Witam,
mam pewien nurtujący mnie problem. Jakiś czas temu poznałem bardzo fajną kobitkę. Jest 4 lata ode mnie młodsza, ale to już nie są lata szkolne by wydawało się to przepaścią.
Poznaliśmy się w pracy...luźna rozmowa, śmianie się, głębsze spojrzenia. Zrobiliśmy sobie zakład o piwko...i to było naszym pierwszym spotkaniem po za pracą...wypicie piwka w parku. Rozmowa się kleiła...było sympatycznie i miło. Odprowadziłem Ją do domu i dostałem buziaka w policzka.
W pracy ze sobą z reguły nie rozmawiamy...jedynie "cześć" i wymiana uśmiechu. Mamy osobne grupy więc w trakcie roboty za dużo się nie widzimy, a jeśli tak to tylko "przejściowo".
Na pierwszym spotkaniu wymiana nr. Od tego czasu pierdyliard smsów...godzinne rozmowy przez tel albo i dłużej. Na prawdę moglibyśmy rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Ostatnio zabawiliśmy się w grę "odpowiedź na KAŻDE pytanie". Zapytała o moje dotychczasowe przejścia łóżkowe. Odpowiedziałem prawdę, że nie jestem typem co idzie na imprezę by zaliczyć jak najwięcej tylko by się dobrze bawić ze znajomymi i, że do "TEJ" pory nie znalazłem odpowiedniej partnerki. Przyjęła to z zadowoleniem twierdząc, że cieszy się z tego faktu, gdyż taki gatunek faceta jest już na wyginięciu.
Proponowałem kolejne spotkania...ale za każdym razem mówiła "fajnie", "później", "innym razem" itp. Trochę mnie to drażniło. Ale usprawiedliwiła się pracą+szkołą+zbliżającym się weselem u niej w rodzinie. Więc ok. Nie naciskałem więcej...dałem jej czas.
Kolejne spotkanie było u mnie w domu...zrobiliśy sobie przed pracą seans filmowy. Zawaliłem torchę sprawę bo nie było kontaktu, ale nie wyczułem czy będzie on dobrze odebrany z jej storny i spasowałem. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, pooglądaliśmy film...fajnie było. Dla mnie wystarczająco fajnie nawet i bez inicjowania czegokolwiek...jak już pisałem wyżej nie spotykam się z kobietami po to by jak najszybciej zaciągnąć je do łóżka. Lubię ich obecność, ale i też mnie onieśmielają więc małymi kroczkami do przodu.
Kolejne spotkanie było spontaniczne i krótkie....30 sekund trwało? Ja jechałem do pracy...ona szykowała się tego dnia na uczelnię(niestacjonarne). Była od samego rana troszkę przygnębiona...więc impuls zadziałał i w drodze do pracy kupiłem bukiecik kwiatków i do niej pojechałem. Powiedziałem, że za uśmiech dostanie ten bukiecik. Dostałem całusa w policzek i pędziłem do pracy...bo i tak już byłem spóźniony... Zaraz dostałem sms, że to było bardzo miłe, że ją rozbroiłem i w ogóle.
Ale...wszystko co piękne jest ulotne. Od tego dnia z "kwiatkami" stała się mniej rozmowna. Wieczorami chodzi na piwko ze znajomymi i nawet o tym nie wspomina...tak w środku konwersacji nagle milknie i po paru godzinach dopiero pisze, że była na spotkaniu.
Co prawda zaprosiłem ją do kina...zgodziła się i podkreśliła słowo, że do KINA, a nie na film ;p Kiedy? Oczywiście nie potrafi powiedzieć. W tym kinie zamierzam już coś podziałać...jakiś dotyk, całus w usta, złapanie za rękę, przytulenie.
Ale...nie sądzicie, że coś jest nie tak? Najpierw flitruje, dwuznaczne sms, a potem odpuszcza...zdecydowanie chłodnieje.
Wiem, że trochę zwaliłem sprawę na drugim spotkaniu u mnie w chacie. Mogłem już coś zainicjować, ale...sam do końca nie byłem pewny czy to ta osoba...nie chciałem robić coś wbrew mej jak i jej woli..przecież to dopiero drugie spotkanie. Na dodatek jak już mówiłem...dla mnie sama obecność kobiety jest czymś miłym...hormony nie zmuszają mnie do kontaktu fizycznego(nie te lata...sex nie jest już najważniejszy).
