Nawracanie na ateizm - więcej pożytku, czy szkody?

K_ba

Nowicjusz
Dołączył
11 Październik 2012
Posty
9
Punkty reakcji
0
Kubo (tak chyba masz na imię)
Tak jest, zajęte loginy i te sprawy :)
system moralny jaki panuje w Europie, ma źródła tylko i wyłącznie religijne
Ma tylko źrófło. Co nie znaczy, że religia jest potrzebna teraz dla zapewnienia ładu/moralności. Religia mogła być tylko pewnym "nośnikiem" wypracowanych zasad społecznych. Wszystko to co napisałeś, o islamie jest ciekawe (mówię bez sarkazmiu). Nie powiem, żebym mial taką wiedzę jak Ty. Ale Twoja wypowiedź podaje tylko fakty potwierdzające mojej zdanie - religia wcale nie jest lepszym narzędziem do "prostowania" ludzi o słabym kręgosłupie moralnym, bo religia jako coś działającego w praktyce sama często ma "kręgosłup z gumy".
może wróćmy do tego nawracania na ateizm....
Ależ ja cały czas nawiązuję do Twojej tezy, którą sparafrazuję tak:
Religia jest mechanizmem, który prostuje ludzi o kręgosłupie z gumy, natomiast osoba niewierząca nie ma żadnych hamulców => nawracanie takich ludzi na ateizm może być szkodliwe społecznie.
Wsztstko to, co napisałęś teraz o islamie, organizacjach kościelnych i źródłach moralności pokazuje, że Twoja wcześniejsza wypowiedź jest nieprawdziwa. Czy teraz rozumiesz, co chciałem przekazać?
Nie wiem czy można użyć sformułowania nawracanie w stosunku do ateizmu.
Ja bym się zgodził z tym terminem w stosunku do ateizmu. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale dla osób wierzących oznacza to zwykle zawrócenie kogoś ze złej drogi i pokazanie właściwego kierunku (przeważnie w dobrych intencjach). Dokładnie tak samo myślą często ateiści. A to, że nawracanie to czasem bywa chamskie to inna sprawa. Takich działań raczej nie pochwalam.
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
wybacz, ale nie potrafię zrozumieć, jak z mych wypowiedzi odczytałeś coś co napisałeś, na gruncie logiki nie znajduję po temu przesłanek
 

K_ba

Nowicjusz
Dołączył
11 Październik 2012
Posty
9
Punkty reakcji
0
jeżeli osoba o silnym kręgosłupie moralnym porzuca religię i staje się ateistą to dla społeczeństwa i jej samej nic złego się nie dzieje, sam proces "nawracania" nie wywiera też skutków negatywnych
inaczej się może mieć rzecz w przypadku osoby o "kręgosłupie z gumy", taki przypadek jeżeli wierzy, może czynić rzeczy złe, ale zawsze znajduje się pod pręgieżem jakiegoś księdza, który go może mniej lub bardziej udolnie "wyprostować" - system moralny religii najczęściej jest kompletny i bez luk, więc wystarczy się do niego odwołać, w przypadku ateisty sprawa wygląda nieco inaczej (zwłaszcza gdy jest skrajnym indywidualistą-libertynem) gdyż taki osobnik nie posiada najzwyczajniej w świecie hamulców, które mogły by go sprowadzić do pionu
Opisz mi to proszę innymi słowami, co tu chciałeś powiedzieć. Albo pokaż mi, w którym punkcie moje zrozumienie jest sprzeczne.
 

Fan-Fan

Zbanowany
Dołączył
23 Wrzesień 2010
Posty
711
Punkty reakcji
8
Do: K_ba

"inaczej się może mieć rzecz w przypadku osoby o "kręgosłupie z gumy", taki przypadek jeżeli wierzy, może czynić rzeczy złe, ale zawsze znajduje się pod pręgieżem jakiegoś księdza, który go może mniej lub bardziej udolnie "wyprostować"

