Miłość - co to tak naprawdę jest?

B

Blancos

Guest
Oto mój pogląd na ten temat - w dużym skrócie, ponieważ miłość ciężko tak naprawdę opisać :)

Kultura masowa lansuje definicję miłości, która wyglądałaby mniej więcej tak: "chemia, motylki w brzuchu, uginanie kolan, uczucie słabości, myślenie o kimś dzień i noc, wzniosłe romantyczne i gwałtowne uczucie, namiętność, pasja, etc.". Dla mnie ta definicja doskonale oddaję naturę zauroczenia oraz zakochania, ale z miłością nie ma już absolutnie nic wspólnego.

Ludzie w dzisiejszych czasach uważają miłość za... uczucie. Ja się z tym nie zgadzam. Jeżeli miałbym być ścisły to powiedziałbym, że miłość nie jest uczuciem, ale stanem, ponieważ uczucia przychodzą i odchodzą, a miłość trwa. Kultura lansuje przekonanie, że miłość jest głośna, gwałtowna i doskonale wyczuwalna, podczas gdy ja uważam, że ta prawdziwa miłość jest cicha, skromna, delikatna i aby ją zauważyć trzeba naprawdę wsłuchać się w bicie serca. Uważa się, że miłość czuje się każdego dnia tak samo, że to stałe wrażenie emocjonalne... ja uważam, że o tym, czy dwoje ludzi tak naprawdę się kocha można przekonać się jedynie w chwilach próby, ponieważ wtedy miłość pokazuję swój ogrom i niesamowitą siłę.

Bardzo często używa się też dzisiaj określenia "miłość od pierwszego wejrzenia". Dla mnie to nie jest miłość, ale zakochanie, ponieważ miłość nie jest czymś, co przychodzi nagle, ale czymś, co rodzi się stopniowo i rośnie powolutku, wraz z tym jak dwoje ludzi się poznaje i razem przebywa kolejne trudności.

Miłość w mojej ocenie jest... trudna i wcale nie taka przyjemna jak mogłoby się wydawać. Dla mnie miłość jest strasznie wymagającym uczuciem, ponieważ wymaga, aby włożyć w nią naprawdę dużo serca, pracy, czasu i poświęcenia, aby nieźle się dla niej napocić i aby naprawdę przez dużo dla niej przejść, aby ona się rozwinęła. Niemniej, miłość, choć jest bardzo wymagająca, jest też bardzo wartościowa i doskonale wynagradza cały trud w nią włożony.

Miłość jest jak takie małe ziarenko, które każdy z nas ma w sobie. Aby z tego ziarenka rozwinęło się piękne, rozłożyste i trwałe drzewo, trzeba posadzić je na dobrym gruncie i bardzo starannie pielęgnować. Co więcej - miłość nawet jak już wyrośnie potrzebuje dużo zabiegów pielęgnacyjnych.

Nie potrafię znaleźć słów, aby nazwać samą miłość, ponieważ jest ona zbyt cudowna, aby ją określić... Wiem tylko, że wymaga dużo pracy i zdarza się naprawdę bardzo rzadko. Wiem też, że miłość nie może istnieć bez przyjaźni. Nie może naprawdę kochać się dwójka osób, które nie są w stanie powiedzieć, że są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Miłość nie może bowiem istnieć bez wielu elementów, które budują przyjaźń, z których najważniejszym jest bez wątpienia zaufanie.

Zaufanie jest dla miłości tym, czym woda dla kiełkującej rośliny - źródłem życia. Kochający się, ta szczerze, ludzie ufają sobie niemal bezgranicznie i wiedzą, że bez względu na okoliczności i trudy, jakim przyjdzie im stawić czoła mogą na siebie liczyć. Miłość jest gwarantem tego, że obojętnie, co by się nie działa, ta druga osoba przy Tobie będzie i Cię nie opuści. W prawdziwej miłości człowiek troszczy się do dobro drugiego człowieka tak samo jak o własne i nie może być szczęśliwy, jeżeli ta druga osoba nie jest.

Ostatnio spotkałem się z cytatem, który dobrze to oddaje:

"Wyobraź sobie, że Twój facet ma wypadek i zostaje inwalidą do końca życia. Że jest takim warzywkiem, które ledwo może z Tobą nawiązać kontakt. Czy kochasz go tak bardzo, aby nawet mimo tego chcieć przy nim być? Czy potrafiłabyś odrzucić swoją wygodę i opiekować się tym człowiekiem w nadziei, że któregoś dnia się do Ciebie uśmiechnie, czy też podświadomie pragnęłabyś być z kimś zdrowym? Jeżeli kochasz tak naprawdę to nawet w tak ekstremalnej i trudnej sytuacji nie zostawiłabyś swojego partnera".

Miłość nie może też istnieć bez porozumienia i dobrego kontaktu. Ludzie, którzy ze sobą nie rozmawiają tracą miłość, ponieważ komunikacja jest powietrzem, którym miłość oddycha. Jako, iż miłość istnieje, a wręcz jest oddzielnym bytem pomiędzy dwiema osobami, zaangażowanie i wkład pracy muszą pochodzić z obu stron. Wydawać by się mogło, że miłość jest ograniczająca, ale... nie jest. Prawdziwie kochający się ludzie potrafią pozostawić sobie przestrzeń osobistą, ponieważ miłość nie jest zaborcza i nie wymaga spędzania ze sobą całego wolnego czasu, czy spowiadania się ze wszystkiego.

Miłość polega na umiejętności szukania kompromisów, które nie polegają na tym, że jedna osoba ustępuje, a druga nie... ponieważ prawdziwa miłość na to nie pozwoli. Jeżeli ktoś Cię kocha to zależy mu na Tobie do tego stopnia, aby nie pozwolić Ci za bardzo się poświęcać i aby nie obdarzać Cię taką ilością troski, ciepła i bliskości, jaka jest Ci potrzebna.

Prawdziwa miłość to także, a może przede wszystkim umiejętność wspólnego pokonywania problemów oraz nieporozumień, które nawet w najdoskonalszej relacji w końcu się pojawią. I wreszcie, miłość to też wspólne patrzenie przed siebie (że posłużę się odniesieniem do "Małego Księcia").

Mógłbym jeszcze wyliczać wiele rzeczy, które składają się na miłość, ale myślę, że masz, drogi czytelniku, już mniej więcej dobre pojęcie tego, jak olbrzymie, cudowne i niesamowite "uczucie" to dla mnie jest. Prawdziwa miłość zdarza się raz w życiu i choć jest naprawdę trudna oraz wymagająca, to jest warta każdej kropli potu, która spłynie Ci po czole podczas walki o nia, ponieważ dzięki niej...

Coż, masz ten dziwny i niesamowity spokój oraz pewność, że jest przy Tobie ktoś, na kogo zawsze możesz liczyć, kto jest dla Ciebie bardzo ważny, przy kim czujesz się spokojny, spełniony, wspierany, doceniony, etc. Znowu... ciężko mi to nazwać, ale prawdziwa miłość daje takie ciche, skromne poczucie szczęścia, które może nie błyszczy i nie jest na pierwszy rzut oka wspaniałe, ale w głębi serca i duszy wypełnia Cię bez reszty i stanowi o Twym istnieniu :)

Miłość jest... w skrócie... Komunią Dusz i Serc dwojga ludzi.

Niestety... W dzisiejszych czasach większośc ludzi ogranicza się do zakochania, a nie miłości i kiedy przychodzi życie, które stawia ludzi przed problemami oraz próbą czasu, bezlitośnie wytykającą pustość niektórych relacji (opartych na wyglądzie, seksie, czy zabawie, a nie wartościach, na których oparta jest miłość), nagle okazuje się, że coś się wypaliło i ludzie się rozchodzą.

Tymczasem miłość... miłość nie może się wypalić, ponieważ miłość nie jest ogniem, który płonie w sercach, ale ziemią, po której kroczą dwa serca, powietrzem, którym oddychają i słońcem, które oświetla im drogę.

Kogo więc możemy pokochać? Tu także często pojawiają się różne określenia... Większość ludzi idzie tutaj tropem zakochania i mówi, że najważniejsze jest "to coś". Cóż to jest za "coś"? Dla większości ludzi jest to pociąg, bądź to fizyczny, bądź materialny, bądź spowodowany innymi czynnikami, w tym także wspólnotą zainteresowań oraz przyjemnym, głębokim kontaktem. W moim osobistym odczuciu pokochać, tak naprawdę możemy jedynie człowieka, który dotrze do nas dzięki prezentowanym przez siebie wartościom i wewnętrznemu pięknu, które zauroczy nas tak dogłębnie, że nie będzie miało znaczenia, czy ma "to coś" w powszechnym rozumieniu (pod względem fizycznym), ale czy ma "to coś" pod względem charakterologicznym (głównie w zakresie rozmowy).

Uważam bowiem, że tylko nawiązując z kimś na tyle głęboki i oparty na zaufaniu oraz doskonałych rozmowach kontakt można powoli kroczyć w kierunku miłości. Wszystkie inne relacje, oparte na zakochaniu - tj. na chemii, na "tym czymś" fizycznym, czy innych strasznie płytkich rzeczach są skazane albo na to, że prędzej czy później wejdą na drogę prawdziwej miłości poprzez rozwój wspomnianej wyżej relacji, albo ulegną samoistnemu wypaleniu.

Niestety, w dzisiejszych czasach większość osób żyje w ułudzie, że zakochanie to miłość i potem przeżywa rozczarowanie, gdy ich uczucia nie okazują się trwałe. Nie wiem, czy ja mam rację w moim poglądzie na miłość, czy nie jestem w tym zbyt idealistyczny, ale myślę, że gdyby ludzie podążali za opisanym przeze mnie ideałem, świat byłby mimo wszystko piękniejszy.
 
Dołączył
25 Marzec 2012
Posty
1 108
Punkty reakcji
186
Pierwsze co pomyślałam po przeczytaniu tego posta - idealista.
Mówi się, że miłość to starsza siostra przyjaźni.
Gdyby przejmować się tym co zrobiła kultura masowa z miłością można by się było załamać^^. Zakochanie porównuje się miłości, ma być głośna i ma być w niej dużo chemii ^^. Oczywiście wiadomo, że z zakochania może zrodzić się miłość jeśli dwoje zakochanych kiedy się poznaje ze sobą potrafią się ze sobą zaprzyjaźnić.
"To coś" decyduje bardziej o zauroczeniu niż o miłości.
Przyznam, że pięknie to opisałeś.
 

Huehuecoyotl

Bywalec
Dołączył
20 Wrzesień 2011
Posty
2 732
Punkty reakcji
54
Milosc to z pewnoscia nie jest cos co lansuja filmy i romansidla. I dobrze...

Milosc jest wtedy kiedy mamy bliska osobe bez ktorej zycia sobie niewyobrazamy. Tak w skrocie.. a definicje ma kazdy swoja zapewne :)
 

buderchin

Nowicjusz
Dołączył
20 Lipiec 2011
Posty
198
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Bardzo często używa się też dzisiaj określenia "miłość od pierwszego wejrzenia". Dla mnie to nie jest miłość, ale zakochanie, ponieważ miłość nie jest czymś, co przychodzi nagle, ale czymś, co rodzi się stopniowo i rośnie powolutku, wraz z tym jak dwoje ludzi się poznaje i razem przebywa kolejne trudności.

Blancos, myślę, że takich truizmów, jak podkreślony fragment, nie musisz tutaj głosić. Każdy, kto choć trochę się zastanowił nad tym tematem, potrafi odróżnić te dwa stany.




Ja przyczepię się jednego akapitu z wypowiedzi Blancosa, lecz będę go cytował w innej kolejności niż został napisany.

Kogo więc możemy pokochać? Tu także często pojawiają się różne określenia... Większość ludzi idzie tutaj tropem zakochania i mówi, że najważniejsze jest "to coś". Cóż to jest za "coś"?

Trudno określić, czym jest „to coś”, ale wg mnie jest to ważne.

nie będzie miało znaczenia, czy ma "to coś" w powszechnym rozumieniu (pod względem fizycznym)

Pierwsze „coś” to pociąg fizyczny. Może jestem odosobniony w swym postępowaniu, ale nie wydaje mi się, żebym zainteresował się dziewczyną, która mi się kompletnie nie podoba. Może być ona nieładna (wg jakichś tam przyjętych norm), ale musi mieć „to coś”, co będzie powodować, że mnie będzie się ona podobać. Może np. być niezbyt ładna z twarzy, ale za to mieć zgrabne ciało, do tego miły głos i – pomimo swojej brzydoty – w miarę uroczo się uśmiechać. Czyli, podsumowując ten akapit, musi mieć „to coś”.

nie będzie miało znaczenia, [...] czy ma "to coś" pod względem charakterologicznym (głównie w zakresie rozmowy).

Jeśli w „zakresie rozmowy” nie będzie nic się działo, to jak wejść na wyższy poziom znajomości?


