długodystansowa turystyka piesza

Yoggi

wujek Stefan mistrz ciętej riposty
Dołączył
6 Wrzesień 2006
Posty
3 735
Punkty reakcji
14
Miasto
z Biedronki
No właśnie, dosyć rzadko spotykany rodzaj turystyki. Są tu jacyś długodystansowcy? Jakie były wasze najdłuższe wycieczki, jaki sprzęt braliście i jak się przygotowywaliście? Sam planuje dłuższą wyprawę nad morze w to lato i jestem ciekawy doświadczeń innych.
 

<zuzka>

Nowicjusz
Dołączył
22 Sierpień 2008
Posty
17
Punkty reakcji
0
Hej,
ja również planuje wycieczkę nad morze, a konkretnie chce przejść wybrzeże Bałtyku - myslę że mozna to zaliczyc do turystyki długodystansowej;) do tej pory nie brałam udziału w tego rodzaju wyprawach, ale lubie chodzic jestem odporna i postawiłam sobie taki cel. Jest jeden problem wśród moich znajomych mój pomysł jest traktowany jako coś głupiego i nikt nie ma zamiaru sie tak "przemęczać" i tyle wedrować. Jak uda mi się zebrac ekipe to w tym roku chce to zrealizować.
Co o tym myslicie? może ktos jest z Poznania i tez chetnie by się na to pisał? a może zebrac ekipe osób którzy tez sa zapaleni żeby czegoś takiego dokonać?

Pozdrawiam;)
 

Yoggi

wujek Stefan mistrz ciętej riposty
Dołączył
6 Wrzesień 2006
Posty
3 735
Punkty reakcji
14
Miasto
z Biedronki
Hej,
ja również planuje wycieczkę nad morze, a konkretnie chce przejść wybrzeże Bałtyku - myslę że mozna to zaliczyc do turystyki długodystansowej;) do tej pory nie brałam udziału w tego rodzaju wyprawach, ale lubie chodzic jestem odporna i postawiłam sobie taki cel. Jest jeden problem wśród moich znajomych mój pomysł jest traktowany jako coś głupiego i nikt nie ma zamiaru sie tak "przemęczać" i tyle wedrować. Jak uda mi się zebrac ekipe to w tym roku chce to zrealizować.
Co o tym myslicie? może ktos jest z Poznania i tez chetnie by się na to pisał? a może zebrac ekipe osób którzy tez sa zapaleni żeby czegoś takiego dokonać?

Pozdrawiam;)
oczywiście że jak najbardziej turystyka długodystansowa. Jeżeli nie masz z kim iść, to może dołączysz do mnie? Różnica jedynie taka, że trasę do wybrzeża pokonuje również pieszo. A mieszkam w Środzie Wlkp. więc do poznania mam bardzo blisko.

Hmm długodystansowe wycieczki
jak najbardziej , ale takie powyżej 30km robiłem tylko w górach .
eee to chyba mamy inne pojęcie długodystansowej wycieczki bo ja miałem na myśli powyżej 300 a nie 30km
 
V

VX-

Guest
Wiesz ja tylko jednodniowe wycieczki robiłem a na takich to cięzko przejsć wiecej niż 50km :)
A nad takimi 300km to nie myślałem , rowerem to owszem sakwy ,namiot , karimata i jedziesz przed siebie :D
Ale takie 300km wycieczki hmm to może być ciekawe musze nad tym pomyśleć BB)
 

<zuzka>

Nowicjusz
Dołączył
22 Sierpień 2008
Posty
17
Punkty reakcji
0
witam ponownie,

nadal szukam ekpiy, i ludzi którzy odważą sie przejść ok.350km wzdłuż naszego kochanego Baltyku ;P dawno tu nie zaglądalam ale mój pomysł jest aktualny. może zebrać ekipę z róznych stron byłoby fajnie, pomyslcie nad tym ja narazie mam maturkę ale od czerwca jestem gotowa na wędrowanie ;D
pozdrawiam
3maj cię się ;)
 

rioter

Nowicjusz
Dołączył
1 Lipiec 2008
Posty
19
Punkty reakcji
0
Miasto
Łódź

Rashkel

Nowicjusz
Dołączył
9 Marzec 2006
Posty
230
Punkty reakcji
3
Wiek
41
Miasto
Częstochowa
Fajny sposób na spędzenie wolnego czasu. Jeszcze nie próbowałem (chyba, ze obozy wędrowne ze stałą bazą się w to zaliczają), ale od kilku lat planuje przejść Szlak Orlich Gniazd na piechotę (jakieś 160km) tylko maniaków podobnych do siebie nie mogę znaleźć.
 

anastasia85

Nowicjusz
Dołączył
7 Luty 2010
Posty
29
Punkty reakcji
0
Jeśli chodzi o sprzęt turystyczny, proponuję www.sklep-presto.pl Znajdziecie tam mnóstwo akcesoriów, a wśród nich sztućce na biwak i akcesoria campingowe.
 

Pan Tofel

Nowicjusz
Dołączył
2 Lipiec 2010
Posty
3
Punkty reakcji
0
Wiek
39
Fajny sposób na spędzenie wolnego czasu. Jeszcze nie próbowałem (chyba, ze obozy wędrowne ze stałą bazą się w to zaliczają), ale od kilku lat planuje przejść Szlak Orlich Gniazd na piechotę (jakieś 160km) tylko maniaków podobnych do siebie nie mogę znaleźć.

Przeszedłem z paczką znajomych parę lat temu i polecam. Plecak. Namiot. Śpiworek i dobry humor :) Rewelacja. My szliśmy z Częstochowej do Krakowa. Chwilę zeszło ale czas nas nie gonił. Zabawa przednia !
 

andrzejs

Nowicjusz
Dołączył
14 Styczeń 2011
Posty
1
Punkty reakcji
0
Pokonałem trasę wybrzeża Świnoujście - Hel chętnie podzielę się uwagami i dam kilka wskazówek. Zapraszam gg.8361458 Andrzej
 

marek70

Stały bywalec
Dołączył
28 Grudzień 2008
Posty
1 268
Punkty reakcji
155
Wiek
53
Miasto
Białystok
Miałem przyjemność uczestniczyć w Trzecim Lutowym Spacerze 2012 z Kołobrzegu do Ustki
Oto moja relacja

Pomysł sprawdzenia się na tego typu imprezie kiełkował we mnie od dawna.Będąc coraz bardziej znużonym "mieszczuchem" zawsze ciągnęło mnie na łono natury,zwłaszcza na wybrzeże.Nasz Bałtyk ma w sobie to coś ,co sprawia ,że zaczynam po prostu tęsknić za jego głosami.
Moje dotychczasowe krótsze lub dłuższe nadmorskie pobyty miały swój klimat,jednakże uświadomiłem sobie,że nie do końca dobrze się czuję otoczony tłumami
rozentuzjazmowanych wczasowiczów.
Planując pieszą wyprawę wzdłuż Bałtyku znalazłem strony Kuby Terakowskiego organizującego tego typu przechadzki ,co mnie niezmiernie ucieszyło.
W miejscu zamieszkania nie znalazłem za bardzo zrozumienia dla swoich "ciągotek",a nie jestem aż takim samotnikiem,by ruszyć w pojedynkę na nieznany teren szczególnie zimą.
W czerwcu i listopadzie z różnych przyczyn nie dołączyłem do długodystansowców,ale do trzech razy sztuka.Na tydzień przed Lutową Przechadzką klamka zapadła jadę sprawdzić się .Jako ,że w lutym nie ma co liczyć na łaskawą aurę zaopatrzyłem się w odpowiednią odzież tj."oddychającą" bieliznę,polary,,spodnie,kurtkę,tzw."stuptuty"
Itp.akcesoria co jak się okazało było bezcenne w wędrówce.Spakowałem plecak w niezbędne minimum{ok.7 kg}i odbyłem kilka treningów przechodząc ok 15 km dziennie.Jako że w Białymstoku mej malej ojczyznie było ok.18 st.na minusie w dzień warunki były optymalne i trening bardzo się przydał.
Dosłownie na godzinę przed odjazdem ogarnęły mnie wątpliwości gdzie ja się pcham,przecież jadę sam ,nikogo tam nie znam,z Kubą byłem umówiony mailowo na dworcu w Kołobrzegu znając go tylko ze ze zdjęcia.Lęki te zniknęły w momencie gdy pociąg ruszył

