Witam. Nigdy nie sądziłam, że będę chciała opisać swój problem anonimowo, że będę tak bezradna.
Byłam z chłopakiem 5 miesięcy. Był starszy ode mnie. Na początku wszystko wyglądało jak w bajce, on obiecywał, że uczyni mnie szczęśliwą. Z początku nie wyglądało to przekonująco, nie trzymał mnie za rękę, nigdzie mnie nie zabierał. Zaczęłam się trochę stawiać. Czekały nas 2 kłótnie. Pierwszą o to, że nie miał czasu, a przynajmniej dla mnie. Druga zakończona moim zerwaniem tuż przed walentynkami. Myślę, że je sprowokował, by nie spędzać ze mną walentynek. Poszło o to, że poszliśmy na imprezę, gdzie nikogo nie znałam, a on mnie zostawiał, pił, palił i ćpał. Teraz myślę, że mnie upił, by mógł robić co chce. Nigdy nie byłam tak pijana, w okropnym stanie. Na następny dzień zadzwonił dopiero ok 17. Potem gdy chciałam się spotkać on mnie wystawił, bo mówił, że musi się spotkać ze znajomymi. Nie wytrzymałam, gdy raz się w ogóle nie odzywał i zobaczyłam go na mieście z kolegą. Zerwałam. Parę dni się nie odzywał. Potem napisał, zadzwonił i 10 min mówił, że mnie kocha i prosił bym wróciła do niego. Parę dni to trwało, zaczęliśmy się spotykać aż wreszcie mnie przekonał. Tak pięknie mówił. Od tamtego czasu było idealnie. Rzucił palenie, poświęcał mi czas, mówił, że kocha mnie za moje dobre serce, że nie byłby w stanie mnie skrzywdzić, że zawsze mi pomoże. Do czasu, gdy zaczęło robić się ciepło. Zaczął się dziwnie zachowywać. A konkretna sytuacja trwa od tygodnia. Pewnego razu zbyt się przed nim otworzyłam i pokazałam swoją słabość, on usilnie chciał mnie wrócić do domu bym odpoczęła. Mówił, że przyjedzie po mnie, ale już nie przyjechał bo podobno auto stanęło. Nie podobało mi się to strasznie, ale mu uwierzyłam. Niestety od tego czasu unikał spotkań, aż do 1 maja, kiedy powiedział, że nie wie czy znajdzie czas. Musiałam wiedzieć wcześniej, więc zadzwoniłam do niego po tym jak 2 godziny nie odpisywał. Stwierdził, że nie wrócił jeszcze do domu, a wcale na dworze nie był tylko ewidentnie w jakimś pomieszczeniu. W dodatku chciał jak najszybciej kończyć, choć to ja zadzwoniłam. Napisałam mu więc sms-a, że mnie zawiódł i niech robi co chce. On godzinę potem napisał mi rzeczy, których dotąd nie słyszałam. Że jednak do siebie nie pasujemy, i że związek BYŁ nienormalny i ma mnie dość. Doskonale wiedział, jak mnie to zrani. Oznaczało to, że zerwał. Przez sms-a.
