Dołączył
19 Październik 2013
Posty
4
Punkty reakcji
1
Wiek
39
[SIZE=10pt]Próba szukania informacji na temat samobójstwa, tego kim samobójca jest, jakie są motywy jego działania, zawsze kończyła się bardzo podobnie, a mianowicie znajdowałam strony, w których schemat właściwie się powielał: kłopoty, trudne dzieciństwo problemy z bliskimi, brak przyjaciół w konsekwecji utrata sensu, wiary, (być możę zabrzmi to jakbym bagatelizowała te problemy, otóż nie, w żaden sposób nie oceniam tych ludzi, każda z tych historii to osobny dramat) nigdzie jednak nie znalazłam choćby wzmianki o ludziach którzy robią to bo chcą skończyć z życiem, nie z problemami, nie z niepowodzeniami, nie z trudnościami jakie ono niesie. Ludźmi, którzy potrafią patrzeć na rzeczywistość widząc tak samo te dobre jak i złe strony, ludźmi, którzy, jakokolwiek patetycznie to zabrzmi, rodzą się aby się zabić. [/SIZE]
[SIZE=10pt]Stad też moje pytanie czy ktoś z was kiedykolwiek myślał o tym, że życie właściwie nie ma sensu, że cokolwiek byśmy zrobili nie ma to tak naprawdę żadnego znaczenia. Przyjęto mnie na dobre studia, dostałem awans, będę podróżować wszystko świetnie, ale co to tak właściwie zmiania, w jaki sposób przybliża mnie to do jakiegoś, bliżej nieokreślonego celu i czym ten cel jest? [/SIZE]
[SIZE=10pt]Nie mam na myśli tych którym nagle zaczyna walić się życie, palić grunt pod stopami więc myślą o skończeniu z tym. Mówię osobach które potrafią wspaniale radzić sobie z problemami, odnoszą sukcesy, ale które w pewien sposób są skazane na taki los, czują pustkę. Rodzą się z tym? Kim są takie osoby?[/SIZE]
[SIZE=10pt]Osobną kwestią jest depresja, tu pojawia się jednak pytanie czy choroba wywołała poczucie bezsensu czy odwrotnie i czy każdy kto pomimo dostrzegania wspaniałych aspektów życia, nie widzi żadnego celu automatycznie staje się chory?[/SIZE]
[SIZE=10pt]Czy kiedykolwiek, pomimo braku problemów, myśleliście że nic właściwie nie ma sensu?[/SIZE]
[SIZE=10pt] A może komuś udało się pozbyć takiego myślenia? [/SIZE]

[SIZE=10pt]Ps. Temat ten nie ma na celu propgagowania czy też gloryfikowania ideii samobójstwa, chciałam jedynie dowiedzieć się czegoś więcej odnośnie tego drugiego, mniej znanego oblicza samobójstwa, o którym psychologowie czy też suicydologowie niewiele mówią, a którego ślady można odnaleźć chociażby w twórczości niektórych artystów oraz odnośnie życiowych ,,wykolejeńców” oraz ludzi którym, wydawać by się mogło do szczęścia nie brakuje niczego, a jednak…[/SIZE]
[SIZE=10pt]A może istnieje tak mało informacji na temat samobójstwa spowodowanego ,,brakiem sensu”, z prostego powodu: ,,przyczyna samobójstwa – depresja” – bez zbędnego zagłęnbiania się.[/SIZE]
 
C

Czart

Guest
"Po dziewiąte: Życie jest nic niewarte"
:eek:k:

Ale kiedy już się żyje, można spróbować żyć fajnie.

http://www.youtube.com/watch?v=f5RsG2Oiw6k


"Przyjęto mnie na dobre studia, dostałem awans, będę podróżować wszystko świetnie, ale co to tak właściwie zmiania, w jaki sposób przybliża mnie to do jakiegoś, bliżej nieokreślonego celu i czym ten cel jest?"
Jest jeden schemat, lecz nie wszystkim on odpowiada. Żona, dom, dzieci, emerytura :D, wnuki i śmierć. Najpierw wnuki, potem emerytura. Albo śmierć i emerytura? Można tak żyć, większość tak żyje. Można też żyć inaczej, lecz wtedy cel musisz określić samodzielnie, musisz zdefiniować własne pojęcie szczęścia.