Czasem jest tak, że obiektywnie wszystko jest OK, ale brak jest „tego czegoś”. Pozwolę sobie przytoczyć moją wypowiedź z innego wątku, która jest opisem moich trzech spotkań z jedną dziewczyną:

Wyszło to mniej więcej tak, że ona przedstawiała mi swoje zalety: że słucha podobnej muzyki do mnie (ważna sprawa, można wspólnie wyskoczyć na jakiś koncert; nie będzie później wojny o radio, że ona będzie chciała słuchać Eski czy Planety, a ja Trójki), że idzie na studia dające jej później szansę na znalezienie pracy (też ważne przy układaniu sobie później życia), że jest zaangażowaną cyklistką (jeździ na masy krytyczne, więc los planety jej nie obcy). Coś tam pewnie jeszcze mówiła, ale nie pamiętam. Obiektywnie wszytko fajnie. Może i dobry materiał na żonę, ale mnie to w ogóle nie kręciło. Zero jakichkolwiek emocji.

Jeszcze teraz mi się przypomniało, że jeszcze mówiła, że uwielbia piec ciasta. No po prostu żona idealna. ;)

W moim osobistym odczuciu pokochać, tak naprawdę możemy jedynie człowieka, który dotrze do nas dzięki prezentowanym przez siebie wartościom i wewnętrznemu pięknu, które zauroczy nas tak dogłębnie, że nie będzie miało znaczenia, czy ma "to coś"

Tylko jak ta osoba ma dotrzeć do nas i zauroczyć nas, skoro z powodu braku „tego czegoś” nie będziemy mieli ochoty się z tą osobą spotykać? Np. w moim przypadku było tak, że mieliśmy wspólne tematy, mogliśmy sobie pogadać np. o muzyce czy o masach krytycznych (też na jednej byłem), ale ja nie miałem na to ochoty.

Czyli wg Blancosa powinienem się z nią tak długo spotykać, aż miłość by się pojawiła?


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Kogo więc możemy pokochać?

Jeśli tylko osoba nie jest bardzo głupia, odrażająco brzydka i zniechęcająco niemiła, to każdy może się w niej zakochać. Patrzę po swoich znajomych. Większość z nich ma partnera/partnerkę i przypuszczam, że każde z nich jest przekonane o tym, że są dla siebie stworzeni, a ich miłość jest jedyna. Myślę, że gdyby ich wszystkich pozamieniać (był kiedyś w TV program o tytule Wife Swap, zrobić coś w ten deseń), to większość by się nie zorientowała i bezproblemowo pokochała inną osobę. Wszyscy z kręgu moich znajomych mamy podobne poglądy, gusta, wartości, zainteresowania. Jesteśmy ugodowi, tolerancyjni i bezkonfliktowi. Różnice między nami mogą być minimalne, np. jeden rzuca brudne skarpetki na podłogę, a drugi do kosza, jeden woli Black Sabbath z Dio, a drugi z Ozzym, jeden woli Kołaczkowską, a drugi Pakosińską. Ale nie są to kwestie, które mogłyby spowodować to, że w jednym można się zakochać, a w drugim nie.


Teraz zastanawiam się, po co ja szukam dziewczynę w innym mieście (ile kasy na paliwo będę wydawał niepotrzebnie, jeśli ją znajdę), skoro w mojej miejscowości na pewno jest taka, którą bym zaakceptował i z biegiem czasu pokochał (z wzajemnością, oczywiście).


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Fajny opis miłości w Nowym Testamencie: 1 Kor 13, 4-8.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
 

Bluesia

Bywalec
Dołączył
30 Marzec 2012
Posty
2 124
Punkty reakcji
127
Jedni określają ją chemią, inni motylkami w brzuchu. Dla mnie jest czymś, czego potrzebuję jak powietrza i to każdego jej rodzaju : Miłośc partnera, dziecka do matki, rodzeństwa...
To uczucie, które trwa bez względu na wiek, sytuację. Kiedy jestem radosna i gdy płaczę. Gdy mam ciezki dzień i gdy skaczę w górę. Kiedy mam kłody pod nogami i kiedy jest przepięknie.
Jeśli przez to wszystko przechodzi się razem i nic się nie zmienia, to jest to silne uczucie, zwane miłością. Niech mi nikt nie mówi, ze z wiekiem przemija, że to przyzwyczajenie, bo to nieprawda.
Czy może się skończyć ? - tak. Ale jak to kiedyś ktoś napisał : " Jeśli coś prawdziwie się zaczyna, to nigdy się nie kończy. Gdyby prawdziwie się zaczęło, nie skończyłoby się...."
 

Leeroy

Nowicjusz
Dołączył
23 Wrzesień 2009
Posty
534
Punkty reakcji
28
Miasto
Iława
Miłość to bardzo obszerny temat. Spodobało mi się, że podszedłeś do tego z pewnym szacunkiem, bo niektórzy nie zdają sobie nawet sprawy z potęgi tego uczucia.

Mimo, że jest to tylko element całej definicji, polecam jego przeczytanie.
 

Wiolcia02

Nowicjusz
Dołączył
9 Marzec 2012
Posty
202
Punkty reakcji
1
Wiek
32
Miasto
Opolskie
Każdy kto chociaż raz tak naprawdę kochał, wie co to jest miłość i każdy pewnie ma swoją definicję tego uczucia.

Każdy kto chociaż raz tak naprawdę kochał, wie co to jest miłość i każdy pewnie ma swoją definicję tego uczucia.
 
B

Blancos

Guest
Blancos, myślę, że takich truizmów, jak podkreślony fragment, nie musisz tutaj głosić. Każdy, kto choć trochę się zastanowił nad tym tematem, potrafi odróżnić te dwa stany.
Zdziwiłbyś się, jak wiele osób tego nie wie... To, że ja i Ty potrafimy odróżnić miłość od zakochania nie oznacza, że to, co napisałem jest truizmem.

Trudno określić, czym jest „to coś”, ale wg mnie jest to ważne.
Nigdzie nie napisałem, że nie jest ważne:) Napisałem tylko, że prawdziwej miłości "to coś" fizyczne nie będzie miało znaczenia, ponieważ z czasem człowiek generalnie przyzwyczaja się do wyglądu drugiego człowieka i nawet najpiękniejsza osoba w końcu staje się zwyczajna i tak bardzo nie zachwyca. Przynajmniej ja nie spotkałem się z sytuacją, gdzie ktoś mdlał z powodu czyjegoś wyglądu przez X-dziesiąt lat. W momencie, kiedy fizyczne "coś" traci na znaczeniu, istotne staje się istnienie charakterologicznego "czegoś", co nas przyciąga do drugiej osoby, a z czasem przerodzi się w miłość :)

Pierwsze „coś” to pociąg fizyczny. Może jestem odosobniony w swym postępowaniu, ale nie wydaje mi się, żebym zainteresował się dziewczyną, która mi się kompletnie nie podoba.
Pomiędzy akceptowaniem lub aprobatą wyglądu, a czynieniem z niego głównego czynnika utrzymującego związek jest olbrzymia różnica.

Zgadzam się z tym, że jak ktoś Ci się zupełnie nie podoba to raczej nie obdarzysz tej osoby uczuciem. Niemniej, zauważyłem (i sam tak miałem), że początkowo dwie osoby się sobie nie podobają (czyt. "bez szału") i nie ma tego pociągu fizycznego, ale się poznają i nagle okazuje się, że świetnie się rozumieją i nagle - pod wpływem rozwijającej się między nimi sympatii zaczynają być dla siebie naprawdę ładni.

Czyli - da się bez pociągu fizycznego na początku? Ja sądzę, że się da. Ty masz prawo mieć inne zdanie.

Jeśli w „zakresie rozmowy” nie będzie nic się działo, to jak wejść na wyższy poziom znajomości?
Moim zdaniem jest rozmowa i jest "rozmowa". Nie uważam za rozwijającą rozmowę czegoś na zasadzie:

- hej?
- co słychać?
- a nic, a u Ciebie
- no nic, a jak kot?
- dobrze, a Twój pies?

To nie jest rozmowa... Czasami ludzie się sobą zauroczą i ciągną do siebie, choć tak naprawdę średnio są w stanie ze sobą rozmawiać w taki sposób, aby obie strony były z tej rozmowy zadowolone... Często jedna ze stron jest tak zauroczona, że choćby jej "miły" recytował jej po łacinie literaturę staropolską, to choć w ogóle nie wiedziałaby, o co chodzi, to i tak byłaby szczęśliwa. Tylko, że to zauroczenie się zawsze w którymś momencie kończy i jak dwoje ludzi nie za bardzo potrafiło rozmawiać i się zrozumieć to jest lipa i zaczyna być nudno, albo stwierdza się "co to za nudny idiota".

Przynajmniej ja się z czymś takim spotkałem.

Czasem jest tak, że obiektywnie wszystko jest OK, ale brak jest „tego czegoś”.
Ja uważam, że w miłości nie chodzi o emocje i "to coś", ale o dawanie ludziom szansy i poznawanie się... Owszem, w pewnym momencie ten drugi człowiek staje się wyjątkowo bliski i ważny, ale to dopiero jak się go pozna. To, że ona wymieniła Ci swoje zalety a Ty stwierdziłeś "ach, jak fajnie, ale co z tego jak nic nie czuję?" o niczym nie znaczy. Nie wiesz, czy gdybyście utrzymywali normalny kontakt, ona nie stałaby się dla Ciebie najważniejsza na świecie, nie?

Tylko jak ta osoba ma dotrzeć do nas i zauroczyć nas, skoro z powodu braku „tego czegoś” nie będziemy mieli ochoty się z tą osobą spotykać?
A czy wszystkie Twoje przyjaciółki lub koleżanki mają to coś?

Nie wiem, jak Ty, ale ja rozmawiam z wieloma dziewczynami i naprawdę to lubię. Nie musi mi się podobać, ale jeżeli fajnie się z nią rozmawia to ja lubię to robić. Może Ty po prostu od razu się nastawiłeś, że to "albo dziewczyna, albo nikt"? To złe podejście... Poznaje się kogoś po to, aby go poznać, a z myślą, że to ma "być ktoś więcej".

To też pogląd lansowany przez dzisiejszy świat - szybko do randek, do łóżka, etc. Może jestem idealistą, albo wariatem, ale dla mnie te pierwsze spotkania to nie powinny być randki, ale zwyczajne rozmowy, czy coś w ten deseń. Bez podtekstów i nastawiania się.

A co do Twojego przypadku to może te rozmowy nie były dla Ciebie ciekawe? Co innego mieć wspólne tematy, a co innego umieć naprawdę fajnie o nich z kimś rozmawiać. To, że dwoje ludzi interesuje się tym samym nie oznacza, że będą potrafili ze sobą o tym rozmawiać... Znowu - ja miałem tak, że z jednymi o wspólnych tematach potrafiłem rozmawiać, z innymi jakoś nie (chociażby ze względu na sposób prezentacji swoich myśli) i miałem tak, że niektóre rozmowy z dziewczynami były dla nas tak nieziemsko pasjonujące, że choć z początku nie byliśmy sobie zainteresowani to z czasem, w miarę jak rozmawialiśmy, stawaliśmy się sobie bliscy i dla siebie ważni.

Czyli wg Blancosa powinienem się z nią tak długo spotykać, aż miłość by się pojawiła?

Zwracanie się do kogoś w trzeciej osobie jest niemiłe, chłopie...

Nie, Buderchinie. Jeżeli nie rozmawiało wam się ze sobą fajnie to nie było sensu się spotykać. Gdyby wasze rozmowy były ciekawe to chciałbyś się z nią spotykać. I gdybyście się spotykali to nie po to, aby pojawiła się miłość, bo takie nastawienie praktycznie wyklucza to, że się pojawi, ale po to, aby się poznać i spędzić ze sobą miło czas.

Jeśli tylko osoba nie jest bardzo głupia, odrażająco brzydka i zniechęcająco niemiła, to każdy może się w niej zakochać

Tak, każdy może się zakochać. Pokochać natomiast może ją tylko ten, z którym nawiąże nic porozumienia, bez tego miłości nie będzie.

Myślę, że gdyby ich wszystkich pozamieniać (był kiedyś w TV program o tytule Wife Swap, zrobić coś w ten deseń), to większość by się nie zorientowała i bezproblemowo pokochała inną osobę.
Gdyby tak było to moim zdaniem byłby to dowód na to, że żadna para się nie kochała tak naprawdę. To, że jesteście podobni nie znaczy, że jesteście identyczni i że każdy z każdym potrafiłby się tak samo dobrze dogadać.

Różnice między nami mogą być minimalne, np. jeden rzuca brudne skarpetki na podłogę, a drugi do kosza, jeden woli Black Sabbath z Dio, a drugi z Ozzym, jeden woli Kołaczkowską, a drugi Pakosińską. Ale nie są to kwestie, które mogłyby spowodować to, że w jednym można się zakochać, a w drugim nie.
Znam ludzi, którzy mają różne dziwactwa i np. to, że ich partner rzucałby brudne skarpetki na ziemię byłoby olbrzymim problemem... Ludzie są różnorodni i, przynajmniej z tego, co widziałem, czasami nawet najmniejsza rzecz może być dla kogoś olbrzymim problemem.

