Nałogi mojego chłopaka

ChceSieZyc

Nowicjusz
Dołączył
19 Czerwiec 2016
Posty
2
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Kraków
Witajcie Drodzy Forumowicze,

To mój pierwszy post, wybaczcie, jeśli podobny wątek był już założony. Mam 25 lat, w tamtym roku skończyłam studia, od dwóch lat jestem osobą pracującą na całym etacie, jeśli chodzi o życie prywatne w sferze znajomości i sytuację zawodową - jest naprawdę ok, jestem osobą samodzielną, mieszkam sama, mam samochód - wydaje mi się, że jak na obecną sytuację gospodarczą i mój wiek doszłam dość daleko, do tego dochodzą jeszcze dobre perspektywy dalszego rozwoju. Jednak nie wszystko w moim życiu jest tak kolorowe - chodzi o mojego chłopaka...
Może dla nakreślenia sytuacji, postaram się opisać wszystko po krótce. Poznaliśmy się, gdy byłam w klasie maturalnej - 7 lat temu (on jest młodszy ode mnie o dwa lata, był w 1 klasie liceum), na początku, przez pierwszy rok było cudownie, codzienne rozmowy, jego zazdrość, zabieganie o mnie - po porstu mieszanka zauroczenia z zakochaniem. Po jakimś czasie coś zaczęło się psuć, ale nie przrjmowałam się tym zbytnio - w związkach przecież ciągle się coś zmienia, to dwie osoby. POtem odkryłam, że mój facet ma problemy dziwnej natury - zaczał szukać kontaktu z innymi dziewczynami, kobietami na różnych portalach społecznościowych, typu fotka, badoo, miał też konta na różnych serwisach erotycznych... Było wiele próśb, gróźb, jak już wydawało mi się, że jest lepiej, to zawsze wychodziły na jaw inne fakty, potrafił z mojego telefonu wygrzebać nry moich koleżanek, aby dzwonić do nich po nocach z zastrzeżonego numeru i brnąć w stronę rozmów z podtekstami. Takich sytuacji było naprawdę wiele, takich i podobnych, trwało to około 3 lat - po tym wszystkim postanowiłam, że zaciągnę go do psychologa, był tam może 4-5 razy, ale ani ja nie czułam, że on chce tam chodzić, ani on nie czuł potrzeby, bo nie widział w tym problemu... Koniec końców rozstaliśmy się na moim 4 roku studiów, choć wcześniej mieszkaliśmy ze sobą 2 lata. Było cięzko, ale po jakimś czasie zrozumiaąłm, że tak będzie lepiej, odpuściłam.

Niestety, po dwóch latach od zerwania, na początku tego roku odnowiliśmy kontakt, początkowo spotykaliśmy się na piwo, pogadanki, w końcu skończyło się na sexie, to ostatnie trwało 2 miesiące, spotkania zaczęły robić się coraz częstsze, bo ja dostałam lukratywną ofertę pracy w innym mieście, więc postanowiłam się przeprowadzić, aczkolwiek ciągle utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. W marcu postanowiliśmy do siebie wrócić, spróbować jeszcze raz - pomyślałam, że on w końcu coś zrozumiał, miał też pracę, sprawiał wrażenie ogarniętego faceta, postanowiliśmy też, że na wakacjach przeprowadzi się do mnie, bo odległośc to męczący aspekt dla obu stron. Jednak po miesiącu sielanki zauważyłam jakby powrót do dawnego życia, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale czułam, że coś jest nie tak - sprawdziłam go (błagam, nie komentucie, wiem, że to świństwo), okazało się, że on nadal szuka sam nie wie czego, prowadzidziwne rozmowy, szuka dziwnych kontaktów, mimo zapewnień co do mojej osoby. Porozmawiałam z nim, jednak wiem, że to nie dało efektów, on bagatelizował problem. W końcu tydzień temu, gdy się widzieliśmy - stanowczo powiedziałam, że OBOJE musimy iśc do psychologa, na jakąś terapię dla par, że nie jestem w stanie wytrzymać tego braku zaufania, powiedział, że dopiero teraz dociera do niego powaga problemu i się zgodził. Teraz on jest u siebie, aj u siebie i w jednej chwili moja motywacja równa się praktycznie zeru, bo sama przestałam wierzyć, że to się uda.

