ostatnim był problem. W ciągu ostatniego roku zaliczył kilka niepowodzeń, które nadwyrężyły jego status. Najpierw nie dopilnował ludzi mafiozów z Chicago, którzy wyrwali się spod kontroli i zaczęli zwalczać Nosferatu w wyniku czego zginęło kilku żołnierzy Domu von Draccona. Co gorsza były to stare Wampiry, które towarzyszyły Baronowi von Dracco od setek lat. Później odniósł pyrrusowe zwycięstwo nad Domem klanu Brujah rezydującym w Memphis. Niby wszyscy gratulowali mu odwagi i sprytu, lecz w kuluarach słychać było śmiechy a sam Patron patrzył na niego spode łba. Na domiar złego nastał kryzys gospodarczy... Akurat ciężko było winić Kyriese o napompowanie bańki nieruchomości, która pękła pod ciężarem prawideł rynku, ale przez kryzys dochody z wszelkich legalnych "przykrywek" spadły drastycznie a to przyprawiało Barona von Dracco o kolejne zmarszczki i wraz z "dokonaniami" Sanvenho przygniatało Patrona.
Nic dziwnego, że głowę Kyriese zaprzątały myśli o ostatnich porażkach. Nie czuł, że zrobił coś źle. W sumie nie miał sobie wiele do zarzucenia. Nikt w sytuacjach, w których go stawiano nie zrobiłby nic więcej, ale od niego oczekiwano niemożliwego i to niestety strąciło go ze świecznika... w złym znaczeniu tego powiedzonka...
Noc dopiero się zaczynała. Sanvenho był akurat w domu Patrona, starej willi na przedmieściach, która od świata ludzi ogrodzona była niebotycznie wielkim płotem. Oprócz niego w rezydencji był sam Baron von Dracco oraz kilku Ambasadorów. Co tam robił? Sam do końca nie wiedział. Od dawna nikt się z nim nie kontaktował, więc chyba przyszedł sprawdzić, czy to oznacza już permanentny ostracyzm, czy może jest jeszcze jakaś szansa na rehabilitację. Willa wiała pustkami. Zwykle było tu więcej Nosferatu, czasami innych Wampirów, które przyszły w interesach. Teraz jednak wszystko wyglądało na wymarłe. Kyriese kręcił się bez celu po korytarzach wyłożonych krwisto czerwonymi dywanami i bacznie nasłuchiwał mając nadzieję na nawet błahą konwersację z jakimś Ambasadorem. Ta wędrówka trwała dobre pół godziny. Obszedł cały dom i nawet zahaczył o ogród, po którym kręcili się żołnierze. Niestety nie za bardzo był w stanie trafić na kogoś interesującego. Znów wszedł na piętro i przechadzał się pustymi korytarzami, gdy za plecami usłyszał przytłumiony śmiech. Odwrócił się natychmiast by ujrzeć znaną postać:

5xs21.jpg

Kobieta znajdująca się za jego plecami była znaną w Memphis Wampirzycą. Imię jej brzmiało Diria i należała do Domu Krono z Rodziny Daeva, trzeciego po von Dracco (Nosferatu) i Ricardo (Brujah) wampirzego domu w Memphis. Runy wymazane krwią na twarzy i bardzo specyficzny ubiór zdradzały profesję Powierniczki Arkan. Nie dziwota, że z pomocą magii łatwo podeszła takiego wygę.
-Witam Cię Kyriese. Ile lat się nie widzieliśmy? 10? Wydaje się jak wczoraj... - powiedziała to tak lekko, że aż można było pomyśleć, iż nie ma jakiś ukrytych celów - Słyszałam, że sławny szpieg marnieje w oczach? Czyżbyś pił krowią krew?
Roześmiała się lekko po czym szybko przystawiła palec do ust. Gdyby nie fakt bycia Wampirzycą można by ją posądzić o bycie na zwykłym "haju".
-Cicho Sanvenho, oni są za ścianą - powoli przechodziła do szeptu - Chodź pokażę Ci co mówią... Chodź...
Nosferatu nie miał nawet czasu żeby coś powiedzieć, czy się bronić. Diria złapała go za rękę i dosłownie przetopili się razem przez ścianę z cegły. Nagle znaleźli się w pomieszczeniu znanym nielicznym. Kyriese nigdy tu nie był, ale słyszał legendy. W tym tajemnym pokoju Patron naradzał się z najbardziej zaufanymi Ambasadorami. Widząc Barona i jednego z Ambasadorów stojących dosłownie kilka metrów od nich wzdrygnął się lekko przerażony kolejnymi implikacjami takiej sytuacji.
-Ciii... - złapała go za ręke znów przystawiając palec do ust - Oni nas nie widzą, ma-gia... hihihi... Cicho Sanvenho, słuchaj.
-Sytuacja jest dość poważna Czcigodny Patronie. Tracimy po kolei nasze wpływy.
-Myślisz, że ja tego nie wiem!? To już nawet nie chodzi o wątpliwej jakości poczynania naszeg szpiega... To jak... jak jakaś epidemia!
-Czcigodny Patronie... ja... chcialbym zwrócić uwage, że wraz z innymi mówiliśmy...
-Cicho!
-Oczywiście... kajam się...
-Jakie są informacje!?
-Czcigodny Patronie... nie mamy informacji.... Wszscy Nosferatu z naszego Domu, którzy mieli odpowiednie umiejętności poniesli ostateczną śmierć z rąk nieznanych sprawców... a Kyriese jest izolowany na Twoje polecenie. Inne Domy Nosferatu w całym kraju też pogrązają się w dezinformacji i jak że nietypowej dla nas... panice...
-Idź do Domu Krono. Niech ktoś z zewnątrz nam pomoże. Daj im pieniądze, zaoferuj naszą wdzięczność, daj mu moje slowo honoru, że będziemy mieli wobec jego Domu dług wdzięczności i dowiedz się czegoś! Niech Daeva w końcu się określą! Zresztą ten pacan ma wobec mnie istotnie zobowiązania finansowe to powinno go skutecznie przekonać bo jak nie... to szpony moich żołnierzy rozerwą mu gardło! Wszystko tylko nie ten Kyriese...
Diria znów złapała Nosferatu za dłoń i na powrót znaleźli się na korytarzu. Nastała chwila ciszy. Wampirzyca chyba dawała mu czas na przyswojenie nowych rewelacji.
-Teraz wiesz co się dzieje i jaka jest Twoja pozycja. Krono nie lubi gdy ktoś nas chce używać jako swej tarczy lub miecza - zaskakujące, ale teraz mówiła bardzo konkretnie i do rzeczy - Wolelibyśmy to załatwić po swojemu. Rozumiesz? Dobrze. Masz dwie opcje. Idź do Domu Brujah i rozeznaj się. Wiemy na pewno, że teraz jest słabo strzeżony. Na najwyższym piętrze znajdziesz pokój z ich archiwami a na stole... wiemy że są tam pewne cenne informacje. Jeśli nie to to udaj się do kanałów. Poszukaj Alex'a wyklętego Nosferatu. On Cię dalej pokieruje. Pa!
Diria zniknęła gdzieś w cieniu zupełnie jakby nic się przed chwilą nie stało. Kyriese został natomiast z wyborem. Mógł zignorować co słyszał i po swojemu dalej odbudowywać swą pozycję. Mógł też skorzystać z rad. Dom Brujah leżał po drugiej stronie miasta i był podobną do rezydencji Barona, willą ogrodzoną wielkim płotem. Alex zaś lata temu został wyklęty z Domu von Dracco. Teraz żył gdzieś w kanałach Memphis i sprzedawał swą krew Ghoulom. Nędznik, aczkolwiek mówiono, że oprócz krwi ma dużo informacji do sprzedania.

20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja ( 1 ) Walka bronią (4)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (5) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Ekwipunek:
  • Krem przeciw UV
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • Sztylet (1 obrażeń)
  • Fiolka ludzkiej krwi (+1 życia dla Wampirów)
  • …
Gotówka: 10$
Płaszcz, kapelusz
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Noc 7 czerwca 2011

Matemaru Kowalsky
-Mate! Mate! Tak się tego nigdy nie nauczysz! Patrz co robisz! - Chirs był wyraźnie poirytowany - Umysł to nie Materia tym się nie wali po łbie! To subtelna... ach co ja Ci będę mówił. Patrz...
Chris zaczął kreślić patykiem jakieś rysunki na piasku. Póki co były to mało zrozumiałe piktogramy o niesprecyzowanym przeznaczeniu, ale Matemaru wiedział, ze niedługo pewnie się dowie co to właściwie ma być. Spojrzał na księżyc w pełni i nabrał całych płuc świeżego powietrza. Plusem mieszkania w małej osadzie po środku lasów Michigan było to, że żyło się blisko natury w miarę nie dotkniętej ręką cywilizacji. Możliwe, że to przez wilcze zmysły słyszał lepiej, widział wyraźniej i łatwiej mu się oddychało, ale z tego co pamiętał jako człowiek też dużo lepiej czuł się wśród natury. Spokój.
-To jest proste - Chris podniósł się znad swoich rysunków - Umysł to umiejętności narzucania innym twoich myśli przez twą siłę woli. Rozumiesz? No. I teraz słuchaj. Ty sprawiasz, że Twoje myśli są nie do odróżnienia dla obiektu od jego własnych myśli! Jasne? To jest proste w teorii... W praktyce zależy z kim masz do czynienia. Idiotę omotasz w pięć minut, mędrzec nigdy może się nie nabrać. To taka trochę iluzja oparta na twoich możliwościach. A teraz patrz na to kółko po środku schematu...
Chris już nie dokończył co chciał powiedzieć. Gdy kij, który dzierżył w ręce zawisł nad misternym schematem usłyszeli donośne wycie. Niestety nie było to zwykłe nawoływanie myśliwych, ale alarm. Długie, przeciągłe, wysokie wycie brzmiało prawie jak syrena, której ludzie używali do ostrzegania się przed niebezpieczeństwem. Coś się działo w osadzie i nie było to nic dobrego. Chris natychmiast rzucił wszystko i sprintem runął na południe w stronę osady oddalonej o kilkaset metrów. Mate nie widział sensu w czekaniu i pobiegł za nim. Niewielka odległość jawiła się teraz jak nieprzebrane kilometry, które trzeba pokonać aby w końcu dotrzeć do celu.
Nikłe, księżycowe promienie przebijały się przez konary tworząc jasne smugi światła losowo padające to tu to tam. Adrenalina i przejęcie sprawiały, że wszystko działo się klatka po klatce. Kolejny przeskoczony głaz, nogi zamoczone w strumyku, spłoszona zwierzyna. Powoli niczym we śnie, lecz nieuchronnie zbliżali się do skraju gęstego lasu.
Mate był jakieś kilkadziesiąt metrów od miejsca gdzie kończyła się linia drzew. Jego kompan, w formie półwilka, stał na skrawku trawy oddzielającym osadę od lasu.
-Matemaru biegnę do swoich rodziców! Zobacz co się dzieje w środku! Coś się pali!
Nim Kowalsky zbliżył się do niewielkiej polany, Chris już pędził w stronę domów i po kilku sekundach zniknął między zabudowaniami. Szaman oparł się ręką o jedno z drzew. Spojrzał na maleńkie miasteczko. Rzeczywiście w samym środku coś się paliło. Wtem usłyszał pierwsze strzały przeplatane z bojowym wrzaskiem Chieftainów. Za szybko. Zdecydowanie za szybko wszystko zmieniło się o 180 stopni. Najpierw błoga cisza, lekcja magii z przyjacielem a teraz... Jego dom był... sam nie wiedział jak to nazwać. Co się działo? Kto to zrobił? Jakim prawem? Jak radzą sobie inni? Potok myśli przesączał się przez jego głowę. Nie mógł skupić uwagi na jednej rzeczy. Był lekko roztrzęsiony tym tragicznym zwrotem akcji. W końcu zebrał się w sobie i spojrzał na osadę. Wzrokiem omiótł okolicę i jedna sprawa się wyjaśniła. Gdzieś na skraju lasu zauważył obcego. Dziwna, pokraczna postać wychodziła zza linii drzew choć las nadal dobrze ją maskował:


hrwxkx.jpg

Matemaru miał trochę szczęścia, że spośród gęstwiny wyłuskał jednego z napastników. Miał też ten komfort, że postać była dobrych kilkadziesiąt metrów od niego i najwidoczniej pozostał niezauważonym. Z sekundy na sekundę co raz lepiej widział obcego. Uzbrojony po zęby. gnijący korpus miarowo zbliżał się do zabudowań. Nieniepokojony przez nikogo przemierzał już kolejne metry polany gdy zza zabudowań wybiegli trzej wojownicy. Wilkołaki pędziły na wroga, lecz ten chyba niewiele sobie z tego robił. Pierwszych dwóch dorwało go mniej więcej w połowie polany. Rozpętała się zajadła walka. W końcu również trzeci dopadł wroga, ale przewaga liczebna nie przeważyła szali. Wilki i Nieumarły zwarli się w śmiertelnym tańcu oprawionym bojowym rykiem i dźwiękiem stali.
Mate spojrzał znów na osadę. Gdzieś między domami biegła kobieta i wrzeszczała:
-Legioniści! Przeklęci najemnicy! Przeklęci!