Teraz zastanawiam się, po co ja szukam dziewczynę w innym mieście (ile kasy na paliwo będę wydawał niepotrzebnie, jeśli ją znajdę), skoro w mojej miejscowości na pewno jest taka, którą bym zaakceptował i z biegiem czasu pokochał (z wzajemnością, oczywiście).
Wybacz, ale odebrałem to jako pełne sarkastyczne przeinaczenie mojej definicji. To też nie było miłe.

To, że w Twoim mieście jest taka dziewczyna to Twoje zdanie. Ja tego nie wiem. Może jest taka, z którą byś nawiązał świetny kontakt i z biegiem czasu powstałaby między wami miłość, a może nie. Może spotkasz taką w innym mieście? Skąd ja niby mam to wiedzieć?

Ja uważam, że powinieneś po prostu poznawać dziewczyny i z nimi rozmawiać. W końcu z którąś nawiążesz genialny kontakt i może coś z tego będzie.

--------------------------------------------------------------

I jeszcze jedno - ten Twój cytat, choć oczywiście ładny i mądry, jest strasznie, moim zdaniem, oklepany.

--------------------------------------------------------------

P.S. Uprzejmie proszę, abyś uszanował to, że mam swoje zdanie na temat miłości. Ja nie wymagam od nikogo, aby zgadzał się z moim, ponieważ to by było chore. Oczywiście - mogę nie mieć racji, mogę być idealistą, ale to moje poglądy i jakkolwiek bardzo cenię sobie polemikę, tak ... No cóż.

Ja odebrałem te dwa fragmenty Twojej wypowiedzi, które podkreśliłem powyżej za nacechowane negatywnie w stosunku do mnie i w mojej ocenie nadały one Twojemu postowi trochę niezbyt przyjemny ton. Nie mówię, że takie miałeś intencje, ale że ja tak to odebrałem. Mówię to tylko po to, aby była jasność i aby uzasadnić moją prośbę z akapitu powyżej:) Nie mam do Ciebie żalu, choć byłbym wdzięczny za odniesienie się do tej kwestii:)
 

buderchin

Nowicjusz
Dołączył
20 Lipiec 2011
Posty
198
Punkty reakcji
3
Wiek
39
się poznają i nagle okazuje się, że świetnie się rozumieją i nagle - pod wpływem rozwijającej się między nimi sympatii zaczynają być dla siebie naprawdę ładni.

Też zauważyłem ten mechanizm. Natura po prostu ułatwia nam życie.



Ja uważam, że w miłości nie chodzi o emocje i "to coś", ale o dawanie ludziom szansy i poznawanie się... Owszem, w pewnym momencie ten drugi człowiek staje się wyjątkowo bliski i ważny, ale to dopiero jak się go pozna. To, że ona wymieniła Ci swoje zalety a Ty stwierdziłeś "ach, jak fajnie, ale co z tego jak nic nie czuję?" o niczym nie znaczy. Nie wiesz, czy gdybyście utrzymywali normalny kontakt, ona nie stałaby się dla Ciebie najważniejsza na świecie, nie?

Czyli można pokochać każdego, jeśli tylko z tą osobą spędza się odpowiednio dużo czasu? (To nie jest sarkazm, pytam po prostu.)



A czy wszystkie Twoje przyjaciółki lub koleżanki mają to coś?

Wszystkie moje aktualne przyjaciółki i większość koleżanek znam od roku 2001 (pierwsza albo druga klasa liceum), kiedy to zupełnym przypadkiem odświeżyłem znajomość z gościem, z którym kolegowałem się w przedszkolu. Z jego pomocą poznałem ludzi (obu płci), z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Rozwój emocjonalny chyba postępował u mnie wolniej niż u innych, tak więc sprawa wyglądała następująco:
Koleżanki jakieś miałem, ale nie interesowały mnie one w ogóle jako obiekty seksualne. Nie znaczy to, że nie wiedziałem, że są one dziewczynami i czym się różnią od chłopaków. Byłem np. w stanie stwierdzić, że jedna jest wg mnie ładniejsza od drugiej, ale na tym się kończyło. Na pewno uroda nie była kryterium decydującym, czy mam się z daną dziewczyną kolegować, czy nie. Ta kwestia dla mnie w ogóle nie istniała.
↑
to moja wypowiedź z innego wątku




Strzeliłeś mi tu małego psychoanala i wychodzi mały OT, ale pasuje mi to, bo może mi pomożesz... Poza tym, to Twój temat, więc rób w nim, co chcesz.

Nie wiem, jak Ty, ale ja rozmawiam z wieloma dziewczynami i naprawdę to lubię. Nie musi mi się podobać, ale jeżeli fajnie się z nią rozmawia to ja lubię to robić.

Ja jestem nieśmiały. W ciągu ostatnich trzech miesięcy rozmawiałem na żywo z dwunastoma dziewczynami (3 przyjaciółki, 4 partnerki kumpli, 1 znajoma, 2 koleżanki z pracy, 1 siostra kolegi z pracy, 1 żona kolegi z pracy). Dodatkowo z pięcioma pisałem przez serwis randkowy.



Może Ty po prostu od razu się nastawiłeś, że to "albo dziewczyna, albo nikt"? To złe podejście... Poznaje się kogoś po to, aby go poznać, a z myślą, że to ma "być ktoś więcej".

Bardzo możliwe, że tak jest. Dlaczego uważasz, że to złe podejście? A właściwie to można sparafrazować twoją wypowiedź: poznaje się kogoś po to, aby go poznać, z myślą, że to ma „być ktoś więcej”. ;)

Tylko tak: po co ktoś rejestruje się w serwisie, wgrywa zdjęcia, które w jego mniemaniu pokazują go z najlepszej strony (np. daje zdjęcia z półprofilu, żeby zamaskować odstające uszy), zaznacza, że jest singlem, zaznacza przedział wiekowy i płeć osób, które chce poznać?

Gdybym się nie nastawiał na „albo dziewczyna, albo nikt”, to bym nie wchodził na portal randkowy, tylko umówił się na piwo ze znajomym z poprzedniej pracy. Facet w wieku mojego ojca, a świetnie mi się z nim gadało. Czas spędzony z nim był lepszy niż z niejedną dziewczyną z mojej poprzedniej pracy. Opowiadał świetne dowcipy i historie ze swojego życia (np. jak zaliczał panienki za młodu, bo leciały na jego FSO 125p, albo gdzie wcześniej pracował i jakie miał perypetie). Pomimo, że przy nim byłem leszczem, to nie zauważałem w nim jakiejkolwiek wyższości czy naigrawania się ze mnie. Dawał mi raczej szczere rady, jak wyrywać panienki.

Nie odbierz tego jako atak personalny. Nie wiem, czy masz dziewczynę, ale do tej historyjki załóżmy, że masz. Już z dłuższym stażem. Mieszkacie razem. Któregoś sobotniego wieczoru mówisz, że jedziesz do odległego o 20 km miasta spotkać się z inną dziewczyną. Po prostu spotkać się. A już na pewno na tym spotkaniu nie będziecie uprawiać seksu (moim – i mam nadzieję Twoim – zdaniem, seks na pierwszym spotkaniu uprawia tylko jakiś niewyżyty samiec). Twoja dziewczyna jest zdziwiona i zaniepokojona, a Ty do niej: „nie histeryzuj, jadę ją tylko poznać, to nie będzie ktoś więcej”.

Mój przypadek jest trochę inny, bo nie mam (i nigdy nie miałem) dziewczyny, więc zapytać mnie, gdzie się wybieram, mogą co najwyżej rodzice. Będę się fatygował kilkanaście kilometrów do innego miasta, inwestował w to czas (inna rzecz, że i tak nic ciekawego do roboty nie mam), pieniądze (w końcu autobus lub benzyna za darmo nie jest), tylko po to, żeby kogoś poznać dla samego tylko poznania. No raczej nie. Jak już się tak poświęcam, to mam nadzieję, że jednak „coś” (może lepiej nazywać rzeczy po imieniu: trwały związek) z tego będzie. Trwały związek pozwoli rozwinąć się miłości.





Może jestem idealistą, albo wariatem, ale dla mnie te pierwsze spotkania to nie powinny być randki, ale zwyczajne rozmowy, czy coś w ten deseń. Bez podtekstów i nastawiania się.

Czytam Twoje posty na tym forum – często klikam ✓ Lubię to, bo uważam, że dobrze radzisz w wielu sprawach. (btw: jak znajdujesz czas na studia i pisanie takich długich postów?) Może mnie też doradzisz. Nie mam doświadczenia w podrywie. Czy mam sobie nabijać głowę tymi radami PUA (kino, EC, LJBF i inne takie) czy to jest dla frajerów i desperatów? Lepiej robić wszystko samemu?

Czy może w ogóle sam tekst „nie mam doświadczenia w podrywie” jest zły? Powinienem napisać „nie mam doświadczenia w poznawaniu dziewczyn”? Też jest to prawdą.

Słowo „podryw” się źle kojarzy – tak jakby miał miejsce tylko w dyskotece i chodziło w nim wyłącznie o seks – w dodatku tu i teraz, czyli w toalecie, pięć minut po poznaniu. Dziewczynę, z którą spędzę całe życie chyba też mogę poderwać?

Zgadzam się z poniższym:
pokochać, tak naprawdę możemy jedynie człowieka, który dotrze do nas dzięki prezentowanym przez siebie wartościom i wewnętrznemu pięknu

W moim przypadku problem polega na tym, że jestem nieśmiały. Np. głos mi drży, co nie jest dobrze odbierane przez kobiety i ogólnie nie sprzyja poznaniu się, bo nie mogę swobodnie wypowiedzieć się. Nie zrobiwszy na pierwszym spotkaniu dobrego wrażenia, nie będę miał możliwości zaprezentowania wartości i wewnętrznego piękna, o których piszesz, bo dziewczyna po prostu nie będzie miała ochoty spotkać się się ze mną kolejny raz. Dlatego może jednak uzasadnione jest zastosowanie niecnych sztuczek PUA? Tak się zastanowiłem chwilę nad tym. Gdybym zaczął nieudolnie wprowadzać w życie te ich rady, to bym się tylko skompromitował. Porządna i wyrozumiała dziewczyna by popatrzyła i pomyślała „bidulek”, a mniej porządna i mniej wyrozumiała – „frajer”.


Zwracanie się do kogoś w trzeciej osobie jest niemiłe, chłopie...

Przepraszam za to. Wysłałem wyjaśnienia w prywatnej wiadomości.


I gdybyście się spotykali to nie po to, aby pojawiła się miłość, bo takie nastawienie praktycznie wyklucza to, że się pojawi, ale po to, aby się poznać i spędzić ze sobą miło czas.

To jest bardzo mądre i postaram się to zapamiętać.

A teraz – przyznaję uczciwie – trochę czepiania się. Do zaistnienia miłości konieczne jest miłe spędzanie czasu.



Użytkownik buderchin dnia 16 kwiecień 2012 - 21:05 napisał
Jeśli tylko osoba nie jest bardzo głupia, odrażająco brzydka i zniechęcająco niemiła, to każdy może się w niej zakochać.

Tak, każdy może się zakochać. Pokochać natomiast może ją tylko ten, z którym nawiąże nic porozumienia, bez tego miłości nie będzie.

Tu mnie masz, pomyliłem „zakochać” i „pokochać”, mimo że na początku zapewniałem, że je odróżniam. :/


Ludzie są różnorodni i, przynajmniej z tego, co widziałem, czasami nawet najmniejsza rzecz może być dla kogoś olbrzymim problemem.

Kiedyś czytałem reportaż o Niemcach, którzy upodobali sobie Ukrainki na żony. Jeden z nich rozwiódł się, bo jego wybranka nie zakręcała tubki pasty do zębów i nie mógł jej tego oduczyć. Też nie znoszę zostawiania otwartej tuby, ale ja bym raczej kupił dwie pasty, jedną dla niej (i niech sobie nie zamyka) i drugą wyłącznie dla mnie (bym tylko poznał, że używała, to bym zrobił awanturę).


Użytkownik buderchin dnia 16 kwiecień 2012 - 21:05 napisał
Teraz zastanawiam się, po co ja szukam dziewczynę w innym mieście (ile kasy na paliwo będę wydawał niepotrzebnie, jeśli ją znajdę), skoro w mojej miejscowości na pewno jest taka, którą bym zaakceptował i z biegiem czasu pokochał (z wzajemnością, oczywiście).

Wybacz, ale odebrałem to jako pełne sarkastyczne przeinaczenie mojej definicji. To też nie było miłe.

To akurat nie był sarkazm. Niezbyt szczęśliwie to napisałem, bo użyte sformułowanie „teraz zastanawiam się” sugeruje, że dopiero po przeczytaniu Twojego postu naszła mnie ta myśl. Ja jednak zastanawiałem się nad tym wcześniej. Dużo wcześniej.


Ja uważam, że powinieneś po prostu poznawać dziewczyny i z nimi rozmawiać. W końcu z którąś nawiążesz genialny kontakt i może coś z tego będzie.

Dzięki za radę, ale rzeczywistość niestety nie jest taka prosta – przynajmniej dla mnie.