środa 01.02.2012
O 19.45 odjechałem w kierunku stolicy by po 23 przesiąść się na bezpośredni do Kołobrzegu.Przez całą drogę do Warszawy w wagonie jechały dosłownie 3 osoby,rozsiane po przedziałach,nie było szansy na towarzysza podróży.Za oknami minus 25 i krajobraz księżycowy .Znowu przez moment ogarniają złe myśli,gdzie ja się pcham?
Jako,że o 11 w czwartek tuż po przyjezdzie mieliśmy ruszać na trasę,licząc ,że się prześpię od Warszawy miałem wykupioną "tanią kuszetkę" za 25 zl.Po godzinnym oczekiwaniu na Centralnym wbijam się do wagonu sypialnego i tu niespodzianka.Pociągi może i zimą kursują pustawe,ale nie ten.Wita mnie tłum kuracjuszy udających się na turnus do sanatoriów.Przeważnie podekscytowanyćh emerytów.W "moim"przedziale wyleguje się już komplet 5 osób mieszanego towarzystwa damsko męskiego
ze sporym bagażem i pokaznych gabarytach.Na korytarzu rwetes ,jakaś babcia wrzeszczy na mnie że przeszkadza jej mój plecak.Nie jestem młodzieniaszkiem i mam szacunek do starszych ,ale decyzja jest szybka uciekam stamtąd pędem,życząc kuracjuszom miłej podróży
W 2 klasie znajduję w końcu wolne miejsce ,ale po kwadransie znów ucieczka.jedzie tam dwóch "piwkujących"górali z Limanowej mimo,że byli już nawaleni to dopiero się rozkręcali. No ładnie myślę,chyba dziś nie pośpię.
Nie ma innej opcji udaję się do 1 klasy pytając o wolne miejsca.Znowu spotykam "uprzejmych" ludzi jakaś para z dzieckiem nie życzy sobie towarzystwa,inni kłamią że miejsca zajęte w końcu jakaś starsza pani cieszy się z towarzystwa wzbudzam jej zaufanie,a jak mówi boi się złodziei pociągowych
Rozmawiamy miło jakiś czas ,robię dopłatę i ok 1.00 robię sobie poduszkę z kurtki i w końcu zasypiam

czwartek 02.02.2012 Kołobrzeg-Gąski ok 27 km
Budzę się o 7.00 całkiem wypoczęty .6 godzinek snu dobrze mi zrobilo.Zostalo mi 4 godziny do końca jazdy.Jem skromne śniadanie ,porządkuję plecak zapinam stuptuty specjalne ochraniacze od np.głębokiego śniegu.Na chwilę przed przyjazdem znowu dopada mnie mały lęk przed nieznanym,jak się okazało po raz ostatni..Pociąg przyjeżdża punktualnie i o11 i w holu dworca rozpoznaję Kubę .Jak się okazuje nasza wyprawa będzie liczyć 11 osób.Mam przyjemność poznać Weronikę,Anię z Wiktorem,Pawła i Jurka.Czwórka uczestników przybyła i wyruszyła na trasę wcześniej.Oprócz mnie jest jeszcze 2 nowicjuszy
Kuba przeprowadza odprawę,częstuje nas kawałkiem bloku,pamiątkowa fotka i o 11.30 wyruszamy cała naprzód.
Ruszamy plazą pogoda dopisuje,gdzieś tam w kraju trzaskający mróz a tu mamy może z minus 5 i niewielkie opady śniegu.Pada właściwie od dziś ,bo oprócz lodu na plaży widać gdzieniegdzie zloty niezamarznięty piasek.Po kilkuset metrach zaliczam na lodzie swój pierwszy i jak się na szczęście okazało ostatni upadek.Maszerujemy tak z kilometr i pierwsza przeszkoda wysoka fala całkowicie uniemożliwia marsz obijając klif.,jesteśmy więc zmuszeni zejść na szlak Ustronie Morskie było w polowie etapu ,tam mieliśmy czas na odpoczynek i regenerację w miłej jednej z nielicznych całorocznych restauracji.Do Ustronia dotarliśmy szlakiem,ściężką rowerową prowadzącą między morzem a lotniskiem.Ja szedłem bez kijków i niestety po paru kilometrach byłem zmuszony zdejmować plecak i odpoczywać ze względu na ból kręgosłupa Miałem z 10 minut straty ,lecz przed Ustroniem grupa zwolniła i Kuba poczekał na mnie przy zejściu na plażę i razem doszliśmy do Ustronia.
Plażą zgubić się nie sposób wystarczy mieć morze z lewej strony wędrując na wschód.Coś by było nie tak ,gdyby morze znalazło się z prawej strony.
W Ustroniu Morskim zmieniam mokre koszulkę ,czapkę i polar,ponieważ czeka nas ok.10 km marszu plażą już bez możliwości schronienia.Połykam łapczywie gorącą herbatę i pomidorową.Smakują jak nigdy wcześniej.
Ten odcinek do Gąsek małej rybackiej wioski pokonuję samotnie tracąc siły,do kwatery doszedłem ok 20 min po rozproszonej grupie
Pogoda ciągle dopisywała choć warunki nieco się pogarszały,wiatr się wzmagał ,robiło się chłodniej i ciemniej,na plaży pojawiał się pękający lód.Doszedłem do ujścia rzeki Czerwonej most znajduje śię 300m w głąb lądu Minąwszy rzekę straciłem z horyzontu majaczące punkciki osób z naszej ekipy..
Te ok 6 km samotnej wędrówki były niezapomniane Ostatnia żywa istota to poławiacz bursztynu w Ustroniu,a potem pustynia ,dzikie morze ,szarówka a potem ciemność oświetlona tylko śniegiem.Do tego wiele trudnych odcinków do przejścia np raz byłem zmuszony przeczołgać się pod powalonymi oblodzonymi drzewami.Niedawne sztormy zwaliły z klifu wiele drzew i zniszczyły lub naruszyły pomosty.Szum wiatru i wzburzone morze widok niezapomniany.
Wiedziałem ,że gdy zobaczę latarnię w Gąskach mam wchodzić na pomost i szukać kwatery na ul.Nadrzecznej "przyjaznej"długodystansowcom.Tymczasem widzę światła latarni i kompletnie zniszczony pomost na wysokim niedostępnym klifie
.Ale widzę ślady towarzyszy na śniegu .Błogosławiony śnieg idę po śladach .Okazało śię,że w ciemności pomyliłem latarnię z radarem.i trzeba było iść dalejW końcu dochodzę do Gąsek i ślady rozchodzą się idę w prawo .Błąd bo dochodzę w jakieś chaszcze zawracam i po kwadransie jestem na kwaterze .było po 18-ej
Mieszkam w pokoju z Pawłem ,Płacimy po 30 zł za kwaterę,zjadam resztki zapasów ,batonika i czas na suszenie odzieży ,butów na ledwo ciepłych grzejnikach przed jutrzejszym etapem.Ciepłą wodę mamy tylko w umywalce więc myję i kremuję stopy,golę się i czas na sen bo Kuba zarządził wymarsz na 7 rano ,gdyż czekał nas najcięższy etap.O 20 spałem jak zabity

