Kariera......i co dalej?

K

kate2

Guest
W dziesiejszych czasach większość ludzi szczescia i samospełnienia upatruje w karierze . Kariera stwarza szanse rozwoju i talentów, poprawia wizerunek w oczach innych ludzi, przymnaża dóbr materialnych, zaspokaja wewnętrzne głody. Pędząc ku temu ,,samorozwojowi''oczami wyobraźni widzimy wyposażony dom, ogród, ubrania nowej marki, biżuterię, zwiedzanie świata. No i oczywiście dumę własnych rodziców , szacunek u ludzi i otwarte ze zdumienia usta oraz zadrość w czyichś oczach .
Prócz tego daje niekwestionowane poczucie i śwaidomość, że jest się pracowitym i użytecznym. To człowieka ambitnego jeszcze bardziej napędza by zostawał po godzinach , był dyspozycyjny i w pogotowiu zawsze dla dobra firmy a na tle zwykłych pracowników , którzy pracują ,,od - do'' błyszczał jak gwiazda na czarnym firnamencie.
Gdzie w tym wszystkim jest tożsamość człowieka? Czy potrafi on wcisnąć hamulec by odpowiedzieć sobie na pytanie: ,,Po co to wszystko''? ,,Co dalej''? ,, Czy naprawdę tego chcę czy tylko realizuję czyjś plan''?,, Czy naprawdę jestem szczęsliwy''?

Myślę, że kariera to bożek współczesności. To fatamorgana ku której biegnie człowiek ze swoim pragnieniem znalezienia wody szczęścia. Pije...pije i pije jednak pragnienie zaspokojone jest na chwilę.....bo okazuje się niejednokrotnie, że nie jest to woda żywa, która daje życie i szczęście. Biegną po nią tłumy więc biegnie się z nimi ufając, że tam gdzie biegną na pewno ona się znajduje.

Gdzie w tym wszystkim czas na nawiązywanie prawdziwych relacji z drugim człowiekiem? Gdzie przestrzeń na miłość? Gdzie stosowny czas na bycie ojcem i matką? Gdzie gotowość na oddawanie siebie po kawałku drugiemu i służenie sobą innym?

To takie niemodne....zaściankowe....nieciekawe....głupie....
 

Isen1822

Ten najgorszy.
Dołączył
3 Maj 2012
Posty
1 115
Punkty reakcji
106
Wiek
30
Miasto
Polska ;)
Tutaj zapowiada się ciężka dyskusja, więc od razu na dzień dobry, uważam że warto rozdzielić dwie kwestie. Moim zdaniem, żeby zrozumieć istotę problemy, to każdy przypadek trzeba oceniać indywidualnie. Na dobry początek, weźmy dwoje ludzi. Myślę, że z uwagi na to, że to kobiety rodzą dzieci, a nie mężczyźni, uczciwie będzie zaczął rozmowę właśnie o kobietach. I teraz wyobraźmy sobie taką sytuację.....
Mamy młodą kobietę, lat 25. Pomimo tego, że w domu nigdy się nie przelewało, udało jej się skończyć jakiś kierunek studiów. Po 25 latach życia wie, że może liczyć tylko na siebie, gdyż jest dajmy na to najstarsza z rodzeństwa. Oczywiste jest, że na rodzicach wciąż ciąży obowiązek wychowywania jej młodego rodzeństwa, które pewnie się jeszcze uczy itp itd. Wyobraźmy sobie teraz, że taka młoda kobieta, znajduje sobie potencjalnego kandydata na męża i oboje biorą ślub. I teraz pojawia się najistotniejszy problem w ich życiu. Trzeba gdzieś mieszkać... Tylko za co? Kupno mieszkania, ok 50m2 w miarę nowoczesnym budownictwie u mnie w mieście (a to nie jest Warszawka, Kraków czy inne "Złote tarasy") kosztuje ok 250 tys. To mieszkanie bez wyposażenia, więc do ceny ogółu, trzeba doliczyć jeszcze dobre 40 tys (to oczywiście zależy też kto i jak chce żyć). O czym taka para ma myśleć? O dziecku? A niby gdzie to dziecko ma mieszkać i za co je utrzymać? W momencie, gdy rodzice nie są w stanie pomóc, pozostaje jedna opcja- kredyt. Ale tutaj pojawia się kolejny problem, trzeba mieć zarobki..... A gdzie? No właśnie.... Wyobraźmy sobie jednak, że kobieta i mężczyzna znaleźli w pracy, a ich zarobki pozwalają na ubieganie się o kredyt. Dostali kredyt, zamieszkali razem. No i co dalej? Co, czy teraz przyszedł czas na upragnione, spokojne życie? Na pomyślenie o dziecku, na stabilizację? Oczywiście, że nie. Wyścig szczurów, dopiero się zaczyna. Jedna wypłata, pójdzie na spłatę kredytu, a za drugą trzeba jeszcze przeżyć. Opłacić wszystkie opłaty i pasuje coś zjeść, co pozostaje? Praca, pogoń za pieniądzem i brak czasu na normalne życie. Witamy w Polsce.