Brave mówi o tym że osoba która jest wierząca ale moralnie giętka, jest najłatwiejszym celem do zmanipulowania, a intencji tej manipulacji nie zawsze są dobrymi zamiarami
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
nie wiem, z czego wysnułeś swe wnioski, więc napiszę blokowo tematyki, bo nie jestem w stanie uzyskać pewnowści w czym rzecz:
1. nazwałeś religię, zespołem mitów (na ten temat się nie wypowiadałem)
2. zakwestionowałeś zupełność systemu moralnego religii na przykładzie islamu (wykazałem ci, że się mylisz)
3. pisałeś o rozziewie pomiędzy "teorią i praktyką"
4. napisałeś, zapytując o to czy ateista nie posiada hamulców sprowadzających go do pionu, odpowiadając sobie, iż taką rolę pełni społeczeństwo
5. zakwestionowałeś bycie przez religię strażniczką moralności (nie dałeś po temu żadnych przesłanek) - później wykazałem ci, genezę systemu etycznego w Europie
(kolejny post)
6. włożyłeś w me paluchy nienapisane przeze mnie słowa, o tym, że religia, jest mechanizmem kierującym ludźmi o słabym kręgosłupie moralnym (chyba tutaj kwestia dotyczy właśnie tego, ale nie mam pewności, czy o to ci chodziło)
7. później napisałem o źródłach moralności w Europie i trochę tekstu o islamie
8. napisałeś o tym iż, religia ni jest potrzebna dla zapewnienia morlaności
9. napisałeś o tym, iż religia była nośnikiem norm moralnych wypracowanych poza nią (to tak na marginesie nie ma najmniejszego potwierdzenia w nauce, a przesłanek przeciwnych są setki - kiedyś pisałem na ten temat dłuższy tekst na forumowisku - aby nie zamulać, polecam Marcela Elliade poczytać - nie chrześcijanin, będzie ci łatwiej czytać osobę niereligijną i pozbawioną chrystocentrystycznego podejścia chrześcijan - wtedy może nieco zrozumiesz z tej tematyki)
10. napisałeś o nieprzydatności religii do "prostowania" z powodu jej "kręgosłupa z gumy" - łatwo dostrzegalne nierozdzielanie pojęć, sama religia ex definitione nie może mieć kręgosłupa z gumy, mogą mieć jej wyznawcy, baa na gruncie logiki jest możliwe, że nawet wszyscy członkowie danej religii mogą mieć kręgosłup z gumy, co nie będzie wpływać w żaden sposób na doktrynę religii (organizacja versus człowiek), chociaż jest możliwy i niszczący wpływ 1 człowieka na religię milionów (mam nadzieję teraz stało się to jasne)

teraz moje domniemanie, co do tego co ci się nie podobało i z czego falsyfikacją poradzić sobie nie mogłeś (przy okazji zrozumiałeś mój wywód nieco opatrznie)

"odnośnie pytania otwierającego dyskusję moje zdanie będzie takie: jeżeli osoba o silnym kręgosłupie moralnym porzuca religię i staje się ateistą to dla społeczeństwa i jej samej nic złego się nie dzieje, sam proces "nawracania" nie wywiera też skutków negatywnych" - tego chyba nie kwestionowałeś
"inaczej się może mieć rzecz w przypadku osoby o "kręgosłupie z gumy", taki przypadek jeżeli wierzy, może czynić rzeczy złe, ale zawsze znajduje się pod pręgieżem jakiegoś księdza, który go może mniej lub bardziej udolnie "wyprostować" - system moralny religii najczęściej jest kompletny i bez luk, więc wystarczy się do niego odwołać, w przypadku ateisty sprawa wygląda nieco inaczej (zwłaszcza gdy jest skrajnym indywidualistą-libertynem) gdyż taki osobnik nie posiada najzwyczajniej w świecie hamulców, które mogły by go sprowadzić do pionu, a jego moralność może być ewaluowana w dowolnym kierunku w dowolnej chwili (zastrzegam iż piszę o libertynie)" - to jest chyba część jaka ci nie pasowała
teraz uczynię coś nieco absurdalnego, czyli dokonam egzegezy własnego tekstu
- w części przypadków, gdy osobnik porzucający religię ma "kręgosłup z gumy", jeżeli pozostawałby pod "opieką moralną" księdza, to ten może skutecznie, lub nieskutecznie powodować, aby osobnik został sprowadzony na drogę moralności - ułatwia to religia (jako system moralny zupełny) - nie ważne mądry czy głupi, ale zupełny
- w przypadku ateisty (zwłaszcza skrajnego libertyna) - sprawa wygląda trochę inaczej, gdyż brak jest "opiekuna", który mógłby go hamować na złej drodze, moralność takiej osoby może się zmieniać różnych kierunkach - dodałem iż piszę o libertynie, a nie o każdym ateiście
dodałem jeszcze że:
"znowu libertyn może mieć wpojone zasady przez rodziców i w kompletnym oderwaniu od jakiejkolwiek religii, może prowadzić się jak najbardziej dobrze, nie mniej jednak skądś ten elementarz moralny trzeba wziąć - raczej nie da go grupa rówieśnicza (chociaż i takie przypadki są możliwe)... - tego chyba nie kwestionowałeś odnoszę wrażenie, że nieuważnie przeczytałeś, z tezą dotyczącą mego tekstu gotową, przed samym czytaniem...
dalszego tekstu chyba nie kwestionowałeś (nie mam przekonania)
teraz proszę falsyfikuj, dasz radę?
mam przekonanie graniczące z pewnością iż twa wypowiedź "religia jest mechanizmem kierującym ludźmi o słabym kręgosłupie moralnym tak, aby nie krzywdzili siebie i nie byli szkodliwi społecznie (kręgosłup z gumy, pręgierz, itd.). Natomiast dla ateistów takiego mechanizmu już nie ma." to w prostej formie egzemplifikacja, kreacji sofizmatów opartych na opatrznym rozumieniu cudzej wypowiedzi, mam rację?
 

