Problem z mężem - brak porozumienia po ślubie

agathe_w

Nowicjusz
Dołączył
23 Luty 2006
Posty
61
Punkty reakcji
0
Wiek
37
Miasto
Kalisz
WItam,
mam problem a zarazem zapytanie... już nie wiem czy ja dobrze postępuję, czy ja się tak zmieniłam, czy może mój mąż. Przejdę do sedna...

Jesteśmy razem od 7 lat, w tym niedługo dwa lata małżeństwa. Przed ślubem było ok - rozumieliśmy się, nie było problemów, bo każde z nas było wyrozumiałe wobec siebie, dbaliśmy o siebie, jedno troszczyło się o drugiego itp. Po ślubie też było ok, tylko czasami teściowa przeszkadzała (ale z tego co wiem to standard). Później narodził się nam synek (obecnie ma 9 miesięcy). I tak od 7 miesiąca ciąży się zaczęło. Wydaje mi się, że mój mąż zaczął od wtedy świrować. Stał się niezbyt miły i według niego on ma zawsze rację, a mi przytakuje żebym sie pewnie odczepiła. Fakt to jest mały problem, ale żyję juz z tyloma małymi problemami, że mam dosyć - to już będzie prawie rok.
Może wymienię pare a Wy mnie uświadomcie czy ja dobrze robię, że się z nim kłóce i chcę zmian:
- gdy narodziło się dziecko, a ja byłam w szpitalu, to mój mąż wziął urlop, ale tylko na ten okres kiedy ja byłam w szpitalu - odwiedzał mnie codziennie na godzinkę może półtorej, a później opijał sobie to z rodziną to z kolegami. Gdy wróciłam do domu po 5 dobach w szpitalu on prysnął do pracy. A prowadzi działalność gospodarczą, więc mógł sobie sam czasem operować.
- następnie - zafascynowanie dzieckiem trwało góra do trzech tygodni (wliczając oczywiście pobyt w szpitalu). Później mój mąż wymyślał sobie wszelkie sprawy do zrobienia na zewnątrz, gdzie ja nie przebywałam z dzieckiem.
- po wielkich kłótniach doszliśmy niby do porozumienia i mój mąż zaczął spędzać z nami czas. Jednak do tej pory ma momenty zawachania i zapomnienia. Trzeba go walnąć w łeb żeby otrzeźwiał. Juz nie będę się rozpisywać o sposobie pilnowania dziecka bo szkoda czasu...
- później były problemy z budową domu, którego do tej pory nie ma - tu juz maczała palce moja teściowa
- i to co najbardziej mi się nie podoba to właśnie to, że on jest bardzo za matką (choć mówi że ja z Fifim jesteśmy najważniejsi). Ja rozumię, że to jego matka, ale skoro w czymś pomaga jej to mi też należałoby coś pomóc, a nie tylko mamusi która ma jeszcze trzech synów którzy też by mogli pomóc
- ogólnie kłotnie o teściową są codziennością mimo tego że ona w większości przebywa za granicą. Tu oczywiście też były ustalenia że przestanie się matce narzucać, będzie jej pomagała jeśli ona poprosi o pomoc. Że będzie wracał po pracy prosto do nas a nie zachaczał sie u matki, która nigdy nie ma kontroli i nie wie o której go wypuścić ze swoich szponów itp. Oczywiście ustalenia są wszystkie czasowe i przypominanie też.

Oczywiście po każdej naszej kłótni było tak, że on mnie przepraszał obiecał poprawę, było dobrze 2 tygodnie i później to samo. Obecnie wygląda tak że na mnie naskakuje z krzykiem, a później nie odzywamy się do siebie, aż któreś sie przełamie. Jednak wyjaśnień żadnych nie ma, a ni ustaleń. Ale ja już nie wiem czy cokolwiek ustalać - przecież to nie działa.

Nie umię po protu rozmawiac ze swoim mężem - wszystkie dojścia do porozumienia stają się kłotnią - a mi się wydaje że ona przytakuje tak na odczepne...