Wyobraźmy sobie teraz drugą sytuację. Mamy do czynienia z osobą, która jest omamiona ambicjami rodziców lub swoimi (wszystko jedno). Liczy się dla niej tylko to, by realizować swoje cele i by być oklaskiwanym przez innych. Tacy ludzie też są. Są też tacy, którzy mają problemy emocjonalne i w pracy widzą ucieczkę od problemów domowych, wszystkiego tego, co im wadzi. Są też tacy, którzy w czymś takim się wychowali. Rodzice gonili za pieniędzmi (niekoniecznie dlatego, że musieli, tak jak młode małżeństwo o którym pisałem wyżej, tylko dlatego, że po prostu byli jednymi z tymi, którzy koniecznie chcieli nachapać się kasy).


Ten temat nie jest czarno-biały i nie ma co od razu tak oceniać ludzi, którzy w wieku np 35 lat nie mają dzieci. Czasami zwyczajnie życie im na to nie pozwala. A tego typu sytuacje często niektórzy podciągają pod "syndrom karierowicza". To tak na dobry początek.
 
K

kate2

Guest
To jest temat do refleksji nie do oceny czyichś wyboru. Decyzje ludzkie przynoszą konsekwencje przede wszystkim osobie , która je podejmuje więc to jej życie . Ocenianie tego nie ma sensu. W temacie postawiłam kilka pytań i jest on otwarty na spojrzenie z każdej strony.
Należy odróżnić pracę na rzecz utrzymania się i realizowania w miarę potrzeb planów związanych z założeniem rodziny i znalezieniem własnego kąta od kariery, której podporządkowane jest wszystko i z założenia nie ma w niej miejsca na inny scenariusz życia.
Stabilizację w Polsce wypracowuje się w wielkim trudzie , to prawda ,jednak czy ktoś potrafi wskazać ten odpowiedni moment, kiedy uznać można iż jego życie będzie odtąd usłane różami? Rozpad rodzin widać choćby w wyniku pracy za granicą gdy zostaje ona rozdzielona i każdy żyje swoim życiem z uwagi na warunki. Jest już kupione mieszkanie, umeblowane, jest auto, bilet do Tunezji....a małzeństwo dalej osobno.
Znam przypadek gdzie mężczyzna wrócił po latach ciężkiej pracy do nowo wybudowanego i urządzonego mieszkania i niedługo potem umarł. Żonie został smutek i żal za przeszłością w której było skromniej ale mogła cieszyć się obecnością męża. No i wielki , nowocześnie urzadzony dom z tarasem....tyle, że pusty. Wspomina stres i choroby przez jakie przechodził mąż w związku z pracą poza krajem. Ktoś powie: ,,Równie dobrze mógł umrzeć nie wyjeżdżając''. Być może tak....być może nie.

Żyjemy w dość niestabilnych politycznie czasach. Może w ogóle nie wiązać się w takim razie z nikim i nie myśleć o dziecku/dzieciach? Zawsze może wybuchnąć wojna, mogą nas zalać imigranci, ktoś może nacisnąć guzik z bronią nuklearną....

Można wziąć kredyt na 30 lat (do końca życia ) i w międzyczasie stracić pracę...czy to odpowiedzialne zakładać rodzinę? Będąc na wyższym szczeblu kariery łatwo i bez zbędnych ceregieli można z tego szczebla spaść ....na sam dół....czy warto zakładać w takim wypadku rodzinę?
Gdzie jest ten złoty moment który gwarantuje stabilność i spokój?