K_ba

Nowicjusz
Dołączył
11 Październik 2012
Posty
9
Punkty reakcji
0
"w przypadku ateisty (zwłaszcza skrajnego libertyna) - sprawa wygląda trochę inaczej, gdyż brak jest "opiekuna", który mógłby go hamować na złej drodze"
Tutaj niestety zmieniasz swoją wypowiedź, ponieważ piszesz o jednym konkretnym czynniku hamującym na złej drodze - opiekunie. Natomiast wcześniej pisałeś, że ateista nie ma hamulców w ogóle:
"w przypadku ateisty sprawa wygląda nieco inaczej (zwłaszcza gdy jest skrajnym indywidualistą-libertynem) gdyż taki osobnik nie posiada najzwyczajniej w świecie hamulców, które mogły by go sprowadzić do pionu"
Bez komentarza.

Tak, rozumiem, że piszesz o libertynie. Ale nawet libertyn ma jakieś hamulce do niego zewnętrzne - np. groźba kary przewidzianej prawnie.

I do sedna. "jeżeli osoba o silnym kręgosłupie moralnym porzuca religię i staje się ateistą to dla społeczeństwa i jej samej nic złego się nie dzieje, sam proces "nawracania" nie wywiera też skutków negatywnych". Piszesz o braku skutków negatywnych dla danej osoby i społeczeństwa w tym przypadku.
"inaczej się może mieć rzecz w przypadku osoby o "kręgosłupie z gumy"" Mówisz, że dla człowieka o słabym kręgosłupie moralnym może być inaczej niż w poprzednim zdaniu. Czyli - w w przypadku tej osoby - nieprawda że "dla społeczeństwa i jej samej nic złego się nie dzieje, sam proces "nawracania" nie wywiera też skutków negatywnych". Dlatego, że "taki przypadek jeżeli wierzy, może czynić rzeczy złe, ale zawsze znajduje się pod pręgieżem jakiegoś księdza, który go może mniej lub bardziej udolnie "wyprostować" - system moralny religii najczęściej jest kompletny i bez luk, więc wystarczy się do niego odwołać".

Sam podałeś przykłady pewnych "wersji" islamu nastawionego wrogo i agresywnie, a to raczej jest szkodliwe społecznie. Zgodziłeś się, że np. organizacje kościelne mają "wiele za uszami", a przecież ludzie tworzący te organizacje najczęściej "prostują" innych. Wytłumacz mi więc na jakiej podstawie widzisz groźbę dla społeczeństwa, jeśli osoba o "kręgosłupie z gumy" odchodzi od religii? (to o czym pisałem w pogrubieniu) Przecież to może być wręcz odwrotnie - wyrywa się spod "pręgierza" osoby, która sama ma "kręgosłup z gumy" i trafia na inne hamulce społeczne, które mogą być doskonalsze. Tłumaczysz "w części przypadków, gdy osobnik porzucający religię ma "kręgosłup z gumy", jeżeli pozostawałby pod "opieką moralną" księdza, to ten może skutecznie, lub nieskutecznie powodować, aby osobnik został sprowadzony na drogę moralności - ułatwia to religia (jako system moralny zupełny) - nie ważne mądry czy głupi, ale zupełny". Tylko że ten system, jeśli jest głupi, to prawdopodobnie jest szkodliwy dla społeczeństwa, nawet jeśli jest zupełny.

"napisałeś o nieprzydatności religii do "prostowania" z powodu jej "kręgosłupa z gumy". Fakt, użyłem zbyt dalekiego skrótu myślowego. Chodziło mi o członków danej religii w ogóle gdy pisałem "religia jako coś działającego w praktyce".

Co do złego rozumienia cudzej wypowiedzi. "napisałeś o tym, iż religia była nośnikiem norm moralnych wypracowanych poza nią". Pokaż mi proszę, gdzie twierdziłem, że te normy były wypracowane poza religią?
 

Fan-Fan

Zbanowany
Dołączył
23 Wrzesień 2010
Posty
711
Punkty reakcji
8
"w przypadku ateisty (zwłaszcza skrajnego libertyna) - sprawa wygląda trochę inaczej, gdyż brak jest "opiekuna", który mógłby go hamować na złej drodze"
Tutaj niestety zmieniasz swoją wypowiedź, ponieważ piszesz o jednym konkretnym czynniku hamującym na złej drodze - opiekunie. Natomiast wcześniej pisałeś, że ateista nie ma hamulców w ogóle:
"w przypadku ateisty sprawa wygląda nieco inaczej (zwłaszcza gdy jest skrajnym indywidualistą-libertynem) gdyż taki osobnik nie posiada najzwyczajniej w świecie hamulców, które mogły by go sprowadzić do pionu"
Bez komentarza.