Jestem naprawdę osobą, która lubi samą siebie, a nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie chcę i nie umiem odpuścić sobie związku z tak trudną osobą, nie zasługują na tyle cierpienia. Oprócz tego, kiedyś jego dobry znajomy powiedział mi, że ma problemy z alkoholem, poza tym widzę, że jakiekolwiek wykształcenie przestaje mieć dla niego znaczenie, olewa uczelnię, stracił pracę no i zaczął palić (chociaż to ostatnie to dla mnie najmneijszy problem). Z domu, niestety, nie wyciągnął dobrych wzorców, ja już wątpię w to, czy potrafię mu pomóc, chcę z nim być, ale sama już nie mam siły.

Czy mieliście podobne doświadczenia? Jak mu pomóc i zacząć w końcu cieszyć się tym związkiem? ALbo....co zrobić, aby zrozumieć, że to nie ma sensu? Boże...brakuje mi pewności tego wszystkiego, dlatego tak cięzko obrać mi odpowiedni kirunek i konekwetnie do tego dążyć. Zdaję sobię sprawę, że to wszystko jest irracjonalne i wygląda jak toksyczny związek, ale każdy związek ma problemy, nie ejstem kimś, kto wyrzuca coś do kosz, gdy się psuje, a staram się raczej to naprawić....

Z góry dzięki za odpowiedź.

Pozdrawiam,
E.
 
M

MacaN

Guest
No gdyby moja dziewczyna miała mnie nałogowo zdradzać, albo nałogowo flirtować z innymi facetami, to nie byłaby moja dziewczyną :D

Nie ma tutaj dwóch zdań nawet. Nie ma pola manewru. Nie ma psychologów, bo wystarczy, że ktoś z drugiej strony napisze kilka pięknych słów, namiesza w głowie ( a przecież co to za problem? ) i potem rzuci hasło - spotkanie. No i tyle go widziałaś koleżanko. Tzn. o ile w przypadku mężczyzny mogłoby się to skończyć ( a może się skończyło? ) seksem i zerwaniem kontaktu, o tyle w przypadku dziewczyny taki skok w bok to już raczej związanie emocjonalne i zmiana partnera.

Odetnij to siekierą, albo zostaw i wycofaj się.
 

Delilaah

Bywalec
Dołączył
5 Maj 2016
Posty
367
Punkty reakcji
51
Wiek
32
Miasto
Gorzów Wielkopolski
ChceSieZyc napisał:
Takich sytuacji było naprawdę wiele, takich i podobnych, trwało to około 3 lat
3 lata takich udręk to stanowczo za dużo- nie można dać sobie wejść na głowę. Wiem jak to brzmi, ale posłużę się własnymi doświadczeniami. Uświadomię Ci, że oni się nie zmieniają.


ChceSieZyc napisał:
Koniec końców rozstaliśmy się na moim 4 roku studiów, choć wcześniej mieszkaliśmy ze sobą 2 lata. Było cięzko, ale po jakimś czasie zrozumiaąłm, że tak będzie lepiej, odpuściłam.
Powinniście definitywnie to zakończyć. Musisz znać swoją wartość kobieto, chociaż wiem, że jest jakiś impuls, który ciągle odradza Twoje uczucia. To nie są uczucia- zaraz Cię o tym zapewnię.


ChceSieZyc napisał:
W marcu postanowiliśmy do siebie wrócić, spróbować jeszcze raz - pomyślałam, że on w końcu coś zrozumiał, miał też pracę, sprawiał wrażenie ogarniętego faceta, postanowiliśmy też, że na wakacjach przeprowadzi się do mnie, bo odległośc to męczący aspekt dla obu stron.
Błąd, błąd, błąd. Nie wraca się.


ChceSieZyc napisał:
ale czułam, że coś jest nie tak - sprawdziłam go (błagam, nie komentucie, wiem, że to świństwo)
Sprawdzanie nie jest niczym złym, o ile nie opiera się o obsesję i maniactwo.


ChceSieZyc napisał:
Jestem naprawdę osobą, która lubi samą siebie, a nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie chcę i nie umiem odpuścić sobie związku z tak trudną osobą, nie zasługują na tyle cierpienia.
Kobieto. Cierpienie nie jest normalne. Ten "byt" (bo to nie jest związek) nie jest normalny. A teraz posłuchaj mojej wersji o tym wszystkim.

