Dirk_Struan,
jesteś bliziutko właściwego(według mnie) rozwiązania zagadki znaczenia własności w ludzkiej cywilizacji.
Napisałeś odnośnie wspólnoty pierwotnej:
To prawda! Choć "bogactwo" które mieli, nie było majątkiem w naszym rozumieniu. Zdobycie pozycji w grupie, prestiżu, miało fundamentalne znaczenie zwłaszcza dla mężczyzn. Gwarantowało dostęp do najatrakcyjniejszych partnerek seksualnych. Ich zainteresowanie takim osobnikiem wynikało z dysponowania przez niego "dobrymi" genami, ale także z możliwościami roztoczenia ochrony nad partnerką i jej potomstwem.
Taki "lider" był wszechstronnie przetestowany jako skuteczny przywódca, w codziennym życiu.
A atrybutami pozycji były trofea, w postaci skór, naszyjników z kłów i pazurów bestii przez niego pokonanych. Także pióra we włosach i malowanie skóry.
My wszyscy, jesteśmy potomkami takich przywódców, i mamy w głowach ich "program" działania - wyróżnić się! Pokonać konkurentów! Zdobyć przychylność kobiet.
Wszystko co robimy,
temu służy. Także działalność charytatywna!
Różni nas od przodków tylko to, że naszyjniki z kłów i pazurów, zastąpiły symbole majątku i atrybuty władzy - złote karty kredytowe, luksusowe "fury" i okazałe domy, liczna służba, ochrona, bądź podlegli pracownicy.
Ale zasada jest ta sama. Nie występują w "przyrodzie" związki kobiet z mężczyznami o niższej pozycji społecznej!
Jeśli okazuje się, że "wypruwamy żyły", depczemy po "trupach" konkurencji, monopolizujemy ogromne obszary wspólnej planety,
tylko po to, by "wyhaczyć" niezłe laski, zdobyć atrakcyjne "d*py", wolno mi zapytać o wymiar moralny takiego procederu?
Jeśli stoi za nim egoistyczny, biologiczny interes jednostek, możemy przymykać oczy na całe zło które z tego wynika, dlatego, że przy okazji okazał się skutecznym motywatorem?