Braver napisał 17 października

"inaczej się może mieć rzecz w przypadku osoby o "kręgosłupie z gumy", taki przypadek jeżeli wierzy, może czynić rzeczy złe, ale zawsze znajduje się pod pręgieżem jakiegoś księdza, który go może mniej lub bardziej udolnie "wyprostować" - system moralny religii najczęściej jest kompletny i bez luk, więc wystarczy się do niego odwołać, w przypadku ateisty sprawa wygląda nieco inaczej (zwłaszcza gdy jest skrajnym indywidualistą-libertynem) gdyż taki osobnik nie posiada najzwyczajniej w świecie hamulców, które mogły by go sprowadzić do pionu, a jego moralność może być ewaluowana w dowolnym kierunku w dowolnej chwili (zastrzegam iż piszę o libertynie)"( pozwolę se zaznaczyć w pogrubieniu w cytacie Bravera)

K_ba ja też bez komentarza
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
kuba nie drocz się, to bez sensu, Fan Fan też zauważył, że próbujesz manipulować moją wypowiedzią, po prostu przyznaj się, że nie przeczytałeś uważnie, i "po zabiegu"

napisałeś : "Religia mogła być tylko pewnym "nośnikiem" wypracowanych zasad społecznych."
dziękuję za uwagę
na przyszłość, nie rób takich szkolnych błędów..
 

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
Co musiałoby być spełnione, abyśmy mogli orzec, że różnica między konsekwencjami wiary(ksiądz, piekło itd.) a rezultatami tego, co stanie w jej miejscu po nawróceniu, pod kątem skutków moralnych, będzie istotna i korzystna dla stronników wiary.

Najłatwiej rzecz zdaje się przychodzić dla religii "czystej", która będzie stanowiła "spis" jedynie tego, co wydaje się być naturalnym porządkiem rzeczy w materii moralności, oraz dla zamiennika w postaci niczego istotnego. Taka para zdaje się zapewniać, iż religia da jednostce lepsze "wyniki moralne", niż będzie ona osiągała po nawróceniu i skompensowaniu wpływu jakichkolwiek innych czynników.

Jest to model, który zdaje się dawać odpowiedź: Tak, lepiej niech wierzy. Można pomyśleć o innych - dadzą one dowolne założone rezultaty. Mając to w pamięci szukajmy modelu możliwie bliskiego rzeczywistości, dla którego wciąż jesteśmy w stanie stwierdzić, że człowieka lepiej jest nie nawracać.

Kuba zaproponował taką parę, gdzie - pozwolisz że trochę przeinaczę, dla spójności z powyższym - religia nie jest czysta, tj. wprowadza różne dodatkowe zakazy i nakazy; istnieje też zamiennik, który jest przyjmowany, Kuba mówił o społeczeństwie, ja pozwolę sobie zredukować je do przyjaciół i rodziny, zakładając, że zamiennikiem jednej wspólnoty będzie w rozważanym przypadku inna. Teraz przy śmiesznym, ale wybaczalnym, założeniu pewnej liniowości między modelem(argumentem) pierwszym a modelem drugim, poszukiwanie modelu możliwie podobnego do argumentu pierwszego, a dla którego rzeczywistość(powiedzmy że pewien obszar gęsto pokryty możliwymi stanami interesującego nas wycinka rzeczywistości) nie zostanie przekroczona(nie definiuję, intuicyjne) argumentem(parą) "w drugą stronę", przy którym osiągniemy lepsze "wyniki moralne" dla pary znalezionej przy nawróceniu, niż bez nawrócenia, może być w takim modelowaniu drogą ku określeniu odpowiedzi na pytanie wyjściowe.

Note: Przeciążone "model", mam nadzieję, że oba rozumienia pozostały rozróżnialne. Model jako para, czyli argument dla "funkcji" "moralnego wyniku", oraz model jako model całość tej koncepcji.