Byłam w związku 7 lat (od gówniary 14 letniej po 21 rok życia jako kobiety, która wiedziała więcej, miała więcej i chciała więcej). Upadek związku bolał bardzo mocno, zostałam na lodzie, bezczelnie zdradzona, poza granicami kraju- sama jak palec. Do czego dążę.. dążę do tego, iż nie można pozwolić sobie na wracanie do siebie- jeden na 1000000 przypadków uda się i będzie cacy do końca, cała reszta wg mnie to seria powtórek, cierpień, kłamstw i nieszczerości. Po drugie.. siedzi w Tobie to, co siedziało we mnie- tęsknota, chęć powrotu, jakieś takie uczucie braku tego konkretnego faceta. To nie jest miłość, to czyste przywiązanie. Ty masz zakodowane w głowie, że on musi być, on musi krzywdzić, on musi po prostu istnieć w Twoim życiu. To jest najgorsza zmora! I wiesz co mi pomogło zapomnieć? Znienawidzenie. To tego stopnia, że wmawiałam sobie w duchu, że tak go nienawidzę, że chciałabym posiadać broń, aby go usunąć. Brzmi to totalnie zwariowanie, ale nie widziałam innego wyjścia. Pisałaś, że go sprawdzałaś- a więc Twoja podświadomość była świadoma, że może dalej kombinować. Nie ufałaś jemu- tak więc po co było otwierać się ponownie na powrót? Nie bierz moich słów jako atak, ale głupia jesteś, tak samo jak i ja byłam głupia i naiwna. Ot kobieta. Ot kobiety. Myślą, że zwojują świat i mogą dawać ludziom drugą szansę. :cenzura: prawda. Nie daje się drugiej szansy. Pamiętaj. Ja się teraz z Tobą bardzo identyfikuję. Wiesz co mi się w Tobie podoba, a co mi brakowało? Pokochania samej siebie. Skoro lubisz siebie, jak sama podkreśliłaś- idź na całość, bądź sobą a poznasz mężczyznę, który zapewni Ci należyty byt i należyte uczucia. Daj sobie szansę i czas, bo to czas jest najlepszym lekiem. Nie bój się marzyć, nie bój się poznać kogoś, koleżanki, z którą popłaczesz, przegadasz niejedną noc. Nie bój się otwierać na ludzi- to naprawdę pomaga. Wal ten związek, nie masz prawa się w nim zatracać, marnować, płakać i męczyć. Facet nie jest jedynym męskim tworem na tym świecie. Jest ich miliardy i uwierz, jeden lepszy od drugiego. Musisz znać swoją wartość, ale także być czujną, nie dawać się wciągać w jakieś wielkie scenerie na początku. Pamiętaj, powoli, nie od razu, bo jak dasz palca to i całą rękę Ci weźmie. Tak nie można. I w tym wieku, w jakim jesteś, powinno się zaczynać od początku ze sobą mieszkać, aby poznać się od "zarodka". Trzymam kciuki za Twoją siłę! Pamiętaj, nie warto , nie powinno się, a nawet nie wolno się poniewierać.

MacaN napisał:
No gdyby moja dziewczyna miała mnie nałogowo zdradzać, albo nałogowo flirtować z innymi facetami, to nie byłaby moja dziewczyną :D

Nie ma tutaj dwóch zdań nawet. Nie ma pola manewru. Nie ma psychologów, bo wystarczy, że ktoś z drugiej strony napisze kilka pięknych słów, namiesza w głowie ( a przecież co to za problem? ) i potem rzuci hasło - spotkanie. No i tyle go widziałaś koleżanko. Tzn. o ile w przypadku mężczyzny mogłoby się to skończyć ( a może się skończyło? ) seksem i zerwaniem kontaktu, o tyle w przypadku dziewczyny taki skok w bok to już raczej związanie emocjonalne i zmiana partnera.

Odetnij to siekierą, albo zostaw i wycofaj się.
Zobacz- mówi to mężczyzna. Warto zastosować się do jego porad. Powinnaś czuć się komfortowo we własnym związku, bo jak domniemam, nie zależy Ci jedynie na relacji łóżkowej. O uczucia trzeba dbać, trzeba je pielęgnować. Nie raz na X czasu, ale na co dzień.
 