Jakie jest Twoje? Jeśli lubisz coś robić, rób to. Nie zastanawiaj się nad głębszym sensem, ponieważ nie znajdziesz go, i poprzez takie myślenie rzeczy fajne uczynisz smutnymi.

Lubisz się zadręczać? lubisz zastanawiać się. Jesteś na etapie dzielenia się wnioskami, tzn. szukasz poparcia swoich myśli. Nie chcesz czuć się odosobnionym, zachowanie innych, "bezmyślność" innych jest dla Ciebie niezrozumiała. Ostatnim etapem będzie zaakceptowanie rzeczywistości, zrozumienie rzeczywistości (mimo, iż nie ma ona sensu).

Dąż do szczęścia (cokolwiek to dla Ciebie oznacza), postępując przy tym tak, by nie krzywdzić innych. Kontroluj poziom własnego egoizmu. To jest mój przepis na życie.


A jeśli nie potrafisz sobie z tym poradzić, zacznij wierzyć w Boga. Życie "dobre" na ziemi, zostanie wynagrodzone obcowaniem z aniołami. Chyba, że wolisz Diabła?
 

Hailie

Bywalec
Dołączył
17 Wrzesień 2010
Posty
475
Punkty reakcji
118
Nawet nie wiesz jak dobrze rozumiem to co napisałaś. Nie mam większych problemów, nie tonę w długach, nie rozwodzę się, nie mieszkam na ulicy i codziennie zastanawiam się jak długo wytrwam w swojej beznadziejności. Codziennie zmagam się ze sobą starając odwrócić myśli od tej ostatecznej wersji. Skąd to się bierze, nie mam pojęcia, jednak wiem, że to ostatnie - nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Z resztą żadne nie jest dobre, jednak staram się skupić na czym innym, tym co lubię, tym co mogę zrobić dla innych. To pomaga zapomnieć, choć na jakiś czas.



Czart napisał:
Ostatnim etapem będzie zaakceptowanie rzeczywistości, zrozumienie rzeczywistości (mimo, iż nie ma ona sensu).
Myślę, że jej nie można zrozumieć i to właśnie trzeba zaakceptować. Są rzeczy, które nie będą przez nas pojęte i tak musi zostać.
Są rzeczy, o których nie śniło się psychologom. Oni często wrzucają każdego tego typu pacjenta do wora z napisem "depresja".
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
stopniowopotemnagle napisał:
Stad też moje pytanie czy ktoś z was kiedykolwiek myślał o tym, że życie właściwie nie ma sensu, że cokolwiek byśmy zrobili nie ma to tak naprawdę żadnego znaczenia. Przyjęto mnie na dobre studia, dostałem awans, będę podróżować wszystko świetnie, ale co to tak właściwie zmiania, w jaki sposób przybliża mnie to do jakiegoś, bliżej nieokreślonego celu i czym ten cel jest?
Celem ostatecznym każdego człowieka jest śmierć. Lecz są też 'poboczne' cele, które zazwyczaj stara się osiągnąć. Coś w stylu, żyć w luksusach, zostać generałem w armii, zostać najniebezpieczniejszym płatnym zabójcą lub najzacieklej poszukiwanym przez policję gangsterem z Yakuzy. To te cele nadają sens poszczególnemu życiu i raczej mało kto się zastanawia, że tak naprawdę po naszej śmierci nie będzie to miało dla nas żadnego znaczenia. Hamowanie się z takimi myślami przynosi raczej "lepsze" skutki niż rozmyślanie 'po co ja właściwie żyję'.