Ja odebrałem te dwa fragmenty Twojej wypowiedzi, które podkreśliłem powyżej za nacechowane negatywnie w stosunku do mnie i w mojej ocenie nadały one Twojemu postowi trochę niezbyt przyjemny ton. Nie mówię, że takie miałeś intencje, ale że ja tak to odebrałem.

Nie miałem złych intencji. Następne posty postaram się redagować tak, byś nie odnosił takiego wrażenia.



Pozdrawiam.



PS
Tak, tak, tak. Napisanie tego zajęło mi 4 godziny.
 
B

Blancos

Guest
Czyli można pokochać każdego, jeśli tylko z tą osobą spędza się odpowiednio dużo czasu?
W mojej osobistej opinii to nie jest takie proste. Możesz spędzać z kimś bardzo dużo czasu, ale nie nawiązać świetnego kontaktu. Ja mam tak, że lubię przebywać z wieloma osobami, ale tylko kilka osób budzi we mnie takie przekonanie, że mógłbym z nimi zawsze i o wszystkim porozmawiać, bez obawy, że się nie dogadamy. Jakby to ująć - jak rozmawiam z pewnymi osobami to tak jakby wierci mnie w mózgu.

Ot, jedna moja była tak mnie fascynowała tym, jak ze mną rozmawiała, że jak mnie się koledzy zapytali, jakie ma piersi to autentycznie nie wiedziałem. Ciężko mi też było ją generalnie opisać z wyglądu, choć mogłem doskonale opowiedzieć jakie ma poglądy, jakie wyznaje wartości, czy co dzieje się w jej życiu.

Strzeliłeś mi tu małego psychoanala i wychodzi mały OT, ale pasuje mi to, bo może mi pomożesz... Poza tym, to Twój temat, więc rób w nim, co chcesz.
Zajrzę do Twojego tematu trochę później:)

W tym tylko wyrażam moje zdanie i wystawiam je na konfrontację ze zdaniem innych ludzi:) Nie wiem, czy mam rację, czy nie - jak zresztą zawsze podkreślam - piszę to, co myślę w jak najlepszej wierze, ale nie jestem jakąś wyrocznią ;) Spróbuję wypowiedzieć się w Twoim temacie, ale najlepiej zrobisz jak po prostu przeczytasz moje słowa i się nad nimi zastanowisz:)

Ja jestem nieśmiały. W ciągu ostatnich trzech miesięcy rozmawiałem na żywo z dwunastoma dziewczynami (3 przyjaciółki, 4 partnerki kumpli, 1 znajoma, 2 koleżanki z pracy, 1 siostra kolegi z pracy, 1 żona kolegi z pracy). Dodatkowo z pięcioma pisałem przez serwis randkowy.
Ja też nie jestem jakiś super otwarty i pewny siebie, ale nauczyłem się - przy poznawaniu nowych ludzi - brać się w garść i starać się przeczekać ten okres, kiedy nowa osoba jest nową osobą :) Sam pewnie zauważyłeś, że człowiek po pewnym czasie się oswaja, co nie? Ja staram się z tego początkowego zmieszania wybrnąć za pomocą poczucia humoru - to chyba najlepsza metoda. A przynajmniej ja nie znalazłem lepszej.

Bardzo możliwe, że tak jest. Dlaczego uważasz, że to złe podejście? A właściwie to można sparafrazować twoją wypowiedź: poznaje się kogoś po to, aby go poznać, z myślą, że to ma „być ktoś więcej”.
To złe podejście, bo... się nastawiasz. Tworzysz sobie w głowie pewne myśli, schematy, plany... jak na bitwę. Jeżeli zakładasz, że ktoś ma być Twoim partnerem (jeżeli Ci się uda) to od samego początku podchodzisz do tego jak do podrywu, starasz się wypaść jak najlepiej (co nie jest złe, ale facet w podrywie często jest inny niż jest naprawdę), nie poznajesz tej dziewczyny na takim luzie na jakim poznajesz koleżanki, przez co jesteś bardziej spięty. Dodatkowo - możesz w pewnym momencie za bardzo pędzić i za szybko za dużo wymagać, albo zachowywać się trochę jak desperat.

Co innego jak nie zakładasz sobie z góry, że to ma być dziewczyna - podchodzisz na większym luzie, z większym dystansem (dziewczyny, wbrew pozorom, lubią jak facet jest trochę zdystansowany na początku, bo nie wiedzą o nim wszystkiego, jest bardziej tajemniczy, etc.), bardziej skupiasz się na poznaniu tej dziewczyny i miłym spędzaniu czasu, czujesz się w tym kontakcie pewniej i bardziej komfortowo.

Tylko tak: po co ktoś rejestruje się w serwisie, wgrywa zdjęcia, które w jego mniemaniu pokazują go z najlepszej strony (np. daje zdjęcia z półprofilu, żeby zamaskować odstające uszy), zaznacza, że jest singlem, zaznacza przedział wiekowy i płeć osób, które chce poznać?
Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz - nie mówię, że nie możesz poznawać dziewczyny z myślą, że jest fajna i że fajnie byłoby się do niej kiedyś bardziej zbliżyć, ale nie powinieneś wychodzić z założenia, że jest tak fajna, że "musisz ją mieć", albo "staniesz na głowie, aby ją zdobyć". W ogóle... "mieć" i "zdobyć" to strasznie nieodpowiednie słowa, jeżeli idzie o miłość, ale do rzeczy...

Możesz wyjść z założenia, że ta dziewczyna jest bardzo interesująca i chcesz ją poznać, bo może coś z tego będzie (może =/= musi) i to całkiem normalne:) Niemniej, w takim podejściu akcentujesz to, że zależy Ci na tym, aby najpierw ją poznać, a nie na tym, aby z nią być, bo jak możesz chcieć być z kimś, kogo nie znasz? Jaki to ma sens?

A portale randkowe... No cóż, jedyna rada jaką mogę Ci dać to taka, że tam to na bank nie masz co się nastawiać. Większość ludzi na takich portalach nie jest do końca normalna, bo albo ma zawyżone mniemanie o sobie i wymagania z kosmosu, albo jakiś istotny defekt. Dlatego jak chcesz się w coś takiego bawić to musisz podejść z dystansem, bo znakomita większość dziewczyn, do których napiszesz i na które zwrócisz uwagę nie będzie wcale taka fajna i warta poznania, zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, iż jesteś bystrym facetem i raczej o życiu Dody z dziewczynami nie rozmawiasz.

Musisz tez brać poprawkę na to, co sam napisałeś, czyli na to, że ludzie na portalach randkowych starają się sami siebie zareklamować i wstawiają zdjęcia, na których wyglądają wyjątkowo dobrze, albo też piszą opisy siebie lub wymarzonego partnera, które przedstawiają ich osobę w jak najlepszym świetle. Łatwo się pomylić i np. znaleźć profil jakiejś dziewczyny, która wydaje się 10/10, a przy bliższym poznaniu (o ile w ogóle do tego dojdzie) będzie 5/10, czyli bez szału.

Gdybym się nie nastawiał na „albo dziewczyna, albo nikt”, to bym nie wchodził na portal randkowy, tylko umówił się na piwo ze znajomym z poprzedniej pracy. Facet w wieku mojego ojca, a świetnie mi się z nim gadało. Czas spędzony z nim był lepszy niż z niejedną dziewczyną z mojej poprzedniej pracy.
Możesz wejść z nastawieniem - "a może poznam jakieś ciekawe dziewczyny" :) To nie jest nastawianie się, ale zwykła chęć poznania nowych osób. A to, że płci przeciwnej i że dopuszczasz, że może coś z tego będzie nie jest ważne, bo nie zakładasz sobie klapek na oczy i nie brniesz po trupach do celu (w domyśle - związku), ale skupiasz się na poznawaniu:)

Oczywiście w pewnym momencie, jak się poznajecie, możesz stwierdzić, że to świetna dziewczyna i chcesz coś więcej, ale zaczynanie znajomości z takim nastawieniem jest, w mojej ocenie, błędem.

Czytam Twoje posty na tym forum – często klikam ✓ Lubię to, bo uważam, że dobrze radzisz w wielu sprawach. (btw: jak znajdujesz czas na studia i pisanie takich długich postów?)

Dziękuję :) Moje studia, wbrew powszechnej opinii, wcale nie wymagają ślęczenia nad książkami od rana do wieczora:)

Może mnie też doradzisz. Nie mam doświadczenia w podrywie. Czy mam sobie nabijać głowę tymi radami PUA (kino, EC, LJBF i inne takie) czy to jest dla frajerów i desperatów? Lepiej robić wszystko samemu?

Nie wiem, co to są te rady PUA i nie chcę wiedzieć. Nie wiem też jak podrywać dziewczyny. Zresztą, nie sądzę, aby tu była jakaś recepta - na jedną dziewczynę podziała jedno, na drugą drugie. Nie ma jakiejś złotej metody czy kodeksu.

Jedyne, co wiem to to, że najważniejsze jest to, abyście się poznali i lubili spędzać ze sobą czas, aby świetnie wam się ze sobą rozmawiało i abyście oboje w tej relacji byli naturalni. To chyba najważniejsze tak naprawdę. Teraz palnę truizm, ale co tam - moim zdaniem najlepiej podrywać dziewczynę na "siebie", tzn. po prostu być sobą i zachowywać się naturalnie. Jeżeli spodoba jej się to, kim jesteś (a Tobie to, kim ona jest) to wtedy możecie zbudować coś naprawdę wspaniałego. Z osobistego doświadczenia wiem, że wszystkie "ściemy" i "gierki" w końcu wychodzą, i za dobrze się nie kończą :)

Ot, spotykasz pierwszy raz dziewczynę - postaraj się spędzić z nią miło czas. Możesz zapytać się jej, czy wolałaby iść do kina, bo grają taki fajny film, a może chętniej poszłaby na spacer, bo znasz takie fajne miejsce. Staraj się ją słuchać (dziewczyny lubią jak facet ich słucha i daje im odczuć, że to, co mówią go interesuje), postaraj się podejść do tego w miarę spontanicznie i na luzie - żartuj, uśmiechaj się :) Kluczem do tego, abyście się jeszcze kiedyś umówili jest sprawienie, by dziewczyna przyjemnie czuła się w Twoim towarzystwie i odbierała je jako przyjemność. Nie stanie się tak, jeżeli będziesz spięty, mało pewny siebie, cichy, zdystansowany. Jak się umówicie drugi raz to możesz np. zrobić coś miłego, ot, dać jej kwiatek, albo jakiś inny drobiazg. Nie zaszkodzi:)

Natomiast jedno, co mogę Ci odradzić to zbytnie pędzenie i nastawianie się. Jeżeli zbyt szybko zaczniesz od dziewczyny wymagać zbyt intensywnego i osobistego kontaktu to pewnie ją wystraszysz. Na początku ma być, w moim odczuciu, luźno i przyjemnie:)

Czy może w ogóle sam tekst „nie mam doświadczenia w podrywie” jest zły? Powinienem napisać „nie mam doświadczenia w poznawaniu dziewczyn”? Też jest to prawdą. Słowo „podryw” się źle kojarzy – tak jakby miał miejsce tylko w dyskotece i chodziło w nim wyłącznie o seks – w dodatku tu i teraz, czyli w toalecie, pięć minut po poznaniu. Dziewczynę, z którą spędzę całe życie chyba też mogę poderwać?

Jasne, możesz:) Tylko z początku niech ten "podryw" będzie nastawiony na poznawanie tej dziewczyny, a dopiero potem na zdobywanie jej serca:)

Np. głos mi drży, co nie jest dobrze odbierane przez kobiety i ogólnie nie sprzyja poznaniu się, bo nie mogę swobodnie wypowiedzieć się.
A może spróbuj obrócić to w żart, a przy okazji komplement dla dziewczyny? Jak sam podejdziesz do tego z dystansem i uśmiechem, to zostaniesz pozytywniej odebrany:) Możesz powiedzieć coś takiego:

"Jejciu, wyglądasz tak ładnie, że aż mnie zatkało! Daj mi chwilkę na znalezienie języka!" - i się uśmiechnąć :) W ten sposób upieczesz dwie pieczenie na jednym ruszcie, raz, że sprawisz dziewczynie komplement (kobiety uwielbiają komplementy), dwa, że pokażesz jej, że potrafisz śmiać się z siebie i masz do siebie dystans, co powinno zmniejszyć wpływ Twojej wady.

Nie zapominaj, że ta dziewczyna na pierwszym spotkaniu też będzie trochę zdenerwowana. Żartując rozładujesz napięcie, a podchodząc do siebie z dystansem udowodnisz jej, że może i masz jakieś wady, ale je znasz i akceptujesz, i nie stanowią one dla Ciebie czegoś strasznego. Normalna, inteligentna dziewczyna powinna to zrozumieć, naprawdę:)

Nie zrobiwszy na pierwszym spotkaniu dobrego wrażenia, nie będę miał możliwości zaprezentowania wartości i wewnętrznego piękna, o których piszesz, bo dziewczyna po prostu nie będzie miała ochoty spotkać się się ze mną kolejny raz.