piątek 03.02.2012 Gąski-Dąbki ok.37 km
Stare wilki morskie pewnie się uśmiechną ,ale dla mnie jako nowicjusza ten etap był naprawdę morderczy.Po kolei jednak.
Budzę się ok 5 w wyśmienitym nastroju,jak nowo narodzony..Bułka ,danio,batonik,gorzka kawa i pora ruszać w drogęTemp.ok.-13 st.
Jedyny punkt na prawdziwy odpoczynek był po 12 km w Mielnie po ok.1/3 drogi.Ruszamy plażą na wschód i po ok 5 km dochodzimy do Sarbinowa,gdzie decydujemy się wejść na malowniczy szlak prowadzący przez Chłopy i Mielenko,Od Sarbinowa do końca etapu towarzyszył mi Jurek ,który dodawał mi otuchy w trudnych momentach .Szlak był piękny mijane miejscowości sprawiały wrażenie wymarłych.Częściej spotykaliśmy tropy zwierząt niż ludzkie ślady..Spotykamy nawet sarenkę.Czas miło upływa na przyjemnej wędrówce i rozmowach.Spacerujemy z Jurkiem po kompletnie opustoszałym Mielnie,trochę fotografuję,udaje mi się złapać we flesz kąpiącą się samotnie panią "mors"..Trafiamy w końcu do "Egiptu"całorocznej restauracji przyjaznej bałtyckim włóczykijom.To ostatnia szansa na coś ciepłego w tym dniu.Korzystam oczywiście z okazji połykam zupę i jakieś mięso z warzywami,przebieram się w suchą bieliznę dzwonię jeszcze do żony która daje kilka ciepłych słów no i komu w drogę...........
Ruszyliśmy przez Unieście do Łazów gdzie dotarliśmy po w miarę dobrej nawierzchni.Łazy są zamieszkane przez ok 50 osób i poza sezonem wieje tu oczywiście pustką.Na szczęście jest tam malutki sklep spożywczy gdzie sympatyczny pan zaparzył nam czajnik wrzątku,życząc nam dobrej pogody,nie rozumiałem wtedy tych życzeń
Cała wyprawa to nie było przysłowiowe s.anie po krzakach,ale w tym momencie żarty się skończyły..Czekało nas kilkanaście km pustyni ,przez waską mierzeję pomiędzy morzem a zamarzniętym jeziorem Bukowo,aby dotrzeć do Dąbek..Pierwszych 5 km musieliśmy pokonać plażą bo inna opcja nie istnieje.I wtedy pogoda zaczęła wariować.Widocznie wytwarza się tam specyficzny mikroklimat.Pojawiały się co chwila zadymki śnieżne,może się wzburzyło,dostaliśmy potężny wiatr całe szczęście w plecy.Pod stopami mieliśmy na zmianę głęboki śnieg ,śliski lub pękający lód,jak się dało szliśmy momentami brzegiem uciekając przed falami,aby tylko ułatwić marsz..Czarne zadymkowe chmury nadciągające znad morza sprawiały wrażenie jakby to jakieś tsunami uderzało w brzeg.Cóż nie było odwrotu pomyślałem sobie chciałem to mam.Groza sytuacji dodawała sił.Wyobraznia podsuwała obrazy o cofkach powodujących zalanie mierzei i często spoglądałem na wydmowo klifowe "pobocze" nie zawsze umożliwiające ucieczkę.Szczególnie,że w Łazach widziałem kompletnie zalaną plażę
Po ok 2 godz. dotarliśmy do Dąbkowic.Ktoś może powiedzieć jak to przecież miała być pustynia.Otóż Dąbkowice były do niedawna najmniejszą miejscowością w Polsce zamieszkaną przez 2 osoby.Obecnie już nikt tu nie mieszka ,a pozostały zabudowania Urzędu Morskiego i jakiś ośrodek oraz domki kempingowe.Nawet mnie to nie dziwi bo miałem skojarzenia z przylądkiem Horn.
My mieliśmy jednak szansę aby przedostać mocno zniszczonymi schodami i wydmowo leśnymi ścieżkami się z szalejącej plaży do jedynej ulicy w Dąbkowicach,zwłaszcza że czekało nas obejście rzeki.Niestety jedynego przejścia przez opuszczony ośrodek strzegły 2 psy i nie ryzykowaliśmy.Nie bylo wyjścia wracamy na plażę.
Przyznam,że modliłem się aby uciec już z tej cholernej plaży bo pogoda się regularnie pogarszała,było coraz zimniej.Zacisnąłem zęby idę ,a tu nagle widzę Jurka wysoko na wydmie przywołującego mnie skinieniem.Mój towarzysz stary obieżyświat znalazł{znał}skrót przez co oszczędziliśmy ze 2 km plaży.
Czekało nas jeszcze ok 10km leśnym szlakiem wzdłuż morza po świeżym śniegu ale już bez ryczących czterdziestek.Pod spodem był lód widzieliśmy ślady po upadkach towarzyszy idących przed nami.Po ok.3 godz już po zmroku dotarłem ostatkiem sił do pensjonatu Fregata gdzie mieliśmy nocleg.
Zapłaciliśmy 35zł za nocleg a warunki mieliśmy wprost luksusowe,że normalnie w domu tak nie mam.Polecam ten ekskluzywny pensjonat.
Najpierw godzinę odpocząłem.Potem dłuugi gorący prysznic i opatrzenie lewej stopy to byla pierwsza i na szczęście ostatnia poważna kontuzja.
Na lewej stopie zrobił mi się duży bąbel .Paweł dał mi sterylną igłę pozbyłem się niechcianej substancji opatrzyłem chusteczkami czyste skarpetki suszenie sprzętu i pora spać..Tej nocy nie spałem spokojnie budził mnie często ból zwłaszcza stawów kolanowych


sobota 04.02.2012 Dąbki-Jarosławiec ok 27 km
Kuba zarządził odprawę na 9 odcinek miał być lżejszy,ale wcale się taki nie okazał bo znowu dotarliśmy po zmroku.Powodem były obfite opady śniegu,przez noc napadało ze 20 cm białego puchu
Obudziłem się w dobrym nastroju dokuczał mi tylko ból kolan .Kuba namawiał mnie do użycia kijków zwłaszcza że Paweł ich nie używał,dałem się przekonać od Darłówka,co skutkowało odciązeniem stawów i ustąpieniem bólu.
Ponownie szansę na postój mieliśmy w ok 1/3 etapu w Darłówku.Przez 2km trzymaliśmy się jeszcze lasu ale trzeba było ostatnim pomostem zejść na plażę bo droga odprowadzała daleko wgłąb lądu.Towarzyszył mi Jurek i Kuba bo jako debiutant zimą na nieznanym terenie pewnie bym się gubił drogę
I oto kolejna niespodzianka ok.20 metrowy stromy pomost z klifu jest zataśmowany ,zakaz wejścia ,widzimy na górze z pół metra śniegu i podest z brakującymi deskami a niżej zasypane schody i na dole taśmę .Kuba jako najlżejszy poszedł pierwszy stawiając ostrożnie kroki,badając kijkiem "grunt"
i trzymając się barierki.Udało się.Potem zszedł Jurek i na końcu ja dokładnie po śladach współtowarzyszy..Ponieważ ważę znowu ponad 90 kg zakołysało niezle tym rozklekotanym pomostem a na końcu z 1.5 metra kompletny brak schodów .No ale udało się jesteśmy na plaży zaoszczędziliśmy kilka kilometrów powrotu przez las.Do Darłówka było "tylko" 6 km ale był to jeden z najtrudniejszych odcinków .Nawet Kuba uczestnik wypraw na Antarktydę powiedział wtedy ,że "zrobił nam się niezły hardcore"
Nie chcę się już powtarzać ale piekiełko z pustyni pod Dąbkowicami różniło się tym ,że dostaliśmy wschodni wiatr prosto w twarz.Momentami wyglądało to tak,że idziemy 2 kroki w przód i jeden w tył.Prędkość średnia marszu z 5 km/h myślę ,że spadła do 2km.Nie ryzykowaliśmy przejścia po lodzie kanału Leniwiec i przedzieraliśmy się na most
Po dotarciu do Darłówka kolejna niespodzianka .Otóż schodzimy z plaży do miasta idziemy już ulicą a tu zupełnie inny świat słońce zero wiatru cisza.Normalnie cud 200 metrów różnicy a czułem się jakbym w ciągu minuty wrócił z Arktyki do słonecznego Aspen
Muszę też napisać,że Darłówko było moim zdaniem najpiękniejszym mijanym miasteczkiem .Nie sposób go z resztą ominąć bo musimy przekroczyć rzękę Wieprzę podnoszonym mostem w centrum miasteczka.Jest z niego piękny widok na port w Darłowie.
Niestety w tym momencie ponieśliśmy stratę .Weronika zrezygnowała z dalszej wyprawy ze względu na poranione stopy i udała się busem w kierunku miejsca zamieszkania czyli Krakowa.Ostatecznie doszło nas 10 osób
W sympatycznej cukierni Ambrozja nabieraliśmy sił przed dalszą drogą.Czas było jednk opuścić przytulny kurort Ponownie czekało nas 10 km pustkowia między oddalonymi od siebie o ok 300 m morzem a jeziorem Kopanie do miejscowości Wicie.Mieliśmy wybór między plażą a przechodzącą środkiem mierzei groblą osłoniętą często drzewami.Gdyby nie nocne opady byłby to przyjemny spacer .Niestety śniegu było miejscami po kolana i poczułem się jak pod jakimś Stalingradem albo kiedyś w wojsku.Odpychając się kijkami myślałem jak ciężko pracuje na sukces nasza mistrzyni Justyna Kowalczyk.
W miejsccowości Wicie zrobiliśmy postój w wiacie był czas batonika i zasłużony łyk herbaty..Dalej szliśmy malowniczym szlakiem przechodzącym w pewnym momencie w dawne radzieckie lotnisko wojskowe..Ostatnie 3 km zeszliśmy z Kubą na plażę by pożegnać się z morzem ,a Jurek oraz Wiktor z Anią poszli do końca szlakiem
W Jarosławcu ostatni nocleg 25 zł wygodne spanie ale bez ciepłej wody.Zrezygnowałem z toalety i po wysuszeniu sprzętu i skromnej kolacji smacznie zasnałem

niedziela05.02.2012 Jarosławiec -Ustka ok.22km
Ponieważ o 13.11 miałem ze Słupska jedyny bezpośredni pociąg do domu namówiłem Kubę aby wyruszyć o 6 rano.Niestety ekipa tym razem nie dostała pozwolenia od wojska na przejście poligonu Wicko Morskie musieliśmy wędrować dookoła wchodząc głęboko wgłąb lądu.Od rana powitał nas rekordowy mróz im bardziej oddalaliśmy się od morza tym było zimniej,komórki odmawiały posłuszeństwa.Minęliśmy Jezierzany,Łącko,Korlino.Przekroczyłem już 100 km wyprawy aby dołączyć do klubu Bałtyckich Długodystansowców jednak czekać godzinę na przystanku na autobus jedyny z resztą do Słupska równałoby się chyba zamarznięciu szedłem więc dałej z ekipą i dopiero w wiosce Królewo a raczej na następnym przystanku Królewko w polu na 10km przed Ustką pora było się pożegnać.Krótko bo mróz dochodził do 25 st.Podziękowałem moim przyjaciołom za wsparcie w trudnych chwilach i pożegnaliśmy się.Z pewną dozą smutku,bo jednak na takich wyprawach wytwarza się pewna niewidoczna więż.Jak tylko zniknęli za widnokręgiem przyjechał mój autobus i ruszyłem w kierunku Słupska.Tam miałem kilka godzin godzin czasu ,byłem na mszy w 13 wiecznym Kościele Mariackim i w niedzielę po 23 zameldowałem się w domu