Koncepcji, która nie przekonuje, ale wystarcza, możemy to naturalnie rozwijać i dodawać realizmu, ale go nie osiągniemy. Pytanie czy jest potrzebny? Dla mnie już przy tym poziomie szczegółowości wyłania się wniosek, iż przy "sub-realnej" parze mamy do czynienia z osiągnięciem potencjalnej korzyści przy nawróceniu. Tj. nie możemy powiedzieć, że odbędzie się to ze stratą w "wynikach moralnych". Mechanizm idzie od skutków, które pomijamy, ale wpływają one na wartości, jakie nas interesują, bowiem czynią człowieka mniej szczęśliwym(prawdopodobnie) i tym samym bardziej skłonnego "rozdawać" swoje nieszczęście. Jeżeli nie rozłożymy człowieka na pod-systemy, co zbędnie komplikowałoby nam sytuację, to skutki zewnętrzne w postaci czynów powinny nam wystarczyć. Pewna subtelność przez całą tę dyskusję patrzy na nas z uśmiechem, istotnie mówimy o różnicach wewnętrznie niewielkich... które mogą skutkować wielkimi różnicami w czynach... Jednak jest coś jeszcze, o czym warto podyskutować, a czego również precyzyjnie nie zmierzymy - szczęście nawróconej/wierzącej osoby. Mahomet może lubić wieprzowinę, a Zofia mogłaby liczyć na inVitro, lub przeciwnie - jednak nie pragnąć dziecka(abstrahując od tego czy religie określiły się w tych, i wielu innych, sprawach słusznie, bowiem gdybyśmy chcieli zadaną religią mierzyć efekty moralne takiego nawrócenia, nie miałoby to sensu dla religii, których nie określiliśmy jako "czyste" na potrzeby tego wywodu).

Reasumując: Zależy.
 

Fan-Fan

Zbanowany
Dołączył
23 Wrzesień 2010
Posty
711
Punkty reakcji
8
Kuba zaproponował taką parę, gdzie - pozwolisz że trochę przeinaczę, dla spójności z powyższym - religia nie jest czysta, tj. wprowadza różne dodatkowe zakazy i nakazy; istnieje też zamiennik, który jest przyjmowany, Kuba mówił o społeczeństwie, ja pozwolę sobie zredukować je do przyjaciół i rodziny, zakładając, że zamiennikiem jednej wspólnoty będzie w rozważanym przypadku inna. Teraz przy śmiesznym, ale wybaczalnym, założeniu pewnej liniowości między modelem(argumentem) pierwszym a modelem drugim, poszukiwanie modelu możliwie podobnego do argumentu pierwszego, a dla którego rzeczywistość(powiedzmy że pewien obszar gęsto pokryty możliwymi stanami interesującego nas wycinka rzeczywistości) nie zostanie przekroczona(nie definiuję, intuicyjne) argumentem(parą) "w drugą stronę", przy którym osiągniemy lepsze "wyniki moralne" dla pary znalezionej przy nawróceniu, niż bez nawrócenia, może być w takim modelowaniu drogą ku określeniu odpowiedzi na pytanie wyjściowe.

Ty całkowicie wszystko przeinaczyłeś
Zamieniłeś słowami innymi, żeby uzasadnić
Filozofię mamy gdzie indziej
Człowiek słów się czepił
Nie mając pojęcia że jest w błędzie
Ku temu morale odrzucił
Po czym stwierdził że stosuje się do morałów
O czym tu gadać ?
Jak dla mnie koleś się pogubił i tyle
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
Tendencjuszu
Co musiałoby być spełnione, abyśmy mogli orzec, że różnica między konsekwencjami wiary(ksiądz, piekło itd.) a rezultatami tego, co stanie w jej miejscu po nawróceniu, pod kątem skutków moralnych, będzie istotna i korzystna dla stronników wiary.

Najłatwiej rzecz zdaje się przychodzić dla religii "czystej", która będzie stanowiła "spis" jedynie tego, co wydaje się być naturalnym porządkiem rzeczy w materii moralności, oraz dla zamiennika w postaci niczego istotnego. Taka para zdaje się zapewniać, iż religia da jednostce lepsze "wyniki moralne", niż będzie ona osiągała po nawróceniu i skompensowaniu wpływu jakichkolwiek innych czynników.

Jest to model, który zdaje się dawać odpowiedź: Tak, lepiej niech wierzy. Można pomyśleć o innych - dadzą one dowolne założone rezultaty. Mając to w pamięci szukajmy modelu możliwie bliskiego rzeczywistości, dla którego wciąż jesteśmy w stanie stwierdzić, że człowieka lepiej jest nie nawracać.
podchodząc wielowariantowo do tegoż, to zasada jaką opisałeś najczęściej będzie działać (tutaj mniej lub bardziej udolnie możemy posłużyć się empirią do podparcia opisanych zjawisk), lecz kluczowe jest sowo, jakiego użyłem: najczęściej, a jest ono jednakże innym niż: zawsze, powstaje wtedy pytanie, o skuteczność metodologiczną przyjętego modelu, wg, mnie do jakichś luźnych dywagacji jest on dobrym, ale nie może jednak stanowić dobrej odpowiedzi na pytanie stanowiące główną oś tematu