stopniowopotemnagle napisał:
Mówię osobach które potrafią wspaniale radzić sobie z problemami, odnoszą sukcesy, ale które w pewien sposób są skazane na taki los, czują pustkę. Rodzą się z tym? Kim są takie osoby?
Nie rodzą się z tym. Osobowość człowieka kształtuje się później. Gdyby dziecko zaraz po narodzinach zaczęło się nad tym zastanawiać byłby to mały geniusz, a tacy się nie rodzą. Rodzą się małe głupie istoty pytające skąd się biorą dzieci. Pewne tematy są zablokowane dla dziecka i się rozwikłaniem tych zawiłych egzystencjalnych zagadek nie zajmują. To dopiero obserwacja świata takim, jaki jest w naszych oczach; to co w nim widzimy czyni nas konkretnym typem człowieka.



stopniowopotemnagle napisał:
Osobną kwestią jest depresja, tu pojawia się jednak pytanie czy choroba wywołała poczucie bezsensu czy odwrotnie i czy każdy kto pomimo dostrzegania wspaniałych aspektów życia, nie widzi żadnego celu automatycznie staje się chory?
Depresja to nie tylko myśli samobójcze czy pesymizm. Depresja jest bardziej skomplikowana, a że pewne błazny z magistrem nie potrafią się wysilić by jasno ocenić sytuację panuje taki durny obrazek, że jak ktoś się zabił, to miał depresję.



stopniowopotemnagle napisał:
Czy kiedykolwiek, pomimo braku problemów, myśleliście że nic właściwie nie ma sensu?
Tak.



Czart napisał:
A jeśli nie potrafisz sobie z tym poradzić, zacznij wierzyć w Boga.
To może tak na trzy-cztery zaczynamy wierzyć?

Trzy-czte-ry!
*pstryk*

Wow, Bóg faktycznie istnieje.

Daj spokój.
 

Pestka_

Bywalec
Dołączył
4 Lipiec 2013
Posty
142
Punkty reakcji
46
Czasami można mieć depresję i milion problemów, a jednak się nie zabić, bo są osoby/sprawy, ktore trzymają nas na ziemi.
Z wiarą w Boga - Thyme ma rację - nie da się powiedzieć sobie "wierzę w Boga" i nagle zacząć naiwnie wierzyć, bez zastanowienia i milionów zwątpień, żeby wreszcie dojść do wniosku, że się samego siebie oszukuje...
 
C

Czart

Guest
"Myślę, że jej nie można zrozumieć i to właśnie trzeba zaakceptować."
Zrozumieć, iż wszystko co robimy nie ma "sensu". Zrozumieć, iż wszystko co robimy prowadzi do śmierci. Rozumiem to? rozumiem, że taka właśnie jest rzeczywistość. Masz rację, to jest akceptacja. Pomyślę troszkę nad tym :) ale dziś nie jestem wstanie.

Trzy-czte-ry!

*pstryk*

Wow, Bóg faktycznie istnieje.
A jednak można. :D

"To może tak na trzy-cztery zaczynamy wierzyć?"
Oczywiście, że tak się nie da. Nie pisałem tego poważnie, to była ironia.

Przepraszam. Postaram się pisać jaśniej, i nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania.
 

ForeverYoung

Bywalec
Dołączył
4 Grudzień 2012
Posty
1 695
Punkty reakcji
139
Wiek
30
Myślę ,że każdy przynajmniej raz w życiu myślał o samobójstwie i ja nie widzę w tym nic dziwnego.




stopniowopotemnagle napisał:
Ludźmi, którzy potrafią patrzeć na rzeczywistość widząc tak samo te dobre jak i złe strony, ludźmi, którzy, jakokolwiek patetycznie to zabrzmi, rodzą się aby się zabić.
Czy gdybyś była nieśmiertelna , to życie miałoby sens ?

Przecież wszystko kiedyś przemija .. Naturalna kolej rzeczy.




stopniowopotemnagle napisał:
Czy kiedykolwiek, pomimo braku problemów, myśleliście że nic właściwie nie ma sensu?
Właściwie to nie. Co nie ma sensu ? to ,że się je, śpi , chodzi do szkoły ,pracy ? , bo co ? bo i tak się umrze ?
Więc najlepiej leżeć i patrzeć w niebo bo "nic nie ma sensu" ?