Zachęcam do dyskusji jeśli ktoś tu jeszcze zagląda do tego działu
 

marek70

Stały bywalec
Dołączył
28 Grudzień 2008
Posty
1 268
Punkty reakcji
155
Wiek
53
Miasto
Białystok
Relacja z mojej wyprawy Ustka-Hel ,która będzie zawierać wątki informacyjne jak też dokumentująco wspomnieniowe

Zimowy Spacer nieraz powracał jako dobre wspomnienie i z niecierpliwością oczekiwałem na rozpoczęcie 10 jubileuszowej Przechadzki Świnoujście-Hel.
Rajd był zaplanowany na 2 tygodnie,a ja mogłem sobie pozwolić na 7 dni wolnego .Dobry i tydzień,postanowiłem więc przejść połowę trasy,od miejsca gdzie doszedłem zimą.Przygotowania nie były już tak kosztowne jak zimą.Zakupiłem 2 koszulki "oddychające",pustynną czapkę od słońca,obowiązkowo kijki,buty trekkingowe.Spakowałem polar ,po 3 koszulki ,majtki i pary skarpet,jeszcze saszetka z kosmetykami,lekarstwami oraz repelent na owady..Na siebie wrzucam lekką kurtkę z "windstoperem",,nieprzemakalne spodnie..W plecaku ląduje jeszcze zapas wody,batoników ,notes i właściwie jestem gotów.
Ach,byłbym zapomniał o aparacie fotograficznym,trochę duży ale potrzebny..I dosłownie 2 godz.przed odjazdem odbieram telefon z pewnej sieci spożywczej,a miła pani informuje ,że jest do odbioru mały aparat cyfrowy,nagroda za punkty.Jadę po odbiór ,świetnie mieści się w małej kieszonce.
W sumie mój plecak ważył od 5 do w porywach 8 kilogramów.
Postanowiłem jechać nocnym autobusem do Słupska i potem do Królewa,aby dołączyć do ekipy na trasie,połączenia kolejowe nie pasowały czasowo.
Zegnam się z dziećmi,a żona odwozi mnie na dworzec,przecież jeszcze się nachodzę.
Punktualnie o 20 w piątek 28 maja odjeżdżam w kierunku Słupska,czeka mnie prawie 11 godzin jazdy

Dzień 1 sobota 19 maja Królewo-Ustka ok.20 km
Droga Przez Mękę

Na taki podtytuł tej części relacji złożyło się parę czynników.Od dziś zaczęła się robić piękna letnia pogoda a diabli nadali dopadł mnie jakiśi wirus..W dzień było w miarę,ale w czasie jazdy bolalo mnie gardło ,noc była zimna ,miałem lekkie dreszcze..Garść witamin i 2 litry wody małymi łykami przez noc sprawiło ,że z rana było lepiej..
Po drugie współtowarzysze podróży..Autobus jechał do Kołobrzegu,który kiedyś kojarzył się z morzem lub festiwalem piosenki żołnierskiej.Prawie cała wiara to byli jednak kuracjusze kołobrzeskich sanatoriów .I o ile z początku było cicho,prawie zasnąłem ,to po północy zaczęli koncert ,wieczorek zapoznawczy.i opowieści dziwnej treści.,których byłem mimowolnym słuchaczem.W Olsztynie ktoś wysiadł i przesiadam się do pani lecącej z Gdańska do Birmingham{pozdrawiam} i od Trójmiasta mam podwójne siedzenie...O sen jest niełatwo ,bo co rusz wyrywają z objęć Morfeusza ryki godowe podekscytowanego towarzystwa.
W końcu po nieprzespanej nocy o 6.45 z ulgą opuszczam pojazd.Mam 3 godziny do PKS-u w kierunku Jezierzan.Postanawiam iść na mszę św.do Kościoła Mariackiego.,tam gdzie kończyłem zimową wyprawę ,jednak odbywa się tam akurat nabożeństwo pogrzebowe.Rezygnuję i po krótkiej modlitwie zwiedzam Starówkę.
Na dworcu jakiś pijak prosi mnie o jałmużnę,daję tym razem 5 zł ,choć unikam wspomagania nietrzezwych.
O 10 ruszam w kierunku Królewa,Kuba ma na mnie poczekać w następnej wiosce,bowiem ekipa znowu obchodzi poligon Wicko Morskie.Wojsko miało akurat ostre manewry z fajerwerkami.Kierowca przez pomyłkę wysadza mnie przystanek za daleko w Królewku,ale dobrze się składa,bo dostrzegam odpoczywającego Jurka{wspierał mnie zimą},oraz poznaję Włodka i Janka.Janek to najstarszy długodystansowiec{70 lat},zaprzyjzniam się z Włodkiem,któremu gratuluję pogody ducha,siły,kondycji{pozdro}
Temperatura wzrasta po południu coraz bardziej,wita mnie rozgrzany asfalt,żółte pola zalane morzem łubinów.Wędruję do Ustki przez okoliczne wioski,przyspieszam,
Jednak osłabienie wirusem daje znać,bolą mnie mięśnie i stawy.W Dunikowie jest sklep batoniki i woda dodają powera.Spotykam tam Włodka i dobrą godzinę odpoczywamy na ławeczkach na terenie miejscowej straży pożarnej.Grilujący akurat z rodzinami strażacy przyglądają nam się z zaciekawieniem.
Nagrzana ławka grzeje jak poduszka elektryczna,cudowne lekarstwo dla obolałych kości.Nie macie pojęcia jaką radość może sprawić zwykła drewniana ławka.,to skarb przy tego rodzaju peregrynacjach.
Dalej idę sam i docieram do Ustki ok 17.Na bazie są już wszyscy .Adama,Pawła , 2 wesołych Krzyśków z Łodzi i naszego nieocenionego szefa Kubę znam z zimy.
Pozostali naraz mi się przedstawiają Ania z Tomkiem,3 Staśków,Magda,Gosia,Beata.Wszystko mi się miesza nic nie zapamiętuję,marzę o spaniu.Biorę prysznic,potem gorąca zupa i spaghetti w restauracji obok garść tabletek i o19 padłem
Wirus niespana noc i leczniczy marsz w pełnym słońcu zwala z nóg szybciej niż lufa przy barku.Twardo zasypiam.

dzień 2 niedziela 20 maja Ustka-Smołdziński Las ok.35 km
Przywitanie Z Morzem

Budzę się przed 5,po przeziębieniu nie ma już właściwie śladu.Mieszkam z Jurkiem ,z którym się żegnam,bo wyrusza on wcześniej by wyprzedziwszy grupę dotrzeć aż do Piasków .Za nocleg w centrum Ustki płaciliśmy 40zł.Sklep spożywczy mam o 2 kroki ,ogarniam więc skromne śniadanie i spaceruję po miasteczku,które jest urokliwe,w rankingu umieściłbym je dość wysoko.Ustka rano to emeryci przechadzający się z kijkami nordic walking,cisza i spokój.Widzę jednak pozostałości po nosnych libacjach ,szkło na ulicach.Ich uczestnicy pewnie regenerują siły przed następnym dniem "urlopu".
Odprawa. odbywa się o 7 ,potem udajemy się całą grupą pod ustecką Syrenkę,gdzie robimy zdjęcia,a nasi dzielni redaktorzy serwisu popiasku.pl przesyłają je na żywo.
Szansę na odpoczynek mieliśmy w oddalonych o 16 km Rowach.Wędruję cały czas plażą która jest wyjątkowo piękna,choć można też wybrać wariant ścieżką biegnącą stromym klifem.Po ok 5 km w Orzechowie przeszkodą może być mały strumień ,jednak dało się go przejść po bekach i kamieniach.Zatrzymuję się i fotografuję co przypłacam kilkoma ukąszeniami komarów ,ale widok jest piękny.Do Rowów zostało 11 km,plaża jest coraz ładniejsza.Nogi same niosą.Na tym odcinku zwracam uwagę na niezwykle czystą wodę,wręcz przezroczystą.Turystów można policzyć na palcach jednej ręki,widzę też kilkudziesięciu wędkarzy.,ale ogólnie pustka ,żadnych wrzasków tylko odgłosy morza.Wędruję sam taki mały,ale szczęśliwy,to wędrowanie uczy pokory.
W Rowach mieliśmy się spotkać w "chłopskiej" całorocznej restauracji,była jednak zamknięta.Znalezliśmy jednak lokal "U Juliusza".Zjadam rybną ,potężnego dorsza z warzywami,popijam kawą za rozsądną cenę 30 zł..Miło rozmawiamy jednemu z uczestników daję igłę na pęcherze,druga i ostatnia przydała mi się na innym etapie ,jakbym wszystko wyliczył.
Następnie był czas na solidne zakupy na popołudnie i cały następny dzień ,gdyż czekało nas kilkadziesiąt kilometrów pustkowia.Plecak zwiększył wagę głównie poprzez 3 butelki mineralnej.Padają mi baterie w cyfrówce {w odpowiednim momencie}i tuż przed wymarszem kupuję alkaliczne.
Po przekroczeniu kanału łączącego jez.Gardno z morzem wędrowałem samotnie plażą przez 12 km nie spotykając nikogo oprócz biegusów maleńkich ptaszków uciekających przed falami i bawiących się z nami w berka.Czasami samotny marsz przeplatałem modlitwą.
Zejście do Smołdzińskiego Lasu oddalonego od morza o ok. 3 km gdzie mieliśmy nocleg jest słabo widoczne .Aby go nie przegapić należy skręcić przy tablicy kilometrowej 204 na szlak prowadzący obok latarni.
Ja skróciłem drogę o kilometr przy tablicy 205 gdzie spotkałem Kubę z Magdą.Był czas na mały odpoczynek w tzw "Czerwonej Szopie" opuszczonym budynku ratownictwa morskiego.
Okazało się ,że w tym dniu miałem dobre tempo ok. 6km/h i dotarłem na kwaterę jako pierwszy .Za całe 25 zł spałem jak król ,tym razem miałem pojedyńczy pokój tylko dla siebie.Bardzo polecam kwatery 35 i 36 z ogromnymi
zielonymi terenami zielonymi raj dla osób z dziećmi i ceniących ciszę .do morza jest 3 km a do najbliższego sklepu spożywczego ...... 3,5 km.Jednakże codziennie o 8 rano przyjeżdża furgonetka z piekarni w Damnicy z pysznymi drożdżówkami.Oczywiście nazajutrz skorzystaliśmy z okazji,specjalnie dla nas przyjechała przed 7..
Ogólnie czułem się doskonale po przejściu ciężkiego etapu.Po prysznicu zrobiłem pranie powiesiłem na sznurkach.do suszenia
Jednak coś popsuło błogi nastrój.Spojrzałem na swoje stopy i się lekko przeraziłem ,podbicia były całe czerwone i przy dotyku bolesność i pieczenie
Pomyślałem ,że to jakaś alergia wodę ,trawę na posesji czy coś w tym stylu.Okazało się że wyczerpany organizm w ten sposób pozbył się nadmiaru siepła.Moje całoroczne buty trekkingowe doskonale sprawdziły się na treningach ,lecz przy upale i niedawnym wirusie były trochę za gorące.Jednak od czego ma się towarzyszy.Okazało się,że Ania z Krakowa jest lekarzem ,wprawdzie pediatrą ,ale faceci to przecież duzi chłopcy.Magda z Kubą zorganizowali jakieś kremy ,które złagodziły dolegliwości ,byliśmy przecież na pustkowiu,nie było mowy o aptece..
To było miłe "You ll never run alone" nigdy nie zostaniesz sam jak hymn Liverpoolu
O 20 spokojnie zasnąłem.