Kuba zaproponował taką parę, gdzie - pozwolisz że trochę przeinaczę, dla spójności z powyższym - religia nie jest czysta, tj. wprowadza różne dodatkowe zakazy i nakazy; istnieje też zamiennik, który jest przyjmowany, Kuba mówił o społeczeństwie, ja pozwolę sobie zredukować je do przyjaciół i rodziny, zakładając, że zamiennikiem jednej wspólnoty będzie w rozważanym przypadku inna. Teraz przy śmiesznym, ale wybaczalnym, założeniu pewnej liniowości między modelem(argumentem) pierwszym a modelem drugim, poszukiwanie modelu możliwie podobnego do argumentu pierwszego, a dla którego rzeczywistość(powiedzmy że pewien obszar gęsto pokryty możliwymi stanami interesującego nas wycinka rzeczywistości) nie zostanie przekroczona(nie definiuję, intuicyjne) argumentem(parą) "w drugą stronę", przy którym osiągniemy lepsze "wyniki moralne" dla pary znalezionej przy nawróceniu, niż bez nawrócenia, może być w takim modelowaniu drogą ku określeniu odpowiedzi na pytanie wyjściowe.

Note: Przeciążone "model", mam nadzieję, że oba rozumienia pozostały rozróżnialne. Model jako para, czyli argument dla "funkcji" "moralnego wyniku", oraz model jako model całość tej koncepcji.
szczerze mówiąc "nie czuję tego"
ja przy próbie analizy skutków "nawracania na ateizm" skupił bym się przede wszystkim na personalnych cechach "obiektu" oraz tego w jakim środowisku się ukształtował, dlatego pisałem o libertynie, wspominałem o rodzinie etc, stąd jak najbardziej jest prawodopodobny wynik taki, kiedy osoba: ateista od urodzenia (nie mająca "zielonego pojecia" o systemie moralnym wypracowanym przez religię) może być w swym prowadzeniu się dużo bardziej moralna (w rozumieniu naszej europejskiej cywilizacji) od osoby, wychowanej religijnie (bo to wychowanie to baza)
idąc dalej tropem szczególnym (jaki zaproponowałem powyżej i trochę, "żeniąc" go z twym, przyjmijmy, iż mamy osobę zachowującą się moralnie zdecydowanie negatywnie (a będącą religijną) i przyjmijmy, że taki "skurczybyk", np złodziej (chadzający na nabożeństwa, a wpuszczający słowa księdza jednym i wypuszczający drugim) spotyka np. kobietę, ateistkę, zakochuje się i jest dla niej gotów odmienić swe życie, tutaj tym "prostującym" - zamiast księdza, będzie wybranka (oczywiście ten przykład można zastosować jako model i potraktować go rozszerzająco na podobne przypadki (ateista jako "prostujący")
oczywiście to co napisałem, to przykład pewnego odchylenia od mediany przypadków jakie realnie wystąpiły by w społeczeństwie
nie jestem władny stworzyć modelu zupełnego ...., każdy jest jednostką o indywidualnych cechach, a to one są w tym przypadku, jak mi się wydaje najbardziej istotne
popatrz na sprawę in vitro w jeszcze inny sposób, wszczepiany jest jeden zarodek, chociaż jajeczek (a w zasadzie kumullusów) pobiera się więcej
i teraz praktyka jest taka, że zapładnia się wszystkie, po czym, bada się który z zarodków nie ma wad w DNA (te z wadami się niszczy)
i całe "aj waj" ze strony osób religijnych dotyczy, nie samego procesu in vitro (to w końcu zapłodnienie poza ciałem matki jedynie)
a tego, iż ściśle eugenicznie zabija się życie "nie pasujące do oczekiwań"
i to jest problemem w akceptacji np. przez członków krk zabiegu in vitro, a nie sama technika (oczywiście jacyś tam fundamentaliści mogą krytykować toto dla samej zasady, ale krk jako taki, przeciwko technologii nic nie ma, a odrzuca podejście eugeniczne)
bo niestety konsekwentnie trzeba by zapytać jaka eugenika, jest "dobra", i kiedy "dobra" być przestaje
dopóki się nie urodziło jest dobra? czy może jak wsparło małżeństwo Obamów, aborcja pourodzeniowa też jest "cool"?
a może jak Szwedzi kilkadziesiąt lat temu (czy Hitlerowcy wcześniej) trzeba pozbijać "nie pasujących", a żyjących już kilkadziesiąt lat?
to są trudne pytania zasadzające się na tym, gdzie kończy się palec w przysłowiu o palcu i ręce
wiem, że to co napisałem to dygresja
ale z punktu widzenia wielu (nie wszystkich!) ateistów, eugenika jest w jakiejś części dobra
moja matka zna małżeństwo, które przeszło kupę lat temu proces in vitro (z 1 zarodkiem tylko), urodziło im się zdrowe dziecko, lekarze początkowo nie chcieli się zgodzić na 1 zarodek (bo to wbrew praktyce), ale się zgodzili, więc można, chociaż mieli też "koło pióra" - są mocno wierzący, a jakoś informacja wyciekła i ksiądz ich publicznie z ambony skrytykował (skandal sam w sobie), później przeprosił, ale wiara ich uległa zachwianiu z powodu postępku księdza...
dla wielu liczy się tylko cel, środki nie mają znaczenia, dla innych znowu użyte środki są determinantem podjęcia decyzji (bądź nie) o realizacji celu
można by sobie wyobrazić sytuację, gdzie ksiądz by na przykład buntował jeszcze ludzi przeciwko tej rodzinie, ci w efekcie porzucili by religię, aby uciec od ostracyzmu w kościele, byśmy więc mieli "samoczynne nawrócenie" (może niekoniecznie na czysty ateizm, może agnostycyzm, etc), a ludzie ci dążyli by etycznie (i nieugenicznie) do dobra w postaci posiadania dziecka...
im dalej w las, tym drzew ilość jakoś najczęściej się zwiększa...
 