Nie jestem sama na świecie. Mogę pomagać innym , dać coś od siebie , sprawić by ktoś się uśmiechnął , lub po prostu poczuł się lepiej.

Skoro samemu nie można być szczęśliwym , to chyba należy pomóc w szczęściu tym , którzy to potrafią.
Chyba niewykluczone ,że może któregoś dnia i my , dzięki komuś znajdziemy jednak jakiś sens. Choćby na chwilę.


Czy samotność to też jedna z przyczyn tego bezsensu ?
 
Dołączył
19 Październik 2013
Posty
4
Punkty reakcji
1
Wiek
39
Laska, chciałabym mieć jego podejście :D


,, raczej mało kto się zastanawia, że tak naprawdę po naszej śmierci nie będzie to miało dla nas żadnego znaczenia" Nie chodzi tu o to, że ludzie ci niczym pełni egzaltacji romantycy zastanawiawiają się niemal nieustannie nad sensem życia i nie spoczną póki go nie znajdą, według mnie jest to pewnego rodzaju mentalność, swoisty stan, niektórzy ludzie są zadowoleni, (czasami nawet szczęśliwi) ,i jedynie momentami mówią: jest mi dobrze, przyjemnie, wydaje mi się, że podobnie jest z tymi ludźmi. Żyją bez celu, wykonują codzienne obowiązki, które nie są dla nich źródłem żadnej satysfakcji i czasami zadają sobie pytanie ,,właściwie po co?", i moim zdaniem nie są na tyle naiwni, żeby oczekiwać konkretnej odpowiedzi (załóż rodzinę, podróżuj, zostań nowym Einstein'em) bo takowej nie ma (i ja również w tym temacie tego pytania nie stawiam), oni NIE CHCĄ SZUKAĆ SENSU, CHCĄ GO POCZUĆ, chcą go widzieć tak jak inni i tam gdzie inni, w najzwyklejszych czynnościach, tu nie chodzi o ich wygórowane oczekiwania, to nie jest tak, że nie chcą żyć tak jak wszyscy a potem zamienić się w proch więc mówią: moje życie ma być inne, ważniejsze, i dopóki nie zrealizuję tego celu to innego nie widzę (choć bywają i tacy oczywiście), czasami chcą po porostu poczuć się dobrze, tak zwyczajnie, jednak tak się nie dzieje i na tym właśnie polega ich dramat.

Ci ludzie najczęściej spotykają się z pogardą (zrób w końcu coś ze sobą) bądź też niezrozumieniem, bo przecież jak to jest możliwe, że ktoś jest aż tak poza tym wszystkim, niemal obojętny na to co go spotyka, dlaczego nawet nie stara się wpasować. I nie tworzę tu żadnych kategorii my niezrozumieni męczęnnicy, i ci drudzy - źli, którzy nie potrafią i nie chcą nas zrozumieć, jedynie zarzucają nas swoimi złotymi radami w stylu ,,weź się w garść"(które skądinąd jedynie pogarszają sprawę). Tutaj sytuacja jest zupełnie inna, trudniejsza, bardziej złożona. Zarówno ci pierwsi jak i drudzy mają rację, ciężko jest żyć z osobą pozbawioną nadziei, do której nie docierają nasze racje, która odrzuca pomoc, po pewnym czasie zaczyna brakować sił na próbę dotarcia do niej, jednak równie ciężko jest być tą osobą, niejednokrotnie męcząc się z samym sobą.

,,Celem ostatecznym każdego człowieka jest śmierć. Lecz są też 'poboczne' cele, które zazwyczaj stara się osiągnąć"- prawda, co jednak, gdy nie jesteśmy kompletnie zainteresowanie tymi tzw. ,pobocznymi" celami? Zostaje tylko ten ostateczny? jednak on też nie jest spełnieniem marzeń, ani żadnym rozwiązaniem. Wbrew pozorom samobójstwo nie jest dla nich wybawieniem, choć są momenty, kiedy wydaje im się inaczej.