Teraz już wiem, że mnie okłamywał. Może nie byłam idealna( sam mi ciągle mówił, że nie jestem idealna i wytykał mi wady, obwiniał mnie), ale starałam się jak mogłam, przełamywałam, robiłam to co nigdy dla żadnego chłopaka. Poświęcałam mu zawsze czas, kłamałam dla niego, broniłam go zawsze, choć wszyscy mówili, że on jest złym człowiekiem. Nie mogę uwierzyć, że byłam z nim 5 miesięcy ( to jego najdłuższy status związku) a on potraktował mnie jak dziewczynę jednej nocy, zrywając przez sms-a, bojąc się spojrzeć mi w oczy. Tam gdzie powinien być odpowiedzialny, nie był. Przy znajomych mnie olewał. Sama nie wiem jak mogłam się na to godzić. Nigdy jeszcze nie pokochałam nikogo tak bardzo. Byłam w stanie zrobić dla niego wszystko, rzucić się w ogień, zaufałam mu bezgranicznie. Opowiadałam wokół jaki on jest wspaniały, utalentowany. Bo był zabawny, inteligentny, odpowiadał mi wyglądem. I był duszą towarzystwa. Mimo tego, że był przemądrzały, uparty i czasem nieczuły, potrafiłabym to znieść. Ale nie to co mi zrobił. Jeszcze 2 dni temu myślałam, że mnie kocha. Wczoraj napisał jeszcze sms'a ( na niego jak i wcześniejszego nie odpowiedziałam) w którym znów stwierdził, że to była moja wina, a ja chciałam się jedynie spotkać. Nie rozumiem nic. Naprawdę potrafił być kochany, poświęcać mi czas, siebie.. Podejrzewam, że znalazł kogoś innego albo chciał wolności w postaci kolegów, ćpania, picia. Przy mnie wychodził na ludzi,zaczął brać się za studia po 2 oblanych rokach. Nie mam zamiaru już nigdy być z tym człowiekiem. Doskonale wiedział jak mnie to zaboli, a mimo to zrobił mi coś takiego. Czuję się teraz nic nie warta i że straciłam tyle czasu dla kogoś kogo kochałam, a przynajmniej dla kogoś kim myślałam, że jest. Do dziś nie wiem czy coś właściwie do mnie czuł. Nie zrobiłam z nim tego, ale wiele poświęciłam. Dodam, ze wcześniej potrafił codziennie bzykać się z inną laską. Nie wiem jak mogłam być tak zaślepiona. Najbardziej jestem zła na siebie. Cierpię jak nigdy w życiu. Potrafił idealnie ukryć jaki jest naprawdę. Pokochałam kogoś innego, a stopniowo się odkrywał. Czuję się jak jakaś naiwna babka z "trudnych spraw".I jestem jeszcze wściekła, że dałam mu 2 szansę, to tak jakbym przyłożyła sobie lufę do łba.Jedyne co chcę wiedzieć, to czy on będzie tego żałował, że mnie zostawił? Czy kiedyś zatęskni i zobaczy jaki błąd popełnił? Jednego jestem pewna, nikt go już tak nigdy nie pokocha jak ja. I myślę, że on to wie, a jeśli nie to się jeszcze dowie.
Byłam z chłopakiem 5 miesięcy. Był starszy ode mnie. Na początku wszystko wyglądało jak w bajce, on obiecywał, że uczyni mnie szczęśliwą. Z początku nie wyglądało to przekonująco, nie trzymał mnie za rękę, nigdzie mnie nie zabierał. Zaczęłam się trochę stawiać. Czekały nas 2 kłótnie. Pierwszą o to, że nie miał czasu, a przynajmniej dla mnie. Druga zakończona moim zerwaniem tuż przed walentynkami. Myślę, że je sprowokował, by nie spędzać ze mną walentynek. Poszło o to, że poszliśmy na imprezę, gdzie nikogo nie znałam, a on mnie zostawiał, pił, palił i ćpał. Teraz myślę, że mnie upił, by mógł robić co chce. Nigdy nie byłam tak pijana, w okropnym stanie. Na następny dzień zadzwonił dopiero ok 17. Potem gdy chciałam się spotkać on mnie wystawił, bo mówił, że musi się spotkać ze znajomymi. Nie wytrzymałam, gdy raz się w ogóle nie odzywał i zobaczyłam go na mieście z kolegą. Zerwałam. Parę dni się nie odzywał. Potem napisał, zadzwonił i 10 min mówił, że mnie kocha i prosił bym wróciła do niego. Parę dni to trwało, zaczęliśmy się spotykać aż wreszcie mnie przekonał. Tak pięknie mówił. Od tamtego czasu było idealnie. Rzucił palenie, poświęcał mi czas, mówił, że kocha mnie za moje dobre serce, że nie byłby w stanie mnie skrzywdzić, że zawsze mi pomoże. Do czasu, gdy zaczęło robić się ciepło. Zaczął się dziwnie zachowywać. A konkretna sytuacja trwa od tygodnia. Pewnego razu zbyt się przed nim otworzyłam i pokazałam swoją słabość, on usilnie chciał mnie wrócić do domu bym odpoczęła. Mówił, że przyjedzie po mnie, ale już nie przyjechał bo podobno auto stanęło. Nie podobało mi się to strasznie, ale mu uwierzyłam. Niestety od tego czasu unikał spotkań, aż do 1 maja, kiedy powiedział, że nie wie czy znajdzie czas. Musiałam wiedzieć wcześniej, więc zadzwoniłam do niego po tym jak 2 godziny nie odpisywał. Stwierdził, że nie wrócił jeszcze do domu, a wcale na dworze nie był tylko ewidentnie w jakimś pomieszczeniu. W dodatku chciał jak najszybciej kończyć, choć to ja zadzwoniłam. Napisałam mu więc sms-a, że mnie zawiódł i niech robi co chce. On godzinę potem napisał mi rzeczy, których dotąd nie słyszałam. Że jednak do siebie nie pasujemy, i że związek BYŁ nienormalny i ma mnie dość. Doskonale wiedział, jak mnie to zrani. Oznaczało to, że zerwał. Przez sms-a.