W obecnej chwili jesteśmy skłóceni, ponieważ ja dziś miałam obronę magistra, a on zamiast jakkolwiek pomóc mi w tej nauce, zwyczajnie to olał. Pomoc jaką od niego oczekwiałam to pomoc przy pilnowaniu dziecka, tzn. jak przychodził z pracy to mógł usiąść z Małym a ja poszłabym się uczyć, ale nie... on zawsze miał coś pilnego do zrobienia lub musiał gdzieś jechać. Fakt że nasze dziecko chodzi o 20:00 spać, ale ja później muszę posprzątać po malym bałaganiarzu, ugotować obiad na nastepny dzień zarówno dla nas i dla dziecka no i codzienne obowiązki i przede wszystkim prasowanie góry ciuchów. No niestety po 8 godzinach pracy, zajmowaniu się dzieckiem przez kolejne 4 godziny i pracach domowych nie chaiało mi się usiąść do książek. Urlopu w pracy nie mogłam wziąc... I mówię mu dzisiaj, że nie otrzymałam od niego żadnego wsparcia, pomocy którą mi obiecał i przede wszystkim żeby mnie nie stresować dzień przed obroną to on sobie wrócił do domu o północy nie dając żadnego znaku życia. A on po tych słowach wybucha - co nie miałam racji, przecież obiecał mi pomoc a on jedynie mnie denerwował.

Jeszcze tylko wspomne o tym, że fatalne mam samopoczucie, po prostu nie chce mi się żyć - jedyn e co mnie trzyma przy mężu to dziecko, inaczej już dawno bym od niego odeszła.

Czy Wasi mężowie też zwracają na Was uwagę tylko jak chcą się z Wami przespać? Ja obecnie mam takie załamanie że my po prostu może współżyjemy raz na miesiąc bądź dwa i to praktycznie ja robię na odczepne...


Przepraszam za brak składu i łądu ale piszę to w nerwach i oczekuję na pomocne rady
 

Tiwaz

Nowicjusz
Dołączył
11 Marzec 2007
Posty
650
Punkty reakcji
4
Wiek
34
Miasto
Kielce
Zawsze kiedy jest ciężko i brakuje oparcia w najbliższych, najlepiej jest wtedy szukać ukojenia w Bogu, w modlitwie. Wielu ludziom to pomogło.
 
B

Blancos

Guest
Jeżeli chodzi o Twoje zarzuty to z tego jak to przedstawiasz masz oczywiście rację, iż nie jesteś zadowolona z męża, ale nie musi to oznaczać, że wam się nie ułoży. Być może mąż nie potrafi przystosować się do nowej roli i nie jest w stanie zrozumieć Twoich uczuć. W takim przypadku najlepszym rozwiązaniem byłaby szczera rozmowa, w której oboje wyjaśnilibyście sobie wszelkie wątpliwości - bez kłótni, zarzutów, wypominek, etc.

Niemniej, rozumiem, że wszelkie próby przeprowadzenia takiej rozmowy spełzły na niczym. Na wstępie proponuję, abyś przyjrzała się temu, w jaki sposób próbowałaś z nim rozmawiać. Być może wybierałaś złe momenty na takie rozmowy? Albo wyjeżdżałaś mu na miejscu z jakimiś zarzutami, pretensjami, etc., co doprowadzało do tego, że się denerwował?

Postaraj się jeszcze raz na spokojnie z nim porozmawiać. Skoncentruj się na tym, aby mówić spokojnie, nie czynić mu zadnych zarzutów, nie mieć pretensji, nie prowokować go niczym, co masz mu do powiedzenia i przede wszystkim nie dać się sprowokować. Jak zacznie się, mimo tego, unosić to zwyczajnie powiedz, że nie widzisz sensu kontynuowania tej rozmowy i wrócicie do tego jak się uspokoi, a potem nie reaguj na jego zaczepki. Twoim celem jest to, aby w pełni spokojnie i podkreślam - bez robienia mu wyrzutów wyjaśnić mu, co czujesz i co Twoim zdaniem w tym związku nie funkcjonuje.

Możesz mu również powiedzieć, że bardzo go kochasz i chcesz, abyście dalej byli razem, ale to jak wasz związek wygląda w danej chwili jest dla Ciebie nie do zaakceptowania i albo spokojnie porozmawiacie, poszukacie jakiegoś kompromisu i wdrożycie go w życie, albo będziesz zmuszona odejść (uwaga: musisz być gotowa na zrealizowanie tej groźby). Postaraj się, aby nie brzmiało to tak: "albo dasz mi to, czego chcę, albo odejdę!", bo to go sprowokuje. Takie stwierdzenie musi mieć bardziej pozytywny wydźwiek np. "kocham Cię i chcę być razem, ale po urodzeniu synka coś się zmieniło w naszym związku na gorsze i bardzo chciałabym to naprawić, proszę, porozmawiajmy o tym - pozwól mi wyjaśnić, o co mi chodzi, bez złości i wyrzutów - tak na spokojnie, a potem ja pozwolę wypowiedzieć się Tobie i poszukajmy jakiegoś kompromisu, bo bardzo mi na Tobie zależy i chcę, aby było lepiej".