,,Nie rodzą się z tym. Osobowość człowieka kształtuje się później. Gdyby dziecko zaraz po narodzinach zaczęło się nad tym zastanawiać byłby to mały geniusz, a tacy się nie rodzą." - Ale rodzimy się z pewnymi uwarunkowaniami i to sprawia, że dwoje ludzi patrzących na ten sam przedmiot niejednokrotnie widzi co innego, również patrząc na życie nie zobaczą tego samego i jest to w pewien sposób spowodowane tym, że posiadają taki a nie inny charakter. I mówiąc ,,rodzą się z tym" oczywiście nie miałam na mysli, że noworodek od razu zastanawia się nad swoją egzystencją, podobnie jak człowiek, który rodzi się z umiejętnościami do języków nie zacznie po pierwszym miesiącu życia mówić po hiszpańsku, co nie zmienia faktu, że urodził się owe predyspozycje posiadając.
Nie miałam na myśli, że nic nie ma sensu BO i tak czeka nas śmierć, już prędzej nic nie ma sensu WIĘC zostaje jeszcze śmierć. A jeśli chodzi o nieśmiertelność to byłaby to najgorsza rzecz jaka mogłaby mi się przydarzyć.


,,żadne [rozwiązanie] nie jest dobre i w przypadku takich osób tak już chyba pozostanie. szukają nie tyle celu a czegoś co pomoże zapomnieć, choć na chwilę. i tak już rzeczywiście chyba zostanie

,, Skoro samemu nie można być szczęśliwym , to chyba należy pomóc w szczęściu tym , którzy to potrafią." tutaj zgadzam się w zupełności i jest to bardzo dobre podsumowanie



Z kolei depresja, czy też bpd przypominją mi opowieść o ludziach którzy ujrzeli pewne zwierzę kręcące się w kółko i nie potrafili odpowiedzieć dlaczego tak się zachowuje, nadali mu więc nazwę i następnym razem gdy ktoś pytał dlaczego to zwierze kręci się w kółko odpowiadali ,,bo to jest kręciołek, on tak robi" (nie jest to oryginalna treść, ale oddaje sens).
 

ForeverYoung

Bywalec
Dołączył
4 Grudzień 2012
Posty
1 695
Punkty reakcji
139
Wiek
30
stopniowopotemnagle napisał:
Laska, chciałabym mieć jego podejście
To chyba do mnie.
Albo to zdanie jest napisane po chińsku , albo muszę wrócić się do podstawówki. :)

Chciałabyś mieć podejście do bezsensu - chińska wersja.
Chciałabyś mieć podejście innego człowieka do życia?
Albo jeszcze coś innego , czego mój mózg dzisiaj nie wykrywa.




stopniowopotemnagle napisał:
A jeśli chodzi o nieśmiertelność to byłaby to najgorsza rzecz jaka mogłaby mi się przydarzyć.
Na tej planecie , z tymi ludźmi , to na pewno.
Jednak jak bym była elfem , czy centaurem , to czemu nie , zakładając ,że wtedy nie wolałabym być człowiekiem....
 

Wilk_LancaSter

wiek jest zmienną niezależną, od której wiele zale
Dołączył
18 Luty 2012
Posty
3 319
Punkty reakcji
40
Towarzysze wspólnego dążenia do nicości przez zgon!

Może warto wziąć pod muwagę, że byli i są ludzie, starający się wspomagać innych, wspierać w biedzie itp?
Taka np Matka Teresa z Kalkuty. Albo wielu wolontariuszy o szczserym, czystym sercu.
 

