Zapraszam do oceny teksu.

Youseg

Nowicjusz
Dołączył
28 Maj 2015
Posty
1
Punkty reakcji
0
Youseg-Droga Prawda Zycie(przepraszam za brak polskich znakow ale mam angielski windows)


Zwirowa droga jalowy krajobraz po obu stronach
pot,krople na skroniach w oblokach kurz po krokach
zielen to wspomnienie gdzie blekit albo szarosc
oba tak odmienne horyzont laczy w calosc

Przed nim czas i przestrzen oba sa jego domem
z takich objec serce jedynie ucieka wolne
za nim cala reszta wszechswiat chwil i uczuc
miejsca i spojrzenia i smierc na bialym wzgorzu

Teraz tylko ta droga w nogach przebyte metry
w ochach tylko tesknota nadzieje ktore odeszly
Pograzony w myslach na pustynnej wyschlej ziemi
za soba szum uslychal i ujrzal dwoje cieni

Szybki obrot glowy,zimny dreszcz na plecach
slyszal o tych sciezkach o krwi i ostrzu miecza
Nieznajomy przerwal cisze przez krotkie pozdrowienie
na twarzy mial swoje wnetrze wieciej niz pewnosc siebie

spojrzenie dziwnie znajome te oczy jakby juz widzial
spokojne czyste i wolne jak gory o bialych szczytach
Powolny uklon glowy,w milczeniu byl przywitaniem
przerwanym przez pytanie:Jaki smutek niesiesz szlakiem?

Konsternacja.Kim jestes ze rozmowe zaczynasz od zwierzen?
W ilu sytuacjach o tym kim jestem moge mowic szczerze?
O tym co jest we mnie.Czym zyje i oddycham.
o garsci moich pytan rzucanych w rzeke zycia.

Lecz zaufal przez Jego oczy lub wlasna beznadzieje
co wiecej mogl tu stracic nie majac samego siebie
Opowiadal swoje dzieje,o swietle za ktore chwycil
ze zlozyl w nim nadzieje,ze zgaslo i nic nie widzi

Nowy towarzysz drogi sluchal patrzac sie w przestrzen
jakby widzial cos wiecej smierc skapana w swietle
Wysluchal kazde slowo chodz zdalo sie ze znal historie
czlowieka z ktorym przemierzal procz szlaku tez inna droge

Podniosl oczy ku niebu w milczeniu trwal posrod wiatru
w Jego slowac,ich spotkaniu nie bylo cienia przypadku
Mowil o znakach czasow,przeszlosci pisanej prawda
ze prawdziwa walka,jest ta z soba w cieniu upadkow

Od bolu narodzin wazniejsze jest nowe zycie
dlatego wsrod godzin trudu patrzac nic nie widzicie
Dzienne panowanie skwaru pomalu ustepowalo
nocy delikatny calun swa barwa owijal calosc

Przez wiele jasnych dni mial w sobie tylko ciemnosc
a dzis o zmierzchu swit blyszczy w nim jutrzenka.
Przed nimi roslo miasto,jego swiatlo w jednosc mroku
uderzalo cicho walczac nadsluchujac echa krokow

Lecz Towarzysz dawal znaki jakby mial isc znacznie dalej
w wyprawe ktorej kroki nie wiodly ku miejskiej bramie
Wnet dlon chwycila ramie a ton splyna w blaganie
boje sie ze jutro wstane znow sam w nocy nad ranem

Wiem ze jestem tchorzem zyjac glownie dla siebie
nie wiem co jest sluszne gdy pustke wypelniem cieniem

Usmiech oczu kompana,pokorne slowa spowiedzi
prawda ktora uwalnia chodz boli zarazem leczy
ramie objelo ramie serce objelo serce
ruszyli razem ku bramie w ciszy slyszac najwiecej.
 
Do góry