Nie wiem co o tym myśleć. Czuję, że czas nie działa na moją korzyść...ale czy na prawdę kobiety takie są? Że facet, który nie ciągnie do kontaktu fizycznego już od pierwszego spotkania jest spalony?
Ile razy słyszę, że faceci to "świnie" i "zboczeńcy" bo tylko jedno im w głowie...ale widać jedno mówią, a co innego myślą-.-
Już nie wiem co o tym mam myśleć. Na dodatek inna koleżanka z pracy zaprosiła mnie na współny wypad na pewną konferencję...i zaraz po robocie będę razem z nią szedł na "to coś"^^ Boję się, że osoba na której mi zależy zobaczy to "współne wyjście" i zaraz się zacznie..."leci na każdą" itp.
Ehhh...kończę ten bełkot nie trzymający się "kupy" bo już sam się gubię w moich myślach i w tym co tutaj napisałem :/
Z góry dziękuję za cierpliwość w przeczytaniu tego czegoś i za wszelkie odpowiedzi...słowa krytyki jak i porady.
Pozdrawiam
Scorlen
***********************************************************************dzień później
Wiecie co? Nie było tematu...dzisiaj już jest szczyt wszystkiego.
Piękna pogoda...proponuje spotkanie...oczywiście nie przez sms tylko tel., i słyszę wymówkę "dzisiaj nie wypali bo mam[najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałem...na tyle głupia, że jej nie napiszę...szkoda nerów], ale w inny dzień spoko"...koniec rozmowy.
Poirytowany po chwili napisałem by zaproponowała jakiś inny dzień...ale dla mnie to jest już koniec. O kino to już nawet się nie będę pytał. Szkoda czasu i nerów. Ile można? Wszystko ma swoje granice i należy wiedzieć kiedy zejść ze sceny
Dziękuję pozdrawiam -.-
mam pewien nurtujący mnie problem. Jakiś czas temu poznałem bardzo fajną kobitkę. Jest 4 lata ode mnie młodsza, ale to już nie są lata szkolne by wydawało się to przepaścią.
Poznaliśmy się w pracy...luźna rozmowa, śmianie się, głębsze spojrzenia. Zrobiliśmy sobie zakład o piwko...i to było naszym pierwszym spotkaniem po za pracą...wypicie piwka w parku. Rozmowa się kleiła...było sympatycznie i miło. Odprowadziłem Ją do domu i dostałem buziaka w policzka.
W pracy ze sobą z reguły nie rozmawiamy...jedynie "cześć" i wymiana uśmiechu. Mamy osobne grupy więc w trakcie roboty za dużo się nie widzimy, a jeśli tak to tylko "przejściowo".
Na pierwszym spotkaniu wymiana nr. Od tego czasu pierdyliard smsów...godzinne rozmowy przez tel albo i dłużej. Na prawdę moglibyśmy rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Ostatnio zabawiliśmy się w grę "odpowiedź na KAŻDE pytanie". Zapytała o moje dotychczasowe przejścia łóżkowe. Odpowiedziałem prawdę, że nie jestem typem co idzie na imprezę by zaliczyć jak najwięcej tylko by się dobrze bawić ze znajomymi i, że do "TEJ" pory nie znalazłem odpowiedniej partnerki. Przyjęła to z zadowoleniem twierdząc, że cieszy się z tego faktu, gdyż taki gatunek faceta jest już na wyginięciu.
Proponowałem kolejne spotkania...ale za każdym razem mówiła "fajnie", "później", "innym razem" itp. Trochę mnie to drażniło. Ale usprawiedliwiła się pracą+szkołą+zbliżającym się weselem u niej w rodzinie. Więc ok. Nie naciskałem więcej...dałem jej czas.