To jest prawda. Musisz pogodzić się z myślą, że w większości wypadków takiego wrażenia nie zrobisz, ale jeżeli się spotkacie i będzie wam się fajnie rozmawiało, zrobicie coś ciekawego to masz spore szanse, aby spotkać się drugi raz. Ot, możesz nawet sam na końcu spotkania powiedzieć, że fajnie spędziłeś czas i chętnie byś to powtórzył :) Po reakcji dziewczyny zauważysz, czy ona tego chce czy nie.

Najważniejsze, abyś, tak jak pisałem, do pierwszego spotkania podszedł na względnym luzie. Tak, wiem jak to jest - człowiek drży, nie za bardzo wie, o czym rozmawiać, stara się tej drugiej strony niczym nie urazić, etc. Niemniej, zauważyłem, że zamiast myśleć o tym, co powiedzieć i jak się zachować lepiej jest być po prostu sobą. Nie ma chyba nic gorszego od tego, jak dziewczyna wyczuje, że jesteś sztuczny i spięty.

A teraz – przyznaję uczciwie – trochę czepiania się. Do zaistnienia miłości konieczne jest miłe spędzanie czasu.
Nie jest tylko potrzebne, jest niezbędne.

Jeden z nich rozwiódł się, bo jego wybranka nie zakręcała tubki pasty do zębów i nie mógł jej tego oduczyć. Też nie znoszę zostawiania otwartej tuby, ale ja bym raczej kupił dwie pasty, jedną dla niej (i niech sobie nie zamyka) i drugą wyłącznie dla mnie (bym tylko poznał, że używała, to bym zrobił awanturę).
Masz fajne, racjonalne podejście:) To dobrze. Niemniej, sam widzisz, że czasami nawet taka drobna rzecz może urosnąć do rangi tragedii.

Dzięki za radę, ale rzeczywistość niestety nie jest taka prosta – przynajmniej dla mnie.
Przede wszystkim nie panikuj i się nie zniechęcaj:) Wbij sobie do głowy jedną rzecz - kobiety to też ludzie, tak jak Ty i ja:) Staraj się po prostu przebywać w ich towarzystwie, a z czasem nauczysz się podchodzić do nich na nieco większym luzie.
 

buderchin

Nowicjusz
Dołączył
20 Lipiec 2011
Posty
198
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Jakby to ująć - jak rozmawiam z pewnymi osobami to tak jakby wierci mnie w mózgu.

Nie wiem, o czym w ogóle piszesz. Nie doświadczyłem tego.

To dotyczy wyłącznie Twoich rozmów z kobietami czy z mężczyznami też?

Mała dygresja: samo sformułowanie „wierci mnie w mózgu” kojarzy mi się z lobotomią; moim zdaniem jej dwaj orędownicy – Walter Freeman i Egas Moniz (ten drugi otrzymał Nagrodę Nobla, co wg mnie jest skandalem) – sami powinni byli być poddani temu zabiegowi.


Ciężko mi też było ją generalnie opisać z wyglądu, choć mogłem doskonale opowiedzieć jakie ma poglądy, jakie wyznaje wartości, czy co dzieje się w jej życiu.

Ja nie jestem wielkim podrywaczem i raczej nie jest to temat moich rozmów z kumplami, ale mam takich dwóch, z którymi gadam czasem o dziewczynach i jak opowiadam o jakiejś, to właśnie pytają, jaki ma kolor i długość włosów, wielkość biustu, kolor oczu itd. Ja zazwyczaj nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, bo zwracam uwagę tylko na te dziewczyny, które mi się podobają. A jeśli mi się podobają, to znaczy, że wszystko jest u nich w normie. Zauważyć mogę tylko odstępstwa od normy, np. okolczykowanie twarzy lub nieproporcjonalnie duży biust. Może to też wynikać z tego, że w ocenie powierzchowności kobiety skupiam się głównie na twarzy (to chyba zrozumiałe, bo z twarzą się rozmawia) i nogach (to już takie moje zboczenie, ale ich ocena jest utrudniona, bo wymaga zobaczenia danej osoby od tyłu, co nie zawsze jest możliwe). W kontakcie bezpośrednim dochodzą jeszcze czynniki takie jak barwa głosu i ogólnie sposób mówienia. Zauważyłem też u siebie ciekawą rzecz. Bardzo mnie denerwują wady wymowy (wyrozumiały jestem wyłącznie dla jąkania, ale to chyba tylko dlatego, że mi się to zdarza; poza tym mam znajomego, który się jąka), ale u dziewczyn, które mi się podobają, uznaję je (wady wymowy) za urocze.


Sam pewnie zauważyłeś, że człowiek po pewnym czasie się oswaja, co nie?

„Po pewnym czasie” powiadasz... Tylko, że u jednego jest to 10 minut, a u mnie bardziej będzie to 10 spotkań. Jak moi kumple sobie pozałatwiali dziewczyny i razem się spotykaliśmy, to minąć musiało kilka tygodni, zanim się do którejś w miarę swobodnie odezwałem.


To złe podejście, bo... się nastawiasz. Tworzysz sobie w głowie pewne myśli, schematy, plany... jak na bitwę.

Kiedyś radziłem się przyjaciółki, co mówić na spotkaniu z dziewczyną, jak się zachowywać. Ona zapytała mnie, czy przed spotkaniem z nimi (tj. z tą przyjaciółką i jej chłopakiem, który też jest moim kumplem) planuję, o co zapytam na początku, o czym będziemy rozmawiać później, czy przygotowuję jakieś tematy awaryjne, itd. Powiedziałem, że generalnie oczywiście nie, choć zdarzają się przypadki, jak ta rozmowa, gdy poszedłem do niej i wiedziałem, że będę ją pytał o radę w sprawach damsko-męskich. Poradziła mi, żebym spotkań z dziewczynami też nie planował.

Tylko, że inaczej się rozmawia ze znajomymi, których zna się kilka lat (i przegadało w sumie kilkaset godzin), a inaczej z osobą, którą rozmawiało się w sumie kilkanaście lub kilkadziesiąt minut.



Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz - nie mówię, że nie możesz poznawać dziewczyny z myślą, że jest fajna i że fajnie byłoby się do niej kiedyś bardziej zbliżyć, ale nie powinieneś wychodzić z założenia, że jest tak fajna, że "musisz ją mieć", albo "staniesz na głowie, aby ją zdobyć".

Nie wiem, czy dobrze Cię rozumiem, ale jeśli tylko osoba mieści się w przyjętych przeze mnie ramach (dotyczących urody, wykształcenia, inteligencji – brzmi to trochę jak wybór towaru w sklepie, ale chyba niestety tak to jest), to jeśli tylko spędzamy dużo czasu wspólnie, a czas ten jest spędzony miło, i dodatkowo zauważymy, że wyznajemy podobne wartości, to otwieramy się przed sobą, pokazujemy swoje wewnętrzne piękno i rodzi się miłość.


Jak ja sobie wyobrażam moją drogę do miłości:

1. Oglądam zdjęcia na serwisie randkowym. Wybieram ładne, bo nieładne mi się nie podobają i nie będę się zmuszał.

2. Czytam dane, bo bywa tak, że jest ładna, nawet niegłupio napisała w rubryce „o sobie” i „szukam”, ale ma podstawowe wykształcenie w wieku 24 lat albo pali papierosy – takich nie chcę (chyba mam do tego prawo?).

3. Piszemy ze sobą. Gadka się klei.

4. Spotykamy się. Ja oczywiście na początku jestem trochę skrępowany, ale po 2-3 spotkaniach przełamuję się i gadka się klei. Zauważam, że wszystko co pisała, to nie ściema – że faktycznie jest taka.

5. Powoli kiełkuje myśl, że to może być kobieta mojego życia. I tutaj się włącza "musisz ją mieć", albo "staniesz na głowie, aby ją zdobyć". Nie chodzi mi o to, że ją przekupuję, zapraszając do najdroższych lokali i płacąc za jej zakupy w butikach/drogeriach/jubilerach. Raczej o to, że udaję trochę lepszego niż jestem w rzeczywistości, np. na jej pytanie dotyczące mojej seksualności nie odpowiadam, że codziennie marszczę freda do filmików z xvideos, bo bym ją czymś takim wypłoszył.

6. Rodzi się prawdziwa miłość.

Niedawno napisałem w innym wątku:
Ta by mi odpowiadała z matematycznego punktu widzenia, ale wiadomo: miłość nie wybiera. Z tą nic nie wyjdzie, a zakocham się w innej – brzydszej, słuchającej disco polo (więc z wspólnego wyjazdu na Przystanek Woodstock nici) i w dodatku dzieciatej.

Chyba się wycofuję z tego. Miłością można pokierować. Wystarczy odrzucać te kandydatki, które na chłodno ocenimy negatywnie.

Moim zdaniem nie ma tej jedynej osoby, w której się mogę zakochać. Każdy, kto nie ma zbyt wąskich widełek, jest w stanie dopasować sobie partnera. Najpierw się zauroczyć, zakochać, a potem pokochać.

Moja siostra np. poznała faceta, który jest od niej 15 lat starszy. Są blisko rok ze sobą. Nie wiem, czy łączy ich szczera miłość (nie wiem, czy w przypadku związku trwającego rok można już mówić o miłości), czy może jest to jakiś chory układ: ona jest nim zafascynowana, bo jest starszy, doświadczony i ustawiony finansowo, a on jest zadowolony, że w wieku czterdziestu kilku lat wyrwał sobie młodą laseczkę.

Po co ona się w ogóle pakowała w znajomość, której nie akceptują rodzice, brat (czyli ja) i znajomi (jak pojawiła się z nim na sylwku, to było tylko: „oja! widzieliście, z kim przyszła!”). Jest w trudnej sytuacji, bo może by i chciała z nim być, ale presja rodziców powoduje, że nie wie, co robić. Koleś ma jazdy, że ona się nie angażuje, itp.

Dlatego lepiej sobie jednak jakieś kryteria postawić dotyczące wieku/palenia/wykształcenia partnera. Np. za 4 paczki papierosów można posłać przyszłe wspólne dziecko na godzinę angielskiego/klarnetu/pianina.

Niemniej, w takim podejściu akcentujesz to, że zależy Ci na tym, aby najpierw ją poznać, a nie na tym, aby z nią być

Czy „spotykać się z kimś” znaczy to samo co „być z kimś”? Przecież chyba nie ma czegoś takiego, że ja się pytam „chodzimy ze sobą?”, ona się zgadza i dopiero od tego momentu jesteśmy semi-formalną parą.

Muszę się z kimś spotykać (na żywo lub przez chat internetowy), żeby go poznać – to oczywiste.

Wracając do Twojej wypowiedzi, czy trzeba mówić wprost „chcę cię poznać”? Bo ja np. podczas rozmowy przez portal randkowy zostałem właśnie pochwalony przez dziewczynę za to, że próbuję ją poznać. Wynika to z tego, że nie umiem flirtować, więc pozostaje mi tylko zadawanie prostych pytań typu: „masz rodzeństwo?”, „co studiujesz?”, „jakiej słuchasz muzyki?”. Ta akurat mnie za to pochwaliła, ale inna by pomyślała „co za nudziarz” i kliknęła „ignoruj wszystkie wiadomości od tego użytkownika”.

bo jak możesz chcieć być z kimś, kogo nie znasz? Jaki to ma sens?

Przeżyłem już taką sytuację. Nie wiedziałem nic o dziewczynie, a chciałem z nią być. To było zauroczenie i oczywiście nie miało to najmniejszego sensu. Wtedy to była dla mnie tragedia. Teraz uważam to za bardzo pouczające doświadczenie.

Dlatego jak chcesz się w coś takiego bawić to musisz podejść z dystansem, bo znakomita większość dziewczyn, do których napiszesz i na które zwrócisz uwagę nie będzie wcale taka fajna i warta poznania

Jestem bardzo wybredny. Szukam w jednym z większych polskich miast i jak na razie zagadnąłem do dwóch. Na dzień dzisiejszy mi to wystarczy.

A portale randkowe... No cóż, jedyna rada jaką mogę Ci dać to taka, że tam to na bank nie masz co się nastawiać.

No z tymi dwiema się właśnie nastawiłem. Niczego im nie brakuje z wyglądu, choć prezentują inne style. W rozmowie też jest raczej spoko. :]

Jedna bardzo dziewczęca – plastikowa biżuteria, bluzy w pastelowych kolorach, sportowe buty. Uśmiechnięta. Słucha reggae.

Druga bardziej kobieca, dystyngowana – lepsza biżuteria, pozy w jakiejś tunice, czarnej sukience, dyskretny makijaż. Niebanalne zainteresowania, np. sci-fi.

Ja wstawiłem swoje zdjęcie w dresie i jeśli one dwie na mnie poleciały, to chyba nie jest z nimi źle. :D

Większość ludzi na takich portalach nie jest do końca normalna, bo albo ma zawyżone mniemanie o sobie i wymagania z kosmosu, albo jakiś istotny defekt.

Nie jesteś odosobniony w swojej opinii.