stubborn_sheep

Nowicjusz
Dołączył
6 Wrzesień 2013
Posty
7
Punkty reakcji
0
Ja uważam, że życie jest ważniejsze niż śmierć, czy niż nieistnienie. Nie wiem co jest po śmierci, niektórzy tutaj są przekonani, że nic, ja staram się nie tracić jakiejś nadziei. Ale aktualnie nie jest to łatwe... W każdym razie czy nie możesz tak na to popatrzeć: że w porównaniu ze śmiercią życie jest naprawdę bardzo ważne, więc trzeba się w nie angażować z pełnym przekonaniem? Jeśli kiedyś to ma się skończyć, to to, że teraz to trwa, jest najbardziej znaczące. Nie wiem, czy chodzi o jakieś drobne cele, które przez chwilę cię uszczęśliwią, a potem o nich zapomnisz. Bo czemu patrzeć na to, co przeżywasz jak na coś nieistotnego tylko dlatego, że kiedyś to przeminie? Przeżycia są ważniejsze niż przemijanie! Nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi i czy jakoś cię to przekonuje? Bo zawsze można usiąść i przekonać samego siebie, że wszystko co robisz jest bez sensu i nic nie pozostaje... Ja bym potrafiła. Ale nie warto sobie niszczyć życia w taki sposób...
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
stubborn_sheep napisał:
że w porównaniu ze śmiercią życie jest naprawdę bardzo ważne
W porównaniu? Czyli śmierć jest kompletnie nieistotna...?

Jak tak czytam wasze wiadomości to mam wrażenie, że dramatyzujecie.


stopniowopotemnagle napisał:
prawda, co jednak, gdy nie jesteśmy kompletnie zainteresowanie tymi tzw. ,pobocznymi" celami?
Każdy jest zainteresowany. Tak jak Ty w tym momencie za cel obierasz sobie pisanie na tym forum tych konkretnych wiadomości. Ma to dla Ciebie pewną wartość, rozmowa, wymiana poglądów. To jeden z pobocznych celów. Lecz inny jest wyżej postawiony w hierarchii - próba rozwikłania zagadki jaką sobie sama postawiłaś.

I jedno i drugie to "poboczny cel". Nie ma osoby, która nie miałaby zupełnie żadnego.


stopniowopotemnagle napisał:
Wbrew pozorom samobójstwo nie jest dla nich wybawieniem, choć są momenty, kiedy wydaje im się inaczej.
Skąd taki wniosek? Miło byłoby się dowiedzieć, bo raczej sam osobiście z żadnym samobójcą nie porozmawiam i nie zapytam, jak się teraz czuje.



stopniowopotemnagle napisał:
Ale rodzimy się z pewnymi uwarunkowaniami i to sprawia, że dwoje ludzi patrzących na ten sam przedmiot niejednokrotnie widzi co innego, również patrząc na życie nie zobaczą tego samego i jest to w pewien sposób spowodowane tym, że posiadają taki a nie inny charakter.
Rodzimy się z pewnymi uwarunkowaniami, ale te pewne uwarunkowania nie dotyczą takich aspektów.
 
Dołączył
19 Październik 2013
Posty
4
Punkty reakcji
1
Wiek
39
Rozumiem, że należy żyć tym co jest tu i teraz, ale nikt tu nie mówi o przysłowiowym siadaniu i zamartwianiu się, bo nie tak wygląda życie tych osób, oni nie szukają dziury w całym, nie wstają również z planem, no dobrze to na jaki temat dzisiaj ponarzekam i co dzisiaj będzie dla mnie niewystarczająco dobre, to nie tak działa, i jeszcze raz podkreślę rzeczy nie są pozbawione sensu ze względu na ich nietrwałość, to kompletnie nie chodzi o to, że wszystko przeminie - nie.
Oczywiście rozumiem co autorzy postów apelujących o tak zwane ,,don't worry be happy" mają na myśli, mówię tylko, że to nie jest takie proste. Choćby nie wiem jak bardzo człowiek się starał i próbował (a wierzcie mi, że próbują i CHCĄ) to jednak sama wola nie wystarczy, aby nagle zacząć czerpać przyjemność z codziennych czynności. Niektórzy nie mają z tym problemu i pewnie dlatego tak trudno im zrozumieć tych którzy tego nie potrafią, dlaczego coś co przychodzi im stosunkowo łatwo dla nich jest niemal nieosiągalne, stąd też mylny wniosek - pewnie nie próbowali wystarczająco mocno.
 