Kolejne spotkanie było u mnie w domu...zrobiliśy sobie przed pracą seans filmowy. Zawaliłem torchę sprawę bo nie było kontaktu, ale nie wyczułem czy będzie on dobrze odebrany z jej storny i spasowałem. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, pooglądaliśmy film...fajnie było. Dla mnie wystarczająco fajnie nawet i bez inicjowania czegokolwiek...jak już pisałem wyżej nie spotykam się z kobietami po to by jak najszybciej zaciągnąć je do łóżka. Lubię ich obecność, ale i też mnie onieśmielają więc małymi kroczkami do przodu.
Kolejne spotkanie było spontaniczne i krótkie....30 sekund trwało? Ja jechałem do pracy...ona szykowała się tego dnia na uczelnię(niestacjonarne). Była od samego rana troszkę przygnębiona...więc impuls zadziałał i w drodze do pracy kupiłem bukiecik kwiatków i do niej pojechałem. Powiedziałem, że za uśmiech dostanie ten bukiecik. Dostałem całusa w policzek i pędziłem do pracy...bo i tak już byłem spóźniony... Zaraz dostałem sms, że to było bardzo miłe, że ją rozbroiłem i w ogóle.
Ale...wszystko co piękne jest ulotne. Od tego dnia z "kwiatkami" stała się mniej rozmowna. Wieczorami chodzi na piwko ze znajomymi i nawet o tym nie wspomina...tak w środku konwersacji nagle milknie i po paru godzinach dopiero pisze, że była na spotkaniu.
Co prawda zaprosiłem ją do kina...zgodziła się i podkreśliła słowo, że do KINA, a nie na film ;p Kiedy? Oczywiście nie potrafi powiedzieć. W tym kinie zamierzam już coś podziałać...jakiś dotyk, całus w usta, złapanie za rękę, przytulenie.
Ale...nie sądzicie, że coś jest nie tak? Najpierw flitruje, dwuznaczne sms, a potem odpuszcza...zdecydowanie chłodnieje.
Wiem, że trochę zwaliłem sprawę na drugim spotkaniu u mnie w chacie. Mogłem już coś zainicjować, ale...sam do końca nie byłem pewny czy to ta osoba...nie chciałem robić coś wbrew mej jak i jej woli..przecież to dopiero drugie spotkanie. Na dodatek jak już mówiłem...dla mnie sama obecność kobiety jest czymś miłym...hormony nie zmuszają mnie do kontaktu fizycznego(nie te lata...sex nie jest już najważniejszy).
Nie wiem co o tym myśleć. Czuję, że czas nie działa na moją korzyść...ale czy na prawdę kobiety takie są? Że facet, który nie ciągnie do kontaktu fizycznego już od pierwszego spotkania jest spalony?
Ile razy słyszę, że faceci to "świnie" i "zboczeńcy" bo tylko jedno im w głowie...ale widać jedno mówią, a co innego myślą-.-
Już nie wiem co o tym mam myśleć. Na dodatek inna koleżanka z pracy zaprosiła mnie na współny wypad na pewną konferencję...i zaraz po robocie będę razem z nią szedł na "to coś"^^ Boję się, że osoba na której mi zależy zobaczy to "współne wyjście" i zaraz się zacznie..."leci na każdą" itp.
Ehhh...kończę ten bełkot nie trzymający się "kupy" bo już sam się gubię w moich myślach i w tym co tutaj napisałem :/
Z góry dziękuję za cierpliwość w przeczytaniu tego czegoś i za wszelkie odpowiedzi...słowa krytyki jak i porady.
Pozdrawiam
Scorlen
***********************************************************************dzień później
Wiecie co? Nie było tematu...dzisiaj już jest szczyt wszystkiego.
Piękna pogoda...proponuje spotkanie...oczywiście nie przez sms tylko tel., i słyszę wymówkę "dzisiaj nie wypali bo mam[najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałem...na tyle głupia, że jej nie napiszę...szkoda nerów], ale w inny dzień spoko"...koniec rozmowy.
Poirytowany po chwili napisałem by zaproponowała jakiś inny dzień...ale dla mnie to jest już koniec. O kino to już nawet się nie będę pytał. Szkoda czasu i nerów. Ile można? Wszystko ma swoje granice i należy wiedzieć kiedy zejść ze sceny
Dziękuję pozdrawiam -.-