A może za dużo w ludziach lęku? To on paraliżuje od środka i nie pozwala swobodnie oddychać. Zamyka oczy na to, czym można się cieszyć i serce które pod jego wpływem kurczy się na miłość. Skoro za dużo lęku to za mało zaufania ale do czego/ kogo?
Mnie osobiście do przodu pchała wiara i zaufanie Bogu. Mimo, że szłam w nieznane i jakby po omacku to czułam i żyłam świadomością, że jest Ktoś kto nie pozwoli na zniszczenie jeśli ja się do Niego odwołuję i staram się żyć Jego prawem. Nie zamierzam jednak zatrzymywać się w tym miejscu i kontynuować wątku gdyż to moje osobiste doswiadczenie które dla wielu a nawet większości wcale nie będzie patentem na spokój serca i szczęście.

Myślę, że oprócz rozróżnienia dwóch kwestii: pracy, która ma służyć człowiekowi ( nie odwrotnie) i karierze która z czasem zabiera wszystko kwestia tematu dotyka ludzkich priorytetów. Co jest dla nas najważniejsze? A doświadczenie życia pokazuje, że nie można mieć wszystkiego nawet jeśli człowiek pragnie miłości i zbudowania rodziny. Wybór zawsze wiąże się z utratą jednego na rzecz drugiego oczywiście w różnych proporcjach.

Tylko czy człowiek chce tego mniej rozywkowego i wizerunkowego stylu życia?
Ludzie nie zakładają rodziny z różnych powodów , niekoniecznie chcianych czy zawinionych. Temat dotyczy kariery która staje się priorytetem ...przynajmniej na początku.
 
S

Spamerski

Guest
Jeżeli większość ludzi szczęście i samospełnienie upatruje w karierze, to wystarczy zadać sobie pytanie o przyczynę tego stanu rzeczy.

Ludzie mają tendencję do powielania zachowań innych, żeby nie odróżnić się od grupy. Posiadają również potrzebę uporządkowywania i przewidywania otaczających ich zjawisk, dlatego że chaos i przypadkowość wywołuje poczucie niepokoju i zagrożenia. Krótko mówiąc ludzie chcą uczynić świat przewidywalnym.

Dlatego uważam, że upatrywanie szczęścia i samospełnienia w karierze skutkuje negatywnym bilansem życiowym. Podobnie zresztą ja upatrywanie szczęścia i samospełnienia wyłącznie w fakcie założenia przez siebie rodziny. Grunt to cenić swoje życie i cieszyć się z tego. Jednakże większość ludzi nie potrafi tych dwóch aspektów połączyć i albo ceni swoje życie, ale nie cieszy się z niego; albo nie ceni swojego życia, ale cieszy się z niego. Niemniej taki bilans nie jest pozytywny, choć lepszy od tego, kiedy ktoś ani nie ceni swojego życia, ani się z niego nie cieszy.
 

Hailie

Bywalec
Dołączył
17 Wrzesień 2010
Posty
475
Punkty reakcji
118
Moim zdaniem nie należy mierzyć wszystkich ludzi swoją miarą. Każdy z nas raczej chce być w życiu szczęśliwy i każdemu z nas co innego to szczęście daje. Osobiście nie mam szczęścia w miłości, nie sądzę bym założyła rodzinę, gdyż zwyczajnie się do tego nie nadaję, więc dlaczego nie miałabym wykorzystać swojego potencjału w innym kierunku? (w tym w którym się spełniam). Najważniejsze by samemu odkryć jakie są nasze oczekiwania a nie oczekiwania innych. Co nie znaczy, że nie cenię wartości rodzinnych, które cenię bardzo i staram się podtrzymywać.
Poza tym kwestia finansowa została już poruszona. Wielu moich znajomych - młodych małżeństw zwyczajnie nie stać na posiadanie dzieci, więc wynik jest chyba oczywisty.
Pogoń za karierą, hm. Nie wrzucałabym wszystkich do jednego worka, bo jest to trochę niesprawiedliwe.
 
K

kate2

Guest
Wolfy napisał:
nie sądzę bym założyła rodzinę, gdyż zwyczajnie się do tego nie nadaję,
A można wiedzieć : dlaczego? :)

Nie chciałabyś więc zakładać rodziny, dobrze zrozumiałam?
Każdy siebie może dawać w różny sposób. Myślę, ze pytanie dotyka nieco kwestii: Czy żyję tylko dla siebie czy biorę też pod uwagę życie dla innych? Bo jest dla mnie oczywiste, że i o siebie człowiek powinien zadbać i swoje pragnienia realizować. Tyle, że życie tylko pod siebie raczej nie przyniesie mu szczęścia. Można się ze mną nie zgadzać.
 