dzień 3 poniedziałek 21 maja Smołdziński Las-Łeba ok.25 km
Nie Ma Wody Na Pustyni

Wstaję o 5 stopy nie zmieniły koloru,ale pieką mniej.Zwijam pranie a tu przykra niespodzianka jest bardziej mokre niż wczoraj.Rosa,wiatr od morza czy jakieś licho sprawiło,że robię suszarnię na plecaku.
Wcześnie rano wyruszamy czerwonym szlakiem przez cudowne Wydmy Czołpińskie nad morze,dzięki temu nie spotykamy ludzi mając je na wyłączność.
Idę sam wolnym tempem,za mną idzie tylko Janek,co jest dobrym zrządzeniem odwiązuje mi się bowiem z troka mokra koszulka ,którą pozniej znajduje .Na szlaku latają komary wielkości kolibrów,albo małych wróbli.Przydaje się środek odstraszający owady.
Jest gorąco,mimo wczesnej pory,zatrzymuję się i przebieram w krótkie spodenki,do bardzo dobra decyzja,bo za chwilę liznąłem piekła.Moi towarzysze wyprzedzili mnie i przez wydmy szedłem sam .To była prawdziwa smażalnia story.
Panowała kompletna cisza powietrze stało w miejscu było z 50st.ciepła.Wszelkie formy życia schowane były głęboko pod piaskiem.Co drugą górkę musiałem odpoczywać i uspokajać tętno.Straciłem rachubę czasu ,nie wiem ile szedłem,ale wypiłem prawie 2 butelki wody,a koszulkę można było wykręcać.
Gdy doszedłem do plaży nastąpiła z metra na metr niesamowita zmiana temperatury oceniam ,że nagle zrobiło się z 18 stopni,a przy wietrze odczuwałem jeszcze mniej.W efekcie cofnąłem się do tyłu i ubrałem kurtkę
Teraz następowało 11 km wędrówki plażą ,aż do Wydmy Łąckiej ,najwyższej w Polsce.
Niezwykle barwnym elementem wędrówki było wpadanie co jakiś czs na zimnej i wietrznej plaży w pojedyńcze pasy gorącego powietrza.Nie ciepłego a właśnie gorącego,że trudno było złapać oddech.Ciekawe zjawisko.
Do wydm spotykam tylko jednego samotnego wędrowca z rowerem i plecakiem Jacka.
Bliskość Wydm Łąckich zwiastują o każdej porze roku tłumy turystów.Nie inaczej było i teraz mijam mnóstwo zintegrowanych grup,zwłaszcza nastolatków,również obcokrajowców.Po przejściu wielkich piasków skończył mi się racjonowany zapas wody pitnej.
Do Łeby pozostało mi 8 km zszedłem z plaży i postanowiłem iść szlakiem pomiędzy morzem a jez.Łebsko.Nie skorzystałem z oferty zwiedzania muzeum wyrzutni cena 14 zł ,a w zgodnej opinii kolegów atrakcje tam zawarte,były warte złotych co najwyżej 3.W miejscowości Rąbka uzupełniam w końcu zapas wody i jem obiad w sezonowej knajpce nad jeziorem,za które płacę dość słono.Po odpoczynku ok.16 docieram do łeby.To bardzo ładne miasteczko jedynym minusem były grupki miejscowych dość agresywnych pijaków.
Mieszkamy w "naszej" kwaterze przy Obr.Westerplatte 13a.Mieszkam z Pawłem i Staszkiem z Krakowa,płacimy 35 zeta.
W Łebie wyruszam na poszukiwanie apteki,bo moje nogi nie wyglądają gorzej ale i nie lepiej.
Mijam świecące bankomaty,plakaty,że chcą pogonić coś na raty.Jednak ani śladu apteki.W końcu jest,oczywiście w bocznej ulicy.Pani farmaceutka ogląda moje nogi i informuje,że za pół godziny naprzeciwko przyjmują w nocnym punkcie medycznym
O 18 siedzę już u pana doktora ,który wypisał mi bardzo dobrą maść,Uprzedzając fakty powiem,że po kilkukrotnym użyciu zaczerwienienia znikły.
Moi koledzy z pokoju poszli wieczorem na browara,a ja po toalecie i przekłuciu pęcherza na palcu smacznie spałem.

dzień 4 wtorek 22 maja Łeba-Białogóra ok.30 km
Znikające Stilo

Budzę się o 5 ,wpadam na herbatę do Krzyśków z Łodzi ,którzy właśnie wyruszają na szlak,by przyspieszyś i zakończyć przechadzkę w J.Górze.Czerwone plamy prawie znikły,ale widzę nowe utrapienie,przekłuty palec zrobił się brzydki ,wręcz czarny.Kuba ratuje mnie tribiotykiem nakładam na posmarowane palce skarpetki i klapki i tak udaję się w drogę,choć planowałem iść na bosaka.
Cały etap pokonuję "klasycznie" plażą.Prakktycznie do samej Białogóry plaże są wygodne do przejścia,szerokie i czyste co było odpowiednie dla kontuzjowanych nóg w klapkach .Na niewielkich odcinkach piasek robił się "cięższy",ale wtedy robiłem to co podpatrzyłem u moich nieodłącznych towarzyszy biegusów,zgrabnie uciekając przed falami po twardej nawierzchni fali przyboju.skarpetki miałem suche do końca.
Musze powiedzieć ,że to był piękny etap,szedłem beztrosko,myśląc,że rozumiem już mowę fal.
Po 8 km zrobiłem postój przy zatopionym wraku duńskiego statku "West Star" ok. 200 metrów od brzegu.Odpoczywając myślałem o dramacie sprzed 41 lat gdy potężny sztorm wywrócił jednostkę.Spoczywa ona na głębokości ok 3 m i widać dwa wystające maszty.
Po następnych 3 kilometrach minąłem charakterystyczny walec pozostałość po buczku przeciwmgłowym i spotkałem Kubę,gdzie odpoczęliśmy w przygotowywanej do sezonu smażalni.sprzedali nam nawet kawę choć było zamknięte.
Pytam Kuby kiedy dojdziemy w końcu do Stilo,a on Ze chyba nie słuchałem odprawy.Faktycznie spózniłem się nieco,przez swoje lizanie ran,a potem musiałem słuchać nieuważnie,bo latarnia Stilo była już z 5 km za nami .Trzeba było skręcić przy walcu w Lubiatowie ok 800m w las.
Zwiedzę ją innym razem.Latarnię Stilo widzieliśmy ją już przed smołdzińskim Lasem,a więc w odległości od miejsca do którego mieliśmy dojść dopiero.... pojutrze.Jest ona w zasięgu wzroku przy dobrej widoczności nawet z ponad 50 km.
Wędrując zbliżamy się do niej,by za chwilę jakby się oddalała jak fatamorgana.
Za Lubiatowem przeprawialiśmy się jeszcze przez 2 rzeczki jedna nosiła nazwę własną Bezimienna
W Białogórze mieszkamy przy Morskiej 11 u sympatycznych państwa Jung,cena 35zł.
Aha jeszcze jedna przygoda na plaży przy wyciąganiu aparatu wiatr wywiał mi 40zł
Mój Anioł Stróż nie zakrył twarzy,bo pieniądze znalazł i oddał Stasiek z Popiasku.Tak jak wcześniej odzyskałem koszulkę.
Biorę prysznic ,moczę nogi w mydlinach smaruję maściami i w końcu po dolegliwościach nie ma śladu.Kolega z pokoju Stasiek z Wawy idzie oglądać mecz
Idę na zakupy to spożywczego,kończy mi się kasa,muszę szukać tańszej żywności po kolacji i spacerze o 20 grzecznie zasypiam

dzień 5 środa 23 maja Białogóra-Jastrzębia Góra ok.25km
Kto Drogi Skraca......