16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky „Mate”
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (2)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (3) Materia (2) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
  • Lornetka
  • Katana (2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • …
  • ...
Gotówka: 40$
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Noc 7 czerwca 2011

Rider znów wyruszał w miasto. Najpierw spędził wieczór czyszcząc broń i słuchając audycji pt. "Klasyki Rocka", później zamknął za sobą drzwi małego mieszkanka w taniej dzielnicy i podążył w stronę mroku. Jego instynkt podpowiadał gdzie szukać kolejnych celów. Kluby, puby, ciemne uliczki. To raj dla Wampirów, które chciały wyssać ludzką krew do cna i zostawić swą ofiarę na pewną śmierć. Choć ta noc była trochę inna niż poprzednie. Zwykle po prostu kierował się tam gdzie czuł, że będzie potrzebny. Nie planował zbyt wiele, nie obmyślał zawiłych strategii. Jednak dzisiaj dostał telefon, który zmienił jego schemat działania. Skontaktował się z nim znajomy Zakonnik, który działał pod przykrywką policjanta. Facet pracował na pierwszej linii frontu i miał dużo dobrych informacji, które czasami podsuwał też Łowcom. Tym razem postanowił przedzwonić do Rider'a i dać mu pewien cynk. Otóż według Zakonnika w świecie Wampirów coś powoli zaczynało wrzeć. Mówił, że jego oddział Zakonu otrzymuje podobne raporty z różnych części kraju i że "coś jest na rzeczy". Brzmiało to strasznie ogólnikowo, ale John, owy Zakonnik, nigdy nie rozsiewał plotek ani paniki. Dlatego jego opiniom można było wierzyć. Mimo wszystko Rider z początku podchodził do sprawy z dystansem. Tajemnicą Poliszynela było, że Wampiry cały czas walczyły. Jak nie między sobą to z kimś innym. Pewnie to lekko dyskredytowało sensacje o rodzącym się niepokoju, ale Johnowi warto było ufać o czym Rider nie raz się przekonał. Z tego właśnie powodu szedł na miasto z pewnym celem - pociągnięcia kogoś za język. Nawet dosłownie jeśli to będzie konieczne.
Des Moines może nie było stolicą świata, ale centrum miało to do siebie, że żyło całą dobę. Pijackie awantury, dilerzy na ulicach, policyjne patrole mające pełne ręce roboty. Półświatek, w tym ten nieludzki, żył teraz pełnią życia. Łowca kilkanaście minut kroczył zatłoczonymi ulicami. Spoglądał to tu to tam. Szukał śladów, które dobrze znał. Gdy przechodził obok niektórych barów krzyżował spojrzenia ze znanymi mu Wampirami. Te szybko odwracały wzrok, chowały się w pomieszczeniach lub szukały towarzystwa podobnych sobie. Bali się go. I dobrze.
Spacer zakończył się na przeciw baru "Snap". Znanej kanciapy utrzymywanej przez lokalny Dom Syriona z Rodziny Ventrue. Było to jedno z tych miejsc, do których córek się nie posyła. Policyjne statystyki wymieniały ten bar na szczytach wszelkich list. Najwięcej zaginionych, najwięcej strzelanin, najwięcej rozbojów, pobić, kradzieży. Ciężko to był zliczyć i ogarnąć. Mówiąc krótko - melina, którą dostojni Ventrue traktowali jak pralnię swych brudów. Stojąc po drugiej stronie ulicy przyglądał się kolejce przed wejściem. Wchodzić tam nie miał po co bo tylko sprowokowałby ostrą zadymę a tej nocy nie o to chodziło.
Rider w końcu wyczuł moment. Stojąc w cieniu przyglądał się temu kto wchodzi i wychodzi. Po jakiś 30 minutach z głównych drzwi wyłonił się Robert, Ambasador Domu Syriona i szybko zniknął w jednej z uliczek. To był dobry moment. Łowca przemknął między jadącymi ulicom samochodami i spokojnie śledził cel.
Brudne i wilgotne zaułki nie koniecznie należały do domeny salonowych piesków jakimi byli Ventrue, ale jak już wspomniano ten bar i ta okolica nie służyły im do pogłębiania savoir vivre. Rider powoli zanurzył się w sieci wąskich przejść obstawionych śmietnikami i niepostrzeżenie zbliżył się do zakrętu. Przylgnął plecami do zimnego muru i chwilę nasłuchiwał wiedząc, że Robert jest tuż za rogiem.
-Masz? Ile? Dobra. Słuchaj to są ważne rzeczy. Mamy nowe zlecenia dla Legionu. Bądźcie gotowi na informacje i do tego żeby ruszać natychmiast.
-Ilu Palladynów będzie potrzebnych?
-Nie wiem. Sześciu może więcej. Kolejny cel to dwa Domy na zachodnim wybrzeżu. Sami powinniście wiedzieć.
-Pięciu w takim razie.
-Ta wasza pewność siebie - śmiech Wampira rozległ się głuchym echem po zatęchłym zaułku - Masz to za ostatnie sprawy.
Rozmowa się urwała. Rider słyszał tylko oddalające się kroki i dźwięk stukania w klawiaturę telefonu. Chwilę później znów doszedł go znajomy głos Roberta "Załatwione". Łowca nie wiedział z kim dogadywał się Wampir, ale z tego co zrozumiał musiał to pewnie być Nieumarły z Leginów albo jakiś pośrednik. Czasu na domysły już nie było a Rider detektywem nie był, więc wołał konkrety. Gdy miał pewność, że Ambasador został sam wyłonił się zza rogu. Wampir zatrząsł się i prawie upuścił komórkę.

flwydc.jpg

Jeśli przyjrzeć się temu Ventrue z bliska można był łatwo odnieść wrażenie, że niektóre Wampiry są chyba fanami sagi "Zmierch". Mały, niepozorny, wygadany i sprytny, ale raczej niegroźny w starciu bezpośrednim.
-Czego tu szukasz! Moi żołnierze są tuż za rogiem! Nie kłamię!

68r8rl.jpg
Rider
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (6) Złodziejstwo (0)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (2) Ukrywanie się (2)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • Telefon komórkowy
  • …
  • …
  • …
Gotówka: $20


Let the game begin!
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Odsunął się odruchowo od Dirii i szybko przeanalizował obrazy. Nie mógł podważać tego co widział, pokazywała mu raczej rzeczywistość, chociaż po co - nie wiedział. Wiedział już jakiś czas, że jego działania nie budziły entuzjazmu u patrona, że został odsunięty. Nie zaprzestawał mimo to pracy i uważał, że porażki klanowej polityki nie są jego winą. Jasne było jednak, że musi coś przedsięwziąć; myśl, że zadaje straty swojej wampirzej rodzinie zwyczajnie go bolały. Nie mówił najwięcej o posłuszeństwie i lojalności ale na pewno robił to co powinien.
- Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi - zwrócił się do jasnowidzki. Nie wiedział, co ma ona na myśli i skąd wypływa jej oferowana pomoc ale podsunęła mu myśl. Kyriese postanowił udać się do kanałów, znanego sobie środowiska by odnaleźć tego, o którym nie mówiło się w Domu bez odrazy. Porzucił swój strój i chroniony wyłącznie zielonkawą skórą swojego trochę skrzywionego ciała, wyruszył w niestraszną mu ciemność podziemi. Wiedział, że w ten sposób zostanie przez Nosferatu zostanie przyjęty lepiej niż gdyby przyszedł ubrany odświętnie.- nie mieli oni wielkiego szacunku dla ludzkich form zachowań i szanowali tych, którzy byli w zgodzie ze swoją naturą. A jeśli trzeba będzie, przyjdzie i czas włamać się do siedziby Brujah, chociaż tak ryzykownego działania wolały uniknąć.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Tej nocy coś wisiało w powietrzu. Trudno było sięgnąć pamięci kiedy ostatnio miasto było tak niespokojne. Stworzenia nocy, które Rider mijał na rogatkach, prędko czmychały pod ścianami, czasem stały na gdzieś uboczu, nerwowo przekazując szeptem informacje. Kroczył po brudnym bruku z podniesioną głową, rzucając niechętnie spojrzenia na owe istoty. Dobrze wiedział, że w tym świecie trzeba być pewnym siebie, inaczej zostanie się zjedzonym przez nocną hałastrę.
Z okolic ,,Snap" dochodziły typowe dla tej pory dźwięki: krzyki, złowieszcze śmiechy, trzask rozbijanych butelek. Niby klan Ventrue chciał uchodzić za wyrafinowany, a prywatnie jego przedstawicielie zachowywali się nieraz jak prostacy. Łowca zaczaił się w wąskiej, zagraconej uliczce między dwoma kamiennicami. Przyległ plecami do ściany jednej z nich, czujnie obserwujac lokal. Do czasu, aż wyłonił się Robert, zaobserwował już dwa napady, co było i tak kiepskim wynikiem jak na tą okolicę.
Po wyśledzeniu Roberta i wysłuchaniu rozmowy, wyszedł mu na spotkanie właściwie instynktownie, zanim zastanowił się - po co w ogóle mu się w to mieszać? Wewnętrzne sprawy wampirów go nie obchodziły. Mogły sobie nawet organizować igrzyska, póki nie raczono się na nich ludzką krwią. Jednakże skoro wyraźnie szykowała się jakaś chryja, dobrze było dla jego szeroko pojętego interesu, coś o niej się dowiedzieć.
Robert wyraźnie się przeląkł łowcy, który wyrósł jak spod ziemii. Rider wiedział, że tamten jest ambasadorem, co mgliście mówiło mu, że stanowi wyższą rangę w domu, kogoś na rodzaj doradcy.
- Czego tu szukasz! Moi żołnierze są tuż za rogiem! Nie kłamię!
Rider uśmiechnął się krzywo.
- Nie sr.aj żarem. Nie jesteś moim celem... jeszcze. Ty masz swoich ludzi, ale i wiedz, że nie brakuje nocnych (taki Rider nazywał istoty nocy: wampiry, wilkołałki oraz im pochodne) w okolicy, którzy mają u mnie dług za darowanie ich marnego życia <zastraszanie>. Słyszałem twoje słowa. Sam sobie jesteś winny, nie załatwia się takich spraw w ciemnych uliczkach. Tam jest więcej nadstawionych uszu, niż sądzisz. Powiem tak. Róbcie sobie, co chcecie. Jeśli to dotyczy ludzi, poukręcam wam łby. Z resztą musiałeś o mnie słyszeć, to sam wiesz.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Tak magia&hellip; Cholerstwo jedne, czuje ją, czuje jak wypełnia mnie od środka ale żeby ją odpowiednio użyć? To jest dopiero problem&hellip; Gdy jestem wściekły to nawet dość mi wychodzi czarowanie, szkoda tylko, że nie zawsze wychodzi to co chciałem. Dobrze, że ćwiczyliśmy na łonie natury, wśród stali i betonu jeszcze ciężej mi opanować dana technikę.
-A teraz patrz na kółko pośrodku schematu&hellip;
Usłyszałem wycie jednego z naszych. To alarm od razu w głowie wykiełkowała mi myśl. Niebezpieczeństwo groziło moim pobratymcom. Ruszyłem biegiem za nauczycielem. Wydawało się, że bardzo powoli wyłania nam się nasza wilcza osada. Gdy chwilę później zatrzymałem się koło kompana w formie półwilka, on już krzyczał do mnie wybiegając z lasu:
-Biegnę do swoich rodziców! Zobacz co się dzieje w środku! Coś się pali&hellip;
Jego słowa wraz z odgłosami strzałów przewróciły mój świat do góry nogami, ktoś nas zaatakował? Ale jak? I kto by się na to ośmielił?
Wzrokiem zacząłem przeczesywać gęsty las wokół, nie chciał być łatwym celem dla kogoś kto mógł się ukrywać w tej gęstwinie. Już po chwili miałem odpowiedź kto się odważył zaatakować wilki we własnym legowisku. Nieumarli&hellip; Najemni zbiry, walczący dla tych co najwięcej zapłacą. Wojownicy, którzy nie znają strachu. Co widać było nawet teraz gdy trzech moich braci rzuciło się na jednego z nich. Szybkim ruchem wyciągnąłem katanę, lepiej być uzbrojonym gdy taki przeciwnik jest wokół.
Mój wzrok przesunął się po najbliższej gęstwinie, lepiej by nikt mnie nie zaatakował w czasie przemiany. Gdy upewniłem się, że wrogów nie ma w pobliżu kilku metrów, szybko poruszyłem myślami tą strunę swojego serca i rozumu odpowiedzialną za Lykantropie. Chwilę później już stałem przemieniony w półwilka z mieczem w dłoni.
Po patrzyłem jeszcze po drzewach otaczający mój dom. Gdy nie zauważyłem, żadnego wroga, a nieumarty, który walczył z wilkami padł, ruszyłem biegiem w stronę ognia. Jeśli jednak wilki przegrywały z nieumarłym zaatakowałem go. Gdy biegłem w jego stronę wyszukałem jego mentalność i w nią wypaliłem całą tą magią pomieszaną ze wściekłością by dać bracią choć chwilę na unicestwienie go. Następnie zaatakowałem kataną, cały czas próbując objąć jego umysł w panowanie, choć wydawało mi się to czymś wstrętnym, był on taki brudny&hellip; taki poskręcany&hellip; taki nienaturalny nawet jak na istotę nadnaturalną.
Jeśli w końcu legionista padł, ruszyłem biegiem w stronę rynku. Musze wiedzieć co się tak pali i kto wydał na moją społeczność wyrok. Bo przecież te trupy są tylko wykonawcami, siepaczami kogoś ważniejszego. A na tym kimś trzeba będzie się zemścić. Jak tylko odeprzemy atak nieumartych. A tak się stanie ja już o to się postaram.