Hailie

Bywalec
Dołączył
17 Wrzesień 2010
Posty
475
Punkty reakcji
118
kate2 napisał:
A można wiedzieć : dlaczego?

Po prostu to się czuje i wie. Każdy z nas w pewnym momencie dowiaduje się czego oczekuje od życia (podobnie jak Ty pragnęłaś założenia rodziny - odnośnie wiadomego tematu) i zaczyna to realizować lub nie w zależności od priorytetów. Rodzinne obiadki, niedzielne spacerki z wózeczkiem po parku - to po prostu nie moja bajka.



kate2 napisał:
Czy żyję tylko dla siebie czy biorę też pod uwagę życie dla innych?

A więc uważasz, że "misję życia dla innych" można spełniać tylko będąc w małżeństwie i wychowując dzieci? Mam nadzieję, że źle zrozumiałam. Przykładowo... jeśli będę dyrektorem dużej firmy, która stawia ludzi na nogi, założę własną fundację i będę przekazywała fundusze na cele charytatywne to nadal będę zajętą karierą egoistką, bo nie poświęcam się rodzinie.
Ok, rodzina to fajna instytucja, ale nie dla każdego.
 
K

kate2

Guest
Nie Wolfy...nie uważam że żyć dla kogoś można tylko w rodzinie ale wszędzie i zawsze tam gdzie się myśli o drugim człowieku i ma się przed nim otwarte serce.
W rodzinie też można być egoistą, egocentrykiem dopasowującym wszystkich wokół do siebie.
 

Kaznodzieya

Kaznodzieya
Dołączył
16 Luty 2006
Posty
10 124
Punkty reakcji
98
Kariera ?

Wszystko to nic innego jak kolejny głód ciągłego poszukiwanie radości życia. (Nie mylić z spaczonym pojęciem używania życia)

Tej nieuchwytnej radości jakiej nie można ani kupić ani na nią sobie zapracować. Oszukujemy się tylko, że po osiągnięciu celu w końcu będzie szczęście, pokój, dobrobyt, zadowolenie.
Ale to w gruncie rzeczy bardzo indywidualna ocena. Niewielu potrafi mieć pokój i zadowolenie, podczas gdy wielu musi ciągle sobie lub innym coś udowadniać, wytyczać pułapy i nowe cele.

Moi zdaniem sprawia to brak prawdziwej radości.
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
każdy ma prawo realizacji swojej drogi w życiu, jeden chce zdobywać szczyty i przepływać oceany a inny siedzieć z gazetą przed telewizorem

to się tyczy również zakładania rodziny, jak ktoś się do tego nie nadaje to niech lepiej żyje sam, oszczędzi niepotrzebnych cierpień potencjalnym członkom rodziny
 

Augusta

Nowicjusz
Dołączył
11 Listopad 2016
Posty
33
Punkty reakcji
1
Już pierwsze zdanie jest ogromnym uogólnieniem. To tylko Twoje zdanie. Ja na przykład mam zupełnie inne obserwacje - wydaje mi się, że coraz więcej ludzi (nie wiem, czy większość, bo nie robiłam takich badań) skupia się na życiu rodzinnym.



Guest_kate2_* napisał:
Gdzie w tym wszystkim jest tożsamość człowieka? Czy potrafi on wcisnąć hamulec by odpowiedzieć sobie na pytanie: ,,Po co to wszystko''? ,,Co dalej''? ,, Czy naprawdę tego chcę czy tylko realizuję czyjś plan''?,, Czy naprawdę jestem szczęsliwy''?
Czy zadowolenie z pracy jest czymś złym? Czy człowiek nie może być szczęśliwy/zadowolony, realizując się w pracy? Ja swoją bardzo, bardzo lubię. Czy nie można godzić fajnej pracy z życiem rodzinnym/towarzyskim? Mam wrażenie, że demonizuje się słowo "kariera", niepotrzebnie nadając mu pejoratywnego wydźwięku.
 

Don Mario

Nowicjusz
Dołączył
3 Grudzień 2016
Posty
6
Punkty reakcji
0
Miasto
Daleka Zagranica
Ale co właściwie nazywamy karierą?
Wysokie stanowisko, takie które oferuje władzę, satysfakcję finansową. Dla innych może bezpieczeństwo?