stubborn_sheep

Nowicjusz
Dołączył
6 Wrzesień 2013
Posty
7
Punkty reakcji
0
To ze względu na co rzeczy są pozbawione sensu? Tak po prostu? Bo piszesz tak, jakby w kimś powstało takie przeświadczenie, zupełnie niezależnie od jego woli i nastawienia. A tak się nie dzieje według mnie, bo na przykład ci artyści, o których pisałeś - na pewno mają rozbudowaną osobowość i światopogląd i uczucie bezsensu nie jest dla nich czymś tak po prostu. Tylko jakieś przemyślenia sprawiają, że tracą uczucie celowości.
Ja myślę, że tylko to co słyszymy i myślimy wzbudza w nas jakieś uczucia, sprawia, że zmieniamy swoje poglądy. Że człowiek nie jest tak skonstruowany, że uczucie pojawia się znikąd. Nie można urodzić się z przeświadczeniem, że nasze istnienie nie ma sensu... Albo tym bardziej bez żadnych przemyśleń o przemijaniu, albo o swojej małej roli we Wszechświecie albo o czymś tam jeszcze nagle poczuć, że życie jest bez sensu.
A jeśli ktoś jest przekonany o tym, że nikt go nie zrozumie i nie zaakceptuje, to raczej trudno mu będzie przyjąć rady ludzi, którzy chcą pomóc. Chociaż pewnie jest też tak, że niektóre osoby rzeczywiście go nie zrozumieją.
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
Dobra, dopiero sobie przypomniałem, że to o samobójcach jest głównie ten temat.

Przyczyny, dla których odbierają sobie życie są znane tylko im - reszcie ludzi pobieżnie. Tak się dzieje zazwyczaj. Brak celu w życiu nie musi być tą przyczyną, nie musi być to, że nikt go nie rozumie (to już powód idiotyczny). Mogą być faktyczne przyczyny, inne od rozmyślań. Jeśli zaś człowiek zabija się tylko dlatego, że doszedł do jakiegoś wniosku, to ma pecha. Jutrzejszego dnia by mu to przeszło, wróciłby do codzienności. Nie mogę jednak takiego samobójcy traktować poważnie. Stawia pytanie, po co żyje, nie uzyskuje odpowiedzi, więc tupie w podłogę jak poje*ane dziecko i chcąc się zbuntować zabija się, bo nie wie, po co żyje? Debil.

W takich sytuacjach dąży się do zdobycia wiedzy, a nie odebrania sobie jedynej szansy na jej zyskanie.
 

