Na początek parę przemysleń.
Wierzymy w wiele rzeczy i ludzi, których nigdy nie widzielismy na oczy.
Wierzymy na przykład, że istniał Władysław Jagiełło, chociaż osobiście z nim nie rozmawialiśmy (no bo skąd) i wierzymy mimo, że już dawno nie żyje. Wierzymy, że była bitwa pod Grunwaldem, chociaż nie żylismy w 1410 roku.
Wierzymy w to wszystko, bo istnienie tego człowieka i tego wydarzenia jest nam totalnie obojętne!
Inaczej ma się sprawa z Bogiem.
Jeżeli jest, to nie mozna koło tego faktu przejść obojętnie.
Rodzi się wiele pytań, a odpowiedzi mogą mieć wpływ na nasze życie; mogą zburzyć nasz osobisty świat.
A tego wiele osób nie chce.
Recepta? Założyć, że Boga nie ma. Życie staje się wtedy (rzekomo) prostsze.
Skąd jednak wiemy, że Jagiełło istniał a bitwa pod Grunwaldem miała miejsce?
Z doniesień historycznych oczywiście, często zapisanych na papierze.
Ponieważ istnienie tych faktów jest nam totalnie obojętne, więc bezkrytycznie podchodzimy do wszelkich zapisanych przekazów na ten temat.
Na temat Boga wszelkie informacje też można znaleźć na papierze - w Biblii.
Poza tym przy założeniu, że to On stworzył wszechświat i świat, to informacje na Jego temat mozna znaleźć w kosmosie i przyrodzie.
Pytanie tylko, jak do tych dowodów podejdziesz?
Czy z założeniem, że Boga nie ma?
Czy raczej ze szczerą chęcią dowiedzenia się prawdy?