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
podchodząc wielowariantowo do tegoż, to zasada jaką opisałeś najczęściej będzie działać (tutaj mniej lub bardziej udolnie możemy posłużyć się empirią do podparcia opisanych zjawisk), lecz kluczowe jest sowo, jakiego użyłem: najczęściej, a jest ono jednakże innym niż: zawsze, powstaje wtedy pytanie, o skuteczność metodologiczną przyjętego modelu, wg, mnie do jakichś luźnych dywagacji jest on dobrym, ale nie może jednak stanowić dobrej odpowiedzi na pytanie stanowiące główną oś tematu
Nazbyt ściśle rzeczy nie ujmiemy, model zaś będzie tym "lepszy" im więcej czynników istotnych weźmie pod uwagę. Stąd wobec jednego czynnika, dwa będą brały górę. Czy pierwszy ma największy wykładnik? Nie, rzecz nie jest tak zbudowana, ale będziemy mieć raczej "losowe" wagi. Ostatecznym argumentem dla takiego modelowania będzie stan wszechświata, rzecz nie do opisania w jej wnętrzu.

Tak więc mamy indywidualne przypadki. Ty mówisz np. o libertynie bez widoków, ktoś inny powie o takim libertynie, który ma alternatywne oparcie. Stwierdzenie zaś których izo-argumentów jest więcej ogólnie, zdaje się być problemem do osobnego zbadania, a zarazem trudnym do rozstrzygnięcia, jak zauważyłeś.


oczywiście to co napisałem, to przykład pewnego odchylenia od mediany przypadków jakie realnie wystąpiły by w społeczeństwie
nie jestem władny stworzyć modelu zupełnego ...., każdy jest jednostką o indywidualnych cechach, a to one są w tym przypadku, jak mi się wydaje najbardziej istotne
Stąd już tylko formalny krok do porozumienia. Wpływ otoczenia również może w jakichś przypadkach okazać się decydujący. Niektórzy będą nawet odwracać sprawę w ten sposób, że pominą cechy charakteru i pozostawią już tylko sytuację, w jakiej znalazł się człowiek, powołując się przy tym na badania Zimbardo. Jako że można to ująć dowolnie, przy odpowiedniej interpretacji, pozostańmy przy wersji najbardziej klarownej: i cechy jednostki, i bodźce zewnętrzne.


bo niestety konsekwentnie trzeba by zapytać jaka eugenika, jest "dobra", i kiedy "dobra" być przestaje
Kusi by odrzec, iż dobra jest taka eugenika, gdzie rodzice się wzajemnie wybierają. Wszak i to można ująć w jej kategoriach... kontynuując pół-żartem, pół serio, rozumowanie z poprzedniego akapitu. Ktoś powie, że to naturalne i z tego powodu ok. Ale co jeżeli przyszła matka pomyśli - no tak, ale chcę żeby dziecko miało niebieskie oczy, więc Wiesław traci punkt do Czesława. Rzecz się rozmywa. Złą można wówczas nazwać eugenikę polegającą na przymusie, i wracamy pod parasol liberalizmu. Parasol ten śniegu może nie powstrzyma, ale popołudniu ma być już dobry... (nie, próżno szukać w tym sensu innego, niż krytyka zimy)


Reasumując: Sprawa jest indywidualna, zależy - praktyczny wniosek nr.1. Zaś drugi praktyczny wniosek mógłby stanowić zbiór uogólnionych przypadków, w których nawrócenie mogłoby pomóc/zaszkodzić jednostce o określonych cechach i w określonej sytuacji, lub bardziej precyzyjne: określenie czynników ryzyka. Orzeczenie w sprawie przeciętnego wierzącego katolika pod rozwagę, być może zbyt obszerne? Proponuję dopuścić na tym etapie kwestie poza-moralne, aby objąć dyskusją obszar różnych skutków nawrócenia.