Jeżeli mimo takiej próby nic z tego nie będzie to po prostu napisz mu list. Spisz wszystkie swoje zarzuty i przemyślenia, zapisz, następnego dnia wróć do tego na spokojnie i popatrz czy nie ma zbyt ostrego tonu, a następnie daj to mężowi z zastrzeżeniem, że chcesz, aby to przeczytał, poczekał dzień dla uspokojenia emocji i przyszedł porozmawiać.
 

Mroczny Ktoś

Nowicjusz
Dołączył
25 Czerwiec 2012
Posty
56
Punkty reakcji
2
Wiek
34
Skoro było tak pięknie i wspaniale, ale zepsuło się "niewiadomo czemu", to poszukaj tej „niewiadomej” przyczyny.
Czy może nie jest tak że wina jest obustronna (tak jak w 95% przypadkach)? Czy może on tak zareagował bo po urodzeniu dziecka twój świat ograniczył się tylko do Ciebie, dziecka i „złośliwej” teściowej? Może w tym Twoim świecie już nie było miejsca dla męża (odsunęłaś go zupełnie na bok), on to zauważył i tak naprawdę zaczął uciekać od Ciebie (czyli od problemu)?

Wybacz że w swoim poście skupiłem się na Twojej osobie, ale wszystkie wady męża masz już przeanalizowane i posegregowane – może warto przyczyn poszukać również w swojej postawie.
 

Avior

Bywalec
Dołączył
16 Kwiecień 2009
Posty
1 009
Punkty reakcji
96
A po jaką dżumę prasujesz te góry ciuchów i zanurzasz się w "codziennych" obowiązkach?
a) karmisz dziecko
b) pierzesz ciuchy dziecka i własne, prasujesz parę bluzek dla siebie do pracy, spódnice strzepujesz i wieszasz tak, żeby nie trzeba było prasować
c) jest gorąco, żywisz się kanapkami, truskawkami, koktajlami owocowymi, pomidorami i sałatą

Pan jest głodny? Niech sobie gotuje. Nie zdąży? Nie ma z czego? Ojej... Nie ma czystych gaci i koszuli? Och, naprawdę? Niczego nie może znaleźć w tym bałaganie? Podłoga lepi się od brudu? Tam jest ścierka i mop. Zmęczony po pracy i należy mu się odpoczynek a nie zasuwanie z mopem i gotowanie? Och, doprawdy? "Kochanie, cywilizacja i seks powrócą do tego domu kiedy zaczniesz się zachowywać jak przedstawiciel cywilizacji zachodniej: będziesz wychowywał własne dziecko, smutki i radości będziesz wyrażał artykułowaną mową a nie fochem i wrzaskiem i będziesz się zachowywał jak członek rodziny a nie klient noclegowni. I wtedy dopiero możemy usiąść i pogadać o wzajemnych relacjach i podziale obowiązków. PS.: do sytuacji kiedy ja robię wszystko nie ma powrotu"
 
B

Blancos

Guest
Pan jest głodny? Niech sobie gotuje. Nie zdąży? Nie ma z czego? Ojej... Nie ma czystych gaci i koszuli? Och, naprawdę? Niczego nie może znaleźć w tym bałaganie? Podłoga lepi się od brudu? Tam jest ścierka i mop. Zmęczony po pracy i należy mu się odpoczynek a nie zasuwanie z mopem i gotowanie? Och, doprawdy?
Oj, nie wiem, czy to takie dobre wyjście. Owszem, jest sprawiedliwe i rozumiem Twoją argumentację, ale moim zdaniem Twój pomysł jest troszeczkę zbyt ostry i doprowadzi tylko do eskalacji konfliktu.

Uważam, że autorka najpierw powinna jeszcze raz spróbować porozmawiać z mężem na spokojnie, z tym, że porozmawiać znaczy - mówić i słuchać. Może to jest tak, że oni się po prostu nie potrafią zrozumieć i np. mąż na pretensje do autorki o to, że spędza całość czasu z dzieckiem a on zszedł na dalszy plan, z czego autorka nie zdaje sobie sprawy, ale on nie potrafi tego wyartykułować w cywilizowany sposób i strzela fochy, co autorka odbiera jako niechęć do niej i do dziecka. Może gdyby jedno i drugie po prostu siadło na zadzie i na spokojnie, bez pretensji i wyrzutów, powiedziało, co mu leży na wątrobie (=oboje zachowali się jak dorośli) to w jakiejś części by się zrozumieli i obyłoby się bez wkraczania na ścieżkę wojenną (=Twoja propozycja).