PS. Sorry że takie opóźnienie ale mam problemy z Internetem i musze korzystać z komórki by odpisywać
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Kyriese postanowił odszukać Alex'a, Nosferatu wyklętego z Domu von Draccona. Kanały nie były może przyjemnym miejscem, ale w porównaniu z siedzibą Domu Ricardo jawiły się jako wyjątkowo łatwo dostępne. Wampir opuścił willę patrona i wyszedł na dwór. Skręcił w jakąś mało uczęszczaną uliczkę i po otwarciu jednego z kanałów włazowych zszedł do podziemi Memphis.
Sieć kanalizacyjna tego miasta nie była wyjątkowo skomplikowana. Szczególnie nowe kanały, budowane w drugiej połowie XX wieku stanowiły wyjątkowo symetryczną i łatwą do "ogarnięcia" strukturę. Schody zaczynały się gdy ktoś chciał zejść niżej. Tam gdzie ostatni technicy byli pewnie ponad sto lat temu. Stare korytarze kryły wiele zaułków, ślepych uliczek, czy wręcz gruzowisk po zawalonych stropach. Miejsce idealne dla chcącego się ukryć Wampira, ale zdecydowanie gorsze dla tych, którzy chcieli go odnaleźć. Zresztą były to dwie strony tego samego medalu i Sanvenho dobrze o tym wiedział.
Jakiś czas chodził po wyżej położonej sieci kanalizacyjnej i przyglądał się otoczeniu. Szukał jakiś śladów po ludziach, ghoulach, które pewnie też tutaj schodziły by kupować krew wyklętego. Niestety nie wiele odnalazł. Albo ghoule dobrze maskowały swoje ścieżki albo miał cholernego pecha. Powoli okrążał kolejne strefy oznaczone kolorami na ścianach. Najpierw niebieską, później czerwoną, następnie zajrzał do wielkiej komory przepompowni. Nic... Ruszył dalej. Tutaj było o tyle łatwo, że wszystko było oznaczone prawie jak na szlaku turystycznym. Na każdym skrzyżowaniu wisiała mini mapka okolicy i wskazówki dotyczące pobliskich wyjść i obiektów technicznych. Mimo wszystko to nie wiele mu mówiło. Zaczął więc kierować się dalej w głąb kanałów...
Wędrówka podziemiami nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów. Nosferatu powoli rozumiał też, że chyba sam stracił orientację. Gdy w końcu stanął na kolejnym rozwidleniu zwrócił uwagę, że betonowe ściany zastąpione zostały ceglanymi stropami. Mapki zaś zamieniły się w zardzewiałe tabliczki z niezrozumiałymi napisami jak: "Sektor B7" lub "Przepompownia C-9. Woda dla kolorowych". Reminiscencje folkloru segregacji rasowej uświadomiły mu, że zszedł głębiej i że się po prostu zgubił.
Ostatecznie sprawy przybrały niezbyt dobrego obrotu. Ani nie odnalazł Alex'a ani nawet nie wiedział jak ma wyjść z tych przeklętych kanałów. Rozejrzał się jeszcze raz, już bardziej nerwowo i z większym dyskomfortem niż dotychczas. Starał się odtworzyć drogę, którą pokonał by tu dojść, lecz nadal nic...
-Pss... - usłyszał przytłumiony dźwięk.
-Pss... Tutaj... - jakiś szept nawoływał go z mroku
-Psssss... no tutaj, tu....

2lwk3tx.jpg

Zgarbiona postać powoli wyłoniła się z mroku. Wampir (czy to co z niego zostało) kroczył schylony i trochę wykrzywiony tuż przy ziemi. Jednym bokiem opierał się o ścianę jakby trudno mu było inaczej utrzymać równowagę.
-Widziałem jak schodzisz do starych kanałów... tsfe... ssss.... Rzrzrzaadko do mnie przychodzi ktoś innnny niż ghoule... ale dobrze się składa... sssss... - Alex wyciągnął szponiastą dłoń i wskazał pogrążony w mroku korytarz na wprost - Przyszli dzisiaj w nocy... czy to w dzień? Nie są tacy mili jak inne ghoule... oj nie... oj tam oj tam, Alex uspokój się... No przecież nie są mili... mówią, że chcą całą krew, grożą Alexowi... Oj tam oj tam...
Gdy wyklęty Nosferatu zaczął mówić sam do siebie jego wypowiedź powoli traciła sens, ale głosy dochodzące z korytarza i światła dwóch latarek zdradzały, że ktoś się szybko do nich zbliża.

Mate został postawiony w ciężkiej sytuacji. Z jednej strony Legioniści plądrowali jego osadę, z drugiej w niewielkiej odległości od niego toczyła się jedna z pewnie wielu walk, które teraz Wilkołaki musiały stoczyć. Kowalsky długo się nie zastanawiał dobył katany i pewnie dzierżył ją w rękach. Buzująca wilcza krew kazała mu wyrwać się do walki, ale rozwaga szamana podpowiedziała mu by najpierw wykorzystać swe umiejętności. Skupił się i postarał przelać na Nieumarłego wściekłość jaka nim targała .

Mate, Umysł vs Test natury (podstawowy)

Mate wygrywa.

Nieumarły stanął na chwilę w miejscu. Coś wyraźnie go zdezorientowało i przez dobrych kilka sekund był łatwym celem. To wykorzystał jeden z wojowników i z impetem wpadł na Legionistę. Szpony Chieftaina szarpały truchło niemiłosiernie i już wydawało się, że wygrana jest po stronie wilków gdy najemnik ocknął się z dziwnego letargu. Jego broń przebiła Wilkołaka na wylot. Dwaj pozostali podnosili się właśnie z ziemi. Pierwszy, który stanął na równe nogi runął na wroga, ale ten znowu popisał się umiejętnościami. Kilka uników i szybka kontra. Kolejny Szary Wilk padł na trawę. Trzeci wojownik, ostatni pozostający przy życiu, spojrzał na wroga niedwuznacznie. Duma nie pozwalała mu na salwowanie się ucieczką. Naprężył mięśnie, wyostrzył zmysły i podnosząc lekko wargi pokazał śnieżno białe kły. Atak. Wilkołak i Nieumarły znów zwarli się w śmiertelnej rozgrywce. Ciosy szponami, efektowne wypady, uniki, zacięta walka na śmierć i życie, w której mógł być tylko jeden wygrany. Jednak teraz do tego równania należało dodać trzeci element. Polaną pędził już szaman gotowy by stanąć w szranki z napastnikiem. Teraz jeszcze bardziej groźny bo łączący magię i ostrze broni.

Mate, Walka bronią + bonus vs Legionista Spostrzegawczość

Legionista traci 2 pkt życia. (redukcja obrażeń: pancerz -1, Nieumarły -1)

Agresja i magia stanowiły zabójcze połączenie. Najpierw najemnik znów stanął jak wryty. Przez kolejnych kilka sekund był łatwym celem do ataku. Mate w końcu dorwał się do niego i przejechał po ciele Nieumarłego ostrzem katany. Ten wygiął się aż do tyłu. Siła uderzenia wyrwała go z zamroczenia i nim całkiem padł na ziemię wykonał zwinny przewrót przez bark by ponownie stanąć na przeciw obrońców.
Kowasky stał w jednej lini z Sargem, tym z trzech Chieftainów, który przeżył tę walkę. Na przeciw nich stał przedstawiciel legendarnych najemników.
-Mate spokojnie. Stań z tyłu ja się nim zajmę - Sarge splunął obficie krwią, jego bok krwawił - To kawał skurczybyka... AAAA!!!
Wilk ruszył do walki.

Rider spoglądał pewnie wprost w oczy ambasadora. Kamienna twarz i surowe obycie nie dawały miejsca na pomyłkę co do jego postawy i tego z kim ma się do czynienia. Robert próbował wciskać jakiś kit o żołnierzach, ale chyba ze stresu jego sławne umiejętności blefowania nie stanęły na wysokości zadania. Łowca podszedł bliżej do Wampira. Ventrue przysunął się do ściany i niezbyt pewnie spojrzał na niespodziewanego gościa, który krótko wyartykułował co mu na wątrobie leżało:
- Nie sr.aj żarem. Nie jesteś moim celem... jeszcze. Ty masz swoich ludzi, ale i wiedz, że nie brakuje nocnych w okolicy, którzy mają u mnie dług za darowanie ich marnego życia. Słyszałem twoje słowa. Sam sobie jesteś winny, nie załatwia się takich spraw w ciemnych uliczkach. Tam jest więcej nadstawionych uszu, niż sądzisz. Powiem tak. Róbcie sobie, co chcecie. Jeśli to dotyczy ludzi, poukręcam wam łby. Z resztą musiałeś o mnie słyszeć, to sam wiesz.