ChceSieZyc

Nowicjusz
Dołączył
19 Czerwiec 2016
Posty
2
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Kraków
Dzięki wielkie za odpowiedzi i jakiś odzew. Kurcze, wiem, że to wszystko wygląda mizernie z mojej strony, dla każdego normalnego człowieka moje działania to strata czasu, w głębi duszy sama to wiem, ale cholera - czasami wydaje mi się, że jestem bardziej chora od niego. Z jednej strony jestem otwarta na nowe znajomości, uwielbiam nowe toarzystwo i poznawanie ludzi, a z drugiej czuję, jak sama się ograniczam - staję się zupełni inną osobą po głupiej kłótni - tak, nawet z tym przestałam sobie radzić. Ja mam świadomośc, że te wszystkie lata mnie zmieniają w niedobrą stronę, związek nie daje mi rozwoju, nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego COŚ każe mi trwać przy tym, coś albo ja sama.... Naprawdę nie wierzycie w to, że taka osoba pod wpływem specjalisty jest w stanie cokolwiek zrozumieć? Zrozumieć samą siebie, moje uczucia, to, co robi takim zachowaniem? Ten durny nałóg zawsze będzie wrcał? Jeszcze dwa dni temu byłam mega zdenerminowana, teraz sama zaczynam w to wątpić. Tak, czy inaczej myślę, że pomoc psychologa w moim przypadku mogłaby cokolwiek zdziałać, póki jeszcze mam ostatni jakiegoś rozsąddku, któy bądź co bądź jest tłumiiony przez (pseudo)uczucia.... Jezu, jak sama to czytm to wygląda jak wypowiedź jakiejś nawiedzonej osoby, a przecież to ja....

Przepraszam Was za brak ładu i składu, nie użalam się nad sobą, ale chyba moje wygórowane oczekiwania i mżonki o normalnym życiu naprawdę nie mają szansy spełnienia się z tym chłopakiem.

Jeszcze jedno - myślicie, że ten facet jest w stanie znormalnieć dla kogoś innego? Że uczucie do innej osoby może "uzdrowić" go na zawsze? Może to wynika z tego, że chce ze mną przezimować, a szuka ciągle czegoś nowego? Czy z drugiej strony to jest tak zaawansowane, że podczas zauroczenia przestanie wyprawiać to wszystko, a potem to powróci? Może jestem okropna i to będzie dowodem, że wcale go nie kocam, ale jeśli on kiedykolwiek miałby znormalnieć a mi robi to wszystko z premedytacją, to chyba by mi serce pękło, z drugiej strony sama pozwalam sobie na traktowanie takie, na jakie nie zasłużyłam....
 
Y

Yellow Jester

Guest
Daj spokój, z tego nic nie będzie. To zwykły erotoman, istny seksoholik. To się nie ma prawa udać. On wciąż węszy za świństewkiem śluzowatym, zaś cała twoja sylwetka już dawno wyschła w jego oczach.
 

amelia181

Bywalec
Dołączył
13 Marzec 2016
Posty
157
Punkty reakcji
63
Wiem że ciężko jest po takim czasie kogoś zostawić ale czekanie na cud i dalsze twoje cierpienie nie ma sensu w tym związku więc uważam że powinniście się rozstać.
Aczkolwiek nie będzie to łatwe zadanie .
 

viola1308

Nowicjusz
Dołączył
2 Maj 2015
Posty
199
Punkty reakcji
25
Amelia181 napisał:
Wiem że ciężko jest po takim czasie kogoś zostawić ale czekanie na cud i dalsze twoje cierpienie nie ma sensu w tym związku więc uważam że powinniście się rozstać.
Aczkolwiek nie będzie to łatwe zadanie .
Masz rację. Cuda w takich związkach się nie zdarzają.
 

Kam Kbo

Nowicjusz
Dołączył
11 Październik 2016
Posty
2
Punkty reakcji
0
cierpienie nie jest normalnym stanem... to sygnał, że potrzebna jest zmiana...
warto się zastanowic, co sobie załatwiasz tym cierpieniem... ? hmmm
 
Do góry