Ja uważam, że autorka najpierw musi spojrzeć na siebie i przeanalizować, czy jej sposób prowadzenia rozmowy z mężem nie jest zwyczajnie wadliwy - absolutnie nie mówię o tym, że ma się przed nim kajać i robić z siebie ofiarę, bo nie na tym to polega, ale sama rozmawiać z nim w pełni spokojnie, bez pretensji i wyrzutów, ponieważ jeżeli autorka wyjeżdża na wejściu mężowi z czymś takim, a on nie należy do najbardziej cierpliwych i pełnych dystansu do siebie ludzi (na to wygląda) to nie ma co się dziwić, że reaguje złością.

Dlatego też autorka powinna zastanowić się jak tu męża trochę podejśc - ot, złapać go w dobrym nastroju, nie prowokować go i spróbować na spokojnie porozmawiać. Jeżeli to się nie uda, a możliwe, że tak będzie - nie wykluczam, że facet jest niezdolny do spokojnej rozmowy to wtedy napisać list i spróbować do tego wrócić jak się uspokoi po jego przeczytaniu. To wyczerpie pokojowe metody rozwiązania konfliktu.

Jeżeli dalej mąż będzie zachowywał się jak furiat i unikał spokojnej rozmowy to wtedy może zrobić tak jak mówisz, ale... też nie tak po całości. Takie demonstracyjne "rób sobie wszystko sam" raczej na dobre temu małżeństwu nie wyjdzie. Co mam na myśli? Kilka przykładów:

a) Gotowanie - jeżeli autorka gotuje obiad sobie to może też dać zjeść mężowi, no bo co - załóżmy, że zrobi zupę i co? Zje ona i syn, a resztę po prostu wyleje? To głupie. Za to może już z kolei stwierdzić, że "ma tyle obowiązków w ciągu dnia, że nie jest fizycznie w stanie wstawać rano". by zrobić mu śniadanie, kanapki do pracy, etc. Taki prosty przykład - jak robi jedzenie sobie to może dać mężowi, jasne, ale specjalnie dla niego i pod niego robić nie będzie, bo nie ma siły i czasu.

b) Zakupy - jak już autorka zrobi zakupy to przecież nie zamknie części lodówki na kłódkę i nie zabroni mężowi brać tego, co kupiła, a chodzenie codziennie na małe zakupy to też nie rozwiązanie - ot, czasami trzeba wybrać się na jakieś większe. Niemniej, autorka może np. powiedzieć, że już ma wystarczająco ciężkie torby do noszenia i jeżeli mąż ma jakieś specjalne zachcianki (np. piwo) to niech sobie po to pójdzie sam.

c) Pranie - jak robi pranie to może przecież też chwycić męża ciuchy, ale... Niech po prostu zaplanuje sobie, kiedy będzie prała i jak mąż uświni np. ulubioną koszulę to do następnego prania jej nie ma, bo "autorka nie ma czasu mu jej specjalnie zapierać". Dodatkowo, może np. zrezygnować z prasowania męża ciuchów argumentując to tym, że zajmuje to zbyt dużo czasu.

d) Sprzątanie - jak sprząta to niech nie sprząta pokoju/rzeczy męża - chce mieć porządek, niech sprząta sobie sam. Niemniej pozwalanie na to, aby dom zarósł brudem to też nie rozwiązanie. Niech mąż i jego rzeczy zarastają.

e) Seks - najważniejsze chyba - nie ma seksu, bo autorka jest zbyt zmęczona obowiązkami w domu i nie ma na to siły. Basta.

Itd.

Ot, zamiast "rób sobie wszystko sam" proponowałbym "póki Ty nie zaczniesz zachowywać się normalnie i nie przejmiesz części moich obowiązków, pewnych przywilejów i usługiwania nie będzie".
 

Avior

Bywalec
Dołączył
16 Kwiecień 2009
Posty
1 009
Punkty reakcji
96
Oj, nie wiem, czy to takie dobre wyjście. Owszem, jest sprawiedliwe i rozumiem Twoją argumentację, ale moim zdaniem Twój pomysł jest troszeczkę zbyt ostry i doprowadzi tylko do eskalacji konfliktu.

