Ostatnio dość często trafiam na artykuły związane ze "zrównoważonym rozwojem miast".
Np.:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/10-miejskich-mitow-w-ktore-najwyzszy-czas-przestac-wierzyc/t71wdm
http://wyborcza.pl/akcje_spoleczne/7,153831,20867445,miasto-dla-ludzi-nie-tylko-dla-aut.html
Pokrywa się to z działaniami samorządów, które wprowadzają buspasy, strefy ograniczonego ruchu kołowego, budują nowe drogi, rozwijają komunikacje miejską.
Co sądzicie na ten temat? Jak czytam takie artykuły jak powyższe to na "dzień dobry" mózg mi się lasuje, ale jak się zaczynam poważnie zastanawiać nad tymi kwestiami to... lasuje się jeszcze bardziej. Faktycznie jest tak, że mity są tak zakorzenione, czy jednak jest to stek bzdur, w dodatku umieszczony w utopii (wszyscy mieszkają w centrum, komunikacja miejska jest szybsza niż samochód, Holandia jako wzór, najgorsze tramwaje są najlepsze itp.)?
Byłem np. na Bornholmie. Tam jest super sieć ścieżek rowerowych (właściwie to jedna wielka ścieżka) i i tak samochodów sporo (jak na wyspę). Byłem w Holandii i autostrady pełne, w miastach korki. Byłem w Szwajcarii i ruch samochodowy to tragedia: korki nie z tej ziemi, autostrady pełne i powolne, rowerzyści nie wiem jak tam mają, ale jakoś wielu nie widziałem. Byłem we Francji i korki nie z tej ziemi, wszędzie samochody (zderzak w zderzak), wielu rowerzystów nie widziałem. Byłem w paru innych miejscach ale najlepiej komunikacyjnie czułem się w USA - a tam pieszy to rzadkość a roweru chyba nie widziałem (LA, San Diego).
O ile jestem za absolutnym NAKAZEM budowy ścieżek rowerowych przy każdej nowej i remontowanej ulicy, oraz lepszą i TAŃSZĄ komunikacją miejską (ale bez tramwajów) to absolutnie nie rozumiem zwężania ulic (tak zrobili u mnie na osiedlu i teraz są korki), jakiś "mijanek" (dwupasmowa ulica i co jakiś czas "place pasów" raz z lewej raz z prawej), stref "30", zakazów wjazdów itp.
Skąd się biorą takie teorie o tym, że jak wszyscy będą jechać 30 to będzie szybciej, jak zlikwidujemy miejsca parkingowe to będzie luźniej i lepiej itp.? W końcu jak to jest, że z jednej strony samorządy przyjmują taki sposób myślenia ale jednocześnie wydają pozwolenia na budowę na obrzeżach miasta bez infrastruktury (głupota), wprowadzają podwyżki cen za komunikacje miejską (która powinna być darmowa) itp.?
Np.:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/10-miejskich-mitow-w-ktore-najwyzszy-czas-przestac-wierzyc/t71wdm
http://wyborcza.pl/akcje_spoleczne/7,153831,20867445,miasto-dla-ludzi-nie-tylko-dla-aut.html
Pokrywa się to z działaniami samorządów, które wprowadzają buspasy, strefy ograniczonego ruchu kołowego, budują nowe drogi, rozwijają komunikacje miejską.
Co sądzicie na ten temat? Jak czytam takie artykuły jak powyższe to na "dzień dobry" mózg mi się lasuje, ale jak się zaczynam poważnie zastanawiać nad tymi kwestiami to... lasuje się jeszcze bardziej. Faktycznie jest tak, że mity są tak zakorzenione, czy jednak jest to stek bzdur, w dodatku umieszczony w utopii (wszyscy mieszkają w centrum, komunikacja miejska jest szybsza niż samochód, Holandia jako wzór, najgorsze tramwaje są najlepsze itp.)?
Byłem np. na Bornholmie. Tam jest super sieć ścieżek rowerowych (właściwie to jedna wielka ścieżka) i i tak samochodów sporo (jak na wyspę). Byłem w Holandii i autostrady pełne, w miastach korki. Byłem w Szwajcarii i ruch samochodowy to tragedia: korki nie z tej ziemi, autostrady pełne i powolne, rowerzyści nie wiem jak tam mają, ale jakoś wielu nie widziałem. Byłem we Francji i korki nie z tej ziemi, wszędzie samochody (zderzak w zderzak), wielu rowerzystów nie widziałem. Byłem w paru innych miejscach ale najlepiej komunikacyjnie czułem się w USA - a tam pieszy to rzadkość a roweru chyba nie widziałem (LA, San Diego).
O ile jestem za absolutnym NAKAZEM budowy ścieżek rowerowych przy każdej nowej i remontowanej ulicy, oraz lepszą i TAŃSZĄ komunikacją miejską (ale bez tramwajów) to absolutnie nie rozumiem zwężania ulic (tak zrobili u mnie na osiedlu i teraz są korki), jakiś "mijanek" (dwupasmowa ulica i co jakiś czas "place pasów" raz z lewej raz z prawej), stref "30", zakazów wjazdów itp.
Skąd się biorą takie teorie o tym, że jak wszyscy będą jechać 30 to będzie szybciej, jak zlikwidujemy miejsca parkingowe to będzie luźniej i lepiej itp.? W końcu jak to jest, że z jednej strony samorządy przyjmują taki sposób myślenia ale jednocześnie wydają pozwolenia na budowę na obrzeżach miasta bez infrastruktury (głupota), wprowadzają podwyżki cen za komunikacje miejską (która powinna być darmowa) itp.?