Wyruszam plażą ,po 11 km mieliśmy się spotkać na moście na Piaśnicy nieopodal miejscowości Dębki ,gdzie mieli nas przywitać o 11 ekolodzy z kawą i kanapkami.W sumie do spotkania nie doszło bo coś tam,coś tam ,ale był odpoczynek w uroczym miejscu,na moście rozłożyła sprzęt i malowała jakaś urocza starsza artystka,której zrobiłem fotkę.
Przed Piaśnicą mijamy grupę kilkudziesięciu sprinterek w średnim wieku z kijkami.Po chwili są już przy naszym postoju koło mostu i zaczynają gimnastykę.Fajnie myślę sport to zdrowie.Ale po chwili podjeżdża po nie wygodny bus i odwozi gdzieś na kwatery.Można i tak.
W tym dniu przez większość dnia idę bez skarpetek w samych klapkach,fale przyjemnie obmywają zdrowe już stopy.czasami na bosaka w oddaleniu od kurortów z obawy przed szkłem.
Woda jest zdecydowanie cieplejsza.Na odcinku do Karwi plaża choć monotonna,to jednak idealna pogoda czyni wędrówkę cudowną,mogłaby się nie kończyć.Delektuję się spokojnym morzem ,wiatr i temperatura są w sam raz.Mijając Karwieńskie Błota robię kilka postojów,jest pięknie.Są ze mną tylko biegusy moi wierni towarzysze.

Przy Karwi miałem do obejścia kolejną rzekę.Postanowiłem zaoszczędzić kilkaset metrów i przekroczyć ją w bród Podciągnąłem spodenki i drochę morzem trochę rzeką byłem już prawie na drugim brzegu.W tym momencie woda porwała mi jednego klapka i wypłynął na powierzchnię.Złapałem go kijkiem a nurt porwał mi drugiego na dobre,omal nie upadłem.W efekcie znalazłem się na drugim brzegu a nieliczni wczasowicze gapili się na dziwnego gościa w czapce pustynnej z jednym klapkiem w ręku.Ale co mi z jednego poszedłem na bosaka upał był za duży na ciężkie buty,z resztą klapki są potrzebne pod prysznic.
I okazało się,że mój Anioł Stróż ani na moment nie odwrócił wzroku.
200 metrów od plaży właśnie w Karwi był otwarty jedyny sklepik wielobranżowy,gdzie znalazłem jedyne męskie buty w moim rozmiarze 43.Były to wygodne japonki.Choć kasa mi topniała z radością wydałem 35 zł.Ten nieplanowany wydatek mógł zaważyć na moim powrocie do domu.

W miasteczku było bardzo gorąco z ulgą ochłodziłem się 2 lodami w godnej polecenia cukierni Konkol.

Z Karwi najlepiej wydostać się przez miasto ,aż poza granice bo i tak musimy przekroczyć most na Czatnej Wdzie,skąd możemy wrócić na plażę.Widać z niej z resztą klif Jastrzębiej Góry.
Plaża robi się tu wąska,wysoka fala uniemożliwiała nieraz przejście i musiałem kilkakrotnie uciekać na szlak
Na kwaterę dochodzę jako drugi po Kubie,będę dzisiaj mieszkał z Jankiem,dotarł on dopiero przed 20,prawie spałem
Mam dużo czasu na toaletę,zakupy.Zwiedzam miasteczko,w tym Gwiazdę Północy obelisk wysoko na klifie symbolizujący najdalej na północ wysunięty punkt Polski.Strasznie tu wieje,w ogóle się gwałtownie ochłodziło,marznę.Choć mami dziś atrakcje z nogami .Słońce operowało bardzo mocno i spieczone nogi od kolan w dół pieką jak diabli.
Wieczorem okazało się ,że Ania wróciła ze skręconą nogą.Na plażach należy uważać na tzw kurzawki,miejsca charakteryzujące się ciemniejszą plamą gdzie noga niespodziewanie może zapaść się do pół łydki.Zaoferowaliśmy się rozrzucić jej ekwipunek do swoich plecaków.Na szczęście nazajutrz poczuła się lepiej

dzień 6 czwartek 24 maja Jastrzębia Góra-Jastarnia ok 30 km
Wkraczamy Na Kosę Helską

Przez ostatnie 5 dni wędrowałem praktycznie samotnie ,ostatnie 2 etapy maszerowałem z Włodkiem
Założyłem ponownie buty trekkingowe i długie spodnie,bo upał zelżał a może nie wszyscy wiedzą klimat Helu bardziej przypomina Islandię niż Polskę ze średnią temp.lipca 17 st. ,a lutego -0,8st.
Do pobliskiego Władysławowa docieramy drogą aby ominąć łatwiej port.Tam robię zapas owoców i wody.Następnie w tylko co otwartej restauracji kupuję kawę za piątaka i zdejmuję buty i skarpetki półgodzinny odpoczynek to jest to.
Do Jastarni wybieramy łatwiejszą drogę ścieżką rowerową biegnącą wzdłuż "pucyfiku",czyli Zatoki Puckiej,wiele pięknych widoków,widzimy np.z bliska kormorana.Robimy postój w słynnych Chałupach i Kuznicy,gdzie półwysep jest najwęższy ma 150 m szerokośći.Obok siebie przebiegają ścieżka,droga,tory,mały lasek i 2 plaże.
Przed Jastarnią przechodzimy koło trawiastego lotniska gdzie obserwujemy kołowanie i start małego samolotu podobnego do Cessny.
Droga mija szybko ,daje się odczuć,że to już ostatni nocleg i zbliża się kres wędrówki
Jutrzejszą odprawę mieliśmy dziś o 20,gdyż nazajutrz o 11 było zakończenie i należało wyruszyć indywidualnie odpowiednio wcześniej.Kuba ma dla nas niespodziankę przynosi tort ufundowany przez jedną z cukierni.Potem odwiedza nas Gosia z mężem uczestniczka innych przechadzek,przebywająca na Helu prywatnie ,ma dla nas ciasteczka produkcji własnej prosto z Krakowa.
Ostatni wieczór upływa więc na słodko.Potem idziemy z Włodkiem na zakupy
Ja mam pewien problem bo skończyła mi się forsa,mam tylko odłożone na bilet i jakieś 2 zeta.Trochę wstyd mi się przyznać.Proszę by Włodek kupił mi wodę i 2 jogurty.Jednak potem zdaję sobie sprawę ,że ostatnie dni jechałem na batonikach i owocach i muszę mieć siłę na ostatni etap .Wracam więc do sklepu i naruszam kwotę na powrót.
Ostatni nocleg w Jastarni kosztuje 40zł.Mieszkam z Włodkiem,który podobno chrapie.Nic takiego nie stwierdzam bo po półgodzinnej bezsenności śpię jak suseł.

dzień 7 piątek 25 maja Jastarnia-Hel ok. 15 km
To Już Jest Koniec

Wyruszam z Włodkiem o 6.30,wybieramy ścieżkę rowerową,która jest szybsza ,bo plaża jest wyjątkowo grząska.Scieżka jest mało ciekawa,półwysep na końcu dochodzi do 3 km szerokości.Mijamy dużo terenów wojskowych,widać ślady wyryte przez helskie dziki,które na szczęście unikają ludzi.Od Juraty dołącza do nas na 10 km Gosia pomagając nam jako przewodnik po rozkopanym Helu.O godz 9.48 dochodzimy jako pierwsi{oprócz Kuby} do wejścia nr 67 na cyplu.Dalej pójść już się nie da.Robimy fotki,czujemy się jak zwycięzcy.W ciągu godziny schodzą się pozostali uczestnicy,którzy szli dłuższą plażą.
Ja w tym czasie spacerują po kolana w ciepłym morzu.To najlepsza nagroda za trudy wędrówki.
Składam wszystkim gratulacje.
To nie koniec niespodzianek.Witają nas przedstawiciele władz Helu ,wręczają po reklamówce upominków,a urocze fotoreporterki improwizują scenę naszego wejścia z flagami Helu i fotografują przy banerach promujących miasto.