Ostre to jest to, że dorosły facet zachowuje się w sposób, jaki opisała autorka. To nie jest małolat, który nagle tak się zakręcił wśród imprez i nauki, że mamusia musi mu uświadomić, jak ważny jest podział obowiązków. To jest mąż i ojciec. Teoretycznie współodpowiedzialny za funkcjonowanie gospodarstwa domowego i wychowanie dziecka. I tak- optuję za zarośnięciem CAŁEGO domu, nie tylko strefy męża. Bo prowadzenie domu to psi obowiązek WSZYSTKICH osób, które w nim mieszkają. Szwankuje jedna z nich a druga przestaje wyrabiać - zarasta CAŁY dom, a nie prywatny barłóg szanownego pana. W przeciwnym razie pan dostaje komunikat - tak, dom to moja sprawa. Tak, funkcjonowanie wszystkich trybików to moja sprawa. Twoja sprawą jest wyłącznie sprzątanie twojego biurka i wrzucanie gaci do pralki na czas. - Sorry-takie coś to z czternastolatkiem.
Ciekawe, czy pan nastawiając swoje gacie wrzuca tez do pralki majtki żony i dziecka? Tak bez zapierania, przy okazji?
A konflikt już jest. Tylko, że niewypowiedziany. Sytuacja patowa jest mniej patowa, kiedy on stroi fochy a ona cierpi jako ta matka - Polka?
I tak - komunikacja jest ważna, sposób wyrażania swoich argumentów i emocji też jest ważny. Ale nie na tym etapie! To nie jest ten moment, kiedy dwoje ludzi nie potrafi się dogadać, tu jest właściwie separacja. Przecież tu szanowny pan zrezygnował z bycia ojcem (autorka pisze, że "pilnuje" dziecka i robi to źle, kurczę, cieć to nie ojciec!), wymiksował się zupełnie z rodziny, przychodzi do wyra, obsługę traktuje jako rzecz oczywistą, a kiedy żona wraca do domu jako magister nie czeka z kwiatkiem, tylko wpełza po północy z fochem.

Ach - moja wypowiedź nie była teoretyczna. Ja to przerabiałam i gdzieś to nawet na tym forum opisałam. Tylko mój mąż kocha mnie i zależy mu na mnie i stał się wyuczalny. I owszem, była eskalacja konfliktu i do tego kot sikał wszędzie, bo nikt mu nie zmieniał żwirku... Trochę śmierdziało, ale nigdy w życiu nie zrzędziłam i nie tłumaczyłam 10 razy dorosłemu facetowi prawd oczywistych.

Uważam, Agato, że powinnaś mieć jaja i zacząć fakt ich posiadania intensywnie demonstrować.
 
B

Blancos

Guest
Avior - rzadko się to zdarza, ale użyłaś bardzo przekonywujących argumentów i z tego względu zwracam honor, i przyznaję Ci pełną rację. Może dobrze byłoby spróbować jeszcze raz porozmawiać, ale to zależy od tego jak wyglądały dotychczasowe rozmowy - jeżeli ona podchodziła na spokojnie i próbowała wyjaśniać, a on tylko strzelał fochy i się wkurzał to nie ma większego sensu jeszcze raz tego próbować. Z kolei Twoje rozwiązanie, choć ostre, może okazać się skuteczne.

Masz rację w tym, że autorka pozwoliła mężowi wejść sobie na głowę i za bardzo się w tym wszystkim podporządkowała. Mimo wszystko spróbowałbym jeszcze raz spokojnej rozmowy (jak pisałem wcześniej), a potem zrobił to, co mówisz, przekonałaś mnie:) W tym wszystkim problem może generalnie polegać na tym, że facet nie ogarnia tego, że zajmowanie się domem i dziecka to nie mniej ciężka praca niż większość etatów i nie zauważa tego, co dla domu robi żona. Dodatkowo - jest mu zwyczajnie w tym wszystkim wygodnie.

To, w mojej ocenie, problem, który był w związku przez długi czas. Nie zdziwiłbym się, gdyby to jeszcze przed narodzinami dziecka wyglądało tak, że autorka była bardzo zakochana i podporządkowana partnerowi. To jest niestety problem wielu ludzi, że ze względu na uczucie nie potrafią przeciwstawić się partnerowi i pokazać, że nie są od niego uzależnieni. Bardzo możliwe, że z czymś takim mieliśmy również do czynienia tutaj - ot, kobieta nie potrafiła nauczyć faceta szacunku do siebie, była nadmiernie podporządkowana a teraz, gdy pojawiły się dodatkowe obowiązki, przestała wyrabiać i zauważyła problem. Może tak było, a może nie, ale wiem jedno - w tej całej sprawie widzę to, że mąż nie boi się tego, że odejdziesz czy zaczniesz mu się przeciwstawiać. Dlatego nie reaguje na Twoje żądania. Człowiek rzadko kiedy dostosowuje się dobrowolnie - zazwyczaj musi mieć nad sobą jakiś realny topór.

