Jeżeli kobieta po ciąży schudła tylko kręcąc się przy dziecku to pozazdrościć metabolizmu, jeżeli dodatkowo ćwiczyła to również można jej pozazdrościć wolnego czasu, który zyskała kiedy partner zajął się domem, dzieckiem co po pracy dla niego też może być męczące. Czy panowie Greeg i Trawka jesteście gotowi tak wspomagać waszą kobietę aby mogła wrócić do formy?
Ja nie wiem co robiła - podejrzewam, że coś musiała robić - mogę zapytać
Jasne, że jestem gotowy wspomagać kobietę, aby mogła wrócić do formy. Mam w sobie żyłkę trenerską więc nie widzę problemu
Warunkiem są tylko chęci - jej chęci. Ja jej na pewno pomogę. Lubie pomagać
Jedyne co mnie osłabia to jak osoba jest na wszystko "na nie" i absolutne niedopuszczanie myśli, że się np. zmieniła. Dla mnie to jest po prostu niezrozumiałe. Kluczowe jest tutaj podejście. Jak przytyje 20kg i chce to zmienić to ok, ale jak przytyje 20kg i wykłada na to laskę no to coś tutaj jest nie tak bo ja wtedy też czuję się w obowiązku, aby przestać uprawiać sport, zacząć chlać piwsko na potęgę, wyhodować oponkę i w ogóle mieć wszystko gdzieś bo przecież wpadła już w moje sidła
Ja oczekuję przede wszystkim fair podejścia. JA zamierzam o siebie dbać i chciałbym, aby moja żona też to robiła. Dla mnie kwestia wyglądu (albo nawet samych starań) jest ważna. Nie chce mieć 40 lat i być "dziadem". Analogicznie nie chce żony "babuni" takiej
Ja rozumiem, że jesteście na etapie kiedy priorytetem jest młodość, piękno i zdrowie. Jednak po paru latach związku z ukochaną osobą może się przekonacie, że kocha się "pomimo" a nie "dlatego, że", przy czym jeżeli któryś z warunków zacznie u partnera szwankować to już jest kryzys w związku.
Inną sprawą jest totalny brak dbania o siebie przez lenistwo tutaj brak motywacji może być spowodowany właśnie albo brakiem emocjonalnego wsparcia ze strony męża i jego zobojętnieniem albo wręcz odrzuceniem albo tym, że jak Greeg napisałeś panna już wcześniej miała zadatki leniwą a wtedy cóż - "widziały gały co brały"
Zgadzam się z tobą i ... nie zgadzam.
Ja uważam, że wszystko ma swoje granice. Jest jakaś granica tolerancji, zrozumienia.
Troszkę dziwi mnie to kobiece oburzenie, bo gdy to facet się zmieni, kobiety podczas n-tej kłótni jakoś nie mają problemu z tym, aby mu wykrzyczeć prosto w twarz sakramentalne: "zmieniłeś się!" i jasno domagać się przeprosin, kajania i powrotu do obranego (przez kobietę) toru jakim zmienia się mężczyzna
Natomiast z tego co tu czytam to facet
nie ma prawa powiedzieć kobiecie czegoś podobnego, nawet jeśli ta pół roku, rok po urodzeniu jest już kimś zupełnie innym i z cycatej blondynki niemalże przemieniła się w łysą, rudą kobietę, bez cycków
Są jakieś granice tolerancji na zmiany i to domaganie się zrozumienia dla absolutnie wszystkich kobiecych wybryków jest ... infantylne
A nie myślałeś żeby nająć się gdzieś jako gosposia?
Nie no u mnie w domu akurat nie było chętnych na zmywak, dlatego zmywarka była bodajże pierwszym sprzętem jaki został zakupiony
Przyznaj poza tym, że gdybyś miał w domu chętną do gotowania mamę, to troszkę dałbyś się odciążyć z tego zajęcia co?
eee, nie chciałoby mi się dojeżdżać do klienta
Jak ktoś by przyjechał z całym tym brudem prosto do mnie to mógłbym posprzątać
ja z premedytacją za to nie kupiłem zmywarki
Dla odmiany nie przepadam za odkurzaczem (choć o ironio lubie porządek
) - mam "muzyczne" uszy i wkurza mnie bezsensowny jazgot odkurzacza. Jak kupowałem to kluczowym argumentem było: "żeby cicho wył"
co do matki to jasne, że dałbym się odciążyć bo staram się podchodzić praktycznie. Jak ktoś coś lubi i mu to nie przeszkadza no to niech to robi. kwestia dogadania sie co kto lubi i potem ewentualnego dopasowania tego czego się nie lubi. dlatego jestem zwolennikiem partnerskich związków, tj. takich, w których zarówno facet jak i kobieta coś umieją, bo wtedy łatwiej się podzielić obowiązkami.
Dzisiaj coraz częściej wygląda to tak, że kobieta z domu nie wynosi nic (już poprzestańmy na tym oklepanym "nie bede kura domowa" skoro tak się uparliśmy na to żarcie
) i nie ma najmniejszej ochoty tego zmieniać (ty np. miałaś chęci, aby się nauczyć co samo w sobie ma wartość), a facet się uczy tego co go standardowo uczy ojciec + tego co go uczy matka, mowiąca mu, że jak się nie nauczysz gotować to dobrze nie zjesz bo dzisiejsze dziewczyny nic nie umieją
Przemawia to do facetów ? dalekie od prawdy to nie jest
choć oczywiście to uogólnienie...
wg mnie wszystko jest kwestią chęci. Ja rozumiem, że się czegoś nie umie, czegoś nie lubi. Tylko, że jak słyszę dziewczyny, które na wszystko są na nie no to tutaj za bardzo nawet nie ma pola do dyskusji, są zwyczajnie leniwe i najchętniej przez całe życie przewiozłyby się na czyichś plecach, od czasu do czasu rozkładając nogi (W przerwie między bolącą głową) - znałem takie. I potem jeszcze zdziwione, że je facet rzucił
Nic dziwnego, że potem tyle rozwodów (III miejsce na świecie - hurra
) bo jak już faceci sobie poużywają i kończą myśleć penisem to przychodzą po rozum do głowy ...
Kobiety pewnie zresztą też bo okazuje się, że życie to nie bajka i prędzej czy później komuś nerwy puszczają
----------------------------------------
Oczywiście uprawiamy tutaj czarnowidztwo bo skoro gadamy o grzechach no to już ponarzekajmy sobie - choćby po to, aby czas w pracy szybciej zleciał
. Na pewno są takie, które również są świadome tego, że kobieta oprócz pachnięcia powinna jednak coś tam umieć i nie mam tutaj na myśli seksu (od biedy się nauczy jak będzie chciała - znów chodzi o chęci
).
Zresztą, tak się można licytować, ale wydaje mi się, że liczba młodych kobiet nic nie umiejących, w porównaniu do facetów nic nie umiejących niebezpiecznie rośnie na niekorzyść kobiet bo faceci mimo wszystko nie mają "fobii" zaszczepionych przez feministyczne durnowate babsztyle
ps. rozmowa ma charakter pół żartem, pół serio. W skrajnych przypadkach mogę się wszystkiego wyprzeć