Jednak czas upływa i pora się rozstać.O 11.55 jadę z Włodkiem do Gdyni z przystanku Hel Koga.Stąd za godzinę mam bezpośredni pociąg do Białegostoku a mój kolega nieco pózniej do Wawy.
Żegnamy się idę do kasy po bilet ,brakuje mi 23 zł.Wyobrażałem sobie,że wrócę na kredycie ,ale dowiaduję się,że to koszt dodatkowych 130 zł.Zastanawiam się co robić i po chwili widzę w holu Włodka.Kolega pożycza mi 30 zł{odsyłam po powrocie}starcza mi jeszcze na wodę i bułki.Cóż "youll never run alone"

Jako podsumowanie pragnę jeszcze raz podziękować wszystkim miłym towarzyszom,byliście ok,starszy czy młodszy chłopak czy dziewczyna.

Na oddzielny akapit zasługuje Kuba Terakowski nasz wspaniały szef ,organizator ,dobry druh,doradca
Mimo,że każdy szedł na własną rękę,z niecierpliwością czekaliśmy na codzienne odprawy.Kuba jeszcze raz dzięki,dzięki,dzięki.

Przejście tych ok.180 km do Helu traktuję jako swój mały sukces i pragnę zadedykować osobom bliskim memu sercu
żonie{dzięki za telefoniczne wsparcie},dzieciom i rodzicom
 
M

magiczna

Guest
Puszcza Białowieska jest świetnym miejscem na takie wyprawy, cisza, spokój i ta rewelacyjna przyroda.
 

pasta89

Nowicjusz
Dołączył
17 Czerwiec 2012
Posty
1
Punkty reakcji
0
Siema! Szukam jakiejś oferty na wakacje, na wyprawę brzegiem bałtyku! Jestem w tym zielony ale musze i chcę spróbowac! Dajcie jakieś namiary na maila! pawelp.agh@gmail.com :)
 

marek70

Stały bywalec
Dołączył
28 Grudzień 2008
Posty
1 268
Punkty reakcji
155
Wiek
53
Miasto
Białystok
Opis Czwartego Listopadowego Spaceru na trasie Ustka-Karwia

Po prawie półrocznej przerwie doczekałem się w końcu rajdu nad ukochanym Bałtykiem w towarzystwie zacnego grona Bałtyckich Długodystansowców
Przygotowania były krótkie,plecak niezbyt ciężki,bo większość sprzętu ze względu na listopadową aurę niosłem na sobie.
Luz w plecaku bardzo się przydał,bo przed wyjazdem otrzymałem od znajomej pani stomatolog kilkadziesiąt małych ,reklamowych tubek pasty do zębów.
Miał to być prezent dla uczestników wyprawy.Okazał się strzałem w dziesiątkę.Rozdałem dla uczestników po 2-3 minitubki ,które dla obieżyświatów oszczędzających wagę plecaka mają wartość bezcenną.Bractwo było bardzo zadowolone i pani Doroto ,tą droga jeszcze raz serdecznie dziękujemy.

Tym razem zrezygnowałem z nocnej jazdy i wyruszyłem już w środę 7 listopada o 6 rano z zamiarem noclegu.
Start był zaplanowany o 8.30 w czwartek pod ustecką latarnią..Dziesięciogodzinna podróż z Białegostoku do Słupska mija szybko .Od Elbląga poznaję Bartka i Czarka niezwykle sympatycznych kumpli również podążających na wyprawę.Od tego momentu podróż mija błyskawicznie wiele rozmawiamy na temat wspólnych zainteresowań,żartujemy,mam wrażenie jakbyśmy się znali długo.Do Ustki ze Słupska jest tylko "rzut beretem",autobusy jeżdżą co kwadrans.Kwaterujemy się w centrum
40 zł za nocleg jest czas na spacer po urokliwym miasteczku.Potem ogarniam jakiś prowiant na jutrzejszy etap i czas na toaletę i sen.
W tym momencie spotyka mnie pierwsza "przygoda" ze słynną pastą do zębów w roli głównej.
Otóż po toalecie przyszedł czas na mycie zębów,a ja pomyliłem minitubkę pasty z maścią do stóp {lekarstwem zawierającym antybiotyk}.Miały one łudząco podobne kolory i gabaryty,jak też zawartość.Ale nie smak..Po kilku okrężnych ruchach szczoteczką,zabrałem się za intensywne płukanie i plucie,a potem umyłem z pięć razy zęby właściwą pastą.Trzeba było widzieć minę starszego pana ,przypadkowego lokatora pensjonatu obserwującego moje dziwne zabiegi.Cóż muszę chyba zmienić okulary
W końcu ok 21 spokojnie zasnąłem.

dzień 1 czwartek 8 listopada 2012 Ustka-Smołdziński Las ok.35 km

To była moja trzecia wyprawa,wydawało mi się,że mam już jakieś doświadczenie i że będzie to "bułka z masłem" bo znałem trochę trasę.W jakim byłem błędzie przekonałem się dość szybko,etap okazał się lekko "hardcorowy"
Prawdziwe listopadowe oblicze spaceru było właśnie tego dnia .całą noc padało i bardzo wiało,za oknami pensjonatu latały jakieś gałązki i drobne przedmioty.
Z rana wiatr zelżał ,w każdym razie był korzystny bo zachodni,czyli w plecy.Pod latarnią poznaję nowych ludzi Edka,Sławka,sebE,Grzegorza,Mariusza z Anią,Krzyśka i Kolejnego Mariusza.Jest też nasz nieoceniony organizator Kuba.
"Starzy" znajomi Ania z Wiktorem,Jurek,Magda i Beata oraz nowi Ola i dwie Joasie dołączają na trasie.Natomiast jednego uczestnika Przemka nie widziałem w ogóle,bowiem zdecydował się pokonać 100 km z Ustki do Rowów non stop z 9/10 listopada

Wyruszyliśmy ok 8.45.Zdecydowałem się iść plażą ,choć górą po klifie jeszcze nie wędrowałem.Po 5 km przed Orzechowem zaczęły się problemy.
Bałtyk coraz bardziej atakował wybrzeże i wiele kilkunastometrowych odcinków trzeba było podbiegać obserwując i wyczekując na ruch fal ,chroniąc się np na jakims kamieniu.Niestety tuż przed ujściem rzeki Orzechówki gapiostwo przypłaciłem zalaniem falą po kolana i nabraniem do butów morskiej wody.,tuż przed rzeką i możliwością powrotu na szlak.No ładnie,czyżby to miał być koniec mojej wędrówki.W butach chlup ,chlup,a sforsowanie rzeki po belkach i kamieniach było niemożliwe,most zaś daleko.W tej sytuacji zdjałem buty i skarpetki zatoczyłem maksymalnie spodnie i przeprawiłem się w bród.Woda okazała się cieplejsza od podłoża i z ulgą wzułem buty
Do Rowów jeszcze trzykrotnie znmieniałem skarpetki we wciąż pływających butach.
Potem szedłem kilka kilometrów leśnym szlakiem bardzo górzystym i dłuższym od plaży ,a ponieważ czas naglił ponownie wróciłem na plażę.Prez kilka kilometrów był spokój,daleko na klifie ktoś z ekipy dawał nam sygnały fleszem aparatu że przejścia dołem nie ma.My jednak wlezliśnmy w takie miejsce ,że trzeba było uciekać na górę po bardzo stromym 20-30 metrowym klifie.Wspinałem się tam ostrożnie z 5 minut,bez kijków nie dałbym rady,plecak bardzo ciązył a na szczycie ktoś mi podawał rękę.
Tym razem już nie nabrałem wody,ale np. Kuba człowiek ,który jak mało kto zna wybrzeże zapadł się w pewnym momencie po kolana w błotną pułapkę.

Po tych atrakcjach straciłem sporo sił,nie zrobiłem w tym dniu żadnego zdjęcia,nie odpisałem nawet kumplowi na sms z zapytaniem jak tam początek wyprawy
W końcu ok 13 dotarlem do Rowów ,a to była dopiero połowa trasy.
Czas na przerwę
Trzeba było się ogarnąć przed drugą połową

O tej porze roku wszystko jest zamknięte,ale Asia z Krakowa która dołączyła do nas w Rowach namierzyła otwarty położony na uboczu luksusowy kompleks,miał chyba ze 40 gwiazdek,Niewiele myśląc kupiłem w spożywczym 2 rolki ręczników papierowych i pobiegłem do tego Spa.Pani z obsługi zgodziła się na przebranie się i ogarnięcie pod warunkiem zamówienia czegoś w restauracji
Tam w łazience wypchałem nimi buty,by zebrały wilgoć i założyłem ostatnie suche skarpetki.Zostawiłem plecak i buty pod schodami i pobiegłem na bosaka do sali bankietowej.Miny gości przeważnie Niemców i kelnerów bezcenne.
Najtańsza gorąca zupa za 15 zł dobrze mi zrobiła,bo w tym dniu deszcz padał już do końca. Po ok. godzinnym odpoczynku pora było wyruszyć w drogę.

