Plusy buddyzmu są takie, że nie ma tam mowy o życiu pozagrobowym, w sensie Raju. Nie ma istoty, która jest Bogiem/bóstwem i do której człowiek powędruje po śmierci. Plusem jest założenie, że człowiek odrodzi się tutaj w innej postaci. Zatem mniej metafizyki. Innym plusem jest większa zachęta do pracy nad sobą, własnym umysłem, charakterem, pomaga wypracować jakiś wewnętrzny spokój. Oczywiście, nie każdy buddysta musi medytować, tak jak nie każdy medytujący musi być buddystą, ale jednak Budda twierdził iż "zaleca się" medytować. Nie ma też tam jakichś nielogicznych zakazów. Tutaj Budda również mówił, że warto zachowywać celibat, bo pomaga to zachować "trzeźwy" umysł, lecz jednocześnie nie nakazywał przestrzegania go. Tylko buddyjscy mnisi zdaje się muszą przeżyć życie samotnie. Budda podkreślał, że każdy może mieć swoje drogi do osiągnięcia nirwany i jego wskazówki nie muszą być tą jedyną słuszną drogą - parę rzeczy można sobie zwyczajnie odpuścić i dążyć do tego, by mieć czysty umysł mimo wszystko. Odradza się również spożywanie wszelkich substancji psychoaktywnych, lecz nie zabrania stanowczo "okazjonalnego" ich używania. Niektórzy wręcz twierdzą, że spożycie jakiejś tam niższej dawki alkoholu jest zalecane przy medytacji.
Minusy z kolei jakie widzę są takie, że buddyzm nie rozprzestrzeniał się z takim impetem jak chrześcijaństwo czy islam, dlatego "ludzie Zachodu" mogą mieć jedynie wyobrażenie o tej religii. Aby ją naprawdę zrozumieć trzeba samemu spędzić kilka lat wśród buddystów. I nie mam tu na myśli takich buddystów, którzy sobie odklepują jakieś swoje regułki, a potem robią swoje - mam na myśli buddystów z prawdziwego zdarzenia. Polecam film "Siedem lat w Tybecie" - główny bohater wystarczająco poznał tę religię spędzając te lata w Tybecie właśnie, w siedzibie Dalajlamy.
Nie sądzę zatem, by osoba o której wspominałaś mogła dać Ci wystarczająco jasny obraz buddyzmu po spędzeniu tam jakiegoś czasu, jak zresztą określiłaś "przemierza kraje". Buddyzm nie jest jednolity, jest sporo szkół, odłamów. Aczkolwiek, powiedziałem również, że jest to dobry start. W Polsce niestety raczej żadnego prawdziwego buddysty nie uświadczysz, tylko jakieś sekty bazujące na wyznaniach Wschodu - często wyłącznie na papierku, by przyciągnąć chętnych z racji coraz większego zainteresowania buddyzmem. Jednak w takich choćby Stanach Zjednoczonych myślę, że dałoby się już coś zwojować.