Ladyinblack

Nowicjusz
Dołączył
5 Marzec 2010
Posty
458
Punkty reakcji
7
Wiek
43
Samobójstwo nie jest wyjsciem, nawet jesli mamy poczucie bezsensu, zawsze jest cos co można zmienić, nadzieja nie umiera nigdy takie jest moje zdanie
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Życie samo w sobie jest pozbawione sensu. Fikcja, jaką wytwarzamy w głowie, sens tworzy i wcale nie jest to coś złego, jeśli mówimy w kryteriach stabilności ludzkiej psychiki, nie zaś prawdy. Praca, dom, własny samochód - nie są to rzeczy wszakże do ludzkiej natury przypisane. Nie mamy na ciele wyryte, że jesteśmy akurat bankierem czy sprzedawcą lub też Opel pod blokiem jest konkretnie nasz. Żyjemy w przeświadczeniu, że tak jest, bo zazwyczaj ktoś opisał ów stan na dokumencie. Pewnie, ma to wpływ na życie, bo samochodem się przemieszamy, a w pracy zarabiamy pieniądze na utrzymanie. Ale to dodatek, nie składowa ludzkiej natury. Część ludzi akceptuje arbitralnie taką fikcję i czuje się w przy tym normalnie. Tak ,,musi być", inaczej społeczeństwo stworzyłoby bezładną masę niezdolną do kooperacji. Inni jednak drążą i szukają prawdziwego ja, kosztem życia społecznego.
I tu zaczyna się opisywany przez autorkę problem. Jednostki, które mają naturę wnikliwą nie uzyskają odpowiedzi, zawsze będą szukać. Tak przecież działa filozofia. Nie ma wszakże odnajdywać odpowiedzi, a raczej szukać trafnych pytań. To potrafi człowieka przewartościować. Szczególnie, że mówimy o osobach, jakie częstą przejawiają naturę introwertyczną i pozostawieni takim rozmyślaniom sami sobie, wyolbrzymiają te. Rzeczywiście, mylnie jest to utożsamianie z zaburzeniami psychicznymi, choć to się na nie często składa.
Druga rzecz, to fakt, że współcześnie jesteśmy bombardowani informacjami. Człowiek współczesny dostaje rykoszetem od eksplozji wiadomości z każdej strony, ma też dostęp do o wiele szerszego pułapu rozrywki i zajęć. Ciekawym zagadnieniem, czasem poruszanym przez filozofów historii jest zagadanienie czy człowiek w średniowieczu (bez wspomnianego natłoku, z prostym, wręcz banalnym życiem) był szczęśliwszy niż obecny, który musi konfrontować bardziej złożoną rzeczywistość. Czy szczęśliwszy - trudno powiedzieć, słowo zbyt pojemne w rozumieniu filozofii. Niemniej przy ówczesnych prostych, ale surowych standardach nie było miejsca na analizę. Ludzie wrażliwi, z rozterkami byli tłamszeni, a przetrwać mógł tzw. chłopski rozum. Dziś klasowość nie jest tak wyraźna i myśliciele nie są przez system zjadani, a raczej egzystują sobie po cichu. Część psychologów uważa natomiast, jakoby mieszkańcy średnio zamożnych krajów byli bardziej zadowoleni ze swojego życia, że próg satysfakcji zatrzymany jest na rzeczywistości prostej, gdzie nie ma warunków, ani czasu, by świat specjalnie badać. Natomiast mieszkańcy krajów wysoko rozwiniętych mają mieć większą tendencję do gubienia się, problemów osobowościowych - ich aspiracje są bowiem wciąż podbijane nowymi, acz krótkowzrocznymi ambicjami i tak w koło Macieju.
Gdyby zapytać mnie, powiedziałbym, że ludzie najbardziej zadowoleni z życia to tacy, którzy skupiają się tylko na wycinku rzeczywistości, która ich dotyczy. Postaci o których pisze autorka chcą ogarnąć każdy temat i rzeczywiście, trudno wtedy cieszyć się przyjemnościami zarezerwowanymi dla ludzi z pierwszej kategorii - to dwa oddzielne światy z inaczej pojmowanymi przyjemnościami.
Obiektywna prawda nie jest przyjemna, bo i my nie jesteśmy złożeni tak, aby ją bezkompromisowo przyjmować. Mózg filtruje informacje w ten sposób, żeby postawić ego w lepszym świetle. Nieokłamywanie siebie byłoby krytyczne w skutkach (nawet makijaż jest kłamstwem, a przecież akceptacja takiego zabiegu jest czymś oczywistym). Ludzie, nawet przesadnie poważni to zazwyczaj osoby bardziej racjonalne niż ci rozentuzjomowani. Co jest przyczyną wręcz natarczywego odrzucania prostej prozy życia? Myślę, że nonkonformizm wpisany w naturę. Niechęć do zaakceptowania społecznie uzgodnionych norm, które choć użyteczne dla ogółu, są nam narzucane. Zazwyczaj więc ktoś taki zazwyczaj odrzuca zinstytualizowaną religię, wykazuje niechęć do urzędów, galerii handlowych oraz innych skupisk ludzkich. To ostatecznie nadaje w oczach innych obraz dziwaka, acz wejście w głowę takiej osobie mogłoby być bardzo pouczające, gdyż stanowi bolesny, acz realny aspekt indywidualizmu, który jest rzeczą rzadką.
 
Do góry