Rider test na zastraszanie (+1 opis)

Test wygrywa Rider (1 przebicie)

-Ty sobie uważaj... Nie wiesz gdzie i kiedy ktoś spuści z ciebie krew! - Robert mówił agresywnie, ale czuć było, że nie jest pewny. To co mówił, jak mówił wynikało bardziej z lekkiego strachu jakiego nabawił go łowca - To są sprawy Ventrue. Rozszerzamy swoje wpływy. Ludzie, o ile się wtrącać nie będą, nie mają się czego obawiać zadowolony?
Wampir mówił szczerze, ale... zawsze jest jakieś ale... Łowca nie był w ciemie bity. Może nie znał dogłębnie świata krwiopijców, lecz dobrze wiedział, że jeśli ktoś coś kombinuje na większą skalę to nie ma bata żeby nie przełożyło się to na ludzi. Szczególnie jeśli Domy z jednej Rodziny stracą wampirzą konkurencję od razu poczują się jak w tym starym porzekadle: "Hulaj dusza, piekła nie ma..."
-Teraz odsuń się, wracam do baru.

68r8rl.jpg
Rider
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (6) Złodziejstwo (0)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (2) Ukrywanie się (2)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • Telefon komórkowy
  • &hellip;
  • &hellip;
  • &hellip;
Gotówka: $20

16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky &bdquo;Mate&rdquo;
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (2)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (3) Materia (2) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
  • Lornetka
  • Katana (2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • &hellip;
  • ...
Gotówka: 40$

20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja ( 1 ) Walka bronią (4)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (5) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Ekwipunek:
  • Krem przeciw UV
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • Sztylet (1 obrażeń)
  • Fiolka ludzkiej krwi (+1 życia dla Wampirów)
  • &hellip;
Gotówka: 10$
Płaszcz, kapelusz
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Niech cię przeklną diabli - często budował zdania inaczej niż ludzie XXI wieku. Może sentyment a może nawyk z czasów młodości, lubił istoty mówiące ładnie, używające pełnych zdań a nie tak popularnych w tych zepsutych czasach monosylab i prostackich przekleństw. Odepchnął Alexa wgłąb, wchodząc za nim.
- Porozmawiaj z nimi i nie wyjaw mojej obecności, będę cię obserwował - podniósł palec do ust, cofając się od mizernego wampira i przylgnął do ściany za bliskim rogiem lub schował się za wyłomem [ukrywanie się]. Pewnie chcieli żerować na Alexie, samo w sobie nie przeszkadzało to Kyriese. Wyglądało jednak, że jeszcze jedno "dojenie" (jak nazywali niektórzy ludzie proceder) może pozbawić wyklętego życia. Sanvenho nie oddalał się zbyt daleko, chciał pozwolić przybyszom zająć się Alexem. Tutaj, gdzie nie chodził prawie nikt nie powinni być zbyt uważni, szczególnie mając blisko łatwą ofiarę. Jeśli takie były ich zamiary, Kyriese poczeka aż się obrócą i podejdzie bezszelestnie do pierwszego - tego, który będzie uzbrojony. Umiał wbić ostrze między łopatki by ofiara padła momentalnie na ziemię - wtedy wykorzystując zaskoczenie, zajmie się drugą. Wszystko po to by przepytać Alexa, który może nic nie wiedzieć. Ale nikt ich tu na dół nie zapraszał, prawda? Oparł się o ścianę biorąc w lewą dłoń sztylet i spojrzał na bok - kiedy już go miną, będzie miał otwartą drogę ucieczki gdyby coś poszło nie tak.
Mogli jednak przychodzić po co innego, dotarło do niego. Co wtedy? Wtedy po prostu wysłucha co mają do powiedzenia i być może nawet uda mu się uzyskać informacje bez gadania z tym tutaj...
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Rider nie zareagował na pogróżki, acz dobrze je sobie zapamiętał. Gdy dowiedział się, co z grubsza jest planem wampirów, ustąpił z drogi Robertowi, choć cały czas odprowadzał go wzrokiem zza ciemnych okularów, dopóki nie zniknął za rogiem. ,,Ludzie nie mają się czego obawiać" powiedział. Jasne. Jak będą przewroty, to nie zabraknie ofiar. Także w ludziach. Proste jak budowa cepa, bo gdy nocni się popstrzykali, zawsze cierpieli na tym również postronni.
Rider wspominał o darowanych żywotach i postanowił wykorzystać właściciela jednego z nich. Czasem zdarzało mu się oszczędzać płotki, marne kreatury na dnie skomplikowanej, wampirzej drabiny. Nie dlatego bynajmniej, że było mu ich żal, ale z czysto pragmatycznego powodu - dla informacji. Te ścierwa wiedziały, że są i będą na dnie, a pies z kulawą nogą się o nie nie upomni. Jeśli nie chciały zostać podmiotem spóźnionego wyroku, zmuszone były mówić Rider'owi, co wiedziały.
Na rogu ulicy łowca kupił w nocnym fajki i od razu zapalił jednego papierosa. Następnie skierował się do obskurnego domostwa na końcu aleji. Był to ceglany kolosa z wybitymi szybami i osmolonymi pozostałościami po pożarach. W starym squacie mieszkał ludzki jak i wampirzy, wiecznie zaćpany margines. Co tam się konkretnie wyrabiało, osobiście Rider'owi dyndało u pasa. Tych ludzi akurat nie było mu żal. Pewnie mieli tak przeżarte mózgi, że nawet nie wiedzieli kogo mają za sąsiadów.
Kopniakiem otworzył liche drzwiczki z dykty i wszedł do środka osłaniając ręką nos od smrodu, który zdawał się wwiercać w czaszkę. Pod ścianami wypełnionymi grafitti leżały postaci, często w kałuży własnego moczu. Rider podszedł do zniszczonego filaru i mocnym szturchańcem obudził jednego z rezydentów. Nie zadawał sobie trudności w zapamiętaniu jego imienia, wiedział tylko, że należał kiedyś do Ventrue, po czym z niewiadomych dla niego przyczyn został banitą. Wyrzutkiem, który nic nie znaczył. Ale nadal mógł coś wiedzieć.
Rider rzucił mu kilka fajek, gdy zobaczył jak ten zaczyna się wybudzać i patrzeć nieprzytomnie. Oczywiście fakt, że spał podczas nocy mógłby być dziwny, o ile nie spojrzało się w jego oczy. Nafaszerował się jakimś świństwem, ale jeszcze kontaktował.
- Masz tutaj parę szlug i skup się. Powiesz mi kilka rzeczy, a może dostaniesz tego więcej. Twoja rodzinka coś planuje. Coś większego. Co wiesz na ten temat? Tylko mi tu nie ściemniaj. Kręcisz się po tym mieście jak gó.wno w przeręblu, musisz słyszeć to i owo. Coś się działo ostatnio, o czym nie wiem? Jakieś rozróby? Co ma z tym wspólnego Legion? Bo to nieumarli najemnicy, jak dobrze pamiętam... - gdy złapał się na tym, że głośno myśli, ponownie zwrócił się do wampira - Zachodnie wybrzeże. Z kim stamtąd mieliście na pieńku? Słuchaj, może dostaniesz całą paczkę, albo cię tu zbutuję. Jesteś śmieciem, nikt się tobą nie przejmie. Więc gadaj.
Nie sądził, aby taki wyrzutek znał odpowiedzi na wszystkie pytania, ale cokolwiek powinien z siebie wydusić. Rider'owi daleko było od pakowania się do wampirzych siedzib, czy też drążenia dalej tematu ,,u góry". Wampiry zaraz by zwróciły na to uwagę (,,a łowca znowu węszy, trzeba go przytemperować etc."), zaś ten tutaj nic nie znaczył, komu miałby się pożalić?
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Twardy skurczybyk... Nienawidzę zombiaków, nie dość, że powstali z grobów zamiast leżeć jak przystało na nieboszczyka to jeszcze grają z tym kto więcej zapłaci... Sarg ruszył do walki gdy tylko opanował na chwilę odech ze słowami:
-Mate spokojnie. Stań z tyłu ja się nim zajmę - Sarge splunął obficie krwią, jego bok krwawił - To kawał skurczybyka... AAAA!!!
Miał racje nie byłem wojownikiem nawet w jednej dziesiątej tak dobrym jak on ale przecież już dwóch moich braci leżało na ziemi zabitych przez Legionistę. Więc prawdopodobieństwo, że on da sobie sam rade bez żadnej pomocy jest minimalne tym bardziej, że krwawi obicie. Dlatego cofnąłem się minimalnie do tyłu. Próbowałem obejść przeciwnika od tyłu tak by nie widział co robię. Jednak walczący cały czas się przemieszczali, raz czy dwa zbliżyli się niebezpiecznie w moją stronę. Jednak nie mogłem zaatakowac jeszcze teraz cały czas przecież Zombiak miał mnie w zasięgu wzroku. Powoli poruszałem się tak by plecami być obróconym w stronę osady. Nie mogłem przecież pozwolić by on się przedarł tam. Jednocześnie czułem cały czas to dziwne brzemię. Ta mroczność w mojej duszy podpowiadała mi bym rzucił wszystko w diabły i uciekał... Po co się tu pchasz?... Bardziej przydasz się na zewnątrz, zaświadczysz co się tu stało.... Nie mogłem pozwolić by ten strach wziął górę próbowałem się opanować jednocześnie starając się nadążyć za walką mojego współbratymca.
Chwilę po tym zauważyłem jak nieumarły cofnął się przy ciosie Sarga, w tedy właśnie ruszyłem do ataku. Rzuciłem już nadwyrężoną magię umysłu, niech tylko pozwoli mi zatrzymać nieumarłego na 1setnąsekundy. bym mógł się przyłożyć do ciosu. Gdy byłem w powietrzu, skupiłem cały swój strach, wściekłość i nienawiść do tego stwora w jednym ataku mentalnym od którego wszystko miało zależeć. Jeśli nawet się on nie powiedzie mam nadzieje, że cięcie które przygotowałem na zakończenie tej walki przyniesie chociaż małe rany, w końcu dałem w niego całą swoją siłę i cały swój kunszt, którego szkoliłem się wśród wilków. Po cięciu(gdyby broń utknęła w ciele od razu próbuje się zmienić w pełną wersje wilkołaka i atakuje nieumarłego) znów odskakuje i daje szanse Sargowi.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Kyriese nie widział potrzeby w bezpośrednim starciu, przynajmniej nie od razu. Postanowił wyczekać i zobaczyć jakie zamiary mają ghoule. Alex wyglądał jakby mało co kojarzył i rozumiał, lecz na słowa szpiega zareagował przytakiwaniem. Usiadł pod ścianą i czekał podczas gdy drugi Nosferatu schował się za wyłomem nieopodal. Głosy zbliżały się...
-Ci :cenzura:, taś taś... - słowa ociekały ironią mimo pozornego braku jakiegokolwiek znaczenia - No chodź tu...
-Ale ty głupi jesteś...
-E tam. Doimy go do dna i kończymy. Nie chce mi się płacić za sok.
Po chwili w zasięgu wzroku Sanvenho znalazło się dwóch mężczyzn. Ubrani w sportowe dresy i "wyżelowani" Azjaci przypominali trochę dzieciaki bawiące się w gangsterkę. Pełno było teraz takich młodych gniewnych, szczególnie wśród emigrantów z Korei, którzy ładne paręnaście lat temu zalali Memphis. Nie wyglądali na groźnych, ale Nosferatu znał ghouli i wiedział, że są oni znacznie silniejsi niż zwykli ludzie. Nie bez powodu ryzykowali wiele by zdobyć wampirzą krew... Kroki były co raz bliżej. Nieświadomi niczego ludzie pewnie kierowali się w stronę swej ofiary. W pewnym momencie przechodzili tuż obok Kyriese...