Przed chwilą znalazłem taki oto tekst na wykopie:
valdo napisał:
Generalnie różnica między facetami, a kobietami szukającymi drugiej połówki w sieci jest taka, że mężczyźni korzystający z portali randkowych dzielą się na "dupczycieli", introwertyków i normalnych ale mocno zapracowanych.

Kobiety z kolei to:

- attention whores (z taką się nie spotkasz więc jest nieszkodliwa, damski odpowiednik "erotomana gawędziarza")

- disco pustaki - dziewczyny zazwyczaj skrajnie prostolinijne, mało inteligentne, ładne, ale nie do życia na dłuższą metę.

- ładne dziewczyny - najniebezpieczniejszy typ, pod maską utkaną z pozorów często czai się prawdziwy demon. Na pierwszy rzut oka inteligentna, wykształcona. Rozmowa miła, sympatyczna. W 70% przypadków ma coś z głową.

- mrs kompleks - średnie walory estetyczne często idą w parze ze zwichrowaną psychiką. Jeśli ktoś stawia na "bogate wnętrze" musi upewnić się, że kobieta akceptuje siebie taką jaką jest. Wtedy jest szansa na ciekawą znajomość. Od zakompleksionych - uciekać! Chyba, że ktoś lubi bawić się w terapeutę.

Reasumując - zostaje 30% ładnych i akceptujące siebie te mniej ładne ;) W takie należy celować.



Jedyne, co wiem to to, że najważniejsze jest to, abyście się poznali i lubili spędzać ze sobą czas, aby świetnie wam się ze sobą rozmawiało i abyście oboje w tej relacji byli naturalni. To chyba najważniejsze tak naprawdę. Teraz palnę truizm, ale co tam - moim zdaniem najlepiej podrywać dziewczynę na "siebie", tzn. po prostu być sobą i zachowywać się naturalnie. Jeżeli spodoba jej się to, kim jesteś (a Tobie to, kim ona jest) to wtedy możecie zbudować coś naprawdę wspaniałego.

Kolejna złota myśl. Znowu będę musiał kliknąć ✓ Lubię to. :)

Jeżeli zbyt szybko zaczniesz od dziewczyny wymagać zbyt intensywnego i osobistego kontaktu to pewnie ją wystraszysz.

Prędzej ją wystraszę swoim niezdecydowaniem i byciem ci(a)pą.
 

kaiser

where is my mind?
Dołączył
19 Grudzień 2011
Posty
736
Punkty reakcji
30
Miasto
Warszawa
miłość ciężko tak naprawdę opisać
a zadałeś sobie pytanie: po co? :p
dużo tekstu, mało o miłości... nie dlatego, że to jest ciężko opisać - tylko dlatego, że to jest bez sensu opisywać, czym jest miłość. miłość należy uprawiać, konsumować i dawać. opisywanie miłości jest tak samo sensowne jak opisywanie książki - można to robić, tylko po co? lepiej ją samemu przeczytać ;)
 
B

Blancos

Guest
Jejciu... ale się rozpisałeś, Buderchin:) Odniosę się jak tylko znajdę chwilkę:)
 

black_swan

Nowicjusz
Dołączył
15 Marzec 2012
Posty
9
Punkty reakcji
0
Miasto
Wrocław
Miłość to potężna energia cząsteczek siedzących w każdym z nas.
Miłość wymaga cierpliwości i pielęgnowania subtelnego.
Miłość zdarza się tylko raz.

Istnieje w naszych umysłach do granicy przyzwyczajenia. Nie przekraczam jej.
 

Mariolkusia

Nowicjusz
Dołączył
30 Marzec 2012
Posty
18
Punkty reakcji
1
Miłość dla każdego jest czyms innym wiec nie można stworzyc ogolnej definicji tego uczucia.
 

lightinside

Bywalec
Dołączył
4 Marzec 2012
Posty
352
Punkty reakcji
38
Wiek
33
Miasto
pod krą...
Miłość dla każdego jest czyms innym wiec nie można stworzyc ogolnej definicji tego uczucia.

ja kiedyś myślałam tak jak Ty teraz mam inne zdanie, moze nie jest czymś innym może to poprostu inne uczucia i tak naprawde nie miłośc mimo ze tak nazwana??

Do miłości, według mnei nie jest zdolny każdy, ale aby byc zakochanym tak, ale to nie są równoznaczne słowa jest duża i znaczaca różnica.

Takie jest moje zdanie, oczywiscie kazdy może mieć własne;)

teraz, tak chodziło mi ze według mnie miłośc jest jedna ale mało osób jej doswiadcza i stad zdania ze kazdy widzi to inaczej, jest może uczuc pośrednich innych ktore mogą być mylone.

takie jak:
fascynacja
zauroczenie
potrzeba bliskosci
nawet litość
itd itd

jeżeli nieodczuwało sie miłosci cięzko stwierdzic zapewne czasem że tamte uczucia to nie miłość

mało tego sądze ze aby móc kochać tak autentycznie trzeba spełnic kilka warunków, odnośnie nas i inaczej trudno jest abyśmy czuli tak głebokie uczucia, nie wyobrazam sobie aby dziewczyna która lubi hm nocne przygody, i wrażenia takie konczace sie w łózku, była wpełni zdolna

obronie teze, miłośc autentyczna skupia sie na czyms innym,na czymś nieunknionym i duchowym na duszy na tej drugiej osobie nie wazne jak wyglada, i czy nas jej widok rajcuje kręci itd... potrzeba pojścia do łóżka bierze sie z czegos innego nie fizjologicznie ale aby być blisko tej drugiej osoby aby ją poczuć i aby ta osoba poczuła Ciebie, aby dać szczęscie także fizycznie a nie aby je wziac jak sie kocha to sie o tym nie myśli czyta o swoim orgazmie.

Przyczym nie neguje przyjemnosci też fizycznej z tego, ja poprostu daje odpowiednie priorytety, w moim wypadku fizycznie jest na zero bedzie to fajnie nie bedzie tez fajnie, wazne aby tej drugiej osobie było dobrze a przynajmniej wmiare. no i oczywiście takie cos z kochaną osobą niesie szczęscie innego typu takie emocjonalnie
 
B

Blancos

Guest
@Buderchin:

To dotyczy wyłącznie Twoich rozmów z kobietami czy z mężczyznami też?
Nie śmiej się, ale z mężczyznami również (pomimo tego, że jestem w 100% heteroseksualny). Ot, po prostu z niektórymi osobami rozmawia mi sie tak dobrze, że sam fakt rozmowy stanowi dla mnie olbrzymią przyjemność.

Bardzo mnie denerwują wady wymowy (wyrozumiały jestem wyłącznie dla jąkania, ale to chyba tylko dlatego, że mi się to zdarza; poza tym mam znajomego, który się jąka), ale u dziewczyn, które mi się podobają, uznaję je (wady wymowy) za urocze.
W mojej ocenie to najzupełniej normalne:) Ludzie mają skłonności do większej pobłażliwości, a czasami nawet także idealizacji przedstawicieli płci przeciwnej, którymi są zainteresowani.

„Po pewnym czasie” powiadasz... Tylko, że u jednego jest to 10 minut, a u mnie bardziej będzie to 10 spotkań. Jak moi kumple sobie pozałatwiali dziewczyny i razem się spotykaliśmy, to minąć musiało kilka tygodni, zanim się do którejś w miarę swobodnie odezwałem.
Wydaje mi się, że Twój problem tak naprawdę leży w Twoim nastawieniu. Sądzę, że zwyczajnie za bardzo się nastawiasz i zbyt poważnie traktujesz te pierwsze spotkania, co połączone z faktem, że zdajesz się być dosyć wybredny i spotykasz się z dziewczynami bliskimi swojemu ideału, co, nie ukrywajmy, jest onieśmielające, oraz tym, że najprawdopodobniej nie należysz do osób przesadnie pewnych siebie i obytych z kobietami, prowadzi do tego, że ciężko Ci się oswoić.

Ot, mój szanowny starszy brat tłumaczył mi kiedyś to w taki sposób, że kobieta jest takim koniem, na którym Ty chcesz się nauczyć jeździć. Jakkolwiek mało elegancka jest to metafora - jest w niej dużo prawdy. Jeżeli na samym początku próbujesz dosiąść rumaka (naprawdę atrakcyjnej i interesującej kobiety) to raczej za bardzo Ci się nie uda, ponieważ Twój brak doświadczenia oraz pewności siebie doprowadzi do tego, że popełnisz jakiś błąd i zlecisz na 4 litery. Może lepiej byłoby, abyś zaczął spotykać się najpierw z dziewczynami, do których masz podejście: "może być" zamiast: "jest świetna"? Nikt nie mówi przecież, że musisz od razu z nimi brać ślub - kilka niewinnych randek Ci nie zaszkodzi, a nabierzesz trochę obycia:)

Im będziesz pewniejszy, tym łatwiej będzie Ci powstrzymać naturalną tremę przed spotkaniem z atrakcyjną przedstawicielką płci przeciwnej i nauczysz się szybciej akceptować jej obecność w Twoim otoczeniu. Nabycie takich zdolności pozwoli Ci wypadać lepiej w kontaktach z kobietami i pewnie pomoże Ci znaleźć kogoś fajnego:)

Wrócę jeszcze na chwilę do nastawiania - myślę, że w Twojej głowie to wygląda tak, że jak już uda Ci się umówić z taką bardzo fajną kobietą to zaczynasz sobie marzyć, że to świetna kobieta, że musisz fenomenalnie wypaść, bo ona pewnie ma naprawdę wysokie wymagania i jest taka fantastyczna, a Ty taki normalny, etc. Myślę, że to Twoje nastawianie się prowadzi do tego, że zapominasz o tym, że dziewczyna, z którą się spotykasz to też tylko człowiek i ciężko Ci skupić się na tym, aby z nią swobodnie rozmawiać i ją poznawać, bo myślami jesteś już przy tym jak ją zdobyć. Uważam, że powinieneś podejść do tego trochę mniej desperacko - bez urazy.

Oczywiście mogę się mylić, ale wydaje mi się, że tu leży Twój problem.

Ona zapytała mnie, czy przed spotkaniem z nimi (tj. z tą przyjaciółką i jej chłopakiem, który też jest moim kumplem) planuję, o co zapytam na początku, o czym będziemy rozmawiać później, czy przygotowuję jakieś tematy awaryjne, itd. Powiedziałem, że generalnie oczywiście nie, choć zdarzają się przypadki, jak ta rozmowa, gdy poszedłem do niej i wiedziałem, że będę ją pytał o radę w sprawach damsko-męskich. Poradziła mi, żebym spotkań z dziewczynami też nie planował.
Podczas randki z dziewczyną powinieneś starać się zachowywać tak naturalnie i swobodnie jak tylko potrafisz. Z własnego doświadczenia wiem, że układanie złożonych planów w stylu "najpierw porozmawiamy o tym, potem o tamtym, jak powie X to odpowiem Y, a jak A to ja powiem B" nie ma najmniejszego sensu, ponieważ nie dasz rady przewidzieć jej zachowania i założyć wszystkich dostępnych wariantów, więc jest olbrzymia szansa, że takie plany szlag trafi już na samym początku.

Niemniej, idąc na randkę powinieneś mieć jakiś generalny (bardzo, bardzo ogólny) pomysł, co będziecie robić oraz kilka tzw. tematów-wytrychów czy jak to nazwała Twoja przyjaciółka "tematów awaryjnych". Tyle planów wystarczy. Co do tych tematów-wytrychów - pierwsze spotkania mają to do siebie, że czasami rozmowa z początku może nie kleić, dwoje ludzi nie może za bardzo zaskoczyć jak do siebie podejść i nieszczególnie się rozumie. Może zdarzyć się tak, że dojdzie do chwili takiej naprawdę niezręcznej ciszy, gdzie żadne z was nie bardzo będzie miało pomysł jak dalej pociągnąć rozmowę. Dlatego warto mieć jakieś takie 2-3 tematy czy ciekawostki, które możesz wrzucić, aby pchnąć konwersację do przodu.

Co do innych porad to przeglądałem dzisiaj informacje i na onecie trafiłem na link do takiego bardzo ciekawego i moim zdaniem naprawdę mądrego "poradnika" co do spraw damsko-męskich. Przeważnie jestem stanowczo przeciwko takim rzeczom, ale ten wydaje mi się warty lektury:
http://sympatia.onet...ice-detail.html

Nie wiem, czy dobrze Cię rozumiem, ale jeśli tylko osoba mieści się w przyjętych przeze mnie ramach (dotyczących urody, wykształcenia, inteligencji – brzmi to trochę jak wybór towaru w sklepie, ale chyba niestety tak to jest), to jeśli tylko spędzamy dużo czasu wspólnie, a czas ten jest spędzony miło, i dodatkowo zauważymy, że wyznajemy podobne wartości, to otwieramy się przed sobą, pokazujemy swoje wewnętrzne piękno i rodzi się miłość.
Ja bym powiedział, że rodzi się zaufanie, bliskość, zażyłość w kontaktach, a potem dopiero może przerodzić się to w miłość. Przynajmniej ja tak to widzę.