P.S. Dla Twojego komfortu czytania nie stosowałem cytatów, mam nadzieję, że moja wypowiedź była do strawienia:)
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
do autorki tematu - zrób dokładnie to co przedstawia Avior. Twój mąż po prostu pięknie się dopasował do twojej pracowitości. To pasożyt. Ojciec, który nie zajmuje się dzieckiem to najgorsze co może spotkać rodzinę. Czy ten "człowiek" nie rozumie że brak kontaktu dziecka z ojcem zdeformuje psychikę dziecka. Takich powinno się sterylizować, żeby nie powodowali zła.
Ale poważnie - symptomy sytuacji musiały być przed ślubem. Może nie widziałaś tego albo co gorsze nie chciałaś zobaczyć. Poza tym, urodzenie dziecka to ogromne wyzwanie. Nagle między małżonkami dochodzi do poluzowania kontaktów małżeńskich, dochodzi nowy człowiek. Umiejętność dostosowania się do nowej sytuacji to świadectwo dojrzałości człowieka
 
B

Blancos

Guest
Ale poważnie - symptomy sytuacji musiały być przed ślubem. Może nie widziałaś tego albo co gorsze nie chciałaś zobaczyć. Poza tym, urodzenie dziecka to ogromne wyzwanie. Nagle między małżonkami dochodzi do poluzowania kontaktów małżeńskich, dochodzi nowy człowiek. Umiejętność dostosowania się do nowej sytuacji to świadectwo dojrzałości człowieka
To bardzo mądre słowa, Herbatniczku.

Masz rację - jakieś oznaki tego wszystkiego musiały być przed ślubem. Może było tak jak sugerowałem wcześniej i autorka była po prostu tak mocno zakochana, że miała na nosie różowe okulary i nie widziała tego, jak bardzo była emocjonalnie podporządkowana swojemu partnerowi? W każdym bądź razie to oczywiste, że taka sytuacja, z jaką autorka ma do czynienia teraz nie może dalej mieć miejsca, ponieważ doprowadzi ona do tego, że kobieta się po prostu zajedzie, popadnie w jakąś depresję lub nerwicę i przede wszystkim - sytuacja ta poważnie odbije się na dziecku. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale dziecko to fenomenalny obserwator i bardzo, bardzo inteligentne stworzenie. Wszelkie takie kłótnie, przemęczenie jednego z rodziców, olewatorski stosunek drugiego rodzica - dziecko to widzi bez względu na to jak bardzo próbuje się to przed nim ukryć i zaręczam, że to dobre dla niego nie jest.
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
sam jestem ojcem i już dziadkiem co pozwala na pewne wnioski z przebiegu życia. Sam bardzo pomagałem żonie w czym się dało i dlatego nie toleruję ojców stroniących od opieki, uważam ich za dzieciaków.
Co do dzieci i ich zdolności obserwacji to też problem szerszy. Dzieci oczywiście obserwują i wszystko widzą. Niestety widzą też ciemne strony życia między małżonkami. Kłótnia pomiędzy rodzicami wywołuje u dzieci poczucie winy, do tego dzieci starają się wtedy chodzić na paluszkach, sprzątać swoje rzeczy (choć nie robią tego normalnie) itp. Rośnie stres tych bezbronnych maluchów.

Brak zrozumienia, ze swoim postępowaniem dają wzorce dziecku prowadzi do wykoślawienia psychiki tego dziecka i pogorszenia wzajemnych relacji. Procentuje to wojną w okresie dojrzewania. Wtedy jest już za późno na dobre relacje dziecko - rodzic. Jak moje dzieci były właśnie w tym wieku (lata 90) to mimo że nasze mieszkanie było małe wiecznie kręciły się tam znajomi dzieciaków. Kiedyś zapytałem takiego pierwszego z brzegu kolegę (z wyglądu jak dzisiejszy dres) czy to dla niego nie jest obciach przychodzić do tej klitki, do tego niezbyt bogatej w sprzęt itp. I on mi odpowiedział "Mam w d.. wygody, moi rodzice mają domek 150 m2, tylko że oni tak wysoko zadzierają nosa, że już nic nie widzą poza swoim ego, Pan przynajmniej traktuje dzieci jak partnerów a nie poddanych"
 
B

Blancos

Guest
Herbatniczku, podziw dla Ciebie za bycie prawdziwym facetem z prawdziwymi jajami! Szkoda, że wielu facetów nie wie, że bycie mężczyzną nie polega na tym, aby wszystko olewać i zachowywać się jak hrabia lub maczo.