Kyriese, Ukrywanie się vs. Test natury (średni)

Kyriese zostaje zauważony.

Mężczyźni sprawiali wrażenie wyluzowanych i ignorujących potencjalne zagrożenia, lecz sok (preparat z wampirzej krwi) płynący w ich żyłach najwidoczniej wyostrzał percepcję. Gdy przechodzili obok wyłomu jeden nerwowo spojrzał w jego stronę. Coś go zaniepokoiło, przyjrzał się bliżej wyrwie w ścianie i dojrzał tam schowanego Wampira.

Kyriese, Walka bronią vs. Test natury (średni) - Walka z więcej niż jednym wrogiem

Ghoule tracą po 2 pkt życia

Teraz już nie było mowy o ceregielach. Jeden z Azjatów wyciągnął zza pazuchy pałkę teleskopową drugi zaś zardzewiały łom. Narzędzia proste, może wręcz prymitywne, ale do zabijania finezji nie trzeba. Obaj ruszyli na Wampira. Sanvenho szybko wyskoczył z wyłomu i stanął do walki. Dwa błyskawiczne ruchy sztyletem nie zostawiły wątpliwości kto tu lepiej włada bronią. Napastnicy odsunęli się o dwa kroki, nerwowo spoglądali na szpiega.
-sp***rzaj stąd. Nie po ciebie przyszliśmy.
-Właśnie! Jest nas dwóch i tak cię rozwalimy maszkaro!
Tymczasem sytuacja wyglądała na patową. Odniesione rany nie zniechęciły ich do swego procederu a we dwójkę nadal stanowili potencjalne zagrożenie.

Kowalsky wraz z Sargem nadal dzielnie stawiali czoła Legioniście. Wojownik Szarych Wilków ruszył wprost na Nieumarłego i wymierzał mu srogie ciosy, lecz najemnik nie był łatwym celem. Wiele razy unikał kolejnych ataków i sam kontrował raniąc Sarge'a boleśnie. W tle tej batalii Mate przygotowywał się do ataku. Nie szukał kunsztownych rozwiązań, ale takich które były skuteczne. Znów przelał swą złość w mentalny atak i z kataną w dłoniach ruszył w stronę wroga.

Mate, Walka Bronią vs. Nieumarły, Spostrzegawczość

Nieumarły ponosi ostateczną śmierć

Pierwszy nadszedł cios mentalny. Legionista stanął jak wryty na kilka sekund. Sarge w tym czasie wystosował tak solidny cios, że napastnik chyba tylko cudem stał jeszcze na nogach. Na jego nieszczęście to nie był koniec. W zamurowanego najemnika celował jeszcze szaman, który zanurzył katanę w ciele wroga. W końcu nadszedł koniec tej potyczki.
-Mate ratuj co... kogo się da... starszyzna jest w kościółku na drugim krańcu osady... Idź... Niewielu już nas tam walczy...
To były ostatnie słowa Sarge'a, dwustuletniego Chieftaina, który zawsze wiernie służył osadzie i swym braciom. Odniesione rany wygrały z jego odwagą.
Matemaru stanął nad pobojowiskiem. Uśmiercenie jednego Legionisty kosztowało wysiłek czterech wilków i śmierć trzech z nich. Na chwilę pogrążył się w kontemplacji nie mogąc sobie wyobrazić jaka musi byc skala zniszczeń wewnątrz ich miasteczka. Wtem na skraju lasu coś przemknęło między drzewami... (patrz opis Jane P.)

Jane P. był telepatom z zasadami. Fakt płacono mu za pomoc, ale on nie pomagał byle komu. Może dlatego ostatnie wydarzenia były jednymi z dziwniejszych w jego życiu.
W jakiś słoneczny dzień dostał telefon od znajomego Ventrue, który zaoferował mu zlecenie. Niby nic wielkiego. Jane i jacyś wynajęci zabijacy mieli dostarczyć w ręce jednego z Domów Ventrue zbrodniarza, podobno Wilkołaka. Telepata udał się na spotkanie ze zleceniodawcą gdzie poznał też owych "zabijaków". Jak się okazało byli to Nieumarli z Kultu tzw. Legionów. Dwaj wojownicy i tajemniczy nekromanta. Przedstawiono mu "wersję" wydarzeń, w której wynajęci Legioniści mieli po prostu dostarczyć Wampirom pewnego typa spod ciemnej gwiazdy. Jane jak zwykle zbadał sprawę używając swych umiejętności i wszystko wydawało się zupełnie prawdziwe... Wydawało.
W nocy 7 czerwca 2011 siedział w jednej z kilku furgonetek wypakowanych Mrocznymi Palladynami, które pędziły szutrową drogą w stronę odizolowanej osady w Michigan. Gdy tylko wjechali do miasteczka Jane od razu poznał się na swych "kompanach". Nieumarli bez ceregili otworzyli ogień do wszystkiego co się rusza. Bez ogródek plądrowali sklepy, niszczyli mienie i przede wszystkim zabijali. Jeden z wojowników (dowodzący akcją) podszedł do niego i w niezbyt wyraźnych słowach, przełamanych dziwnym akcentem wyjaśnił telepacie, że ma szukać jakiegoś pudełka z płaskorzeźbami. Jane oczywiście nie miał zamiaru w tym całym bałaganie uczestniczyć, więc wykorzystując swoje umiejętności uwolnił się od Nieumarłych i ruszył w stronę lasu otaczającego miasteczko.
Teraz było wszystko jasne. Nekromanta musiał zakłócić jego zdolności i przedstawił taką wizję wydarzeń jaką sam chciał. Jane nieświadomie wdepnął w bagno czyichś porachunków, których ofiarami okazały się tutejsze wilkołaki. Nie mając gdzie się podziać i jak wrócić kręcił się na obrzerzach lasu czekając na obrót wydarzeń. Wtem zauważył walkę. Śmiertelny pojedynek, z którego ostał się tylko jeden wilk... Ich spojrzenia skrzyrzowały się.

Rider słusznie nie byl przekonany zapewnieniami Roberta. Co jak co, ale masowa rozruba nie mogła oznaczać nic dobrego dla zwykłych ludzi. Udał się więc do jednego ze swych informatorów. Takich kreatur, ktore byly na tyle mało znaczące, że aż warte zostawienia przy życiu.
Melina nie była przyjemnym miejscem, lecz gdzie indziej szukać typów spod ciemnej gwiazdy? Łowca pewnie wszedł do budynku i wyluskał upadłego Ventrue.
- Masz tutaj parę szlug i skup się. Powiesz mi kilka rzeczy, a może dostaniesz tego więcej. Twoja rodzinka coś planuje. Coś większego. Co wiesz na ten temat? Tylko mi tu nie ściemniaj. Kręcisz się po tym mieście jak gó.wno w przeręblu, musisz słyszeć to i owo. Coś się działo ostatnio, o czym nie wiem? Jakieś rozróby? Co ma z tym wspólnego Legion? Bo to nieumarli najemnicy, jak dobrze pamiętam... Zachodnie wybrzeże. Z kim stamtąd mieliście na pieńku? Słuchaj, może dostaniesz całą paczkę, albo cię tu zbutuję. Jesteś śmieciem, nikt się tobą nie przejmie. Więc gadaj.
Tutaj nie było nawet potrzeby stosowania jakiś podchodów, sztuczek czy straszenia. Wampir był tak mizerny i zastraszony samą obecnościa Łowcy, że zaczął gadać bez zbędnych ceregieli:
-Nie wiem... nie wiem dokładnie. Coś tam słyszę. Ktoś coś powie na mieście. Są jakieś informacje. Generalnie sprawa ma się tak, że... - trzęsącą się dłonią włożył papierosa do ust i odpalił - .. że Ventrue szykują coś grubego. Na prawdę grubego. Wszystkie ich Domy sie zjednoczyły i chcą całej władzy. To już nie jakieś kurcze podchody czy coś. Mają układ z Legionami i ci wpadają do każdego. Ostatnio na celownik weszły Wilkołaki, ale inne Wampiry też rozwalają. Bardziej delikatnie, po staremu albo po prostu wpuszczają tam najemników. Jak się im uda to będzie zupełnie nowe rozdanie kart. 100 lat żyję, ale takiego czegoś jeszcze nie było. Słuchaj... Słuchaj... Daj jeszcze parę fajków. No no... Jak chcesz coś więcej wiedzieć to jedź do Memphis... Tam jakiś czas temu wzieli na celownik dwa Domy. Ricardo to Brujah, von Draccona to Nosferatu. Tyle wiem bo coś tam słyszałem... Dasz fajki?

e0pjs7.jpg

Jane P.
Życie: 10
Wiek: 32
Rasa: Człowiek
Profesja: Telepata
Lokalizacja: Sacramento, Kalifornia, USA.
Historia: Jane wychował się i przez całe życie mieszkał w Kalifornii. Dzieciństwo spędził w małej posiadłości pomiędzy jednym z małych miasteczek a Sacramento. Było to jednak dobre miejsce dla kogoś o zapewnionej przyszłości, Jane jako typowe dziecko chciał jednak spędzać czas z rówieśnikami, po lekcjach wybrać się do salonu gier czy urwać na pierwsze młodzieńcze piwka, tak więc wysłany został do szkoły z internatem. Szybko dostosował się do życia w wielkim mieście i aż do późnych lat miał go nie opuścić. Swoje nietypowe zdolności odkrył dopiero, jak poszedł do college&rsquo;u. Nie kontrolował tego na początku, jednak wrodzona zdolność do improwizacji uratowała jego wizerunek jako normalnego człowieka. Przypadkiem jego zdolności skierowały go w ciemną stronę miasta. Odkrył, co dzieje się po zmroku i jakie niebezpieczeństwa skrywają się pod maską zwykłych przestępstw. Widząc to zobaczył przed sobą nowe możliwości. Szybko wkręcił się w nocny biznes. Dzięki swojej powierzchowności i talentowi do kłamstw udało mu się przetrwać w niebezpiecznym otoczeniu dosyć długo. Z czasem w sprawach interesów zaczął odwiedzać inne Stany. Praktycznie gdzie się nie ruszył miał więc w jakimś stopniu przyjaciół jak i (w większym stopniu) wrogów.
Charakter: Jane charakteryzuje się dużym poczuciem humoru. Do każdego zlecenia podchodzi z dystansem. Jego metody działania opierają się nie tylko na specjalnych zdolnościach, ale też na blefie &ndash; prowokuje kłamstwami ludzi by zmusić ich do określonych sytuacji. Kłamie, by wiedzieć kiedy inni kłamią. Jednak niczemu nie ufa bardziej niż kuli wystrzelonej zawczasu.
Jego metodą walki jest wykorzystywanie swojej zdolności jasnowidzenia do przewidywania ruchów ludzi. Rzadko kiedy wykorzystuje to, by &lsquo;zaglądać w przyszłość&rsquo;. Skupił się na obserwowaniu najbliższych chwil, dzięki czemu zazwyczaj to on strzela pierwszy, lub strzela tam, gdzie dopiero za chwilę znajdzie się jego wróg. Nie zabija jednak bez powodu &ndash; tylko wtedy, gdy ktoś mu grozi. W innych przypadkach jest to ostateczność, woli bardziej subtelne metody.
Co do zleceń nie jest też bezmyślną maszyną na żetony. Każde zlecenie analizuje dokładnie i dopiero decyduje, czy podejmie się pracy. Nie ma nic przeciwko wyręczaniu policji, jednak zawsze dokładnie sprawdza swoje cele. Chętniej natomiast podejmuje się zadań powiązanych z wszelkiego typu ładunkami. Przechwycenie przesyłki, odnajdywanie zagubionych rzeczy &ndash; to jego hobby.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (2) Walka bronią (x)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (z) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (1+4) Perswazja (x) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (1) Wiedza ogólna (3)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (1) Materia (1) Jasnowidzenie (3)