1. Oglądam zdjęcia na serwisie randkowym. Wybieram ładne, bo nieładne mi się nie podobają i nie będę się zmuszał.
2. Czytam dane, bo bywa tak, że jest ładna, nawet niegłupio napisała w rubryce „o sobie” i „szukam”, ale ma podstawowe wykształcenie w wieku 24 lat albo pali papierosy – takich nie chcę (chyba mam do tego prawo?).
1. Oczywiście, że masz prawo wybierać ładne... Jednakowoż szanse, że znajdziesz naprawdę ładną i wartościową dziewczynę na portalu randkowym są małe, ponieważ takie dziewczyny dosyć szybko są zajmowane przez chłopaków ze swojego otoczenia. Musisz liczyć się z tym, że przyjdzie Ci przebrnąć przez naprawdę dużo dziewczyn z "defektami" osobowości zanim trafisz jakąś naprawdę fajną. Z autopsji wiem, że wśród takich naprawdę ładnych odsetek tych niezbyt ciekawych jest po prostu większy.

2. Oczywiście, masz takie prawo. Pamiętaj jednak, że nie wszystko to, co przeczytasz w tych rubryczkach musi okazać się prawdą. Ludzie piszą tam wiele rzeczy, ponieważ tak wypada, albo dlatego, że w ten sposób przedstawiają siebie w bardzo korzystnym świetle. Podobnie ze zdjęciami - wiele z nich wcale nie przedstawia faktycznego wyglądu osoby siedzącej po "drugiej stronie internetu". Jedne są starannie wyselekcjonowane z setek różnych ujęć, a inne naprawdę mocno przerobione w photoshopie.

3. Piszemy ze sobą. Gadka się klei.
4. Spotykamy się. Ja oczywiście na początku jestem trochę skrępowany, ale po 2-3 spotkaniach przełamuję się i gadka się klei. Zauważam, że wszystko co pisała, to nie ściema – że faktycznie jest taka.

3. To, ze wasz wirtualny kontakt będzie naprawdę solidny wcale nie znaczy, że na żywo będzie równie różowo. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy.
4. To chyba najtrudniejszy element tego wszystkiego - trafić kogoś, kto okaże się naprawdę ciekawą osobą, która jest dokładnie taka za jaką się podawała.

5. Powoli kiełkuje myśl, że to może być kobieta mojego życia. I tutaj się włącza "musisz ją mieć", albo "staniesz na głowie, aby ją zdobyć". Nie chodzi mi o to, że ją przekupuję, zapraszając do najdroższych lokali i płacąc za jej zakupy w butikach/drogeriach/jubilerach. Raczej o to, że udaję trochę lepszego niż jestem w rzeczywistości, np. na jej pytanie dotyczące mojej seksualności nie odpowiadam, że codziennie marszczę freda do filmików z xvideos, bo bym ją czymś takim wypłoszył.
Daruj sobie takie szczegóły:) Aczkolwiek masz rację - takiego czegoś lepiej dziewczynie nie mówić. Nie dlatego, że to coś wielkiego, bo jestem w stanie się założyć, że każda w miarę przytomna dziewczyna będzie świadoma tego, że skoro nie współżyjesz seksualnie to jakoś te swoje potrzeby musisz zaspokajać i Twoje wyznanie dotyczące "jechania na ręcznym" nie wywołałoby u niej zaskoczenia, ale dlatego, że rozmawianie z kobietą o tym, że się masturbujesz jest zwyczajnie mało kulturalne.

Z pozostałą częścią tego punktu się zgadzam.

Wystarczy odrzucać te kandydatki, które na chłodno ocenimy negatywnie.
Jeżeli na chłodno przyjmiesz dobre kryteria to absolutnie się z tym zgodzę. Chwali Ci się, że zauważyłeś konieczność ocenienia kobiety nie przez pryzmat uczuć, które przecież nie są obiektywne, ale tego, co ona sobą reprezentuje.

Uczucia są ważne, prawda, ale jaki sens ma bycie z kimś, kto nie jest tego warty tylko dlatego, że poczuło się miętę? W moim odczuciu absolutnie żaden, ponieważ z czasem owa "mięta" osłabnie, a pewne defekty naszego partnera wyjdą na światło dzienne. Skutek tego będzie taki, że związek się rozpadnie, a my stracimy kilka lat życia. Dlatego też należy, przy poznawaniu kogoś nowego, zwracać uwagę, czy ta osoba nie ma w sobie czegoś, co absolutnie i bezwzględnie nam przeszkadza, albo czegoś, co generalnie dyskwalifikuje ją jako partnera (np. alkoholizm, brak wizji na własne życie, zupełny brak dojrzałości, etc.)

Moim zdaniem nie ma tej jedynej osoby, w której się mogę zakochać. Każdy, kto nie ma zbyt wąskich widełek, jest w stanie dopasować sobie partnera. Najpierw się zauroczyć, zakochać, a potem pokochać.
Bardzo mądre stwierdzenie, choć należałoby zwrócić uwagę na to, jakie elementy są poddane naprawdę rygorystycznej i wysoce selektywnej ocenie, a co do których jest się nieco bardziej tolerancyjnym.

Moja siostra np. poznała faceta, który jest od niej 15 lat starszy. Są blisko rok ze sobą. Nie wiem, czy łączy ich szczera miłość (nie wiem, czy w przypadku związku trwającego rok można już mówić o miłości), czy może jest to jakiś chory układ: ona jest nim zafascynowana, bo jest starszy, doświadczony i ustawiony finansowo, a on jest zadowolony, że w wieku czterdziestu kilku lat wyrwał sobie młodą laseczkę.
Tu, tak szczerze, nie mam zdania. Nie chcę oceniać Twojej siostry, ponieważ nie znam powodów, dla których jest z tym mężczyzną. Uważam, że jeżeli jej motywacja jest odpowiednia (nie jest z nim dla kasy, albo dla podbudowania własnego poczucia dojrzałości, etc.) i są razem naprawdę szczęśliwi to jest to ich prywatna sprawa. Generalnie nie sądzę, aby takie związki były jakoś szczególnie zdrowe i miały dużą szansę na powodzenie, ale w życiu różnie bywa.

Jest w trudnej sytuacji, bo może by i chciała z nim być, ale presja rodziców powoduje, że nie wie, co robić.
Wydaje mi się, że Ty oraz wasi rodzice powinniście ograniczyć się do wyjaśnienia jej wad takiego związku i pozostawić decyzję jej, akceptując jej decyzję, jakakolwiek by ona nie była. Ostatecznie jest to jej życie i ona ma prawo podejmować w nim autonomiczne decyzje. Jeżeli nie widzicie niczego, co świadczyłoby, że ładuje się w skrajne bagno (np. ten facet nie jest alkoholikiem albo stałym bywalcem komisariatu), to w mojej ocenie nie powinniście wchodzić z butami w życie prywatne Twojej siostry.


Czy „spotykać się z kimś” znaczy to samo co „być z kimś”? Przecież chyba nie ma czegoś takiego, że ja się pytam „chodzimy ze sobą?”, ona się zgadza i dopiero od tego momentu jesteśmy semi-formalną parą.

Za bardzo to analizujesz i rozdrabniasz na czynniki pierwsze. W każdym razie - nie, spotykać się z kimś =/= być z kimś. Jednakże nie radziłbym Ci bawić się w takie coś, że wyskoczysz dziewczynie z tekstem: "chodzimy ze sobą?" albo "bądź moją dziewczyną", czy jakimiś ultra-romantycznymi wyznaniami miłości. Taka forma jest troszeczkę dziecinna.

Wasz kontakt powinien rozwijać się w sposób naturalny - ot, spędzacie ze sobą coraz więcej czasu, zbliżacie się do siebie i jak będziesz już chciał z nią być to zwyczajnie pewnego razu mówisz jej coś w stylu: "Słuchaj, jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną i jesteś dla mnie bardzo ważna, chciałbym, abyśmy byli kimś więcej niż tylko znajomymi". Jeżeli chcesz się bawić w deklaracje to coś takiego będzie bardziej odpowiednie, choć może okazać się, że w pewnym momencie po prostu poczujesz, że chcesz jej powiedzieć: "kocham Cię" i to zrobisz, albo wytworzy się taka atmosfera, że się pocałujecie, czy coś w ten deseń. Bycie razem nie musi zacząć się od bezpośredniego pytania o związek, choć masz pełne prawo - jeżeli wasza relacja zajdzie dosyć daleko i nie będziesz wiedział na czym stoisz, po prostu się o to zapytać.

Wracając do Twojej wypowiedzi, czy trzeba mówić wprost „chcę cię poznać”?

Nie podchodź do podrywu jak do partii szachów czy działań wojennych:) Na te Twoje pytanie nie ma odpowiedzi - możesz powiedzieć wprost coś w stylu: "Jesteś naprawdę interesująca i cieszę się, że mam przyjemność Cię poznawać!", ale nie po to, aby określić swój zamiar względem dziewczyny, ponieważ każda rozgarnięta kobieta będzie wiedziała, że skoro z nią piszesz i próbujesz się dowiedzieć, kim jest to zależy Ci na tym, aby ją poznać, lecz po to, aby powiedzieć dziewczynie coś miłego i zasygnalizować jej, że jesteś nią zainteresowany:)

Ta akurat mnie za to pochwaliła, ale inna by pomyślała „co za nudziarz” i kliknęła „ignoruj wszystkie wiadomości od tego użytkownika”.

Do tego musisz przywyknąć - tak jak pisałem wcześniej - nie ma żadnego prawidłowego planu działania w podrywie. Wszystko jest kwestią wyczucia oraz obycia.

Wtedy to była dla mnie tragedia. Teraz uważam to za bardzo pouczające doświadczenie.

Muszę przyznać, że imponujesz mi swoim sposobem myślenia. Jeżeli będziesz kiedyś we Wrocławiu to zapraszam na piwo:)

Niemniej, ad rem - ważne, że dostrzegasz konieczność czerpania nauki z każdej swojej pomyłki:) Gratuluję - z takim podejściem powinieneś naprawdę daleko zajść.

Prędzej ją wystraszę swoim niezdecydowaniem i byciem ci(a)pą.

Kwestia znalezienia złotego środka - jak za mocno się napalisz i zbyt szybko będziesz naciskał to wystraszysz, jak będziesz się do niej zabierał jak pies to jeża to albo ktoś Ci ją podbierze, albo ona stwierdzi, że jesteś ciapowaty i Cię skreśli.

Ach, mógłbyś mi podać linki do tych tematów/postów, do których najbardziej chciałbyś, abym się odniósł?:) Nie za bardzo mam czas wertować całą Twoją zawartość:)

@Mariolkusia - wybacz, ale głębia Twojej myśli po prostu mnie wessała.

@Lightinside - zgadzam się z Tobą, +1.
 

buderchin

Nowicjusz
Dołączył
20 Lipiec 2011
Posty
198
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Nie śmiej się, ale z mężczyznami również (pomimo tego, że jestem w 100% heteroseksualny).
Spox, też tak mam.

Użytkownik buderchin dnia 18 kwiecień 2012 - 12:18 napisał
„Po pewnym czasie” powiadasz... Tylko, że u jednego jest to 10 minut, a u mnie bardziej będzie to 10 spotkań. Jak moi kumple sobie pozałatwiali dziewczyny i razem się spotykaliśmy, to minąć musiało kilka tygodni, zanim się do którejś w miarę swobodnie odezwałem.

Wydaje mi się, że Twój problem tak naprawdę leży w Twoim nastawieniu. Sądzę, że zwyczajnie za bardzo się nastawiasz i zbyt poważnie traktujesz te pierwsze spotkania, co połączone z faktem, że zdajesz się być dosyć wybredny i spotykasz się z dziewczynami bliskimi swojemu ideału, co, nie ukrywajmy, jest onieśmielające, oraz tym, że najprawdopodobniej nie należysz do osób przesadnie pewnych siebie i obytych z kobietami, prowadzi do tego, że ciężko Ci się oswoić.

Dwie uwagi do podkreślonych fragmentów:

1. Moja wybredność nie ma tu nic do rzeczy, gdyż były to dziewczyny moich kumpli, więc podobać się one musiały im, a nie mnie. Ciekawe miałem zapoznanie z dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela. Było to na sylwestrze w jej domu. Prócz mnie zaprosił jeszcze jednego kumpla, więc było nas trzech. Reszta to byli jej znajomi, których my dwaj w ogóle nie znaliśmy, a on może poznał kilka osób, gdy się z nią spotykał. Dziewczyna się interesuje fotografią i miała w domu powywieszane na ścianach zrobione przez siebie zdjęcia. Kumpel coś tam zagadnął o zdjęcia, a mnie ganił, że się nie odzywam i nie interesuję. Ja odpaliłem, że nie będę jej kurtuazyjnie chwalił, bo się na fotografii nie znam i zdjęcia te nie robią na mnie wrażenia.

2. Nie chodzę na randki. Jeden jedyny raz spotkałem się z dziewczyną (szukaj frazy „Czasem jest tak, że obiektywnie” w tym wątku w poście #4). Z dziewczynami poznanymi przez internet jeszcze się nie widziałem na żywo. Ideału nie mam. Nie byłem jeszcze z żadną dziewczyną, by móc stwierdzić, jakie cechy charakteru są przeze mnie szczególnie pożądane.