Na szczęście za Rowami zaczynają się już bardzo szerokie i wygodne plaże i jedynym wyzwaniem były już tylko kilometry na zupełnym pustkowiu i zapadający zmrok
Wejście wgłąb lądu do Smołdzińskiego Lasu łatwo przeoczyć nawet w dzień,idę szybko jak tylko dam radę i w ciemnościach odnajduję jakoś zejście,za mną jest jeszcze Kuba asekurujący kogoś z nowicjuszy,Odpoczywam trochę przy tzw.Czerwonej Szopie i po 18 docieram w końcu na gościnną kwaterę Smołdziński Las 36
Płacę 35 zeta za nocleg i czuję się jak w domu.
Mieszkam w pokoju z Edkiem i Sławkiem.Okazuje się że dobraliśmy się idealnie .Mimo róznicy wieku bo mogliby być dla mnie ojcem rozumiemy się bez słów.
Wszyscy jesteśmy rannymi ptaszkami bo wstajemy bez budzika ok 4 rano i chodzimy spać o 21.

Najwazniejsze jest suszenie ,grzejniki są gorące i do rana cały mój ekwipunek jest już suchy.

Ok 20 momentalnie zasypiam


dzień 2 piątek 9 listopada 2012 Smołdziński Las- Łeba ok.25 km

Budzę się w dobrym nastroju a jakże o 4 ,śniadanie,kawa ,mam nawet cytrynę i cukier w kostkach,luksus,rozmowy z towarzyszami i o 7 jestem gotowy do wymarszu
Ten etap o tej porze roku jest dość "lajtowy" Dojście do Wydm Czołpińskich mamy utrudnione bo czerwony szlak jest mocno zalany i musimy się niezle gimnastykować ,aby do nich dotrzeć
.Bliskość jezior i morza powoduje,że deszczówka nie ma gdzie wsiąknąć,przez co i tak bagniste lasy zamieniają się w Amazonię

Pogoda jest idealna ,deszcz zanika lekki wiatr w plecy ,jest ciepło.Przejście Przez Wydmy Czołpińskie idzie się przyjemnie pot nie leje się strumieniami jak latem.
Przed zejściem na plażę zmieniam jednak mokrą koszulkę .
Odcinek plażą do Wydm Łąckich lubię pokonywać samotnie,nikogo tu śię raczej nigdy nie spotyka.Wędrowiec ma morze na wyłączność
Kusiło mnie ,żeby już do samej Łeby iść krócej plażą,ale Górę Łącką,największą wydmę w Polsce ominąć jest po prostu żal.
Przy wydmie spotykam odpoczywajacego Krzyśka ,który stawia na jod i wybiera plażę.
Ja z kilkoma osobami wybieram opustoszały szlak.
W Łebie opuszcza nas na stacji Mariusz i wraca do domu,natomiast ja z Jurkiem prowadzimy trójkę nowicjuszy na "naszą" kwaterę

Telefonuję do domu ,jest już ok,choć w pewnym momencie chciałem wracać bo zachorowała moja Mama
Potem idę na z Jurkiem na zakupy.najpierw apteka.Mnie ominęły w czasie tej wyprawy wszelkie kontuzje,lecz muszę pomóc koledze z pokoju Sławkowi ,który paskudnie do krwi poobcierał uda.
No i zakupy na kolację,robię sobie prawdziwą ucztę,gwóżdż programu to wielki kawałek wędzonego halibuta i gorąca herbata z cytryną.


dzień 3 sobota 10 listopada 2012 Łeba-Białogóra ok 30 km

Nasz pokój tradycyjnie tętnił życiem już od ok 4.20.Pozostała część uczestników nie byla tym zachwycona.
Asia z Gdańska na odprawie dopytywała się kto to piętro wyżej tak trzaskał drzwiami ,to chyba nie my ,stąpaliśmy na palcach przecież.
Pocieszyliśmy bractwo,że nazajutrz zamierzamy wstać o 3.50,ze względu na wcześniejszy wymarsz..

Większość ekipy w tym nowicjuszy Kuba poprowadził szlakiem .Ja w tym dniu zdecydowałem się w całości na plażę,gdyż jest to jeden z moich ulubionych odcinków.
Pogoda była wprost idealna ,a plaża jest wymarzona do marszu w jakimkolwiek obuwiu,czy nawet boso.Piasek jest "cięższy "dopiero przed samą Białogórą

Na plażę dostałem się przez dziki kompleks leśno wydmowy i po kilkuset metrach dogoniłem Krzyśka i Sebę bardzo spoko gości ,z którymi miałem okazję teraz porozmawiać .Sebastian za latarnią Stilo przyspieszył swoim tempem,w końcu jest organizatorem Marszu Żuławiaka,rozumiem skąd ten 5 bieg.
Do samej Stilo nie chciało mi się iść ,bo była zamknięta.
Postanowiliśmy zrobić sobie odpoczynek przy starej poniemieckiej latarni przed stilo w lesie. I tu muszę napisać ,że ten las wydawał się normalnie bajkowy,tak tak był inne niż wszystkie jakie widziałem.Błoga cisza zero wiatru wpadające słońce,przebrałem się ze spoconych rzeczy,z apetytem zrobiłem zastrzyk energii w postaci batonów
Nie chciało się opuszczać tego magicznego miejsca.

Nigdzie mi się nie spieszyło,jeszcze kilkakrotnie robiłem postój w urokliwych miejscach gaworząc z napotkanymi długodystansowcami.W tym dniu spotkałem też kilku "innych" turystów ,czy też miejscowych.

W Białogórze tym razem nie mieszkałem u sympatycznego pana Junga ,ale po sąsiedzku przy Morskiej 14 a.Cena tak jak w Łebie 35 zł.
Do suszenia były tylko przepocone koszulki i uprana bielizna,więc wybrałem się z Jurkiem na zakupy.Mieliśmy dużo czasu i wstąpiliśmy do jedynego całorocznego baru
Choć nie piję prawie w ogóle alko,to jednak zrobiłem wyjątek i połknąłem dwa browary,miejscowy wyrób Żuławskie..Nie żałuję czasu spędzonego w towarzystwie miejscowych tubylców.
Białogóra bardzo mi się spodobała.Ma ok 1000 stałych mieszkańców i może jest nieraz postrzegana jak jakaś z ogródkami nora,gdzie życie płynie wolno jak gondola.

Mnie urzekła prostoduszność miejscowych ludzi ich kultura ,uśmiech.Pani barmanka grała z klientami w jakąś lokalną grę w karty,
Przypominały mi się stare beztroskie czasy,gdy sąsiedzi się znali ,odwiedzali,pomagali,żyrowali sobie pożyczki,a nie tylko mijali,lub patrzyli wilkiem.Czas się zatrzymał

O tym ,że jestem w 21 wieku przypominała tylko wielka plazma i lecący na Polsacie mecz Śląska z Piastem.Za godzinę miała grać moja ukochana Jagiellonia z odwiecznym rywalem Legią,jednak w miasteczku nie znalazłem canal plus a tam była transmisja.
Wyniku dowiedziałem się z telegazety.Niezawodny Tomek Frankowski sprawił,że "klepnęliśmy" Legię na jej terenie i to był dla mnie kolejny miły akcent dnia
Ale dość tych refleksji

Trzeba było szykować się do snu bo jutro wymarsz był przewidziany na6.15
Tym razem mieszkałem w pokoju z Krzyśkiem i Wiktorem.Krzysiek obawiał się mojego rannego wstawania ,ale jak się okazało wstał przede mną


dzień 4 niedziela 11 listopada 2012 Białogóra - Karwia ok 20 km

Nie bardzo lubię opisywać ostatniego dnia ,gdyż cechuje go pośpiech,aby zdążyć na pociągi powrotne,Skrócę do minimum
Wyruszam ze Sławkiem i Edkiem 0 5.40 gdyż nie chcemy się spóznić na kluczowy autobus do trójmiasta o 11.15
Jest bardzo ciemno idąc lasem musimy korzystać z latarek
Przed mostem na Piaśnicy popularnym punktem odpoczynku dogania nas Jurek ,Przed Karwią przegania nas sprinter Seba,ale do miasteczka wchodzimy zwartą grupą
Robimy pamiątkowe zdjęcia.Następują pożegnania
Większość osób odjeżdża autobusem.Jurek i Wiktor się nie spieszą,więc "idąz buta jeszcze do Władysławowa.
W Ggyni mam 2 godziny do pociągu,odprowadzam jeszcze "krakusów" Edka i Asię na ich pociąg ,a potem idę na festyn z okazji Święta Niepodległości

Do Białegostoku przyjeżdżam o 23.30 Do domu mam niedalego ,idę na piechotę ,zdążyłem jeszcze w niedzielę
 

moniquemonique

Bywalec
Dołączył
25 Październik 2011
Posty
1 689
Punkty reakcji
96
Miasto
Śląsk, Częstochowa
Ja w tym roku z lubym chce się wybrać w góry Izerskie i codziennie wędrować, i spać na trasie :) Na razie nie mamy doprecyzowanych planów ale to pewnie się zmieni niebawem :)
Nie będzie to pewnie w pełni lata, raczej wiosna kiedy nie ma jeszcze zbyt ciepło do 15C bo chce zabrać ze sobą psa :)

Ogólnie piesze wędrówki są rewelacyjne :)
 
Do góry