Ekwipunek:
  • SW 500 (10.5 in [267 mm (.500 S&W Magnum)], 5/5; 3 obrażeń)
  • Marynarka z Kamizelką (1 obrony)
  • Lornetka
  • Telefon komórkowy
  • Paczka żywnościowa
Gotówka: $0
68r8rl.jpg
Rider
Życie: 10
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (6) Złodziejstwo (0)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (2) Ukrywanie się (2)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • Telefon komórkowy
  • &hellip;
  • &hellip;
  • &hellip;
Gotówka: $20
16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky &bdquo;Mate&rdquo;
Życie: 10
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (2)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (3) Materia (2) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
  • Lornetka
  • Katana (2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • &hellip;
  • ...
Gotówka: 40$
20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho
Życie: 10

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja ( 1 ) Walka bronią (4)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (5) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Ekwipunek:
  • Krem przeciw UV
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • Sztylet (1 obrażeń)
  • Fiolka ludzkiej krwi (+1 życia dla Wampirów)
  • &hellip;
Gotówka: 10$
Płaszcz, kapelusz
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Kiedy na meczy strzela się karnego bramkarz musi po prostu mieć szczęście i skoczyć w dobrym kierunku. Każdy bramkarz wiele by dał za zdolności Jane'a. On w takiej sytuacji musiał po rpostu zrobić na odwrót. Skoczyć tak, by przepuścić atakującego wilkołaka. Skupiony był, by to przewidzieć, choć tu wystarczyło też patrzeć tylko na jego mięśnie.
-Cześć, jestem Jane. Dobrze by było, jakbyś mógł na chwilę przyjąć podobną mi postać, no wiesz, chodzi o komunikację między nami. Wspólnie na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie tej sprawy.
Jane chciał się skupić na doliczeniu się ile nieumarłych mogło tu się znaleźć. Nie ufał też wilkołakowi. To nie tak, że uważał je za bezmyślne i agresywne stworzenia. Znaczy uważał je, ale w takiej sytuacji nawet zwykły człowiek mógłby go zaatakować będąc po prostu zdezorientowanym zastraszonym umysłem na adrenalinie. Dlatego Jane mówiąc gestykulował tak, by w razie odskoku sięgnąć po pięćsetkę i wycelować w Wilkołaka z uśmiechem. Zależało mu na tym, by nie zabijać go, chciał mu pokazać, że nie jest jednym z tych, któzy go zaatakowali a po prostu dba o włąsną skórę.
-Jeśli więc nie masz nic przeciwko, może byśmy wrócili do miasteczka i posuzkali tego, na czym zależy zgniłym, co?
P. Chciał ubiec truposzy i znaleźć pudełko przed nimi. Wystarczyło, że ukryłby je w lesie i zwiał na kilka dni zatrzymując się w okolicy gdzieś. Jak już wszystko by ucichło zabrałby pakunek by dowiedziećs ie, jakie może mieć on znaczenie. Sprawy jednak pokomplikował wilczek, na któego wpadł.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Nareszcie… w końcu ta zgniła kreatura padła ucieszył się Mate w myślach, jednak zaraz zauważył, że jego towarzysz upada. Szybko podbiegł do niego próbując mu pomóc ale było już za późno. Sarg kazał mu ratować starszyznę i tak by zaraz zrobił, gdyby nie zauważył człowieka przemykającego nie daleko. Chwilę później stali naprzeciwko siebie.
Człowiek z nieumarłymi?... Coś dziwnego… Legioniści przecież nie potrzebują wojowników… No chyba, że ma on inne zdolności… W końcu w tej marynarce nie wygląda jak wojownik, tylko jak inteligent nie lubiący się brudzić… – myśli Matemaru przebiegały błyskawicznie w jego głowie – Więc może zleceniodawca? Nie ten chyba nie byłby tak głupi by zbliżać się do pola bitwy… Więc ludzki mag?... Tak to możliwe… tylko jakie umiejętności prezent…
Potok myśli wilka przerwały słowa: Cześć, jestem Jane. Dobrze by było, jakbyś mógł na chwilę przyjąć podobną postać, no wiesz, chodzi o komunikacje między nami. Wspólnie na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie tej sprawy Lykanin czuł przez skórę, że ten się go boi, a jednocześnie uważa jego rasę za niższą. Wrócił do formy człowieka, jednocześnie próbował sondować umysł przeciwnika, dobrze wiedział, że może być to zwykły podstęp i zaraz go tamten zaatakuje, nie dobiegłby do niego w ciągu kilku chwil, które wystarczą by wystrzelić pocisk czy zaatakować magią. Dlatego chciał on wiedzieć chwilę wcześniej o zamiarach człowieka. A cóż ludzki pomiocie sprowadza cię do osady wilkołaków? Dobrze wiesz, że nie atakujemy ludzi. No chyba, że przybyłeś z tym tu truposzkiem i tylko czekasz na odpowiedni moment by mnie zneutralizować? Cały czas mate dzierżył katanę w prawej dłoni, cofnął się trochę do tyłu tak by ciała zombi i jego brata leżały między nimi. Wiedział, że jeśli tamten ma broń to zanim ją wyciągnie on powinien podnieść ciało trupa i osłonić się nim jak tarczą, chciał także sprawdzić jakie uzbrojenie posiadał trup, a nuż cos się przyda w dalszej walce? Słowa Jeśli nie masz nic przeciwko, może byśmy wrócili do miasteczka i poszukali tego, na czym zależy zgniłym, co? tylko w pewien sposób utwierdziły go w tym przekonaniu, jednak nie chciał wyciągać pochopnych wniosków więc odpowiedział:
-Powiedz mi ludziku dlaczego mam ciebie nie atakować? Dlaczego mam ci zaufać? Sam będąc kiedyś człowiekiem wiem jak was ciągnie do zdrady. – cały czas lustrując Jane mówił – Ja wpuszczę cię do miasteczka, a ty wyniesiesz jakiś nasz skarb? Lub po prostu zaczekasz na odpowiedni moment i wybijesz moich braci? – mówiąc to Mate spojrzał na swojego współbrata leżącego na ziemi i znów w jego spojrzeniu błysnął gniew – Udowodnij mi, że jesteś godny zaufania, dopóki tak się nie stanie ja pozostanę w formie półwilka by bronić się gdy przyjdzie czas Po tych słowach Kowalsky zmienił się na powrót w półwilka i ponowił próbę przedarcia się przez okowy umysłu człowieka znajdującego się przed nim by mieć choć minimalną przewagę gdyby ten miał zamiar zaatakować. W końcu to z mózgu wychodzą wszystkie komendy jak ma się zachować ciało. Czekał tylko na minimalny przejaw agresji.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Rider wysłuchał słów ćpuna ze stoickim spokojem. Nie mógł już patrzeć jak ten wilczym wzrokiem pożera jego fajki, widok był co najmniej żałosny. Rzucił mu paczkę. Kij i marchewka, tylko te zasady działały na obdartusów.
- Bierz. Aha, tak przy okazji pamiętaj, że ludzka krew powoduje wzrost żelaza w organizmie. W postaci naboi. Taki tam żart - powiedział wcale się nie uśmiechając, po czym odszedł.
Powietrze na zewnątrz było całkiem rześkie w porównaniu z bukietem, jakiego zmuszony był doświadczać. Zatrzymał się na chwilę, zebrał myśli, spoglądając na księżyc. Zgniłozielony dysk księżyca dawał mdły blask poprzez trujący smog miasta. Pomyśleć, że niektórzy wierzyli, że część ludzi zamienia się w wilkołaki właśnie w pełni. Gdyby to było takie proste. Czosnek dla wampirów, święcona woda dla nieumarłych... ale niestety, nie przyszło mu żyć w świecie zabobonów a takim, gdzie granica między ludzką logiką, a tworami zrodzonymi z mroku była bardzo cienka. I to właśnie on stał na tej granicy, pilnując aby nic nie przedostało się na drugą stronię. Mógł rzucić ten trop w cholerę, ale był przecież drapieżnikiem dla tych kreatur. Drapieżnik nie porzuca raz podłapanego tropu potencjalnej ofiary.
Wyjął komórkę i szybko wystukał wiadomość do John'a z Zakonu:

Jadę do Memphis. Przekaż reszcie, że Venture coś szykuje, a najprędzej zrobią rozróbę właśnie tam. Miejcie oczy szeroko otwarte. Z Bogiem.

Skierował się na stary dworzec. Miał nadzieję, że jeszcze przed świtem złapie pociąg do Tennessee.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Rozejrzał się, jakby chciał dojrzeć wokół jeszcze kogoś - ale kto niby miał zapuszczać się do najbardziej śmierdzącej części opuszczonych kanałów oprócz nich? Czterech to i tak już tłum.
Nie opuszczając wzroku ani broni, cofnął się, wyciągnął przed siebie szponiastą dłoń i spróbował układu:
- Potrzebuję z tą istotą pięciu minut, nie przerywajcie a potem ustąpię wam miejsca. [perswazja]
Walczyć nie chciał - nigdy nie chciał - ale też nie potrzebował, jeśli tylko nie będą sprawiać problemów. Zawsze mógł próbować szczęścia, cofnąć się głębiej w mrok i wykorzystać bałagan wokoło by dezorientować wroga. Łatwiej było jednak przesłuchać Alexa i wycofać się. Pokazał ghoulom jeszcze raz by stali w miejscu i podszedł do Alexa. Odsunął się z nim trochę dalej - pozostając jednak w zasięgu wzroku.
- Mów padlino co wiesz, daj mi twoje informacje i wszyscy będą szczęśliwi. Nimi się nie przejmuj - mrugnął porozumiewawczo.
Oczywiście, że go tu zostawi. Otrzyma to, po co przyszedł i odejdzie w drugą stronę, pozwalając Alexowi kupić mu trochę czasu. Odszczepieniec i tak był martwy w momencie gdy sprzeciwił się prawom Domu, miał czas by uciec jak najdalej, teraz - jest winny sobie.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Mate i Jane najwyraźniej należeli do różnych światów. Dobrze ułożony telepata, żyjący w świecie wykwintnych restauracji nie do końca pasował z charakteru do młodego Wilkołaka przejętego powolnym unicestwianiem jego osady przez zastępy Legionistów. Brak zaufania był tu oczywistą konsekwencją spotkania się reprezentantów różnych światów, mimo że w pewnej sprawie łączyło ich wiele.

Mate, Umysł vs. Jane, Umysł

Mate wygrywa

Ingerencja szaman nie była drastyczna. Wydawało się, że bardziej chciał zbadać potencjalne zagrożenie niż zrobić komuś krzywdę. Przekaz jaki uzyskał był jasny i wyraźny. Ten człowiek nie przybył tutaj plądrować osady ani tym bardziej kraść jakiś skarbów.
Konwersacja toczyła się dalej a w między czasie Matemaru przeszukał ciało Nieumarłego.

Jednoręczny miecz (1 obrażeń) $60
Puklerz (1 obrona, wzbudza sensację noszony na widoku) $80
Naramienniki (1 obrona, wzbudzają sensację noszone na widoku) $80

Po dość oschłej wymianie zdań z osady zaczęły ich znowu dochodzić odgłosy wystrzałów. Były przytłumione co świadczyło, że muszą pochodzić z drugiego krańca miasteczka. Tam znajdował się mały kościół, o którym wspominał Sarge i tam zapewne mieściło się ostatnie źródło zorganizowanego oporu. Kolejne płomienie wybijały się ku nocnemu niebu spośród zabudowań. Jakieś sto metrów od Jane i Mate'a z lasu wyłoniły się trzy kolejne postaci Nieumarłych kierujące się w stronę miasteczka. Wtedy telepata przypomniał sobie to co go najbardziej nurtowało. Do miasteczka przyjechały 3 furgonetki, ale wcześniej było ich co najmniej 5 co oznaczało, że jeszcze wielu Mrocznych Palladynów mogło kierować się do osady z lasów ją otaczających. Czy walka miała sens?

