Mowa przeciętnego Białostocczanina jest, powiedzmy, śliska niczym śledzie. Charakteryzuje się ona dużą ilością zmiękczeń (np. Giedymin - Gedymin, piewnica - piwnica; ale już "sikiera" zamiast "siekiery"), tylnojęzykowym "l" i ogólnie "naleciałościami kresowymi". Dzisiaj śledzikuje się jeszcze na bazarach na Jurowieckiej, Kawaleryjskiej i Bema. Z ciekawszych wyrazów i sformułowań podaję takie: rugać się - znaczy mówić wulgarnie; wiszczeć - krzyczeć; bylim, poszlim - często z końcówka "my"; albo: baby stali. Żeby pojąć istotę śledzikowania, proponuję wyraz "śledzikować" wymówić z litera "ś" bez kreski, bardzo miękkim "l" (niemal z kreską); "dzi" trzeba rozbić na "dz" i "i", między "k" i "o" wstawić "u", zaś "ć" (tak jak "ś") wymówić bez kreski, ale raczej jako "tz". Ponadto synów i córy Białostocczyzny odróżnić można po nadużywaniu słówka "dla". Np. nie "tobie", ale "dla ciebie"; nie "czytelnikom", ale "dla czytelników" itd. [np. "dla Drohiczyna", ale nie "Drohiczynowi" - jak w przypisie 3 u Marcina - redakcja J].