Teraz już wiem, że mnie okłamywał. Może nie byłam idealna( sam mi ciągle mówił, że nie jestem idealna i wytykał mi wady, obwiniał mnie), ale starałam się jak mogłam, przełamywałam, robiłam to co nigdy dla żadnego chłopaka. Poświęcałam mu zawsze czas, kłamałam dla niego, broniłam go zawsze, choć wszyscy mówili, że on jest złym człowiekiem. Nie mogę uwierzyć, że byłam z nim 5 miesięcy ( to jego najdłuższy status związku) a on potraktował mnie jak dziewczynę jednej nocy, zrywając przez sms-a, bojąc się spojrzeć mi w oczy. Tam gdzie powinien być odpowiedzialny, nie był. Przy znajomych mnie olewał. Sama nie wiem jak mogłam się na to godzić. Nigdy jeszcze nie pokochałam nikogo tak bardzo. Byłam w stanie zrobić dla niego wszystko, rzucić się w ogień, zaufałam mu bezgranicznie. Opowiadałam wokół jaki on jest wspaniały, utalentowany. Bo był zabawny, inteligentny, odpowiadał mi wyglądem. I był duszą towarzystwa. Mimo tego, że był przemądrzały, uparty i czasem nieczuły, potrafiłabym to znieść. Ale nie to co mi zrobił. Jeszcze 2 dni temu myślałam, że mnie kocha. Wczoraj napisał jeszcze sms'a ( na niego jak i wcześniejszego nie odpowiedziałam) w którym znów stwierdził, że to była moja wina, a ja chciałam się jedynie spotkać. Nie rozumiem nic. Naprawdę potrafił być kochany, poświęcać mi czas, siebie.. Podejrzewam, że znalazł kogoś innego albo chciał wolności w postaci kolegów, ćpania, picia. Przy mnie wychodził na ludzi,zaczął brać się za studia po 2 oblanych rokach. Nie mam zamiaru już nigdy być z tym człowiekiem. Doskonale wiedział jak mnie to zaboli, a mimo to zrobił mi coś takiego. Czuję się teraz nic nie warta i że straciłam tyle czasu dla kogoś kogo kochałam, a przynajmniej dla kogoś kim myślałam, że jest. Do dziś nie wiem czy coś właściwie do mnie czuł. Nie zrobiłam z nim tego, ale wiele poświęciłam. Dodam, ze wcześniej potrafił codziennie bzykać się z inną laską. Nie wiem jak mogłam być tak zaślepiona. Najbardziej jestem zła na siebie. Cierpię jak nigdy w życiu. Potrafił idealnie ukryć jaki jest naprawdę. Pokochałam kogoś innego, a stopniowo się odkrywał. Czuję się jak jakaś naiwna babka z "trudnych spraw".I jestem jeszcze wściekła, że dałam mu 2 szansę, to tak jakbym przyłożyła sobie lufę do łba.Jedyne co chcę wiedzieć, to czy on będzie tego żałował, że mnie zostawił? Czy kiedyś zatęskni i zobaczy jaki błąd popełnił? Jednego jestem pewna, nikt go już tak nigdy nie pokocha jak ja. I myślę, że on to wie, a jeśli nie to się jeszcze dowie.