Na studia do Olsztyna przyjechałem z drugiego końca Polski.To był najpiękniejszy czas w moim życiu.Mam 24 lata, 5-ty rok studiów i mam teraz do napisania prace inż...poznaliśmy się na 1-ym roku i odrazu się w sobie zakochaliśmy.To była największa miłośc na świecie! Boże jak ja ją kocham
Była ze mną 3,5 roku.Przezyliśmy tyle wspaniałych chwil, przysięgaliśmy sobie że nigdy od siebie nie odejdziemy.Na 2 roku spróbowaliśmy narkotyków.Było tak wspaniale, te przygody, emocje...na początku wszystko było dobrze, wszystko pod kontrolą ale z biegiem czasu wszystko się popieprzyło ((
pierwsze 3 lata mieszkaliśmy w akademiku, na ostatni rok przenieśliśmy sie na stancje - to był jeden z największych błedów...w akademiku ona miała swój pokój, ja swój jak były jakieś zgrzyty to ja do siebie i ochłanialiśmy a na tej :cenzura:ej stancji ciągle w jednym pokoiku....i te niszczące życie dopalacze...one odbierają uczucia, one niszczą miłośc...ona też tego chciała, często sama była inicjatorem "no idź załatw, ja poczekam tu na Ciebie" ...i tak nonstop, były całe tygodnie gdy to braliśmy ...dobry był tylko seks TYLKO ;(
Ona wreszcie powiedziała że się wyprowadza i że się przenosi do innego miasta do Gdyni...wtedy już rozpaczałem, nie umiałem jej zatrzymac...ja cpałem dalej, jeszcze przez parę miesięcy...byłem w transie...cały czas dzwoniła, pisała czasami przyjeżdżała ...czułem że jest gdzieś obok mnie że myśli o mnie.Na początku roku rzuciłem to :cenzura: ,całkowicie po tylu latach i chyba zacząłem trzeźwiec...nagle przestała dzwonic od miesiąca już...niedawno dowiedziałem się że jest z innym ,z gościem który był jej dobrym znajomym i z którym ja chodziłem do grupy...ostatnio udało mi się ją namówic do rozmowy przez skype - powiedziała że go kocha i nareszcie czuje szacunek że może do niego zadzwonic o każdej porze a on i tak odbierze ...że ułożyła sobie życie
Ja zostałem sam ,w zasadzie bez znajomych ,daleko od domu , bez niej a była przecież całym moim życiem wszystkim ,dla niej mógłbym się wcześniej zmienic ale ona nigdy nie umiała rozmawiac, nigdy nie siedliśmy i szczerze nie porozmawialiśmy
Moje życie naprawde ale to naprawde nie ma już żadnego sensu...nie ma jej a ja nie umiem bez niej życ, ja nie wiem jak może jej nie byc koło mnie kiedy ZAWSZE była 24h na dobe
od jakiegoś czasu ciągle myśle żeby się zabic i wydaje mi się że zbieram coraz więcej odwagi i wreszcie to zrobie...myślałem żeby do niej jechac i i zabic ja i siebie, to by było rozwiązanie o tak...może wtedy w innym świecie znowu bylibyśmy razem? ...ale nie wiem czy bym zdołał jej to zrobic, pewnie nie...więc sam chce odejśc, gdzieś na uboczu żeby nie robic hałasu...żal mi tylko moich rodziców bo na to nie zasłużyli ale przeprosze ich i mam nadzieje że choc troche mnie zrozumieją ...sens już nie istnieje, te życie jest tak straszne, spieprzyłem je i czas zrobic z tym pożądek...mam coraz więcej odwagi, jeszcze troszke...
Była ze mną 3,5 roku.Przezyliśmy tyle wspaniałych chwil, przysięgaliśmy sobie że nigdy od siebie nie odejdziemy.Na 2 roku spróbowaliśmy narkotyków.Było tak wspaniale, te przygody, emocje...na początku wszystko było dobrze, wszystko pod kontrolą ale z biegiem czasu wszystko się popieprzyło ((
pierwsze 3 lata mieszkaliśmy w akademiku, na ostatni rok przenieśliśmy sie na stancje - to był jeden z największych błedów...w akademiku ona miała swój pokój, ja swój jak były jakieś zgrzyty to ja do siebie i ochłanialiśmy a na tej :cenzura:ej stancji ciągle w jednym pokoiku....i te niszczące życie dopalacze...one odbierają uczucia, one niszczą miłośc...ona też tego chciała, często sama była inicjatorem "no idź załatw, ja poczekam tu na Ciebie" ...i tak nonstop, były całe tygodnie gdy to braliśmy ...dobry był tylko seks TYLKO ;(
Ona wreszcie powiedziała że się wyprowadza i że się przenosi do innego miasta do Gdyni...wtedy już rozpaczałem, nie umiałem jej zatrzymac...ja cpałem dalej, jeszcze przez parę miesięcy...byłem w transie...cały czas dzwoniła, pisała czasami przyjeżdżała ...czułem że jest gdzieś obok mnie że myśli o mnie.Na początku roku rzuciłem to :cenzura: ,całkowicie po tylu latach i chyba zacząłem trzeźwiec...nagle przestała dzwonic od miesiąca już...niedawno dowiedziałem się że jest z innym ,z gościem który był jej dobrym znajomym i z którym ja chodziłem do grupy...ostatnio udało mi się ją namówic do rozmowy przez skype - powiedziała że go kocha i nareszcie czuje szacunek że może do niego zadzwonic o każdej porze a on i tak odbierze ...że ułożyła sobie życie
Ja zostałem sam ,w zasadzie bez znajomych ,daleko od domu , bez niej a była przecież całym moim życiem wszystkim ,dla niej mógłbym się wcześniej zmienic ale ona nigdy nie umiała rozmawiac, nigdy nie siedliśmy i szczerze nie porozmawialiśmy
Moje życie naprawde ale to naprawde nie ma już żadnego sensu...nie ma jej a ja nie umiem bez niej życ, ja nie wiem jak może jej nie byc koło mnie kiedy ZAWSZE była 24h na dobe
od jakiegoś czasu ciągle myśle żeby się zabic i wydaje mi się że zbieram coraz więcej odwagi i wreszcie to zrobie...myślałem żeby do niej jechac i i zabic ja i siebie, to by było rozwiązanie o tak...może wtedy w innym świecie znowu bylibyśmy razem? ...ale nie wiem czy bym zdołał jej to zrobic, pewnie nie...więc sam chce odejśc, gdzieś na uboczu żeby nie robic hałasu...żal mi tylko moich rodziców bo na to nie zasłużyli ale przeprosze ich i mam nadzieje że choc troche mnie zrozumieją ...sens już nie istnieje, te życie jest tak straszne, spieprzyłem je i czas zrobic z tym pożądek...mam coraz więcej odwagi, jeszcze troszke...