Mnie moja mama nauczyła jednej rzeczy nt. dzieci, której nigdy nie zapomnę, a mianowicie tego, że każde dziecko to normalny człowiek, posiadający własne uczucia, marzenia, rozum... i zawsze należy patrzeć na to dziecko jak na drugą istotę, obdarzać ją zaufaniem, rozmawiać z nią i nie lekceważyć jej problemów, bez względu na to, jak błahe by się nam nie wydawały.
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
trzeba po prostu:
- całe życie się uczyć
- wymagać dużo a najbardziej od siebie
 
B

Blancos

Guest
I być świadomym tego, że nie jest się omnibusem i nie ma wstydu w tym, aby czasami przyznać się do błędu i skorzystać z mądrości innych:) No ale wystarczy tego offtopa. Może autorka by się raz jeszcze wypowiedziała?
 
Dołączył
17 Październik 2011
Posty
57
Punkty reakcji
0
Wiek
37
Miasto
Wałbrzych
Pan jest głodny? Niech sobie gotuje. Nie zdąży? Nie ma z czego? Ojej... Nie ma czystych gaci i koszuli? Och, naprawdę? Niczego nie może znaleźć w tym bałaganie? Podłoga lepi się od brudu? Tam jest ścierka i mop. Zmęczony po pracy i należy mu się odpoczynek a nie zasuwanie z mopem i gotowanie? Och, doprawdy? "Kochanie, cywilizacja i seks powrócą do tego domu kiedy zaczniesz się zachowywać jak przedstawiciel cywilizacji zachodniej: będziesz wychowywał własne dziecko, smutki i radości będziesz wyrażał artykułowaną mową a nie fochem i wrzaskiem i będziesz się zachowywał jak członek rodziny a nie klient noclegowni. I wtedy dopiero możemy usiąść i pogadać o wzajemnych relacjach i podziale obowiązków. PS.: do sytuacji kiedy ja robię wszystko nie ma powrotu"

A moim zdaniem to jest bardzo dobry pomysł! Juz niejednego faceta to otrzeźwiło, że w domu nieczego nei robią krasnoludki...
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
- wymagać dużo a najbardziej od siebie
Zaryzykuje stwierdzenie, że to największy problem obecnych pokoleń i życia w XXI wieku. Cała otoczka (medialna, społeczna itp.) jest taka, żeby nie przyznawać się do własnych słabości, "iść w zaparte", a problemów szukać przede wszystkich w innych ludziach, prawie nigdy w sobie.

Zawsze jak czytam o problemach danej osoby, to próbuję sobie wyobrazić perspektywę drugiej osoby - i wtedy bardzo często mi wychodzi, że do tanga trzeba dwojga i prawie nigdy ta strona przedstawiająca problem nie jest kryształowa, też się do ogólnego nieszczęścia (jakiegoś tam) przyłożyła.

Nie mówię oczywiście, że w tym wypadku. Mimo wszystko facet nie umiejący się odnaleźć przy dziecku jest dla mnie gówniarzem, bo nawet jeśli dziecko jest dziełem "przypadku" ;) to facet jak to facet powinien spiąć poślady , pokazać, że nie jest miękkim waflem i podołać wyzwaniu.

ps. czasem mnie zastanawia jak kobieta, która tak jak facet pracuje 8 godzin w pracy, daje się wmanewrować w to, że ona robi w domu wszystko, a facet ... nic. Nie wiem jakim cudem kobiety akceptują ten schemat. Można przecież gotować na zmianę, można się podzielić w stylu: ja (facet) zmywam i np. myję dzieciaka, ty odkurzasz (bo np. wq* mnie ryk odkurzacza bo mam muzyczny słuch :] ). Nie ma w tym nic trudnego, tylko, że może trzeba zmienić kryteria poszukiwania facetów. Nie wiem jakim cudem kobiety wchodzą w związek z facetami nierobami. Chyba decyduje o tym to idiotyczne przekonanie w swoją silę sprawczą, która ma docelowo spowodować, że facio się zmieni. Nie zmieni się - prawie nigdy sie nie zmienia. Szybciej on "konwertuje ją" (doprowadzając do żulerskiego poziomu, na skraj zniszczenia psychicznego) niż ona jego.

Wracając do pomysłu Avior - czyli nagle przestać zajmować się domem. Wg mnie to zły pomysł. Takie ostre cięcie to na bank będzie meeega konflikt bo facet przyzwyczajony "do wygód" będzie jak narkoman odstawiony od działki, czy pijak od flaszki - będzie agresywny. Prędzej postawiłbym na rozmowę, że po prostu nie daje rady tym wszystkim się zajmować, i że jakoś trzeba sie podzielić. Najlepiej tak, aby każdy robił to co względnie lubi, a jak nie da rady to na zmianę, albo robić rotacje ;) czyli np. w tym miesiącu ja piorę, a ty pierzesz w następnym itd.
 

