Witam
Chciałem się wygadać...
Od pewnego czasu poprostu nie daje rady... wczoraj około 19 myłem szyby w mieszkaniu. Obok mam sklep taki dosyć często oblegany przez ludzi. Siedziałem sobie chwilkę I patrzyłem jak chodzą uśmiechnięci I szczęliwi ludzie. To jakieś zarty, to zabawy. Później około 21 widziałem jak młodzi ludzie w moim wieku (tak na oko) chodzili z piłkami, na spacery, jeździli rowerami, rodzinnie spędzali czas, biegali.
W sobotę jadąc mostem niedaleko mojego mieszkania widze jak ludzie isę oplają, pływają itp.
A ja? Albo praca albo “praca po pracy” bo sporo rzeczy do zrobienia. Gdzie jakiś czas wolny? Nie ma, nie raz robię do wieczora, bo zawsze spraw masa. A niedziela? Wstaję wcześnie żeby nie marnować wolnego czasu, zaraz obiad, do kościoła I stres że już się dzień kończy
Ja już niedaję rady, jest mi przykro ze tyle lat tak wygląda moje życie, ciągła gonitwa, stres I chyba to już pękło we mnie. Wczoraj poprostu mi łzy leciały same... że ja tylko rypię całe dnie I stresuję się a inni mają czas na relaks, sport, hobby.
Chyba coś poszło nie tak w moim życiu, teraz patrzę wstecz I łzy się same cisną... Gimnazjum, liceum.. wiecznie pod dyktando każdego, wakacji zero jak to u rodziców na wsi...
Powiem szczerze ze zazdrosciłem wczoraj tym co byli szczęśliwi. Wiecie kiedy ja ostatnio czułem się szczęśliwy bez problemów w głowie? 3 dni temu przez jakieś 3 sekundy a wcześniej to niepamiętam.
Czuję pustkę wewnątrz siebie, taki wrak, jakby mi się bezpieczniki przepaliły.
Tak napisałem ten temat żeby się wygadać... dziękuję
Czemu ja nie mam normalnego życia, wstaje rano, praca a później podstawowe obowiązki i tyle
Chciałem się wygadać...
Od pewnego czasu poprostu nie daje rady... wczoraj około 19 myłem szyby w mieszkaniu. Obok mam sklep taki dosyć często oblegany przez ludzi. Siedziałem sobie chwilkę I patrzyłem jak chodzą uśmiechnięci I szczęliwi ludzie. To jakieś zarty, to zabawy. Później około 21 widziałem jak młodzi ludzie w moim wieku (tak na oko) chodzili z piłkami, na spacery, jeździli rowerami, rodzinnie spędzali czas, biegali.
W sobotę jadąc mostem niedaleko mojego mieszkania widze jak ludzie isę oplają, pływają itp.
A ja? Albo praca albo “praca po pracy” bo sporo rzeczy do zrobienia. Gdzie jakiś czas wolny? Nie ma, nie raz robię do wieczora, bo zawsze spraw masa. A niedziela? Wstaję wcześnie żeby nie marnować wolnego czasu, zaraz obiad, do kościoła I stres że już się dzień kończy
Ja już niedaję rady, jest mi przykro ze tyle lat tak wygląda moje życie, ciągła gonitwa, stres I chyba to już pękło we mnie. Wczoraj poprostu mi łzy leciały same... że ja tylko rypię całe dnie I stresuję się a inni mają czas na relaks, sport, hobby.
Chyba coś poszło nie tak w moim życiu, teraz patrzę wstecz I łzy się same cisną... Gimnazjum, liceum.. wiecznie pod dyktando każdego, wakacji zero jak to u rodziców na wsi...
Powiem szczerze ze zazdrosciłem wczoraj tym co byli szczęśliwi. Wiecie kiedy ja ostatnio czułem się szczęśliwy bez problemów w głowie? 3 dni temu przez jakieś 3 sekundy a wcześniej to niepamiętam.
Czuję pustkę wewnątrz siebie, taki wrak, jakby mi się bezpieczniki przepaliły.
Tak napisałem ten temat żeby się wygadać... dziękuję
Czemu ja nie mam normalnego życia, wstaje rano, praca a później podstawowe obowiązki i tyle