Kogo nie warto nawracać, już nie tylko dla dobra jego moralności. Kogo w ten sposób nie uszczęśliwimy?
 

wilk_szary

Nowicjusz
Dołączył
10 Październik 2010
Posty
139
Punkty reakcji
2
Wiek
35
Miasto
Tarnów
Co niby może być szkodliwego w przekonywaniu do ateizmu? Jeśli katolik ma silną wiarę, to żadne przekonywanie nic nie da, a jeśli wierzy tylko z powodu tego jak został wychowany, to lepiej chyba, żeby sobie to darował zamiast się bez powodu męczył. Zabawne jest to pójście KK w ilość zamiast jakość.
 

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
Co niby może być szkodliwego w przekonywaniu do ateizmu? Jeśli katolik ma silną wiarę, to żadne przekonywanie nic nie da, a jeśli wierzy tylko z powodu tego jak został wychowany, to lepiej chyba, żeby sobie to darował zamiast się bez powodu męczył. Zabawne jest to pójście KK w ilość zamiast jakość.
Pogłębmy ten wątek - jak to męczył? W jaki sposób, przykładowo katolicyzm, czyni życie człowieka niepotrzebnie trudniejszym?
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
chyba twe pytanie okazało się zbyt trudne, bo nastało milczenie..., wilk chyba jest świadom, że nie będzie cię satysfakcjonować jakiś frazes powtórzony po raz 4634235

Kogo nie warto nawracać, już nie tylko dla dobra jego moralności. Kogo w ten sposób nie uszczęśliwimy?
odbiję piłeczkę, a twym zdaniem?
 

Fan-Fan

Zbanowany
Dołączył
23 Wrzesień 2010
Posty
711
Punkty reakcji
8
Poco nawracać na ateizm ?
Jak dla mnie każdy ma swoją głowę i niech sam sobie wybiera w co wierze
Wyobraźmy sobie że ktoś jednak nawrócił na ten ateizm
I co z tego wynika ?
Koleś zmienił wyznanie, przyjaźnił się z osobą która przykładowo była katolikiem czy prawosławnym
I co się wtedy dzieje?
Że przyjaciel skoczy do gardła przyjacielowi
Pytanie tylko ,komu to jest potrzebne ?
 

MaraksGhash

In Conspiracy With Satan
Dołączył
6 Luty 2012
Posty
1 358
Punkty reakcji
19
Miasto
Helvete
Przyjaźń jest po to by takimi bredniami jak wiara drugiej osoby, się nie przejmować.
Podobno przyjaciół poznaje się w biedzie, jak najbliższy kumpel zmienia wyznanie to inni go wspierają skoro to ich kumpel lub przyjaciel.
Jak zwał tak zwał. To samo mogło być w drugą stronę, z ateizmu na jakąś religię.
 

Fan-Fan

Zbanowany
Dołączył
23 Wrzesień 2010
Posty
711
Punkty reakcji
8
Przyjaźń jest po to by takimi bredniami jak wiara drugiej osoby, się nie przejmować.
Podobno przyjaciół poznaje się w biedzie, jak najbliższy kumpel zmienia wyznanie to inni go wspierają skoro to ich kumpel lub przyjaciel.
Jak zwał tak zwał. To samo mogło być w drugą stronę, z ateizmu na jakąś religię.

A masz jakieś konkretne zdanie ?
Czy tylko walisz to co ci przyjdzie do głowy ?
 
Dołączył
25 Marzec 2012
Posty
1 108
Punkty reakcji
186
Przyjaźń istnieje ponad podziałami.
Jeśli się przyjaźni z daną osobą to akceptuje się różnice jakie są między sobą.
Może jak najbliższy kumpel zmienia wyznania, to przyjaciele nie tyle co go wspierają, ale okazują szacunek podjętej przez niego decyzji (o ile to nie jest jakaś obłąkańcza sekta).

Ogólnie jestem za tym, żeby człowiekowi pozostawić w tej kwestii jego prywatne zdanie na ten temat. Nie nawracać na ateizm, ani na żadną z religii. Człowiek dorosły również w tej dziedzinie, powinien sam za siebie podjąć decyzję.
 

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
odbiję piłeczkę, a twym zdaniem?
Tego nie warto nawracać, dla kogo suma kosztu nawrócenia oraz strat wynikających z ateizmu, jest wyższa, niż straty powodowane religią.

Jeżeli więc nie są dostrzegalne szczególne problemy wynikające dla jednostki z jej religijności, to bezpiecznie można przyjąć, że przykrość jaką należałoby jej sprawić, aby pokonać jej wiarę, jest zbyt duża, aby opłacało się jej uzyskać za tę cenę nieznaczną poprawę lub może podobne pogorszenie - trudno ocenić.

Do którego momentu? Różnie. Jakie regulacje religijne przeważą? Zależnie od ich interpretacji i "gorliwości".
 
Do góry