Rider skierował swe kroki na dworzec. Czuł, że coś się święci i nie miał zamiaru zostawić tego ot tak sobie. Na stacji miał dużo szczęścia. Całkiem przypadkowo na jeden z peronów wjechał pociąg z Chicago, który kierował się w stronę Memphis. Łowca niestety napotkał dość prozaiczny problem. Niezbyt miła pani w okienku kasy zażądała za bilet $40 dolców, o dwadzieścia więcej niż Rider posiadał przy sobie. Udał się więc na peron bez większego celu. Przyglądał się pojedynczym podróżnym wsiadającym do wagonów i zastanawiał się czy może nie spróbować jazdy na gapę. Podobno niektórzy spryciarze potrafią przesiedzieć nawet kilkaset mil w toalecie i skutecznie unikać płacenia. Problem rozwiązał się jednak sam. Ktoś zbliżył się do niego i wręczył bilet. Łowca odwrócił wzrok i ku swemu zaskoczeniu zobaczył starą znajomą:

wa3uvm.png

Kenia należała do Zakonu Św. Jerzego i często (półżartem) przedstawiała się jako "zakonnica". Działała w tym samym oddziale, w którym służył John i najwidoczniej sms wysłany do Zakonnika sprowokował jej obecność. Mówiono o niej, że nie może sobie odpuścić dobrej awantury. Może dlatego tu była? A może po prostu John prosił ją o wsparcie dla Rider'a, który wpadł na trop czegoś dużego? Nieważne. Miała bilet a to teraz wydawało się najistotniejsze. Jak zwykle małomówna wsiadła do pociągu. Rider udał się za nią i wkrótce razem siedzieli w pustym przedziale zupełnie pustego wagonu. Pociąg ruszył, ona, dalej w milczeniu, wyciągnęła pistolet. Przeładowała i nie podnosząc wzroku z broni powiedziała:
-Szykuj gnata. Będziemy strzelać. Dwóch żołnierzy Ventrue cię śledziło. Musimy ich szybko ubić żeby nie robić zamieszania.
Rider wyjrzał delikatnie z przedziału. Rzeczywiście na przeciwległym końcu wagonu dwóch kolesi w garniturach zakładało tłumiki na swe pistolety. Pociąg zdążył się już rozpędzić i odgłosy podróży zapewne zagłuszą wystrzały, ale Kenia miała rację. Trzeba było się śpieszyć...

Znajdujecie się w przedziale na końcu pustego wagonu. Ventrue są na przeciwległym końcu. Pociąg jedzie szerokim torowiskiem ku obrzeżom miasta, więc pędzi co raz szybciej. Niedługo opuścicie Des Moines.

Kyriese postanowił podejść przeciwników sprytem a może po prostu się z nimi poniekąd dogadać. W każdym razie dość stanowczo wystosował do nich pewien komunikat, który pewnie mieli odebrać jako jednorazową ofertę.
- Potrzebuję z tą istotą pięciu minut, nie przerywajcie a potem ustąpię wam miejsca.

Kyriese, Perswazja vs. Test Natury (średni)

Test wygrywa Kyriese.

Azjaci spojrzeli na siebie. Jeden wzruszył ramionami. Drugi przytaknął i bez słowa pokazał dłonią, że Nosferatu może najpierw przepytać Alex'a.
-- Mów padlino co wiesz, daj mi twoje informacje i wszyscy będą szczęśliwi. Nimi się nie przejmuj
Wyklęty podniósł się z klęczek i poprawił zatęchłą bluzę. Nabrał jakiegoś dostojnego wyrazu twarzy i na chwilę na jego ustach pojawił się nawet delikatny uśmiech.
-Nie okłamujmy się... Zresztą twoja obecność to komfortowy zbieg okoliczności bo moi koledzy się spóźniają. W zamian za tę przysługę powiem ci co nieco bo przypuszczam, że wiem po co przychodzisz. Ventrue chcą was podbić. Albo się poddacie albo zostaniecie unicestwieni. Cała ich Rodzina się zjednoczyła i od zachodniego po wschodnie wybrzeże robią porządki. Nawet w Kanadzie... - ostatnie zdanie wypowiedział z jakąś ironią - Po co? Nie wiem. Mówi się że chodzi o władzę. Znam Ventrue od wielu, wielu lat i przypuszczam, że to całkiem wygodne i proste wytłumaczenie, ale przyznam szczerze, że ta sprawa ma... moim zdaniem... drugie dno. Nie będę się rozwodził nad tym. Poszukaj Oświeconych Rewizjonistów. Oni mogą rzucić trochę światła na całą sprawę. Nie wiem dlaczego, ale słyszałem, że interesują się tą historią. Możesz też udać się do Domu Ricardo z Rodziny Brujah i z nimi porozmawiać. W takich czasach starzy wrogowie stają się przyjaciółmi.
Alex pewnie podszedł do ghouli. Z mroku wyłoniło się kilka innych wampirów z najróżniejszych Rodzin. Obstąpiły one Azjatów i... może lepiej nie pisać.
Kyriese teraz zrozumiał, że wyklęty Nosferatu i inni maruderzy zrobili sobie tutaj pułapkę i wabik na nieroztropnych, którzy szukali łatwej ofiary. Wracając na powierzchnie słyszał przeraźliwe odgłosy...

Dom Brujah jest po przeciwnej stronie miasta. Oświeceni Rewizjoniści rezydują w podziemiach starego szpitala przy wschodnim wyjeździe na autostradę. Znasz miasto, więc wiesz gdzie szukać tych lokacji.


e0pjs7.jpg

Jane P.
Życie: 10
Wiek: 32
Rasa: Człowiek
Profesja: Telepata
Lokalizacja: Sacramento, Kalifornia, USA.
Historia: Jane wychował się i przez całe życie mieszkał w Kalifornii. Dzieciństwo spędził w małej posiadłości pomiędzy jednym z małych miasteczek a Sacramento. Było to jednak dobre miejsce dla kogoś o zapewnionej przyszłości, Jane jako typowe dziecko chciał jednak spędzać czas z rówieśnikami, po lekcjach wybrać się do salonu gier czy urwać na pierwsze młodzieńcze piwka, tak więc wysłany został do szkoły z internatem. Szybko dostosował się do życia w wielkim mieście i aż do późnych lat miał go nie opuścić. Swoje nietypowe zdolności odkrył dopiero, jak poszedł do college&rsquo;u. Nie kontrolował tego na początku, jednak wrodzona zdolność do improwizacji uratowała jego wizerunek jako normalnego człowieka. Przypadkiem jego zdolności skierowały go w ciemną stronę miasta. Odkrył, co dzieje się po zmroku i jakie niebezpieczeństwa skrywają się pod maską zwykłych przestępstw. Widząc to zobaczył przed sobą nowe możliwości. Szybko wkręcił się w nocny biznes. Dzięki swojej powierzchowności i talentowi do kłamstw udało mu się przetrwać w niebezpiecznym otoczeniu dosyć długo. Z czasem w sprawach interesów zaczął odwiedzać inne Stany. Praktycznie gdzie się nie ruszył miał więc w jakimś stopniu przyjaciół jak i (w większym stopniu) wrogów.
Charakter: Jane charakteryzuje się dużym poczuciem humoru. Do każdego zlecenia podchodzi z dystansem. Jego metody działania opierają się nie tylko na specjalnych zdolnościach, ale też na blefie &ndash; prowokuje kłamstwami ludzi by zmusić ich do określonych sytuacji. Kłamie, by wiedzieć kiedy inni kłamią. Jednak niczemu nie ufa bardziej niż kuli wystrzelonej zawczasu.
Jego metodą walki jest wykorzystywanie swojej zdolności jasnowidzenia do przewidywania ruchów ludzi. Rzadko kiedy wykorzystuje to, by &lsquo;zaglądać w przyszłość&rsquo;. Skupił się na obserwowaniu najbliższych chwil, dzięki czemu zazwyczaj to on strzela pierwszy, lub strzela tam, gdzie dopiero za chwilę znajdzie się jego wróg. Nie zabija jednak bez powodu &ndash; tylko wtedy, gdy ktoś mu grozi. W innych przypadkach jest to ostateczność, woli bardziej subtelne metody.
Co do zleceń nie jest też bezmyślną maszyną na żetony. Każde zlecenie analizuje dokładnie i dopiero decyduje, czy podejmie się pracy. Nie ma nic przeciwko wyręczaniu policji, jednak zawsze dokładnie sprawdza swoje cele. Chętniej natomiast podejmuje się zadań powiązanych z wszelkiego typu ładunkami. Przechwycenie przesyłki, odnajdywanie zagubionych rzeczy &ndash; to jego hobby.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (2) Walka bronią (x)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (z) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (1+4) Perswazja (x) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (1) Wiedza ogólna (3)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (1) Materia (1) Jasnowidzenie (3)

Ekwipunek:
  • SW 500 (10.5 in [267 mm (.500 S&amp;W Magnum)], 5/5; 3 obrażeń)
  • Marynarka z Kamizelką (1 obrony)
  • Lornetka
  • Telefon komórkowy
  • Paczka żywnościowa
Gotówka: $0
68r8rl.jpg
Rider
Życie: 10
Wiek: 37 lat
Rasa/Klan: Człowiek
Profesja: Łowca
Lokalizacja: Des Moines w stanie Iowa
Historia: Rider zaczął dostrzegać symptomy działalności nieludzi, jeszcze gdy był nastolatkiem. Osoba, która opowiada podobne historie nie zdobywa dobrej renomy - dlatego też uchodził za dziwaka i wyrzutka. Ostatecznie, gdy skończył szkołę i nie można było zrzucić jego słów na karb chłopięcej wyobraźni, jego rodzice uznali, że zachowanie syna jest już nazbyt niepokojące. Został poddany szeregu badań psychiatrycznych, aby po latach trafić do zamkniętego ośrodka jako ciężki przypadek. Choć dotychczas był przekonany o tym, że wcale nie odszedł od zmysłów, to tam - faszerowany lekami, w otoczeniu śliniących się ludzi, zaczął brać uwagę opcje, gdzie istoty, których istnienie podejrzewał, były faktycznie wytworem schorowanej wyobraźni. Z błędu wyprowadził go jeden z lekarzy, Jacob Girhan. Okazało się, że Jacob należy do Zakonu Świętego Jerzego i pracuje w zakładzie incognito, w celu werbowania do organizacji ludzi omyłkowo uznanych za szalonych, takich jak on. Girhan stwierdził, że w rzeczywistości są to osoby patrzące na świat spoza ram biernego konsumenta i przez to dostrzegających więcej. Lekarz nie bez problemów załatwił dokumenty stwierdzające odzyskanie sprawności umysłowej, umożliwiając pacjentowi nie tylko powrót na łono społeczeństwa, ale i odkrycie drugiej maski świata już w pełni. To było coś kompletnie odmiennego od szarej rzeczywistości znanej milionom ludzi. Zamiast rutyny nudnej pracy i przyziemnych problemów, tutaj nie brakowało mrocznych intryg i prastarej magii, wreszcie spraw dawnych ras, których istnienie skrywała noc oraz miejsca, o których nie mówiło się głośno. Przez wiele miesięcy Jacob wdrażał swego ucznia w arkana osobliwego świata, jednocześnie pokazując mu jak walczyć z tą jego częścią, która jest zepsuta i krwiożercza. Rider nigdy jednak nie dołączył do zakonu. Przeszłość zbyt zdeterminowała jego charakter indywidualisty, aby potrafił trwale współpracować z innymi ludźmi, nawet w imię wyższych celów. Zaczął prowadzić bój z nieludźmi na własną rękę. O nieprawości wielu z tych istot przekonał się na własne oczy przez czas spędzony z zakonnikiem i tyle mu już wystarczyło do nabrania pewnego osądu. Gdy uznał, że jest gotów działać sam, kupił niewielkie mieszkanie w starej dzielnicy miasta. Aby nie zostać zidentyfikowanym zaczął używać pseudonimu pod jakim znany jest do dziś. Nikt, nawet wielokrotni zleceniodawcy, nie znają jego prawdziwego imienia i nazwiska, człowieka który co noc, pokrzepiony krótką modlitwą, rusza w mroczne odmęty miasta, aby wypleniać jego wypaczenia.
Charakter: Rider to surowy, zahartowany przez życie mężczyzna. Nie uznaje prawa jako takiego, choć też nie zamierza go z premedytacją łamać. Zna w zarysie zwyczaje oraz hierarchię nieludzi, ale nie przyglądał im się nigdy ze specjalnym zainteresowaniem. Posiada własny kodeks, którego twardo się trzyma. Dawno przestał postrzegać moralność jako czarno-biały obraz. Wiedząc, że zarówno wśród wampirów oraz innych istot występuje szerokie spektrum charakterów, nie zabija ich z własnego widzi mi się, a jedynie tych, bezpodstawnie szkodzących ludziom. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż stroni od nich, bynajmniej nie przez swój introwertyzm. Wierzy w Boga, gdyż właśnie jego mocą tłumaczy sobie choćby istnienie telepatów, jednakże w swojej wierze nie jest tak zapalczywy jak zakon. Szanuje księży oraz święte miejsca, nieraz oddaje się modlitwie, ale daleko mu od rzucania bogobojnymi hasłami przy eksterminacji przeciwników.
Statystyki:
Budowa Bijatyka (4) Kondycja (2) Walka bronią (0)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (0) Strzelectwo (6) Złodziejstwo (0)
Charakter Blef (0) Perswazja (0) Zastraszanie (3)
Spryt Medycyna (0) Technika (0) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (0) Spostrzegawczość (2) Ukrywanie się (2)
Magia Umysł (0) Materia (0) Jasnowidzenie (0)