Ja się po prostu boję dziewczyn. Szybciej zagadam do starszej kobiety lub mężczyzny niż do dziewczyny.

Historyjka: w poprzedniej pracy pracowała para – matka z córką. Córka ładna, kształty idealne, ale nie w moim typie – włosy pofarbowane na fioletowo i kolczyk w wardze. Onieśmielała mnie bardzo. Mamusia, choć grubo po czterdziestce, też ładna – taki powiedzmy MILF. :D No i wyobraź sobie, że do córki nie zagadałem, ale gdy odeszła z pracy, to dość często gadałem z jej matką. Bardzo sympatycznie się rozmawiało, choć zupełnie nie pamiętam, o czym.

Może lepiej byłoby, abyś zaczął spotykać się najpierw z dziewczynami, do których masz podejście: "może być" zamiast: "jest świetna"? Nikt nie mówi przecież, że musisz od razu z nimi brać ślub - kilka niewinnych randek Ci nie zaszkodzi, a nabierzesz trochę obycia:)

Ja generalnie mam podział czarno-biały: „może być” i „nie może być”. Jeśli dziewczyna może być, to znaczy, że łapie się do kategorii „może być” i to mi wystarczy. Oczywiście w kategorii „może być” są mniej lub bardziej ładne, ale to już nie ma większego znaczenia. A nawet traci zupełnie na znaczeniu, gdy się daną osobę pozna.

Nie wiem, czy jest Ci potrzebna wiedza, jaki mam gust... Np. od dłuższego czasu wzdycham do Izabeli Zwierzyńskiej (ur. 1989.12.20), która występuje w Familiadzie i w Barwach szczęścia (jest to jedyny powód, dla którego razem z mamą oglądam ten serial :D). Wydaje mi się ona taką zupełnie zwyczajną, ale jednocześnie bardzo ładną dziewczyną.

Z tego forum możesz obadać zdjęcie i moją opinię w temacie http://www.forumowis...ta-nosa-taknie/.

Jeśli przez określenie „może być” masz na myśli takie, które mi się nie podobają (czyli łapią się do kategorii „nie może być”), to ja raczej na coś takiego nie pójdę. Jeśli mam się spotkać z kimś, kto mnie zupełnie nie pociąga, to po co w ogóle ma być to kobieta? (tak wiem, „kilka niewinnych randek Ci nie zaszkodzi, a nabierzesz trochę obycia”)

Takie postępowanie jest wg mnie nieuczciwe. Przypomina to trochę sytuację, gdy kumpel wyszukiwał ogłoszenia dotyczące sprzedaży motocykli i jeździł po sprzedawcach – oglądać, że niby chce kupić, a faktycznie tylko po to, by się przejechać na danym sprzęcie. Ktoś powie, że to nic złego, bo skoro ktoś daje ogłoszenie, to liczy się z tym, że ktoś mu będzie d*pę zawracał. Tylko to trochę nie w porządku – facet poświęcał te 40 minut z nadzieją, że jednak uda mu się sprzedać. A było pewne, że kumpel nie kupi, bo nawet tyle pieniędzy nie miał.

Lepiej nie ryzykować. Spotkam się z taką, się jeszcze zakocham i wtedy dopiero będzie...

I jeszcze jedna kwestia: ja przy wyborze dziewczyny do zagadnięcia na portalu randkowym nie kieruję się wyłącznie zdjęciem. Np. teraz oglądam profile dwóch dziewczyn. Jedna w polu „szukam” ma wpisane „przyjaznej duszy do pogadania”, a druga „wysokiego pana (takiego powyżej 190) dobrze zbudowanego”. Jak myślisz, do której prędzej napiszę?

musisz fenomenalnie wypaść, bo ona pewnie ma naprawdę wysokie wymagania i jest taka fantastyczna, a Ty taki normalny, etc. Myślę, że to Twoje nastawianie się prowadzi do tego, że zapominasz o tym, że dziewczyna, z którą się spotykasz to też tylko człowiek

Tutaj trafiłeś w sedno.

Jednakże nie radziłbym Ci bawić się w takie coś, że wyskoczysz dziewczynie z tekstem: "chodzimy ze sobą?" albo "bądź moją dziewczyną", czy jakimiś ultra-romantycznymi wyznaniami miłości.

Pewnie jeszcze wiele wody w Odrze upłynie zanim zamieszczę na tym forum posta pt. „Jak wyznać miłość dziewczynie?” albo „Jak zapytać o chodzenie?”. ;)

Tak więc dzięki za radę, ale przyda ona mi się najwcześniej za 3 lata.

wytworzy się taka atmosfera, że się pocałujecie, czy coś w ten deseń.

Tutaj to już normalnie fantastyka. :D
 

buderchin

Nowicjusz
Dołączył
20 Lipiec 2011
Posty
198
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Ja bym powiedział, że rodzi się zaufanie, bliskość, zażyłość w kontaktach, a potem dopiero może przerodzić się to w miłość. Przynajmniej ja tak to widzę.

Racja. Pisałem to w pośpiechu i nie zastanowiłem się nad tym głębiej.


Musisz liczyć się z tym, że przyjdzie Ci przebrnąć przez naprawdę dużo dziewczyn z "defektami" osobowości zanim trafisz jakąś naprawdę fajną.

To mnie właśnie martwi. Głównie ze względu na czas, jaki będę musiał temu poświęcić.

Mój kolega podchodzi to tego bardziej zawodowo. Pisze z kilkoma na raz – na Badoo, Symapatii, GG, SMS. Raz miał przypał, bo mu się numery telefonów pomyliły i SMS adresowany do Agnieszki 23 wysłał do Moniki 24. :D Inna dla odmiany zrobiła prowokację i z innego numeru napisała pod innym imieniem; gdy on ochoczo odpisał, to napisała ze swojego pierwszego numeru, że nie jest zainteresowana dalszą znajomością.

Ja niestety tak nie mogę i jak się angażuję w znajomość z jedną, to od razu zmniejsza mi się zainteresowanie innymi. Nawet tych wszystkich zdjęć i profili mi się nie chce wtedy przeglądać. Pomylenie numerów telefonu mi na razie nie grozi, bo od żadnej jeszcze nie zdobyłem.

Powiedzmy, że poświęcę miesiąc na jedną dziewczynę. Najlepiej poznać dziewczynę na wiosnę i w lato, bo wtedy wystarczy iść na spacer (nie wyobrażam sobie randki w ulewnym deszczu czy przy temperaturze minus 25 stopni). W takim wypadku znalezienie odpowiedniej zajmie mi kilka lat.


Z autopsji wiem, że wśród takich naprawdę ładnych odsetek tych niezbyt ciekawych jest po prostu większy.

No tak, te które są i ładne i ciekawe są już dawno zajęte. Te mniej ładne, ale fajne z charakteru też są powoli zajmowane. Zostają więc tylko niefajne z charakteru – zarówno ładne jak i nieładne.


Pamiętaj jednak, że nie wszystko to, co przeczytasz w tych rubryczkach musi okazać się prawdą. Ludzie piszą tam wiele rzeczy, ponieważ tak wypada, albo dlatego, że w ten sposób przedstawiają siebie w bardzo korzystnym świetle.

Mnie w tych suchych danych interesują cztery kwestie:
  • DZIECI • Oczywiście wybieram takie, które jeszcze nie mają. Nie do przyjęcia jest dla mnie sytuacja, w której kobieta deklaruje brak dzieci, a potem się okazuje, że jednak już je ma.
  • PALENIE • Po co by miała pisać, że pali, skoro faktycznie nie pali? Odwrotna sytuacja jest prawdopodobna, ale szybko wyjdzie na jaw – będzie jej capić z gęby. :D
  • ALKOHOL • Jeśli ktoś zaznacza, że lubi, to raczej celuje w pewien typ związku: nie na stałe, tylko do wspólnych imprez i seksu. Ja piję w towarzystwie, choć wódki raczej unikam.
  • WYKSZTAŁCENIE • Faktycznie może być sytuacja, że dziewczyna zakończyła edukację na gimnazjum, a podała średnie. To i tak by wyszło w trakcie rozmowy (choć nie koniecznie, bo mogły być inne tego przyczyny niż niska inteligencja). Osoba ze średnim wykształceniem deklarująca wykształcenie wyższe – chyba ktoś bardzo zakompleksiony z powodu tego, że się nie dostał na studia.
Z rzeczy, które się samemu wpisuje – oczywiście, też nie należy być wobec tego bezkrytycznym. Cytat z Paulo Coelho każdy może sobie wkleić z internetu. Jednak wybór tekstu – nawet jeśli miałby to być cytat – świadczy jakoś o człowieku.


Podobnie ze zdjęciami - wiele z nich wcale nie przedstawia faktycznego wyglądu osoby siedzącej po "drugiej stronie internetu". Jedne są starannie wyselekcjonowane z setek różnych ujęć, a inne naprawdę mocno przerobione w photoshopie.

Ja musiałem przejrzeć kilkadziesiąt swoich zdjęć. Do publikacji nadawały się tylko cztery. :D Domyślam się, że dziewczyny mają jeszcze gorsze dylematy.

Większość zdjęć wygląda na nieedytowane. Jeśli już jest zastosowana jakaś obróbka, to najczęściej jest to dodanie efektu sepii.


To, ze wasz wirtualny kontakt będzie naprawdę solidny wcale nie znaczy, że na żywo będzie równie różowo. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy.

Jeszcze nie. :D


To chyba najtrudniejszy element tego wszystkiego - trafić kogoś, kto okaże się naprawdę ciekawą osobą, która jest dokładnie taka za jaką się podawała.

Nawet udając kogoś, trzeba wiedzieć, jak to robić, więc po części jest się osobą, którą się udaje.


Uczucia są ważne, prawda, ale jaki sens ma bycie z kimś, kto nie jest tego warty tylko dlatego, że poczuło się miętę? W moim odczuciu absolutnie żaden, ponieważ z czasem owa "mięta" osłabnie, a pewne defekty naszego partnera wyjdą na światło dzienne. Skutek tego będzie taki, że związek się rozpadnie, a my stracimy kilka lat życia.

Dlatego – wbrew temu, co mówią tu niektórzy – lepiej szukać przez internet. Wtedy jest to trochę jak wybór towaru w sklepie. Może to mało romantyczne, ale dzięki temu można wziąć pod uwagę wiele czynników. A w klubie możemy zafascynować/zauroczyć się kimś tylko dlatego, że jest dobrze ubrany i świetnie tańczy.


Tu, tak szczerze, nie mam zdania. Nie chcę oceniać Twojej siostry, ponieważ nie znam powodów, dla których jest z tym mężczyzną.

Jasne, ja przecież też nie siedzę w jej głowie.

Chodziło mi raczej o to, żeby stawiać sobie pewne kryteria i przez to odcinać zupełnie możliwość poznania i zbliżenia się do osób, z którymi ewentualny związek byłby trudny. Ja na pewno nie chcę poznać matki z dzieckiem, choć z różnych programów interwencyjnych w TV wiem, że te dziewczyny często znalazły się w takiej sytuacji nie ze swojej winy. Moja siostra też powinna sobie założyć, że max 8 lat starszy, żeby nie było problemów z rodzicami. Ale jak widać, miłość nie wybiera, więc teraz ma dylemat – jak pisałem: może by i chciała z nim być, ale presja rodziców powoduje, że nie wie, co robić. Koleś ma jazdy, że ona się nie angażuje, itp.


Użytkownik buderchin dnia 18 kwiecień 2012 - 12:18 napisał
Moim zdaniem nie ma tej jedynej osoby, w której się mogę zakochać. Każdy, kto nie ma zbyt wąskich widełek, jest w stanie dopasować sobie partnera. Najpierw się zauroczyć, zakochać, a potem pokochać.

Bardzo mądre stwierdzenie, choć należałoby zwrócić uwagę na to, jakie elementy są poddane naprawdę rygorystycznej i wysoce selektywnej ocenie, a co do których jest się nieco bardziej tolerancyjnym.

Linkując w mojej wypowiedzi do posta, w którym Hattrick90 pisze, że jego dziewczyna musi mieć do 166 cm wzrostu, miseczkę C, rozmiar stopy 37-38, chciałem sprowokować jakąś dyskusję. Widzę, że się nie udało. Ale może i dobrze, bo nie ma co się naigrawać z cudzego nieszczęścia.


ważne, że dostrzegasz konieczność czerpania nauki z każdej swojej pomyłki:)

Z każdej to nie. Ta sprawa była wtedy dla mnie bardzo ważna, więc ją przedstawiłem obszernie na forum. Już wtedy było jasne, że później będzie to tylko wspomnienie. Nauczyło mnie to właściwie tylko jednego: nie składać poważnych deklaracji pisemnie (tj. przez email, gg, sms), lecz tylko w rozmowie.

Gratuluję - z takim podejściem powinieneś naprawdę daleko zajść.

Jak na razie jestem na dobrej drodze do starokawalerstwa. Już nawet rodzice zaczynają mi dogryzać. :/
 
Do góry