Cześć
Mam 25 lat. Od ponad roku wynajmuje pokój w Warszawie. Na początku było fajnie, zachwycałem się usamodzielnieniem.
Z czasem natomiast te usamodzielnienie zaczyna mi przeszkadzać.
Od jakiegoś czasu zaczynam odczuwać problem samotności. Nie chodzi mi o brak znajomych, lecz raczej bliskiej osoby.
Przychodzę do mieszkania - a tu cisza (no nie dokońca, ale o tym dalej). Towarzyszy mi mocna pustka.
Mam współlokatora, ale on praktycznie zamyka się w swoim pokoju. Jest cichy, skryty i praktycznie jak się spotkamy w kuchni to chwilę rozwijamy small talk i tyle.
Chodzę również na randki, natomiast od zawsze trudno było mi się w kimś zakochać, a wchodzić w związek by wejść to nie ma dla mnie sensu.
Wstyd się przyznać, ale jako 25 latek aktualnie śpię ... z misiem pluszowym :-/
Niestety również z tą samotnością uaktywnił się mój inny demon - lęk przed śmiercią. Lęk przed śmiercią mam już od jakiegoś czasu, ale do tej pory występował powiedzmy raz na rok.
Teraz odkąd mieszkam w Warszawie występuje często, a praktycznie prawie w 80% z niedzieli na poniedziałek.
I przechodząc do meritum sprawy - zastanawiam się nad przeprowadzką z powrotem do rodziców. Rodzice mieszkają 40 km od Warszawy, więc nie byłoby tragedii międzynarodowej. Jestem u rodziców często w weekendy i czuje się o wiele lepiej. Samotność zostaje przytłumiona, zawsze mogę iść do rodziców pogadać czy też pobawić się z kotem lub przytulić. Lęki przed śmiercią praktycznie znikają. Minusem byłby gorszy dojazd do pracy (35 min vs 1h 30m), "od usamodzielnienie się".
I sam w tej sprawie jestem podzielony - z jednej strony wyprowadzając się do rodziców problemy nie znikną, natomiast mogą zostać skutecznie przytłumione.
Z drugiej strony jeżeli nikogo nie poznam przez jakiś czas to będę do końca życia z rodzicami mieszkać?
Dlatego prosiłbym Was o pomoc drodzy forumowicze, co byście zrobili na moim miejscu?
Sorry za rozpisanie się
Mam 25 lat. Od ponad roku wynajmuje pokój w Warszawie. Na początku było fajnie, zachwycałem się usamodzielnieniem.
Z czasem natomiast te usamodzielnienie zaczyna mi przeszkadzać.
Od jakiegoś czasu zaczynam odczuwać problem samotności. Nie chodzi mi o brak znajomych, lecz raczej bliskiej osoby.
Przychodzę do mieszkania - a tu cisza (no nie dokońca, ale o tym dalej). Towarzyszy mi mocna pustka.
Mam współlokatora, ale on praktycznie zamyka się w swoim pokoju. Jest cichy, skryty i praktycznie jak się spotkamy w kuchni to chwilę rozwijamy small talk i tyle.
Chodzę również na randki, natomiast od zawsze trudno było mi się w kimś zakochać, a wchodzić w związek by wejść to nie ma dla mnie sensu.
Wstyd się przyznać, ale jako 25 latek aktualnie śpię ... z misiem pluszowym :-/
Niestety również z tą samotnością uaktywnił się mój inny demon - lęk przed śmiercią. Lęk przed śmiercią mam już od jakiegoś czasu, ale do tej pory występował powiedzmy raz na rok.
Teraz odkąd mieszkam w Warszawie występuje często, a praktycznie prawie w 80% z niedzieli na poniedziałek.
I przechodząc do meritum sprawy - zastanawiam się nad przeprowadzką z powrotem do rodziców. Rodzice mieszkają 40 km od Warszawy, więc nie byłoby tragedii międzynarodowej. Jestem u rodziców często w weekendy i czuje się o wiele lepiej. Samotność zostaje przytłumiona, zawsze mogę iść do rodziców pogadać czy też pobawić się z kotem lub przytulić. Lęki przed śmiercią praktycznie znikają. Minusem byłby gorszy dojazd do pracy (35 min vs 1h 30m), "od usamodzielnienie się".
I sam w tej sprawie jestem podzielony - z jednej strony wyprowadzając się do rodziców problemy nie znikną, natomiast mogą zostać skutecznie przytłumione.
Z drugiej strony jeżeli nikogo nie poznam przez jakiś czas to będę do końca życia z rodzicami mieszkać?
Dlatego prosiłbym Was o pomoc drodzy forumowicze, co byście zrobili na moim miejscu?
Sorry za rozpisanie się