kasienka2106

Nowicjusz
Dołączył
10 Lipiec 2012
Posty
36
Punkty reakcji
1
Wiek
33
Moim zdaniem powinnas udac sie razem z mezem na terapie małżenską. Skoro teraz nie potraficie sie porozumiec to pozniej będzie tylko gorzej. Narazie są to problemy, które zapewne zdarzają sie w kazdym małżeństwie, ale nie wszyscy sobie z nimi radzą. Macie małe dziecko, ona uczy sie od Was. Sprawcie aby miało skąd brać dobry przykład miłosci, akceptacji i wspólnego szacunku :)
 

Huehuecoyotl

Bywalec
Dołączył
20 Wrzesień 2011
Posty
2 732
Punkty reakcji
54
Przynies papiery rozwodowe do podpisania to moze zmieknie, faceta trzeba trzymac krotko ;)
 
B

BeamerBenzOrBentley

Guest
czytajac twojego posta autorko, mam wrazenie jakby po czesci bylo o mnie.
u mnie sie zaczelo psuc rowniez po narodzinach dziecka. przed i w ciazy bylo wysmienicie. pomijajac syt w ktorych rzadzily mna hormony, jednak maz wykazal sie mega zrozumieniem, bo jak on to mowil, jestem w ciazy. w szpitalu 'prawie' ze mna rodzil, pozniej wzial az m-c urlopu by byc ze mna i z coreczka no i ..zaczely sie schody. powazne.
dodam juz na wstepie ze z perspektywy czasu wiem, ze w 90% wszystkiemu winna bylam ja. kto wie czy nawet nie w 100%. oboje uczylismy sie byc rodzicami.
ale po kolei.
oczywiscie to bylo nasze pierwsze dziecko, zaplanowane. jednak nie wzielam pod uwage jednego. po narodzinach malenstwa, cala swoja uwage poswiecilam dziecku i wszystkim obowiazkom z nim zwiazanym. to stalo sie szybko. maz wlasciwie mogl dla mnie nie istniec. co najwyzej: pryznies to tamo, podaj tamto, zrob zakupy, zajmij sie mala bo chce wziac prysznic. musze dodac ze sie przeprowadzilismy i w nowym miejscu bylismy tylko w 3. nie mialam zadnej pomocy od mamy, tesciowej, kolezanki. nie mialam nikogo. wszystko wiec musialam robic sama (kiedy juz maz poszeld do pracy). ale wlasnie jeszcze podczas urlopu meza, on byl jakims takim zwyklym dodatkiem do nas. mial uslugiwac. zero seksu i czulosci. nie mial zadnej uwagi, nie tyle jako mezczyzna, ale rowniez jako czlowiek. odtracilam go i to totalnie.
wiadomo jak to niemowle, noce rowniez nieprzespane. po prostu padalam ze zmeczenia. przez m-c widzialam znosil to wszystko cierpliwie. poszedl do pracy, wracal po calym dniu, rowniez zmeczony, wiadomo w pracy stres tez robil swoje, a ja naskakiwalam w domu. trwalo to jeszcze z 2 moze 3 m-ce. w koncu przestal zauwazac i mnie. wtedy to potegowalo moja zlosc, ze jak to, nie traktuje mnie tak jak powinien i ta cala reszta babskich wyrzutow. wiadomo od slowa do slowa, klotnie na porzadku dziennym o najmniejszy szczegol. mnostwo cichych dni. rozmowy ograniczaly sie tylko do aspektow wychowania dziecka. w koncu zaczelismy sypiac oddzielnie. on na dole, ja z mala. trwalo to rok. dodam ze w miedzyczasie sytuacja byla tak napieta i powazna ze oboje chodzilismy w swoim (rzecz jasna) interesie do prawnikow.

swego czasu wszystko trzymalismy dla siebie, nikogo sie nie radzilam, bo uwazalam ze jestem najmadrzejsza, wiem najlepiej jak kierowac swoim zyciem i sluchac rad innych? nie w moim stylu. az w koncu napisalam ostatnio posta jaki powinien byc dobry maz. na poczatku uwazalam ze mam niedobrego meza. ale kiedy dyskusja rozpoczela sie na dobre i byla mowa o tym jakie zony powinny byc, doszlam do wniosku ze to jednak ja jestem niedobra zona. do czego tak trudno i ciezko sie bylo przyznac.. ja jestem zbyt wymagajaca. to mnie gubi.

czasem dobrze jest posluchac co inni maja do powiedzenia. wiem tez, ze czeka mnie ciezka praca. ale skoro maz wciaz jest ze mna, znaczy ze mimo wszystko chce tego zwiazku.
 
Do góry