Ekwipunek:
  • Kel-Tec PMR-30 (10mm, 30/30; 2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • Telefon komórkowy
  • &hellip;
  • &hellip;
  • &hellip;
Gotówka: $20
16ixftt.jpg
Matemaru Kowalsky &bdquo;Mate&rdquo;
Życie: 10
Wiek: 66 lat
Rasa/Klan: Wilkołak/Szare Wilki
Profesja: Szaman
Lokalizacja: Lasy w okolicy jeziora Michigan
Historia: Matemaru przybył z Polski, a raczej jego rodzina przybyła uciekając przed komunistami. Chicago wydawało im się rajem, ojciec inteligent matka nauczycielka z podrzędnej szkoły. Jednak rzeczywistość szybko zniszczyła ich raj. Alicja umarła przy porodzie swojego synka. Ojciec zaczął pić jednak pamiętał o wychowaniu syna, nadał mu imię Matemaru. Tylko on wiedział, że jest to połączenie dwóch słów z dwóch różnych języków, oznaczające Przyjaciel Snu, bo właśnie syn stał się jedyną rzeczą jaka kajała jego ból. Mate dorastał zatrważająco szybko mając 18lat miał ponad 6 stóp wzrostu i szeroką klatke pierwsiową. Dzięki temu, że ojciec wpajał mu polskie tradycje, chłopak rósł zaznajomiony z tradycją dwóch różnych cywilizacji. Sielanka się skończyła gdy pewnej nocy zostali zaatakowani przez nie wiadomo czy wilka czy człowieka. Obudził się on w szpitalu nie mogąc się ruszać. Dowiedziałsię w tedy, że uratował go odział wojska, który wracał przez miasto z ćwiczeń, a także tego, że ojciec nie żyje został rozerwany na strzępy, jedyną rzeczą która pozostała po ojcu to sygnet z białym orłem, który zawsze jest na palcu Matemaru. Czuł ból wewnetrzny i cielsny, jednak w nim zaczynało się coś zmieniać. Czuł jak coś go pali wewnetrznie. Rany szybciej zaczęły się na nim goić i szybciej odzyskiwał siły.
Gdy wyszedł ze szpitala ktoś czekał na niego. To właśnie starszy facet z dziwnym pasem w kształcie wilczej głowy, powiedział mu wszystko. Z poczatku nie uwierzył, jednak później dostosował się. To właśnie ten starszy pan wprowadził go w szeregi wilkołaków i to dzięki niemu dziś jest jednym z Szarych Wilków.
Charakter: To poważny młodzieniaszek(co to jest 66 lat przy 400?), troche za bardzo impulsywny i emocjonalny jak na Szarego Wilka

Statystyki:
Budowa Bijatyka (x) Kondycja (x+2) Walka bronią (2)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (2) Złodziejstwo (x)
Charakter Blef (x) Perswazja (3) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (2) Technika (1) Wiedza ogólna (1)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (4+1) Ukrywanie się (x)
Magia Umysł (3) Materia (2) Jasnowidzenie (x)

Ekwipunek:
  • Lornetka
  • Katana (2 obrażeń)
  • Skórzana kurtka (1 obrony)
  • Medykamenty (+1 życia dla Wilkołaków i ludzi)
  • Paczka żywnościowa (potrzebna ludziom i Wilkołakom)
  • &hellip;
  • ...
Gotówka: 40$
20gk4fl.jpg
Kyriese Sanvenho
Życie: 10

Wiek: 140 lat
Rasa/rodzina/dom: Wampir / Nosferatu / dom von Draccona
Profesja: szpieg
Lokalizacja: Podziemia Memphis

Historia: Urodzony w Europie, w młodzieńczych latach wyemigrował z rodziną do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Żył na granicy ubóstwa i po śmierci rodziców w zawale kopalni, poszedł do miasta do fabryki. Przyłączył się do jednej z niewielkich miejskich band, wykonując proste polecenia. Jego szef, podrzędna kreatura był jak się okazało wampirem i przeforsował wprowadzenie Kyriese do Domu. Wkrótce sam został zaibty przez wilki, zostawiając Kyriese bez osobistego patrona. Dom zlecał młodemu Sanvenho różne zadania i wysyłał go z miejsca w miejsce. Nie osiadł w Memphis ale ma tam jedno ze swoich legowisk, często odwiedza inne miasta, przenosząc wiadomości Domu i zbierając informacje dla swojego klanu a czasem także innych wampirów lub pośredniczy w rozmowach z ludzkim półświatkiem. Nie jest jeszcze nikim ważnym poza swoim lokalnym Domem ale osoby zainteresowane znają go i czasem przywołują gdy jest potrzebny do cichej roboty. Przez swój wygląd po przemianie poznał tajniki ukrywania się i znikania w złym momencie. W świecie porusza się w długim płaszczu i okazjonalnie, kapeluszu lub z parasolką. Szponiaste ręce ukrywa w wyciętych kieszeniach i nie podnosi głowy wśród tłumu.
Charakter: Inteligentny i wredny, obserwuje i znika a objawia agresję gdy ma pewność wygranej. Interesowny ale lojalny dla klanu i czasem, ogólnej sprawy wampirów.


Statystyki:

Budowa Bijatyka (x) Kondycja ( 1 ) Walka bronią (4)
Zręczność Prowadzenie pojazdów (x) Strzelectwo (x) Złodziejstwo (3)
Charakter Blef (1) Perswazja (5) Zastraszanie (x)
Spryt Medycyna (x) Technika (x) Wiedza ogólna (2)
Percepcja Orientacja w terenie (x) Spostrzegawczość (3) Ukrywanie się (3)
Magia Umysł (x) Materia (x) Jasnowidzenie (x)
Ekwipunek:
  • Krem przeciw UV
  • Fałszywe dokumenty
  • Zestaw wytrychów
  • Telefon komórkowy
  • Sztylet (1 obrażeń)
  • Fiolka ludzkiej krwi (+1 życia dla Wampirów)
  • &hellip;
Gotówka: 10$
Płaszcz, kapelusz
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Kto by się spodziewał: okazało się, że to nie był stracony czas, Alex naprawdę coś wiedział. Niepokojące było tylko to, że siedzieli tam oprócz niego jeszcze inni. Teraz chyba jednak nie było możliwości sprowadzać tu karnej ekspedycji. Cholera, jeśli Ventrue faktycznie chcieli w końcu zrobić to o czym nieraz się żartowało - shołdować inną gałąź wampirów - to stali na brzegu dużego konfliktu. Po powrocie z kanałów Kyriese ubrał swój "uliczny" strój i w chroniony przed ciekawskim wzrokiem, szybko przemykał tylnymi uliczkami. To był zawsze problem, nie mógł jak te zadufane półgłówki wejść w środku dnia do banku ani baru, musiał zawsze szybko znikać i nie ściągać uwagi. Zresztą, to jeden z powodów dla którego Nosferatu musieli trzymać się razem i używać innych istot - sterować zza pleców.
Miał ochotę poznać zdanie Brujah na temat tego całego zamieszania i spodziewał się, że ich buntownicze nastawienie będzie tutaj plusem przeciwko Ventrue ale było jeszcze zbyt wcześnie by im zaufać. Chciał zadzwonić do siedziby Domu ale pomyślał, że jeszcze nie wie kto kieruje kim. Była bardzo mała szansa, że "góra" w jakiś sposób zdradziła ale ostatecznie chodziło też o jego własne przeżycie. Paradoksalnie, najbardziej komfortowo czuł się, udając w stronę szpitala na odwiedziny u nieumarłych.
W głowie przygotowywał sobie jakich argumentów i kłamstw użyć gdy bez ukrywania się schodził w dół pod stary szpital. Poskładane na stosy łóżka przypominały te, na których ponad 100 lat temu sam leżał chory na tyfus, chorobę, którą wyleczyła przemiana ale która dodała mu dodatkowych znamion i przebarwień na skórze. Już na pierwszym poziomie pod ziemią czuł, że wchodzi na zły teren. Połączenie zgnilizny i tego mrowienia pod skórą mówiło, że tu nie mieszkają ludzie. Był wampirem, wiedział to nawet nie znając magii. Oni pewnie byli od początku świadomi, że się zbliża, czekał więc tylko na "komitet powitalny". Jakkolwiek się zachowają, będzie nalegał by zaprowadzili go do swojego wodza - wiedział z góry, że wszczynać burdę po zejściu tutaj to dla niego śmierć. Częściej rozmawiał już z nieumarłymi najemnikami ale - mówił sobie - jak bardzo gorsi mogą być niby ci tutaj?
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Fakt takiej ilości umarlaków uniemożliwiwał wszelkie działania prawie całkowicie. Osadę można było już teraz skreślić z map. Kto miał więcej rozumu w głowie niż ci w kościele, Jane i ten wilkołak na pewno byli już w drodze do innego stanu. Choć jak znać tych narwańców wiele ich nie było.
-Jestem Jane. Widzisz, prawie drugie tyle umarlaków kręci się w okolicy. Większość osady została już zniszczona, walka dalsza chyba nie ma przyniesie nam chwały i zwycięstwa.
To był fakt, jednak zastanawiał się, czy wilkołaki były przygotowane na taką sytuację. Czy ktokolwiek mógł mieć za zadanie wywieść pakunet z osady. Jednak znając metody owłosonych raczej nie. Nie wiedział, do czego pakunek może posłużyć, ale na pewno nie chciał się dowiedzieć w wyniku manifestacji umarlaków.
-Proponuję, byśmy przekradli się do osady i wynieśli to, na czym truposzom zależy. Ty wiesz co to, i gdzie to jest? Jeśli mimo wszystko mi zaufasz pomogę ci. Jak nie, to wybacz, ale trochę tu się ciasno robi - zabieram się pierwszym lepszym stopem do Sacramento.
Jane skrył się w cieniu lasu, za czym większymi krzewami i obserwował zbliżających się umarlaków. Trzymał pistolet gotowy do strzału na wypadek, jeśli zauważyli ich już wcześniej.
 
Status
Zamknięty.
Do góry