Na pytanie o miejsce odpowiem z własnej perspektywy, może ktoś uzna moją wypowiedź za pomocną.
Gdzie w tym wszystkim czas na nawiązywanie prawdziwych relacji z drugim człowiekiem?
Owszem jest go niewiele. Trudno uniknąć rozpłynięcia się naszej uwagi pośród setek znajomych, oferowanych przez portale tym FB ogólne stłoczenie życia w mieście. O przyjaciół trzeba się starać prawdopodobnie bardziej niż kiedykolwiek. Nadal warto i myślę że nadal jest na to miejsce. Na zrozumienie, rozmowę o problemach i radościach, na wsparcie zawsze znajdzie się miejsce. Wystarczy wyciągać do ludzi rękę a nie lajki. Nie popieram ludzi, którzy pracują dłużej niż 5 dni w tygodniu jeśli nie zmusza ich do tego sytuacja, więc weekend powinien wystarczyć na podtrzymanie stabilnej przyjaźni.

Gdzie przestrzeń na miłość? Gdzie stosowny czas na bycie ojcem i matką? Gdzie gotowość na oddawanie siebie po kawałku drugiemu i służenie sobą innym?

Nie uważam żeby miłość była jakoś straszliwie narażona na szwank poprzez pracę. Myślę że może cierpieć w wyniku pracoholizmu, ale to już jest indywidualna kwestia tego jaką kto ma hierarchię wartości.
Wychowanie dzieci to bardzo poważny problem, takie na który nie mam do tej pory rozwiązania ale pewnie będę się musiał zmierzyć za kilka lat. Będę się starał poświęcać dzieciom tyle czasu ile to możliwe. Sam zostałem wychowany prawie bez udziału rodziców. Oni byli bardzo zajęci zarabianiem pieniędzy.

Odpowiedzią na służbę innym jest praca w której "czynimy różnicę", która sama w sobie sprawia że świat staje się dla kogoś trochę lepszy. Jest więcej takich zajęć niż się wydaje i ktoś kto naprawdę chce się realizować znajdzie swoje miejsce.
Nie oszukujmy się - żyjemy w trudnych czasach, otaczamy się komfortem i nowoczesnymi rozwiązaniami ale relacje z ludźmi i rodziną stały się większym wyzwaniem. Dalej to wszystko jest możliwe i powinniśmy się starać. Nie szukajmy usprawiedliwień.
 

Augusta

Nowicjusz
Dołączył
11 Listopad 2016
Posty
33
Punkty reakcji
1
Don Mario napisał:
Ale co właściwie nazywamy karierą? Wysokie stanowisko, takie które oferuje władzę, satysfakcję finansową. Dla innych może bezpieczeństwo?
Dla mnie to możliwość rozwoju w kierunku, który wybrałam i w sposób, który mi odpowiada.



Don Mario napisał:
Gdzie w tym wszystkim czas na nawiązywanie prawdziwych relacji z drugim człowiekiem?
Mam wrażenie, że mówisz o pracoholizmie.Kariera, zdrowo postrzegana, w niczym nie przeszkadza. Ide do pracy, realizuję się zawodowo, a potem wychodzę z pracy i zajmuję się swoim życiem prywatnym. Proste.



Don Mario napisał:
Gdzie gotowość na oddawanie siebie po kawałku drugiemu i służenie sobą innym?
Tu wchodzisz w bardzo prywatną sferę każdego człowieka. Ja na przykład bardzo nie lubię słowa "służba" w takim kontekście. Mogę być dla kogoś, pozostając sobą, to nie jest służba. Owszem, są ludzie, którzy całe swoje życie podporządkowują innym, ale po pierwsze, to ich wybór i nie oznacza, że jest jedynym słusznym (w moim poczuciu wiele tracą, ale nie wtrącam się, bo to ich życie), po drugie - każdy ma prawo żyć tak, jak chce. Jeśli tylko nikogo nie krzywdzi, nie ma dla mnie znaczenia, jak żyje.



Don Mario napisał:
Będę się starał poświęcać dzieciom tyle czasu ile to możliwe. Sam zostałem wychowany prawie bez udziału rodziców. Oni byli bardzo zajęci zarabianiem pieniędzy.
Obyś tylko nie wpadł z jednej skrajności w drugą.
 
Do góry